Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10817
 
zarchiwizowany

#49948

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z okazji kilku dni wolnego odwiedziłam dawno niewidzianą kuzynkę.
Dom na wsi, duży ogród. Siedzimy sobie pod drzewami, które zaczynają kwitnąć i wdychamy zapach pieczonego mięska, które lada chwila będziemy jeść.
Na kolana pcha mi się intensywnie synek kuzynki. Oczka zaczerwienione, z tego co wiem alergik i na ten temat schodzi rozmowa:

- Od dwóch tygodni walczę z jego objawami alergii i tyle z tego mam, że z lekkiego łzawienia mamy zapalenie spojówek, co rano oczka sklejone. Lekarz zmienia już kolejne kropelki, dodał maść a efektu brak - żali się kuzynka.
- Biedne te twoje oczka - mówię cmokając malucha we włoski - daje mamusia lekarstwo i nic.
- Mamusia daje lekarstwo i babcia daje lekarstwo - dodaje mały.
- A kiedy babcia ci daje lekarstwo? - dopytuje zaskoczona kuzynka.
- Jak mamusia wychodzi - odpowiada malec.
- A jak babcia daje lekarstwo?
- Babcia myje oczka mocno taką wodą - tłumaczy chłopczyk.
- Jaką wodą?! - kuzynka zupełnie skołowana spogląda na mnie, na syna.
- A taką ze słoiczka.
- Choć i pokaż mamie z jakiego słoiczka.
Kuzynka bierze syna za rączkę i idą do domu. Po chwili słyszę awanturę. Kłóci się kuzynka z teściową, włącza się mąż kuzynki i zaczyna się robić bardzo nieprzyjemnie.

Podsumowując.
Chłopiec ma alergie na pyłki, między innymi. Rodzice pomni faktu podają mu na tą alergię leki, bo utrzymać dziecka w domu nie sposób. W związku z pogodą tej dziwnej wiosny, trzeba było dołączyć lek w postaci kropli. Jednak zamiast być lepiej było coraz gorzej, bo teściowa wierzy tylko w święconą wodę, którą regularnie gałgankiem wymywała krople, a potem dodaną maść. Dodam, że stale tym jednym gałgankiem, zanurzonym w cudownym specyfiku o zastosowaniu wszelakim, bo świeżo święconym, przy okazji wizyty we wsi cudownego obrazu.

Jak to dobrze, że dzieci gadają szczerze wszystko o co spytać, bo kto wie co by było dalej.

Ciemnota wiecznie żywa

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1063 (1141)
zarchiwizowany

#49694

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dziś, opowiedziana mi przez zaprzyjaźnionego listonosza Marka.
Marek zawsze ma problemy z wydaniem przesyłek pod pewnym adresem. Ewidentnie ktoś jest w domu, ale nikt nie otwiera drzwi. Potem jednak są skargi, że pisma nie są dostarczane.

Dziś Marek zaparł się w sobie i postanowił pukać do skutku.
Skutek był taki, że najpierw usłyszał kłótnię.
Damski głos wyzywał kogoś od męskiego niedomytego członka i innych części ciała (wszystko poniżej pasa i wszystko pozbawione higieny...).
Potem w końcu w drzwiach stanął starszy pan w dresie. Tak się ustawił, żeby uniemożliwić dostęp do tych drzwi starszej pani, robiącej wszystko, żeby przez te drzwi wyjrzeć.
Marek zatrzymał się na progu obserwując walkę.
Kobieta koniecznie chciała wyjść na korytarz, lżąc (jak wynikało z wypowiedzi) małżonka, wystawiała kończyny, dołem, górą, wciskała się między faceta a futrynę...
W tych to niesprzyjających warunkach, Marek usiłował doręczyć list polecony i uzyskać pisemne potwierdzenie tego faktu.

W końcu kobieta cofnęła się za męża i zaniechała walki... po czym złapała nagle za spodnie małżonka i razem z majtkami pociągnęła w dół, aż ukazał się omawiany wcześniej członek;)
Facet najpierw skamieniał, a potem wykonał nagły zwrot i zwiał do pokoju, podciągając pospiesznie odzienie.
- Widział, że ma brudnego fiuta?! Widział?! Z tyłu też ma osrane! - skomentowała kobieta z szerokim uśmiechem i pognała za mężem.
W otwartych na oścież drzwiach został oniemiały Marek, po czym zamknął delikatnie wrota szalonego domu i oddalił się na paluszkach.

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 827 (865)
zarchiwizowany

#49205

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ludzie to *uje (bez względu na płeć oczywiście)!
Wiedzą o tym internetowi sprzedawcy.
Oto kilka sytuacji jakie mnie osobiście spotkały przez ostatnie kilka miesięcy. Nie wiem czy to klimat się zmienia, wiosna spóźnia perfidnie, czy zbydlęcenie rośnie w narodzie. Jedno jest pewne: inwencja twórcza i bezczelność niektórych osobników nadal mnie zdumiewa.
Aukcja trwa, cena dobra, sprzęt sprawdzony, sprzedawca wzorowy, ale co tam, zawsze można spróbować go naciągnąć, zrobić w balona, narazić na stratę czasu i pieniędzy.

1.Pani podwiezie, a ja sobie wybiorę...
- umawiamy się w jakimś publicznym miejscu (mój warunek),
- biorę sprzęt za kilkaset zł, do wyboru do koloru,
- klient ogląda, targuje się, grymasi w końcu rezygnuje, ale...
zanim odejdzie widzę, że jednej sztuki brak!
- Myślałem, że się pani nie doliczy - odkłada z rozbrajającym uśmiechem i spokojnie się oddala.

2.Spotkajmy się na mieście na odbiór osobisty.
- pan się spóźnia ponad godzinę, dzwoni co 15 minut, że zaraz będzie, już dojeżdża, że guma, policja, powódź i trzęsienie ziemi.
Za każdym razem jak już odpalam silnik, daje nadzieje, że zaraz będzie, prosi i przeprasza. A ty człowieku ani odjechać ani zostać (towar kupiony, ale ma być zapłacony przy spotkaniu)

3.Spotkajmy się w konkretnym miejscu.
- towar kupiony, zapłacony, panu zależy na czasie
- dzwoni jak tylko dojechałam, żeby może 500m dalej, bo on tam właśnie jest
- parkuję 500m dalej, dzwoni, że musiał na sąsiednią ulicę
- jadę jeszcze kawałek, pan zniecierpliwiony: "no nareszcie, czekam i czekam"

4. Klientka w pilnej potrzebie, uziemiona w domu, 20km ode mnie, błaga, żeby przywieźć, do tego dziecko chore.
- przejęłam się problemem, pakuję się i jadę
- na miejscu dzwonię domofonem, ale nikt nie otwiera, dzwonię na telefon, ale nikt nie odbiera,
- z bramy wychodzi sąsiad, pyta do kogo i mnie wpuszcza, dodając, że pani jest, bo jej auto stoi "o to czerwone, za panią"
- dzwonię i pukam do mieszkania, za drzwiami biega i gada dziecko, ktoś je ucisza, nikt nie otwiera, stoję jak dupa, w końcu wracam do samochodu i widzę jak się firanka ostrożnie rusza.
Wieczorem dostaję sms, że przeprasza, ale musiała dziecko odwieźć do lekarza. Może bym mogła jutro... Ta, już lecę.

5.Pani podwiezie w pewne miejsce, bo ta wysyłka taka droga...
- pan z Krakowa, więc jasne, że nie podwiozę, (ubezpieczona wysyłka to 8-10zł), ale jest sposób:
- chrześniak szwagra od strony kuzynki mojej drugiej żony, będzie jutro wracał z pracy z Belgii przez A4, to by pani podjechała i poczekała na zjeździe z autostrady,(do najbliższego zjazdu z autostrady mam około 65km i uwielbiam tam stać w krzakach i czekać może i do 3 w nocy)
- pan nie mógł zrozumieć dlaczego nie?
- z wielkim fochem zapłacił za polecony - ekonomiczny

6. Ale pani zdziera na wysyłce...
- stosuję cennik Poczty Polskiej co go grosza,
- dodaję bezpieczne opakowanie gratis,
- czemu nie wyślę na swój koszt? Wyślę, jeśli się kulturalnie dogadamy a nie pod wpływem szantażu, że jak nie, to on/ona ma w dupie i rezygnuje. Nic to, że już kupił (sama prowizja to 5%).

7. Pani wyśle za pobraniem...
- a ja nie odbiorę, taki/taka jestem cwany/a i możesz mi skoczyć
- telefon wyłączony,
- telefon odbieram i udaję, że ja to nie ja i nie znam tej świni, która panią wkręciła,
- telefon odbieram i panią opierniczam, że czekałem i czekałem i nic nie przyszło

8. Pani wyśle na podany adres
- a ja udam, że nie dostałem, a przecież zapłaciłem!
- będę pani groził i ubliżał aż się okaże, że przesyłka była rejestrowana, ubezpieczona i wydało się, że sam ją podpisałem: "Cholera, że też ten listonosz taka świnia i pamiętał"

9. Pani wyśle, a ja będę kombinował jak panią naciąć...
- oświadczę, że co prawda przesyłka dotarła, ale w środku nie było zasadniczego elementu
- na fotkę z pakowania z widoczną datą, godziną i numerem seryjnym po prostu się zamknę i zniknę

10. Pani wyśle, a ja odeślę swój zepsuty
- nic to, że mój był nowy a zwrot jak psu z gardła wyciągnięty, klient upiera się przy swoim
- po sprawdzeniu numeru seryjnego nie traci bojowej postawy i żąda natychmiastowego zwrotu swojego trupa, na mój koszt.

Jestem szczerze ciekawa komentarzy czytających, bo może jestem jakaś dziwna i szukam sobie na siłę wrogów i problemów i za grosz nie mam podejścia do ludzi.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 765 (851)
zarchiwizowany

#49170

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejny przykład, że umiejętność czytania w narodzie umiera.

Wystawiłam przedmiot na portalu aukcyjnym, dodając do niego pewien gratis. Od razu zaczęły się pytania o ten gratis właśnie.

Jeden pan z częstotliwością raz na 2 dni zadawał pytania, (i dobrze, kto pyta, nie błądzi), pytania jednak dotyczyły spraw dokładnie opisanych, lub widocznych na zdjęciach. Za którymś zapytaniem, zwróciłam w końcu uwagę, że może wystarczyło by przeczytać aukcję, lub chociaż tytuł, a wszystkie wątpliwości by się rozwiały, do tego w aukcji jest telefon a ja w zasięgu przez 24/dobę...

W odpowiedzi dowiedziałam się, że jestem podła i chamska, że przy takim komunistycznym podejściu do klienta mój koniec jest bliski i chociaż wczoraj pan rozważał wreszcie zakup u mnie, to teraz mogę się bujać, bo swoim obrzydliwym zachowaniem straciłam tak znamienitego klienta.

Totalnie się załamałam!
Chyba nie udźwignę tej straty ;)

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 379 (489)
zarchiwizowany

#49061

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W temacie straży miejskiej.

Panowie ze straży miejskiej w moim mieście lubią robić przyczajkę koło jednego STOPu. Miejsce bardzo niebezpieczne, dobrze mi znane, zatrzymuję się tam zawsze.
Trzeba być samobójcą, żeby tam nie stanąć.

Wóz SM pojawił się za mną jak zjawa. Pocwałowali za mną aż do miejsca parkowania. Jeden z kozaków podszedł do mnie, jak tylko otworzyłam drzwi od strony kierowcy i zaczął przemówienie, pochylając się do środka mojego samochodu.
- Mandacik będzie.
- A za co jeśli wolno wiedzieć?
- Nie zatrzymała się pani na stopie.
- Nic podobnego, zatrzymałam się, zawsze się tam zatrzymuje.
- Oj, tym razem kółeczka nie stanęły, ja już mandacik wypisałem.
- To już nie mój problem, bo ja go nie przyjmuję, spotkamy się w sądzie jeśli się pan upiera. Możemy też podejść do waszej siedziby i pan mi udowodni na monitoringu, że się nie zatrzymałam.
Pan wyraźnie zmarkotniał. Zaczął skubać szczurowatego wąsika.
- To pani zdecydowanie nie przyjmuje?
- Zdecydowanie nie.
- A jak ja pani powiem, że mamy uszkodzony monitoring i w sądzie będzie pani słowo przeciw mojemu?
- To macie pecha, bo mój monitoring działa bez pudła. Widzi pan to takie małe? To mój rejestrator, zresztą nadal włączony. Chce pan coś jeszcze dodać do swoich poprzednich wypowiedzi?

Pan bez słowa zrobił piękny zwrot przez lewe ramię, wsiadł do wozu i gęsto gestykulując do kolegi, wystartował na miasto.

Coś czuję, że muszę teraz mieć oczy dookoła głowy, bo będzie na mnie polował, żeby mu się ten mandat już wypisany nie zmarnował.
Auto mam znaczne co ułatwia mu sprawę, a do tego uraziłam śmiertelnie jego dumę.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1121 (1159)
zarchiwizowany

#48551

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spotkałam dziś znajomą.
Jest bezrobotna, ale cała w skowronkach, bo niedługo będzie bogata!
Była na takim spotkaniu i zapłaciła 1000 zł wpisowego i za każdą nową, zaproszoną (czytaj wkręconą) osobę dostanie 100 zł, a potem zyski z kolejnych i kolejnych. W sumie, to nie wie, co ma ważnego robić poza tym namawianiem, ale jest taka szczęśliwa i ma takie szerokie horyzonty na przyszłość.
Ten 1000 to z Providenta wzięła ale co tam, bogactwo przed nią...

Normalnie deja vu.
Z 10 lat temu zostałam zaproszona na takie spotkanie.
Płacił zapraszający, w programie cyrk przez 3 godziny i cienka kolacja. Nie mogłam wyjść z podziwu jakie to było dobrze przygotowane.
Muzyka rozsadzała czaszkę, prowadzący biegał po scenie jak byk po arenie, uderzał słowami w najwrażliwsze struny tych biednych ludzi. Opisywał swoją rzekomą nędze kiedyś i luksus teraz. Schodził do widowni, na której siedzieli naganiacze wymieszani z potencjalnymi ofiarami. Raz płakał nad ich losem, raz histerycznie się śmiał. Widownia sterowana klakierami zrywała się na nogi po każdej dobitniejszej wypowiedzi i wiwatowała, klaskała, klaskała.
Ktoś wręczył mu kwiaty...
W przerwie naganiacze towarzyszyli nam wszędzie i na papierosku przed budynkiem i w damskiej toalecie, omawiając takim niby głośnym szeptem, ile to już kasy nie mają, ale o tym sza!

Potem był moment o pieniądzach, taki nieistotny, mimochodem. Oczywiście oni pomogą, powiedzą gdzie i jak wziąć kredyt. Tych zainteresowanych, z wypiekami na twarzy otaczał wianuszek hien, rozgadanych, o błyszczących oczach, doradzających, przekonujących, rozwiewających ostatnie opory czy wątpliwości. Tych, którzy byli sceptyczni, lub bezczelnie ironiczni jak ja, najchętniej wyprosili by z sali.
Osoby zapraszające też były podzielone. Te, które przyprowadziły dobre ofiary - chwalono, takie, jak moja koleżanka były potępiane i otwarcie krytykowane. Mało się dziewczyna nie popłakała.
I w końcu ostatnie fanfary, złowieni frajerzy na scenie, z kwiatami, w uściskach. Łzy szczęścia w oczach, rumieńce, oszołomieni swoim szczęściem, pilnowani, żeby czasem nie otrzeźwieli.

Teraz, po latach zobaczyłam ten sam błysk szczęścia w oczach tej kobiety, choć jedyna "radość" jaka ją spotkała jak na razie, to kredyt w Providencie.

I śmieszne, i straszne.

Powrót piramidki?

Skomentuj (73) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 918 (986)
zarchiwizowany

#48175

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z racji zajęcia znam wielu listonoszy w okolicy, a kurierzy wszystkich literek robią u mnie zloty, przybywając pojedynczo lub grupowo.

Taki na przykład listonosz wie doskonale co niesie, do którego domu. Bezbłędnie rozpoznaje pisma sądowe, z rozgraniczeniem sądu rodzinnego (alimenty, rozwody) czy karnego, pisma skarbowe albo wezwania komornicze. Wie, kto ma rodzinę w jakim zakątku świata, kto z kim "siedzi" i ile kto pieniędzy otrzymuje np. z ZUSu. Zna kłopoty rodzinne w swoim rejonie, wie kto ma jakie zwierzaki...
Jednym słowem listonosz/doręczyciel jest przeze mnie uważany za osobę zaufania społecznego.
Nieuczciwość takiego człowieka jest niedopuszczalna.

Głośna w moim rejonie była sprawa listonosza, który kradł pieniądze, sam podpisywał przekazy, bebeszył przesyłki listowe, a towary wyciągnięte z tych przesyłek próbował sprzedawać. Od współpracowników zainkasował solidny wpier... Z pracy ze względu na trudną sytuację rodzinną zwolnił się "na własną prośbę", czyli bez dyscyplinarki. Sprawa ucichła dopiero po kilku miesiącach, a gość podobno wyjechał.

Jakież było moje niemiłe zaskoczenie, kiedy dziś pojawił się u mnie jako KURIER jednej z literek, z przesyłką dla mnie.

Teraz siedzę i myślę...
I co teraz?
Czy moje przesyłki są bezpieczne?
Czy tamte doświadczenia czegoś go nauczyły?
Czy osoba, która miała "lepkie rączki" spróbuje ponownie?
Oto jest pytanie.

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (596)
zarchiwizowany

#47637

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Budowa w Niemczech, kilka lat temu.
Leje jak z cebra.
W wykopie, w błocie po kolana pracuje brygada Polaków. Trudzą się strasznie, ślizgają w rozmiękłej glinie, istna katorga.

Spod wiaty na sprzęt, pod którą wcześniej zniesiono dla ochrony co droższe narzędzia pracę obserwuje i nadzoruje polski zastępca kierownika budowy.
Na prośby o zakończenie pracy, lub chociaż przerwę na wypompowanie błota, czy przeczekanie ulewy dowcipkuje, że chłopaki nie z cukru, że nic im nie będzie.
Na budowę wjeżdża Niemiec, kierownik budowy i natychmiast przerywa pracę, mimo protestów gościa spod wiaty.
Bierze go do biura i przy otwartych drzwiach jedzie jak psa za zaistniałą sytuację.
Na odchodnym, rzuca za oddalającym się polskim szefem łamaną polszczyzną:
- Polska świnia!

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 830 (924)
zarchiwizowany

#47346

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z okazji zbliżających się Walentynek o miłości będzie...

Zakochał się chłopak w dziewczynie.
On trochę nerd, trochę kujon, ona najpiękniejsza z całej wsi. Jak nie odrzuciła jego nieśmiałych zalotów nie posiadał się ze szczęścia. Wakacje się prawie kończyły, młodzież gromadziła się przy ogniskach, świerszcze robiły nastrój a oni przytuleni, zapatrzeni.

W roku szkolnym miał trochę mniej czasu, plany i marzenia na przyszłość przewidywały wspólne wspaniałe życie, ale do tego matura musiała być zdana pięknie, studia czekały.
Dziewcze do nauki się nie paliło, nudziło coraz częściej, narzekało na samotność, na imprezy chodziło bez niego. Chłopak się gryzł, nie dosypiał, żeby się na pół podzielić. Mało i ciągle mało. Bał się że ją straci.

Kolega podpowiedział, żeby zrobił test, czy naprawdę go kocha. Pomysł był głupi, ale czego nie zrobi zakochany nastolatek.

Umówił się z nią w lesie nad jeziorkiem, gdzie ognisko palili, w konkretnym miejscu i czasie. Poszedł pierwszy, sznur zarzucił na drzewo, pętlę zawiązał i czekał. Taki był plan.
Dziewczyna wybrała się z koleżanką, spóźniły się kilka minut.
Jak dotarły na miejsce już nie żył.

Czy był zdolny do samobójstwa?
Czy to był wypadek?
Czy chciał ją nastraszyć, zaszantażować?
Czy próba generalna przed zaplanowanym przedstawieniem zakończyła się tak tragicznie?
Czy gdyby przyszła na czas, żyłby jeszcze?
Pytania nie dają spokoju rodzicom, bratu, znajomym do dziś. Nieoficjalnie wiadomo, że prawie rozszarpał sobie gardło i zmasakrował paznokciami twarz przy samym sznurze. Walczył z pętlą do ostatniego oddechu.
Nie wykryto udziału innych osób.

W Walentynki minie rok.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 111 (375)
zarchiwizowany

#45314

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sobotę, na dwa dni przed Wigilią nieszczęście.
Zaginął mąż koleżanki, ojciec ich trójki dzieci - Darek.
Wcześniej rozmawiał ze mną o jakiś głupotach, niegodnych zapamiętania, przeszedł przez ulicę i wkroczył na stację benzynową.
Nie wiem czemu patrzyłam za nim jak odchodził, chyba z nudów, albo "system mi się zawiesił".
Tak stałam i gapiłam się, jak znika za budynkiem myjni.
Zaraz z resztą o nim zapomniałam w natłoku własnych spraw.

Po 3-4 godzinach zadzwoniła Danusia - żona Darka - czy go nie widziałam, bo poszedł tylko do sklepu, a nie ma go od kilku godzin. Powiedziałam jej gdzie się spotkaliśmy.
Zaczęłam się o niego martwić. Było zimno, prószył śnieg, zrobiło się ciemno. Zaczęłam sobie przypominać, że ktoś mówił, że ktoś inny mówił, że Darek jest chory, że wykryto u niego zaawansowaną cukrzycę, ze podobno zasłabł w pracy...
Zaczęłam obdzwaniać znajomych i rodzinę, czy go kto nie widział. To samo ale intensywniej robiła jego żona, dzieci i matka. Telefon, który miał przy sobie był wyłączony, albo poza zasięgiem.
Telefon na policję poskutkował radą, żeby nie panikować, bo przecież to tylko kilka godzin. Snuliśmy różne przypuszczenia. Przyznaję, że jedne czarniejsze od drugich.

Tak nastał nerwowy ranek.
Wtedy poszukiwany odpisał na błagalne SMSy najmłodszej córki.
- Jestem cały i zdrowy. Nie martw się córciu. Tatuś musi pomieszkać sam przez jakiś czas, ale ciebie będę widywał, przyjadę na koniec roku szkolnego. Kocham cię.
Po chwilowym szoku zadzwoniła do niego żona. Nie odebrał, napisał tylko, że nie może dalej tak żyć i że odchodzi.

Z tak nabytą wiedzą, Danusia poniechała szukania męża, a zaczęła przeglądać dom. Wściekłość dodała jej sił. Brakowało ubrań i pieniędzy, za to w kuchni na stole leżały i nadal leżą dokumenty.

Jakim trzeba być tchórzem i skur... żeby odejść w taki sposób, na dwa dni przed świętami!?

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 850 (988)