Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Tajemnica_17

Zamieszcza historie od: 1 października 2013 - 22:28
Ostatnio: 4 maja 2024 - 14:42
O sobie:

Mam 28 lat. Żyję sobie i staram się nikomu nie wadzić
:D

  • Historii na głównej: 5 z 13
  • Punktów za historie: 1860
  • Komentarzy: 586
  • Punktów za komentarze: 2494
 

#22506

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Trochę o mrocznej stronie natury ludzkiej. A dokładnie o egoizmie i brutalnym chamstwie, jakie wyzwala w nas alkohol i poczucie choroby...

Wielokrotnie byłem świadkiem narodzin kuloodpornych, piekielnych pacjentów. Ludzie, którzy na co dzień byli wzorem cnót wszelakich, po wypiciu kilku głębszych przeobrażali się w zionące nienawiścią do otoczenia bestie...
I pół biedy, jeżeli tylko lżyli nas na czym świat stoi... Toć człowiek tylko wtedy ma siłę wypowiedzi, kiedy uznamy go za równorzędnego partnera. Toteż - niech mówią na zdrowie.
Cały ambaras, kiedy taki ludek zaczyna ręcznie tłumaczyć nam że jest najlepsiejszy z całego miasta i nikogo się nie boi.
A na ofiarę najczęściej wybiera osobę najsłabszą - pielęgniarkę, próbującą podać mu lek czy poprawić poduszkę pod głową...
I co z tego, że za atak na personel medyczny podczas pełnienia obowiązków grożą dwa lata odsiadki? Prokurator daleko, Policja też musi dojechać, zaś ochrona szpitalna składa się zazwyczaj z emerytów, którzy na widok zadymy sami wymagają pomocy medycznej...
Toteż czasem mus zareagować. Nawet gwałtownie...

Sobota. Wieczór. Czas lęgu chlorów piekielnych i nadpobudliwych.
Do SORu przychodzi dwóch jegomościów. Pijani dość mocno. Jeden ma rozciętą głowę - efekt poalkoholowego ataku podstępnej grawitacji. Ale ten jest grzeczny: daje się koledze pozszywać, idzie na prześwietlenie, dziękuje za pomoc... Natomiast jego kompan... Ten wyraźnie szuka guza. Najpierw sobaczy pielęgniarkę, że tak wolno woła lekarza. Potem sanitariusza, że tak wolno ich prowadzi na rentgen. Potem wyzywa salową, która próbuje zmyć ślady krwi pozostawione przez jego kolesia... Wreszcie... Jego zamglony wzrok pada na mnie - siedzącego grzecznie pod ścianą ze studentami...
Podchodzi i zionąc mi w twarz odorem wina marki "Pocałunek teściowej" zaczyna - chyba - pytać, gdzie tu można zapalić. Odpowiadam, zgodnie z prawdą, że nigdzie. Wtedy dopiero widać, jak alkohol zmienia postrzeganie i ocenę sytuacji...
Facet jest przeciętny. Jakieś 180 wzrostu, 80 wagi, koło czterdziestki... Ja... 195 na długość, jakieś 120 kilo żywej wagi i mina, która wyraźnie mówi, że ostatniego, który mnie zaatakował, do dziś próbują wywabić ze ścian... Słowem - przeciętny ortopeda...
Gość zaczyna bluzgać obrzydliwie pod adresem moim, całej familii... Do tego coraz mocniej macha mi łapskami przed nosem.
Wstaję. Chcę wyprowadzić bydlaka z SORu, bo tu chorzy ludzie czekają ratunku.
Łapię go grzecznie acz stanowczo pod ramię i ruszamy do wyjścia.

W przedsionku, dwa tiktaki, które zastępują kolesiowi mózg, zderzają się i następuje proces myślowy: właśnie opuszcza szpital, a nie przylał nikomu... No i łapie mnie za klapy, szykując się do strzału z główki...
Musiałem zareagować, bo całkiem lubię własne, poczciwe oblicze.
Prostym rzutem judo wywalam pijaka na podjazd dla karetek. Oczywiście, ponieważ był spodlony, przeleciał jako sputnik parę kroków i wpadł pod karetkę...
Idę go wyciągnąć, ale sam wstaje, wywrzaskując ze szczegółami, co mi zrobi jak już wstanie, szuka czegoś w kieszeniach - mamrocze, że zaraz znajdzie ten j...ny nóż... A że pijany, wstaje w sposób dość pokraczny, przez chwilę jego wypięty zad zawisa nad resztą ciała. Dwa kroki. Czubek drewniaka kontra kość ogonowa. Głuchy stuk pustego łba o blachę - bo karetka nadal stała tam, gdzie uprzednio...
Potem dźwignia na ramię i wyprowadzam faceta za teren szpitala...
Ale to nie koniec atrakcji: czuję czyjąś rękę na ramieniu. Kolega, dotychczas grzeczny, wrócił - pewnie w obronie mojego sparringpartnera...
Toteż - niewiele myśląc - odgarniam rękę i wyprowadzam uderzenie na drugiego przeciwnika... I o mało co nie przeprowadziłem ataku czołgu na drewutnię...
Koleś miał refleks godny rekordu Guinnessa: w sekundzie, w której rozpędzałem łapę, zdołał jednym tchem wykrzyczeć:
- Doktorze, ja nie chcę w pier...ol, ja go chcę zabrać!!!
Rozbroił mnie tym dokumentnie. Oczywiście oddałem mu lekko sponiewieranego koleżkę i razem pożeglowali ku zachodzącemu księżycowi...

Powiecie może, że niepotrzebna agresja... że mogłem się nie wtrącać, bo nie ja od tego jestem...
Nie mogłem. Bo następnym razem może zechcieć pobić tą pielęgniarkę czy salową. A tak... Może - jeżeli nie myśl - to chociaż wspomnienie smaku lakieru karetki go powstrzyma.
Normalna sobota w SORze...

służba_zdrowia

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1005 (1119)

#67890

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Z pamiętnika laborantki.

Śmieszno-piekielne. O nierozumieniu polskiej mowy.

Przyszła pani w średnim wieku po wynik posiewu moczu. Na wydruku napisane było naukowymi słowami, że wyhodowano kilka szczepów bakterii, a ponieważ zakażenia układu moczowego powodowane są przez jeden rodzaj (tzn w danej chwili jeden, bo zdolnych do tego jest wiele), należy badanie powtórzyć, poprawnie się do niego przygotowując (podmywając).

Pani prosi o wyjaśnienie. Ok, rozumiem. Ale sprawa drażliwa i delikatna. Tłumaczę naprawdę prostymi, ludzkimi słowami, delikatnie, ale i konkretnie - pani nie rozumie. Tłumaczę po raz drugi, trzeci, coraz prościej - nic. Już naprawdę nie mam pojęcia, co mogę jaśniej powiedzieć. "Co to znaczy i co to znaczy."
Aż w końcu pacjentka stojąca w kolejce nie wytrzymała i wypaliła:
- To znaczy, że żeś pani d**y nie umyła i za dużo zarazków było. Musisz pani jutro rano porządnie umyć d**ę, najszczać jeszcze raz i przynieść.

Zachowanie powagi level expert :D

słuzba_zdrowia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 832 (870)

#72901

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka lat temu miałam wykonaną rekonstrukcję więzadła krzyżowego. Wiąże się to niestety z wszczepieniem w kolano śrub mocujących. A istnienie jakichkolwiek wszczepów metalowych jest przeciwwskazaniem do wykonania rezonansu magnetycznego, trzeba dodatkowo dostarczyć zaświadczenie, że materiał, z którego wykonano śruby może być umieszczany w polu magnetycznym. Otóż:

- Wg pań w rezonansie takowy glejt wystawia szpital, który przeprowadzał zabieg.
- Szpital twierdzi, że mam się z tym udać do lekarza operującego. (Już tam nie pracuje).
- Lekarz operujący (po zobaczeniu wyjętej z archiwum karty operacyjnej, gdzie są opisane wykorzystane materiały) stwierdził, że on niczego wystawić nie może, z tą kartą mam się udać w miejsce wykonania rezonansu.
- Dzwonię do rezonansu, czy taka karta im wystarczy. Tak, owszem, wystarczy.

Coś mnie tknęło. W sumie mogłabym się na tym oprzeć, bo dokumenty miałam dostarczyć bezpośrednio przed badaniem, ale nie po to czekałam rok, żeby teraz dowiedzieć się, że jednak nie będzie wykonane. Jadę osobiście, pokazuję te nieszczęsne papiery, nie, oni nie wiedzą, co to za śruby, mam mieć zaświadczenie od lekarza operującego.
- Lekarz operujący wystawić go nie chce.
Rezonans za 2 tygodnie, a ja biegam od Annasza do Kajfasza i każdy umywa ręce.

słuzba_zdrowia

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 225 (241)

#84121

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Osoby występujące w historii (imiona zmienione):
- Ewa
- Dorota
- Kasia.

Wszystkie pracują w jednej firmie, Ewa i Kasia na umowie o pracę, Dorota na UZ. Polityka firmy jest taka, że fundusze na kawę/herbatę należą się wyłącznie pracownikom na etacie. Kasia pija wodę, ale zgadza się na kupowanie kawy za jej przynależną kasę i oddaje ją Dorocie, która do niej "nie ma prawa".

Wszyscy byli zadowoleni.

Aż do czasu, kiedy Kasia odeszła z pracy. Z uprawnionych do funduszu kawowego, wynoszącego 12 zł/osobę/miesiąc pozostała Ewa, chętnych do picia Ewa i Dorota.

Tak, Dorota nadal żąda dzielenia się z nią kawą, nie przyjmując do wiadomości, że dotąd piła z dobrego serca Kasi. Za 12 zł wielkich ilości kupić się nie da, Ewa proponuje poczęstowanie w razie potrzeby ze swojej porcji, ale już nie nieograniczony niemal dostęp.

Kto jest zły i niekoleżeński? Ewa.

Dlaczego? Ponieważ nie dość, że nie chce oddawać kawy, to jeszcze kupuje tę, którą lubi ona sama, a nie Dorota.

Skomentuj (42) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 128 (168)
zarchiwizowany

#7344

przez Konto usunięte ·
| było | Do ulubionych
Pracuję na ochronie.
Od dłuższego czasu mam tak zwany "stały obiekt", biurowiec w którym zacumowały banki, biura zagranicznych firm, restauracja "studencka" i kawiarnia.
Dziś, dokonując selekcji pojazdów wjeżdżających na obiekt, zatrzymałem samochód. Kierowcą był dobrze ubrany pan, na oko, trochę po czterdziestce. Wywiązał się miedzy nami taki oto dialog
- Dobry, do firmy X, gdzie zaparkować? - powiedział na jednym wydechu, nie patrząc nawet na mnie. Na obiekcie nie ma parkingu dla gości, jedynie pracowniczy, dlatego też musiałem odesłać pana "z kwitkiem", bynajmniej nie za parkowanie.
- Przykro mi, ta firma nie ma tu wolnych dla gości miejsc parkingowych, nie moge pana wpuścić.
W tej chwili popatrzył na mnie, co prawda jak na śmiecia, ale jednak prosto w oczy.
- To co, powinienem może k***a tramwajem przyjechać?!
- Przykro mi, tramwaju też nigdzie by pan tu nie zaparkował...
Po zwyzywaniu mnie i mojej matki, pan odjechał.

Ochrona

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 263 (409)

#7242

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pracuję na ochronie.
Dziś pracowałem na obiekcie gdzie, poza pilnowaniem porządku, obowiązkiem ochrony jest prowadzenie księgi gości i witanie wchodzących osób. Mówiąc prościej, jest to praca na recepcji połączona z ochroną fizyczną.
Dziś z samego rana, już po otwarciu budynku dla gości, ustawiłem wszystkie grzejniki na maksimum, bowiem przez noc hol wychłodził się. Bez zbędnej przesady mogę powiedzieć, że temperatura oscylowała w okolicach 12-15 stopni Celsjusza. W pewnej chwili z biur znajdujących się na górnych piętrach, zjechał jakiś dobrze ubrany pracownik jednej z firm mających tam swoje siedziby. Po jego zachowaniu wywnioskowałem, że czekał na kogoś kto miał się stawić w holu. Po minucie stania naprzeciwko mnie, podszedł do kontuaru.
- Czemu tu jest tak w ch*j zimno? - zapytał z nieukrywaną złością.
- Wie pan, nie jestem pewien... Próbował pan zapiąć rozporek? To powinno pomóc go ogrzać. - opowiedziałem z uśmiechem.
Resztę oczekiwania, jak się okazało na kuriera, spędził w przeciwległym końcu holu, starając się na mnie nie patrzeć.

Ochrona

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 981 (1343)

#22756

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Pojechałem niegdyś na obóz treningowy.
Nic wielkiego, spanie w baraczkach, łazienka w domku z bali, gdzie mieściła się też stołówka i toaleta. Obóz był mały, ledwo piętnaścioro uczestników i dwóch Nauczycieli. Do łazienki obowiązywała kolejka wedle nazwiska, ja byłem drugi, zaraz po Anicie.

Dziewczyna ta miała wtedy grzywę czarnych, długich włosów, sam Król Lew by jej mógł zazdrościć, gdyby zdecydował się na farbowanie. Niestety, równie spektakularnie jak wyglądały, łamały się czy wypadały. ZAWSZE po jej prysznicu, a odbywał się on w zwykłej, żeliwnej wannie, a nie kabinie prysznicowej, wszędzie były włosy. Były na dnie wanny, na armaturze, na podłodze, w zlewie i na ręcznikach... WSZĘDZIE. Ja człowiek obrzydliwy nie jestem, ale ile można wydłubywać cudze kłaki ze swojej szczoteczki do zębów?

Już pierwszego dnia poinformowałem koleżankę o problemie, miałem nadzieje na polubowne załatwienie sprawy. Niestety, stwierdziła, że dwadzieścia minut w łazience to dla niej i tak za mało, więc nie będzie sobie jeszcze dokładać obowiązków. Oj, wdepnęła mi na odcisk.
Przez następne dwa dni zbierałem jej włosy do słoika. Trzeciego dnia, gdy poszła się myć, wywaliłem ten urobek do jej łóżka, a musicie wiedzieć, że spaliśmy na białych, włochatych kocach.
Dziewoja pozbawiona była chyba autorefleksji, bo jak tylko zobaczyła co i jak, poszła do Nauczyciela ze skargą i opisała całą sytuację, CAŁĄ.
Brzmiało to mniej więcej tak "Bo Michał chce żebym po sobie w łazience sprzątała, a ja nie mam kiedy, bo za mało czasu na toaletę jest! On mi na złość pozbierał po mnie włosy i wrzucił do mojego łóżka! To jest złośliwe, jak można tak komuś brudzić?!".

Do końca obozu odpowiadała za utrzymanie czystości w łazience, jak też za kopanie kloak w czasie wypraw terenowych.

Życie codzienne

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 842 (914)

#63470

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jak już wspominałem, prowadzę działalność gospodarczą, produkuję i sprzedaję sprzęt zabezpieczający przed poślizgiem, zarysowaniem czy obiciem.

Dziś będzie zagramanicznie. W listopadzie wybrałem się służbowo do Turcji. Dokładnie do Izmiru, jednego z większych miast tureckich. Spędziłem tam 3 dni, zwiedzając różne fabryki. Historia będzie o taksówkarzu w ostatnim dniu mojego pobytu.

Wychodząc z hotelu dosyć wcześnie bo przed 7 rano, udałem się na postój taksówek w wiadomym celu (była jedna, jedyna taksówka). Wsiadam, witam się i mówię że chce dostać się do fabryki takiej a takiej. Oczywiście wszystko po angielsku i tutaj zonk pan taksówkarz do mnie:

[T] - No understand.
Próbuję jakoś się dogadać po angielsku ale nic a nic kierowca nie rozumie. Null, zero, nic. Próbuje po turecku z rozmówkami, ale wychodzi mi tylko Kebab i w sumie po turecku to umiem tylko poprawnie usiąść. Myślę może arabski zna, ale po arabsku znam tylko dwa słowa, na dodatek bardzo bombowe. 10 minut prób, a facet przede mną się tylko uśmiecha. Zrezygnowany, po cichu, pod nosem mówię: Kur*a mać!
A tutaj mój kierowca na to:
[T] - Kur*a Mać! Ja Polski znać!

I tak oto udało mi się dostać na ostatnie spotkanie. Taksówkarz Polski znać, uwaga z Polski, w której mieszkał kilka lat. Jednak i w naszym narodowym języku można się dogadać za granicą.

zagranica

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 882 (956)

#15729

przez Konto usunięte ·
| Do ulubionych
Jeszcze w liceum religii uczył mnie ksiądz, który delikatnie mówiąc miał (o ironio!) kompleks Boga. Jego poglądy, czy ogólny sposób bycia nie były jakoś bardzo uciążliwe, za to jego mniemanie o sobie można najprościej ująć znanym stwierdzeniem, że gdyby spadł z poziomu swojego ego na poziom jaki rzeczywiście reprezentował, to jeszcze w locie umarłby z głodu.

W każdym razie na porządku dziennym były komentarze, że na pięć zasługuje tylko on, a żeby mieć cztery trzeba chodzić po wodzie albo zamieniać wodę w wino. Cisnął i wymagał, komentując przy tym szeroko naszą niewiedzę, nieudolność, to jak daleko w tyle jesteśmy za NIM, który oto reprezentuje sobie tylko znaną prawdę objawioną i nadludzkim wysiłkiem przekazuje ją nam, marnym jedynie robaczkom na tym łez padole ;)

Mało to było szkodliwe. Raczej irytujące kiedy ciągle musieliśmy robić za kółko jednostronnej adoracji i przytakiwać z uśmiechem wszystkim przechwałkom, aby nie pisać kolejnych testów ze znajomości Pisma Świętego. A ocenki? Oj słabiutkie. Robienie cudów szło nam jeszcze średnio więc trójczyny się sypały jedna za drugą.

Raz książę (jak sam kazał na siebie mówić) rozpoczął przemówienie na temat tego, ileż on musi wkładać pracy aby wtłuc nam coś w te nasze małe móżdżki, żyły sobie wypruwa, a my nadal, jak nie umieliśmy recytować Pisma Świętego na pamięć, tak nie umiemy... I no już doprawdy, jesteśmy tak mało rozgarnięci, czy po prostu on był tak wybitnie zdolny, że się tego nauczył... Trwało to dłuższą chwilę, a musieliśmy stać (a tego nie lubię) podczas kazania, które ukraszone było licznymi cytatami z Biblii, w pewnym momencie padły znamienne słowa będące parafrazą biblijnego cytatu:

Książę: - Między wami, a mną zieje ogromna przepaść...
Jot(niewiele myśląc): - Kto się wywyższa, będzie poniżony.

Na to wszyscy w śmiech, Jot wielkie oczy, bo szybciej mówi niż myśli, a księciunio znany tyran, nie raz wywalał za drzwi do dyrektora za byle grymas...A ten? Kiedy odzyskał mowę powiedział tylko:

Książę: - Jot... cholero jedna... masz sześć.

I tym sposobem poskromiliśmy złośnika ;)

ksiądz

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 711 (857)

#29495

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś opowiem, dlaczego kobiety nie powinny przypominać prowadzącym mężczyznom o włączeniu świateł.

Co prawda prawa jazdy nie mam, jakoś zbytnio na przepisach drogowych się nie znam, ale wiem, że światła w dzień czy w noc włączone być muszą. Funkcjonuje też umowny gest między kierowcami: kiedy jeden widzi samochód bez włączonych lampek, wykonuje gest łapką troszkę podobny do machania. Nie umiem tego jakoś barwnie zobrazować, mam nadzieję, że wiecie o co chodzi. :)

Otóż pierwsza sytuacja:

Idę sobie kulturalnie chodnikiem. Wtem zauważam pojazd z wyłączonymi światłami. Wykonuję więc wyżej wymieniony gest, widzę, że światła się włączają, kierowca macha w podzięce. Super, pomogłam. Nie minęło 10 sekund, słyszę pisk opon, otwieranie drzwi samochodu, odwracam się. Autko stoi na awaryjnych, a w moją stronę biegną oni: ona i on. Kobitka czerwona jak buraczek, facecik purpurą swe lica przybrał, oboje stoją przede mną. Wywiązuje się taki oto dialog:

- Niech pani tej idiotce wytłumaczy, dlaczego pani machała do mnie, a ja do pani!
- ... Yyy... Bo miał pan wyłączone światła?
- Bo widzi pani, moja żona stwierdziła, że jest pani moją kochanką. Przepraszam za kłopot, miłego dnia.

Przez resztę dnia miałam banana na twarzy. :)

Druga sytuacja:

Idę sobie radośnie poboczem (bo gdzie by chodnik się znalazł), po czym zauważam delikwenta bez świateł, znów wykonuję gest łapką. Auto zjeżdża na pobocze, przyciemniana szyba opada w dół. Z samochodu wychyla się obleśny typ i wyskakuje z tekstem:
- Dobra, ale szybko. I ile bierzesz?
Wyśmiałam go tylko i poszłam dalej. Mam nadzieję, że nie przypomniał sobie o światłach i zapłacił mandacik. :)

ulica

Skomentuj (64) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 820 (896)