Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10817
 
zarchiwizowany

#52932

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zadzwonił do mnie pewien pan zainteresowany przedmiotem, który sprzedaję. Zadzwonił z numeru zastrzeżonego. Odebrałam tylko dlatego, że czekałam na inny telefon i nie spojrzałam na wyświetlacz, bo zastrzeżonych nie odbieram.
Pan przepuścił mnie przez konkursowy magiel wypytując o przedmiot, jego działanie, gwarancję, wtrącając się co słowo i instruując mnie jak mam odpowiadać:

- krótko, nie pytałem o takie szczegóły
- tylko odpowiedzi na moje pytania TAK lub NIE
- tu obszerniej ale nie więcej niż 20 słów
- o tym wyczerpująco
- jaśniej w zakresie tej komórki danych.
- ogólniej...

Podjęłam grę na jego zasadach, bo zaczęło mnie to bawić i nudziłam się akurat. W końcu doszliśmy do tego, że z oporami ale jest zainteresowany i kupi.

- Pani mi to wyśle.
- Dobrze, gdzie mam wysłać?
- Do mnie.
- Dobrze, gdzie?
- No do mnie, tak żebym dostał.
- Ale gdzie? Do domu? Do pracy?
- Chyba pani zwariowała, moja praca jest tajna. Ja pani nie podam żadnych szczegółów, bo to tajne.
- Ok, spokojnie. Może być do domu, proszę podyktować.
- Pani oszalała! Ja nie podam pani mojego adresu do domu!
- To gdzie mam wysłać? Skoro chce pan kupić, to jakoś dogadać się trzeba.
- Jak znajdę bezpieczny punkt kontaktowy, to się odezwę.

Tu PAN WIELKI TAJNY AGENT mnie już zdenerwował, więc weszłam na swoją stronę u operatora i wyłączyłam możliwość dodzwonienia się do mnie z numerów zastrzeżonych.
Po tygodniu dostałam wiadomość na maila, że zmuszam go do kontaktu poprzez internet, bo chcę wyłudzić jego adres internetowy, ale on się zabezpieczy i natychmiast go usunie i żebym nie była taka cwana, bo on jest cwańszy.

Od dziś szukam podsłuchów po domu i na mieście zgubię każdy "ogon", który za mną będzie jechał ;)

Ps. Przedmiot, który pan chciał kupić wart był 65zł + wysyłka.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 566 (620)
zarchiwizowany

#53084

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Upał panuje straszny. Cierpimy wszyscy a razem z nami zwierzęta.
Wystawiam za blok miski z wodą, żeby się miały jak napić bezdomne stwory a i te domowe, których właściciele mają to gdzieś. Przed chwilą obserwowałam bandę wróbli, które zawłaszczyły jedną michę i urządziły kąpielisko.

Przypomniała mi się opowieść o napadach takiej zorganizowanej mafii (bardziej śmieszne niż piekielne, ale co tam, może się kto zmęczony uśmiechnie:))

Rzecz się działa na przygranicznym bazarze, w okolicy stacji benzynowej, zimą.
Stoisko z wrzywką, choinkami, karmnikami, było obiektem napadów zorganizowanej mafii "wróblowskiej".

Akcja składała się z trzech etapów:
1) Odwrócenie uwagi sprzedawcy.
W tym celu należało zrobić zadymę w okolicznych krzakach, drzeć się i furgotać, jakby co najmniej kot zakradł się do gniazda. Tumult był taki, że się okoliczni sprzedawcy zeszli, zobaczyć co się dzieje.
2) Tajny desant.
Z niewidocznej dla sprzedawcy strony "grupa uderzeniowa" przedziurawiała worki z ziarnem, najlepiej słonecznikiem, niziutko, przy ziemi i podkrada ile się da.
3) I na koniec zadanie specjalne.
Skoki po worku z góry, najlepiej grupowo, żeby na dole lepiej leciało i było co zwinąć.

Takie autentyczne akcje miały miejsce całą zimę, mimo regularnego dokarmiania ptactwa ze strony sprzedawców. Dziesięć razy sklejony worek był podstępnie dziurawiony kolejny raz a obok, za stoiskiem dobrze zaopatrzony karmnik i rozsypany ten sam słonecznik.
Widać kradzione smakuje lepiej i dostarcza dreszczyku emocji ;)

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 259 (325)
zarchiwizowany

#52725

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wizytowałam znajomych, którzy mają dzieci w wieku szkolnym. Dyskusja zeszła na zbliżające się wydatki, w tym na ubezpieczenie dzieci.
W ubiegłym roku trzeba było zapłacić 56zł od jednego dziecka. Ubezpieczenie grupowe, dziecko ubezpieczone na zawrotną sumę 8000zł. W ubezpieczeniu jednak drobny myk na samym dole strony...

Ale najpierw powiem jak wygląda szkoła.
Jest to kompleks budynków z czerwonej cegły, pochodzący z roku 1894, w parku - starodrzewiu. Od ulicy zabezpieczony płotami i bramami, wejście od pieszego traktu do tegoż parku i dopiero na podwórze i do budynku.

Wracając do ubezpieczenia.
Nie obejmowało urazów i nieszczęśliwych wypadków spowodowanych spadającymi konarami, oblodzonymi gałęziami i wszystkim, co się z tym wiąże. Dyrekcja ubezpieczyła tak dzieci, równocześnie wydając zarządzenie, żeby nie chodzić pod drzewami.
Zarządzenie sobie wisiało spisane drobnym maczkiem, na tablicy ogłoszeń, której nikt nie czyta, zwłaszcza dzieci z grupy wiekowej 1-3 klasa.(tablica wisi na ich korytarzu).
Zrobiła się afera jak na dzieciaka spadła gałąź i okazało się, że owszem jest ubezpieczony, ale nie od tego.

Kto tu był piekielny?
Ubezpieczyciel ze swoją ofertą, czy dyrekcja, która ją świadomie zaakceptowała?

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 512 (572)
zarchiwizowany

#52577

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mój partner jest po wypadku.
Codziennie wożę go na rehabilitację. Ale nie o służbie zdrowia będzie mowa.
Na godzinę, na którą ma wyznaczoną wizytę jest 10 osób, które rotacyjnie przechodzą z pomieszczenia do pomieszczenia, czy z przyrządu na przyrząd. Na te 10 osób on jest jedyną osobą w tzw. "wieku produkcyjnym", reszta to emeryci w wieku 60, 70+.
Sami starsi ludzie, siwe włosy, stateczni, wydawało by się kulturalni, a jesteśmy świadkami takiego chamstwa, że oczy przecieram ze zdumienia.

Wchodzimy na salę ćwiczeń z życzliwym dzień dobry.
3 starsze panie i jeden pan ani nie burkną litery w odpowiedzi. Dzień dobry, do widzenia, proszę, czy dziękuję nie słyszałam jeszcze ani razu, ani do nas, ani do personelu.
Wchodzą i wychodzą jak ze stodoły.

Kłócą się każdego dnia o szafki na odzież w przebieralni, aż na korytarzu słychać, a niektórzy mają niezły temperament.
Przepychają między sobą, jakby się bali, że jakiś zabieg ich ominie mimo, że personel prosi i upomina, że każdy przecież wejdzie na swój już przypisany zabieg.

W poczekalni zajmują krzesła torbami i ciuchami. A co tam, że facet stoi o kulach, młody to postoi, tylko miejsce zajmuje starszym, rehabilitacji potrzebującym.
Słyszałam już kilka komentarzy, że młodzi to teraz do niczego, bo stękają, że ich boli. "Udają gnoje, bo im się robić nie chce". Do tego wymowne spojrzenia na mojego, bo gipsu nie widać, a on śmie utykać jak kaleka.
Dziś zebrałam też parę "miłych" słów, jak podjechałam pod wejście, na te kilka sekund, żeby tylko wsiadł. Mam się przestać zgrywać, bo tu nikogo z ZUSu nie ma i nie musi udawać, może z buta zapierniczać.

Personel znosi połajanki z minami cierpiętników, bo na każdą uwagę słyszy że oni są starzy i schorowani, czekali po kilka miesięcy i im się należy, dużo więcej niż te ochłapy.

A za drzwiami cudowne uzdrowienia.
Na przystanek autobusowy lecą jak gazele, też się oczywiście przepychając i kłócąc przy wsiadaniu...

Co się do diabła z tymi ludźmi dzieje?!

Skomentuj (49) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 802 (844)
zarchiwizowany

#52082

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W bloku, który widzę z okna, mieszka pewna pani.
Pani ma córkę, obecnie siedemnastoletnią. Dziewczyna lekko opóźniona w rozwoju, powiedziałabym ociężała umysłowo.
Natura nie dała jej rozumu, ale innymi walorami obdarzyła hojnie, niestety.
Matka przepchała ją przez normalną edukację, za nic nie chcąc szkoły specjalnej. Ukończyło więc dziewczę gimnazjum z wielkim trudem, jadąc na litości i dobrej woli nauczycieli.

Dziś w sklepie mamuśka zwierza mi się wściekła, że dziewczyna jest w ciąży.
- Tyle razy mówiłam pier@olonej kretynce, żeby se poszła do lekarza z tą swoją ci@ką, bo jeszcze bachora przytarga! Tyle razy jej mówiłam, żeby poszła, to nie, nie chciało jej się!...
I dalej rozmowa w ten deseń.

Kobieta swojej winy nie widzi w tym żadnej, że nie dopilnowała, nie pomogła aby dziecko, które ze wszystkim ma pod górkę, zabezpieczyć, jeśli już nie przed seksem, bo mała dosłownie łasi się do każdych spodni, to chociaż przed ciążą.
Nie wiem, co na to prawo, ale strach myśleć co będzie dalej.

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 493 (609)
zarchiwizowany

#52377

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zostałam poproszona o zakup kilku podręczników szkolnych dla córki znajomych. Młoda trochę pracuje a trochę odpoczywa nad morzem, matka w pracy od 9 do 19. Ja mam czas, więc co mi tam.

Wzięłam kartkę jaką dała szkoła.
Część podręczników udało się odkupić od starszej dziewczyny, ale kilka pozycji trzeba kupić nowych.
Szukam więc ćwiczeń do WOSu, ale nie ma samych ćwiczeń, zapakowane razem z książeczką, muszę kupić pakiet, osobno się nie da. Tłumaczę, że dziecko książkę już ma z poprzedniego roku a szukam tylko ćwiczeń. Nic, jakbym do siebie gadała. Tylko razem, albo wcale.
Zadzwoniłam do zainteresowanych. Mam wziąć razem, dla świętego spokoju, jak niedrogie. Podskoczyło mi ciśnienie na takie "podniesienie rąk do góry", ale skoro chcą...
W końcu to nie moje pieniądze.

Pozostał jeszcze język angielski. Tu już jest znacznie drożej.
Nigdzie go nie ma, jeżdżę po mieście, w końcu trafiam do księgarni językowej. Szczęśliwie jest, ale znowu w pakiecie.
Potrzebuję same ćwiczenia, bo książka już kupiona, ale nic nie mogę wskórać.
- Mamy na promocji książkę z ćwiczeniami, cena 119zł - informuje mnie radośnie pani.
- Ale ja potrzebuję same ćwiczenia - upieram się przy swoim.
- Ale ja inaczej nie sprzedam, poza tym to promocja jest.
- Jak na promocję to dość słono liczycie. Nie można osobno?
- Osobno mamy tylko podręczniki, ćwiczenia w pakiecie.
- A ile sam podręcznik? - pytam jeszcze grzecznie, ale czuję jak mnie cholera coraz większa bierze
- Sam podręcznik 74,99
- To niech mi pani sprzeda te ćwiczenia za 44, a podręcznik dołoży do tych luzem, co za kłopot?
- Ale nam się potem same książki nie sprzedają.
- Ale ja już mam książkę, nie chcę jej.
- Ale to promocyjna cena i będzie dziecko miało nowe.
- Ale dziecko już ma prawie nowe, ćwiczenia mi są potrzebne.
- Ale to dobra cena za pakiet.
Sytuacja patowa, ja swoje a ona swoje.
Spróbowałam podstępem:
- Wie pani, ja bogata jestem, nie chce na promocji, niech mi pani sprzeda po cenie bez promocji.
- Ja mogę tylko tak. Nie mogę zrozumieć czemu pani chce drożej jak można taniej?
- Ale w pakiecie?
- Tak, ale co to za problem? Przecież książkę może pani komuś odsprzedać...

I gadaj tu z taką.
Wyszłam, delikatnie zamykając drzwi, bo jeszcze chwila i trzasnęłabym nimi jak z armaty.

Ps. Ćwiczenia kupiłam w internecie, za 40zł + wysyłka.

Skomentuj (32) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (326)
zarchiwizowany

#51787

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Toaleta w jednym z dużych sklepów. Trzy kabiny, dwie zajęte przez dyskutujące kobiety. Co słowo to przerywnik, do tego rechot taki wredny:
- Oj jak tu czyściutko, oj oj! No zaje*iście po prostu! Narobiła się Zieliniakowa, wypucowała sraczyk na błysk hehe...
- No picu picu było i papierek jest i mydełko, ale do końca zmiany ma jeszcze daleko stara rura. Wszystko może się jeeeeeeeeeeszcze zdarzyyyyyyyyyyyyyyyć - podśpiewuje jedna.
- No nie mów!
- A co, trochę gówienka jeszcze nikomu nie zaszkodziło, co się będzie nudzić? Niech zapie*dala. Nie ma darmo siedzenia.

Tu rechot obu kobiet, pokrzykiwania. Potem wypadły z kabin prawie równocześnie. Zamarłam myjąc ręce, a one wcale niezawstydzone, że ktoś słyszał, zwiały.

Nie, nie poszłam sprawdzić co zrobiły. Wystarczyły mi odgłosy i wcześniejsze zapowiedzi. A potem się mówi, że jakiś wariat szalał w toalecie :-/

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 801 (837)
zarchiwizowany

#51570

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nocny autokar z górskiej miejscowości do centralnej Polski.
Cisza spokój, ludzie drzemią zmęczeni upałem, klima dmucha...
We Wrocławiu wsiada parka, oboje około dwudziestki.
Ona landryneczka z kokardką we włosach, on koszulka ze złotym napisem, lśniący od żelu, z okularami przeciwsłonecznymi we włosach w środku nocy.
Gramolą się z torbami i plecakami, których nie chcieli schować do bagażnika autobusu i siadają za mną.

- Dziubuś dlaczego nie wziąłeś legitymacji?
- Oj Puńciu, zapomniałem.
- Ale dlaczego zapomniałeś?
- No Puńciu zapomniałem.
- Oj Dziubuś ale jak mogłeś?
- Oj Puńciu, spieszyłem się do ciebie.
- Oj Dziubuś nie wykręcaj się teraz... Ale kochasz swoją Puńcię?
- Kocham cię Puńciu moja.
- A jak mocno kocha Dziubuś swoją Puńcię?
- Bardzo mocno, a Puńcia kocha Dziubusia?
- Oj, jak możesz o to pytać?
- A mogę położyć nóżki na twoich kolankach?
- Daj mi swoje nóżki, kocham twoje nóżki...

I tak z godzinę dzioby im się nie zamykały. Potem oboje obdzwonili swoich krewnych i znajomych (godzina 2-3 w nocy), komentując wszystko co mijali po drodze, informując gdzie są, co teraz robią. Potem znowu kłótnia, bo czegoś zapomnieli. Głosiki jak Chip i Dale na pełny regulator. Podejrzewam, że już nikt nie pospał, a na pewno nikt w pobliżu. Przesiąść się nie było gdzie, bo pełno i miejscówki.
Wczesnym rankiem wysiadłam z autobusu jako jedna z pierwszych, odetchnęłam chłodniejszym powietrzem i pojechałam na hotel, a właściwie akademik z pokojami dla gości. Prysznic, śniadanie i wychodzę w sprawach, w których przyjechałam, a na korytarzu:

- Dziubuś! Te ręczniki takie szorstkie, dlaczego nie wzięliśmy swoich?!
- Ależ Puńciu! A kto to mógł wiedzieć! I jak tu gorąco!

No kur...! Takie wielkie miasto, a oni musieli zamieszkać w tym samym budynku, na tym samym piętrze, za ścianą z regipsów?!
O 14tej lokowałam się już na drugim końcu miasta, pilnie nasłuchując czy Dziubuś i Puńcia nie zechcą mi towarzyszyć.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 784 (908)
zarchiwizowany

#51061

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Lubicie dowcipy? Ja bardzo, ale ten, którego dziś byłam świadkiem doprowadził mnie do furii.
Dwie panienki lat około 15 zabawiały się w dużym sklepie, otwierając opakowania z farbami do włosów i zamieniając tubki.
Nie bawiłam się w żadne konwenanse, tylko skoczyłam na nie jak żbik łapiąc za szmaty i wzywając ochronę.

Czemu tak ostro?
Ano, jakieś 2 lata temu sama padłam ofiarą takiego dowcipu. Kupiłam farbę do włosów w sklepie Real, drogą farbę, w odpowiednim kolorze. Włosy mam długie, jasne. Pani na kasie sprawdziła czy wszystko jest w pudełku, albo czy czegoś tam nie ukryłam, nie wnikam.
Farbę przygotowałam zgodnie z instrukcją. Zamiast słonecznego blondu czy coś koło tego, wyszła SRAKA! Myślałam, że oszaleje.
Po przeprowadzeniu śledztwa okazało się, że na tubce jest inny numer - symbol niż na opakowaniu.
Kilka tygodni zajęło mi doprowadzenie włosów do jako takiego stanu. O wydanych pieniądzach nie wspomnę, bo robiła fryzjerka co mogła, a musiała ostrożnie i stopniowo, żeby mi kłaki nie odpadły.

Mam nadzieję, że tym dzisiejszym gówniarom dobrze ochrona dupę skopie. Jednym z przywołanych ochroniarzy była jasnowłosa kobieta. Zrozumie dokładnie na co narażały potencjalne klientki.

Ps. Kiedyś coś podobnego już gdzieś czytałam, ale dawno a widać proceder dalej trwa i "bawi".
Uważajcie kobietki co kupujecie, bo nikomu takich atrakcji nie życzę.

Skomentuj (71) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 884 (976)
zarchiwizowany

#51338

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Do koleżanki zamieszkałej na wsi dzwoni kurier z prośbą, żeby wyszła na skrzyżowanie przed wsią pokierować go dalej, bo nowy na rejonie i nie chce tracić czasu.
Skrzyżowanie na wzniesieniu, wdrapała się więc kumpela na dużą górkę i czeka.
Po kilku minutach podjeżdża żółty furgon, wychyla się kurier i prosi o wskazówki. Koleżanka z kolei prosi o przesyłkę, tu, teraz, bo po co będzie jechał pod dom, skoro już się spotkali.
Kurier żąda dokumentu potwierdzającego tożsamość, bo inaczej nie wyda przesyłki.
Koleżanka przy sobie dokumentów nie ma, ale przecież ma telefon, na który facet dzwonił, więc ma jak udowodnić, że ona to ona.
Kurier upiera się przy swoim.
Staje na tym, że jednak pojedzie pod dom, wskazany dokładnie palcem, doskonale widoczny w dolinie.
Koleżanka chce wsiąść i zjechać z nim, w końcu to kawałek drogi, na co kurier stanowczo protestuje, bo on nikogo nie może wpuścić do auta.

I pojechał.
Zanim zeszła na dół, czekała pod jej domem 10 minut. Dobrze, że chociaż paczki nie porzucił na progu.
A podobno mu się spieszyło...

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 209 (333)