Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

smokk

Zamieszcza historie od: 1 maja 2011 - 10:47
Ostatnio: 22 grudnia 2023 - 7:15
Gadu-gadu: 13454625
O sobie:

Pytania? Wątpliwości? Chęć nawrzucania?
Proszę pisać na adres smokk-88@wp.pl

Nieautoryzowane forum serwisu Piekielni.pl:
http://www.piekielni.pun.pl/forums.php

  • Historii na głównej: 25 z 62
  • Punktów za historie: 20728
  • Komentarzy: 1698
  • Punktów za komentarze: 14035
 
zarchiwizowany

#23343

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z powodu ACTA zwrot "własność intelektualna" stał się bardzo popularny. Z tego powodu chciałbym opisać historię jaka miała miejsce w czasie gdy uczęszczałem do szkoły średniej.

W tym okresie zacząłem pisać krótkie opowiadania. Ot tak dla swojej przyjemności. Z czasem te twory stawały się coraz bardziej popularne w gronie moich znajomych. Normalnie nawet byłem napastowany o więcej i więcej. Razu pewnego po lekcji na której strasznie się nudziłem i coś tam sobie bazgrałem, podeszła do mnie jedna z dziewczyn i poprosiła mnie o możliwość skserowania najnowszego dzieła. Dałem jej. Piekielność miała miejsce kilka dni później na lekcji języka polskiego. Nauczyciel obwieścił, iż ta dziewczyna, która pożyczyła ode mnie "rękopis". Gdy pan magister zaczął czytać okazało się, że to moje opowiadanie. Wściekłem się niemiłosiernie. Przerwałem czytanie i poinformowałem klasę o kradzieży. Niestety nawet po pokazaniu zeszytu, w którym pisałem nauczyciel mi nie uwierzył. Za oskarżenia, niby bezpodstawne, dostałem bardzo ostrą uwagę i miałem problemy już do matury.
Dlaczego tak się stało. Ano prosta sprawa. Moja droga koleżanka była pupilkiem pana od polskiego. Dyrektorka też nic z tym nie zrobiła. Nie była to sprawa jej godna. Od tego czasu jestem zagorzałym zwolennikiem wszelkich regulacji, które mają na celu niszczenie piractwa.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (56)
zarchiwizowany

#22713

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję jako sprzedawca - serwisant w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek.

Jak już w innej historii pisałem wszelkiego rodzaju magiczne techniki traktuję jako brednie i środek na wyciąganie kasy od naiwnych.
W piątek do sklepu jakąś godzinę przed zamknięciem weszła starsza kobieta. Nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć ona w dwóch susach podskoczyła do lady (co samo w sobie było interesujące, ponieważ wyglądała raczej na krasnoluda niż człowieka) i rzecze do mnie, że jestem przystojny i młody, otwarty ale w głębi serca nieufny i skryty. Pięknie, pomyślałem, wróżyć mi zacznie.
K(obieta): Ja stara cyganka jestem. Prawdę tylko mówię. Przyszłość widzę. Szczęście sprowadzę.
J(a): Dziękuję ale nie jestem zainteresowany.
K: Jak to? Szczęścia nie chce mieć? Przyszłości znać?
J: No jakoś dziwnym trafem nie. Szczęśliwy jestem w miarę a wiedza o przyszłości mnie nie interesuje.
K zamiast wyjść wyciągnęła karty i jakieś magię nad nimi odczyniać.
K: O widzę, że kłótnia w rodzinie była. O pieniądze.
J: Taa... Wie pani pewnie w każdej rodzinie zdarzają się kłótnie o kasę. Jeśli chce mnie pani przekonać do swoich usług to powiem od razu. We wróżby nie wierzę.
Na K moja wypowiedz nie wywołała żadnej reakcji. Znów zaczyna coś mamrotać nad kartami.
K: Kobietę widzę. Wysoka. Szczupła. Czarne włosy. Mieszkacie razem.
J: Przykro mi na 4 strzały tylko dwa celne. Próbuje pani dalej czy dajemy sobie spokój z tą szopką?
K nic nie odpowiedziała. Odwróciła się i zaczęła przyglądać się towarowi na wystawie. Gdy tak sobie stałą wszedł klient popytać o urządzenia. Jak z nim rozmawiałem całkowicie zapomniałem o wróżce. Na szczęście klient był czujny i w pewnym momencie powiedział "Panie, sklep panu okrada!". Odwracam się i co widzę? Ano cyganka dziarskim krokiem zmierzała do kanciapki, szumnie nazywanej pokojem socjalnym, w którym oprócz cywilek odkłada się utarg. Normalnie ciśnienie mi skoczyło. Niby tylko 500 peelenów tam było na ale to i tak prawie połowa pensji. Szybko podbiegłem do babsztyla, złapałem za ramię i pytam gdzie grzecznie się wybiera.
K: Chciałam urok odczynić. Diabeł tu grasuje.
J: No fakt, kierownik tego sklepu był kiedyś satanistą. Mimo to nie ma pani prawa tu przebywać.
K: Mam!
J: Widzi pani tamtą żółta linię na podłodze? Pokazuje ona gdzie może klient wchodzić. Teraz jeśli łaska proszę opuścić sklep albo po policję dzwonię.
K: Już wychodzę.
Jak powiedziała tak zrobiła. Przy okazji opluła podłogę, ladę, kilka sztuk towaru i przeklęła mnie, całą moją rodzinę, sklep, właściciela i jeszcze parę innych osób i miejsc.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 238 (258)
zarchiwizowany

#22590

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Po przeczytaniu dwóch historii o urokach nauki w gimnazjum i liceum chciałbym dodać swoją.
W czasach gimnazjum maiłem dość sporą nadwagę (z resztą teraz do optymalnej wagi wiele mi brakuje). Cały czas starałem się jakoś z tym walczyć ale jakoś nie dawałem rady nic zrzucić. Właśnie z powodu wagi byłem szykanowany w szkole. Wyzwiska, śmiechy, popychanie te sprawy. Jakoś starałem się z tym żyć ale jedno wydarzenie, które miało miejsce po wuefie i coś we mnie pękło. Chodzi o to, że po rzeczonej lekcji wszedłem ostatni do przebieralni i zobaczyłem jak kilku moich tzw. "kolegów" oddaje mocz na moje ubrania. Z szoku aż przysiadłem na piętach, zaraz się otrząsnąłem i pobiegłem po nauczyciela. Miła pani, która w "cywilu" jest moją ciotką, przyszła zobaczyć co się dzieje. Oczywiście nikt już nie niszczył mi ubrań a jedynym dowodem był smród w szatni.
Oczywiście sprawa trafiła do wychowawcy i dyrektora ale nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Dlaczego spytacie się. Otóż sprawa jest jasna, sprawcy byli reprezentantami szkoły na zawodach sportowych, wiadomo lepiej dać przyzwolenie na takie wybryki niż stracić kilka pucharków.
Moi rodzice oczywiście interweniowali ale nic nie udało im się wskórać.

Szkoła

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 206 (254)

#20846

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako sprzedawca-serwisant w punkcie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek spalinowych.

Historia Traszki o przyznaniu się na urlopie do zawodu jaki wykonuje (http://piekielni.pl/20842) przypomniała mi podobną, którą sam przeżyłem. Ciąg zdarzeń miał miejsce w tygodniu poprzedzającym tegoroczną Wielkanoc.

Po przybyciu w rodzinne strony napotkałem ciekawą sytuacje, mianowicie miejscowy oddział OSP próbował zmusić do działania przecinarkę do betonu. Jako, że był to produkt dobrze mi znany, zaproponowałem pomoc. Chłopcy się ucieszyli, podwieźli mnie do domu i dali czas do następnego wieczora, abym uporał się z usterką. Nie była ona zbyt poważna, uwinąłem się w dwie godziny.

Następnego dnia dzwonię do dowódcy straży z informacją o sukcesie. No i tu miała miejsce pierwsza z piekielnych sytuacji, czyli moja prośba o zapłatę, która spotkała się z olbrzymim oburzeniem ze strony znajomego. No cóż, moja wina trochę była w tym, bo nie powiedziałem, że ma mi zapłacić.
W chwilę po tym jak przecinarka udała się do swojego leża w remizie, przybyło do mnie po radę i pomoc większość mieszkańców wsi. To mnie już trochę zirytowało, nie po to brałem urlop, żeby robić to co w pracy i jeszcze nic z tego nie mieć, no może poza piwem i "Bóg zapłać".
Jakoś udało mi się całe te cwaniactwo pogonić i w chwili gdy myślałem, że to już koniec, pojawił się szanowny ksiądz proboszcz i zażądał naprawy.

J: Przepraszam księdza, ale mam urlop i nie mam ochoty babrać się w takich wynalazkach jak to coś, co ma pan w ręce.
K: Napraw to, a Pan Bóg ci wynagrodzi.
J: To miło, że Bóg mi to wynagrodzi. A ksiądz jak mi to wynagrodzi?
K: Będę się modlił w twojej intencji.
J: No to świetnie. Jeszcze jakby trochę grosza ksiądz rzucił, to już w ogóle będzie ekstra.
K: Mam ci płacić? Żartujesz sobie.
J: Nie żartuję. Albo za pracę dostanę wynagrodzenie albo do widzenia.
Ksiądz poszedł sobie bez słowa. Na następny dzień od wiejskich specjalistek od HUMINT-u, moja babcia dowiedziała się jakobym zwyzywał proboszcza od najgorszych i prawie go pobił.

Od tamtego czasu zawsze jak przyjeżdżam do domu rodzinnego, wszyscy patrzą się na mnie jak na mordercę albo pedofila.

Wsi spokojna wsi wesoła

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 487 (591)

#20376

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako sprzedawca-serwisant w salonie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek spalinowych.

Jak wiadomo wielu ludzi dość lekko podchodzi do kwestii związanych z bezpieczeństwem, które jest szczególnie ważne w przypadku pracy pilarką. Dziś właśnie miałem przypadek takiego klienta. Pan, bardzo miły na początku, poprosił o skrócenie łańcucha tnącego. Poinformowałem klienta, iż takiej usługi nie wykonuje się, gdyż łańcuch wymagający takiego zabiegu jest niebezpieczny, grozi zerwaniem.

K(lient): No ale dlaczego pan mi go nie skróci?
J(a): Proszę pana, tak jak mówiłem ten łańcuch może się w każdej chwili zerwać. Do tego po skróceniu, staje się on produktem potencjalnie niebezpiecznym i jak coś komuś się stanie, to nie pana pociągną do odpowiedzialności karnej tylko mnie.
K: Czyli mi go pan nie zrobi.
J: Niestety nie. Wie pan jak się zerwie i kogoś trafi, to nie chcę iść siedzieć.
K: No ale niech go pan skróci. Nic się nikomu nie stanie.
J: Skąd pan to wie?
K: Zawsze skracałem łańcuchy i było dobrze.
J: Wie pan, jak ktoś ma pecha, to i mu cegła na głowę w drewnianej cerkwi spadnie.
No i tak rozmowa klienta ze mną trwała.
Ja odmawiałem on prosił.

Na koniec usłyszałem od klienta te słowa:
K: Jest pan strasznym chciwcem. Zamiast zrobić o co prosiłem, naciąga mnie pan na nowy łańcuch. Za takie zachowanie będzie się pan smażył w piekle. Do widzenia.

Mam nadzieję, że jednak ten klient nie skróci gdzie indziej tego łańcucha i nie zrani albo nie zabije kogoś bliskiego. Taki ze mnie chciwiec.

Salon S...

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 519 (557)
zarchiwizowany

#20730

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie będzie to historia o awanturującej się moherowej babci z pekaesu, lecz pomoc dydaktyczna. Panie i panowie, chłopcy i dziewczęta oto przed wami prosto z otchłani piekielnych pierwszy i niepowtarzalny SZAAAAAAAAABLON HISTORIIII!!! (w tym miejscu padają gromkie oklaski)
No to jadziem z koksem.
Na początku należy się przedstawić i poinformować o tym, iż autor opowieści czyta "Piekielnych.pl" już długi czas i już nie chce być pasożytem, więc wstawia swoją wielce piekielną historię.
Jak wiadomo nic nie dzieje się z powietrza, więc należy nakreślić ogólną sytuacje autora. Czytelnik to zwierzę głupie, więc należy napisać "Sytuacja wstępna" lub coś w ten deseń. W tej części poza informacjami ważnymi dla dalszych wydarzeń dobrze jest poinformować o tragicznej sytuacji rodzinnej, nawet jeżeli nie ma to związku z fabułą. Wiadomo smutna historia zawsze się sprzeda.
Po przedstawieniu się i wstępnym nakreśleniu sytuacji, należy przejść do "Akcji właściwej" (o tym także należy poinformować czytelników). Jeśli chodzi o ten element to mogę tylko poradzić wstawianie wszelkiej maści emotikonek (autor pokazuje w ten sposób swoją żywiołowość i młodość ducha) i błędów składniowych, rzeczowych bądź, najbardziej pożądanych, błędów ortograficznych (autor pokazuje w ten sposób swoją buntowniczą naturę).
Jeśli chodzi o zakończenie nie jest ono wymagane. Historia bez wyraźniej pointy pozostawia czytelników wstanie "zawieszenia" i zmusza do refleksji nad głębią historii.
Mam nadzieję, że ten krótki wywód pomoże Wam, drodzy autorzy w przelewaniu na ekran monitora, Waszych emocji związanych z piekielnymi przeżyciami.

Piekielni.pl

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 16 (72)
zarchiwizowany

#20238

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kolejna z cyklu opowieści autobusowych.

Żeby nie nudzić się jadąc do pracy wziąłem sobie do poczytania "Rebelię" pana Marcina Gawędy. Jak ktoś lubi militaria powinien przeczytać. Jak się okazało część współpasażerów, w formie dwóch osobników ubranych w stylu rasta, nie podzieliła mojej fascynacji rzeczoną pozycją. Zaczęli dyskutować o tym jakim to barbarzyńcą jestem czytając takie pozycje, tworzyć teorie o tym ilu już ludzi pozabijałem. Jak już mocno się wkręcili rozpoczęli atak propagandowy, który polegał na tym żeby mnie przekonać do odrzucenia dzieł, w których propaguje się przemoc, wojnę, nawrócenia mnie na jakąś pokrętną sektę czcicieli spirali od żelazka, przejścia na wegetarianizm i wyzbycia się dóbr materialnych (co ciekawe jeden z nich świecił nowym AjFonem). Na jakikolwiek mój kontr argument odpowiadali tym samym, czyli informowali mnie o moim opętaniu przez Babilon i żądzę pieniądza.
Na moje szczęście, gdyż nie przepadam za walką z głupcami, objawił się mój przystanek więc serdecznie pożegnałem Światków Jehowy prosto z Jamajki. Nawet nie chcę wiedzieć skąd się tacy ludzie biorą.

komunikacja_miejska

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (44)

#19919

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Nie wierze z żadne magiczne sposoby leczenia. Na moje nieszczęście mój przyszły/ewentualny teść jest bioenergoterapeutą.
W wyniku wypadku w pracy (poślizgnąłem się i upadłem plecami na schody) strasznie mnie plecy bolały. Podczas jednej z wizyt u rodziców mojej lubej, opowiedziałem o swoim wypadku i dyskomforcie. Teść powiedział żebym się położył, bo chce zrobić mi "zabieg". Nie zgodziłem się, więc zostałem zakrzyczany przez ukochaną i jej rodziców. Dla spokoju się zgodziłem.

Jaki był efekt magicznego rytuału? Ano ciekawy. Plecy bolały mnie bardziej niż wcześniej. Powaliła mnie reakcja teścia:
- Nie udało się, bo nie wierzysz, że to działa.
Mimo, że nie oddaję czci apapowi i innym lekom, one jakoś działają ale co do bioenergoterapii to trzeba w nią wierzyć żeby działała. Ciekawe.

I mała uwaga na koniec. Wczoraj dowiedziałem się, że teść miał jakiś czas temu taki sam wypadek. Zamiast leczyć się bioenergią poszedł normalnie do lekarza i stosuje typowe leki, a nie jakieś zioła magiczne.

Dom mojej lubej.

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 350 (430)
zarchiwizowany

#20151

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracając pewnego dnia z pracy spotkałem w tramwaju znajomego z czasów gdy mieszkałem jeszcze w akademiku. Jako, że obaj jesteśmy pasjonatami militariów rozmowa zeszła na tematy wojskowe. W pewnym momencie usłyszałem za sobą wściekłe sapanie, zwróciłem twarz w kierunku dźwięku i otrzymałem w cios w głowę zadany gazetą, której redaktorem naczelnym jest Jerzy "Miś Uszatek" Urban.
-Co pani odpier...? - zapytałem.
-Takie plugawe karły reakcji jak wy dwaj nie powinni jeździć z normalnymi ludźmi.
-Można jaśniej bo nie rozumiem.
-Taki pomiot NATO i zgniłego zachody nie powinien żyć! Wynocha z MOJEGO tramwaju!
Mamusia zawsze mi mówiła aby z osobami niezrównoważonymi psychicznie lepiej w dyskusję się nie wdawać więc wraz ze znajomym wysiedliśmy na następnym przystanku.

komunikacja_miejska

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (95)
zarchiwizowany

#19310

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję w punkcie dilerskim znanej, niemieckiej marki pilarek łańcuchowych.

Przyznaję się bez bicia, że w niniejszej historii to ja byłem piekielny.
Szczęście moje poprosiło mnie wczoraj abym po pracy zaszedł do marketu na L. celem nabycia drogą kupna kilku specyfików. Jako że szczęście mego Szczęścia jest moim priorytetem życiowym udałem się do rzeczonego przybytku. Na parkingu przed marketem stało dwóch przedstawicieli pewnej mniejszości narodowościowej i oferowali pilarki spalinowe. Jako, że wredny ludz ze mnie podszedłem do sprzedawców i udałem chęć zakupu.
Jeśli Drodzy Czytelnicy pozwolą, pominę dialog jaki prowadziłem z owymi jegomościami. Przytoczę tylko główne teorie przez nich głoszone, które strasznie mnie rozbawiły:
-Super sprzęt!
-Oryginalny S...!
-Wytrzymała maszynka!
-Super okazja!
W czasie gdy jeden z panów głosił swoje herezje, drugi zaczął nagabywać jakiegoś dziadka. Uznałem, że koniec zabawy i niczym superhiroł z komiksu Marvela wkroczyłem do akcji co by uratować biedną dziadkową rentę bądź emeryturę.
Rzekłem tak:
-Panie nie kupuj tego złomu. Toż to zwykły szmelc jest.
Na to sprzedawcy jak jeden mąż odpowiedzieli:
-Nie to oryginalny S... jest.
J: No to mają panowie pecha. Tak się składa, że pracuję w salonie tej marki i doskonale umiem poznać podróbkę.
S: Idź stąd palancie (tak po prawdzie to mnie gorzej nazwał). Niech pan nie słucha tego dzieciaka. To oryginał!(to do dziadka było)
J: Niestety nie. Widać to doskonale po ... (i tu wymieniłem wszelkie dane wskazujące na to, że sprzedawano podróbę)To jak panowie, pójdziecie już sobie czy mam dzwonić na policję z informacją, że sprzedajecie podrobione urządzenia.

Panowie sprzedawcy nic nie powiedzieli tylko odeszli w sobie tylko znanym kierunku a miły dziadek mimo, że miał w ręce Nasz Dziennik podziękował mi i także ruszył w swoją drogę.

parking przed marketem na EL

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (197)