Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10817
 
zarchiwizowany

#20075

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Spotkałam na schodach sąsiada.
To fajny i sympatyczny gość, ale dziś nie był w humorze, oj nie...

Przyszedł do niego po pomoc znajomy, który kupił synowi wersalkę, a że od sklepu do jego domu jest ze 200m, szukał kogoś kto mu pomoże ją po prostu zanieść. Sam chłop jak dąb, ale podobno coś ma z kręgosłupem.
Sąsiad więc wziął syna i poszli do sklepu.
Niby wszystko ok, ale obsługa na ich widok dusi się ze śmiechu. Pan sprzedawca chociaż próbował zachować powagę, ale pani rechotała zupełnie otwarcie.

Wersalkę wzięli, zanieśli do właściwego budynku, wnieśli na piętro, ustawili co do cm na właściwym miejscu, wśród dobrych rad i kaprysów całej zainteresowanej rodziny. Właściciel podziękował.

W drodze powrotnej sąsiad nie wytrzymał i wrócił do sklepu spytać, z czego taka radocha? Sprzedawca trochę się wykręcał ale w końcu pękł.

Kupujący wersalkę zamówił, zapłacił i wyszedł ze słowami:
- A teraz idę na miasto poszukać dwóch silnych, ale głupich!

pomóc bliźniemu swemu..

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 699 (759)
zarchiwizowany

#20055

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zapowiada się w moim mieście niespokojna noc.
Słychać syreny straży pożarnej pędzącej gdzieś na ratunek, jeden wóz, po chwili następny..

Nie wiem, czy ktoś z was widział z bliska pożar lasu.
Widok to przerażający, a jednocześnie zapierający dech, pozostający w pamięci na zawsze.
Pisałam już gdzieś, że wychowywałam się na wojskowym osiedlu.
Jednostka i cała miejscowość położone były w rozległych lasach więc byłam świadkiem kilku takich pożarów. Przy większych zdarzeniach wojsko szło w las na akcję gaśniczą, kopać, ciąć. Ratować jednostkę i ludność w okolicy i to ze świadomością, że jak pożar dotrze np. do konkretnych magazynów zostanie po nas duży lej w ziemi.
Każda para rąk była wtedy na wagę złota.

Pamiętam jedną taką noc.
Dorośli nie wychodzili z lasu, my w domu liczyliśmy wozy strażackie i obserwowaliśmy łuny na horyzoncie, wdychając zapach spalenizny i czekając na wieści.
Nikt nie spał.
Nagle pod naszym blokiem staje wóz strażacki, ktoś łomocze buciorami po schodach, potem w nasze drzwi.
Mama nie była w stanie podejść i otworzyć, ojca nie było już ze 3 doby, chyba myślała o najgorszym...
Podeszłam więc ja.
Za drzwiami stał strażak, czarny jak diabeł, osmolone włosy i ubranie, zmęczony okropnie.
Wiecie czego chciał?!
OGNIA, bo nie mieli od czego papierosa odpalić, a nasz blok był pierwszy od strony, z której jechali do hydrantu.

Cud, że nikt nie dostał zawału..

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 517 (589)
zarchiwizowany

#19944

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałam taki moment w życiu, że musiałam "iść pod nóż".
Sytuacja była jasna, diagnoza postawiona, termin operacji wyznaczony. Nastał czas oczekiwania na termin, a że jestem zdecydowaną przeciwniczką kombinatorstwa i układów, nie próbowałam niczego "załatwiać", żeby przyspieszyć sprawę.
Czas leciał, a ja wykańczałam się powoli, głodując w domu pełnym jadła dniami i przebijając się łbem do sąsiadów nocami.

Cała rodzina szukała, jak ulżyć mi w cierpieniu. Stale więc dostawałam rady typu: "mój wuja szwagra syn to jadł, czy robił i mu pomagało, lub stryjek Kleofas to, proszę ciebie, miał i tak sobie radził..." W końcu chyba dostali zaćmienia umysłu, bo zorganizowali mi spotkanie z bioenergoterapeutą...

Pan przybył do domu mojej śp. babci i przyjął mnie w sypialni mojej ciotki.
Zaczął od ostrzeżenia, że jego energia jest bardzo silna, wręcz niebezpieczna i podczas badania mam stać blisko łoża, bo jego pacjenci mdleją...
Potem zaczęły się czary.
Pan Mariusz nie chciał wiedzieć co mi jest, stwierdził wspaniałomyślnie, że taka wiedza mu zbędna, bo sam zgadnie. No i zgadywał.
Zataczając w koło mnie kręgi wymienił wszystkie ograny, które mam do wymiany i wszelkie choroby, które przyszły mu do głowy u dziewczyny w tak młodym wieku.
Nie zgadł.

Przystąpił do badania na leżąco. Kazał mi się położyć na brzuchu, na środku wielkiego małżeńskiego łoża i łaził koło mnie na czworakach, ugniatając tu i tam, głównie w okolicy kręgosłupa i zadając mi pytania jak ginekolog. Moje początkowe rozbawienie przeszło we wściekłość, jak rozpiął mi stanik i w okolicy lędźwiowej nacisnął jakiś nerw, powodując okropny ból.
Zerwałam się jak sprężyna przytrzymując ubranie i posłałam wiązankę, która w tym wieku zupełnie nie przystoi.

Spotkanie zakończyło się remisem. Pan nie dostał po mordzie, za to całej zgromadzonej rodzinie oznajmił (na moje wyraźne polecenie), że jego wiedza tak daleko nie sięga i pomóc mi nie potrafi.

Wiem, że jeszcze przez długi czas składał wizyty paniom z okolicy, zwłaszcza tym samotnym, lub zaniedbywanym przez partnerów, "lecząc" ich wszystkie dolegliwości, za zamkniętymi drzwiami gościnnych sypialni. Krążyły o tym opowieści przekazywane z ust do ust, z wypiekami na twarzy...

medyczne czary-mary

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 430 (472)
zarchiwizowany

#20281

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś o poranku zdarzyło mi się jechać komunikacją miejską.
Na dużym osiedlu wpadają do autobusu dwie dziewczyny.
Sine z zimna, ale dumnie prezentują prawie gołe klaty - gołe, chude i niedomyte.

Przytoczę (dosłownie i fonetyczne) fragment rozmowy prowadzonej na cały regulator, pomijając litościwie bluzgi:

- Ona chyba jakaś gupia jest, co nie? Ja mam to niby przeczytać!
- Ile to ma stron?
- Chyba z milion!
- Jezu, gupia, no fakt. A uczyłaś się coś na piątek?
- No co ty, chyba cię po..ło! Ja po szkole to ledwo co na chatę wróciłam, przełkłam coś i już mnie chłopacy wyciągli do Buby. Flache zorganizował...

Wysiadły pod gimnazjum.
I w takim społeczeństwie przyjdzie mi się zestarzeć.
Nie wiem czy jestem bardziej zdruzgotana czy przerażona:(

przyszłość narodu

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (227)
zarchiwizowany

#19628

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś od rana pisał do mnie przyszły (miałam nadzieję) klient.
Nie każdy musi się na wszystkim znać, więc w trakcie wymiany SMSów (zadzwonić nie chciał bo to drożej), uzgodniliśmy czego pan szuka, na jaki wydatek go stać i czy poradzi sobie z obsługą sprzętu, którym jest zainteresowany.

Pan nie miał pojęcia czym sam dysponuje, np. nie znał parametrów własnego laptopa, systemu na jakim pracuje, nie wiedział jakie ma gniazda ani do czego służy konkretna dziurka lub szparka w obudowie....
Na koniec zaproponował żebym podjechała do niego (około 100km w jedną stronę!), to on sobie obejrzy mój towar, ostatecznie się zdecyduje, a nawet UWAGA! gotów jest zapłacić rozsądną cenę, czyli jak wynika z propozycji około 60-70% tego co ja chcę.

Na moje pytanie, kto zapłaci za paliwo na tą wycieczkę, śmiertelnie się obraził i odpisał, że od takiej głupiej i zarozumiałej baby nie kupi.

Po tych słowach spłynęła na mnie niebiańska ulga, że nie spotkam tak znamienitego klienta osobiście.

Właśnie to świętuję :))

Allegro

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 458 (540)
zarchiwizowany

#19057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam (a może miałam?) koleżankę z dziecięcych lat. Spędzałyśmy razem tylko wakacje, pomiędzy nimi skrobiąc zapamiętale listy do siebie i padając sobie w ramiona w lutym i czerwcu każdego roku. Potem wyjechała za granicę... Odnalazła mnie przez internet kilka miesięcy temu i starałyśmy się nadrobić zaległe lata.
Wybierała się do Polski, postanowiłyśmy się spotkać, odnowić więzy namacalnie, rzucić sobie w ramiona i gadać gadać gadać...
Wiele sobie obiecywałam po tym spotkaniu. Wyszła godzinę temu razem z mężem i synkiem. Nie będę opisywać wizyty. Przedstawię tylko po 3 wnioski obu stron.

Małgosia:
1) Nie poświęciłam jej wystarczająco dużo uwagi, byłam roztargniona, nie tak to sobie wyobrażała. Przez internet jestem milsza...
2) Nie umiem zająć się dziećmi, dom nie był przygotowany należycie do wizyty jej synka, który się nudził i nabił sobie guza. W rezultacie wcale nie polubił tej nowej "cioci".
3). Jej Stefan, bardzo się rozczarował polską gościnnością, jak dostał ode mnie w kuchni po łapach, bo w garnku grzebał, żeby spróbować co tam pichcę dobrego.

Kalipso:
1) Małgosia, przyszła roztrzęsiona, podenerwowana, mówiła o wszystkim i niczym, zrywając się od stołu co 15 sekund. Nie dało się z nią normalnie porozmawiać. Myślę, że coś zaszło między nią, a Stefanem i to tuż przed wizytą.
2) Jej synek to Diabełek, od samego wejścia demolował mi dom, skopał kota, na koniec rozpędził się krzesłem na kółkach, podciął stojak na kwiaty i zrzucił sobie doniczkę na głowę.
3) Stefan na powitanie siarczyście cmoknął mnie w same usta, czuć od niego było alkoholem już w drzwiach, pod stołem przydeptywał mi stopy. W końcu polazł za mną do kuchni, gdzie złapał mnie za tyłek. Dostał po łapach, a powinien w pysk.

Winston Churchill kiedyś powiedział podobno: "Boże, chroń mnie od przyjaciół, bo z wrogami poradzę sobie sam".

goście goście..

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 609 (699)
zarchiwizowany

#18328

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dziś to ja byłam piekielna, wredna i podstępna;)
Słodyczy prawie nie jadam, ale jest jeden gatunek czekoladowych cukierków, który bardzo lubię.

Wyczaiłam dziś na zakupach takie duże, kilogramowe torby mojego przysmaku w dobrej cenie. Zapakowałam dwie do koszyka i tak je podziwiam w kolejce do kasy. Trochę byłam przymulona bo zajęło mi dobrą chwilę zanim zajarzyłam, że są przeterminowane!

Szukam jakieś obsługi, żeby to zgłosić. Nalatałam się aż kogoś to zainteresowało. Pani przeprosiła i powiedziała, że zaraz to usuną.

Poszłam, zapłaciłam ze smutkiem za resztę. Już w samochodzie coś mnie podkusiło i biegiem wróciłam na sklep.

Przy drugim wejściu do marketu było stoisko ze słodyczami na wagę... Zgadnijcie kogo tam przyłapałam?
Pani właśnie rozcinała paczki i wysypywała moje znalezisko, żeby sobie klienci na wagę kupili!

Stałam wpatrzona w panią, aż mnie zauważyła.
Myślałam, że zawału dostanie.
- Tego się właśnie spodziewałam. - Powiedziałam ze złowrogą miną. - Mam już kilka zdjęć i to zgłoszę! - Pomachałam telefonem i uciekłam ze sklepu.

A więc uwaga!
Niniejszym zgłaszam tu obecnym, że stoiska ze słodyczami na wagę w marketach, to w rzeczywistości wysypiska przeterminowanej żywności.
Może wiedzieliście o tym. Ja nie, ale już wiem!

Taki jeden market

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 922 (972)
zarchiwizowany

#18274

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zwykle jestem sprzedawcą przez internet, ale tym razem dokonałam zakupu.
Długo przeglądałam oferty, sprawdzałam konta i opinie sprzedawców.
Nie jestem z pierwszej łapanki, więc byłam bardzo pewna siebie.

Zakupu dokonałam, kontakt ze sprzedającą. Miła pani, z głosu koło 40stki, zapewniła mnie telefonicznie, że jest uczciwym człowiekiem, sumiennym itp...
Pieniądze poszły, w odpowiedzi zapewnienie, że wysyłka w drodze..
Po tygodniu zaczęłam się niepokoić. Zażądałam numeru przesyłki, cisza, telefon wyłączony.
Oj, niedobrze...
Dalej już było tylko gorzej.
Po 2 tygodniach jakieś pisemne wykręty, błagania, że ma dzieci, biedę, że się postara oddać pieniądze, że sama jest ofiarą...

Po miesiącu szlag mnie trafił!
Zabrałam się ostro za tą sprawę.
Z pomocą Allegro zamknęłam jej konto, ściągnęłam na głowę lokalną policję, ale dalej poza obiecankami nic nie wskórałam!

Przed oficjalnym założeniem sprawy karnej postanowiłam jeszcze poszperać.
I oto co znalazłam:
Pani jest opiekunką i czynną aktywistką oazową, pielgrzymkową oraz ma swoją stronkę w internecie! No tego to się nie spodziewałam! Zalogowałam się na jej stronie i od milutkiej rozmowy przeszłam do konkretów- zagroziłam jej bezczelnie zszarganiem opinii, jeśli wizyta policji nie robi na niej wrażenia.

Reakcja natychmiastowa!
Dziś otrzymałam zwrot pieniędzy, przeprosiny i błagalną epistołę abym jej nie niszczyła życia.
Wniosek pierwszy: internet to straszna broń, jeśli prawidłowo użyta.
Wniosek drugi: każdy ma jakiegoś "trupa w szafie", piętę Achillesa czy jak tam to zwał, wystarczy ją tylko znaleźć.

zakupy przez internet

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 539 (597)
zarchiwizowany

#18178

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Właśnie wróciłam z kilkudniowego wyjazdu na grzyby.
Pogoda piękna, jesienny las urzekający, poranna mgiełka, pożółkłe paprocie, zapach igliwia...

Po prostu bajka...

Byłaby, gdyby ludzie nie byli takimi świniami!
Pobocza dróg, wjazdy, miejsca parkingowe i lasy w promieniu kilkuset metrów od drogi pełne śmieci! Papiery, plastiki, opakowania po żarciu, części samochodowe, szmaty! Niedobrze się robi jak się na to patrzy. A przecież widać, że służby dbają, przygotowane worki na śmieci na obręczach, kubły przy miejscach do parkowania. Jak można być takim flejtuchem? Żreć i odjechać zostawiając po sobie taki syf.
Za takie zachowanie powinna być przywrócona kara chłosty.

na grzybach

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (312)
zarchiwizowany

#16864

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Świąteczny powrót do Ojczyzny...
Był czas, że wielu naszych rodaków pracowało na Islandii.
Zajmowali stanowiska w różnych branżach, jednak przeważały zawody budowlane.
Chyba największe skupisko było na południowo-wschodnim krańcu wyspy, przy projekcie wielkiej tamy.
W związku ze zbliżającymi się świętami, Islandczycy, którzy lubili naszych chłopaków, wyczarterowali dla Polaków samolot z Reykjaviku do Małopolski przez pewne swoje miasto.
W tym to mieście, na małym lotnisku Polacy tłumnie oczekiwali swojego transportowca.
Ten jednak spóźniał się haniebnie...
Towarzystwo przystąpiło więc do uroczystych pożegnań zakrapianych alkoholem. Nie zabrakło polskich flag i pieśni, najpierw świątecznych, bo czas temu sprzyjał, później ludowych i biesiadnych, w miarę jak zabawa nabierała tempa. Wódeczki zaczęło brakować więc kopsnęli się na miasto.
Obsługa lotniska, która na początku próbowała interweniować, zwracać uwagę na np. zakaz palenia, została z ułańską fantazją i pieśnią patriotyczną płynącą z kilkudziesięciu przepitych gardeł pogoniona na "drzewo" i bal trwał nadal...
Samolot spóźnił się 2 godziny.
W mieście zabrakło napojów wyskokowych, terminal wyglądał jak pobojowisko a pachniał jak szalet. Wszędzie leżały ofiary libacji chrapiąc donośnie.
Obsługa wyszła z ukrycia dopiero jak należało pozbierać pasażerów i wnieść ich zwłoki na pokład.
Międzylądowanie w Kopenhadze, było krótkie i ukradkowe, żeby tylko zatankować paliwo i nie dopuścić do wysiadania biesiadników nadal leżących pokotem.
Samolot pod specjalnym nadzorem odleciał cichaczem, jakby to był lot szpiegowski.
Na miejscu, w kraju, postawiono w stan pogotowia służby na docelowym lotnisku... ale nie były potrzebne.
Półżywe towarzystwo wyzbierały przybyłe licznie rodziny.

Islandzcy gospodarze dostali taką nauczkę, że kolejnego czarteru już nie zorganizowano.

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 478 (544)