Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

smokk

Zamieszcza historie od: 1 maja 2011 - 10:47
Ostatnio: 22 grudnia 2023 - 7:15
Gadu-gadu: 13454625
O sobie:

Pytania? Wątpliwości? Chęć nawrzucania?
Proszę pisać na adres smokk-88@wp.pl

Nieautoryzowane forum serwisu Piekielni.pl:
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 25 z 62
  • Punktów za historie: 20728
  • Komentarzy: 1698
  • Punktów za komentarze: 14035
 

#45808

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek jako sprzedawca - serwisant.

Mała tragikomedia w aktach dwóch o ostrzeniu pił łańcuchowych.

Akt I.

Klient zostawił jednego dnia (przed świętami to jeszcze było) kilka pił łańcuchowych do ostrzenia. Nie były to zwykłe pił ale takie "wypasione", znaczy wzmacniane. Koszt usługi był znaczny (około 150 PLN). Przed wykonaniem usługi poinformowałem o tej kwocie. Klient oczywiście zgodził się ma taki wydatek.

Gdy jednak doszło do odbioru i płacenia, sytuacja była zgoła odmienna.

K(lient): Dzieńdoberek! Ja po te łańcuszki co je wczoraj zostawiałem.
J(a): Dzień dobry. Oczywiście. Podał pan swoje nazwisko czy nazwę firmy?
K: Firma "Wypasiony Ogród" (nie jest to prawdziwa nazwa, choć podobna).
J (po odnalezieniu paczki): Proszę bardzo. 150 złotych poproszę.
K (zamiast sięgnąć po portfel postawił na ladzie czteropak Żubra): Proszę to dla pana.
J: Dziękuję to miłe. Poproszę jeszcze 150 złotych.
K: Dostał pan piwo i jeszcze domaga się zapłaty!
J: No tak. Informowałem o kwocie usługi.
K: Ale tak za piwo to się nie da?
J: Niestety, ale nie.
K: Dobra. (klient schował piwo i rzucił na ladę pieniądze)
J: Paragon wystarczy czy ma być faktura?
K: Faktura.

Klient zapłacił i wyszedł trzaskając drzwiami. "Do widzenia" nie stwierdzono.

Akt II.

Klient będący bohaterem aktu pierwszego pojawił się dziś równo z otwarciem sklepu. Bez zbędnych ceregieli z rozmachem postawił na ladzie karton z piłami łańcuchowymi. Zwykłymi. Wszystkie nosiły wyraźne ślady użycia i do tego były zerwane.

K: Te łańcuchy są źle naostrzone.
J: Dzień dobry. (po obejrzeniu łańcuchów) Proszę pana ale te piły noszą wyraźne ślady zużycia. Widać po nich, że ktoś próbował pracować nimi mimo stępionych zębów tnących.
K: One nie pracowały prawie wcale. Każdy pękł przy dotknięciu z drewnem.
J: Rozumiem, że chce pan dokonać reklamacji usługi. W taki razie poproszę paragon bądź fakturę.
K: Nie mam faktury. Nie mam też czasu. Dawaj mi nowe łańcuchy.
J: Nowych pił panu nie wydam. Mogę co najwyżej znitować i naostrzyć te które pan przyniósł.
K: Dawaj mi nowe łańcuchy!
J: Jak już mówiłem nie wydam nowych. Poproszę nazwę firmy lub NIP żebym mógł odnaleźć fakturę.
K: "Wypasiony ogród".
J: Dziękuję. Już szukam. Przepraszam pana ale na fakturze jest wpisane, że ostrzone były piły wzmacniane, a te które pan teraz przyniósł są standardowe. Nie widzę podstaw do uznania jakiejkolwiek reklamacji.
K: To są te łańcuchy! Byłem u dużego dilera we Wrocławiu i mi powiedziano, że są źle naostrzone.
J: Może i są źle naostrzone ale na pewno nie przeze mnie.
K: Dawaj mi nowe łańcuchy!!!
J: Oczywiście, o ile udowodni mi pan zasadność pana roszczeń.
K: A spier****j. Napiszę do prezesa. Już tu nie pracujesz!
J: Pana wola. Życzy pan sobie coś jeszcze?

Klient raczej sobie niczego więcej nie życzył, bo wyszedł bez słowa.

usługi

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 843 (873)

#44323

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek jako sprzedawca - serwisant.

O wiedźmie historyjka będzie (czym jest wiedźma wyjaśniłem tu: http://piekielni.pl/36369).

Kilka dni temu klient zostawił do ostrzenia piłę łańcuchową (piłą łańcuchową nazywa się to co tnie, czyli łańcuch; całe urządzenie to pilarka). Już przy samym zlecaniu usługi mnie zirytował (5 minut po zamknięciu sklepu, zwracanie się do mnie per "Ty"). Ostrzenie miało być wykonane teraz, natychmiast, bo klientowi śpieszy się bardzo. Jako że byłem gotowy do wyjścia, powiedziałem żeby przyszedł na następny dzień po dziesiątej. Klient oczywiście się nie zgodził. Na moją uprzejmą prośbę o dopłacenie do usługi (w końcu miałbym pracować już po godzinach) klient odpowiedział śmiechem. Wyszło jednak na to, że przyjdzie na kolejny dzień.

Widać klientowi nie śpieszyło się zbytnio. Zamiast przyjść na drugi dzień przyszedł po trzech, zapłacił i poszedł. Oczywiście nie byłoby piekielności gdyby tu historia się skończyła. Niestety klient wrócił po godzinie z krzykiem od progu, żem złodziej i oszust. Może by mnie to nie ruszyło gdyby nie to, że inni klienci tego słuchali.

Spytałem się więc co się stało. Wśród "kufów", "oszustów", i reszty określeń jakimi raczą się wzajemnie przyjaciele, wychwyciłem o co chodzi. Pan twierdził, że nie naostrzyłem mu "łańcucha". Pytam się więc czy podczas pracy nie uderzył w coś metalowego. Czy dobrą piłę założył. Czy dobrze założył. Na każde pytanie padała ta sama odpowiedz "człowieku, ja DZIESIĘĆ lat w lesie pracowałem".

Poprosiłem o przyniesienie kompletnej pilarki. Klient z wyrazem wyższości wykonał moją prośbę. Jak zobaczyłem urządzenie myślałem, że padnę ze śmiechu. Pan drwal z dziesięcioletnim stażem nie dość, że nie naciągnął układu tnącego odpowiednio to jeszcze zrobił to "odwrotnie" (zęby tnące były zwrócone w przeciwną stronę). Poprawiłem wszystko i oddałem krzykaczowi. Czerwony jak burak bąknął tylko przepraszam i uciekł ze sklepu, ścigany śmiechem osób, które oglądały całe to widowisko.

usługi

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (665)

#44145

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek jako sprzedawca - serwisant.

Śnieg spadł, więc cała Polska wzięła się za odśnieżanie. Czy cała? Nie do końca... Jest jedno małe biuro...

No ale może zacznijmy od początku.

Przyszedłem dziś do pracy jakieś półgodziny wcześniej żeby odśnieżyć podjazd przed sklepem. Gdy kończyłem, przyjechała właścicielka biura mieszczącego się obok "mojego" sklepu. Jest to blond aniołek o pazurach chupacabry. Podeszła do mnie (przeklinając przy okazji, że musi się przez śnieg przebijać i pewnie sobie nowiuśkie buciki zniszczy) i rzekła tonem co najmniej wojewodzianki, że mam jej odśnieżyć podjazd do biura. Odpowiedziałem, że nie ma problemu, tylko dwadzieścia złotych poproszę (tak wiem wredny jestem, wszystko przez ten poniedziałek). Chyba się to księżniczce nie spodobało, bo tupnęła nóżką w szpileczkę obutą i udała się do swojego przybytku.

Niestety historia jeszcze nie skończyła się. Jakieś pół godziny po całym zajściu przyjechał "misiaczek" sąsiadki i kazał mi przeprosić jego "dupę" bo inaczej dostanę "wpier*ol jak Krzyżacy pod Grunwaldem". Ja na to jak na lato. Policja pewnie też chętnie by obejrzała jego wyczyn (w sklepie jest kamerka, niepodłączona ale i tak funkcję prewencyjną spełnia). "Misiaczek" nie chciał widocznie zostać gwiazdą reality show, bo oddalił się w te pędy. Tylko jego "dupa" była nie pocieszona brakiem odwagi cywilnej "misiaczka".

Jak ja nienawidzę poniedziałków.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 955 (1003)

#43967

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek jako sprzedawca - serwisant.

Mała historia o ludzkim niezdecydowaniu.

Kobieta zostawiła w poniedziałek pilarkę do naprawy, która polegała na wymianie obudowy silnika. Jako, że naprawa jest stosunkowo droga pani została poinformowana o cenie orientacyjnej, która wyniosła 350 PLN. Klienta zgodziła się na naprawę.

Naprawa przebiegła pomyślnie, więc zadzwoniłem do klientki z wesołą nowiną. Nie dość, że naprawa przebiegła sprawnie to jeszcze okazało się, że będzie minimalnie tańsza od ceny orientacyjnej. Niestety ona nie podzielała mojego optymizmu. Padły typowe oskarżenia o próbę wyłudzenia i wątpliwą przeszłość mojej czcigodnej matki. Spokojnym tonem (choć było to ciężkie) zapytałem o co jej chodzi. Cenę miała podaną wcześniej. Nie doczekałem się odpowiedzi. Zamiast tego klientka powiedziała, że rezygnuje z usługi. Ok, odpowiadam i informuję, że w takim razie dostanie sprzęt w częściach i będzie musiała zapłacić 50 PLN. Pani rzuciła do słuchawki coś w stylu jeb**y sku**ysyn i się rozłączyła.

Ciekawe czy przyjdzie...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 475 (517)
zarchiwizowany

#43799

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Opowiedziane mi przez znajomą.

Koleżanka moja postanowiła w okresie przedświątecznym udzielić się charytatywnie i wesprzeć akcję obdarowania dzieci z domu dziecka. Udała się więc do księgarni coby dzieciakom coś zakupić. W oko wpadły jej, jak je sama określiła, cudowne książeczki z bajkami. To znaczy wydawały się cudowne do czasu aż spojrzała jak się kończą.
A kończyły się tak:
-spragniony gołąbek wpadł na bilbord reklamujący wodę mineralną i się połamał;
-chłopiec podczas przyjęcia nie podzielił się ciastkami z kolegami;
-przestraszony kotek spadł z drzewa rosnącego przy ruchliwej drodze i złamał łapki.

Podobno było jeszcze kilka książeczek z tej serii. Oczywiście znajoma ich nie kupiła.

Zastanawia mnie tylko co ma z głową autor tych opowiastek.

księgarnia

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 33 (209)

#42636

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia o narzucaniu się ze swoimi poglądami.

Musiałem wczoraj iść do apteki kupić leki (w końcu mamy okres na grypę i przeziębienie).
Obok mojego bloku mieści się niewielka apteka. W środku ledwo czteroosobowa kolejka się zmieści. Przede mną obsługiwana była dziewczyna w wieku gimnazjalno - licealnym. Nie istotne jest to co kupowała ale to co pani farmaceutka (PF) chciała jej wcisnąć. (kwestie mogą nie być dosłownie przytoczone).
PF: To może weź jeszcze prezerwatywy.
Dz: Nie dziękuję. Nie potrzebuję.
PF: Jak to nie potrzebujesz? Taka ładna dziewczyna ma z pewnością bujne życie erotyczne.
Dz: To nie jest pani sprawa.
PF: No tak. Dzieciaki pieprzą się nie zabezpieczając się a jak przychodzi co do czego to im dzieci wyślizgują się z kocyków.
Dz: Dla pani informacji. Ze względu na swoje przekonania mam zamiar czekać z seksem do ślubu. Do widzenia.
PF: A leki?!
Dz: Kupię gdzie indziej.

Po tych słowach dziewczyna z fochem obróciła się na pięcie i wyszła trzaskając drzwiami.

Apteka

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 879 (1035)
zarchiwizowany

#42107

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W czasach gimnazjalo - licealnych byłem zapalonym erpegowcem. Dziś z tej pasji zostało mi tylko kolekcjonowanie podręczników (co jak co ale kompletny zestaw do Neuroshimy pięknie się na półce prezentuje).

Wracając myślami do pięknych lat mej młodości przypomniała mi się historia z pewną, panią pedagog w roli głównej.

A było to tak.
Nie wiem jak inni gracze, ale osoby z którymi grałem, w czasie rozmów posesyjnych o akcjach swoich postaci, zawsze mówiły i nich w pierwszej osobie ("przywaliłem mu tak, że nakrył się nogami", "fajnie Ci odrąbałem głowę toporkiem" i inne takie). Nauczyciele nie reagowali na takie teksty ponieważ wiedzieli o naszej pasji (z resztą kilka razy nauczycielka od historii grała z nami w Dzikie Pola).

Piekielna okazała się pani pedagog, która przyszła w zastępstwie za "naszą". Po usłyszeniu naszej rozmowy bez konsultacji z nikim zaczęła wydzwaniać do naszych rodziców (wszyscy gracze byli niepełnoletni). Na drugi dzień wszyscy jak jeden mąż stawili się w asyście rodziców u pani pedagog. W trakcie krótkiego wywodu rodzice dowiedzieli się, że ich pociechy należą do lucyferycznej sekty, piją krew niemowląt zabijanych srebrnym sierpem, katują staruszków i wyjadają ich mózgi itd.
Na wyjaśnienia czym jest RPG pani stwierdziła, że to forma pogańskiego kultu.

W taki to sposób już do matury miałem przyklejoną łatkę "szatanisty".

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 172 (220)
zarchiwizowany

#41910

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek jako sprzedawca - serwisant.

Poniższy wpis powinien być raczej dokonany przez mojego szefa a nie mnie ale skoro nie jest on tu zarejestrowany (chyba) ja go dokonam. Będzie o traktowaniu dilerów przez korporację.

Przed sezonem, czyli w okolicach marca, korporacja narzuca na dilerów obowiązek zakupu "pakietu przed sezonowego". Oczywiście można odmówić dokonania zakupu. W takim przypadku przedsiębiorca musi pożegnać się z rabatem na zakupy w całym przyszłym roku. Po za towarem popularnym w skład takiego pakietu wchodzi także towar, który się nie sprzedaje (trymery, przystawki jakieś, ogólnie rzeczy, o które nikt nie pyta).

Może sama taka akcja nie jest piekielna (trzeba tylko szukać miejsca na coraz to nowy asortyment). Piekielne jest to co dzieje się w połowie kwietnia, mianowicie wielka obniżka kosztem marży sprzedawcy. Korporacja nie interesuje się tym, że towar był kupiony wcześniej po wyższych cenach. Dilerzy muszą sprzedawać po cenach katalogowych, bo jak nie to może nawet nastąpić zerwanie umowy.

Nierzadko więc się zdarza, że właściciel firmy zamiast zarobić na sprzedaży, traci.

Dzięki takiej polityce korporacji dałem sobie spokój z zostaniem samodzielnym dilerem.

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 109 (171)
zarchiwizowany

#40877

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Tym wpisem chciałbym dołączyć do pozdrawiaczy z Piekielnych. Chciałbym mianowicie pozdrowić jakiegoś "ktosia", który podprowadził mi z torby podsiodełkowej w rowerze klucz imbusowy i nasączone ściereczki do okularów a zostawił komplet oświetlenia, bidon i pompkę.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (44)
zarchiwizowany

#40689

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Dojeżdżam do pracy rowerem. Taniej to i zdrowiej dla ciała i ducha. No ale niestety na polskich drogach rowerzysta to wróg najgorszy.

Przechodząc jednak do rzeczy. Wracałem dziś sobie z pracy spokojnie moim rowerkiem. Wtem na wyjeździe z parkingu przed toruńskim lodowiskiem w przednie koło trafił diplodok. Padłem, poturlałem się po asfalcie i leżę. Dinożarł uciekł w tylko sobie znanym kierunku. Jakoś pozbierałem się z jezdni. Podreptałem coby rower zebrać z przejazdu. Po chwili zebrała się grupka robotników remontujących drogę. No i typowo w takiej sytuacji padają pytania czy nic mi nie jest, czy wzywać policję, pogotowie. Czułem się raczej dobrze, więc nikogo nie wezwano (wiem głupi byłem).

Wtem pojawił się właściciel firmy remontującej drogę a przy okazji jeden z klientów serwisu gdzie pracuję. Dzięki niemu dowiedziałem się, że nie trafił mnie diplodok (szkoda, nobel był tak blisko) a jego małżonka w Hondzie CRV.

Koniec opowieści jest jednak szczęśliwy. Klient dał mi pięć stów żebym nie zgłaszał sprawy na policję, obiecał "zająć się żoną" i kazał pracownikowi zabrać mnie do domu.

Tylko lewa strona ciała coś mnie pobolewa. No i przedni amortyzator i koło do wymiany.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 86 (164)