Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

krushyna

Zamieszcza historie od: 29 kwietnia 2011 - 10:53
Ostatnio: 6 października 2021 - 8:54
  • Historii na głównej: 30 z 36
  • Punktów za historie: 24154
  • Komentarzy: 318
  • Punktów za komentarze: 2132
 
[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:41

Art. 186 K.C. Znalazca, który uczynił zadość swoim obowiązkom, może żądać znaleźnego w wysokości jednej dziesiątej wartości rzeczy, jeżeli zgłosił swe roszczenie najpóźniej w chwili wydania rzeczy osobie uprawnionej do odbioru. Czyli jeśli już ktoś dał telefon do łapki to formalnie nie może niczego żądać. Ale historia dotyczy mentalności i zachowania klienta. W założeniu nie chodziło o żądanie jakiegoś dużego odszkodowania.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:35

Numer z "nie zdał nikt" zdarzył się za moich czasów raz. Jednak w przypadku najcięższych przedmiotów na pierwszych latach normą był wynik w okolicach 3-5 zdających na 150 osób. Była w tym metoda. Za poprawki trzeba było płacić.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:30

Koło nicku są takie małe znaczki, symbolizujące płeć. Niektórzy, np. "pani" Nace wydają się ich nie rozumieć.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:26

@Pigularz - on tak twierdził. Miał przy tym bardzo poważną minę i co chwilę masował sobie dłonie. @Toskana - 80% to jeszcze tak średnio. Do dzisiaj żałuję, że nie zachowałem ogłoszenia: "W dniu .... do egzaminu z .... przystąpiło 155 osób. Nie zdał nikt".

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:22

Zaczynasz uciekać się do inwektyw. Ignorujesz argumenty merytoryczne, bawisz się w moralizatora. Nie dostrzegasz egoizmu w postępowaniu klienta, który uważał, że cały świat winien mu usługiwać. Dlatego podziękuję już za dalszą dyskusję i z pełną świadomością, że każdy z nas pozostanie przy swoim zdaniu pozwolę sobie zrezygnować z odpowiadania na ewentualne dalsze komentarze. Życzę wszystkiego najlepszego.

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 18) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:12

Faktycznie lepsze. I bardziej niezawodne. Mój musiał kiedyś zrezygnować ze sprawdzania bo (jak mówił) przyłapał złodziei na działce i musiał ich porazić bioprądami. I teraz bolą go ręce.

[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 24) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:07

Ogólnie, tego typu prośba jest niestety z reguły odbierana jako policzek wymierzony w kadrę naukową ;-) W dodatku z NNP była dziwna sprawa - wszyscy wykładowcy zachowywali się jakby się go trochę bali. Sam nie wiem - atawistyczny lęk przez szaleńcami?

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 8) | raportuj
10 stycznia 2013 o 21:01

@Nace - owszem, nie rozumiemy się. I nie chodzi o "frajerstwo" i "bezinteresowną pomoc". Wg twojej interpretacji taksówkarz powinien z zasady wozić klientów za darmo. Weź pod uwagę, że dla niego jest to źródło utrzymania. Zrozum, czymś zupełnie innym jest pomoc udzielona komuś w prywatnym czasie. Ja nie rozumiem i już nie zrozumiem jakim trzeba być człowiekiem, żeby postąpić tak jak opisywany klient. I wyłącznie o niego tu chodzi. Jak niektórzy już wspominali, taksówkarz miał formalnie prawo domagać się około 200 złotych znaleźnego! Nie robił tego. Liczył tylko na zapłatę za wykonaną pracę. No rzeczywiście, strasznie był piekielny...

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
10 stycznia 2013 o 20:45

@Nace - czy gdziekolwiek w historii padło twierdzenie, że klient naruszył prawo? Nie wydaje mi się... Mam jednak pewne wątpliwości odnośnie "naruszenia norm obyczajowych". Policzmy - kolega jeździ po 1,80 zł/km. Zatem kurs za 30 złotych to (uwzględniając opłatę za "trzaśnięcie drzwiami") około 12 km. W jedną stronę. Doliczmy powrót do centrum (na "zadupiu" szanse na złapanie klienta są nikłe). Mamy ok. 20 km. W ruchu miejskim oznacza to jakieś 1,5 litra ON (skromnie licząc). Czyli około 8 złotych. Wspaniałomyślny prezent chyba nie pokrył nawet kosztów paliwa. A komentarz "ale ja się panu odwdzięczę" był wspaniały... Co więcej - wg twojej interpretacji jeśli zadzwonię po taksówkę i powiem "Poproszę taksówkę na ulicę ..." to nie muszę płacić za kurs? A jeśli w sklepie POPROSZĘ o kilogram szynki to ewentualna zapłata jest wyłącznie kwestią mojej dobrej woli?

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 stycznia 2013 o 20:47

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
10 stycznia 2013 o 20:37

@Nace - jak zabierasz z przystanku itp... OK. Ale jeździsz celowo na drugi koniec miasta, żeby kogoś obcego podwieźć? @krecius - konieczne nie było. Jednak minimum przyzwoitości wymaga zapłacenia za kurs. Gdyby się odwrócił i poszedł to też trudno - kolega nie mógł niczego egzekwować i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Nie zmienia to jednak mojej (i sądząc po ocenach większości) oceny jego zachowania.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
10 stycznia 2013 o 19:48

I właśnie dlatego nigdy nie będziesz bogaty... ;-) Chamidło z opowieści pewnie będzie.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 10) | raportuj
10 stycznia 2013 o 19:46

Wiesz, istnieje coś takiego jak uczciwość. Sprawdź może w słowniku co to znaczy...

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
10 stycznia 2013 o 19:43

Najbardziej sprawę pokpiła chyba centrala, przekazując taksówkarzowi, że "klient prosi...". Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby chociaż przyszło mi do głowy, że obcy człowiek a do tego taksówkarz w czasie pracy wyświadczy mi grzeczność wioząc coś za darmo. Niby dlaczego?

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 22) | raportuj
10 stycznia 2013 o 19:39

@Nace - pomyśl chwilę. Klient dzwoni do centrali TAXI, pyta o telefon i prosi, żeby mu go przywieźć pod wskazany adres. Naprawdę miał prawo być przekonany, że jest to gratisowa usługa? OK, nie musiał dać niczego w prezencie, ale należność za kurs to chyba absolutne minimum. A jeśli nie chciał płacić to mógł spytać o adres, gdzie może zgubę odebrać. To nie była przysługa dla znajomego. Czy ty wozisz za darmo obcych ludzi na drugi koniec miasta? Ogłaszaj się w prasie, zrobisz furorę.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 stycznia 2013 o 19:40

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
10 stycznia 2013 o 11:19

To ja wiem, że krzyknąć o pomoc można (zresztą pisałem o tym w komentarzu). Ale znajomy, z którym rozmawiałem "uprawia to poletko" jakieś trzy razy dłużej od ciebie i sam mówi, że sytuacje są różne i często lepiej machnąć ręką niż tracić czas. Zresztą tak naprawdę nie o to chodzi w tej historii tylko o tupet klienta. Jechać nie mając kasy na kurs - zdarza się nierzadko. Ale dodatkowo wymagać kebaba? To już prawdziwy oryginał...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 stycznia 2013 o 11:20

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 14) | raportuj
10 stycznia 2013 o 10:39

W teorii zapewne masz 100% racji. W praktyce jest kilka "ale": 1. Cwaniak z pewnością zezna, że dopiero w czasie kursu zorientował się, że nie ma pieniędzy (przeliczył się, zapomniał) więc celowe wyłudzenie nie musi się utrzymać w sądzie. 2. Policja niekoniecznie wykaże entuzjazm do oczekiwania w pełnym składzie na przyjazd taksówkarza. Prędzej zapyta "a nie możecie się jakoś dogadać?" 3. Taksówki to nie policyjne radiowozy. Nie mają pełnej przegrody przedziału pasażerskiego, nietłukących szyb i skutecznej blokady drzwi. Transportowanie awanturnika jest trudne i niebezpieczne. Może otworzyć drzwi i wyskoczyć na drogę, może zaatakować kierowcę zajętego prowadzeniem pojazdu i doprowadzić do poważnego wypadku. W praktyce trzeba poprosić jeszcze kogoś o pomoc. Przy większych kwotach taksówkarze tak robią. Przy mniejszych z reguły kończy się na chłodnym pożegnaniu z ewentualnym odciskiem buta w tylnych rejonach "klienta". Pieniądze czasem się znajdują a czasem nie. Jeśli sprawa trafi do sądu traci się mnóstwo czasu. A nawet jeśli sąd nakaże "klientowi" pokrycie strat to od wyroku do jego wykonania droga daleka.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
10 stycznia 2013 o 9:52

Dlatego, ze sa ludzie normalni i "wielcy panowie".

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 8) | raportuj
10 stycznia 2013 o 9:50

@Bloodcarver - polityka korporacji przewiduje lepsze warunki dla klienta niz ustawa a sytuacja taksowkarza prowadzacego dzialalnosc gospodarcza i majacego umowe z korporacja jest inna niz pracownika etatowego. Moglby oczywiscie olac korporacje i walczyc o 200 zlotych, moze by nawet wygral ale szybko zostalby niezrzeszonym. A w historii nie chodzilo o to, ze formalnie jest wszystko OK (bo jest) tylko o tupet klienta. Mnie to smieszy, sadzac po ocenach wiekszosc czytelnikow rowniez, Ciebie nie musi.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
10 stycznia 2013 o 9:44

@Varyag - gdzie to moze i tak ale juz ile to niekoniecznie...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 10) | raportuj
10 stycznia 2013 o 8:12

Zgodnie z polityka korporacji nie moze w takim przypadku niczego sie kategorycznie domagac. Moze zostawic w centrali albo jechac liczac na minimum przyzwoitosci klienta. Do tej pory ludzie co najwyzej nie dawali zadnego znaleznego i placili za kurs z dokladnoscia co do grosza. Ten zdecydowanie przebil wszystkich. Poza tym (nawet gdyby nie korpo) co mial zrobic? Isc do sadu po te 200 zlotych znaleznego?

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 stycznia 2013 o 8:13

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 18) | raportuj
9 stycznia 2013 o 22:11

Mikaz - ale żeby to chociaż chodziło o ich lokalizację ;-) Skarga poszła za nieznajomość cen!

[historia]
Ocena: 34 (Głosów: 36) | raportuj
9 stycznia 2013 o 22:04

Ela1959 - i tu się można bardzo zdziwić. Jemu w najgorszym razie grozi mandat, taksówkarzowi odsiadka... Ludzie zgłaszają różne rzeczy. Znajomy opowiadał, że kiedyś poszła na niego skarga do centrali, że "nie zna topografii miasta". O co chodziło? Nie znał cenników agencji towarzyskich...

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 23) | raportuj
9 stycznia 2013 o 22:00

No tak, ale to trzeba być mądrym przed szkodą tzn. nie dać telefonu do łapy przed otrzymaniem znaleźnego. Facet podobno robił dobre wrażenie, był wyraźnie wdzięczny, ucieszony z odnalezienia zabaweczki. Znajomy po prostu nie przewidział, że gra w najnowszą grę "Tupet, Level 100"

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 13) | raportuj
9 stycznia 2013 o 21:49

O! To jest jakiś pomysł. Chociaż to się może kwalifikować jako uprowadzenie ;-)

[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 24) | raportuj
9 stycznia 2013 o 21:44

No ale właśnie o to chodzi. Taksówkarz po niego pojechał, taksometr zdążył już swoje nabić a tu ZONK. Teoretycznie można wezwać Policję i czekać na jej przyjazd. W praktyce najczęściej się nie opłaca - przyjadą, spiszą protokół i co z tego? Iść do sądu za np. 13,50? Można czekać z włączonym taksometrem (bodajże 60 zł/godz). Niech Policja przyjedzie po 2 godzinach. Znowu, co z tego? Za 120 złotych też nie bardzo opłaca się chodzić po sądach... Ryzyko zawodowe.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 9 stycznia 2013 o 21:46

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1012 13 następna »