Głupio, że po radę nie poszła do lekarza. Każda ciąża jest inna i co na tak poważny temat może wiedzieć nie wykształcona w tym kierunku kobieta. Po radę do teściowej można pójś w kwestii doboru ciuchów albo koloru do pokoju.
Paweł Kowiński permanentnie ma problem ze swoimi relacjami z kobietami. Cóż, jeśli jest się prawicującym zgredem chodzącym na randki ze swoją prawicą to wtedy tak skomplikowane wydają się wszelkie zabiegi upiększające, że na wszelki wypadek należy je ochrzcić mianem grzesznych. Ot, talib.
z mojej perspektywy takie nazewnictwo budzi najwyżej lekkie politowanie, bo podnosi nauczycielski prestiż u uczniów, którzy mają prawo wielu rzeczy jeszcze nie wiedzieć i u tych rodziców, którzy są zwykłymi tłumokami. Żaden więc lans. Prawdziwych Nauczycieli nie trzeba przedstawiać w żaden wyrafinowany sposób, bo studia czy praca naukowa nie podnoszą szlachetności. I profesor może być urwysynem.
Może być profesor edukacji (czy jakoś tak) i jest to ostatni stopień awansu zawodowego po 20 latach pracy oraz zdobyciu stopni wcześniejszych+ jakieś tam wymagania, nie znam szczegółów. Z profesurą uniwersytecką nie ma nic wspólnego. Jeśli twierdzi się, że połowa czy nawet ktokolwiek uzcący w liceum mógłby być profesorem dr. habem, to najwyraźniej nie wie co mówi. Ewentualnie mógłby być jakiś emeryt wywalony z roboty
U mnie nie wolno było palić, ale jakoś dawano sobie radę. Sęk w tym, że liczba osób, która dawała sobie radę była niewielka, palącymi byli najczęściej uczniowie najgorsi i lansu na fajki nie było, a wręcz przeciwnie. To było w czasach kiedy wejście do kawiarni kończyło się napadem kaszlu, a dorośli (prawdziwi dorośli) kopcili wszędzie i bez umiaru. Masowe palenie wśród nastolatków jest nieprawdopodobne w dzisiejszych czasach, kiedy palenie jest passe (wśród prawdziwych dorosłych), kiedy w pracy wychodzenie na papierosa jest niemile widziane i przez przełożonego i współpracowników (bo nie dość, że pracuje mniej robiąc sobie co i rusz przerwę, to jeszcze po przyjściu zwyczajnie śmierdzi). To nie nałóg, to zwyczajne szczeniactwo. A fakt bycia dorosłym. No cóż, jakoś trzeba było ustalić ten limit dawno temu, kiedy 18-latek faktycznie stanowił osobną komórkę społeczną. A że teraz 18-latka pracuje jako hostessa zarabiając na swoje fajki bo mamusia zarabia na chlebek i ona nie musi, to nadal jest dziecinadą, lepszą niż zgraja darmozjadów ciągnących od rodziców na nałogi, ale jednak dziecinadą. Prawdziwie dorosły dwa razy się zastanowi nad ilością paczek kiedy za cenę najtańszych może kupić chleb, masło i 15 dag dobrej wędliny. Kwestia priorytetów, które niby dorośli nei muszą podejmować bo za nic, poza własnymi zachciankami, nie płacą.
no cóż. Ja na informatyce grałam w Prince of Persia, bawiłam się żółwikiem do "projektowania" gwiazdek i czekałam aż się komputer odwiesi. I to też nazywało się informatyka
u Lasockiego kupuję tylko dziecku (bo nie tylko za sezon, ale może i w połowie noga będzie za duża do obecnych butow) i to na zmianę, bo 2 pary mieć trzeba, a Lasocki jest tani
Dzieci nie rodzą się teraz po studiach tylko po zdobyciu pierwszej pracy na czas nieokreślony, czasem po korzystnym wynajmie mieszkania lub wręcz kupnie go, na kredyt oczywiście. Dlatego jeśli studiował (sobie lat temu 10) to statystycznie dziecko jest w starszakach, no, może się przygotowuje do komunii. Dużo wcześniej rodzą się dzieci ludzi nie studiujących, bo inne aspiracje kobiet (dobre gary nie są złe), i inne możliwości facetów (ślusarz, murarz czy nawet łopaciarz w kopalni zarabia więcej niż magister mniemaniologii stosowanej)
Jeśli nie było tego na zajęciach ani w absolutnie żadnej książce nieobowiązkowej to ani chybi mamy do czynienia z talentem. Tylko co to znaczy "nie było tego". Też "broniłam inżyniera" i swojego tematu nie widziałam nigdzie, ale podobne już tak, zaś podobne oznacza podobny tok rozumowania niekoniecznie na tym samym surowcu.
a nie polegają studia na kopiuj-wklej? No proszę cię. Nawet jeśli nie ma się głupoty wymalowanej na twarzy czterokolorowymi cieniami do powiek, to wszystko do czego zdolny jest przeciętny student to ubranie we własne słowa tego, co przeczytał lub obiło mu się o uszy. Tak, i własne wnioski też, bo w przeważającej większości wypadków wnioski nie są odkrywcze, najczęściej powielają tezę postawioną przed badaniami (jeśli w ogóle mowa o jakichkolwiek), tezę wymyśloną na kolanie, które boi się nawet przyznać gdzie klęczało w trakcie
Piszesz tak, jakby 15 lat temu student to był ktoś o wyższej kulturze i inteligencji niż człowiek ze średnim oraz nie-student. Pokolenie naszych rodziców może to samo powiedzieć o nas, że roszczeniowe, tępe młotki. Bo punkt widzenia zależy wiadomo od czego. A piszesz nie o inteligencji szarej myszy, która zakuwa i ma piątki, i złego słowa nie powie, ale o odwadze cywilnej, żeby wywalić z uczenia pasożyta szkoły kosztem większej liczby własnych zajęć.
współczuję. Dziecko zmieścić się gdzieś musi i w końcówce tak się poszerzysz, że może skóra nie wytrzymać i zrobią się piękne rozstępy. Łatwiej ich uniknąć gdy brzuch rośnie systematycznie.
To sobie fascynujący kierunek wybraliście. Szukanie po nim pracy nie będzie już takim socjologicznym eksperymentem kiedy biologia będzie wzywać do kuchni. Praca w zawodzie to pojęcie tym bardziej ogólnikowe im bardziej ogólnikowe są studia
też tak miałam, o zgrozo, to ja byłam tym kujonem, któremu naciągano z wfu. Podstawówka średnia 5.4, najwyższa w szkole z 5 oddziałami na każdym roku. Liceum najlepsze w mieście i co? średnia niewiele ponad 4, profil mat-fiz i z fizyki.. mierny. To była dopiero trauma :)
Teraz boję się jak wytłumaczyć mojemu synowi, że pani niekoniecznie ocenia samodzielność bo rodzice odrabiają zadania za dzieci, że ocena nijak się ma do rzeczywistej wiedzy, i wreszcie, że pani też może się mylić, ale nie trzeba się z nią wykłócać o rację bo pani nie przyzna się do błędu ani przed dzieckiem, ani przed rodzicem, bo jest, uwaga, magistrem, i drżyjcie narody przed tym wiekopomnym tytułem.
to ja z innej mańki. 34 lata to jednak jest gówniara dla źle wychowanej osoby po pięćdziesiątce. Dla dobrze wychowanej w podobnym wieku to osoba młoda. Skąd więc to zaperzenie? Zapewne dlatego, że z kolei dla dwudziestolatka to osoba w wieku średnim.
nie każdy jest takim nolifem żeby śledzić poczynania wszystkich użyszkodników
Głupio, że po radę nie poszła do lekarza. Każda ciąża jest inna i co na tak poważny temat może wiedzieć nie wykształcona w tym kierunku kobieta. Po radę do teściowej można pójś w kwestii doboru ciuchów albo koloru do pokoju.
Paweł Kowiński permanentnie ma problem ze swoimi relacjami z kobietami. Cóż, jeśli jest się prawicującym zgredem chodzącym na randki ze swoją prawicą to wtedy tak skomplikowane wydają się wszelkie zabiegi upiększające, że na wszelki wypadek należy je ochrzcić mianem grzesznych. Ot, talib.
z mojej perspektywy takie nazewnictwo budzi najwyżej lekkie politowanie, bo podnosi nauczycielski prestiż u uczniów, którzy mają prawo wielu rzeczy jeszcze nie wiedzieć i u tych rodziców, którzy są zwykłymi tłumokami. Żaden więc lans. Prawdziwych Nauczycieli nie trzeba przedstawiać w żaden wyrafinowany sposób, bo studia czy praca naukowa nie podnoszą szlachetności. I profesor może być urwysynem.
a co do faktycznego stopnia/tytułu radzę sprawdzić tutaj http://www.nauka-polska.pl/dhtml/raportyWyszukiwanie/wyszukiwanieLudzieNauki.fs bo może biednej młodzieży wmawiano bógwieco dla podniesienia nauczycielskiego ego.
Może być profesor edukacji (czy jakoś tak) i jest to ostatni stopień awansu zawodowego po 20 latach pracy oraz zdobyciu stopni wcześniejszych+ jakieś tam wymagania, nie znam szczegółów. Z profesurą uniwersytecką nie ma nic wspólnego. Jeśli twierdzi się, że połowa czy nawet ktokolwiek uzcący w liceum mógłby być profesorem dr. habem, to najwyraźniej nie wie co mówi. Ewentualnie mógłby być jakiś emeryt wywalony z roboty
na Śląsku normalny kosztuje 150 na wszystkie linie i 3.2 na 1 przejazd (ale już 4.8 na 3 miasta). I tak, mi żal tyle wydać, ale mus to mus
opowiedziane przyjemnie
Pominę, że fajnie mieć takiego nauczyciela, ale faktycznie szkoda człowieka z wielką pasją, który będąc profesorem uczył w ogólniaku :)
U mnie nie wolno było palić, ale jakoś dawano sobie radę. Sęk w tym, że liczba osób, która dawała sobie radę była niewielka, palącymi byli najczęściej uczniowie najgorsi i lansu na fajki nie było, a wręcz przeciwnie. To było w czasach kiedy wejście do kawiarni kończyło się napadem kaszlu, a dorośli (prawdziwi dorośli) kopcili wszędzie i bez umiaru. Masowe palenie wśród nastolatków jest nieprawdopodobne w dzisiejszych czasach, kiedy palenie jest passe (wśród prawdziwych dorosłych), kiedy w pracy wychodzenie na papierosa jest niemile widziane i przez przełożonego i współpracowników (bo nie dość, że pracuje mniej robiąc sobie co i rusz przerwę, to jeszcze po przyjściu zwyczajnie śmierdzi). To nie nałóg, to zwyczajne szczeniactwo. A fakt bycia dorosłym. No cóż, jakoś trzeba było ustalić ten limit dawno temu, kiedy 18-latek faktycznie stanowił osobną komórkę społeczną. A że teraz 18-latka pracuje jako hostessa zarabiając na swoje fajki bo mamusia zarabia na chlebek i ona nie musi, to nadal jest dziecinadą, lepszą niż zgraja darmozjadów ciągnących od rodziców na nałogi, ale jednak dziecinadą. Prawdziwie dorosły dwa razy się zastanowi nad ilością paczek kiedy za cenę najtańszych może kupić chleb, masło i 15 dag dobrej wędliny. Kwestia priorytetów, które niby dorośli nei muszą podejmować bo za nic, poza własnymi zachciankami, nie płacą.
o właśnie, to samo mogłabym napisać
no cóż. Ja na informatyce grałam w Prince of Persia, bawiłam się żółwikiem do "projektowania" gwiazdek i czekałam aż się komputer odwiesi. I to też nazywało się informatyka
Duże opakowanie za 12 zł. Yy, prezerwatyw? Czyżby dużym opakowaniem były 3 sztuki bo za 12zł większej ilości nie kupi
u Lasockiego kupuję tylko dziecku (bo nie tylko za sezon, ale może i w połowie noga będzie za duża do obecnych butow) i to na zmianę, bo 2 pary mieć trzeba, a Lasocki jest tani
Dzieci nie rodzą się teraz po studiach tylko po zdobyciu pierwszej pracy na czas nieokreślony, czasem po korzystnym wynajmie mieszkania lub wręcz kupnie go, na kredyt oczywiście. Dlatego jeśli studiował (sobie lat temu 10) to statystycznie dziecko jest w starszakach, no, może się przygotowuje do komunii. Dużo wcześniej rodzą się dzieci ludzi nie studiujących, bo inne aspiracje kobiet (dobre gary nie są złe), i inne możliwości facetów (ślusarz, murarz czy nawet łopaciarz w kopalni zarabia więcej niż magister mniemaniologii stosowanej)
Jeśli nie było tego na zajęciach ani w absolutnie żadnej książce nieobowiązkowej to ani chybi mamy do czynienia z talentem. Tylko co to znaczy "nie było tego". Też "broniłam inżyniera" i swojego tematu nie widziałam nigdzie, ale podobne już tak, zaś podobne oznacza podobny tok rozumowania niekoniecznie na tym samym surowcu.
bo przecież nie nam studiuje, tylko sobie a muzom
a nie polegają studia na kopiuj-wklej? No proszę cię. Nawet jeśli nie ma się głupoty wymalowanej na twarzy czterokolorowymi cieniami do powiek, to wszystko do czego zdolny jest przeciętny student to ubranie we własne słowa tego, co przeczytał lub obiło mu się o uszy. Tak, i własne wnioski też, bo w przeważającej większości wypadków wnioski nie są odkrywcze, najczęściej powielają tezę postawioną przed badaniami (jeśli w ogóle mowa o jakichkolwiek), tezę wymyśloną na kolanie, które boi się nawet przyznać gdzie klęczało w trakcie
Piszesz tak, jakby 15 lat temu student to był ktoś o wyższej kulturze i inteligencji niż człowiek ze średnim oraz nie-student. Pokolenie naszych rodziców może to samo powiedzieć o nas, że roszczeniowe, tępe młotki. Bo punkt widzenia zależy wiadomo od czego. A piszesz nie o inteligencji szarej myszy, która zakuwa i ma piątki, i złego słowa nie powie, ale o odwadze cywilnej, żeby wywalić z uczenia pasożyta szkoły kosztem większej liczby własnych zajęć.
współczuję. Dziecko zmieścić się gdzieś musi i w końcówce tak się poszerzysz, że może skóra nie wytrzymać i zrobią się piękne rozstępy. Łatwiej ich uniknąć gdy brzuch rośnie systematycznie.
To sobie fascynujący kierunek wybraliście. Szukanie po nim pracy nie będzie już takim socjologicznym eksperymentem kiedy biologia będzie wzywać do kuchni. Praca w zawodzie to pojęcie tym bardziej ogólnikowe im bardziej ogólnikowe są studia
nawet nie wiesz jak poważne i piastujące odpowiedzialne stanowiska osoby biorą psychotropy
też tak miałam, o zgrozo, to ja byłam tym kujonem, któremu naciągano z wfu. Podstawówka średnia 5.4, najwyższa w szkole z 5 oddziałami na każdym roku. Liceum najlepsze w mieście i co? średnia niewiele ponad 4, profil mat-fiz i z fizyki.. mierny. To była dopiero trauma :) Teraz boję się jak wytłumaczyć mojemu synowi, że pani niekoniecznie ocenia samodzielność bo rodzice odrabiają zadania za dzieci, że ocena nijak się ma do rzeczywistej wiedzy, i wreszcie, że pani też może się mylić, ale nie trzeba się z nią wykłócać o rację bo pani nie przyzna się do błędu ani przed dzieckiem, ani przed rodzicem, bo jest, uwaga, magistrem, i drżyjcie narody przed tym wiekopomnym tytułem.
to ja z innej mańki. 34 lata to jednak jest gówniara dla źle wychowanej osoby po pięćdziesiątce. Dla dobrze wychowanej w podobnym wieku to osoba młoda. Skąd więc to zaperzenie? Zapewne dlatego, że z kolei dla dwudziestolatka to osoba w wieku średnim.
Zdrowe dziecko płacze gdy jest głodne. Jeśli więc to królewiątko nie płakało zapewne było już na to za słabe. Jeszcze trochę i byłoby po królewiątku.