Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SesjaTyKurwo

Zamieszcza historie od: 1 marca 2011 - 23:04
Ostatnio: 25 stycznia 2014 - 3:53
O sobie:

Z szablą dumnie na wrzesień.

  • Historii na głównej: 52 z 70
  • Punktów za historie: 58955
  • Komentarzy: 135
  • Punktów za komentarze: 1668
 

#38489

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która myślę, że Was tutaj podzieli. Z klubu.

Pewnej nocy, impreza na całego, jakieś 600-700 osób i nagle wśród ochroniarzy jakieś poruszenie i wszyscy wraz z ich szefem znikają (z 10-12 chłopa), a na sali zostaje tylko jeden.

Po jakiś 15 minutach ochrona wychodzi z zaplecza (nie ma tam kamer) i szczelnie prowadzi kogoś w środku. Wyglądało to mniej więcej jak goryle Putina wokół niego. Chłopaki z kamiennymi minami zmierzają do wyjścia i za rogiem budynku wyrzucają jakiegoś chłopaka.

Wyszłam za nimi z ciekawości. Widoku, który zobaczyłam nigdy w życiu nie zapomnę. Chłopaczek miał całą twarz we krwi, rozcięty łuk brwiowy, złamany nos, wybite zęby, oczy popodbijane, cale rozdarte ubranie i zakrwawione, leżał na tym betonie i tylko kwiczał z bólu. A ochrona odeszła bez słowa.

Rzuciłam się w te pędy do chłopaka, żeby mu pomóc, ale jeden z ochroniarzy [O] złapał mnie za rękę i tylko rzucił:

[O] Zostaw!

Podbiegłam do menedżera ochroniarzy [MO] i zaczęłam się drzeć coś w stylu:

[J] Co wy urwa debile zrobiliście, wy jesteście poj*bani! Urwa. Pobić tak?! Ja pi*rdole, przecież wszyscy za to pójdziecie siedzieć!
[MO] Zostaw to!
[O] Zwariowaliście?! Przecież mogliście go zabić! - i wyciągnęłam telefon, żeby dzwonić po pogotowie i policję.
[MO] Zostaw ten telefon, jego kumple zaraz go zabiorą.

I faktycznie jakiś dwóch kolesi zostało wyrzuconych (dosłownie wyrzuconych) przez innych ochroniarzy. Podeszli do zmasakrowanego kolegi i wzięli go bez słowa.

Czułam się jakby ktoś robił sobie ze mnie żarty. Stałam na tym mrozie, odpaliłam papierosa i logowałam się do rzeczywistości. Znałam tych ochroniarzy i nie wierzyłam w to, co zrobili. W tym momencie podszedł "mój" ochroniarz Marek [M]:

[M] Mała, zostaw to.
[J] Jak mam to zostawić, prawie zabiliście tego kolesia, co on zrobił?!
[M] Mówię ci zostaw. Należało mu się.
[J] Marek, albo mi powiesz, albo ja idę teraz na policję. To nie jest danie w twarz klientowi...
[M] I co im powiesz? Widziałaś jak go pobiliśmy? Kamery też nie. On nie piśnie słówka, kumple również.

I tak mnie zostawił. Wytrzymałam dwa dni. Pojechałam do mieszkania Marka i zażądałam wyjaśnień, to co usłyszałam o 180 stopni zmieniło moje podejście i nigdy nie zapomnę tego zdania.

[M] Mała, powiem Ci tak. Wiesz, że ludzie w klubach biorą. I my (ochroniarze) gdy znajdujemy zioło to zabieramy dla siebie, gdy znajdujemy cięższe narkotyki to dzwonimy po policję, bo to zbyt gruba sprawa, ale gdy znajdujemy tabletkę gwałtu, to załatwiamy to sami.

klub

Skomentuj (135) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1839 (1959)

#38134

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sesja is back!

Mam kota. Kota podróżnika, który dzielnie znosi moje wyjazdy. Pewnego razu, gdy jechaliśmy pociągiem, kot, jak ma w zwyczaju, zaczął miauczeć.

Stoimy tak na korytarzu, olaliśmy swoją miejscówkę w przedziale, żeby innym nie przeszkadzać i sobie jedziemy. A kot miauczy, ja patrzę przez okno, patrzę na kota, znów przez okno i mija nam czas. Wtem podchodzi do mnie jakaś pani [P] i rzecze
[P] Niech pani coś powie temu kotu, żeby przestał miauczeć.
Patrzę na nią wzrokiem labradora, spoglądam na mego geparda i mówię
[J] Kocie przestań miauczeć.

Nie podziałało :)

pkp

Skomentuj (69) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1112 (1264)

#34519

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, która może Was uchronić od mandatu.

Ostatnio na rynku pojawił się Lech Shandy (piwo z lemoniadą 2,6%).

Siedziałam sobie ze znajomym nad brzegiem Wisły. Ślicznie, ładnie, cieplutko, ptaszki śpiewają, słoneczko zachodzi, można by rzec utopia. Pełno studentów, wszyscy z piwkami. I nagle spod ziemi wyrasta dwóch strażników miejskich. Zauważyłam ich ze trzy metry od nas, mając akurat puszkę z napojem bogów przy ustach, więc nawet nie próbowałam robić szopki z chowaniem bro i tłumaczeniem, że to nie moje.

[S] Dzień dobry, Straż Miejska miasta stołecznego Warszawy. Poproszę dwa dowody osobiste, będą manaty za spożywanie alkoholu w miejscu publicznym po 100zł.

Zła na siebie niesamowicie podałam strażnikowi swoją legitymację studencką i dowód kumpla (niemiecki, bo jak łatwo się domyślić jest Niemcem). Widać było, że służbista i nam nie odpuści.

[S] Co to jest?!
[J] Dokumenty...
[S] Ale ja prosiłem o dowody osobiste!
[J] Ja nie mam ze sobą dowodu, a kolega dał panu dowód niemiecki.
[S] Legitymacja nie jest dokumentem, a to to nawet nie wiem czy to jest dowód! Poproszę dwa POLSKIE dowody!
[J] Ale kolega nie ma polskiego dowodu, bo nie jest Polakiem, a je nie wzięłam. W dodatku legitymacja jest takim samym dokumentem jak dowód na pana potrzeby.
[S] Nie! Proszę mi dać dwa polskie dowody!
[J] Mam je wyczarować?!
[S] Tak.

I tu zaczęłam machać rękami jakby nad czarodziejską kulą i powtarzając abrakadabra. Gość zdębiał.

[J] Nie udało się. Muszę więcej ćwiczyć.

Strażnik się zapowietrzył, wziął moją legitymację i zaczyna wypisywać mandat. Pisze sobie pisze, oddał mi dokument i daje zeszycik abym swą rączką postawiła trzy krzyżyki. I tu mnie tchnęło.

[J] A jakie musi być stężenie alkoholu w napoju, żeby zostało ono uznane za alkohol? - wiem, składnia zdania brawurowa...
[S] Nie rozumiem pytania.
[J] Jaki musi być procent alkoholu w napoju, żeby nie można go było pić w miejscu publicznym?
[S] Nie rozumiem pytania - znowu spotkałam ożywiony toster...
[J] ILE MUSI BYĆ ALKOHOLU W PIWIE, ŻEBY PAN MÓGŁ MI DAĆ MANDAT ZA PICIE GO TUTAJ?
[S] 3,2% (zmyślam, nie pamiętam dokładnie, ale na bank więcej niż 3%)
[J] Ale Shandy ma tylko 2,6%
[S] Wiem.

I tak stoi i się na mnie patrzy.

[S] No podpisuje pani?
[J] Nie...
[S] Dlaczego?
[J] Bo nie piję alkoholu?
[S] Przecież pije pani piwo.
[J] Ale najwidoczniej w świetle prawa nie jest ono alkoholem.
[S] No to co?

Gówno, myślę sobie. Popatrzył jeszcze przez chwilę, po czym zabrał mi książeczkę i zwyczajnie poszedł bez słowa.

Ja siedziałam w takim szoku, że nawet nie pomyślałam, żeby na człowieka złożyć skargę.

A wiecie co jest w tej historii najlepsze? Że mój znajomy chyba, jako obcokrajowiec, nie mógłby dostać mandatu kredytowego i musiałby zapłacić na miejscu. A wtedy, jak prawdziwi studenci, byliśmy w posiadaniu 7zł, papierosów i karty z minusowym saldem, więc pewnie musiałby pojechać na komendę...

I jeszcze bardzo pozytywny akcent. Kilka dni później poszliśmy ze znajomymi w czwórkę do parku, usiedliśmy na najbardziej widocznej ławeczce i zaczęliśmy sączyć Shandy.

Nagle patrzmy, a idzie patrol (2 wojskowych i 2 policjantów). Idą, jakby nie mogli, powolutku, kroczek za kroczkiem, uśmiechają się do nas, cały czas zwalniają dochodząc i dając nam czas na ukrycie puszek.

Ale dotarli. I jeden z policjantów zaczyna ze mną taki dialog.
[P] Oj, pijemy w miejscu publicznym Lecha...
[J] Pijemy...
[P] A wszyscy państwo piją, czy te cztery puszki to pani?
[J] Wszyscy.
[P] Czy muszę poprosić o cztery dowody, nie o jeden?
[J] Na to wygląda.
[P] Na pewno te cztery piwa nie są pani?
[J] Nie. Ale wie pan co, to jest Shandy, on ma tylko 2,6%...
[P] Aaa, faktycznie, przepraszam. No to życzymy miłego wieczoru, tylko proszę wyrzucić puszki później, do widzenia.

I odeszli z uśmiechem.

miasto me Wawa

Skomentuj (85) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 873 (1047)

#33332

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dzisiejsza historia z kurierem.

Zamówiłam paczkę. Kurier nie zastawszy nikogo w domu, bez próby kontaktu telefonicznego zostawił przesyłkę u sąsiadki. Pani miła, odebrała, przekazała. Ale to nie o to chodzi. Mnie takie coś strasznie denerwuje, więc zadzwoniłam do centrali i poprosiłam o numer kuriera w celu wyjaśnienia z nim.

Dzwonię, nakreślam spokojnie sprawę i proszę by tego więcej nie robił. Na co gość zaczyna krzyczeć, że on miał dużo paczek, że nie miał czasu dzwonić. Trochę się we mnie zagotowało, więc mówię, że zamierzam napisać na niego skargę, choć wcześniej takich planów nie miałam. W odpowiedzi usłyszałam:

- To se pisz! Powinnaś się cieszyć, że dostałaś paczkę, więc się odpier*ol!

Skarga poszła.

k-ex

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 532 (678)

#32824

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O piekielnym wykładowcy.

U nas na uczelni wykłady są nieobowiązkowe. Część ludzi wychodzi w środku zajęć, część dopiero wchodzi, różnie. Ogólnie prowadzący nie mają z tym problemów.

Zdarzył się jednak jeden profesor [P].
Moja koleżanka [K] na drugim roku zajmowała się przez dwa tygodnie swoimi siostrzeńcami. Postanowiła, że zanim odbierze maluchy z przedszkola skoczy na 3/4 wykładu, który trwał do 17, tak samo jak otwarte jest przedszkole. Po określonym czasie wstała i udaje się do wyjścia. Na to profesor zagrodził jej drogę i mówi:

[P] A pani się dokąd wybiera?
[K] Muszę odebrać dzieci z przedszkola.
[P] Dzieci?! U mnie nie ma wychodzenia w wykładu. Trzeba było wziąć DZIECI ze sobą.
Po czym zamknął drzwi.

Koleżanka jeszcze trochę się wykłócała, ale nic nie mogła zrobić. Po wykładzie pognała do przedszkola przepraszając panie wręcz na kolanach.
Co zrobiła za tydzień? Zgadliście, zabrała pociechy ze sobą na zajęcia. Mina profesora, który zobaczył w pierwszym rzędzie studentkę z pięciolatkiem i trzylatkiem, bezcenna.

uczelnia

Skomentuj (57) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1144 (1280)

#32755

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sytuacja z baru, w której znów główną rolę gra mój piekielny szef. Muszę dodać, że facet ma fioła na punkcie czystości, a dokładniej, to lubi patrzeć jak ktoś wykonuje jego polecenia. Np. stoi nad człowiekiem jak ten myje podłogę.

Otóż pewnej nocy wydarzyła się bardzo nieprzyjemna sytuacja. Jeden z klientów na parkiecie przewrócił się i rozbił kufel, ale w taki sposób, że podstawę z resztkami ścianek (taki tulipan praktycznie) wbił sobie w nadgarstek. Co najgorsze, zamiast to zostawić, wyciągnął i lezie tak 10 metrów zostawiając za sobą krwawą drogę.

Na szczęście zobaczył go ochroniarz Marek (facet mocno krwawił, rana głęboka, krew rozcieńczona alkoholem, a do tego znieczulony, więc nie czuje powagi sytuacji) i za fraki do kibla, akurat damskiego, bo tam mamy więcej miejsca.

Marek krzyczy do mnie, żebym poleciała po gumowe rękawiczki, bandaże i takie inne. Ktoś w tym czasie zadzwonił na pogotowie. Po minucie wracam zaopatrzona w rękawiczki, ale niestety w całym klubie nie znalazł się ANI JEDEN bandaż, był tylko dwa plastry 0,5cm x 3cm.

Stoimy w tej łazience, Marek trzyma facetowi rękę, drugi ochroniarz samego klienta, bo ten już mdleje, a ja ściągam mu pasek od spodni, żeby zawiązać na ręce. Swoją drogą musiało to dość komicznie wyglądać. Potem tona ręczników papierowych, na ranę, jakiś prowizoryczny ucisk. Czekamy na karetkę. Ręka klienta nad umywalką, bo ciągle krwawi, więc co chwila zmieniamy "opatrunek".

I w tym momencie wchodzi szef. A tam scena rodem z "Lśnienia" - łazienka cała we krwi, podłoga, lustra, ściany i umywalka, do tego dwóch ochroniarzy podtrzymuje nieprzytomnego faceta z ręką w górze, barmanka przyciska mu garść całych czerwonych ręczników papierowych do ręki. Cała trójka w gumowych rękawiczkach upapranych krwią. Właściwie to cali byliśmy we krwi, ubrania, ręce, nawet twarze.

Na co szef podchodzi do mnie i wrzeszczy:
[S] Posprzątaj łazienkę! Nie widzisz, że jest brudno?!
[J] Ale szefie, my tu tamujemy krwotok.
[S] Co mnie to urwa obchodzi, nie widzisz, że wszystko jest uebane krwią? Posprzątaj, albo dostaniesz karę. A wy wyprowadźcie faceta do męskiego kibla, bo to jet damski kretyni!

Patrzymy po sobie, zapada wspólna decyzja, że nigdzie się z facetem nie ruszamy. Pytam Marka, czy we dwóch sobie poradzą, stwierdził, że poradzą. No to sprzątam. Szef stoi i się przygląda rzucając ciągle "tu jeszcze!"

A teraz wyobraźcie sobie miny facetów z pogotowia, którzy wchodzą do kibla i widzą: dwóch ochroniarzy trzymających nieprzytomnego poszkodowanego, całych we krwi wciąż kapiącej z rany na umywalkę, barmankę, która natychmiast wyciera szmatką każdą kropelkę i właściciela klubu wrzeszczącego po niej, że ma coś zrobić, żeby klient przestał brudzić łazienkę.

Faceta wzięli, do szpitala i na szczęście dobrze się to skończyło, chociaż stracił dużo krwi. I tutaj historia mogłaby się zakończyć, ale cała nasza trójka dostała od szefa kary.
- Ja za to, że odeszłam ze stanowiska pracy (baru) bez pozwolenia, że nie posprzątałam sama z siebie łazienki, choć widziałam, że była brudna.
- Marek za to, że odszedł ze stanowiska (wejścia) bez pozwolenia, za niewykonanie polecenia służbowego (pozostanie w damskiej toalecie).
- Drugi ochroniarz również za opuszczenie stanowiska pracy (sala/parkiet) oraz dopuszczenie to tego, że klient się przewrócił i niewykonanie polecenia.

klub w Warszawie

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 903 (945)

#32669

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniała mi się sytuacja, gdy pojechałam akurat do domu na weekend i ochoczo pognałam ze starymi znajomymi do pubu. W pubie jak w pubie piwko wypiłam, a że to napój moczopędny to udałam się do kibelka. I tu bez niespodzianki, do damskiego 15 osób, do męskiego 1. No to hop po kumpla, coby ze mną tam poszedł.

Wchodzimy, pisuary są w następnym pomieszczeniu, żeby nie było, ja zakrywam oczy i z uśmiechem na ustach mówię coś w stylu "strasznie panów przepraszam, ale ja muszę", panowie w śmiech i że ok. Ale nie jeden facet przede mną [F], niski, chudy, na oko trzydziestoletni. Nagle się odwraca i mówi:

[F] Ty urwo, ty uko! Kto ci tu urwa pozwolił wejść, wyprdalaj głupia dziewko! To nie miejsce dla bab urwa.
[J] Słucham?!
[F] Wyprdalaj pókim dobry, bo ci tak przyjbie, że wylecisz przez zamknięte drzwi!
I w tym momencie dostałam od faceta z liścia w twarz. Ja w szoku, znajomy też, chciał już zareagować, ale wyprzedził go wielki koleś [K], który wcześniej był przy pisuarze.

Wziął faceta za fraki i bez słowa zaciągnął do kabiny gdzie najzwyczajniej w świecie spuścił mu głowę w, niezbyt czystym swoją drogą, kiblu. Po czym powiedział:
[K] Nie reagowałem jak wyzywałeś panią, nie reagowałem jak groziłeś, ale z tym, że ją uderzyłeś to urwa przegiąłeś! Jak chcesz się bić to z równymi urwa, a nie z kobietą. A co ty masz małego, że się dziewczyny wstydzisz?! Więc teraz grzecznie przeproś panią i wyprdalaj!

Naprawdę logowałam się do rzeczywistości... Pojęcia nie miałam co przed chwilą się stało. . Wymamrotałam tylko coś w stylu:
[J] Dziękuję panu...
[D] Co ty Sesja, nie poznajesz mnie? Janek Nowak, razem do gimnazjum chodziliśmy, pisałaś mi sprawdziany i tylko dzięki tobie skończyłem szkołę.
[J] Trochę urosłeś...
[D] Hehe, no trochę tak. Masz zapisz sobie mój numer, jakby cię jeszcze jakiś frajer nachodził na mieście, to zadzwoń, a z nim porozmawiam. Nara.

I wtedy dopiero mogłam się spokojnie wysikać.

pub na południu

Skomentuj (59) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1200 (1396)

#32469

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przypomniały mi się moje perypetie z dentystami.

Tytułem krótkiego wstępu, posiadam dwa implanty zębowe (górne dwójki). Taka śrubka wkręcona w kość i na tym porcelanowa korona - na stałe, nie do ruszenia. Co ważne modele implantów są jak samochodów, droższe i tańsze. Moje to taki Mercedes z górnej półki i szczerze mało osób je robi, bo płaci się z nie jak za złoto, ale okoliczności zmusiły mnie do ich wyboru.

Gdy idę do nowego dentysty nigdy nie mówię o ich posiadaniu, bo o ile "ząb" z przodu wygląda idealnie tak samo jak inne, to przy oględzinach z tyłu i dziąsła przez fachowca nie sposób się nie zorientować.

Otóż byłam kiedyś u nowego stomatologa, na co pan mi mówi, że wszystko pięknie ładnie, tylko przy jednym zębie podejrzewa, że mam próchnicę w korzeniu i musi rozwiercić i naprawić. Myślę ok, możliwe.

[J] A który to ząb?
[D] Lewa dwójka.
Lewa dwójka, ok, pewnie na dole. Ale facet wstrzykuje mi znieczulenie w górną szczękę!
[J] Panie, co pan robi?!
[D] No znieczulenie.
[J] Ale gdzie, co pan chce wiercić?!
[D] No dwójkę.
[J] Górną?!
[D] No górną.
[J] Panie, urwa to jest implant!

Prawie wybiegłam z gabinetu i minęłam zaszokowanego gościa. Przemknęłam koło recepcji i nikt nawet się nie upomniał o uregulowanie kosztów. Nie, nie zapłaciłam.

Dlaczego się tak wściekłam? Otóż gdyby super dentysta, implantolog jak mówiły dyplomy w poczekalni, rozwiercił i implant, to koszt naprawy wyniósłby około 2000zł...

dentysta

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 922 (1032)

#32475

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam w swojej karierze przyjemność udzielać korepetycji dla dzieci. Robotę bardzo lubię, bo jestem pasjonatką matematyki i angielskiego, a i niespełnioną nauczycielką. Oto kilka faktów:

1) 5/6 moich uczniów ma stwierdzoną dysortografię/dysgrafię czy inne dys... Co to oznacza w praktyce, że w szkole mogą pisać słówka z angielskiego fonetycznie (np. "łejt" zamiast "wait"). Gdy jeden szkolny nauczyciel się na to nie zgodził, matka mojego ucznia opowiadając mi to zakończyła "No wyobraża sobie to pani, że on mu stawia za to jedynki?! No przecież to to samo!". Ja też pomimo protestów nie pozwalam pisać fonetycznie i o dziwo wszystkie dzieci dają radę się nauczyć.

2) Na każdych moich zajęciach jest kartkówka, żeby się uczyli regularnie słówek. 3/6 rodziców po pewnym czasie poprosiło mnie, żebym przestała je robić, bo dzieci się "stresują". Nie odpuściłam.

3) To ja dojeżdżałam na zajęcia do uczniów, nie zliczę przykładów kiedy 5 minut przez rozpoczęciem lekcji dzwonili, że "dzisiaj odwołujemy".

4) Zawsze dobieram książkę do dziecka i proszę, żeby rodzice ją kupili/skserowali, bo wtedy mam na czym pracować. Jedna matka była wielce oburzona, że ja śmiem wymagać, żeby to ona kupiła książkę a nie ja, przecież mi płaci i myślała, że to jest w cenie. Tak książka za 45zł w cenie korków z 25...

5) Miałam taką uczennicę, Jolę. Jola lat 11 miała generalnie wszystko w dupie. Szkołę, rodziców, wszystko. Jola przez trzy miesiące zajęć ze mną nie zrobiła ani jednego zadania domowego i nigdy z mojej kartkówki nie dostała więcej niż 2. Po każdych zajęciach informowałam o tym rodziców i pokazywałam pracę. "Ok, my z nią porozmawiamy." Po dwóch miesiącach poinformowałam, że jeśli się nie zacznie uczyć, to moim zdaniem nie zda do następnej klasy. Rodzice poinformowani, obiecują coś z tym zrobić. No ale przyszła wywiadówka i tata Joli dowiedział się, że córka z większości przedmiotów ma zagrożenia. No i oczywiście z pretensją do mnie, że ja NIC nie mówiłam, że się nie uczy i nie umie. Zwyzywał mnie przy tym nieźle, ale ja nie pozwalam sobie na takie traktowanie i w marynarskim języku wytłumaczyłam mu, że po pierwsze tak się nie odnosi do kobiety, a po drugie to rodzice byli na bieżąco informowani o braku pracy, co podparłam kartkówkami. Podziękowałam, zakończyłam współpracę i poszłam do domu.
Dzień później zadzwonił skruszony przepraszać, czy mogłabym wrócić. Ok, ale za 200% stawki godzinowej - 50zł zamiast 25. Moje nerwy są drogie. Tata nie przyjął propozycji.

6) A teraz zbliża się koniec roku. I co się okazuje? Że moje hitlerowskie metody jednak przynoszą efekty, bo 3/6 uczniów podskoczyło o 1 ocenę w porównaniu do pierwszego semestru, a 2/6 o dwa stopnie w górę. Rodzicie szczęśliwi, dzieci szczęśliwe, ja szczęśliwa. Ale podczas roku płaczu było co niemiara. Joli niestety nie mogę uznać z sukces...

Warszawa korki

Skomentuj (84) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 724 (850)

#32816

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś skradziono mi portfel w Warszawie. Z dwiema kartami, dowodem, prawem jazdy, legitymacją, małą sumą pieniędzy. W domu został mi tylko paszport i 10zł.

Bardzo pokłóciłam się wtedy z moim ówczesnym bankiem (Pekao).

Zdarzenie zgłoszone na policję, do banku - karty zablokowane.

A teraz sytuacja właściwa.
Udałam się do oddziału, przedstawiam pani [P], co się stało i podaję paszport
[J] Chciałabym wypłacić pieniądze.
[P] Nie ma takiej możliwości.
[J] Dlaczego?
[P] Ponieważ w systemie mamy tylko dowód. - Wiem, że w innych bankach nie ma z tym problemu.
[J] Ale dowód został skradziony i jest zablokowany na wszelkie czynności bankowe.
[P] W takim razie musi się pani udać do oddziału, gdzie zakładała pani konto i tam wypłacić pieniądze.
[J] Ale ten oddział jest 400 km stąd!
[P] To musi tam pani pojechać.
[J] Ale ja nie mam pieniędzy, wszystkie są na koncie.
[P] Nic nie mogę dla pani zrobić.
[J] Czyli wymagają państwo ode mnie jechania tych 400 km?
[P] Tak.
[J] W takim razie chciałabym teraz zamknąć konto i wypłacić wszystkie środki. Czy jest to możliwe?
[P] Oczywiście, dowód poproszę.
[J] Dowód został skradziony!
[P] W takim razie musi się pani udać do oddziału macierzystego.
[J] A czy mogę zmienić oddział macierzysty na ten?
[P] Oczywiście, dowód poproszę.
W tym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy rozmawiam z człowiekiem, czy z czajnikiem elektrycznym.
[J] Ale dowód, jak już zdaje mi się wspominałam, został skradziony.
[P] W takim razie musi się pani udać do..
[J] ...oddziału macierzystego. Dobrze. Tylko skoro państwo odcinają mnie od środków do życia i wymagają jechania 400km, to proszę mi wierzyć, że pierwsze co zrobię, to zamknę konto u państwa.
[P] Ale dlaczego? Możemy pani zaproponować lepsze warunki prowadzenia konta, obniżenie kosztów z 10zł miesięcznie na 2zł.
[J] Czyli, o 8 zł miesięcznie. Licząc, że na podróż wydam około 150zł, do tego koszty alternatywne związane z dniem wolnym od pracy (umowa zlecenie) w wysokości 120zł, wydanie nowej karty i jeszcze mój czas, którego nie jestem wstanie obliczyć, mówią mi, że ta inwestycja zwróci mi się po prawie trzech latach. Jednak skuszę się na zamknięcie konta, jak już tam pojadę. A teraz udam się do innego banku, aby założyć konto i natychmiast przeleję wszystkie środki z państwa banku, bo jak już mówiłam, nie mam pieniędzy na podróż.
[P] W takim razie mogę pani zaproponować kredyt na dowód.

Umarłam.
Serdecznie podziękowałam za kuszącą propozycję, udałam się do konkurencji, założyłam darmowe konto i przelałam pieniądze za pomocą bankowości internetowej. Były na nowym rachunku już następnego ranka, o czym poinformowała mnie telefonicznie przemiła pani z infolinii, bo przyszła taka prośba, o której nawet nie wspomniałam, z oddziału. W imię sloganu "Lepsza kultura bankowości".

A gdy już udałam się do oddziału macierzystego starego banku, to musiałam kolejnej pani przez 15 minut tłumaczyć, dlaczego chcę zakończyć ponad dziesięcioletnią współpracę, bo oni mi obniżą koszty prowadzenia konta do 2zł miesięcznie...

banki

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1069 (1119)