Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kalipso

Użytkownik otrzymał bana za: Zmyślanie historii pod nickami Kalipso, Dysfolid i LucjuszKot.
Ban wygasa: 2112-11-15 16:21:07
Zamieszcza historie od: 25 maja 2011 - 20:29
Ostatnio: 15 listopada 2013 - 18:56
O sobie:

http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 0 z 98
  • Punktów za historie: 66185
  • Komentarzy: 945
  • Punktów za komentarze: 10817
 
zarchiwizowany

#26260

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Podobno na początku był chaos...
Ja twierdzę, że moja kuzynka Bernadetta jest pozostałością tego zjawiska, albo kontynuacją we współczesnych czasach.

Wszystko czego się dotknie psuje, lub samo się psuje w jej obecności.
Wydaje fortunę na naprawy, wiec nie robi tego celowo.
Jest jedyną znaną mi osobą, która własnymi drzwiami od samochodu przycięła sobie... głowę!

- Wiesz, to się stało tak szybko, zapomniałam torebki z siedzenia, a byłam już nastawiona na trzaśnięcie drzwiami.
Malowniczy siniec na pół policzka i szwy na uchu, przyjęła ze spokojem, bo to przecież nie pierwszy raz coś sobie zrobiła.

Uwielbia jeździć samochodem, stale jest w ruchu i nie zraża się nawet tym, że zawsze się gubi i na miejsce przeznaczenia dociera z najdziwniejszych stron.
Na nic nawigacje i odbiorniki TMC (sama podarowałam jej taki komplet).
Na komendę: "skręć w lewo", Bernadetka puszcza kierownicę i odruchowo się żegna "W imię Ojca i Syna..." W ten sposób załapuje, która ręka jest lewa, błyskawicznie łapie kierownice i skręca. Robi to odruchowo, niejako automatycznie, pozostawiając niezapomniane wrażenie u swojego pasażera, zwłaszcza za pierwszym razem. ;)

A pisze o tym właśnie dziś, bo dziś kochana Bernadetka podwiozła do miasta swoją przyszłą teściową.
Kiedy po poleceniu, żeby do ośrodka zdrowia skręciła w prawo, przyszła synowa puściła kierownicę i przystąpiła do "swoich modłów", kobiecina wykonała klasyczną pozycję ratunkową z głową między kolanami, w głębokim przekonaniu że nadszedł ich koniec...

Bernadetka nawet tego nie zauważyła, zajęta kluczeniem po zapchanym parkingu.
Drogę powrotna matka jej przyszłego męża pokonała autobusem, uciekając podstępnie drugim wejściem z przychodni.
Kuzynka nie może zrozumieć dlaczego?!

legalna blondynka :)

Skomentuj (60) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1079 (1151)
zarchiwizowany

#26523

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Zasłyszane w kolejce do kasy w markecie budowlanym.

Dwóch panów komentuje kapitalny remont dużego mieszkania w starym budownictwie...
- Wiesz Rychu, facet kupił mieszkanie przez ścianę ze swoim i robimy na jedno duże. Ale chatka będzie! Chłopie! Ponad 120m, tylko wszystko pozmieniać trzeba, kuchnia gdzie pokój, dwa pokoiki razem na duży, łazienka całkiem z drugiej strony i WC do przeniesienia...
- A płaci dobrze?
- Spoko gość i wypłacalny i jeść dobrze da ale ma kłopot, że czacha dymi. Rury chciał puścić przez piwnicę jednej starej facetki. Babinka nawet kibla nie ma, to se zaplanował, że jej się kibelek wyrychtuje za jego kasę, bo na korytarz chodzi, aż żal.
- I co?
- A no uderzamy do babciusi z radosną nowiną, że jej chyba rury w piwnicy nie zrobią kłopotu, a on wdzięczny będzie i dla jej wygody pieniędzy dołoży.
Ona tak przez szparę w drzwiach słucha, łypie na nas i nagle jak nie wrzaśnie:
- CO TO TERAZ ZA LUDZIE, OHYDA TAKA! WIDZIAŁ TO KTO W DOMU SRAĆ?!
I bach drzwiami.
- Ja nie wiem, co on teraz zrobi, cały projekt diabli wzięli...

dobry uczynek

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 995 (1023)
zarchiwizowany

#26167

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O jednej wszystkowiedźmie;)

Gościłam na kolacji kilkoro znajomych.
Wśród nich jedną "specjalistkę od wszystkiego", najlepszą kucharkę, najlepszą dekoratorkę wnętrz, weterynarza, znawcę filmów i czort wie co jeszcze w jednym.
Omawiana istota wyższa, jest żoną mojego kolegi z czasów szczenięcych, wiec nie zaprosić jej nie mogę. Kolegę natomiast wielbi całe towarzystwo, bo to wspaniały, pełen ciepła i niepowtarzalnego humoru człowiek:)

Wszystkowiedźma na dzień dobry skrytykowała sukienkę innego gościa płci pięknej, poprzestawiała mi książki "tematycznie i estetycznie" (wrrrrrrr!), autorytatywnie stwierdziła, że czytam badziewie i oglądam badziewie do kwadratu (przejrzała również moją bogatą kolekcję filmów).

Mąż swojej żony, spoglądał na mnie z łagodnym zainteresowaniem, reszta cichaczem robiła zakłady, ile jeszcze wytrzymam...

W końcu nastał czas gorących posiłków, wszystkowiedźma udała się więc do mojej kuchni sprawdzić, jak to określiła, czy tu nie dałam plamy i próbując potrawy.
- To zdecydowanie bez smaku! Dosol to moja droga - wzięłam solniczkę, przekręciłam tak, żeby nic nie leciało i zamaszyście "posoliłam".
Ponowne próbowanie i łaskawe skinienie głową
- Nooo
Potem zaliczyłam "dosładzanie", "kropienie cytrynką" i parę innych zabiegów...

Kolacja zakończona, kolega mruga do mnie nad stołem i wzdycha.....
Tak, byłam nieuczciwa od początku. Założyłam się z nim, że jego osobista jędza nie wyprowadzi mnie z równowagi, nie zabiję jej w napadzie szału, ani nie poddam wyszukanym torturom...

Wygrałam. Jest mi winny dobry koniak;)

przyjaciele

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 328 (356)
zarchiwizowany

#25148

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historię zamieszczam za zgodą bohaterów.

Syn znajomych chodzi do gimnazjum.
Jako, że rodzina to ateiści, chłopiec nie uczęszczał na lekcje religii, obowiązkowo ten czas spędzając w bibliotece szkolnej.
Pierwsza klasa przeszła bez kłopotów z tego tytułu.
Poza tym, że szkoła nie zorganizowała zajęć zastępczych (etyki czy religioznawstwa - podobno za mało chętnych), nie działo się nic szczególnego.
Ateiści, zielonoświątkowcy i jeden świadek Jehowy, uzupełniali sobie lekcje tworząc sympatyczny klub dyskusyjny, do którego cichcem dołączało religijne podziemie - czyli uciekinierzy z religii, chodzący z przymusu rodziny.

Wszystko się zmieniło, jak do biblioteki zawitała, niespełniona polonistka, katechetka i aktywistka religijna i zajęła miejsce dotychczasowej, starej, sympatycznej bibliotekarki.

Nawracanie, wypytywanie i wyszydzanie "niewiernych psów" było na porządku dziennym, przytyki, co robią kiedy inni na słusznych zajęciach składają cześć Bogu, komentarze, że ci których nie stworzył Wszechmogący tylko małpy urodziły, zajmują szkole czas i miejscu..... Wszystko w lekko zawoalowany sposób, ale dostatecznie czytelne. Szybko znalazła się grupka uczniów, którym nagle "niewierni" zaczęli przeszkadzać, a ich złośliwości i zaczepki umykały "zajętej ważniejszymi sprawami pani".

Do otwartej wojny doszło, jak nadszedł czas przygotowywania jasełek.
Syn znajomych jest niezwykle utalentowany plastycznie, został więc wytypowany do zrobienia dekoracji. Może i wywiązałby się z zadania gdyby nie sposób w jaki mu to nakazano:

Aby odkupić winy, za życie w wiecznym grzechu i potępieniu, aby przekreślić żywot istoty niższej, jak się bardzo postara, a pani zaakceptuje, to może się za niego pomodli i pomoże mu wkroczyć na ścieżkę poprawy, powie mu jak wyzwolić się z szatańskich sideł rodziców, i wymówić im posłuszeństwo.

Młody przekazał to w domu.
Rodziców, którzy od pół roku wysłuchiwali relacji z przytyków i słownych połajanek, mało szlag nie trafił.
Na drugi dzień byli oboje w szkole u dyrektora i zażądali aby pani bibliotekarka powtórzyła wywody z dnia poprzedniego.

Kobieta dostała szału!
Najpierw skoczyła na młodego, że zdrajca, że Judasz, że ona chciała wyciągnąć go z piekła, ale szkoda zachodu, dla takiego zepsucia. Potem zaatakowała rodziców, że skoro sami chcą iść do piekła to niech idą. Na koniec skoczyła do dyrektora, że gdyby wiedziała, że toleruje w szkole Szatana nigdy by tu nie pracowała! Wybiegła z histerycznym płaczem...

Nie wiem, na jakich zasadach zatrudnia się nauczycieli i osoby do pracy z dziećmi i młodzieżą, ale tu ewidentnie ktoś dał "ciała" i przyjął panią z załamaniem nerwowym, zwolnioną z innej placówki.

Ps. Dyrektor w trakcie konfrontacji miał takiego "karpia" na twarzy, że chyba faktycznie nie wiedział nic o tym, co działo się od pół roku w bibliotece.

gimnazjum takie jedne..

Skomentuj (40) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 758 (848)
zarchiwizowany

#24670

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejka na poczcie.
Przy okienku ksiądz, ja za nim.
Ciemna kurtka, ciemne spodnie, normalny gość. Zawód zdradza tylko wystający spod szalika kawałek koloratki.

Podał przesyłkę, zapłacił, poszedł. Spoko.
Pani w okienku nagle zajarzyła:
- To ksiądz był?!
- Tak, a co się stało?
Pani przerażona:
- O matko przenajświętsza! Ja nie wiedziałam! O matko!
- O co chodzi? Gdyby pani wiedziała klęknęła by pani po tamtej stronie?
- No nie, ale ja nie wiedziałam! Nic nie powiedziałam! O matko!
Pani zacięła się płyta...

A jakby ta pani wiedziała, zanim by przyjęła polecony, poleżała by krzyżem przez chwilę za szybką? Fakt "obcowania" z osobą tak boską, doprowadził panią do takiego szoku, przez sam fakt że "nie wiedziała", że musiała zrobić sobie chwilę przerwy w pracy.
Cała kolejka przeszła do drugiego okienka. :-/

fanatyczka?

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 606 (720)
zarchiwizowany

#24350

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kuzyn jest nauczycielem gimnastyki w gimnazjum i trenerem drużyny koszykówki dziewcząt.

Zagięła na niego parol jedna Lolitka.
Na treningach a to nóżka boli - rozmasować, a to musi się zwolnic wcześniej ale przyczynę poda na osobności...
Facet nie jest głupi więc robił spokojne uniki. Rozmowy zawsze przy drużynie, spokój opanowanie i zimna krew.

Ale ostatnio dziewczę przegięło.
Przyszła na trening w spodenkach wrzynających się w tyłek, włos rozpuszczony, pod koszulką stanika brak. Wyszedł z sali na chwilę i zadzwonił do rodziców, że Lolitkę coś boli i odebrać ją trzeba natychmiast. Dobrze trafił, bo ojciec kontraktowiec wyjątkowo był w domu (matce już zwracał uwagę, ale ona tylko się uśmiechała zalotnie jak córeczka z komentarzem, że to tylko niewinne wygłupy).

Rozgrzewka na sali, kuzyn poczekał przed szatnią na ojca i krótko ale dosadnie streścił sytuację...
Ten wysłuchał z kamienną twarzą i zażądał prezentacji, z miejsca gdzie sam nie będzie widziany. Został zaproszony na galerię nad salą gimnastyczną, a nauczyciel wrócił na trening.
Lolitka biega z rozwianym włosem, strzela oczętami na trenera...
Ojcu starczyło 5 minut przedstawienia.
Wkroczył bez uprzedzenia na parkiet, podszedł prosto do zaskoczonej córuni i wymierzył jej bez ostrzeżenia takiego klapsa w tyłek, że klaśnięcie odbiło się echem w zamarłej sali.
Przeprosił krótko kuzyna i wywlókł latorośl z treningu.

Kuzyn ma spokój, został oficjalnie i chłodno przeproszony przez Lolitkę, która nawet oczu na niego nie podnosi...

szkolny podryw

Skomentuj (66) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1069 (1101)
zarchiwizowany

#22385

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio jest tu moda na seriale więc i ja dorzucę trzy grosze.
Oto kilka przypadków jak kończą swój żywot modemy do internetu, dzięki niefrasobliwości (delikatnie mówiąc) swoich właścicieli. Sytuacji takich jest wiele, ale tu jeszcze na uwagę zasługują właściciele..

Dzwoni telefon, po drugiej stronie osoba w potrzebie:

1) - Modem mi się utopił w klozecie! Nosiłem go w kieszeni, żeby kumpel na pokoju mi nie używał. Ja bym go nawet wyciągnął, wie pani, ale w samo g*wno mi wpadł.
- Będzie jakaś promocja dla studenta?

2) - Najechałem modem autem, takim porządnym, terenowym! Placek został, hihi. Żeby pani widziała jaki ostatnio kupiłem fajny wózek... Tu następuje 20 minutowa tyrada jakie cacko kupił, gdzie, za ile, ile pali na 100, jakie oponki, wypasiona nawigacja w komplecie...
- Znalazłaby pani coś dobrego tak do pięciu dych?

3) - Pies mi zeżarł ! Ale co ja będę pani tłumaczył, da pani szefa.
- Przykro mi ale w tej sprawie, musi pan rozmawiać ze mną.
- Chyba cię kobieto po...ało! O takich sprawach nie będę dyskutował z babą!
Nie doszliśmy do porozumienia, bo pan krzyczał w słuchawkę.
Poradziłam mu więc, żeby na modem poczekał po drugiej stronie swojego psa.

4) - Głupia sprawa. Nie chciało mi się wstać więc pociągnęłam za kabel antenowy wystający z tego modemu, żeby mi laptop podjechał. Wyrwanym gniazdem dostałam w oko. Laptop z modemem został gdzie stał.
- Ma pani coś z wejściem na antenę?

Modemy najczęściej kończą z wyłamanym portem USB, potraktowane z łokcia lub kolanka, w zależności od tego gdzie wystawały. Warto mieć kabelek przedłużkę dla bezpieczeństwa.
Wystający przewód antenowy to nie najlepszy hol, nie nadaje się tez do suszenia bielizny.
Modemy słabo pływają, nie wymagają pojenia, nawet jeśli to najlepsze piwko, ani karmienia (slot na kartę pamięci nie działa na ketchup, musztardę, krem ,itp)

Szanujcie swój sprzęt kochani, bo serce boli słuchać, a co gorsze oglądać.

awaria na własne życzenie

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 452 (570)
zarchiwizowany

#21987

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja koleżanka Joanna (imię niezmienione, bo i po co?) ma synka. Chłopaczek chodzi do podstawówki, tak gdzieś w połowie tego przedziału edukacji. O takich jak on mówią "żywe srebro" :) Wszędzie go pełno, jak coś się dzieje on jest w centrum wydarzeń, nie ma kataklizmu w domu i szkole bez jego czynnego udziału.
Joanna przerabiała już złamania, stłuczenia i szwy, drobne pożary i zaginięcie, więc jest dość zahartowana w boju.

To czego byłam świadkiem dziś, omal jej jednak nie dobiło.
Przekładamy papierzyska.
Dzwoni telefon.
- Pani Joanna Piekielna?
- Tak to ja, słucham.
- Dzwonię z zakładu pogrzebowego (długa pauza)... Pani syn miał wypadek... I cisza!

Nogi się pod nią ugięły, zapowietrzyła się, bo nie mam lepszego określenia na to, że wciągnęła gwałtownie powietrze i nie mogła go wypuścić. Poderwałam się od biurka, ona zatoczyła na ścianę, telefon szurnął o podłogę, z głośnika: HALO HALO PROSZĘ PANI!!!
Nie wiedziałam czy podnieść telefon, czy łapać Joasię. Ta zaczęła kaszleć i ciężko usiadła, więc klęknęłam przed nią, podnosząc wrzeszczące urządzenie...
- Co jest? Co się stało?! - rzuciłam w telefon.
- Nie, nic takiego. - Odpowiada spokojnie, z lekkim zniecierpliwieniem, kobieta po tamtej stronie. - Adrianek wpadł pod auto, ale ma tylko siniaka. Zrobił fikołka przez maskę i zaraz się pozbierał. Siedzi u mnie na kanapie. Dzwonię, żeby go mama zabrała, może by mimo wszystko do lekarza podejść...
- A gdzie pani jest?
- W zakładzie pogrzebowym, w tym biurze na skrzyżowaniu ulic X i Y.
- Zaraz tam będziemy.
W trakcie, rozmowę dałam na głośnik, Joasia już przytomniała i zaczęła się uspokajać.

A można było zadzwonić i powiedzieć to wszystko w zupełnie inny sposób!
Przez bezmyślność tej pani, mało mi się koleżanka nie przekręciła.

Ps. Mały podobno wykonał iście cyrkowe salto, odbił się od maski auta, pod które wleciał z rozpędu i lekko stłukł sobie kolano. Kierowca też dobrą chwilę dochodził do siebie. Co dziwne, nikt nie wezwał policji.

grunt to wyczucie

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 682 (776)
zarchiwizowany

#21451

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnie przedświąteczne zakupy.
Wybieram jakiś drobiazg w drogerii. Za mną pani, lat około 60ciu, robi rewolucję na stojaku z ozdobnymi torebkami na prezenty.
- Ta nie, bo za mała. Ta za szeroka. W groszki?! Kto by chciał prezent w torbie w groszki. Ta to jakieś kpiny! Wstyd dać porządny prezent w takim szarym worze...
Sprzedawczyni podaje kolejne, choć widać, że cierpliwość jej się kończy.

Pani chwali się na cały sklep:
- Zięciowi kupiłam paczkę skarpet, a córce i wnuczce majtki, ale coś jeszcze wezmę, jak pani co poradzi. Może jaki dezodorant?
- Dla zięcia?
- Co pani! Głupia taka! Chłop to ma chłopem pachnieć, a nie jak jakaś ku..wka! Mój świętej pamięci mąż zawsze SAMCEM pachniał, a nie jak te wymoczki teraz. Stale się tylko myją, golą i perfumują. Aż się niedobrze porządnej kobiecie robi.

Chyba nie jestem porządną kobietą, bo na samo wyobrażenie takiego samczego zapachu zebrało mi się na pawika. W pośpiechu opuszczałam drogerię, bo przy tym wszystkim pani zapachniała mi prawdziwą BABĄ, co też nie kąpie się za często.
W przejściu jeszcze potknęłam się o jej liczne toboły na podłodze.
- Co za ludzie teraz, ta głupia a ta ślepa jakaś! - dogonił mnie komentarz baby.

w drogerii

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (638)
zarchiwizowany

#21314

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W moje ręce trafił niedawno router.
Starszy pan używał go do starego modemu ale, że nabył nowy i szybszy, router wymagał uaktualnienia oprogramowania. Wysłałam panu odpowiednie pliki, ale sam nie umiał, przysłał go mnie.

Zaczęłam od sprawdzenia czy w ogóle działa, bo problemy jakieś podobno były.
Zasiadam ja do niego a tu sieć WiFi zabezpieczona hasłem.
Dzwonię więc do klienta, ten wykręca się jak piskorz, że on nic nie blokował, że nie pamięta, że poszuka i takie tam.
Odłożyłam więc i wzięłam się za coś innego.

Wieczorem dzwoni:
- Wie pani, ja faktycznie sobie ustawiłem hasło.
- Wiem, proszę pana.
- Ja je pani podam, ale z zastrzeżeniem, że mi je pani zmieni a tamto skasuje na zawsze!
Ja ten router synowi chciałem oddać, ale zupełnie o tym haśle zapomniałem...
Pan plącze się coraz bardziej, jąka i poci do słuchawki. Moja ciekawość rośnie.
- Po co ja go wysyłałem, cholera, było wyrzucić - już słychać desperacje w jego głosie.
Postanowiłam coś zrobić zanim mi padnie przy telefonie.

- Proszę pana, proszę się uspokoić i podać mi to hasło, albo odsyłam tak jak jest. Jest pan moim klientem i zapewniam pana, że nie jedno już widziałam, dostarczone mi przez pomyłkę. Hasło zmienię natychmiast i zapisze, proszę tylko wymyślić inne. Tu jak w konfesjonale, wszystko zostaje między nami...
- Jak u prawnika?
- Tak.
- Jak u księdza?
- Dokładnie (choć nie mam pojęcia jak tam z tą tajemnicą spowiedzi bywa, bo nie chodzę)
- To ja powiem!
Wstrzymałam powietrze spodziewając się... sama nie wiem czego!
- CipeczkaJolaXs.
Zamurowało mnie na chwilę, pan powtarzał chyba ze trzy razy.

W końcu najbardziej profesjonalnie, jak umiałam zażądałam nowego hasła, zapewniłam, że sprawa bezpiecznie zakończona.
Pan odetchnął i się wyłączył.

Imię cipeczki oczywiście zmienione ;)

hasło

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 506 (646)