Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10817
 
zarchiwizowany

#45187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zakupiłam pewien przedmiot w markecie, ściślej mówiąc gadżet elektroniczny.
Sprzęt lekko przeceniony, pudełko lekko przybrudzone, ale co dla mnie było najważniejsze, zamknięty w zabezpieczającej kasecie.
Na stoisku nikogo z obsługi, błąkałam się chwilę, ale wszyscy gdzieś wybyli.
Myślę sobie: Nic to, przecież ktoś to zamknął, zabezpieczył, więc jest ok.
Dołożyłam do koszyka jeszcze parę produktów, dość kłopotliwych, gotowych mi się rozmrozić a przynajmniej "spocić" lada chwila.
Na kasie spokój, jedna osoba, szybko obsłużona, z przedmiotem wyjętym z kasetki opuszczam sklep, dopytując jeszcze, czy jakby co mogę przedmiot zwrócić - oczywiście.

Dopiero w domu otwieram i szok.
Przedmiot uszkodzony, połamane zamknięcie, brak drobnych elementów wyposażenia.
Do sklepu z reklamacją jeździłam już dwa razy, nie chcą jej uznać za nic.
Odpowiedź w skrócie - dobrze ci tak głupia babo.
Kwota nie jest zawrotna, ale szlag mnie trafia na taki stan rzeczy.
Mam się poddać mimo, że jestem niewinna?!

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 72 (182)
zarchiwizowany

#44443

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako młoda dziewczyna zmieniłam nagle miejsce zamieszkania.
Nikogo nie znałam w swoim otoczeniu i zawierałam znajomości metodą prób i błędów. A to pani z kiosku a to sąsiad z góry a to koleżanka z pracy. Jedne były trafione inne nie jak czas pokazał.

Poznałam tez małżeństwo i kilkorgiem dzieci, starsi ode mnie, wyświadczyli mi jakąś drobną przysługę...

Za jakiś czas ona przyszła pożyczyć pieniądze, nie wypadało odmówić, oddała na czas i prawie zaraz po nie wróciła. Potem zrobiłam im jakieś zakupy, za które mi częściowo oddała, potem dopożyczyła, oddała część itd. Nie bardzo umiałam się ich pozbyć. Dzieci mnie lubiły a wszyscy razem byli dla mnie bardzo mili i serdeczni, na moje nieszczęście.

Wreszcie kiedyś przyszedł najstarszy syn dopożyczyć kolejną kwotę, ale ja sama wtedy nie miał. Zadzwoniłam do jego matki od sąsiadów (sama nie miałam telefonu a oni biedni tak), że jest mi winna 80zł i jej nie dopożyczę bo sama nie mam. W odpowiedzi usłyszałam, że chcą przecież tylko 20 zł i całą stówę mi oddadzą, że jestem ich ostatnią deską ratunku.
Odmówiłam.
Przestali mnie znać, dzieci dostały zakaz mówienia "dzień dobry", co przychodziło im dość ciężko, bo mnie lubiły szczerze...

Tak minęło około 10 lat.
Przed chwilą miałam wizytę.
Ten sam chłopiec co wtedy, starszy o dychę i grubszy o 3 dychy przyszedł w imieniu mamy pożyczyć 20zł.
Widocznie uznali, że nastąpiło przedawnienie.
Najpierw dosłownie mowę mi odjęło, potem mi wróciła i pogoniłam go na drzewo, w podskokach.

W życiu nie spotkałam się jeszcze z taką bezczelnością. Przysięgam.

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 848 (934)
zarchiwizowany

#39319

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dzwonię dziś do rejestracji ośrodka zdrowia, do którego przynależę.
W związku z tym, że stale przyjmuję te same leki, rozmowa przebiega zawsze tak samo.
Przedstawiam się więc i pytam czy można prosić o wypisanie recept, podaję adres, czekam chwilę i dyktuję leki i ich dawki. Pani zapisuje i podaje termin odbioru recept.

Dziś się lekko zdziwiłam, bo odebrał pan, ale, że mamy w ośrodku lekarzy facetów, oraz że w rejestracji przesiadują nie tylko rejestratorki, ale i pielęgniarki i lekarze, spokojnie spowiadam się przez telefon. Mówię, gdzie mieszkam, jakie chcę specyfiki na co i w jakich ilościach...

Nagadałam się jak nigdy, pan dopytuje, chrząka. Na koniec zamiast daty odbioru recept mówi:
- Pani zadzwoni jeszcze raz, pod numer z 8 na końcu, bo my tu remont robimy.
- To kim pan jest?! - pytam zaskoczona.
- Malarzem pokojowym, proszę pani.

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 681 (799)
zarchiwizowany

#36765

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Córka znajomych pragnie z całego serca zostać policjantką.
Dziewczyna wysoka, zgrabna, wysportowana, wykształcona. Testy zdała śpiewająco, ale na sprawnościowym zabrakło jej dosłownie 5 sekund.
Szykuje się do ponownego podejścia, pracując tymczasowo w sklepie.

Od jakiegoś czasu klientem tego sklepu był sympatyczny, niepozorny pan. Kiedyś wdał się w dyskusję o swojej profesji (on zaczął temat) i wyszło, że jest policjantem, takim co to w mundurku nie paraduje, ale ma układy tu i tam.
Jak się dowiedział o planach dziewczyny, zaproponował pomoc. Nie tak od pierwszego słowa, ale po kilku rozmowach, rozważnie, po konsultacjach z kolegą na wyższym szczeblu.

Sprawa przebiegała bardzo oficjalnie. Dziewczyna miała z nim pojechać na rozmowę. Przybył do jej rodzinnego domu, porozmawiał z rodzicami, umówiono dzień wyjazdu. Wszyscy pod wrażeniem profesjonalizmu i zaangażowania pana oficera.
Młoda przygotowała dokumenty.

W drodze na spotkanie, pan z wielkim taktem i klasą poinformował dziewczynę, że sprawa jest prosta jak drut, trzeba tylko... "dobrze dać" jemu i koledze w powiatowym mieście.
Tak dobrze i tyle razy ile będzie tego wymagać "załatwienie wszystkich formalności".

Dziewczyna siedziała w samochodzie pana "ważniaka" jak sparaliżowana, do najbliższej stacji benzynowej.
Pan tłumaczył to sobie jej nieśmiałością i nakręcał się coraz bardziej.
Młoda z toalety zadzwoniła do ojca.
Pan "ważniak" się zmył.

Teraz sytuacja jest trudna, bo udowodnić mu nic nie ma jak. Pan "sprawę" załatwiał w "białych rękawiczkach", dziewczyny nie dotknął nawet małym paluszkiem. Stręczycielstwo (bo jak to inaczej nazwać?), motywował prawie naukowo z prawdziwie psychologicznym podejściem :-/
Rodzina boi się rozpętać burzę, bo pan oficer nie pomógł, ale może na pewno zaszkodzić.

A co do wymarzonej pracy - w oczach dziewczyny: ideał sięgnął bruku.

Skomentuj (65) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 822 (906)
zarchiwizowany

#34267

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poczta.
Do okienka podchodzi pan lat z 50, czerwony na obliczu, strojny w dres i lakierki i kłóci się o rentę, której jeszcze nie ma.
- No niech mi pani wypłaci, ja nie mam pieniędzy!
- Nie mam jeszcze przekazu dla pana.
- A co mnie to obchodzi, poczta nie taka biedna, macie pieniądze!
- Tak, ale to nie są ani moje pieniądze ani pana. Kiedy pan dostaje rentę?
- 30-go, ale co to za różnica? Przecież dostanę, to może pani dać chociaż trochę.
- Proszę pana, to jeszcze prawie tydzień, proszę się uspokoić. Nie ma przekazu nie wypłacę panu.
- To zawołaj kierowniczkę wredna pało!
- Proszę zachować kulturę. Kierowniczka też panu nie wypłaci jak nie ma przekazu dla pana.

Kobieta na okienku zdenerwowana, ale stara się jak może wytłumaczyć pieniaczowi, że ten nic nie wskóra.

- Co za burdel! Poprzednia kierowniczka mi dawała!
Na to odzywa się pan z kolejki:
- Gratulujemy, że kierowniczka panu dawała. Choć moim zdaniem, daremnie się trudziła, bo skoro u pana cała para idzie w gwizdek, to chyba i tak nie dawał pan rady wziąć.

Pani za szybką parsknęła śmiechem, w kolejce ktoś dziko zachichotał. Pieniacz wyleciał otwierając z kopa drzwi.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (679)
zarchiwizowany

#34271

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przyjaźnię się z małżeństwem listonoszy.
Ona 10 lat w zawodzie, on ponad 13. Różne rzeczy już od nich słyszałam o psach, dziwakach czy awanturach domowych, na jakie mieli nieszczęście wejść, ale to co usłyszałam wczoraj przebiło wszystko.

Na rejonie Marka mieszka niejaka Smoczyca. Nie raz podśmiewaliśmy się z niej w swoim gronie.
Ksywka bierze się z uderzającego podobieństwa owej damy do znanej wszystkim połowicy Osła ze Shreka. Pani dobrze po 60-tce maluje się wyzywająco. Grubo tuszuje rzęsy, usta jak malina obrysowuje ma ciemno kredką daleko poza naturalny kontur. Figurę również posiada odpowiednią, drobna u góry nadrabia obfitym odwłokiem.
Do tego głosik słodkiej Lolitki.
- Witam panie Mareczku, co tam dla mnie ma pan dobrego?
Listonosz jeśli jest wystarczająco długo na jednym rejonie, zna prawie wszystkich i jest często traktowany jak osoba bliska, której ludzie się zwierzają, chcą czymś częstować, więc wylewność i sympatia Smoczycy nie raziła jakoś wybitnie. Miał się, co prawda Marek na baczności, ale niebezpieczeństwa nie przeczuwał.

Wczoraj na pukanie usłyszał:
- Proszę wejść panie Mareczku, otwarte.
W przedpokoju nikogo, więc z miłym: "gdzie pani jest?" i odpowiedzią "tutaj tutaj" zapuścił się głębiej i... zastał otwartą pieczarę. Dosłownie!
Na rozłożonej pościeli w przyżółkłych koronkach oczekiwała go rozkraczona oblubienica, prezentując wszystko co dała jej natura.
Marek zdębiał i zamarł w progu pokoju. Tam to dobiegł go zalotny chichot i tekst:
- No chodź chodź słodziaku, nie wstydź się. Przecież widzę jak na mnie patrzysz. Nie darmo ja cię tak tymi ciasteczkami pasę i oswajam. Już ja wiem, co wam mężczyznom po głowie chodzi...

Takiego odwrotu u kolegi nie wywołuje nawet doberman pułkownika, którego każdy listonosz na tym rejonie boi się śmiertelnie. Zanim trzasnęły drzwi od mieszkania zalotnicy, pokonał galopem 2 piętra i zatrzymał się dopiero na dworze.

- No i widzisz kurcze, ja jej wtedy nie doręczyłem tej przesyłki, a za nic tam nie wrócę. Podrzucę awizo, a co ona teraz zrobi to pomyśleć strach. Będzie skarga jak nic. - Martwił się Marek, jak już ochłonął z szoku. - A jak się przyznam czemu uciekłem, chłopaki w robocie żyć mi nie dadzą, będą mieli polewę do nowego roku.

zalotnica

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1351 (1383)
zarchiwizowany

#33309

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W autobusie rozmawiają mama z nastoletnią córką.
Mama zacięty, uparty wyraz twarzy, dziewczynka, skromna, schludnie ubrana myszka.
- Mamo, ale dlaczego nie mogę jechać?
- Bo nie!
- Ale proszę cię. To tylko 2 dni i blisko i mam pieniądze i cała klasa jedzie...
- Mam to gdzieś że cała klasa, ty nie pojedziesz i już!
- Ale dlaczego?
- Bo nie! Bo ja tak powiedziałam.
Dziewuszka obróciła twarz do szyby, żeby inni pasażerowie nie widzieli jej łez i ukradkiem wycierała buzię. Matka triumfalnie się rozejrzała, zadowolona z siebie. Ma się tą władzę!

Nie, bo nie, ulubiony argument wielu rodziców. A potem zdziwienie, że młode zaczyna się buntować.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 684 (828)
zarchiwizowany

#33905

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W sklepie zaczepia mnie kobieta znana z widzenia.
- Słyszała pani jakie nieszczęście?
- Nie, nie słyszałam (i szczerze mówiąc, nie chcę słyszeć więc próbuję się oddalić). Ale babsko łapie mnie za rękę.
- Toż Nowak zmarł na zawał w tamtym tygodniu. Tak nagle fiknął na podłogę, córka próbowała mu pomóc, ale było już za późno.
- Zdarza się. Przykro mi.
- Ale to jeszcze nic, pani, on swoją wnuczkę do grobu zabrał!
- Jaką wnuczkę, przecież o ile wiem, pan Nowak nie miał wnuczki, dopiero miał mieć.
- No tak - zapala się do tematu plotkara - zabrał tą co to się urodzić miała. Martwe się dziecko urodziło. To on, wszyscy tak mówią

Aż przystanęłam na taką głupotę.
- Jak to zabrał? Co pani opowiada za bzdury?
- Zły musi być, że umarł, mści się teraz. Wnuczkę zabrał a córka w szpitalu i ją weźmie jak nic. W rodzinie to się chyba wszyscy boją, bo ani pogadają z człowiekiem. Ale ja tam swoje wiem. Tak , tak...

Wyrwałam się babie i zwiałam ze sklepu. Bo co tu tłumaczyć zabobonnej debilce. Nie ma takich argumentów, żeby dotarło do ciemnoty, że (jak się dowiedziałam) córka w ostatnich tygodniach ciąży znalazła ojca w jego domu, na podłodze nieprzytomnego. Nie patrząc na nic rzuciła się na pomoc, wezwała karetkę i próbowała go reanimować. Do szpitala trafili oboje. Ojciec nie przeżył a ona tak bardzo to odchorowała, że straciła dzieciątko. Sama jest w bardzo złym stanie. Rodzina biega między domem a szpitalem i przeżywa straszne chwile...

Może się chociaż ten nieszczęsny Nowak, który wnuczki nie doczekał przyśni plotkarze i strachu jej napędzi

*
Historię usunęłam i zamieszczam ponownie, ponieważ zakradł się błąd, którego nie byłam w stanie usunąć.
Poprzednich komentujących przepraszam.

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (215)
zarchiwizowany

#33838

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Słyszeliście o wampirach energetycznych?
Ja nie, chociaż wychodzi na to, że hodowałam takiego od wielu lat.

Mam znajomą, która jest chodzącym problemem i nieszczęściem. Ma rodzinę, pracę, dom, ale zawsze ma w jej odczuciu "przesrane", albo przynajmniej tak wszystkim opowiada.

Z mężem nie może się dogadać, dzieci robią jej same problemy, sąsiadów ma podłych, matkę zaborczą i nienormalną, nawet kot sąsiadki jej nie lubi i tylko jej w całym bloku sika na wycieraczkę.
Chodząca tragedia.
Co kilka dni składa mi poranną wizytę, "po drodze" do sklepu, pracy, szkoły, banku...
Sprzedaje mi wówczas wszystkie nieszczęścia rodzinne, zdrowotne, blokowe, osiedlowe i świata, których centrum jest oczywiście ona - biedna, nieszczęśliwa, zdołowana, bliska popełnienia harakiri.

Zawsze wysłuchiwałam jej zwierzeń z uwagą, bo tyle się mówi o znieczulicy, o zapobieganiu nieszczęściom, wysłuchaniu przyjaciela, zanim przygniecie go problem w samotności.

a) Grozi jej na pewno rak, bo Marysia spod 7(wiesz która, ta co ma czarnego kota?) chyba ma raka?! Taka młoda kobieta a jej życie się kończy. Wszyscy teraz umierają, a ja ostatnio tak źle się czuję.
b) Coś mi czernieje lewa szóstka, o , zobacz, czy to nie będzie zapalenie okostnej? Ja to się zawsze tak nacierpię, a ile to kosztuje...
c) Chyba będę miała żylaki, po prostu czuję to, moja matka ma. Ja zawszę muszę mieć co najgorsze.
d) Zobacz jakie już mam odrosty, czemu mi tak szybko włosy odrastają, inne to maja dobrze. A do tego mam takie zmęczone włosy, zresztą stale się czuję zmęczona i nie mogę spać...
e) Wiesz, chyba na starość czeka mnie samotność. Rodzice Janka umarli tak młodo, zobaczysz, że zostanę szybko wdową, a na dzieci nie mam co liczyć, bo kto to wie co z nich wyrośnie...

Przez co najmniej godzinę, mimo, że już musi lecieć, opowiada mi problemy zaistniałe i urojone, szuka u mnie antidotum na głupie myśli i odczucia, słuchając od czasu do czasu mojego głosu pocieszenia i rozsądku, jak uda mi się wtrącić. W końcu oświadcza, że już jej lepiej, czuje się doskonale, po podzieleniu ze mną tym wszystkim i rusza dalej.

A ja pozostaje przytłoczona złem i beznadzieją całego świata, bez sił i energii na resztę dnia. Nie mogę wziąć się za nic co miałam w planie, Czuję się taka wykończona, jakbym zrzuciła ze 2 tony węgla i to na czas.

I niech mi teraz kto powie, ze wampiry energetyczne nie istnieją.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 187 (251)
zarchiwizowany

#32685

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako, że ostatnio schudłam, a szelek nosić nie zamierzam, musiałam kupić sobie spodnie.
Wbrew wszelkim opiniom o kobietach nienawidzę zakupów, więc zmuszona potrzebą robię je hurtem i mam spokój na jakiś czas.
Tak było i tym razem.

W dużym sklepie odzieżowym wybrałam do przymiarki 5 par spodni, pokazałam się pani za ladą i poszłam mierzyć. Wybrałam 3 pary, rzuciłam okiem z grubsza na ceny, zapłaciłam i wyszłam na pasaż...
Ale coś mi nie pasowało z tymi cenami. Jakby nie kalkulować zapłaciłam za mało!
Wracam do środka i z miłym uśmiechem kieruję do kasy. Pani kasjerka już foch. Miła przed chwilą, gdy płaciłam, teraz z grymasem kieruje na mnie chmurne spojrzenie.
- Co jest?
- Pomyliła się pani... - zagajam grzecznie grzebiąc w reklamówkach za paragonem.
- Nie ma takiej możliwości, proszę pani. Ja się nie mylę. - wchodzi mi w zdanie dziewczyna za ladą.

Założenie nieomylności podniosło mi już lekko ciśnienie a ton rozmowy osoby wyższej z plebsem coraz bardziej wpieniał, ale gwiazda nie była na sklepie sama, więc za jej manko częściowo pewnie poniosłyby konsekwencje inne dziewczyny, które były miłe i pomocne.

- A jednak - uśmiechnęłam się z politowaniem - i lepiej niech to pani sprawdzi, zanim otworzy pani buzię jeszcze raz.

Podałam paniusi paragon i towar.
- No i o co pani właściwie chodzi? Wszystko jest ok. Ja tu nic nie widzę do wydziwiania i zawracania głowy.
- Ile mi pani policzyła za te spodnie?
- Wszystko dobrze!
- To niech pani teraz obejrzy metki na spodniach jeszcze raz i skoro maszyna się myli podliczy to na piechotę, bo nawet z grubsza licząc jest różnica prawie 100zł.
- To niby ja mam pani oddać te 100zł? - sprzedawczyni ze złośliwym uśmieszkiem mruga do koleżanki, która podeszła do nas.
- Nie, to ja powinnam dopłacić te 100zł, ale chyba już mi się nie chce. - zaczęłam pakować spodnie do reklamówek, zabrałam jej też z ręki paragon, bo stała jak lalka z otwartym dziobem, nie mogąc przyswoić wiadomości. W czasie kiedy kuleczki jej się ganiały w próżni powyżej oczu, udałam, że zamierzam wyjść.

- Ochrona! - Wychrypiała wreszcie paniusia. - Zatrzymać tą kobietę!
- Ja nie zamierzam uciekać. Proszę zawołać kierowniczkę. - Uśmiechnęłam się do chłopaka z ochrony. - Dotarło wreszcie pod ten czerep, że to pani siebie oszukała na 100zł? Że wróciłam się żeby pani oddać pieniądze a nie panią oszukać? Powiedziałabym to pani natychmiast, gdyby nie ton oskarżający mnie o zawracanie dupy.

Dalej już wyjaśniałam sprawę z kierowniczką. Na paragonie jak byk były 2 pary spodni i cholera wie skąd koszulka, zamiast trzecich portek. Otrzymałam podziękowanie i talon na rabacik przy następnej wizycie.

Mijając bramki w drzwiach doleciał do mnie jeszcze komentarz klientek zza wieszaka z ciuchami:
- Idiotka, w życiu bym się nie wróciła oddać.

nieomylna

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 886 (1000)