Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

smokk

Zamieszcza historie od: 1 maja 2011 - 10:47
Ostatnio: 22 grudnia 2023 - 7:15
Gadu-gadu: 13454625
O sobie:

Pytania? Wątpliwości? Chęć nawrzucania?
Proszę pisać na adres smokk-88@wp.pl

Nieautoryzowane forum serwisu Piekielni.pl:
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 25 z 62
  • Punktów za historie: 20728
  • Komentarzy: 1698
  • Punktów za komentarze: 14035
 

#18855

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w punkcie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek łańcuchowych.

Przed chwilą miałem bardzo ciekawą parę klientów. Łysy koks większy o co najmniej dwie głowy ode mnie i w barach dwa razy jak ja (choć ze mnie też nie ułomek) oraz jego, zapewne, ukochana, osobnik płci niewieściej który ma w dowodzie osobistym jako adres zamieszkania ma chyba jakieś solarium.

Facet okazał się miłym i inteligentnym gościem. Pytania miał konkretne, podobnie jak wiedzę. Doskonale wiedział czego chce, a przyszedł tylko "rozwiać swoje małe wątpliwości".
Jego luba natomiast wywołała we mnie wielokrotne załamanie. Oto jej pytania:
- Czemu tu tak śmierdzi paliwem? (dziwne żeby w serwisie nie śmierdziało nim)
- Czemu wszystko jest takie drogie? W markecie jest taniej. Będę miała więcej kasy na kosmetyki. (cena może i niższa ale gdzie jakość)
- Czy mogę z kompa skorzystać? Musze się na fejsika zalogować.
- Gdzie jest jakaś drogeria? (po tym jak jej powiedziałem poszła sobie).

Facet widząc moje zwątpienie na twarzy, powiedział:
- Może i jest głupia, ale za to zaj... w łóżku. - i poszedł szukać swojego szczęścia zostawiając mnie w osłupieniu.

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 667 (757)
zarchiwizowany

#18842

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w punkcie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek łańcuchowych jako sprzedawca - serwisant.
Akcja z dziś.
Jeszcze przed otwarciem sklepu podjeżdża nawet niezłą furą klient, wyciąga dwa rozwalone Steele (nie mylić ze S***) i do mnie w te słowa rzecze: (edit: Ja [J], klient [K])
K: "Napraw mi to k***"
J: "Dzień dobry. Niestety nie mogę tego naprawić gdyż to nie jest S***."
K: "C*** mnie to obchodzi. Piła to piła."
J: "Wie pan samochód to samochód, więc Audi spokojnie w serwisie Opla powinni mi naprawić"
K: "Ty mnie zaj*** gnoju nie pouczaj. Nie wiesz kim ja jestem! ZAPI***!!!"
Jak ja kocham teksty o mocy i potędze potencjalnych klientów. Szczęśliwe udało mi się pana wyprosić.
Pięknie się dzień zaczyna Byle do 17 wytrzymać.

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (193)
zarchiwizowany

#18781

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jadąc dziś rano do swojej ukochanej pracy spotkała mnie raczej dziwna historia. Na tym samym przystanku na którym wsiadałem, wsiadło także dwóch mężczyzn w wieku około lat czterdziestu. Przez przypadek usłyszałem jak moi współpasażerowie rozmawiają o grach komputerowych i to nie w sensie, że przedmiot ich rozmowy to zło i dzieło szatana lecz o swoich doświadczeniach i przemyśleniach na temat rozrywki elektronicznej. Na przystanku kolejnym wsiadała tylko jedna osoba, kobieta, która także dobiegała czterech dziesiątek. Rzeczona niewiasta przez chwilę przysłuchiwała się rozmowie dwójki graczy z rosnącą dezaprobatą malującą się na twarzy. W końcu nie wytrzymała i zaczęła dość głośno krytykować fakt, iż „dwa stare konie zajmują się bzdurami dla dzieci”. Panowie próbowali wytłumaczyć, że gry to nie tylko zabawa dla dzieci, że wiele gier ma bardzo dojrzałą fabułę, której nie powstydził się by nie jeden film. Niestety kobiety nie szło przekonać, co raz mocniej wypowiadała się negatywnie o grach komputerowych i ich szkodliwym działaniu na psychikę ludzką.
Nie wiem jak się dalej dyskusja potoczyła gdyż musiałem wysiadać.
Zastanawia mnie tylko czemu w polskim społeczeństwie jest taki negatywny stosunek do gier, zarówno tych elektronicznych, jaki RPG czy planszówek.

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 12 (44)
zarchiwizowany

#18203

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jako, że wiele jest historii o piekielnych księżach chciałbym dodać opowieść o piekielnym ateiście.

Kiedy miałem jakieś 15lat i mieszkałem sobie w bloku z wielkiej płyty w parafii, której podlegało moje osiedle rezydował bardzo miły i serdeczny ksiądz proboszcz Stanisław. Młodsze dzieci wołały na niego Dziadek Staś.

Którejś soboty w godzinach późnopopołudniowych razem ze znajomymi poszliśmy na boisko pograć. Droga wypadała nam w okolicach plebanii, to tez zobaczyliśmy jak ksiądz Stanisław wraz z dwoma jeszcze księżmi przenoszą trociny, którymi opalana była plebania, z hałdy do piwnicy. Nasza dzielna, sportowa grupa postanowiła zrobić dobry uczynek i pomóc sługom bożym. Zeszło nam do wieczora. W między czasie młodsi księża musieli nas opuścić, lecz proboszcz dzielnie pracował nad przenoszeniem trocin. Z czasem grupa się przerzedziła i zostałem sam wraz z księdzem Stanisławem. Dalej dzielnie przerzucałem opał, lecz proboszcz z racji tego, iż był już posunięty w latach przysiadł sobie. Pracę umilaliśmy sobie rozmową o historii, której obaj byliśmy wielkimi miłośnikami. Po pewnym czasie podszedł do nas bardzo mroczny metal, wraz ze swoją równie mroczną połowicą i wywiązał się taki dialog.
Metal: Jak Ci nie wstyd czarniaku młodego człowieka wykorzystywać!!! Sam siedzisz i d*** grzejesz a ten biedak zapier***!!!
Ksiądz Stanisław (S): Przepraszam ale o co panu chodzi? Ten młody człowiek sam chciał mi pomóc. Nikt go nie zmuszał do niczego. Prawda smokku?
Ja (J): Oczywiście, proszę księdza. Sam tu przyszedłem razem z kolegami, no ale oni już sobie poszli.
M: Czy ty nic nie rozumiesz? Ten czarniak cię wykorzystuje. Omamia!
J: Nikt mnie nie wykorzystuje. Sam chciałem to pomogłem. Nikt mnie na siłę tu nie zagonił.
M: Ja pier***, dzieciaku czy ty nie rozumiesz, że takim zachowaniem tylko umacniasz czarną mafie w Polsce?
S: Dobrze, już wystarczy. Smokku idź już do domu. Dziękuję ci za pomoc. Pana także bym prosił o opuszczenie terenu plebanii.
M: Ja tego tak nie zostawię!!! Zniszczę cie, jeb*** czarniaku.

W tym momencie pan Metal się oddalił i nigdy go już nie widziałem.

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 114 (314)
zarchiwizowany

#17805

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia dość stara, bo ponad pięcioletnia.

Od czasów gimnazjalnych jestem zapalonym erpegowcem. Po maturze, wraz ze znajomymi, postanowiliśmy rozegrać sobie sesyjkę w Dzikie Pola. Jako, że nikt nie miał dostępnego lokum a pogoda była piękna postanowiliśmy komisyjnie, że rozegramy sesję nad jeziorkiem.

Po przygotowaniach wstępnych, typu zakup prowiantu, zebraniu niewielkich rekwizytów i wybraniu miejsca rozpoczęliśmy zabawę. Po pewnym czasie dosiadł się do nas chłopczyk ok. pięcioletni i spytał się czy może się chipsami poczęstować. Daliśmy mu co chciał, wytłumaczyliśmy co robimy i graliśmy dalej a on się przyglądał. W wyniku działań postaci odgrywanych przez nas doszło do pojedynku pomiędzy moją postacią, a postacią kolegi. Opis rzeczonego pojedynku pozwolę sobie odpuścić, bo nic nie wnosi do historii. Napiszę tylko, że zakończył się kastracją mojego oponenta. Wszyscy w śmiech, nasz nieoczekiwany towarzysz też. W czasie gdy oddawaliśmy się orgii śmiechu, pojawiła się babcia naszego nowego przyjaciela.
B(abcia chłopca): O, tu jesteś Maciusiu. Wszędzie cię szukałam. Dziękuję panom za popilnowanie mojego wnuczusia.
Ch(łopiec): Babciu tutaj jest fajnie!!! Wiesz, że ten pan (w tym momencie wskazał na mnie) uciął temu panu (palec skierowany w kumpla) siusiaka.
B(cała czerwona): CO!? Wy bezbożniki nie będziecie mi mojego Maciusia na drogę szatana sprowadzać. JA TO ZGŁOSZĘ NA MILICJĘ!!!
W tym momencie strażniczka nieśmiertelnej i niewinnej duszyczki małego Maciusia szarpnęła go za rękę i z zacięciem na twarzy godnym rasowego wojownika udała się w sobie znanym kierunku.

Jeżeli myślicie, drodzy czytelnicy, że to już koniec historii, to niestety muszę was rozczarować. Po jakichś dwudziestu minutach babcia wróciła i to nie sama, lecz w towarzystwie patrolu na, który składał się pan policjant (PP), pani ze straży miejskiej oraz owczarek z vaterlandu (oboje nie brali udziału w dyskusji)
PP: Ta pani zgłosiła, że próbowali państwo nagabywać tego oto chłopca w celu porwania i wykorzystania seksualnego.
Cała grupa mega karp na twarzy. Nie wiadomo co powiedzieć. Najszybciej oprzytomniała koleżanka, która prowadziła mam sesję. Opisała co i jak, wraz z feralnym pojedynkiem. PP chyba nie był za bardzo przekonany. Zostaliśmy zrewidowani, wylegitymowania i pouczeni. Babcia jeszcze odgrażała się, że tego tak nie zostawi. Okoliczni plażowicze zaczęli się mam dziwnie przyglądać, więc pozostało nam zebrać manatki i dać sobie spokój z graniem w miejscu publicznym.

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 147 (215)
zarchiwizowany

#17547

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po maturze przez rok pracowałem jako szkutnik - montażysta w stoczni jachtowej.

W firmie pracował chłopak, który lubił sobie golnąć i jeździć samochodem. Na zakładzie nazywaliśmy go Conanem ze względu na to, że posiadał imię i nazwisko podobne do pewnego słynnego kandydata na prezydenta miasta Białegostoku. Opiszę dwie historie z nim w roli głównej.

Historia I
Po wypiciu flaszki wody ognistej Conan uznał, że czas na przejażdżkę po łąkach mieszczących się za terenem zakładu. Łąki były podmokłe, więc dzielny bohater zakopał się swoim pojazdem. Na chwiejnych nogach powrócił z prośbą, żeby go wyciągnąć z opresji. Jako, że ekipa była zgrana szybko wzięliśmy firmowego Lublinka i pojechaliśmy wyciągać rumaka biednego Conana. W drodze bohaterowi historii humor się musiał poprawić bo zaczął śpiewać. Po dojechaniu na miejsce pierwszy wyskoczył z dostawczaka, ale nie żeby podpinać linę, lecz po to żeby na masce swego Opelka odtańczyć makarenę. Przez pół godziny nikt nie był w stanie zrobić czegokolwiek.

Historia II
Szkodliwość łączenia jazdy samochodem i picia jest powszechnie znana, ale dzielny Conan nic sobie z tego niebezpieczeństwa nie robił. Pewnego dnia, gdy gorzała się skończyła postanowił wraz z innym alkoholikiem pojechać do miejscowego sklepu GS po kolejną porcję paliwa rakietowego. Droga z zakładu do rzeczonego przybytku była prosta i mierzyła jakieś 400 metrów. Idealna, żeby dać po "garach". Conan dał po "garach" tak, że chyba w sąsiedniej miejscowości było słychać. Najlepsze było jednak to co się stało chwilę później. Biedny Conan z impetem uderzył w betonowy słupek, zrobił parę koziołków przez maskę i wylądował na kołach.
Skutki; totalna kasacja samochodu, zakaz spożywania alkoholu w pracy, rozwód. Obrażeń na ciele kierowcy i pasażera nie stwierdzono.

Jedna ze stoczni jachtowych w A..

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 92 (204)
zarchiwizowany

#17237

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna, tym razem krótka, klasyczna historia, o środkach transportu publicznego.
Jadąc wczoraj do pracy przez przypadek usłyszałem ciekawy dialog między plastikowymi pannami z gimnazjum. Nie będę go przytaczał w całości, opiszę tylko czego dotyczył a mianowicie serialu Jerycho (kto nie wie o co chodzi to tłumaczę, że jest to serial o małym miasteczku, które przeżywa wybuch wojny atomowej). Panny przerzucały się tym jak to musi być straszne, taka wojna. Najlepszy tekst padł na sam koniec:
"Najgorsze byłoby to, że już nigdy nie wstawiłabym sobie jakiś fajnych foci na fejsiku albo nk."
Jak to usłyszałem mimowolnie plasnąłem się w twarz. Fakt to byłoby najgorsze. Co tam setki tysięcy ofiar i skażenie jądrowe, chemiczne i biologiczne.
Dokąd te społeczeństwo zmierza?

MZK w T...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 145 (213)
zarchiwizowany

#17236

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Poniższa historia będzie klasyczna, o środkach transportu publicznego.
Czas akcji: koniec sierpnia, godziny popołudniowe
Miejsce akcji: autobus miejski w mieście gdzie gotyk jest na dotyk
Dramatis personae: grupa metalików z gimnazjum wraz z dowódcą (tylko on się odzywał), grupa dresików także wraz z dowódcą, kobieta w ciąży.
Opis zajścia:
Po pracy, jak każdy porządny obywatel, udałem się na przystanek aby dostać się do mieszkania. Wraz z moją skromną osobą wsiadły postaci wymienione powyżej. W autobusie nie było wolnych miejsc poza jedną tzw. czwórką, która została zajęta przez grupkę metalików. Dresiki stały sobie grzecznie obok mnie i rozmawiały o szkole (bez bluzgów). Nagle w całym pojeździe można było usłyszeć muzyczkę wydobywającą się z telefonu, lecz nie był hip-hop a jakiś hit dartego ryja. Dowódca dresów podchodzi do źródła sygnału i prosi, kulturalnie, o wyłączenie. Metaliki nic sobie nie robią, proszący odchodzi. Wtem do grupki mhhhhroczniej młodzieży podchodzi kobieta w ciąży i wywiązuje się dialog
K(obieta w ciąży): Mogli byście wyłączyć tą muzykę i ustąpić mi miejsca. Jest...(nie dane jej było dokończyć)
M(etalik): Nie. Spadaj.
K: Proszę, jest duszno i źle się czuję. Jako dojrzały mężczyzna powinieneś ustąpić kobiecie.
M: Nie. Wyp... szmato! Puściłaś się to cierp!
W tym momencie uderzył ją w brzuch. Cały autobus w szoku. Nic nie zdążyłem zrobić, bo dres rozpoczął interwencję.
D(res): Poje... cię?! Kobietę w ciąży bijesz?!
M: Nie będę miejsca ustępował! Ja tu byłem pierwszy!
D: Posłuchaj mnie. Masz ustąpić miejsca tej pani bo jak nie to tak ci nastukam poje.. skur..., że cię twoja matka nie pozna.
M: Wyp...!!!
W tym momencie przeszło od słów do czynów. Dresik złapał Metalika za ciuchy i podniósł.
D: Wpier... ci zaraz chu...
Metalik nie odpowiedział już nic. Wyrwał się i uciekł z autobusu, który w tym momencie stał na przystanku. W jego ślady ruszyła reszta grupki.
Dresik do ciężarnej: Proszę, niech pani sobie usiądzie. Przepraszam za moje słownictwo, jeżeli panią uraziło. Miłego popołudnia życzę i pociechy z dziecka.
Kobieta nic nie odpowiedziała, uśmiechnęła się tylko. Jej obrońca wrócił do swojej grupki i dalej rozmawiali sobie spokojnie i kulturalnie.

MPK w T...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (284)
zarchiwizowany

#16327

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję jako sprzedawca - serwisant w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek spalinowych.
Sytuacja, którą zaraz opiszę, była pierwszą z gatunku piekielnych. Rozgrywała się w początkowych stadiach mojej kariery a dotyczyła faceta z małym IQ, ale olbrzymim ego.
Początek był raczej niewinny. Jak co dzień przychodzi klient z problemem, dokładnie brak smarowania układu tnącego. Szybka diagnoza potwierdziła przypuszczenia, nieszczelny przewód olejowy. Naprawa banalna, kwota 39 PLN. Jako, że był luz na serwisie info dla klienta, że jutro odbiór. Na drugi dzień klient przybywa po swoją zabaweczkę, sprawną oczywiście. Pieniądze zainkasowane. Ogólny orgazm. Lecz nie. Oto za jakieś pół godziny pojawia się on powtórnie z informacją, że jest nie zadowolony. Powód - wstawiona została nie ta śrubka co powinna. Mi ręce, ale ok. Wstawiłem nową, prosto z półki. Klien jest szczęśliwy. Kolejny dzień pokazał, iż nie była to do końca prawda. Do progu zostałem złodziejem i oszustem. Na pytanie co się stało odpowiedział mi, że mu sprzęt zniszczyłem. Po raz kolejny biorę pilarkę na warsztat. Sprawdzam święcę. Zalana. Czyszczę ją. Wkręcam. Odpalam jeszcze raz pilarkę i cud. Działa. Wywiązała się w tedy taki dialog.
J[a]: Jakie ma Pan doświadczenie w pracy pilarką?
K[lient]: Żadnego. To moja pierwsza. Co się właściwie stało?
J: Typowa sprawa. Zalana świeca.
K: Ale czemu to się stało?
J: Często takie rzeczy się dzieją jak ktoś nie ma wprawy w obsłudze takiego sprzętu.
Klient złapał focha i poszedł sobie. Nigdy go więcej nie widziałem. Chwała Najwyższemu!

Salon S... i V... w T...

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 48 (124)
zarchiwizowany

#16220

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek spalinowych.
To, że dla Szanownych Państwa Klientów godziny funkcjonowania salonu to raczej sugestia niż reguła zdążyłem się już przyzwyczaić to jeden Krzyżak udowodnił mi, że jestem jeszcze młody i naiwny.
Czas akcji: sobota 2 tygodnie temu, godzina 12,30
Miejsce akcji: salon pilarek S... i kosiarek V...
Dramatis personae: Ja [J], Wielce Szanowny Pan Klient z podróbka [WSzPKzp - ale skrót mi wyszedł :P]
W soboty zamyka się salon o godzinie 12,00, ale, co oczywiste, nie jest to równoznaczne z zakończeniem pracy. Kto pracował w punkcie handlowy ten wie o tym.
Godzina 12,30 szczęśliwy po zakończonej pracy zamykam drzwi, włączam alarm i spokojnie udaję się w kierunki domku. Niestety w tym samym momencie zajeżdża WSzPKzp i wyciąga z bagażnika podróbkę jednej z pilarek i nie tyle krzyczy co drze ryja.
WSzPKzp: EJ TY!!! ZACZEKAJ!!!
J: Dzień dobry. O co chodzi?
WSzPKzp: Masz mi to naprawić!
J: Przykro mi, ale niestety skończyłem już pracę. Z resztą to co Pan ma to podróbka sprzedawana przez Cyganów. To nie ma nic wspólnego z tym co sprzedaję.
WSzPKzp: Mam to w d... MASZ MI TO NATYCHMIAST NAPRAWIĆ!!!
J (lekko już zirytowany): Jak już Panu mówiłem nie naprawiamy takich wynalazków. To raz. Dwa. JESTEM PO PRACY.
WSzPKzp: NIE WIESZ GNOJKU KIM JA KUR... JESTEM. ZAPIER... MIGIEM Z POWROTEM DO ROBOTY!!!
J: Widzę, że ta rozmowa donikąd nie prowadzi. Do widzenia Panu.
WSzPKzp: JA CIĘ KUR... ZNISZCZĘ!!! JUŻ TO NIE PRACUJESZ!!! ZNAM TWOJEGO SZEFA. JUŻ DO NIEGO DZWONIĘ!!!
Niestety nie wiem co ten Pan do mnie wykrzykiwał, gdyż najzwyczajniej w świecie poszedłem w swoją stronę, ale chyba szef żadnego telefonu nie dostał.
Jak więc pokazuje powyższa historia kultura ludzka zanika. Nawet w mieście, które aspirowało do europejskiej stolicy kultury.

Salon S... i V... w T...

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 204 (232)