Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10817
 
zarchiwizowany

#16486

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zdarzyło mi się leżeć w szpitalu. Nie mnie pierwszej, nie ostatniej. I nie o służbie zdrowia będzie historia.
Po operacji i wybudzeniu z narkozy, przetransportowano mnie na salę, którą dzieliłam ze starszą panią. Pani cichutka, żadnych życzeń, potulna jak baranek.
W dzień przyjęcia 2 razy był u mniej ksiądz, w dzień mojej operacji zdążył być rano. Otwieram oczy po zabiegu siedzi znowu. Zasnęłam. Budzę się , zmierzch, znowu siedzi...
Kurcze, dla niej to duchowny, dla mnie zwykły facet, przy którym ani się ogarnąć, ani piżamę zmienić, ani, do diaska, do toalety wstać, bo jakieś sączki, opatrunki, ledwo się gramolę...

Jak zobaczył, że oczy otworzyłam, przesuwa taboret koło mojego łóżka i do modlitwy namawia.
Tłumaczę, że jestem ateistką, to się skrzywił, że w szpitalu ludzie umierają, a przed śmiercią wszyscy się nawracają. On to wie i mam szansę już w tej chwili. Promocja - jasny gwint!!!

- Zastanów się córko! Mogłaś się nie obudzić i co by było? Sumienie brudne by zostało...

No w tym momencie zagotowała mi się mieszanka krwi, mojej i przetoczonej...
- Po pierwsze, moje sumienie to moja sprawa i według mnie jest czyste. Nie zna mnie pan, żeby mi zarzucać cokolwiek. Operację przeżyłam i nie będzie ani nawracania, ani pogrzebu.
- Po drugie, nie jestem pana córką, znałam swoich rodziców i pan żadnego z nich nie przypomina (oboje moi rodzice nie żyją).
- A po trzecie, wynoś się pan stąd, bo chcę się przebrać i umyć i mam prawo do prywatności.

Nie wiem, który argument podziałał, ale zerwał się ze stołka i zionął ogniem. Usłyszałam, że tacy jak ja Bogu nie są potrzebni, że szkoda dla mnie szpitalnego łóżka i parę innych krzepiących chorą osobę życzeń. Potem trzasnęły drzwi od sali.

Położyłam się z powrotem, bo mi się spacerów i mycia zupełnie odechciało. Serce wali, w skroniach szum... Nagle słyszę dziwny odgłos, jakby krztuszenie, piszczenie... No pięknie, pomyślałam, teraz się babinka udusi i to przeze mnie...
A ona wyobraźcie sobie pękała ze śmiechu!!! Zwlekłam się z łóżka i doczłapałam do niej, a ona chichocze, aż się zanosi!!! W końcu sama zaczęłam się śmiać, trzymając za brzuch i szwy. I tak kwiczałyśmy sobie, aż nam tchu brakowało.

- Dziękuję ci dziecko. Warto było dożyć tej chwili żeby zobaczyć jak on stąd spieprza!

Jej dzieci opłaciły księdza, żeby przy niej wysiadywał, o pieniądze wypytywał, szeptał i namawiał, co któremu dać, a ona biedna, nie umiała się uwolnić od tego szeptu od rana do nocy.

Igraszki z Diabłem:)

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 912 (1044)
zarchiwizowany

#15915

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewna znajoma, której życie ułożyło się średnio, zawsze mogła liczyć na pomoc mojej rodziny, w tym moją. Pożyczało się pieniądze, poratowało lekami w nagłym wypadku, pomogło dzieciom w lekcjach..
Parę dni temu zadzwoniła do mnie czy mogę do niej zajrzeć, bo ma sprawę na mieście a dziecko chore... Zjawiłam się po kilku minutach, myślałam, że tego dziecka trzeba będzie popilnować, coś w tym rodzaju.
Pani miała do mnie jednak inną sprawę. Chciała żebym jej poszła do lombardu obrączkę zastawić. Głupio mi się zrobiło, bo wolałabym jej pieniądze pożyczyć.
- Nigdy w lombardzie nie byłam, nie wiem co i jak- wykręcam się jak mogę. Pani prosi, nalega, dość grubą obrączkę wciska mi do ręki...
- To nic trudnego, powiesz że na tydzień, facet obrączkę zważy i ile da, tyle weź. Kwitek ci wypisze.

Poszłam, choć zdenerwowałam się bardzo. Pomoc pomocą, ale było mi zwyczajnie wstyd!
Znalazłam lombard, weszłam, facet na mój widok wstał.
- Chciałam to zastawić na tydzień, nie wiem jak, bo to nie moje, ale pan się zna...
Wziął do reki obrączkę obejrzał i jak na mnie nie wrzaśnie:
- Co to ma być! Głupiego szukasz? To tombak jest złodziejko jedna! Ja to tu zaraz młotkiem rozbije, żebyś kogoś innego nie nabrała!!!
Ja szok, czuję jak mi policzki płoną, próbuję się tłumaczyć, że to nie moje, że przecież gdybym wiedziała nigdy bym z czymś takim nie przyszła, że chciałam tylko pomóc...
- Ja to już widziałem, pogoniłem taką starą ku...ę to młoda przyszła...
Porwałam nieszczęsną obrączkę z lady i uciekłam, po drodze popłakałam się porządnie.
Znajoma chyba pod drzwiami się kręciła, bo nawet puknąć nie zdążyłam już drzwi były otwarte.
- Co mi pani dała! To jest śmieć a nie złoto! Facet mnie wyzwał od złodziejek i jeszcze gorzej!
Wydzierałam się na nią dobrą chwilę, a ona stała i nic.
Na koniec zanim trzasnęłam drzwiami powiedziała:
- Szkoda, że się nie udało, ty tak uczciwie wyglądasz, to pomyślałam że tobie się uda wyciągnąć parę złotych, trudno.

pomoc sąsiedzka

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 645 (717)
zarchiwizowany

#15866

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ups, czyli opowieść o pewnej pani.

Pani mieszka w starym budownictwie, blok z lekka zaniedbany, jakich wiele w naszym kraju. Zdarzają się awarie, jak wszędzie, ale niektóre wynikają z bezmyślności samych lokatorów.
Otóż, normą jest, że zimą zamarza w bloku woda przy dużych mrozach, niedomykana brama, niektóre odcinki rur niezabezpieczone...
Pani Basia od lat mieszka bez chłopa(jak sama to określa) i sama z lepszym, lub gorszym skutkiem naprawia sobie to i tamto.
Kiedyś właśnie zimą okazało się, że u niej jednej nie ma wody. Doszła więc do wniosku, że woda musiała zamarznąć i trzeba odgrzać kawałek rury. Poszła po lutlampę, płomień na ful i jazda...
Podgrzała tak już niezły kawałek, aż do swoich drzwi a woda nadal nie leci. Bystro się rozejrzała i okazało się, że RURA KTÓRĄ TAK STARANNIE PODGRZEWAŁA JEST OD GAZU!!!

Złożyła relację z zajścia w bloku na przeciwko:
- I ja głupia tyle się na tym korytarzu namarzłam, a wcale niepotrzebnie. Rury mi się pomyliły, cholewcia, tyle roboty na nic. Da pani wiaderko wody, bo nadal nie mam.
Wody od mojej cioci dostała i jeszcze zwróciła uwagę, że co ta ciocia taka blada jakaś się zrobiła i nie gadatliwa i poszła.

Rurę osmaloną płomieniem lutlampy widziałam na własne oczy!

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (685)
zarchiwizowany

#15871

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z racji tego że kiedyś wychowałam wróbelka, Zboczka, mam opinię osoby, którą się wzywa jak sprawa dotyczy ptaszków. Mieszkał już u mnie jerzyk, drozd śpiewak, gołąb cukrówka i inne ptaszyska. Dziś zostałam wezwana do sąsiadki, bo coś jej ćwierka...
Trochę mi się nie chciało iść, ale jak usłyszałam, że już ze dwa dni tak ćwierka i to coraz słabiej, wymiotło mnie z domu natychmiast. Pani czekała na mnie pod drzwiami, otworzyła i do kuchni prowadzi.
- Za meblami tak ćwierka, ale wszystko już odsuwałam i nic. Ja się przyznam, że wcześniej to w nocy jak spać nie mogłam to trucizny na robaki tam napsikałam...
- I teraz mnie pani dopiero woła?! Jak nie zdechło od trucizny i nadal pani przeszkadza...Ciemno mi się przed oczami zrobiło! Co za wstrętne, głupie babsko. Jak się zabić nie dało to może ja wezmę...
Ale nagle usłyszałam ten dźwięk. Jedno piśnięcie, takie rozpaczliwe, cichutkie. Coś mi nie pasowało... Sąsiadka twardo meble odsuwa, że może ja znajdę. Powstrzymałam ją. Cisza, czekamy na kolejne ćwierkniecie...Jest, takie ledwo słyszalne, przerwa, kolejne...
Rozejrzałam się po kuchni i... cała złość mi minęła.
W kącie, na ścianie cichutko umierał sobie czujnik dymu, już ledwo biedaczek zipał wzywając litości i nowej baterii co kilkanaście sekund...

Chyba ptasia awaryjna klatka dla rozbitków życiowych tym razem nie będzie potrzebna :))

pomoc sąsiedzka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 677 (763)
zarchiwizowany

#15246

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam na parterze.Pracuje w domu.Jest lato, wiec mam uchylone okna.

Dokładnie pod oknem, gdzie pracuję zeszły się dwie panie, w wieku poważnym, kulturalne i dystyngowane. Takie było moje wrażenie po zasłyszanych głosach. Wierzcie mi, nie podsłuchuję bliźnich, jest tyle ciekawszych rzeczy, ale jak się od kilku godzin siedzi metr od okna, słowa same wpływają do środka, a umysł rejestruje...
Panie zaczęły zwyczajowo:
- A witam Pani Lidziu, co tam słychać kochanieńka?
- Stara bieda , Pani Teresko, zdrowia nie ma, nogi bolą...A u Pani jak tam...
Panie zaczęły wymieniać się chorobami i nieszczęściami...
- A witamy Pani Jasiu, gdzie Pani tak leci?- mijała kumoszki jakaś znajoma - Pani to taka elegancka i zawsze zabiegana, co tam nowego?
- A dobrze, nie narzekam, po wnusię pędzę do przedszkola, skarbusia mojego.
- Oj ładna ta Pani dziewusia, ładna...
Uśmiechnęło mi się coś w środku, miło musi być coś takiego usłyszeć...
Po chwili zamarłam.
- Po wnusie... phi! Ładna mi wnusia! Córka jej się z Turkiem puściła, takie czarne brzydactwo przywiozła, wstydu narobiła! A brzydkie to to, po polsku ledwo gada..
- Oj racja Pani Lidziu, ja to bym się wstydziła po takiego bachora chodzić... Wstydu przed ludźmi nie ma! Co to za czasy nastały.
- A słyszała Pani o tej z Kolejowej, tej grubej jak świnia?
- Tej co raka ma? A słyszałam, gdzieś podobno w tym bebechu wielkim, jak arbuza ma..
- Zimy pewnie nie doczeka, a na pogrzeb to się pewnie wszystkie zlecą , jej dzieci Pani Lidziu, na zagranicznych pasztetach ją tak wypasły to i teraz pochowają....
Słowa płynęły jadowite, robaczywe i cuchnące, czasem szeptem, w stronę muru obrócone, przerywane słodkimi przywitaniami ze znajomymi, którzy jak tylko oddalili się kawałek, byli mieszani z najczarniejszym gnojem... W końcu chyba nogi zabolały, bo zaczęły się żegnać. Słodziły sobie lidziowały, życzyły zdrówka, krewnym bliskim i dalekim
- Ale Pani Teresko, o tamtym to tylko między nami!
- No co też Pani, Pani Lidziu, jasna sprawa!

Nastała cisza, która aż dzwoniła mi w uszach.
Jest późna noc, a ja nadal słyszę te piekielne syczenie dwóch jadowitych żmij.

Plotkary

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 689 (793)
zarchiwizowany

#14854

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do piekarni znajomych co rano przychodził elegancki starszy pan. Miły, szarmancki, komplemencik przemycił...

Zawsze chciał żeby mu chlebek specjalnie pokroić, a nie podawać już pokrojony.
Krajalnica jest za takim jakby zakrętem - ścianką.
Raz sprzedawczyni zabrakło torebek na chleb, wychyla się, a pan pakuje do kieszeni batoniki z lady. Zatkało ją! Bez słowa podała chlebek i zaczęła pilnować klienta.
Przez dwa następne dni robił dokładnie to samo. Ona kroić chlebek, on słodycze do kieszeni.
Na trzeci dzień, miała już pewność, że tak jest zawsze! Złapała go na gorącym uczynku ciekawa reakcji. Jak to wytłumaczy, czy przeprosi, w ogóle co zrobi?

Pan wcale nie zmieszany, oświadczył:
- Chleb macie tu gówniany, zdzieracie jak Żydzi i robię tak od dawna, bo z takimi krwiopijcami tak trzeba! Mój ojciec przed wojną tak robił i syna też tak uczył!

Kobiecie zabrakło słów...
Pan wymaszerował z godnością i zmienił piekarnię. Ciekawe czy obyczaje też. :(

piekarnia

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 613 (671)
zarchiwizowany

#14408

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miałam kiedyś piekielnego sąsiada.
Wszystko mu przeszkadzało, trzeba było chodzić na paluszkach, zawsze, nawet latem zamykać bramę, zero muzyki, zero gości, nikt nie mógł poczekać na schodach, a już zwierzak na korytarzu nie miał prawa pokazać się nawet na chwilę. Organizował pułapki na sąsiadów, jakieś mazidło na poręczach schodów, woda na klatce wylana zimą, piszczące baloniki pod nogami w zaciemnionym korytarzu, itp.
W jedną taka pułapkę złapałam się ja.

Sąsiad miał w zwyczaju pisać odezwy do mieszkańców w bardzo niewybrednym słownictwie, np:
CO ZA KU...S NIE GASI ŚWIATŁA ?...., albo: CH...J KTÓRY ZOSTAWIA OTWARTĄ BRAMĘ DOSTANIE TO I TO.!!!
W ramach dyscyplinowania mieszkańców, założył sprężyny od łóżka, do zamykania bramy. Automaty do drzwi nie były jeszcze wtedy znane. Brama zamykała się, fakt, ale brzmiało to jak wystrzał z armaty, a nieostrożny użytkownik dostawał takiego dubla, że w piwnicy lądował.

Któregoś wieczoru, jesienią, podczas ulewy, wracałam od naszych zwierzątek (kilka kur, króliki, w zabudowaniach gospodarczych z przydziału). Ręce zajęte, kaptur na głowie, niosłam miskę, wiaderko i jajka... Te ostatnie schowałam bezpiecznie w kieszeni kurtki - kangurki w jedynej kieszeni z przodu (kto widział taką kurtkę to wie co i jak).
Bramę otworzyłam łokciem, podparłam kolanem ,drzwi przytrzymywałam biodrem, z całej siły walcząc ze sprężynami w drzwiach, i myśląc tylko o tym, żeby nie dostać w kuper, bo otwarte wejście do piwnicy ziało na wprost.
Już prawie mi się udało ... jak sprężyny odbiły dostałam centralnie w... jajka!

Pierwsza moja myśl: Jak ja teraz włożę rękę do kieszeni, druga co powiem w domu, trzecia - zabiję sąsiada...
Jest to chyba pierwszy udowodniony przypadek uderzenia w jajka kobiety :)

Sąsiad przyjemniaczek

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 546 (742)
zarchiwizowany

#14087

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z racji wykonywanej pracy, codziennie jest do mnie przesyłka, a czasem większa ilość.
Pojawiła się nowa pani listonosz, pani Gosia.
Chciałam jej pomóc tym bardziej że często cała torba była tylko do mnie. Umówiłyśmy się, że jak będzie dużo, ona dzwoni ja lecę i nie będzie musiała nosić. Dzwoniła, to ja biegusiem. Wszyscy zadowoleni.
Potem już dzwoniła jak była jedna - dwie przesyłki - ja biegusiem. Potem przestała dzwonić, bo przecież i tak przyjdę ze swoimi wysyłkami. Wraz ze zmianą rejonu zostałam sprzedana nowemu listonoszowi, potem następnemu...
Dziś pies z kulawą nogą nie daje mi znać czy coś leży, wszystko odbieram sama, a czasem czeka na mnie pakiet dla całego bloku gumką spięty.
Postawiłabym się, ale nie chcę mieć na pieńku, bo jeszcze co zginie....
I tym sposobem zostałam listonoszem... Daj kurze grzędę.

Układy pocztowe

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 470 (666)