Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10817
 
zarchiwizowany

#29407

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego poranka dzwoni telefon.
Numer obcy - klient jak nic.
Pan najpierw zaskoczony, że z kobietą będzie rozmawiać, ale że chciał konkretnych informacji a ja znam się na rzeczy, rozmowa była miła i na właściwy temat.
Pan się jeszcze namyśli.
Dzień kolejny i telefon. Ten sam miły pan zadaje kolejne pytania na temat sprzętu, przemycając tu i tam miłe słówko, lub osobiste pytanko.
- To do usłyszenia. Pan się jeszcze namyśli...

I tak to zyskałam " kolegę" do dyskusji o sprzęcie, który na sprzedaż mam, miałam albo będę miała.
Głupi nie był, uczył się szybko albo robił notatki, bo pytania z wręcz idiotycznych stawały się celne a nawet szczegółowe. Tylko, że na gadaniu się kończyło, telefony o różnych, czasem nieodpowiednich porach, a o planowanym zakupie coraz ciszej...
Wyłapałam numer, zapisałam i przestałam odbierać... to zmienił numer.
Znów wyłapałam, to zaczął pisać poprzez Allegro, z prośbą, żebym odebrała.

Pana podnieca kobiecy głos przez telefon, taki o szczególnym brzmieniu, jak mi wyjaśnił w tajemnicy "taki niski, aksamitny".
Cóż, są gorsze zboczenia, dobrze że mi ciuchów ze strychu nie kradnie albo nie przegląda śmieci...

wielbiciel

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (223)
zarchiwizowany

#28324

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka godzin temu, zostałam ofiarą wypadku, a właściwie ofiarą padł mój samochód.
Z podporządkowanej, z piskiem opon wyjechał pan około 60tki, waląc z impetem w moje auto od strony kierowcy. Jechałam bardzo wolno bo dopiero ruszyłam na światłach i ujechałam z 70 - 80m. Dobrze, że nikt nie szedł chodnikiem, na który mnie rzucił, bo byłby trup na miejscu.
Pan wyskoczył na mnie z ryjem, że tak to jest jak jedzie baba.
Potem mi zaczął grozić, żebym się nie ważyła dzwonić po "gliny".

Jak oprzytomniałam, zignorowałam jego wrzaski i zadzwoniłam.
Następnie, wśród bluzgów i wrzasków jego syna, wezwanego przez tatusia na pomoc, załatwiłam cały serwis fotograficzny, bo pan przeszkodził mi w wyjeździe na wystawę i miałam przy sobie cały fotograficzny sprzęt.

Przybyli stróże prawa uspokoili krzykacza, obejrzeli auta i miejsce zdarzenia. Pan dostał 500 do zapłaty i coś tam jeszcze, a ja pomoc przy sprowadzeniu lawety...

Jestem cała i zdrowa, choć jeszcze się trzęsę, na myśl co by było gdyby lepiej wycelował i dołożył mi centralnie w drzwi.

Pan tłumaczył policji, że wyjechał, bo jakiś gostek na chodniku mu machał, że droga wolna i żeby szybko ruszał.

Jednak najbardziej zastanawiająca jest reakcja mojego agenta ubezpieczeniowego
- Co? O cholera! Niech pani tylko nie wzywa policji!

Może mi ktoś wyjaśnić dlaczego?

wypadek

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (671)
zarchiwizowany

#27655

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tak sobie siedzę i Marzannę ze słomy zwijam, na jutro, rzecz jasna.
Od lat tworzę tą pannę na spalenie dla zaprzyjaźnionych przedszkolaków.
Jednego roku nie mogłam i oto, co z tego wyszło...

Panie w przedszkolu, nauczone, że dostawały gotowca, nie wysilały się za bardzo. Zamiast Marzanny nabiły na kij starą, gumową dzidziusiowatą lalkę, owinęły ją w jakieś stare łaszki i pochód ruszył.

Dzieci niosły bibułkowe kwiaty pokrzykując do marszu
- Witaj Wiosno! Przecz Zimo zła!
Pochód dotarł nad niewielką rzeczkę i należało kukłę spalić.
Ktoś przyłożył zapalniczkę i szmaty z plastikiem zaczęły najpierw się tlić i dymić, potem buchnął płomień. Zapaliły się włosy lalki, zaczęła topić twarz, wypadło na ziemię oko...
Istny koszmar!
Dzieciaki złamały szyk, ktoś uderzył kijem płonącą lalkę i głowa jak pochodnia potoczyła się po trawie. Dzieci krzyczały, ktoś płakał. Nauczycielki wyraźnie przestały panować nad maluchami. Nikt prowizorycznej Marzanny nie wrzucił do rzeczki. Jakiś chłopiec próbował "zatupać ogień".
Pani dyrektor obecna na miejscu zarządziła pospieszny odwrót.
Dzieci, oglądając się na płonące zwłoki, zaczęły ustawiać się w pary. W drodze powrotnej panie próbowały zachęcić do śpiewania wiosennych piosenek, ale nie bardzo im szło. Dzieci jakoś ucichły i szły takie smutne...

Jednym słowem, kompletny brak organizacji i wyobraźni zafundował dzieciakom koszmarny spektakl, zamiast tradycyjnego pochodu z kwiatami i symbolicznego pożegnania zimy.

Precz Zimo zła...

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 556 (622)
zarchiwizowany

#28490

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sąsiad pijaczek po nocy miał gościa.
Może i by nie wpuścił, ale gość płci "pięknej" i do tego z przepustką w postaci flaszki.
Haczyk polegał na tym, że "dama" posiada małżonka i powróciwszy nad ranem do rodzinnego gniazda, miała do wyboru albo się przyznać do łajdactwa albo wypłakać, że padła ofiarą...
Tak to pijaczek Boluś, został zbudzony ze snu rankiem, przez stróżów prawa i aresztowany za... gwałt:)

Nic, że gwałciciel metr i 55cm w kapeluszu, nic też, że 50 kg wagi i kości klekoczące na niepewnych patykach, a ofiara sama przylazła i postury ogromnej. Tak szlochała zapamiętale, że Bolusia w kajdankach wyprowadzili.

Zamknęli go w celi z takim samym "wielkim zbójem" jak on na 48 godzin.
Na śniadanko już się panowie nie załapali, ale obiad im przyniesiono.
Osadzeni szybciutko odbyli naradę, że to chyba drogo kosztuje, jak w komunistycznych wytrzeźwiałkach i że lepiej sobie darować.
Na oświadczenie, że panowie nie głodni zupełnie, dostawca podrapał się w głowę, bo jeszcze nikt darmowego żarcia nie odmówił. Na kolację panowie nadal apetytu nie wykazywali, broniąc się uparcie, że najedzeni jak nigdy a jedzenie na noc zdrowiu szkodzi...
W nocy nachlipali się wody ze spłuczki, wyglądając rychłego wypuszczenia i nadal uparcie odmawiając posiłków.

,,Dieta cud" trwała dokładnie 48 godzin, kiedy to delikwentów puszczono wolno. Tak to panowie zaoszczędzili pieniędzy podatnikom, a Boluś nauczył się nie wpuszczać niewiast, choćby nie wiem jakie trunki przyniosły.

dieta cud

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (205)
zarchiwizowany

#27582

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znajome małżeństwo prowadzi małą kwiaciarnię.
Codziennie przychodzą jakieś osoby po "kilka groszy" na chlebek, leki, dla głodnego pieska, dla chorego dziecka...
Niekończący się pochód mniej lub bardziej wiarygodnych potrzebujących.
Czasem coś tam dostaną, czasem kategorycznie są wypraszani.

Dziś jeden żulik pobił rekord piekielności
- Da pan parę groszy na chlebek:)
Nochal spuchnięty, czerwony, kaprawe oczka.
- Daj pan spokój, nie o chlebek tu chodzi, obaj o tym wiemy. Nigdy pan u mnie na picie nie dostał i nie dostanie - Sprzedawca twardo na to.
- No dooobra, na winko brakuje:) Bonusik za szczerość?
- Zna pan odpowiedź. Żegnam.

Amator taniego winka wyszedł na chwilę, ale wytrwały jest i zaraz wrócił.
- To może interesik ubijemy.
- Mowy nie ma, nic nie kupię, daj pan spokój.
- Ale ja mam coś ekstra.
- Nie jestem ciekawy.
- Ale co pan, każdy facet na to leci, żonki dziś nie widzę... Moja znajoma świetnie lodzika robi, taniutko za "piątkę", tu niedaleczko, w bramie czeka. No bądź pan mężczyzną. To wyjątkowa okazja...
Żulik mruga porozumiewawczo i ciągnie znajomego do wyjścia. Ten zaskoczony nie wie co powiedzieć. W końcu wyrywa się zdecydowanie:
- Panie, mi żonka co rano robi i po pracy poprawia, więc dzięki ale nie.
- Szkoda, myślałem, że się szanowny pan skusi, taka okazja...
I poszedł zrezygnowany.

świetny interesik

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 701 (765)
zarchiwizowany

#27124

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Każdemu z nas we wczesnym dzieciństwie wciskano jakiś "kit", który ubarwiał nam młode życie:)
Sztandarowy bajer dla młodych umysłów to Mikołaj albo Zębowa Wróżka...

Mój tata miał dar opowiadania.
Pokazywał las czy rzekę jak księgę tajemnic i czarów.
Z wielką pasją opowiadał o zwierzętach i roślinach, a wiedzę miał ogromną, bo płynącą ze szczerego zamiłowania i lektury wszelakiej.
Nie byłby jednak sobą, gdyby od czasu do czasu nie zrobił ze mnie konkursowego balona.

Kiedyś wiosną zasiedzieliśmy się do zmierzchu "mocząc patyki" w rzece, a że to była rzeka graniczna (o czym wiedziałam doskonale) tak oto nauczał:
- Wsłuchaj się dokładnie jak żaby kumkają. Tylko teraz, wiosną słychać to tak dokładnie. Z zamkniętymi oczami można rozpoznać gdzie mają gody polskie żaby, a gdzie niemieckie.
- Jak?!
- To bardzo proste. Polskie żaby robią rech rech, a niemieckie her her.
Przez najbliższe tygodnie nastawiałam uszu, za choinkę nie mogąc dociec jak on to słyszy?!

Innym razem kategorycznie oświadczył, że już jestem na tyle duża, że już mi nie będzie pomagał przy wędce i przynętach.
- Każdy wędkarz, przez założeniem robaka na haczyk przegryza go. Inaczej ryba nie bierze. Widzisz, do tej pory robiłem to za ciebie i brały, że hej. Teraz koniec, sama musisz to robić.
Coś tam pomajstrował i podał mi gotową do zarzucenia wędkę.
- To już ostatni przegryziony przeze mnie. Powodzenia!

Zachowałam twarz, aż odszedł w krzaczory, na swoje stanowisko, potem klapnęłam na glebę.
No to koniec, sama w życiu nie wezmę tego cholerstwa do ust! Mogę łapać, kopać, zagniatać cuchnące ciasto i ryby czyścić, ale to przekraczało granicę mojej wytrzymałości
Ojciec do tematu nie wracał.
Pewnie o psikusie zaraz zapomniał. Ja przez tygodnie szukałam wykrętów, żeby na rybki nie iść. Drobne kontuzje, lekcje, kółka zainteresowań lęgły się u mnie jak zaraza.
W końcu starszy zaniepokojony wysłał na spytki mamę.

Szybko wróciła ze zdobytą wiedzą
- Oj stary ty, a głupi jak but!
Uświadomiony co narobił, długo się za głowę łapał i za wąsiska tarmosił.
W końcu zamiast glizd do przegryzania dostałam na przeprosiny nowy kołowrotek. :)

legendy z dzieciństwa

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 674 (704)
zarchiwizowany

#26479

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Było już o znajomych dobrych i złych, teraz będzie o zdrowo walniętych:)

Od znajomej i wieloletniej przyjaciółki otrzymałam kiedyś "prikaz"
- Przyjdź dziś do mnie, koniecznie!

Znajoma zawsze była trochę szalona i miewała cudacznie pomysły.
Przyznaję, zaciekawiła mnie bardzo.

Tytułem wyjaśnienia muszę tu dodać, że od kilku lat praktycznie sama wychowuje dwóch chłopców, bo mąż stale pracuje za granicą. Jest więc kobiecina ojcem i matką, mechanikiem, kierowcą, palaczem CO i jednoosobową firma w jednym. Bardzo samodzielna i obrotna została przez sytuację życiową zmuszona do "noszenia portek w domu";)

Wchodzę do niej i w przedpokoju prawie potknęłam się o brudny worek.
- Co to jest? - odsunęłam się zaskoczona.
- Mój łup!- obwieściła mi triumfalnie, bardzo dumna z siebie.
- Jaki łup? Napadasz banki, mało Rajmund zarabia?
- Nie, napadłam z bronią na złodzieja!

A oto szczegóły brawurowej akcji.
W środku nocy, usłyszała coś na korytarzu. Nie kot, nie sąsiedzi. Ktoś czymś szeleścił i gmerał, ostrożnie i tajemniczo. Koleżanka pomna skarbu jakim jest węgiel w piwnicy, przyczaiła się pod wizjerem i wstrzymała oddech. Jakiś chłop zniknął za zakrętem schodów. Nie wiem, co nią kierowało, ale poszła do szafy i wyjęła pistolet na stalowe kulki ( Walther CP99 - specjalnie spytałam), sprawdziła czy jest nabój gazowy w środku, odkręciła zamki w drzwiach i zamarła na czatach....
Jak się czeka, to czas wlecze się niesłychanie.
Klnąc w duchu, że złodziej jest takim palantem i napełnienie wora zajmuje mu tyle czasu, nakręcała się coraz bardziej. Nogi jej zmarzły na gołej podłodze...

W końcu z piwnicy wyłonił się starszy, siwy facecik z workiem w ręce.
Nie myśląc, co właściwie robi, w dzikiej furii wyleciała z wrzaskiem bojowym na korytarz machając bronią.

Faceta jakby piorun strzelił.
Najpierw zamarł i wytrzeszczył gały - baba w koszuli i na bosaka z gnatem o 4 rano! Potem zwątpił i zaczął się wycofywać do bramy, a jak pociągnęła za suwadło, rzucił się w panice na łeb na szyję na ulicę...
Na placu boju została koleżanka z opuszczonym gnacikiem, z lufy którego posypała się "amunicja" i zdobyczą złodzieja. Ktoś na górze otwierał drzwi, ktoś schodził po schodach.
Nagle odechciało jej się wszystkiego i zwiała do domu informując przez drzwi, że nic się nie stało i tylko spłoszyła złodzieja

W worku była pocięta na drobne kawałki instalacja z piwnicy, z miedzianym drutem w środku.
Szkoda, że nie pociągnęła wtedy na spust, pistolecik robi straszny hałas, złodziej by chyba narobił w spodnie;)

baba obronna

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 704 (750)
zarchiwizowany

#26724

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Będzie to opowieść o tym, jak raz w życiu dałam łapówkę.

Serdecznie nienawidzę mleka.
Sam zapach doprowadza mnie do odruchów wymiotnych, czy to w postaci ciepłego, do picia, czy jako mleczna zupka.
W dzieciństwie byłam bardzo chudziutka, taki patyczak z mysim ogonkiem.
Mój tata podsumowywał to krótko: chodzący obraz głodu w Indiach.
Właśnie dlatego w czasie wszelkich wyjazdów na kolonie czy obozy znajdował się ktoś, kto próbował odkarmić biedną chudzinkę, najlepiej mleczkiem, bo takie zdrowe.
Koszmar powtarzał się każdego lata.

Trzeba było zadziałać zdecydowanie.
Umyśliłam sobie genialny plan. Postanowiłam mianowicie, złożyć propozycję korupcyjną, koledze mojego taty, lekarzowi wojskowemu.
Pan doktor znał mnie doskonale z wypraw na ryby.(Mój tata nie doczekawszy się syna, wychował na swojego towarzysza córkę. W wieku 7 lat dostałam pierwszą wędkę, 10 lat - prawdziwy łuk, 12 lat - wiatrówkę).

Wieczorem udałam się na połów rosówek (wędkarze wiedzą o co chodzi). Obchodząc z latarką duży teren na wyciągałam tego pół słoika po ogórkach, troskliwie przesypując je ziemią i zamykając podziurawioną nakrętką.
Na drugi dzień rano, pod pozorem bólu gardła udałam się z tym "nabojem" do izby chorych i odczekałam swoje.

Pan doktor przyjął mnie z uśmiechem.
Dokładnie zamknęłam drzwi i przystąpiłam do ubijania interesu.
Zaproponowałam mu dowolną ilość dżdżownic, na każde zawołanie do końca wakacji, za zaświadczenie, że jestem śmiertelnie uczulona na mleko i absolutnie nie wolno mi go podawać. Na dowód mojej dobrej woli wyciągnęłam słoik, gotowa zaprezentować jego zawartość tu i teraz, żeby się przekonał jakie są piękne i tłuściutkie.

Doktor usiadł i ukrył twarz w dłoniach.

W gabinecie nastała cisza.
W końcu przemówił tak.
- Moja droga, leczę już 20 lat ale nikt mnie jeszcze tak nie zaskoczył. Nie mniej twoja propozycja jest tak kusząca, że nie mogę odmówić. Pozostaje tylko ustalić wysokość i częstotliwość spłat. Ustalimy to w późniejszym terminie. Dziś przyjmę pierwszą ratę. Zanim wyjedziesz dostaniesz odpowiednie zaświadczenie. A teraz zachowajmy sprawę w głębokiej dyskrecji.
Tu nastąpiła dwustronna przysięga i poważny uścisk dłoni.

Wyszłam, a pan doktor został śmiertelnie poważny, tylko dziwnie czerwony na obliczu.
Dopiero po wielu latach dowiedziałam się, że obaj z moim ojcem pękali ze śmiechu ze mnie i mojego interesu przez wiele miesięcy.

korupcja przez duże K;)

Skomentuj (55) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1144 (1184)
zarchiwizowany

#26370

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spotkaliście ostatnio przypadkiem dawnych znajomych?
Mam dla was dobrą radę:
Upewnijcie się czy to na pewno był przypadek, a zanim znajomość ponownie rozkwitnie, zasięgnijcie "języka"...

Sobota u nas była przepiękna.
Wreszcie wyszło słońce i zaświtała nadzieja na koniec zimy.
Rzuciłam się wiec do mycia okien a potem, żeby w domu nie siedzieć pojechałam umyć auto, bo bardzo się o to prosiło...
Kolejka osób z takim samym pomysłem długa, sznur samochodów posuwa się po kilka metrów do przodu...
Nagle ŁUP!
Samochód za mną walnął mnie w kuper. Wyskoczyłam z auta obejrzeć szkody i zobaczyć co to za idiota. Już miałam przystąpić do działań zaczepnych gdy z auta sprawcy wysiedli moi znajomi, z przed kilku lat. Zaczęły się ochy i achy, powitania, chaotyczne "kopę lat i co u was?", obejrzeliśmy co i jak. Szkoda minimalna (ramka od tablicy rejestracyjnej pęknięta + drobna rysa). Oni wyciągnęli pieniądze, ja łaskawie przyjęłam. :)

Po myciu poczekaliśmy na siebie i zgodnie pojechaliśmy do najbliższej kawiarni.
Tam "wspomnień dawnych czar", opowieści co się u kogo wydarzyło, zmieniło, kto z kim "siedzi" a kto po przejściach i rozwodach, jak się komu wiedzie. Trochę to wydawało mi się jednostronne, bo oni natrętnie pytali, a gadałam głównie ja, ale zawsze byłam gadułą więc chyba mi zostało...
Zamawialiśmy kawki i ciasta bez alkoholu, bo przecież auta pod knajpką.
Jak przyszło do płacenia, byli zażenowani, bo oni się nie spodziewali, a te parę złotych, co mięli przy sobie zapłacili mi na poczet szkody.
Spoko, zapłaciłam, zdarza się...

Dziś spędziliśmy razem poranek. Sytuacja podobna, oni pytają jak na przesłuchaniu, ja już trochę niecierpliwie odpowiadam półgębkiem, próbując dowiedzieć się czegoś o nich. W końcu obiad w eleganckiej restauracji... zapłaciłam ja, bo ich kartę odrzuciło z niewiadomych powodów!
Lampka ostrzegawcza, która zapaliła mi się już wczoraj świeci i mruga jak sygnał karetki pogotowia.

Obdzwoniłam znajomych i cóż się okazało?!
Oni żyją z takich naiwniaków jak ja! Wiszą pieniądze połowie miasta i prawie wszystkim wspólnym znajomym, a schemat zawsze był taki sam: przypadkowe spotkanie, kawka, obiadek, wspólna wycieczka, drobna pożyczka, zwrócona dla niepoznaki, potem większa, lub wspólny interesik, z którego delikwent wychodził goły i bosy. Wiele spraw sądowych w toku...

Czemu o tym nie wiedziałam? Bo nie pytałam, bo nie interesuje się plotami, nie mam na to czasu i chęci...

przypadek

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 802 (836)
zarchiwizowany

#26707

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O babie obronnej opowieść druga:)

Lubicie harować jak nikt nie szanuje waszej pracy?
Koleżanka ma dwóch synów w wieku 10 i 13 lat. Jak na ten wiek przystało mają swoje obowiązki w domu, tym bardziej, że ojciec pracuje stałe za granicą.
Faktem jest, że jak przyjeżdża tata, reżim ulega rozluźnieniu z okazji takiego święta, bo:
- Daj spokój Kiciu, nie rób afery o drobiazgi, cieszmy się, że jesteśmy razem.

Jak "święto" dobiega końca wszyscy wracają do przypisanych im zajęć.
Zwyczajem jest również, że po wyjeździe ślubnego "rejony są jechane" podwójnie, bo ukochany pali, a koleżanka zapachu tytoniu nie może znieść. Leci więc okna, podłogi, kafelki, pierze firanki i robi ogólną rozpierduchę...

Na taka generalkę wszedł właśnie z błotem na kopytkach młodszy syn.
- Buty wycieraj! - powitała go rodzicielka w gumowych rękawiczkach i z rozwianym włosem, na czworakach w przedpokoju
- A co Sanepid przychodzi?! - odpalił młody
- WŁAŚNIE TAK, MAMY KONTROLĘ W DOMU!
Młody lekko się spłoszył, tracąc rezon i pewność siebie
- Nie no co ty, mamcia, ja żartowałem
- A ja wręcz przeciwnie - powiedziała poważnie koleżanka - Na twoim miejscu posprzątałabym pokój, bo ci niedługo karaluchy wyniosą talerze z soboty na schody - dorzuciła, pomna , że faktycznie w pokoju syna widziała jakiś kubek i ciucholand na podłodze.

Młody wyraźnie przerażony pognał do siebie. Zaczął z grubsza oprzątać swój bałagan.
Między jednym przelotem przez przedpokój a drugim, spytał z nadzieją:
- Ale pod łóżko nie będą zaglądać?!
- Tam zajrzą na samym początku! - otrzymał budzącą grozę odpowiedź

Starszy syn, po powrocie z treningu został powiadomiony o katakliźmie i obaj w pocie czoła przystąpili do generalnych porządków ze zdwojonym zapałem.
Co prawda na początku popukał się w czoło, ale powaga matki i przerażenie brata dało mu do myślenia i "łyknął"...
Chłopaki sami dopisali scenariusz, czemu nalot Sanepidu ma spotkać akurat ich. Doszli bowiem do wniosku, że to musiał być donos sąsiadów. Pozostało tylko wyśledzić których i ewentualnie obmyślić godną zemstę...

Wieczorem, bracia nie nadawali się już do niczego, więc wyjątkowo wcześnie udali się spać. Rano do szkoły, zaklinając przed wyjściem matkę, aby dała znać co i jak.
Po powrocie, pierwszym pytaniem było, czy kontrola się odbyła
- Dziś, nie. Może jutro - odparła koleżanka
Na drugi dzień to samo.
Chłopaki chodzili na palcach, żeby do nalotu zachować idealny porządek.
W końcu po kolejnym pytaniu, matka przyznała sie do wszystkiego, tłumacząc, dlaczego.
Starszy zaczął się śmiać zapewniając, że od początku tak podejrzewał.
Młodszy długo nie mógł jej darować.

Do dziś na wzmiankę o sprzątaniu przed Sanepidem się złości.

baba obronna II

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 202 (250)