Profil użytkownika
LittleM
Zamieszcza historie od: | 25 kwietnia 2016 - 12:24 |
Ostatnio: | 31 maja 2019 - 7:20 |
- Historii na głównej: 21 z 22
- Punktów za historie: 4165
- Komentarzy: 237
- Punktów za komentarze: 3156
Zamieszcza historie od: | 25 kwietnia 2016 - 12:24 |
Ostatnio: | 31 maja 2019 - 7:20 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@rodzynek2: Tak. Koleżanka ze studiów miała pretensje do swojego ginekologa, że nie chciał jej doradzić w sprawie nieprzechodzącego kaszlu. Była oburzona. Uważała, że skoro to lekarz to powinien zaradzić jej wszystkim problemom zdrowotnym.
Produkty z diety matki karmiącej eliminuje się dopiero kiedy szkodzą dziecku. Powie Ci to każdy mądry pediatra. Jako świeżo upieczona mama trafiłam na lekarza oszołoma. Pozwolił mi jeść tylko kleik ryżowy i gotowaną marchew. Skończyło się moim fatalnym samopoczuciem i potwornymi kółkami u młodego. Nasz lekarz zalecił leki na kolki. Kiedy popatrzyłam na ich ilość to się przeraziłam i podjęłam decyzję o konsultacji z innym lekarzem. Kiedy usłyszał co jem dostałam porządny opieprz. Odkąd zaczęłam jeść tak jak zawsze (pikantny gulasz, smażona kiełbasa i fasolka po bretońsku też się pojawiały) kolki minęły jak ręką odjął. A młody nawet chętniej ciągnął i nic mu nie było. Z alkoholem jest inaczej, ponieważ przedostaje się do krwi w niemal nie zmienionej formie i dopiero tam jest metabolizowany.
@zojka: Może masz rację. Nie wiem, nigdy nie miałam osobistych doświadczeń z tą instytucją. Ale jestem przekonana, że da się to jakoś sensownie rozwiązać. Nie tak jak teraz, gdzie za dodatkowe pieniądze tatuś kupuje sobie motor, mamusia wypad do spa, a dzieciaki jak chodziły w podartych ubraniach, tak chodzą nadal.
@Crook: Zgadzam się z tobą! U mnie w domu też lekko nie było. Po wykonaniu opłat już nie wiele zostawało, ale zamiast wyciągać rękę po socjal matka zakasywała rękawy i łapała się wszelkich możliwych zajęć, a ja kiedy tylko osiągnęłam odpowiedni wiek robiłam to samo. Teraz mam sytuację finansową na tyle niezłą, żeby spokojnie żyć. Właśnie planuję drugie dziecko. I uważam, że 500+ to kompletna pomyłka. Zdecydowanie wolała bym, żeby w moim miasteczku powstał chociaż jeden żłobek i jeszcze jedno przedszkole. Dla naprawdę potrzebujących rodzin powinna być pomoc rzeczowa (przybory szkolne, plecak itp.), albo zwrot za rachunek na produkty pierwszej potrzeby (ubrania, buty, ...). Tak żeby była pewność, że sytuacja dzieci rzeczywiście się poprawiła. Gotówka do ręki to dla wielu zbyt duża pokusa. W swoim otoczeniu widzę mnóstwo rodzin w którym dodatek jest źle wykorzystywany i tylko jedeną, w którym forsa rzeczywiście idzie na potrzeby dzieciaków.
U mnie w domu zawsze były koty i wiem jak wygląda mieszkanie po kilku dniach nie sprzątania. Ja oceniałam jako straszny syf jeśli nie odkurzyłam, nie ściągnęłam kłaków i nie umyłam podług w najbardziej newralgicznych pomieszczeniach przez tydzień. Nie wyobrażam sobie jak to wygląda po miesiącu tylko pobieżnego sprzątania. I nie ma znaczenia, że wszystko jest poukładane i nie śmierdzi. Pani sprzątająca słyszy, że jest względny porządek więc myśli, że robota na max. 2 godziny, a przychodzi i widzi przed sobą 5 godzin ciężkiej orki. Też by mnie coś trafiło.
Aż mi się przypomniał mój pierwszy posiłek po porodzie. Zupa, prawdopodobnie krupnik, z taką ilością soli, że chyba kucharkom cały worek wpadł. Nie dało si tego przełknąć. Mąż zaprawiony w jedzeniu różnych paskudztw myślał, że przesadzam dopóki nie spróbował. A podobno na początku jedzenie powinno być lekkostrawne i niezbyt intensywnie przyprawione. Dla równowagi kiedy kilka miesięcy później młody był chory i wykupiłam posiłki w szpitalu, były na prawdę przyzwoite.
@Sumiru: O ile wiem, przynajmniej część tych zdjęć pochodzi z zabiegu usunięcia obumarłego płodu, na dodatek wykonywanych kilkadziesiąt lat temu, kiedy procedury były zupełnie inne. Znajomy kiedyś wyśledził oryginalne źródło jednego z nich.
@bazienka: W pełni się z tobą zgadzam.
@Axisss: Próbowałaś kiedyś założyć już odpielychowanemu dziecku pampersa? Życzę powodzenia. A nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego. Czasami jest tak, że niby przed wyjściem z domu dziecko załatwiło wszystkie potrzeby i teoretycznie jest godzina spokoju, a po 15 minutach musisz szukać toalety "natychmiast". I owszem toalety są w wielu miejscach, ale na prawdę nie ma na tyle dużo czasu, żeby ich szukać. Nie lubię sikania poza toaletą, ale nie zawsze da się tego uniknąć.
Wysikiwania dziecka w miejscu publicznym (oczywiście choć troch osłoniętym) będę jednak trochę bronić. Często alternatywą jest zsikanie się w majty i podróż z mokrym, śmierdzącym sikami, wrzeszczącym trzylatkiem przez pół miasta (wspaniałe towarzystwo np. w autobusie). Ale nigdy nie zrozumiem takiego zachowania, jeśli dostępna jest toaleta.
@Armagedon: Też tak myślę. Dokładnie ten sam numer odstawił mi Polak z krwi i kości ponad 15 lat temu. Dałam się podejść bo byłam bardzo nieśmiałą nastolatką i dałam forsę żeby facet wreszcie przestał za mną leźć.
Okrutna to była nauczycielka. Reakcja dzieciaków do przewidzenia dla średnio rozwiniętego koczkodana. A jestem przekonana, że i sama Kasia nie miała ochoty w wyborach występować, wiedząc co jeszcze by ją czekało.
Wiesz, nie zawsze da się spokojnie wrócić do domu. Mój synek kulka miesięcy temu nauczył się komunikować potrzeby fizjologiczne. Niestety na razie robi to jak już nie może wytrzymać. Na hasło "siusiu" mam mniej więcej minutę żeby wyjść z placu zabaw w choć trochę ustronne miejsce. A dwa, że nie rozumiem oburzenia na wyrzucenie śmieci do kosza na śmieci.
@Alien: Masz rację. Mój okres nie dość że bardzo bolesny i obfity, to połączony z obiadami typowymi dla grypy żołądkowej. Nie zliczę ile razy usłyszałam, że przesadzam/zmyślam bo "ona" tak nigdy nie miała.
Kanapki do szkoły to dla mnie koszmar dzieciństwa. Mama robiła mi 3, albo 4, a ja byłam w stanie zjeść jedną. Pozostałe wyrzucałam. Przyniesienie ich do domu (kilka razy się zapomniałam) kończyło się awanturą i dotkliwą karą (np. zarekwirowanie ulubionej zabawki na tydzień). Pozbycie się kanapek w inny sposób nie wchodziło w rachubę, bo byłam przyprowadzana i odprowadzana do szkoły dopóki nie poszłam do liceum.
Chyba Ci się portale pomyliły.
@Armagedon: Przyjęcie na studia oficerskie równa się rozpoczęciu czynnej służby. W czasie w 2007 rozpoczęła studia, zakończyła w 2012. To 5 lat służby. Mamy 2017, więc na jednostce zaraz minie jej kolejne 5 lat. Do najniższej emerytury zostało jej rzeczywiście jeszcze 5 lat. Przy dobrych wiatrach przejdzie na nią jako major, czyli z naprawdę porządną emeryturą.
@Rak77: Pani przyjęta do służby w 2007 roku. Studia oficerskie trwają 5 lat i od samego początku liczą się jako służba czynna. A co do awansu w dziwnym momencie, to w wojsku działa coś takiego jak "istotne potrzeby armii", co w praktyce oznacza, że nie zgadzają się statystyki i natychmiast trzeba coś z tym zrobić.
@Naevari: Nie wiem jak w Poznaniu, ale w Warszawie na tej samej trasie, o tej samej godzinie raz w tramwaju ustąpić mi chciało z 10 osób na raz, a raz absolutnie cały wagon miał w dupie, że jakiś babsztyl wyzywa mnie od pań lekkich obyczajów, bo nie miałam obrączki ( opuchnięte palce nie pozwalały nosić). Także zależy jak si trafi.
Fuj, nie była bym w stanie przełknąć czegokolwiek w takich warunkach.
Miałam podobne przeboje z serwisem Samsunga. Kupiłam laptop, w kartonie przyniosłam do domu, postawiłam na biurku i podłączyłam zasilacz. Zrobiłam konfigurację i chciałam wyjąć zasilacz, ale ta metalowa końcówka została w gnieździe. Jeszcze tego samego dnia zgłosiłam reklamację. Po miesiącu batalii z serwisem dałam sobie spokój.
@maat_: Przy zapisie zawsze pytałam o używane preparaty i znajdowałam ulotki w intrenecie. Po szczepieniu dostawałam ulotki z użytego opakowania. Nie widzę problemu.
@z_lasu: Po szczepieniu dziecka zawsze dostawałam ulotkę. A jak zapisywałam zawsze prosiłam o listę preparatów. Zdarzyło mi się przyjść z własną szczepionką, bo punkt szczepień nie oferował tej, która wydawała mi się najlepsza. To na prawdę nie jest wielki problem.
@Nikorandil: I tu trafiłeś w sedno. Mam takiego znajomego, który ostatnio ma uwielbia się wypowiadać o GMO. Zapytany, co to jest DNA nie potrafi odpowiedzieć.
@hatesmog: Tylko, ja szczepię, więc jest naprawdę niewielka szansa, że jeśli ta teoretyczna córka zachoruje na różyczkę, choroba będzie na tyle poważna, żeby straciła płodność.