Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Goszka

Zamieszcza historie od: 10 czerwca 2011 - 20:19
Ostatnio: 14 kwietnia 2015 - 13:44
Gadu-gadu: 3563781
  • Historii na głównej: 36 z 77
  • Punktów za historie: 34849
  • Komentarzy: 473
  • Punktów za komentarze: 3406
 
zarchiwizowany

#25499

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nawiązując do rozmaitych historii damsko-męskich, które pojawiły się tu ostatnio, pragnę dodać też coś od siebie. O metodach podrywu.
Noszę duże okulary, ubieram się na czarno, bez dekoltów, mini i biżuterii. Pracuję jako niania i korepetytorka, więc moje stroje są najzupełniej niewyzywające.

Sytuacja pierwsza, czerwiec roku ubiegłego. Obok miejsca, gdzie wynajmowałam pokój, znajdowały się domy rodzin romskich. Znałam z widzenia chlopaka, mniej więcej 25-letniego. Któregoś popołudnia, gdy śpieszyłam do pracy, on był na baklonie; zobaczywszy, że idę, zbiegł po schodach, wybiegł z podwórka, dogonił mnie i zaczął rozmowę. Na początku wspomniał, że chyba mieszkam w domu obok, że mnie często widuje. Potem dodał, że ostatnio oglądał film; niestety, wypadło mu z głowy, jaki nosił tytuł. I pointa:
- a wiesz co? Może byś wpadła do mnie wieczorem i została na noc, to byśmy razem ten film obejrzeli?

Sytuacja druga, lipiec. Zajmowałam się póltoraroczną dziewczynką nad Zalewem Zemborzyckim. Siedziałam pod drzewem, karmiąc ją, kiedy przysiadł się do nas pewien mężczyzna, jak mi się wydaje, lekko nietrzeźwy.
- o, proszę, jaka młoda mama, a jak ślicznie sobie radzi z córeczką. Śliczne dziecko, śliczne...
- nie jestem mamą małej – odpowiedziałam
- no, no, no, ładnie to tak? Dziecka swojego się wypierać? Pewnie bez tatusia, bo obrączki, widzę, nie masz...
- proszę nas zostawić! - powiedziałam stanowczo. Nie mogłam wstać i odejść (wózek, pieluchy, zabawki, otwarte jedzenie i sok, a na dodatek mała, zupełnie nieskora do współpracy), wzywać pomocy też nie chciałam – wciąż liczyłam na opamiętanie.
- ale nie tak ostro... ja to bym chetnie związał się z kimś, kto ma już dziecko takie odchowane. Ileż to kłopotu człowiek sobie oszczędza. Ale nie tak od razu... musiałabyś mi parę razy dac, żebym zobaczył, czy warto...

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 212 (240)

#24443

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dziś pracowałam od 7.00 – wstałam więc bez entuzjazmu o 5.10, nakarmiłam kota, potem prysznic, makijaż, śniadanie – wszystko na bosaka, pomna dramatu, jaki rozegrał się w ostatnich dniach stycznia z powodu miłej pani, twierdzącej, ze mój kot tupie, a ja straszliwie hałasuję butami. O 6.05 włożyłam buty, kozaczki bez obcasów, i już miałam wychodzić, kiedy zauważyłam, że nie wzięłam rękawiczek. Zaryzykowałam więc spacer z przedpokoju do pokoju, rękawiczki wzięłam, wyszłam. I – jeeest. Miła sąsiadka oczekuje mnie na klatce.

- Mówiłam, żeby nie chodziła pani w butach po mieszkaniu! - Drze się.
- Jest po ciszy nocnej. – Odpowiedziałam spokojnie.
- Nawet i przed ciszą pani chodziła! Co to za porządki! Biega pani w tym mieszkaniu, tupie, wariuje, hałasuje, no co to ma być!
Nie zareagowałam, zeszłam na dół bez słowa. Po pierwsze, kobieta była kompletnie ubrana, więc raczej jej nie zbudziłam. Po drugie, jeśli bieganiem i wariowaniem można nazwać smętne snucie się po ledwie czterech godzinach snu, to naprawdę dyskusja okazuje się zbędna.

Skomentuj (48) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 769 (835)
zarchiwizowany

#24057

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia, którą chcę opisac, ciągnie się już od grudnia. I zakonczenia nie widac.

Otoz mój Mily ma (mial) grupe znajomych. Takich naprawdę bliskich. Dwoch braci i parę. Z biegiem czasu para się pobrala.

Ona. Mlodsza ode mnie o 3 lata (ja mam 24). Nie studiowala, pracowala tez niewiele, utrzymywali ja rodzice, potem partner. Ulubione zajecia: facebook, gra na komputerze, ASG. Niezbyt inteligentna, ale nieszkodliwa. Troche zarozumiala, ale w granicach normy. Tak o niej myslalam. W krotki czas po slubie zaszla w ciaze. Była chyba w 3. miesiacu, kiedy w ciaze zaszlam ja. Dodam, ze oni mieszkaja w Elku, my w Lublinie.

Sylwester planowali spedzic u siebie, ale Mily mój zproponowal, zeby przyjechali. Zgodzili się. Maz odstawil dziewczyne w swieta do rodzicow, do Lublina, potem wrocil do Elku (pracowal pomiedzy Swietami a Sylwestrem).

Wtedy ja ciaze stracilam. Przezylam to dość mocno, komplikacje odczuwam do dzis. Kiedy już wyszlam ze szpitala, nie mialam ochoty na zadnego sylwestra – tym bardziej w grupie, gdzie mialy być tez dwie inne ciezarne. Poinformowalam o tym owa dziewczyne, tuz po Swietach – ze ja na pewno nie ide, a Mily się waha – w koncu byli to jego przyjaciele, a ja nie robilam mu problemow z tego, ze wyjdzie sam. Powiedzialam przy okazji, ze w lutym slub się nie odbedzie, a pobierzemy się w czerwcu, kiedy już na pewno dojde do siebie.

Czego ja nie uslyszalam... ze jej zepsulam sylwestra! Ze ona specjalnie przyjechala! Ze czemu jej nie powiadomilismy wczesniej! Ze jak mój Mily mogl! Ze slub w czerwcu, gdy ona rodzi? Toz to zamach na nia! Przeciez ona na weselu powinna być!

Nie mialam sil dyskutowac, Mily powiedzial jej dość ostro, co o tym mysli. W zamian uslyszal, ze jestem niepowazna, dwulicowa, ze co innego mysle, co innwego mowie... nie skomentowal tego, na sylwestra nie poszedl, dziewczyny mial dość.

Co się dalej dzialo.... dziewczyna opowiadala wszem i wobec, jak to my ja pokrzywdzilismy. Ze ona specjalnie dla nas przebyla taki kawal drogi. Jaka ja jestem straszna, i jak opetalam Milego. Malo tego: KAZALA mezowi nie odzywac się do nas, KAZALA mu wybierac: ona albo my. I znow to samo: ze wesele w czerwcu, ze zmarnowany sylwester. Pozostalym przyjaciolom opowiadala cuda – niewidy, az, nie mogac tego wytrzymac, powoli probowali jej przekazac, ze nie chca rozbijac paczki przez nia. Do wiadomosci nie przyjela.

Dużo bym dala, zeby zrozumiec jej intencje...

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (262)
zarchiwizowany

#23890

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wczoraj. Wieczor, ok.19.00. Jestesmy z Milym w domu, lezymy, gra muzyka (naprawdę niezbyt glosno), bawimy się z kotem: rzucamy mu pluszowa zabawke, on biega i przynosi. Nagle sielanke przerywa dzwonek do dzwi. Mily otwiera, za chwile do mieszkania wpada jakas obca kobieta i zaczyna wrzeszczec. Ze jest wkur....wkurzona. Ze jak my się zachowujemy. Ze takiej gamy dzwiekow nie slyszala od dawna. Ze ja krzycze i wrzeszcze (doprawdy?), ze jestesmy niewychowani. Ze za glosno się kochamy (uzyla troche innego slowa, ale najsmieszniejsze jest, ze ja po poronieniu i zabiegu lyzeczkowania macicy nie moge uprawiac seksu – nie wiem, co i czy w ogole kobieta cos slyszala, sadze, ze po prostu wrzeszczala, co jej przyszlo na mysl). Ze w butach chodze po mieszkaniu (tak, racja, powinnam zakladac swoje zupelnie plaskie kozaczki na klatce, a może na dole w ogole). Ale to, co uslyszelismy na koncu...
- ja to na policje zglosze! Ja do administracji pojde! A panstwa kot to w ogole za glosno biega! Ja w nocy spac nie moge!

Umarlam. Kot jest mlody, lekki, ma obcinane pazurki... nie wierze, ze można go uslyszec z mieszkania na dole. A gdybym miala dziecko, które placze kilka razy w ciagu nocy? Wielkiego psa z nieobcietymi pazurami?

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 265 (297)

#23135

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuje jako niania. Opiekowałam się czterolatkiem, którego często odbierałam z przedszkola i eskortowałam do domu.

Miejsce akcji: bus Lublin-Świdnik. Jak to często bywa w godzinach szczytu, pełny. Na szczęście miejsca stojące są, informuję młodego, że trzeba będzie stać, pokazuję na zegarku, ile potrwa jazda, upewniam się, czy wytrzyma, twierdzi, że tak, więc wsiadamy.
Stajemy obok jakiegoś starszego pana, rozmawiamy, mały zadawał tak strasznie dużo pytań, a moje odpowiedzi chyba tak zainteresowały pana, że odezwał się do dziecka:
- Jaki mądry chłopczyk. A ile ty, synku, masz lat?
Mały jednak nie przepada za obcymi – nie odpowiedział, Odwrócił wzrok, więc odpowiedziałam za niego, że wkrótce skończy pięć, ale bardzo przepraszam, uczymy go, żeby nie rozmawiał z obcymi, sam pan rozumie, dzisiaj takie czasy, uśmiechnęłam się i pogłaskałam małego.
- A może na kolana przyjdziesz do mnie? - Pan jednak nie rezygnował.
- Chcesz skarbie na kolanka do pana? - Spytałam.
′Nie′ - Pokiwał głową malec.
- No ale dlaczego, chodź! - Nalegał pan.
- Uczymy małego, że ma prawo odmówić, jeśli nie chce siedzieć komuś na kolanach. – Wtrąciłam, obejmując malucha.
- A pani jest jakaś nieodpowiedzialna! Co z pani za matka, cholera! Dziecko może upaść, potłuc się, ja z dobrego serca cudzego bachora wziąć chciałem, to nie! Suka, nie matka... – Dodał pan i odwrócił się w stronę szyby.

Byłam tak zszokowana, że nawet nie odpowiedziałam. Pasażerowie chyba też byli dość zdziwieni – w busie zapadła cisza jak makiem zasiał. W końcu ktoś ustąpił mi i małemu miejsca. Chociaż na ogół rzadko korzystam z takich uprzejmości, tym razem skwapliwie usiadłam, ledwie podziękowawszy. Mały płakał.

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 882 (930)
zarchiwizowany

#23316

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
pracuję jako niania. Rzecz działa się na początku września.

Zabieram małego z przedszkola, po drodze wstępuję po starszą pociechę do szkoły i prowadzę całe towarzystwo do domu. Chłopiec lubił sobie jednak uatrakcyjniać podróże – w busie np. udawał, że leci w kosmos i ja jestem kosmitą, który go oprowadza, w drodze, że przemierza pustynie (bardzo dużo mu czytamy). Tym razem, zafascynowany Zygzakiem i Złomkiem, był samochodzikiem, a ja miałam go holować do domu. Wzięłam więc małego za łapkę i zaczęłam ciągnąć. On tymczasem wydawał jakieś odgłosy, pewnie zepsutego samochodu.

Zauważył to jakiś straszy pan, idący za nami dłuższą chwilkę.

- a coż to za niegrzeczny chłopczyk – zagadał pan – ależ ty nieładnie idziesz, mamie robisz klopot
- alez to żaden klopot, my się tylko tak bawimy – odpowiedzialam z usmiechem.
- zobaczysz – kontynuowal pan – jak nie będziesz grzeczny, to przyjde w nocy i cie zabiore. Albo teraz! Chodz ze mna!
Tu się zdenerwowałam. Jak można powiedzieć dziecku, które parę dni temu skończyło pięć lat, że się po nie przyjdzie w nocy? Zaraz jednak zauważyłam, że pan, mijajac malego... wyciaga do niego rękę i usiłuje go wziac za druga, wolna lapke!
Dziecko wczepilo się we mnie, pan zaczal się smiec
- nie, proszę pana – powiedzialam tak spokojnie, jak tylko się dalo – nie oddam ani panu ani nikomu chlopca, a i pan nie przyjdzie do niego w nocy i nikt, nikt na calym swiecie nie ma prawa go zabierac z domu. Prawda? - wywarczalam, chcac, zeby powiedzial, ze faktycznie zartowal i zeby nie fundowac malemu klopotow ze snem.
Pan się jednak tylko smial dalej i … poszedl.
Przez cala droge do domu tlumaczylam, ze nikt obcy nie może wejsc do domu, ze furtka, klucze, alarm, rodzice, ze nigdy nie oddam malego nikomu i ze wszyscy bardzo go kochaja.

Dziekuje za spotegowanie w dziecku lekow, które i tak pieciolatek ma zwykle niemale.

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 207 (297)

#22488

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuje jako niania. Historia ta wydarzyła się latem, ale do tej pory krew mi się gotuje na sama myśl o tym.

Jechałam z czterolatkiem rowerem na plac zabaw, ale że po drodze małemu zachciało się pić, wstąpiliśmy do sklepu. Dziecko ma ogromną wyobraźnię, lubiło mówić, że jego rowerek jest koniem i on na tym koniu przemierza pustynie, prerie i tak dalej.
Wjeżdżamy na placyk przed sklepem, a tam grupka mężczyzn, wiek: na oko, od 24 lat do 30. Ubrana byłam zwyczajnie: czarne spodenki, czarny top, klapki, makijaż śladowy, z biżuterii tylko obrączka.

Mały lubił dużo mówić, więc parkując rowerek perorował:
- Patrz, jaki mój koń jest wielki i silny, teraz sobie odpocznie, a my napijemy się soczku...
Tyle wystarczyło panom, żeby zacząć swoje komentarze.
- Hej, a mój koń jaki wielki, chcesz zobaczyć, mała?
- Ej, dziwko, a może byś tak na mojego konia wsiadła!
- Widać, że to lubisz, zostaw małego i chodź!
Bez słowa wzięłam dziecko za rękę, zaprowadziłam do sklepu, wybieramy sok. Ale mili panowie trafili za nami i tam. Jeden stanął obok mnie i udając, że szuka czegoś do picia, komentował mój wygląd. Zauważyłam, że mały jest coraz bardziej spłoszony, więc szybko wzięliśmy picie, idziemy zapłacić.
- Czego od ciebie chciał ten pan? – Zapytał mały.
- Nic, skarbie, pomylił sobie mnie z kimś.
- A co to znaczy dziwka?
- Ten pan po prostu pomylił mnie z kimś, widocznie jest nietrzeźwy i dlatego tak mówi. Chodź, napijemy się na placu zabaw.

Wychodzimy, panowie stoją obok naszych rowerów.
- No i co, nadal masz ochotę na konia? – Komentarze, które padały w nasza stronę, były coraz bardziej niewybredne. W pewnym momencie po prostu zaczęłam się bać, że któryś spróbuje mnie dotknąć! Przy dziecku!
Bez słowa odpięłam rower małego (ten już miał łzy w oczach), swój i odjechaliśmy stamtąd jak najprędzej. Już nie na plac zabaw. Chłopiec tak się spłoszył, ze chciał wracać do domu.

Do tej pory żałuję, że nie byłam wówczas sama i nie mogłam powiedzieć im w niewybredny sposób, co myślę o tego typu zaczepkach.

Skomentuj (78) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 757 (881)
zarchiwizowany

#22628

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pochodzę z małej wioski. Tam tradycją są środowe targi, gdzie można kupić praktycznie wszystko: od żywności, przez rzeczy codziennego użytku, aż do żywego prosiaka.

Bardzo często pojawiają się na tym targu Romowie. Zdarzyło się pewnego razu, juz jakiś czas temu mojej mamie przez jednego z mężczyzn być oszukaną. A było to tak: mama kupowała coś, zapłaciła i chciała odejść, kied zaczepił ją młody Rom. Poprosil, by zamienila mu 100 zł na drobne. Początkowo mama twierdziła, że nie ma i próbowała odejść, on jednak nie ustępował, szedł za nią i nagabywał o zamienienie. W końcu mama uległa. Wysupłała z portfela 100 zł, Rom dał jej zwitek dziesięcizłotówek, wyszarpnął banknot z jej ręki, i zaczal odchodzic

Mamuś przeliczyła pieniądze, okazało się, że brakuje 20 złotych. Ruszyła więc szybko za oddalającym się Romem.
- proszę pana, proszę pana, pan mi nie dodał 20 złotych! - krzyczała
Rom jednak nie reagował, przeciwnie, przyspieszył kroku. Mama również przyspieszyła, dogoniła do, schwycila za rekaw.
- niech pan mi odda pieniadze!
- ale jakie pieniadze, czego pani chce?
- ty już wiesz, czego, oddawaj!
- zadnych pieniedzy nie mam, czego chcesz, kobieto?

Mama nie ustepowała. Trzymała go i zaczeła krzyczec cos o oszustach. On się bronil i probowal oswobodzic reke. A ze miasteczko male, wszyscy się znaja, ktos się w koncu krzykiem zainteresowal.
- co się dzieje, Lucyna? - zapytal sasiad, podchodzac do mamy, wciąż szamoczacej się z Romem

I nie wiem, czy postura sasiada, czy fakt, ze ludzie zaczeli zwracac uwage na te szarpanine, czy jeszcze jakieś inne czynniki wplynely na to, ze Rom wyciagnal z kieszeni 20 zlotych, pogardliwie podal je mamie, i odszedl z miejsca zdarzenia...

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 25 (57)
zarchiwizowany

#22457

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję dorywczo jako niania. W dniu, o którym mówię, miałam za zadanie odebrać dziecko z przedszkola, złapać rzadko jeżdżący bus do Świdnika i odstawić malucha do domu. Pech jednak chciał, że wyszłam z domu zbyt późno, a musialam jeszcze dorobić klucz do mieszkania. Wpadam więc jak burza do serwisu oferujacego tę usługę. Dobre wieści, przede mną tylko dwie panie.

Ta stojąca przy ladzie kopiowała klucze. I zadawała pytania. A czy aby na pewno to dokładna kopia. A bo jej ktoś kiedyś klucz odbił i się drzwi potem nie otwierały. A może jeszcze tamto kółeczko do klucza poproszę... nie, nie to, tamto drugie.

Czas mijał. Spytałam więc grzecznie pani stojącej przede mną, czy mnie nie przepuści, bo muszę czterolatka odebrac z przedszkola i...
- nie, k......, nie przepuszczę! - usłyszałam. - ja jeszcze młodsze dzieci niż pani same w domu zostawilam, no! Ja teraz odbijam klucz! - i ustawila się tuz za pania obslugiwaną, chyba żebym się jej w kolejke nie wpechnęła przypadkiem.

Wiem, że najłatwiej wychowuje się cudze dzieci, i najlatwiej daje się rady... ale ile te maluchy miały lat? I czemu zostawiła je same? I na jak długo...?

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 5 (57)

#21600

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mój brat, Kamil, jest żołnierzem zawodowym – do jego obowiązków należy między innymi opieka nad świeżo przybyłym narybkiem wojskowym. Dostał brat lat temu kilka nową grupę, zabiera ją po iluś tam godzinach teorii na poligon, wszyscy mają broń z ostrą amunicją, strzelają. Kamil omal nie dostał ataku serca, kiedy zobaczył, jak jeden z szeregowych próbował strzelić, ale że coś mu się nie udało, zajrzał do środka i zaczął gmerać przy spuście...

Jak się potem tłumaczył?

"Bo się zacięło, to ja chciałem sprawdzić, czy nic tam nie wpadło..."

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 485 (585)