Profil użytkownika
Strzyga
Zamieszcza historie od: | 22 marca 2011 - 10:22 |
Ostatnio: | 15 września 2017 - 14:17 |
O sobie: |
Nie lubię ludzi. |
- Historii na głównej: 51 z 54
- Punktów za historie: 41746
- Komentarzy: 180
- Punktów za komentarze: 1585
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 następna »
@Grav: Jaszka, rozumiem, bo też się często babrałam w rzeczach ktore Offshore powinni załatwiać we własnym zakresie. Ja tylko chcę powiedzieć, że to co my odbieramy jako upierdliwość, dla nich są kryciem dupy, i to takim co decyduje o tym, czy ich dzieci pójdą spać głodne czy nie. Dlatego ich usprawiedliwiam :)
Jako osoba pracująca dla międzynarodowego giganta, z potężnym zapleczem w Pune i Chennai - znam się, to się wypowiem. Czy też raczej stanę w obronie tych nieboraków :) Nam, pracujących po tej stronie świata, w zupełnie innej kulturze pracy, łatwo krytykować pracowników tzw. offshore. (Mówię tu z punktu widzenia kogoś, kto pracuje w Anglii). W mojej korpo ludzie ględzą, narzekają i jojczą jak to źle tu i niedobrze, ale tak naprawdę zjawisko mobbingu nie istnieje, managerowie stają na rzęsach by wspierać pracowników, a "góra" panicznie się boi, że pracownicy zjebią ich w anonimowych ankietach pracowniczych, co się źle odbije na notowaniach firmy, więc wychodzą do ludzi jak mogą. W Indiach jest natomiast nawet nie Trzeci Świat, co trzydziesty. Ludzi tam glebią bez krępacji, bo na miejsce jednego Vikhrama jest dziesięciu chętnych. Pracownicy mają debilne i bezsensowne polecenia, których muszą się trzymać, bo za jedno odstępstwo od algorytmu rozmowy lecą ci po pensji - za coś takiego w Anglii by poleciały łby CEO, a w Indiach to norma. Nic dziwnego, że offshore będą kurczowo się trzymać wytycznych albo przerzucać zadania/zapytania na onshore, skoro jest ryzyko że jeśli skopią po swojej stronie to im poleci 1/3 pensji w miesiącu? Skąd wiem o tym, tak przy okazji? Moja była teamleaderka pojechała szkolić ludzi w Indiach i po powrocie ze śmiechem opowiadała, jak to coś tam się jednej dziewuszce porypało z call flowem i szefostwo za karę zapłaciło jej tylko połowę dniówki - i jak dziewczyna płakała, bo jest jedyną żywicielką jedenastoosobowej rodziny, a jej wypłata to dla nich być albo nie być. Tak że tego.
@emilyana: odpuszczę dalsze komentowanie, ale mam prawo do własnego zdania. I obstaję przy tym, że Mihrimah prezentuje postawę roszczeniową z tytułu bycia matką.
@Drago: ok, a skąd wiesz, że żadna z pozostałych osób w poczekalni nie miało również pilnych problemów? Tępy ból w piersi nie jest tak dramatyczny jak wysypka, ale może okazać się cichym zawałem. I tak, autorka miała moim zdaniem niefajną postawę: ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę, ani przepraszam, moje dziecko ma podejrzaną wysypkę więc uprzejmie informuję, że mam pierwszeństwo. O nie. Pogadała z pielęgniarkami, ustawiła się pod drzwiami i się jeszcze dziwuje, że ktoś zaprotestował.
@BlueBellee: Nie, NIE pochwalam wyzywania i wrzasków i wcale nie bronię chamskich ludzi. Skrytykowałam tylko generalną postawę Mihrimah, którą odebrałam jako "Moje dziecko ma pierwszeństwo bo dziecko > starszy człowiek".
@Mihrimah: nie wiem, co ma posiadanie dzieci do możliwości wypowiadania się pod historią...?
@Agness92: Skoro już weszła z dzieckiem do poczekalni, to chyba nieważne czy czekali minutę czy dziesięć - dla wirusów ospy to bez różnicy ;) Rozumiem oczywiście, że są sytuacje że trzeba wejść szybciej i bez kolejki, ale tu wynika z historii, że sprawa nie była super nagląca. A autorka jest przekonana, że skoro ma dziecko, to ma przywilej, i nawet dla przyzwoitości nie musi nikogo pytać. A starsi ludzie to rozumiem gorsi i nie mają naglących problemów?
Będę piekielna, ale co tam: oskarżasz starszych ludzi, że mają siłę się oburzać, ale z drugiej strony skoro twoje dziecko nie dusiło się, nie krztusiło, nie gorączkowało, to chyba sytuacja nie była tak tragiczna, żeby nie czekać w kolejce. A gdyby były powyższe alarmy, to chyba na ostry dyżur z tym, nie do przychodni. Sorry, ale gdybym się dowiedziała, że moja matka, niemłoda już kobieta, musiała ustąpić MADCE Z DZIEDZGIEM BO DZIEDZGO MA KROPKI, to chyba by mnie szlag trafił.
@Jorn: tak jest. Polejcie temu Jornu / tej Jornie ;)
Pracowałam kiedyś na słuchawce, środowisko znam od podszewki, więc się wypowiem: to ty jesteś tu piekielna, autorko. Tak jak ktoś już napisał: firma, dla której pracujesz i którą reprezentujesz, schrzaniła i to więcej niż jeden raz, a ty z dumą relacjonujesz, jak to kobitę próbowałaś usadzać. No rzeczywiście dziwne, że babka się wściekła, bo raz że płaci za naprawę której nie wykonano, a dwa że prosiła o zmianę danych w systemie, danych nie zmieniono. Miał prawo ją szlag trafić. Twój jad jest żałosny.
@Zmora: fake, kierowca nie klaskał.
@Day_Becomes_Night: tu też mam ripostę: znajomy Anglik nienawidzi Polski, bo przyjechał do Krakowa pozwiedzać i go dwie tubylcze laski okradły. Koleżanka-Czeszka przyjechała do Manchesteru pozwiedzać i ją okradli - od tego czasu ma jak najgorsze wspomnienia z Anglii. Jaki stąd wniosek? Żaden. Nigdzie nie jest lepiej ani gorzej, ot zależy jak ci się poszczęści.
@Rak77: Podpisuję się rękami i nogami. Ja byłam w klasie w czarnej dupie (szarej strefie?), bo z jednej strony imigrantka z Europy Wschodniej więc na pewno przyjechała ciągnąć socjal, a z drugiej strony jaki szok i niedowierzanie, bo oboje rodziców lekarzy, a ja zgarniam dobre oceny i na uniwersytet się wybieram... Gdzie tu to wpasować?
@Day_Becomes_Night: btw. masz plusa za koment.
@Day_Becomes_Night: nie przesadzam , po prostu miałam niefart trafić na kijową szkołę :) Nikt mnie nie bił po pysku za narodowość, nikt mi nie topił głowy w toalecie, ale aroganckie teksty i olewanie w codziennych rozmowach na korytarzu, bo np. "się nie znam na 'europejskiej muzyce'" (w domyśle: na pewno znam tylko dźwięk bałałajki i fletu do nawoływania kóz na stepie) to też jakaś tam forma przemocy pewnie :) Nie żalę się tutaj, oczywiście, i wiem że akurat ja miałam pecha i te 10-11 lat temu sytuacja była inna, i zależy gdzie mieszkasz, i jak ci się poszczęści... Po prostu zirytowała mnie trochę historia powyżej i ta aluzyjka na końcu "Hurr durr, wszędzie się trafią źli ludzie, ale generalnie to w Polsce jest dzicz i brak kultury, a w Anglii wszyscy są pokojem i miłością". Ot, według mnie to taka pasywna agresja polukrowana pozorną tolerancją.
A ja, choć historię mam częściowo podobną do twojej, mam zupełnie inne wspomnienia. Wyemigrowałam ponad 10 lat temu i tak jak ty poszłam od razu do angielskiej szkoły. Nikt mnie nie wspierał, nikt mi nie pomagał. Nauczyciele mnie traktowali jako Angielkę. Uczniowie? Na samą wiadomość skąd jestem od razu zaczynali mówić wolniej, bo skoro Polka, to na pewno nic nie kuma. Na IT nauczycielka pytała, czy aby na pewno wiem z której strony się patrzy na monitor komputera, bo takiego dziwa nigdy pewnie nie widziałam. Na porządku dziennym były pytania typu "Znasz Mariusza? Nie, nie wiem jak mu na nazwisko. To mój sąsiad. No Mariusz, taki w dresie! Jak to nie znasz, przecież wszyscy Polacy się tu znają!". Wielkie zdziwko, że nie, nie żyjemy w getcie i nie znamy wszyscy wszystkich. Koledzy w klasie wychodzili na imprezkę, a ja Myspace'a (tak, stara jestem ;)) się dowiadywałam, że coś się w weekend wydarzyło. I nie, to wszystko nie dlatego, że byłam odludkiem, dziwadłem czy nie znałam języka. Po prostu trafiłam na Anglików - nietolerancyjnych ignorantów. Z nikim, ale to z nikim z tamtych lat nie mam kontaktów. Za to z moimi przyjaciółmi z liceum utrzymuję regularny i serdeczny kontakt, choć niektórych nie widziałam dwanaście lat. Tak że twoj dramatyczny apel na końcu uważam za nieco tendencyjny i przesadzony ;)
@menevagoriel: ok, no chyba że tak :)
Współczułam twojej córce i uważam że pielęgniarki w tej historii są jak najbardziel piekielne, ale... Czy twoja córka jest lamą, że pluje w chwili zdenerwowania? Płacz, krzyki, wyrywanie się - ok, ale cztero- czy pięciolatek chyba już rozumie, że pluć na ludzi jest nieładnie? Nikt mi nie wmówi, że to jakiś pierwotny instynkt. Pluje na ludzi, bo tak ją ktoś nauczył albo gdzieś podpatrzyła. Za rok-dwa uderzy pielęgniarkę, za cztery lata da ci w twarz, a ty będziesz płakać jakie to twoje nieagresywne dziecko jest zestresowane i jak się broni. Wkurzają mnie takie matki.
@inga: też uważam, że to potworny bełkot, a autor rozpaczliwie próbuje być oryginalny.
@Bastet: Brawo, choć jedna normalna.
@mailme3: Tak, Samozwaniec też ładnie pisała o higienie ówczesnych nastolatek :) Owszem, kiedyś ludzie byli o wiele bardziej pruderyjni, często aż do przesady, ale to nie znaczy, że współczesny zanik jakichkolwiek konwenansów czy zasad przyzwoitości jest ok. Czy według ciebie powinna być jakakolwiek granica? Bo według mnie tak. Idąc twoim tokiem rozumowania, być może pokolenie naszych dzieci będzie się śmiało że "Moja mama wstydziła się pokazać pierś przy karmieniu, ho ho ho", po czym będą wstawiać na fejsa zdjęcie swoich penisów i wagin, bo precz z pruderyjnością przecież.
@bonsai: Nie. Nic takiego nie pisałam. Nie zgadzam się natomiast z tym, że robota ma stanąć i klienci powinni czekać pokornie za drzwiami, bo kobieta musi już teraz nakarmić dziecko. To mnie właśnie irytuje w nastawieniu części (nie wszystkich!) matek karmiących: "Ja MUSZĘ nakarmić, więc mam pierwszeństwo, takiego wała, nie zgodzę się na żadne ustępstwo".
Rozumiem twoją frustrację, ale... Dwie sytacje karmiące, które mi bardzo zapadły w pamięć i przez nie jakoś tak nie mogę z kompletnym rozczuleniem patrzeć na matki karmiące. 1. Samolot. Siedziałam po przeciwnej stronie przejścia od rodzinki - tatuś, mamusia i dzieciak. Dzieciak poczuł głód i zażądał piersi. Rozumiem, że trudno blokować jedną z dwóch toalet dwustu ileśtam osobom tylko dlatego, że trzeba karmić potomka (karmić można wszędzie, robić siku już nie). Ale ludzie... dzieciak miał co najmniej trzy lata, a matka wyłuskała pierś bez żadnego skrępowania. Nawet nie próbowała jej zakryć. A tatuś siedział obok i patrzył na cycka z wyraźnym pożądaniem i komentował jego krągłość i jędrność. Yyyych. 2. Będąc raz na mieście spotkałam znajomą, która wyszła na spacer ze swoim niemowlakiem. Nie jesteśmy szczególnie blisko, ot tak 'Cześć - cześć , co słychać, u mnie okej' i takie tam ploteczki o niczym. Postanowiłyśmy skoczyć na kawę. Usiadłyśmy z boku, z dala od ludzi, żeby dzieciak nie przeszkadzał gaworzeniem czy płaczem. W pewnym momencie znajoma wypala 'Czekaj Strzyga, Tomcia nakarmić muszę', po czym ściąga sweter i ramiączko koszulki, wyciąga pierś i karmi potomka. Bez przykrywania cycka, bez odwracania się do ściany. Celując poidłem prosto we mnie. Nie wiem czemu to zrobiła tak bezpośrednio, może założyła że jako kobieta nie będę miała nic przeciwko... I może nie miałabym, gdyby mnie do jasnej Anielki zapytała, czy mam ochotę być świadkiem tak intymnej sceny i oglądać jej sutki. A wierzcie mi, nie miałam. No i wreszcie pytanie do ciebie, DużaMi (i nie odbierz tego proszę jako atak!). W sytuacji drugiej, tej u koleżanki w pracy - zakładam, że skoro klient wlazł, to znaczy że były normalne godziny otwarcia. Sorry, ale ja bym się nieźle wpieniła, gdybym przyszła coś gdzieś załatwić, a tu drzwi zamknięte, bo koleżanka pracownicy musi dziecko nakarmić. Z kontekstu wynika, że to twoje miejsce pracy, ale i tak. Czemu karmienie twojego dziecka ma zakłócać rytm pracy? Poza tym jednym - współczuję trudności w byciu matką karmiącą.
Sakrament spowiedzi zakłada, że owszem, popełniłeś - świadomie bądź nieświadomie grzech, ale czujesz skruchę i szczerze chcesz się poprawić. Na tym ten odłam religii polega: na dążeniu do samodoskonalenia się. Co to za sztuka być katolikiem, a każdy swój postępek przeciwko nauce Kościoła usprawiedliwiać "Och, każdy ma prawo błądzić, sorki"? Niekoniecznie mam tu na myśli powyższą historię, tylko te tysiące "katolików", które np. znając stanowisko Kościoła w tej sprawie praktykują mieszkanie ze sobą przed ślubem, a na każde wytknięcie im hipokryzji krzyczą "Jestem słaby, mam prawo, kto pierwszy bez grzechu tere fere".
Ciekawe, czy gdyby pojawiła tu się historia "Jestem praktykującą wegetarianką. Wczoraj siedziałam w restauracji i jadłam kotlet schabowy...", to czy też znalazłoby się tutaj milion pięćset osób broniących logiki autorki...