Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

singri

Zamieszcza historie od: 13 września 2011 - 4:02
Ostatnio: 7 marca 2024 - 14:39
  • Historii na głównej: 109 z 140
  • Punktów za historie: 17418
  • Komentarzy: 1833
  • Punktów za komentarze: 12355
 
zarchiwizowany

#67389

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Postanowiłam podzielić się historią, która ma już prawie dziesięć lat, a mimo to nadal mi doskwiera.

Otóż gdy miałam ok. 20 lat cała Polska oszalała na punkcie pewnego kompozytora, który leczył sobie andropauzę farbując włosy na blond. Ja znałam go już wcześniej, z piosenek które komponował dla Michała Bajora. Sprawdziłam, nowe też mi się spodobały. Zaczęłam słuchać intensywnie.

Kilka miesięcy później moda minęła, zaczęło się hejtowanie. Można powiedzieć, że nastała moda na niesłuchanie Rubika. A mi się podoba i co mi kto zrobi? Słuchawki istnieją, nikogo na siłę nawracać nie będę.

Akurat wyszła nowa płyta a mi zepsuł się komputer. Koleżanka z pracy zaproponowała, że mi zgra na odtwarzacz na swoim. Mam tylko przynieść co trzeba do restauracji, w której pracowałyśmy. Płytę kupiłam, zaniosłam, dałam jej do ręki.

No i się zaczęło.

"Singri słucha Rubika, hehehehe"

Na porządku dziennym było:

Klaskanie w pewnym określonym rytmie.
Darcie ryja na pełen regulator "Mówią, mówią że..." gdy nie było klientów.
Rechotanie, gdy tylko w radiu puścili "Psalm dla ciebie" i rozgłaśnianie ile fabryka dała.
Kreślenie po liście obecności i wpisywanie w miejsce mojego nazwiska "Rubikowa".

Nie pomagało:

Tłumaczenie, że przeszkadzają mi w pracy.
Olewanie.
Żadne logiczne wyjaśnienia.
Latanie na skargę do kierownictwa.

I tu zaczyna się piekielność. Podział w zespole był ustalony. Większość trzymała się razem także poza pracą, głównie imprezowali. Byłam na jednej takiej "imprezie". Polegała na tym, że trzeba się jak najszybciej nawalić, oczekiwanie na ten stan umila o sobie opowiadaniem, co kto ostatnio odwalił, wszystko przy akompaniamencie "umcyk, umcyk".
Nienawidzę takiej muzyki, nienawidzę durnych przechwałek, nienawidzę być pijana. Więc przestałam bywać na ich imprezach, czym skutecznie odcięłam sobie drogę do awansu.

Tak, tak. Awansowali nie ci, którzy dobrze i uczciwie pracowali, tylko ci, którzy zadawali się z kierownictwem. Dla nich były premie, nagrody. O reszcie pamiętało się tylko przy układaniu grafiku.

W końcu się zwolniłam. Od tamtej pory nie przekroczyłam progu żadnego KFC.

pracaknajpa

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 6 (46)

#66912

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem złą matką. Okropną. Dziecku byłoby lepiej, gdybym je oddała do adopcji, może ktoś by ją kochał i wreszcie o nią zadba...

Przykłady:

1) Kleszcz. W zeszłe wakacje dziecko się budzi i informuje mnie, że "coś tu ma". Patrzę - kleszcz jak nic. Zebrałam się, złapałam, wykręciłam. Po dwóch dniach nie było śladu. Lekarz pochwalił, ale kazał obserwować. Do dziś żadnych objawów nie ma, była w międzyczasie w szpitalu, przebadana we wszystkie strony. I nic. Ale ja o dziecko nie dbam, jak można samemu kleszcza wyciągać...

2) Rygor. Podchodzę do dziecka "rygorystycznie". Czyli jak ta wredna małpa wymagam od niej, żeby przy jedzeniu zachowywała się normalnie i nie robiła min odbierających apetyt. Żeby sprzątała zabawki. W powyższych sytuacjach wystarczy głośniej się odezwać, a zaraz prababcia lub ciocia biegną na ratunek.

3) W ogóle nie poświęcam jej uwagi. Bo gdy bawi się klockami czy lalkami nie wcinam się na siłę, tylko czekam aż mnie zawoła. A może ona nie chce mojego towarzystwa? "E tam, dla ciebie każda okazja, żeby posiedzieć jest dobra".

4) Dziecko chodzi głodne. Natalka ma zdrowy apetyt, ale lubi jeść często, a małe ilości. Ja zaś staram się jej nie napychać, niech wie co to jest głód i jak sobie z nim radzić, żeby potem umiała wrócić ze szkoły do domu bez kebaba po drodze. Poza tym spójrzmy rozsądnie - jeśli dziecko jest zaokrąglone gdzie trzeba (pupcia, udo, brzuch), pyzate, ma rumieńce, jest bystre, aktywne to raczej nie chodzi głodne. A że jest wysoką a szczupła? Kiedyś będzie się tym cieszyć. Ale nie, ja głodzę dziecko, przecież ona już dwie godziny nie jadła! I poszła do prababci patrzeć jak je obiad! I o kotlecika żebrze. Nie dawać, mówię, zaraz będzie obiad, już się grzeje. Jak mam nie dać, jak głodna? To już nie grzej, może później zje... Noż ku...

Tak, najlepiej oddam dziecko do adopcji, a potem się powieszę, może wtedy moja babcia będzie zadowolona (to był sarkazm oczywiście).

Wyjaśnienie - nie mieszkamy z nimi, ale odwiedzamy często, poza tym wiem, że zarówno moja siostra, jak i moja babcia kochają Natalkę i dlatego jeżdżą po mnie. Bo dziecko zasługuje na wszystko, co najlepsze, więc powinnam się lepiej postarać.

rodzina

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 274 (442)
zarchiwizowany

#66150

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
"Odwal się, mam dysorto"...

1) W moim mieście wisi wielki baner reklamujący firmę organizującą śluby. Forma chwali się, że zapewnia m. in. WODZIEREJA.

2) W czasopiśmie o przetworach każą przefiltrować nalewkę przez FILTER do kawy.

3)Z czasopisma ogrodniczego dowiedziałam się, że WINOGRON najlepiej owocuje w słońcu.

Tylko patrzeć, jak dostanę "zaprosznie na ślup"...


UWAGA: Tak, ja też popełniam błędy. Ale nie chwalę się nimi wszem i wobec.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (55)

#65564

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Rezurekcja to msza w Niedzielę Wielkanocną, o 6 rano. Zaczyna się procesją, która trzy razy okrąża kościół. Cieszy się dużym powodzeniem, w końcu zdarza się tylko raz w roku :-)

Stąd genialny pomysł naszego proboszcza - ponieważ chodnik wkoło kościoła jest za krótki i koniec procesji zahacza o początek, trzeba wyjść na miasto.

Z orkiestrą, śpiewaniem, dzwonkami. O szóstej rano. Wśród bloków mieszkalnych.

"Obudzimy tych, którzy zaspali, niech wiedzą, że jest Wielkanoc"

Zwłaszcza bardzo obchodzi to ateistów. Także osoby starsze, chore. A już na pewno ucieszą się matki z małymi dziećmi.

Dobrze, że mieszkam daleko od kościoła...

ksieza

Skomentuj (61) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 406 (734)
zarchiwizowany

#65438

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Człapię sobie po chodniku, pcham wózek (jest w użyciu na dłuższych dystansach). Z naprzeciwka idzie para, raczej młodzi, ale nie smarkacze.

Para spokojnie mija zebrę, jakieś dwa metry za pasami wchodzi na ulicę i przechodzi na skos. Wciąż krokiem spacerowym. Po czym idą dalej w tym samym kierunku, po drugim chodniku.

Owszem, nic nie jechało. Ale nie wiem, czy to może być okoliczność łagodząca...

piesi na ulicach

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -16 (30)

#65204

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielny kierowca...

Jadę sobie do pracy. Rowerem. Najpierw wzdłuż ruchliwej szosy (trasa Warszawa-Poznań), skręcam na światłach i dalej wzdłuż spokojniejszej drogi dojazdowej do magazynów. Na tejże drodze przeważnie jeżdżą wielkie ciężarówy, zwane tirami. Ale, jako że zbliżała się 8 rano, to i osobówek sporo skręcało.

Nagle zdziwienie...

Dlaczego osiem osobowych samochodów stoi jeden za drugim?

Dlaczego ten TIR stoi, zepsuł się?

Dlaczego drugi, jadący z naprzeciwka, też się zatrzymał?

Otóż kierowca TIRA nr jeden musiał zapytać o drogę. Koniecznie kolegi jadącego z naprzeciwka. Blokując w ten sposób całą szerokość jezdni...

Ledwie ruszyli, a wszystkie osobowe wyprzedziły go jak szalone. Każdy kierowca trąbił. Kierowca TIRA pozdrawiał ich środkowym palcem i wyraźnie był zaskoczony.

Bo to takie niezwykłe, że o 7:50 ludzie się spieszą do pracy...

polskie drogi

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 192 (346)
zarchiwizowany

#65174

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kilka akcji:


1) W sklepie samoobsługowym.

Podchodzę do kasy, dzień dobry.
Pani kasuje, mi się nagle przypomina, że mam siatkę w torbie i że wypadałoby się spakować.

Wyrwało mi się ciche "A, siatka" i zanim się połapałam reklamówka była nabita.

Lekka konsternacja, ale nie będziemy kierownika ściągać do głupich trzydziestu groszy...


Co jest piekielne?

Ano banda buraków, którzy nie potrafią powiedzieć "poproszę siatkę".

2) Z czasów gdy jeszcze pracowałam na mięsnym.
Był jeden szczególny klient. Mówiłyśmy o nim TEN, WIESZ KTÓRY.

Obsługiwanie go wyglądało tak:

K: Dzień dobry.(z ukłonem!)
J: Dzień dobry.
K: Czy są korpusy?
J: Są
K: To dwa poproszę.

I w tym stylu całe zakupy.

I taki klient był jeden. Na całe dziesiątki, a kto wie, czy nie setki takich:

J: Dzień dobry
K: Karkówkę! Ładniejszej nie ma?

3) I oczywiście - dzieci.

Moja jaka jest, taka jest. Koszyk w sklepie odstawi, leniwe zagniecie, zabawki posprząta.

Ale jest wściekle nieposłuszna. Można jej dziesięć razy mówić "nie biegaj" a i tak podziała dopiero złapanie za kaptur i przetrzymanie aż się uspokoi.

Więc stoję przy kasie, Natalka jest w dziesięciu miejscach naraz, zagaduje mnie, nie reaguje na polecenia, urządza awanturę o lizaka i miętusy...

A od kasjerki słyszę, że to wyjątkowo grzeczne dziecko jest.
Jakby mówiła, że normalne, przeciętnie grzeczne, to OK. Ale ona jest podobno grubo powyżej przeciętnej.

To jakie dzieci tam przychodzą?!?!

I teraz refleksja - co to za czasy?

sklepy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -31 (51)

#64630

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Babcie jakie są, takie są i takie się je kocha. Tylko niektóre z daleka.

W skrócie - jestem całym złem tego świata, gdyby nie ja to babcia byłaby zdrowsza, mama by się nie rozpiła, a dziecko to mi pewnego dnia odbiorą i dobrze zrobią. Mały przykładzik:

Sobota,czasy licealne. Imprezować nigdy nie lubiłam, nie piłam, nie paliłam, do matury byłam przekonana, że w naszej szkole nie ma narkotyków. Wobec tego moja sobota wyglądała tak:

Pobudka koło 8 rano, lekkie śniadanko i na dwór. Rąbanie drewna do południa (lubiłam i nadal lubię, świetna gimnastyka). Obiad, sprzątanie pokoju, kuchni, łazienki. Zamiatanie podjazdu i chodniczka do furtki. Na relaksik - prasowanko. Dwie komże, dwie koszule, dwie pary dżinsów dla braci, spódniczka i bluzka dla siostry, coś dla mnie i dla matki. Kolację rodzeństwu robiła babcia, ja obsługiwałam się sama. Pozmywałam po kolacji, zrobiłam sobie herbaty i zasiadłam w swoim ulubionym miejscu. Sienkiewicz na kolanach, szydełko w palcach, pełen relaks z poczuciem spełnionego obowiązku. Otwierają się drzwi wejściowe, mama wraca z pracy, babcia zagląda do pokoju, odwraca się do mamy.

- Patrz, ona tylko siedzi i czyta cały dzień.

Dalszy ciąg chyba łatwo sobie wyobrazić...

rodzinka

Skomentuj (44) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 554 (774)
zarchiwizowany

#63977

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam niespełna czteroletnią córkę. Staram się wychowywać ją rozsądnie, nie biegamy po parkingu, nie rozrzucamy towaru w sklepie, nie siedzimy murem przed telewizorem. Szacunek, bezpieczeństwo i takie tam oczywiste.

Raczej na nią nie krzyczę (to po prostu nie działa), znam lepsze sposoby. Najczęściej wystarczy zwykłe zwrócenie uwagi.

Akurat potrzebowałam kupić parę rzeczy. Spożywczak starego typu, z ladą. Przed ladą półeczka, teoretycznie na torebkę. Teoretycznie...

Za mną pan i pani.

Ja: Poproszę ser żółty, Natalka nie wspinaj się na tą półkę. I wodę małą, soczek mutliwitamina, Natalia mówiłam ci coś. A, i masło poproszę. Nie, siadać na tej półce też nie wolno. Ile płacę?

Ostatnią uwagę wygłosiłam już tonem kategorycznym, ale od krzyku dzieliło mnie jeszcze kilkadziesiąt decybeli.

Pan: Siadaj, co tam mama wie.

Zagotował mnie, postanowiłam olać. Najłatwiej wychowywać nie swoje dzieci. Ale...

Pani: Biedne dziecko, mamusia za dużo wrzeszczy.

Ja: Proszę pani, nie wrzeszczę, ale dziecko jakieś zasady musi znać.

Pani: Wrzeszczy pani. A przecież widać, że ona już całkiem panią pozbadła (czyt. rządzi mną).

Ja: Nacia, otwórz mi, proszę, drzwi. A państwo miech nie oceniają po dziesięciu sekundach.

Pani: A w sklepie to się trzeba zachowywać cicho i grzecznie!

Minęły dwa tygodnie, do dziś nie rozumiem, czy jakbym pozwoliła, żeby moje dziecko tę półkę pierońską urwało, to byłabym wystarczająco"cicha i grzeczna"?

Oczywiście nie pamiętam tak dokładnie, co wtedy kupowałam. Pewna jest tylko woda, resztę podałam z głowy.

sklepy

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 106 (300)

#17337

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia dawna, ale teraz mi się przypomniała.

Z racji zamiłowania do książek jestem stałym gościem kilku bibliotek w okolicy. W jednej z nich, ponad rok temu, właśnie korzystałam z internetu (nie mieliśmy jeszcze w domu), gdy nagle wpada [P]iekielna. Już od drzwi (a do biurka kawałek) krzyczy do [B]ibliotekarki:

P: Książki to tu są?!
B: Są, proszę pani, a co...
P: A słowniki? Słowniki są?
B: Oczywiście.
P: To ja bym chciała kupić słownik polsko-radziecki.
B: Jeśli już to rosyjski, proszę pani. Poza tym tu nie sprzedajemy książek.
P: Jak to nie? Mój syn potrzebuje do szkoły i macie mi sprzedać!
B: Jeśli pani syn potrzebuje do szkoły to możemy mu wypożyczyć. A kawałeczek stąd jest księgarnia.
P: Znaczy tutaj słownika nie kupię?
B: Nie.

I tu nastąpiła długa wypowiedź Piekielnej, której dokładnie przytoczyć nie zdołam, a z której dowiedzieliśmy się, że biblioteki pomagają politykom w ociemnianiu narodu, że blokują dostęp do wiedzy i ogólnie są narzędziem szatana. Później powiedziała, że ona się tak traktować nie pozwoli i wyszła z demonstracyjnym DO WIDZENIA po drodze gasząc wszystkie światła...

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 562 (610)