Profil użytkownika
magnetia ♀
Zamieszcza historie od: | 6 czerwca 2011 - 19:53 |
Ostatnio: | 12 grudnia 2022 - 20:15 |
- Historii na głównej: 8 z 15
- Punktów za historie: 1939
- Komentarzy: 184
- Punktów za komentarze: 963
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 następna »
@magnetia: ludzie, serio? Za co te minusy? Pokażcie mi, co innego ma zrobić rowerzysta w takiej sytuacji, poza tym, że nie jechać tą drogą (co jeśli innej nie ma?)? Uciekać do rowu, w krzaki? Mówię o drodze, na której nie ma chodnika.
Hmm, może i było tak, jak piszesz - ludzka głupota jest wszak nieskończona. Przychodzi mi jednak do głowy inne wyjaśnienie. Raz w życiu byłam na dwudniowym rajdzie rowerowym i przyszło mi przejechać przez ruch wahadłowy. I też jechałam pod prąd, z prostej przyczyny: rower może się nie zmieścić w czasie przewidzianym dla samochodów, zwłaszcza jeśli jest pod górkę... Jeśli na dodatek nie ma pobocza, a jezdnia wąska, to faktycznie klops.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 18 października 2020 o 20:06
O rany, też miałam o tym pisać, to jest rak toczący Allegro. Problemy bywają nawet jeśli kolor jest łatwo określić, np. chcesz czarny ciuch. Wylecą brązowe, a nawet białe. A pisanie śmieciowych opisów to plaga, dobrze widoczna, np. przy butach. "Półbuty sztyblety mokasyny baleriny". Może panowie nie kumają, ale jak chce człowiek te mokasyny, a tam wylatuje wszystko, to można zwariować. Widziałam nawet sandały opisane jako półbuty czy sztyblety... już nie pamiętam. Jeśli natomiast chodzi o wprowadzanie w błąd, to raz kupiłam buty sportowe, które w tytule aukcji miały słowo "skórzane". Mnie nie zależało na skórze, widziałam też, że cena jest zbyt niska. Kupiłam no i okazało się, że oczywiście wierzch buta jest częściowo syntetyczny, częściowo tylko skórzany (prawdopodobnie tylko naszywane na wierzch aplikacje). Mi nie zależało, więc tylko ograniczyłam się do podkreślenia w komentarzu, że to nie są buty skórzane.
@maat_: Niezbyt inteligentny, anafabeta wtórny, który nie rozumie, co czyta, ewentualnie zwykły troll.
@magnetia: Dodam jeszcze tutaj, bo za nic nie działa edycja komentarza: Do tego nierozumienie rzeczy prostych i życiowych, jak to, że latem nie sprzedajemy rzeczy stricte z czekolady, bo się topią, że napoje kupowane w dużych ilościach w czasie upału w malutkiej lodówce nie nadążą się chłodzić, że jeśli coś zdarzyło się danego dnia, to gazecie wychodzącej raz na tydzień niekoniecznie będzie już następnego ranka itp., że urządzenie elektroniczne może się zawiesić i jego reset trwa te kilka minut itp., itd.
Pracowałam handlu i doskonale cię rozumiem. Prawda jest taka, że po kilku latach pracy człowiek nienawidzi ludzi i uważa ich za idiotów. Ciężko to wyjaśnić komuś, kto nigdy nie pracował z ludźmi. Mnie zawsze zadziwiały sytuacje typu: - Dzień dobry, czy jest A? - Dzień dobry, nie, ale jest B i C [podobne towary]. - A jest D? - Nie, tylko B i C. - A może E? Niby mało piekielne, ale powiedzcie: dlaczego? Powtórzone 10 razy na jednej zmianie męczy i jest to dobry przykład jakiejś niechęci do rozumienia tego, co ktoś inny mówi. Inne częste przykłady to pokazywanie palcem małego przedmiotu stojącego wśród wielu innym podobnych z odległości 2 metrów, gdzie wystarczyłby zamiast tego prosty opis lub podanie nazwy napisanej wyraźnie na opakowaniu. Albo pokazywanie palcem czegoś ewidentnie poza zasięgiem mojego wzroku (bo np. zasłania mi to półka i to naprawdę widać). Jak to wszystko wyjaśnić?
Napisałaś, że biuro jest "po gorszej stronie świata" - czyli na półkuli południowej? Jeśli tak to nie dziwię się, że ludzie tam mogą mieć inne poczucie temperatury niż Polacy. W takim wypadku to chyba nie jest piekielne.
Nieładnie, że pierwszy komentarz taki, bo historia niezła, ale rozbawił mnie ten błąd: padole, nie padoku, padok to wybieg dla koni, jak się nie mylę :)
@pasjonatpl: Polać mu!
@Caron: Chyba że to mały, prywatny kiosk. Nikt z tym jak dotąd do nas nie dotarł. Wystawiamy wedle tego, co ma ciekawszą okładkę, albo po prostu tego, ile zostało egzemplarzy (półki nie mogą być puste).
Dziewczyno, albo to fake, albo ty z tym do gazety zasuwaj, nie na Piekielnych. Za samo buractwo nieźle by od mediów oberwali, a co dopiero za brak badania. No i skarga się należy.
@imhotep: Mała literówka, jedyna chyba a całym tekście, ale i tak wytkną :) Poprawiłabym, ale nie ma już możliwości edycji.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 1 lutego 2018 o 18:35
@kazmirz: Aha, jeszcze jedno: uważam za głupotę zawracanie komuś gitary, jeśli gdzieś coś jest wyraźnie i po polsku wyjaśnione, dlatego nie dzwoniłam - informacja o aktualności ogłoszeń była bardzo wyraźna.
@kazmirz: Tak, nie było wymogu umawiania się, tylko podane godziny, w których można przyjść i go napisać. Nie podano telefonu ani maila, tylko wymuszono osobiste złożenie CV i napisanie testu. Może zedytuję i uściślę.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 23 stycznia 2018 o 18:12
Cieszę się, że ktoś poruszył ten problem, też pracuję w saloniku prasowym jako jedyna na zmianie i mam to samo. Mnie najbardziej denerwuje, kiedy ktoś stoi za moimi plecami, kiedy układam coś na półce, i gapi się, ale się nie odezwie. Chyba w każdym coś takiego wywołałoby nieprzyjemne uczucie. Czasami się zastanawiam, czy takie osoby nie planowały czasem wbić mi noża w plecy, no ale jak już się odwróciłam, no to nie ;) Po prostu to niemiłe kiedy ktoś się za tobą czai. Myślę, że przyczyna tego jest taka, że wiele osób uważa, że "Dzień dobry" jest równoznaczne z "będę kupował". Często osoby, które wchodzą, rozglądają się i wychodzą, bo jednak nic nie kupują, unikają jak ognia odpowiedzi na moje przywitanie. Post Aris też to potwierdza.
Jeśli chodzi o wcinanie się w rozmowę, to masz moje pełne poparcie, okropnie irytująca sprawa. Też nie jestem w stanie zrozumieć, czemu ludzie się tak zachowują. I mam ochotę sprawić sobie koszulkę z napisem "nie mów do mnie, wydaję resztę". Skoro pielęgniarki w szpitalach mają podobne o wydawaniu leków, to czemu sprzedawca ma być gorszy?
A to ciekawa historia. Ten cały UCare to dziadostwo, też mam z nimi do czynienia. W moim przypadku zbitego ekranu laptopa wymyślają niesamowite rzeczy. Przepisy w Ogólnych Warunkach Ubezpieczenia są bardzo ogólne w rzeczy samej, wydawałoby się, że korzystne dla klienta, bo obejmują bardzo wiele rodzajów uszkodzeń. A guzik. Chwilowo strasznie zmęczyło mnie użeranie się z nimi, naprawdę taka gwarancja to złooo. Myślisz: "super, nie muszę nigdzie wozić sprzętu, odbiorą i przywiozą", a w praktyce to oznacza, że nic się nie da załatwić w cztery oczy, tylko zawsze przez infolinię. Ścieżka zdrowia. Doszłam do etapu, w którym został mi rzecznik ubezpieczonych (to on załatwia takie sprawy, nie rzecznik praw konsumenta ani UOKiK). Jeśli ruszę z tą sprawą i coś wywalczę, to opiszę to na pewno na Piekielnych. Nikomu nie polecam UCare!
Rzuć okiem na moje konto, bliźniacza historia. To podejście w stylu "no przecież pani dojechała, o co chodzi?" brzmi bardzo znajomo ;) Babę na dworcu trzeba prosić o formularz reklamacji i złożyć go tamże, tego nie mogą zbyć. Niestety nie zyskasz wiele, w regulaminie stoi, że za opóźnienie powyżej 60 min. należy się 50% zwrotu. Nie ważne, czy wynosiło ono godzinę, czy 10 godzin. Kuci są na 4 łapy.
Ja się tylko zastanawiam, jak ładna musi być ta dziewczyna, żeś ty na pierwszej randce nie buchnął śmiechem i nie zawinął się w siną dal ;)
@Habiel: Ale nie każdy sklep prowadzi zwroty. Mowa cały czas o przypadku, kiedy sklep zwrotów nie przyjmuje, a klienci uparcie powołują się na jakieś nieistniejące od wielu lat prawo. Jeśli właściciel sklepu zdecyduje, że zwrotów ma nie być, to sprzedawca musi wykonywać swoje obowiązki i wciskanie mu ciemnoty nic nie pomoże. Jeśli zwroty w regulaminie sklepu są i towar spełnia opisane przez ciebie wymogi, to przecież nie ma żadnego problemu. Nie o tym jest ta historia.
@Habiel: Nie wyglądasz na osobę, która kiedykolwiek pracowała za ladą. Tu nie chodzi o informacje, które daje sprzedawca, ale np. "Ojej, ale ja już czytałem ten numer gazety"; "Oj rety, nie dopytałem, a tata jednak pali miętowe". Mogę sobie informować o czym chcę, ale telepatą nie jestem. P.S. Pewnie ta historia zostanie niesłusznie zminusowana jak stąd na Kamczatkę, a ja razem z nią, ale autor ma rację. Sklep to nie wypożyczalnia, tyle w temacie. P.P.S. Słyszę, jak nadciąga gównoburza :)
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 13 grudnia 2016 o 22:00
@bazienka: Dokładnie, też pracuję w sklepie i właśni tego się boję: że gdyby mi się coś stało i leżałabym nieprzytomna, to nikt by nie pomógł.
He, u siebie w sklepie obserwuję dokładnie to samo, ale prawdziwa jazda bez trzymanki zaczyna się dopiero, kiedy rodzic pyta "Chcesz coś do jedzenia/picia?", a dziecko odpowiada "Nie".
Nie chwytam, jak ludzie mogą minusować tą historię. Jak można uważać, że w momencie, kiedy ważą się losy twojego i innych życia, strasznym problemem jest to, że zmarzniesz i zgłodniejesz? Mam tylko nadzieję, że gdyby wybuchła bomba, to takich narzekań by nie było.
@iks: K*rde, też tego nie rozumiałam (ale jestem humanistą), już miałam pisać posta, żebyście mnie też wytłumaczyli, ale po rozpisaniu ogarnęłam. Wydaje się, że skoro są tam dwa niezależne od siebie rody pantofelkowe, to one będą się niezależnie od siebie dzielić i pełną szklankę uzyskamy 2 razy szybciej, ale po narysowaniu ich "drzewka genealogicznego" wszystko staje się jasne.