@rimi,
program nauczania przewidywał, że ma być flet. Że nie może to być tani i dostępny flet plastikowy, to już był wymysł nauczyciela.
To samo dotyczyło stroju na WF - miał być strój sportowy, tradycyjnie nosiło się biało - granatowy, ale formalnie takiego wymogu nie było.
Wydaje mi się, że dyrektor o tych fanaberiach mógł nie wiedzieć, bo w tamtych czasach, gdy fartuszków szkolnych (takie granatowe szmaty z ortalionu z przypinanym białym kołnierzykiem) też nie dawało się kupić, zarządził, że możemy chodzić do szkoły ubrani "po cywilnemu", tylko wprowadził jakieś ogólne wytyczne co do ubioru.
@Katarzyna,
Miałem wtedy dziewięć, czy dziesięć lat, więc śmiałości brakowało. A rodzice nie poszli z powodów przedstawionych przeze mnie wyżej. Gdy kilka lat później wychowawczynią naszej klasy została osoba niezrównoważona psychicznie, do dyrektora jako trzynastolatkowie poszliśmy bez oglądania się na rodziców i po naszej interwencji wychowawstwo zostało jej odebrane.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 marca 2012 o 23:02
Tatko też fajny, że Ci pasażerów bez uprzedniej konsultacji załatwia. Mój o niestosowności takiej praktyki przekonał się, gdy musiał odkręcić podwózkę dla znajomego, gdy mu wyłuszczyłem, że nie mogę go zabrać, bo jestem już z kumplami umówiony, przez co jadę trasą dość okrężną i z przerwami. U Ciebie przynajmniej nie było, że „E4y cię podwiezie”, tylko „zadzwoń, czy może cię podwieźć”.
Mnie się udało palcem. Ledwie szybę dotknąłem (albo tak mi się tylko wydaje), a ona się rozsypała. Chyba jeszcze odruchowo próbowałem łapać spadające odłamki, ale na szczęście tylko delikatnie mnie uszkodziły.
Zdarzają się też przypadki odwrotne. Jako przyszły szef brałem kiedyś udział w rekrutacji pracowników. Jako że praca była odpowiedzialna i wymagająca (nocna zmiana), dostałem budżet na zaoferowanie 3500 zł brutto (to było kilka lat temu). Kandydaci jak jeden mąż żądali 1500 – 2000. Wybraliśmy najlepszego i daliśmy mu te 3500.
Miałem kiedyś wykładowcę, który mówił, że na egzaminie wysoka frekwencja studenta nie jest okolicznością łagodzącą, a wprost przeciwnie, jako że pan profesor doskonale rozumiał, że student nieobecny na wykładach nic nie umie, ale dlaczego nie umie ten, który na wykłady chodził?
A jak w takiej sytuacji wyliczyć znaleźne? Jest to 10%, ale od czego? Od stanu konta w tym momencie? Od limitu wypłat? Od średniego stanu konta w jakimś okresie?
Kiedyś korzystając z bankomatu w centrum Brukseli zastałem kartę włożoną do bankomatu, PIN wbity, a na ekranie zapytanie, czy chcę wykonać jeszcze jakąś operację (w Belgii inaczej niż w Polsce bankomaty nie wypluwają karty przed odebraniem gotówki). I zobaczyłem faceta oddalającego się od bankomatu bardzo szybkim krokiem. Zawołałem za nim, ale chyba nie usłyszał i zniknął w tłumie. Kartę wyjąłem, wypłaciłem kasę korzystając z własnej karty, a następnie zwróciłem się do napotkanego policjanta, żeby mu tę kartę oddać. Ten tylko się odwrócił i odszedł. Kartę wrzuciłem do wrzutni banku obok bankomatu.
Nie jestem pewien, czy z automatu, ale zwykle w takich sytuacjach uznaje się winę obustronną wychodząc z założenia, że jadąc pod wpływem pani się przyczyniła do kolizji.
A co do głupoty: kobieta mogła nie wiedzieć, że jest coś nie tak. Mogła myśleć, że już wytrzeźwiała, bo czuła się dobrze, a o czymś takim jak obowiązkowe badania techniczne mogła zwyczajnie nie wiedzieć (znanych mi jest zaskakująco wiele takich przypadków). Oczywiście jej to nie tłumaczy.
Jako uczeń podstawówki chodziłem sam do szkoły. Nie miałem dwóch kilometrów, ale niewiele mniej. Zimą bardzo często ta droga odbywała się po zmroku, a teren po drodze nie był oświetlony. Na trzydzieścioro dziekanów w klasie chyba tylko jednego czy dwóch regularnie odprowadzali rodzice lub dziadkowie. Wszyscy przeżyli.
A mi tu pachnie fałszywką. Facet rzucił cukierkami w autorkę i zanim zdążyła zareagować zaczął się z nią szarpać, koń faceta kopnął, a autorka odjechała. Cukierki powinny w takim razie leżeć na ziemi w miejscu zdarzenia, więc jak mogła je zjeść?
Banki w Belgii (co najmniej dwa różne): koledzy mający konta w tych bankach w pewnych momentach (niejednocześnie) ze zdziwieniem stwierdzali, że POSy nie przyjmują ich kart. Każdy z nich poszedł do swojego banku wyjaśnić sprawę i się dowiedział, że zablokowali mu konto, bo robili przegląd dokumentacji klientów i się okazało, że brakuje fotokopii dowodu osobistego. Oczywiście sami zgubili, bo bez tej kopii nie otworzyliby kont. Żaden debil nie wpadł jednak na pomysł skontaktowania się z klientem i poproszenia o dostarczenie brakującej kopii, tylko od razu odcięli im dostęp do pieniędzy.
Kolej belgijska też czasami takie atrakcje funduje w cenie biletu. Do pracy dojeżdżam codziennie pociągiem, w którym liczba pasażerów 2. klasy zwykle mniej więcej odpowiada liczbie miejsc siedzących. Od czasu do czasu jednak zamiast sześciu wagonów podjeżdża pociąg złożony z czterech lub nawet dwóch. Jakieś dwa lata temu kolej ogłosiła, że w trosce o pasażerów pozwala w takiej sytuacji przenieść się do pierwszej klasy. Za dopłatą, oczywiście.
Masz ubezpieczenie, za to nie masz elementarnej wiedzy o jego zakresie i zasadach funkcjonowania; w dodatku nie chciało ci się tego dowiedzieć, tylko poszłaś na pałę, bo jakoś to będzie.
Szwy ci założyli w szpitalu, bo tam po wypadku zawiozło cię pogotowie, ale dalsze leczenie (po wypisie do domu), to już się musi standardowo odbywać, a nie panienka sobie idzie do szpitala i mówi, żeby ją leczyć.
@rimi, program nauczania przewidywał, że ma być flet. Że nie może to być tani i dostępny flet plastikowy, to już był wymysł nauczyciela. To samo dotyczyło stroju na WF - miał być strój sportowy, tradycyjnie nosiło się biało - granatowy, ale formalnie takiego wymogu nie było. Wydaje mi się, że dyrektor o tych fanaberiach mógł nie wiedzieć, bo w tamtych czasach, gdy fartuszków szkolnych (takie granatowe szmaty z ortalionu z przypinanym białym kołnierzykiem) też nie dawało się kupić, zarządził, że możemy chodzić do szkoły ubrani "po cywilnemu", tylko wprowadził jakieś ogólne wytyczne co do ubioru.
@Katarzyna, Miałem wtedy dziewięć, czy dziesięć lat, więc śmiałości brakowało. A rodzice nie poszli z powodów przedstawionych przeze mnie wyżej. Gdy kilka lat później wychowawczynią naszej klasy została osoba niezrównoważona psychicznie, do dyrektora jako trzynastolatkowie poszliśmy bez oglądania się na rodziców i po naszej interwencji wychowawstwo zostało jej odebrane.
Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 marca 2012 o 23:02
Tego odcinka nie widziałem.
Prawie bezbłędnie. "Chłepczę" to pierwsza osoba liczby pojedynczej czasownika "chłeptać". Tu pasowałoby "chłopię".
Tatko też fajny, że Ci pasażerów bez uprzedniej konsultacji załatwia. Mój o niestosowności takiej praktyki przekonał się, gdy musiał odkręcić podwózkę dla znajomego, gdy mu wyłuszczyłem, że nie mogę go zabrać, bo jestem już z kumplami umówiony, przez co jadę trasą dość okrężną i z przerwami. U Ciebie przynajmniej nie było, że „E4y cię podwiezie”, tylko „zadzwoń, czy może cię podwieźć”.
Ale pewnie zmiana weszłaby w życie w następnym dniu roboczym.
Mnie się udało palcem. Ledwie szybę dotknąłem (albo tak mi się tylko wydaje), a ona się rozsypała. Chyba jeszcze odruchowo próbowałem łapać spadające odłamki, ale na szczęście tylko delikatnie mnie uszkodziły.
Jak można pracować w handlu nie znając obowiązujących nominałów w obiegu?!
Zdarzają się też przypadki odwrotne. Jako przyszły szef brałem kiedyś udział w rekrutacji pracowników. Jako że praca była odpowiedzialna i wymagająca (nocna zmiana), dostałem budżet na zaoferowanie 3500 zł brutto (to było kilka lat temu). Kandydaci jak jeden mąż żądali 1500 – 2000. Wybraliśmy najlepszego i daliśmy mu te 3500.
Miałem kiedyś wykładowcę, który mówił, że na egzaminie wysoka frekwencja studenta nie jest okolicznością łagodzącą, a wprost przeciwnie, jako że pan profesor doskonale rozumiał, że student nieobecny na wykładach nic nie umie, ale dlaczego nie umie ten, który na wykłady chodził?
A jak w takiej sytuacji wyliczyć znaleźne? Jest to 10%, ale od czego? Od stanu konta w tym momencie? Od limitu wypłat? Od średniego stanu konta w jakimś okresie? Kiedyś korzystając z bankomatu w centrum Brukseli zastałem kartę włożoną do bankomatu, PIN wbity, a na ekranie zapytanie, czy chcę wykonać jeszcze jakąś operację (w Belgii inaczej niż w Polsce bankomaty nie wypluwają karty przed odebraniem gotówki). I zobaczyłem faceta oddalającego się od bankomatu bardzo szybkim krokiem. Zawołałem za nim, ale chyba nie usłyszał i zniknął w tłumie. Kartę wyjąłem, wypłaciłem kasę korzystając z własnej karty, a następnie zwróciłem się do napotkanego policjanta, żeby mu tę kartę oddać. Ten tylko się odwrócił i odszedł. Kartę wrzuciłem do wrzutni banku obok bankomatu.
Spacje są, tylko w niewłaściwych miejscach.
Coś mi to wygląda na to, że kurier numery pomylił i u jednego adresata stał pod drzwiami, a innego za to opieprzał.
Nie jestem pewien, czy z automatu, ale zwykle w takich sytuacjach uznaje się winę obustronną wychodząc z założenia, że jadąc pod wpływem pani się przyczyniła do kolizji. A co do głupoty: kobieta mogła nie wiedzieć, że jest coś nie tak. Mogła myśleć, że już wytrzeźwiała, bo czuła się dobrze, a o czymś takim jak obowiązkowe badania techniczne mogła zwyczajnie nie wiedzieć (znanych mi jest zaskakująco wiele takich przypadków). Oczywiście jej to nie tłumaczy.
Historia nawet fajna, ale piekielności jakoś nie mogę się dopatrzeć.
Jako uczeń podstawówki chodziłem sam do szkoły. Nie miałem dwóch kilometrów, ale niewiele mniej. Zimą bardzo często ta droga odbywała się po zmroku, a teren po drodze nie był oświetlony. Na trzydzieścioro dziekanów w klasie chyba tylko jednego czy dwóch regularnie odprowadzali rodzice lub dziadkowie. Wszyscy przeżyli.
Jednym zdaniem (a właściwie nie zdaniem, bo orzeczenia brak), za to jakże głupim.
Ale oni maja w ofercie kopiowanie, a nie modyfikacje.
Deksio, to twoje « bynajmniej » też jest na poziomie tej jednej ósmej.
A mi tu pachnie fałszywką. Facet rzucił cukierkami w autorkę i zanim zdążyła zareagować zaczął się z nią szarpać, koń faceta kopnął, a autorka odjechała. Cukierki powinny w takim razie leżeć na ziemi w miejscu zdarzenia, więc jak mogła je zjeść?
Banki w Belgii (co najmniej dwa różne): koledzy mający konta w tych bankach w pewnych momentach (niejednocześnie) ze zdziwieniem stwierdzali, że POSy nie przyjmują ich kart. Każdy z nich poszedł do swojego banku wyjaśnić sprawę i się dowiedział, że zablokowali mu konto, bo robili przegląd dokumentacji klientów i się okazało, że brakuje fotokopii dowodu osobistego. Oczywiście sami zgubili, bo bez tej kopii nie otworzyliby kont. Żaden debil nie wpadł jednak na pomysł skontaktowania się z klientem i poproszenia o dostarczenie brakującej kopii, tylko od razu odcięli im dostęp do pieniędzy.
Nie trzeba być ekspertem (ja też nie jestem).
Kolej belgijska też czasami takie atrakcje funduje w cenie biletu. Do pracy dojeżdżam codziennie pociągiem, w którym liczba pasażerów 2. klasy zwykle mniej więcej odpowiada liczbie miejsc siedzących. Od czasu do czasu jednak zamiast sześciu wagonów podjeżdża pociąg złożony z czterech lub nawet dwóch. Jakieś dwa lata temu kolej ogłosiła, że w trosce o pasażerów pozwala w takiej sytuacji przenieść się do pierwszej klasy. Za dopłatą, oczywiście.
Masz ubezpieczenie, za to nie masz elementarnej wiedzy o jego zakresie i zasadach funkcjonowania; w dodatku nie chciało ci się tego dowiedzieć, tylko poszłaś na pałę, bo jakoś to będzie. Szwy ci założyli w szpitalu, bo tam po wypadku zawiozło cię pogotowie, ale dalsze leczenie (po wypisie do domu), to już się musi standardowo odbywać, a nie panienka sobie idzie do szpitala i mówi, żeby ją leczyć.
Jeśli rzeczywiście biegają rzygać, a akustyka w WC jest typowa dla gierkowskich bloków z wielkiej płyty, to doskonale wie, po co.