Profil użytkownika
ljubomora
Zamieszcza historie od: | 31 grudnia 2012 - 2:04 |
Ostatnio: | 11 maja 2017 - 10:54 |
- Historii na głównej: 1 z 2
- Punktów za historie: 315
- Komentarzy: 174
- Punktów za komentarze: 1379
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 następna »
Właśnie opisałaś mnóstwo własnych piekielnych zachowań, dzięki którym prawdopodobnie tracisz (straciłaś?) przyjaciółkę. Nie wiem tylko, czy taki do końca był zamysł tej historii.
@pasia251: Ale to już nie problem kupującego.
Zgadzam się. Kilka dni temu byłam z narzeczonym w większej galerii handlowej w celu kupienia mu jeansów. Zwykłych, ciemnych, prostych jeansów. Szukaliśmy chyba z półtorej godziny, bo jeansy były: a) powycierane/podarte, b) ze stretchem(!!!), c) w rozmiarach od 40+ *(chłopię moje nosi rozmiar 30/31), d) z kretyńskimi zagnieceniami w okolicy krocza, które to moim zdaniem mogą świadczyć o zamiłowaniu właściciela do gry w kieszonkowy bilard. "Urocza" pani w sklepie, nie opuszczająca nas ani na krok mimo naszych usilnych prób pozbycia się jej, widząc nasze rosnące niezadowolenie stwierdziła, że "taka teraz moda i trzeba się dopasować". No chyba nie.
Nazwy narodów piszemy wielką literą.
Naprawdę nie można było napisać tej historii normalnie? Tak, żeby człowiek nie musiał się zastanawiać czy chodzi o ciebie czy o kogoś innego? Uwierz mi, że historie napisane poprawną polszczyzną, bez wydumanej pseudostylistyki, czyta się o wiele przyjemniej.
@glan: Niekoniecznie :) Sama wchodzę czasem do księgarni bez celu, bo może coś rzuci mi się w oczy czy będzie jakaś fajna promocja na egzemplarz, na który dawno się czaiłam. Z tym, że ja mam już obcykane formułki w stylu "dziękuję, tylko się rozglądam" czy "jeszcze nie wiem, czego dokładnie chcę". Może tu sytuacja była podobna? :)
Idiota.
@Bastet: Trudno zalać sąsiadów w domku jednorodzinnym -_-.
@nursetka: Mamy w domu kilka detektorów dymu, więc raczej nam nie grozi. W domu chcę mieć spokój, nigdzie nie jest napisane, że mam obowiązek komukolwiek otwierać.
My mamy ogólnie taką zasadę, że nie otwieramy absolutnie nikomu, jeśli wcześniej nie umówi się na wizytę. I nie ma znaczenia, czy jest to sąsiad, administracja, poczta czy nawet sam papież. Nie i koniec. Rodzinę mamy oboje za granicą (albo prościej - to my jesteśmy za granicą), więc wiadomo, że to nie oni. A jeśli nie chodzi o rodzinę, to nie chodzi o nic ważnego. Pracujemy na zmiany, dużo, długo i ciężko i żadne z nas nie ma ochoty co chwilę latać do dzwonka. Listonosz juz dawno zrezygnował z dzwonienia, sąsiedzi po 2-3 próbach zostawiają karteczki, jeśli coś się stało. I mamy spokój.
Twoje historie od zawsze są tak mało wiarygodne... że nawet nie chce mi się pisać kolejnego uszczypliwego komentarza.
Znalesc, powiadasz...
I co, nikt się niby nie skapnął, że w kakao zamiast mleka była woda? Coś mi się wierzyć nie chce.
Możecie minusować, ale właśnie dlatego nie chodzę do kina. Raz, że nienawidzę reklam. Tak ogólnie, nie oglądam i już. Dwa, że w kinie filmy puszczane są niesłychanie głośno, tak że za każdym razem wychodziłam z seansu z bólem głowy. Trzy - spożywka alkoholu. Nie mam nic przeciwko, sama lubię dygnąć browar pod dobry horror, ale ten wszechogarniający smród na wpół przetrawionego alkoholu jest je do wytrzymania. Poza tym gadanie, komentowanie i chrupanie mi nad uchem po prostu doprowadza mnie do szału. Jak chcę obejrzeć film, robię to w domu, w kameralnej atmosferze. I chyba nigdy nie zrozumiem miłośników chodzenia do kina :)
"Ów", nie "owy".
Historia na plus, ale styl masz koszmarny. I ten brak znaków diakrytycznych... Naprawdę tak ciężko przełączyć klawiaturę na polską?
"Nie widzi" - popraw proszę.
A powiedz... co ci tak piszczy w tym aucie?
Też nie potrafię złączyć górnych i dolnych "jedynek", ale to temat na dłuższą historię. Dodam tylko, że kilka lat temu potrafiłam...
@zmywarkaBosch: Nie załapał :)
Twoje zachowanie jest poniżej jakiegokolwiek poziomu, po prostu żałosne. Wyzywasz ludzi od "polaczków" i jesteś z tego dumny? Próbujesz wyłudzić od faceta ciężki pieniądz za nic i jeszcze się tym chwalisz? Nie dziwi mnie twoje bezrobocie. Żaden pracodawca nie chciałby mieć z kimś takim do czynienia.
Nic nie rozumiem.
I co, przemyślałaś? ;-)
Minus za twój kretyński dopisek na końcu. Zwierzak nie jest niczemu winien, natomiast ty swoim zachowaniem pokazujesz, że ani odrobinę nie jesteś lepszy od jego popieprzonego właściciela.
Znam ci ja ten ból. Też myślałam, że znaleźliśmy swoje miejsce na Ziemi, w ogródku działkowym. Właściwie ogrodzie, bo ma 800m2, więc to całkiem spora działeczka. Kiedy zaczęliśmy go dzierżawić (4 lata temu) - raj! Cisza, spokój, ptaszki, pasikoniki i od czasu do czasu krótka wymiana uprzejmości z sąsiadami. Ogród obok nas stał pusty. Do czasu... Jakieś dwa lata temu wydzierżawili go Ruscy i się zaczęło: budowlanka pełną parą (przyjeżdżali z koparką i walcem(!!!) kilka razy w tygodniu), stawianie co chwilę jakichś nowych domków/latryn (kto wie, jakie jest tego przeznaczenie), stawianie placu zabaw (dla własnych dzieci jeszcze bym zrozumiała, ale ten kretyn sprowadza tam pół okolicy), wrzaski, wiertary, generatory, piski, darcie mordy i chlańsko są na porządku dziennym. Po ostatnim zwróceniu uwagi zostałam zaatakowana przez Pana i Władcę (wykorzystał fakt, że byłam w ogrodzie sama, bo przy moim facecie nigdy się nie odważył), bo ja to go mogę w dupę pocałować i w ogóle to nie muszę z nim zaczynać, bo on jest u siebie i może robić co chce. I gówno go obchodzi, że przeszkadza (nie tylko mnie, inni sąsiedzi też się skarżyli), bo JEMU WOLNO. Sk...wiel. I tak od dłuższego czasu nie jeżdżę już do swojego "miejsca na Ziemi", ogródek warzywny stoi odłogiem, a Ruscy się panoszą. Nawet nie ma komu tego zgłosić, bo dopóki nikt mi nie obije mordy, to nikt nie zareaguje :( Chwilami aż mi się chce płakać, bo grzebanie w tym ogródku czy po prostu siedzenie pod jabłonką zawsze sprawiało nam taką przyjemność, a teraz...