Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

singri

Zamieszcza historie od: 13 września 2011 - 4:02
Ostatnio: 5 maja 2024 - 9:33
  • Historii na głównej: 109 z 141
  • Punktów za historie: 17487
  • Komentarzy: 1835
  • Punktów za komentarze: 12361
 

#75450

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Najnowsza historia z pracy:

Sklep internetowy. Około 14:30 poczta zabiera od nas paczki. Zaraz potem wysyłany jest na pocztę odpowiedni plik z numerami nadawczymi. Często bywa tak, że potem trzeba jeszcze kilka (naście? dziesiąt?) paczek dopakować. Wtedy idzie osobny plik i szef zawozi paczki osobiście.

Raz, prawie rok temu, zapomniał, że ma paczki w samochodzie i gdyby nie jedna uparta klientka (numer nadawczy chciała) nie wiadomo, kiedy byśmy się połapali. Raz. Na cztery lata istnienia firmy.

Tyle tytułem wstępu.

Zamawiała u nas Klientka tunikę. Zapłaciła z góry, wysłaliśmy w zeszły poniedziałek. W środę telefon - dlaczego nie ma paczki jeszcze? A bo te priorytety różnie idą, cierpliwości, a tu ma pani numer nadania.

Klientka weszła na stronę PP i widzi "paczka nadana". Zadzwoniła na "naszą" pocztę, gdzie ktoś udzielił jej informacji: "A tak, oni plik wysyłają, ale paczek nie przywożą". Tak jakby firma generowała numery nieistniejących paczek.

Szefowa oczywiście ratuje wizerunek firmy - w tej chwili wysyła do Klientki drugą tunikę, kurierem. Szef składa skargę na poczcie.

Dziś wróciła do nas ta pierwsza paczka. "Adresat odmówił przyjęcia". Data z piątku.

Szkoda tylko, że nie mogłam być świadkiem, jak szef pokazuje ją ekspedientkom na poczcie. Z zapytaniem, czy to ta paczka, której nie wysłaliśmy?

ludzie

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 275 (283)

#74113

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pod wpływem historii z samochodem pod czereśnią:

Jak wiele osób, ja też mam rodzinę. Stosunkowo liczną, czyli po starszeństwie:

Babcia ze strony mamy, jedyna żyjąca osoba z pokolenia moich dziadków.

Ciocia - ukochana córka babci, tak dobrze za mąż wyszła, córkę ma taką udaną...

Wujek - ten zły i niedobry. Jak wychodził z domu, to pokój na klucz zamykał! Przed rodzoną matką! A żona i syn tacy sami!

Moja Mama - ta nieudana. Liceum nie skończyła, z domu uciekła, bo się leniowi robić nie chciało. Wyszła za pijaka, pewnie, kto normalny by ją wziął. A potem z czwórką dzieci się matce na łeb zwaliła. To dobra mamusia przygarnęła, co miała zrobić, a teraz cierpi...

Ja - pyskata leniwa nastolatka (w momencie rozstania rodziców miałam 14 lat), nieuk, ciągle czyta, gruba jak beka (175 cm, 70 kg, szeroka miednica i ramiona), nikt jej nie zechce.

Brat 1 - dobry chłopiec, mądry, inteligentny, i takie ma ładne, czarne oczy i włosy (OK, tu się zgodzę, nic do braciaka nie mam, a i popatrzeć przyjemnie)

Brat 2 - wstrętny dzieciak, świński blondas, jak Oleksy wyglądał w niemowlęctwie (konsekwentnie wytykane bratu całe życie), ciągle tylko pyskuje, uwagi mu zwrócić nie można.

Siostra - dziewczynka jak laleczka, taka mała (3 lata w momencie przeprowadzki do babci), nerwowa strasznie, to przez matkę, bo się w ciąży denerwowała, ustępować trzeba i na wszystko pozwalać (księżniczka wyrosła jak się patrzy, szacunek do innych to dla niej pojęcie abstrakcyjne), taka szczuplutka (175 cm, wąskie bioderka i ramiona, biust szczątkowy), dobra dziewczyna, tylko ustępować jej trzeba we wszystkim.



Takie zdanie o mojej rodzinie ma moja babcia. Oczywiście babcia twierdzi, że nikogo nie ocenia po wyglądzie i do nikogo nie jest uprzedzona. I że to wszystko nasza wina.

Teraz szczypta prawdy:

Nie wiem, co zaszło między babcią a wujkiem, ale zamykanie pokoju o czymś świadczy. Nie wyobrażam sobie, jak można wchodzić do pokoju, gdzie mieszka dorosły syn z rodziną, jak do siebie.

Pamiętam za to, jak babcia przyjeżdżała do nas, jeszcze jak mieszkaliśmy z ojcem. Pamiętam, jak kładła mamie do głowy, że co to za życie z pijakiem (100% racji) i że trzeba się ewakuować. Gdzie? Oczywiście do matki. "Dom duży, ja na emeryturę przechodzę, to ci pomogę z dziećmi, dawaj, no już". Trwało to ze dwa lata, może półtora. Mama dała się przekonać. Założyła u babci wodociąg i centralne (przedtem kran na dworze i piec w każdym pokoju). Utrzymywała nas sama (pensja + alimenty).

Nigdy nie dostawałam kieszonkowego. Bezpośrednio ze szkoły wracałam do domu. Pomagałam w lekcjach rodzeństwu, zmywałam, sprzątałam, ścieliłam łóżka. I słuchałam:

- Ile to można spać, ja już marchewkę opieliłam i maliny, a ta jeszcze leży. Ja nie pojmuję, jak można tyle spać. - sobota, ósma rano.

- Rany boskie, ty się jeszcze nie przebrałaś? No ile można? - Czerwiec, upał, cały dzień w szkole w dżinsach. Po prostu siedziałam w bieliźnie i odpoczywałam

- Jeszcze się nie wysiedziałaś? Jaśmin byś podlała/drewna przyniosła/wodę z beczki wylała - do mnie po powrocie ze szkoły, lub co gorsza, do mamy po powrocie z pracy (12 h na stołku, sortownia listów)

Nie miałam prawa podnieść głosu na rodzeństwo, nawet zwrócić im uwagi. Ale musiałam wzbudzać w nich szacunek i sprawić, żeby byli mi posłuszni.

Nie miałam żadnych praw. Ot tak, po prostu powiedziano mi, że na śniadanie powinnam najpierw zapracować. To, czy dostanę obiad, zależy od fanaberii babci (mama w pracy). Wytykano mi wszystko, co zjadłam. Np kawałek białego sera był omawiany kilka tygodni. Miałam ochotę, zjadłam na kolację. A babcia myślała, że zrobi mojej siostrze twarożek. Oczywiście utrzymywała mnie mama, babcia tylko podgrzewała ugotowane wcześniej dania.

Wszystko robiłam źle. Rodzinny obiad, jakieś imieniny chyba. Babcia komentuje głośno "tu jest mizeria, ale nie wiem, czy będzie wam smakowała, singri robiła. Chyba siekierą rąbała te ogórki. Patrzcie, czy trocin nie ma". Ciotka, jedyna osoba, która ma odwagę się przeciwstawić "normalnie wygląda". Riposta: No nie widzisz? PORĄBANE SĄ! Nie pokrojone!

Mogłabym tak długo żale wylewać, ale do meritum:

Przeprowadzka miała miejsce w 1999 roku, akurat szłam do liceum. Jeszcze przed moją maturą zaczęły się utyskiwania, jaka ta babcia biedna, nad córką się zlitowała, pod dach przyjęła (przypominam - namawiała!) żadnych korzyści z tego nie ma (dwie darmowe robotnice, centralne, woda, co roku opał na koszt matki), wnuczka pyskuje ciągle (śmiałam twierdzić, że ktoś wprowadził babcię w błąd i nagadał o mnie plotek).

Mama? Na początku próbowała nas godzić. Potem mówiła mi, że mam się dostosować, bo babcia tyle dla nas zrobiła, że do końca życia nogi powinnam jej myć (nazywanie mnie gnojówą i gównem - to główna zasługa wobec mnie). Później dała się przekonać, że to ja jestem zła. Potrafiła mi w oczy powiedzieć, że nie zasługuję na żaden szacunek. Kiedyś wykrzyczała mi "A kim ty niby jesteś, że tak do mnie mówisz? Że nie pozwolisz się bić? A niby czemu mamy cię nie bić?".


Nie wiem, jak udało mi się przez to przejść i nie wylądować w psychiatryku. Chyba dzięki książkom i szkole. Tam nauczyłam się, że jestem człowiekiem. Byłam lubiana, nie jakaś gwiazda, ale nikt nie okazywał mi antypatii. Zawsze chętnie ze mną rozmawiano, co trochę mnie dziwiło. Nie miałam większych problemów z nauką. Maturę zdałam starą na czwórkach (są tacy, co na piątkach zdają - niezawodna babcia).

To dopiero początek wykopalisk, ale historia i tak jest za długa. Jeśli Was nie zanudziłam i chcecie czytać dalej o hipokryzji i stronniczości - dajcie znać.

rodzina ach rodzina...

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 359 (411)

#73682

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w firmie, zajmującej się sprzedażą ubrań na allegro. Szefostwo kupuje w hurcie, sprzedają na sztuki na aukcjach z jakąś tam marżą.

Ruch spory, jak mamy do spakowania 150 paczek jednego dnia, to jest to bardzo luźny dzień ;-). Bywa i po 300, zwłaszcza po weekendzie.

Ludzie jak to ludzie - 90% jest OK. Może nawet więcej. Ale jeden czasami trafi się taki, że wyrobi normę piekielności na tydzień do przodu...

1) Pani A zamawia sukienkę, telefonicznie "bo ja nie umie tych allegrów obsługiwać", płatność gotówką przy odbiorze. Przesyłka wraca, odmowa przyjęcia. Firma jest już 30zł w plecy. Ale pani dzwoni, prosi, bo wtedy mama była, bo nie wiedziała, pieniędzy nie miała. Szefowa się ugięła, zwiększyła stosownie kwotę pobrania, wysłała.

Odmowa. Szef dzwoni, spokojnie informuje panią, że jesteśmy teraz 60zł strat i jak ona zamierza nam to zrekompensować. Odpowiedź "i k..a dobrze, żeście stracili...". Za parę dni telefon, czy jej wyślemy jednak.

Ta, osobiście na pocztę lecę...

2) Telefon w poniedziałek rano.

Klientka - Bo ja u was na aukcji kombinezon kupiłam i jeszcze nie mam i żadnej informacji, czy są, czy nie ma, czy koloru nie macie, ja szary chciałam, ale ten większy, żeby za ciasny nie był, chyba nie będzie, prawda? To czemu jeszcze nie wysłane?

Kolega - Nazwisko proszę, albo nick z allegro.

Klientka - Dziubczyńska. Znaczy ja jestem Dziubczyńska Hermenegilda, ale to konto to na córkę, Kownacka, nie zaraz to chyba jeszcze na panieńskie, to jednak Dziubczyńska... A może nie, no nie wiem, pan sprawdzi.

Kolega sprawdza oba nazwiska w akompaniamencie naszych chichotów. Nie, nie włączył na głośne. Nie musiał...

Kolega - Tak, mamy zakup zrobiony w piątek wieczorem. Kombinezon jest dostępny, dziś wysyłamy.

Klientka - Dopiero? Coście tyle czasu robili?!

Kolega - My nie pracujemy w weekendy, proszę pani. Firma działa od poniedziałku do piątku.

Klientka - Tylko żeby to dziś było wysłane! Obiboki!

Bip bip bip...

3) Dzwoni telefon. Po bardzo długiej i problematycznej rozmowie szefowa wychodzi na papierosa. Po powrocie opowiada:

Klientka kupiła sukienkę, wybrała płatność z góry. Nie wpłaciła, termin minął, transakcja trafiła do nieudanych, allegro zwróciło prowizję. Po trzech miesiącach dzwoni klientka, dlaczego jeszcze nie ma sukienki. Otóż pani:

Nie przelała pieniędzy od razu, bo nie miała.
Jak już miała, to zapomniała.
Potem znów nie miała.
Potem przelała ze swojego konta odpowiednią kwotę, w tytule podając "przelew".
Nie podała w tytule przelewu nazwiska, nicku, nic co pozwoliłoby na identyfikację.
Nie napisała maila, nie zadzwoniła, żeby poinformować nas o przelewie.
Pieniądze wisiały na koncie sklepu następny miesiąc.

I w końcu telefon z pretensjami:

Ile to można czekać?! Toż to skandal, gdzie moja sukienka, oddawajcie pieniądze! Chyba widzieliście, że zrobiłam przelew! Trzeba się było domyślić, że to ode mnie i że za sukienkę! Natychmiast wysyłać!

Sukienki zdążyły się w międzyczasie wyprzedać...

CO?!?!?!

Złodzieje! Negatywa wam wystawię! Jak kupowałam to jeszcze były!

Nic nie trafiało. Że mamy kilkadziesiąt (albo i setkę) przelewów codziennie i jak nie ma danych, to nie przypiszemy do zakupu (to się chyba automatycznie przypisuje).

Że jak przelew wpłynął to aukcja była już w archiwum.
Że nie mogliśmy odłożyć tej sukienki, nie wiedząc, czy pani wpłaci.
Że skoro nie podała nawet nazwiska, to nie wiedzieliśmy, komy zwrócić.

Negatywa dostaliśmy i odwzajemniliśmy.

Kocham tę robotę, ale czasami jakbym wzięła siekierę...

ynternety

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 352 (368)

#72776

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miejscowe centrum kultury, sobota. Właśnie odbywały się zajęcia z baletu, na które moja córa chętnie uczęszczała.

Wiadomo jak to wygląda - dziecko przebrać, pchnąć na salę i usadzić cztery litery na godzinkę.

Niektórzy jednak nie mają jednego dziecka, tylko dwoje. Albo więcej. Mogłam więc zaobserwować różne postawy rodzicielskie. Pan siadający na podłodze obok synka, żeby rozwiązywać z nim krzyżówki, czy matka czytająca dziecku na głos... Milutkie, prawda?

Ale był też Piekielny Tatuś:

PT wprowadzał córkę na zajęcia i wlepiał nos w telefon. Starszego syna miał w... Znaczy olewał. Chłopiec więc znalazł sobie zajęcie - jazda windą. Góra, dół, góra, dół... Tatuś nic, nawet się za potomkiem nie rozejrzał.

Ktoś delikatnie zasugerował ojcu, że winda to nie zabawka. Nic. Ktoś inny mniej delikatnie przypomniał, że budynek nie jest jego własnością.

"Dziecko wam przeszkadza?"

Yyyyy... Tak?

"Dajcie spokój, niech się pobawi"

OK. Dość tego. Ochrona (O).

O: Czy może pan zwrócić uwagę synowi, żeby zostawił windę w spokoju?
PT: A co to przeszkadza, że się bawi?
O: Winda nie służy do zabawy. Tam jest plac zabaw.
PT: Nie będziesz mi rozkazywał! To jest dziecko i ma prawo się bawić!

Skończyło się na ostrzeżeniu "jak nie przestanie, wzywam policję".

PT udał się do windy, dziecko za kark wziął i trzymał do końca zajęć. Dzieciak się wyrywał, a jakże. Tatuś trzymał. W końcu użył niezawodnego argumentu:

JAK CIĘ PUSZCZĘ, TO ZNOWU PÓJDZIESZ DO WINDY I BĘDĄ SIĘ MNIE CZEPIAĆ!

No straszne.

rodzice od siedmiu boleści

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 312 (338)

#70960

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ludzie czasami mnie zadziwiają swoim brakiem empatii i podstawowych dobrych manier.

Od kilku dni w szatni przedszkola wisiała kartka "zaginęły spodnie narciarskie, czarne, rozmiar taki. Proszę sprawdzić, czy przypadkiem nie zabrali ich Państwo przez pomyłkę". Na półce obok leżały granatowe spodnie.

Sprawa jasna - ktoś się pomylił. Piekielność żadna, choć nie rozumiem, jak można nie poznać spodni własnego dziecka. Ale może tego dnia odbierała babcia czy ciocia?

Do rzeczy: Wczoraj po południu, gdy odbierałam Natalię, ucieszyłam się, że czarne spodnie leżą na półce, bo wiedziałam, że ta rodzina w weekend wyjeżdża na narty. A potem zobaczyłam, w jakim są stanie.

Najkrócej - upaprane błotem od góry do dołu.

Raczej nie ma mowy, żeby dziecko tak się ubrudziło tego samego dnia - akurat ściął lekki mrozek, więc błota nie było.

Ręce mi opadły.

I uprzedzając komentarze: to, że spodnie nie były moje, nie zmniejsza moim zdaniem piekielności.

przedszkole

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 259 (281)

#66912

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem złą matką. Okropną. Dziecku byłoby lepiej, gdybym je oddała do adopcji, może ktoś by ją kochał i wreszcie o nią zadba...

Przykłady:

1) Kleszcz. W zeszłe wakacje dziecko się budzi i informuje mnie, że "coś tu ma". Patrzę - kleszcz jak nic. Zebrałam się, złapałam, wykręciłam. Po dwóch dniach nie było śladu. Lekarz pochwalił, ale kazał obserwować. Do dziś żadnych objawów nie ma, była w międzyczasie w szpitalu, przebadana we wszystkie strony. I nic. Ale ja o dziecko nie dbam, jak można samemu kleszcza wyciągać...

2) Rygor. Podchodzę do dziecka "rygorystycznie". Czyli jak ta wredna małpa wymagam od niej, żeby przy jedzeniu zachowywała się normalnie i nie robiła min odbierających apetyt. Żeby sprzątała zabawki. W powyższych sytuacjach wystarczy głośniej się odezwać, a zaraz prababcia lub ciocia biegną na ratunek.

3) W ogóle nie poświęcam jej uwagi. Bo gdy bawi się klockami czy lalkami nie wcinam się na siłę, tylko czekam aż mnie zawoła. A może ona nie chce mojego towarzystwa? "E tam, dla ciebie każda okazja, żeby posiedzieć jest dobra".

4) Dziecko chodzi głodne. Natalka ma zdrowy apetyt, ale lubi jeść często, a małe ilości. Ja zaś staram się jej nie napychać, niech wie co to jest głód i jak sobie z nim radzić, żeby potem umiała wrócić ze szkoły do domu bez kebaba po drodze. Poza tym spójrzmy rozsądnie - jeśli dziecko jest zaokrąglone gdzie trzeba (pupcia, udo, brzuch), pyzate, ma rumieńce, jest bystre, aktywne to raczej nie chodzi głodne. A że jest wysoką a szczupła? Kiedyś będzie się tym cieszyć. Ale nie, ja głodzę dziecko, przecież ona już dwie godziny nie jadła! I poszła do prababci patrzeć jak je obiad! I o kotlecika żebrze. Nie dawać, mówię, zaraz będzie obiad, już się grzeje. Jak mam nie dać, jak głodna? To już nie grzej, może później zje... Noż ku...

Tak, najlepiej oddam dziecko do adopcji, a potem się powieszę, może wtedy moja babcia będzie zadowolona (to był sarkazm oczywiście).

Wyjaśnienie - nie mieszkamy z nimi, ale odwiedzamy często, poza tym wiem, że zarówno moja siostra, jak i moja babcia kochają Natalkę i dlatego jeżdżą po mnie. Bo dziecko zasługuje na wszystko, co najlepsze, więc powinnam się lepiej postarać.

rodzina

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (442)

#65564

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rezurekcja to msza w Niedzielę Wielkanocną, o 6 rano. Zaczyna się procesją, która trzy razy okrąża kościół. Cieszy się dużym powodzeniem, w końcu zdarza się tylko raz w roku :-)

Stąd genialny pomysł naszego proboszcza - ponieważ chodnik wkoło kościoła jest za krótki i koniec procesji zahacza o początek, trzeba wyjść na miasto.

Z orkiestrą, śpiewaniem, dzwonkami. O szóstej rano. Wśród bloków mieszkalnych.

"Obudzimy tych, którzy zaspali, niech wiedzą, że jest Wielkanoc"

Zwłaszcza bardzo obchodzi to ateistów. Także osoby starsze, chore. A już na pewno ucieszą się matki z małymi dziećmi.

Dobrze, że mieszkam daleko od kościoła...

ksieza

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (734)

#65204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny kierowca...

Jadę sobie do pracy. Rowerem. Najpierw wzdłuż ruchliwej szosy (trasa Warszawa-Poznań), skręcam na światłach i dalej wzdłuż spokojniejszej drogi dojazdowej do magazynów. Na tejże drodze przeważnie jeżdżą wielkie ciężarówy, zwane tirami. Ale, jako że zbliżała się 8 rano, to i osobówek sporo skręcało.

Nagle zdziwienie...

Dlaczego osiem osobowych samochodów stoi jeden za drugim?

Dlaczego ten TIR stoi, zepsuł się?

Dlaczego drugi, jadący z naprzeciwka, też się zatrzymał?

Otóż kierowca TIRA nr jeden musiał zapytać o drogę. Koniecznie kolegi jadącego z naprzeciwka. Blokując w ten sposób całą szerokość jezdni...

Ledwie ruszyli, a wszystkie osobowe wyprzedziły go jak szalone. Każdy kierowca trąbił. Kierowca TIRA pozdrawiał ich środkowym palcem i wyraźnie był zaskoczony.

Bo to takie niezwykłe, że o 7:50 ludzie się spieszą do pracy...

polskie drogi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (346)

#64630

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Babcie jakie są, takie są i takie się je kocha. Tylko niektóre z daleka.

W skrócie - jestem całym złem tego świata, gdyby nie ja to babcia byłaby zdrowsza, mama by się nie rozpiła, a dziecko to mi pewnego dnia odbiorą i dobrze zrobią. Mały przykładzik:

Sobota,czasy licealne. Imprezować nigdy nie lubiłam, nie piłam, nie paliłam, do matury byłam przekonana, że w naszej szkole nie ma narkotyków. Wobec tego moja sobota wyglądała tak:

Pobudka koło 8 rano, lekkie śniadanko i na dwór. Rąbanie drewna do południa (lubiłam i nadal lubię, świetna gimnastyka). Obiad, sprzątanie pokoju, kuchni, łazienki. Zamiatanie podjazdu i chodniczka do furtki. Na relaksik - prasowanko. Dwie komże, dwie koszule, dwie pary dżinsów dla braci, spódniczka i bluzka dla siostry, coś dla mnie i dla matki. Kolację rodzeństwu robiła babcia, ja obsługiwałam się sama. Pozmywałam po kolacji, zrobiłam sobie herbaty i zasiadłam w swoim ulubionym miejscu. Sienkiewicz na kolanach, szydełko w palcach, pełen relaks z poczuciem spełnionego obowiązku. Otwierają się drzwi wejściowe, mama wraca z pracy, babcia zagląda do pokoju, odwraca się do mamy.

- Patrz, ona tylko siedzi i czyta cały dzień.

Dalszy ciąg chyba łatwo sobie wyobrazić...

rodzinka

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (774)

#17337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dawna, ale teraz mi się przypomniała.

Z racji zamiłowania do książek jestem stałym gościem kilku bibliotek w okolicy. W jednej z nich, ponad rok temu, właśnie korzystałam z internetu (nie mieliśmy jeszcze w domu), gdy nagle wpada [P]iekielna. Już od drzwi (a do biurka kawałek) krzyczy do [B]ibliotekarki:

P: Książki to tu są?!
B: Są, proszę pani, a co...
P: A słowniki? Słowniki są?
B: Oczywiście.
P: To ja bym chciała kupić słownik polsko-radziecki.
B: Jeśli już to rosyjski, proszę pani. Poza tym tu nie sprzedajemy książek.
P: Jak to nie? Mój syn potrzebuje do szkoły i macie mi sprzedać!
B: Jeśli pani syn potrzebuje do szkoły to możemy mu wypożyczyć. A kawałeczek stąd jest księgarnia.
P: Znaczy tutaj słownika nie kupię?
B: Nie.

I tu nastąpiła długa wypowiedź Piekielnej, której dokładnie przytoczyć nie zdołam, a z której dowiedzieliśmy się, że biblioteki pomagają politykom w ociemnianiu narodu, że blokują dostęp do wiedzy i ogólnie są narzędziem szatana. Później powiedziała, że ona się tak traktować nie pozwoli i wyszła z demonstracyjnym DO WIDZENIA po drodze gasząc wszystkie światła...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (610)