Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Poecilotheria

Zamieszcza historie od: 28 listopada 2011 - 13:47
Ostatnio: 24 marca 2024 - 7:42
  • Historii na głównej: 29 z 41
  • Punktów za historie: 13300
  • Komentarzy: 1042
  • Punktów za komentarze: 8088
 

#75724

przez ~Ericzek ·
| Do ulubionych
O piekielności prawa polskiego.

Dziewczynka A, lat 16, od dziesięciu lat ofiara przemocy w domu. Ojciec cudzoziemiec, wychowany inaczej niżeli A, uważa, że mu wolno. W końcu, miarka się przebiera, A ucieka z domu. W szkolny plecak pakuje ubrania i ucieka. Nie mówię, że słusznie, innego wyjścia nie widziała. Jej przyjaciółka, dziewczynka B, o sytuacji wiedziała i bez wahania wzięła do siebie, tak samo jak rodzice B. A była szczęśliwa, bo w końcu mogła mieć lepsze życie. Były plany sprawę zgłosić do gopsu. A i B odwiedziły kolejną przyjaciółkę. O sprawie szkoła wiedziała, również o miejscu przebywania A.

Kiedy mija parę godzin ojciec A idzie zgłosić zaginięcie i chcąc nie chcąc, wychowawczyni miejsce jej pobytu musiała podać policji. Do B (bo A przezornie wyłączyła telefon) dzwoni pani z komisariatu, chce rozmawiać z A. Obiecuje jej, że do domu nie wróci skoro czuje się zagrożona. A, B i C jadą do domu B, gdzie czeka policja. Policjanci jawnie pokazują, że A nie wierzą. Biorą ją na komisariat, gdzie czeka zupełnie inna pani.

A pokazuje pani dowody pobicia, płacze i błaga panią, żeby mogła wrócić do B, bo w domu czuje się zagrożona. Pani jest nieubłagana.
Mimo dowodów, wysyła zapłakane dziewczę do domu. Z ojcem. Obiecując, że zadzwoni, żeby sprawdzić czy ojciec nie skonfiskował jej telefonu.
Oczywiście, nie zadzwoniła. A jest teraz łaskawie niebita, ale w domu traktowana jak pies, niczego jej nie wolno. Jedyne co ma to niebieska karta.
Wytłumaczcie mi, jak prawo polskie może pozwalać aby zapłakane, przerażone dzieci wracały do miejsca, którego się tak boją? Mimo dowodów pobicia!

policja przemoc_domowa

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 343 (375)

#87714

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem kierownikiem pociągu

Kolej bardzo mocno odczuła skutki obecnej pandemii. W pociągach nie może być więcej pasażerów niż 50% miejsc siedzących, a każdy podróżny ma obowiązek zakrywania ust i nosa. Nie mi jest osądzać czy obecne przepisy są słuszne czy nie. Obowiązkiem drużyny konduktorskiej jest dopilnowanie aby pasażerowie przestrzegali obowiązujących obostrzeń.

Przechodząc przez wagon bezprzedziałowy, zauważyłem podróżną siedzącą bez maseczki. Podszedłem do niej i poprosiłem o zasłonięcie twarzy
-Ja mam problemy z oddychaniem! Nie będę zakładać!

Próbowałem ją przekonać, że obowiązek dotyczy wszystkich. Że samo oświadczenie już nie wystarczy. A wsiadając do pociągu zaakceptowała obowiązujące w nim zasady. Lecz pani jedynie się nakręcała jeszcze bardziej. Gdy usłyszałem argument, że żadnej pandemii nie ma, stwierdziłem, że dalsza dyskusja z nią nie ma sensu. Poprosiłem ją jeszcze raz, aby założyła maseczkę i poszedłem dalej. Oczywiście podróżna zignorowała moją prośbę.

Z całej tej krótkiej sytuacji wpłynęły aż 2 skargi na moje zachowanie. Autorką pierwszej była ww. podróżna.
Skarga była długa na 3 strony A4. 95% objętości zajmował elaborat na temat szkodliwości noszenia maseczki, oraz że pandemia to ściema i międzynarodowy spisek. Ja natomiast miałem w sposób agresywny i brutalny próbować zmusić ją do podporządkowania się systemowi, który próbuje z nas wszystkich zrobić niewolników.

Druga była krótsza ledwie na kilka zdań.
Jej autorem był podróżny, który siedział kilka rzędów siedzeń dalej i nawet nie brał udziału w dyskusji.
Zarzucił mi brak stanowczości i konsekwencji w moim działaniu. Że przeze mnie musiał się narażać przez kilka godzin na kontakt z osobą potencjalnie zarażoną. Według niego w takiej sytuacji powinienem wezwać Policję lub inne służby.

Zrezygnowałem z wzywania Policji z powodu incydentu, który miał miejsce kilka miesięcy wcześniej.

Jeden z podróżnych kategorycznie odmawiał założenia maseczki. I to mimo sprzeciwu ze strony współpasażerów. Stwierdził, że ma to gdzieś i choćby nie wiem co maski nie założy. Na następną stację wezwałem Policję.

Policjanci przyjechali, wylegitymowali podróżnego, i pouczyli o obowiązujących obostrzeniach. Przy Policjantach podróżny grzecznie maseczkę założył i na tym interwencja się zakończyła.
Lecz gdy tylko Policjanci wyszli, a pociąg ruszył, to od razu ją zdjął.

A ja jedyne co osiągnąłem to 20-minutowe opóźnienie, które w trakcie jazdy zwiększyło się do 30. A ja dołożyłem sobie obowiązków. Bo jak się okazało miałem w pociągu niemałą grupę podróżnych przesiadających się na 2 pociągi pospieszne i 1 osobowy. O ile pociągi pospieszne udało mi się skomunikować powodując jednoczesne ich opóźnienie to 4 podróżnych z osobowego musiało czekać ponad godzinę na następny pociąg.

Kolej

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 171 (187)

#69485

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pogrzeb.
Przez wieś idzie kondukt żałobny. Ludzi sporo, bo zmarły był lubiany i szanowany.

Najpierw ksiądz, przyjaciele, znajomi i sąsiedzi. Wszyscy chórem odmawiający modlitwy.

Potem trumna, za trumną zapłakana wdowa podtrzymywana przez dorosłe dzieci i inne osoby z najbliższej rodziny.

Gdzieś z boku kroczą typowi panowie spod wiejskiego sklepiku. Milczący, ze schylonymi głowami, ściskający w dłoniach czapki.

A za wdową w kilku małych grupkach idzie reszta rodziny. Przedział wiekowy: 25-40. Wszyscy poważni ludzie. Dojrzali wydawałoby się. Odpowiedzialni. Pożenieni, "dzieciaci", każdy własne mieszkanko, auto, każdy uczciwie pracujący.

No i idą w tym kondukcie, jakieś dwadzieścia metrów za wdową. Pochłonięci rozmową o dzieciach, pracy, remoncie mieszkania, samochodowej usterce. Śmichy-chichy. Jeden nawet przez telefon (!) umawiał się ze znajomym na spotkanie.

Rozumiem, że jak zmarłym jest ktoś z dalszej rodziny i widywało się go raz na dwa lata, to rozpacz nie jest jakaś monstrualna, chociaż człowieka żal. Jestem za tym, żeby nie popadać w przesadną żałobę, lecz wspominać zmarłego z humorem (nawet podczas samej ceremonii pogrzebowej).

Ale nawijanie o głupotach przez całą drogę do cmentarza? Naprawdę trudno pomilczeć przez te dziesięć minut, choćby z samego szacunku do wdowy i innych uczestników?

Co z tymi ludźmi jest nie tak?

pogrzeb

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 419 (481)

#85084

przez ~45procent ·
| Do ulubionych
Postaram się opisać sytuację, bez słów powszechnie uważanych za wulgarne.

Lat mam 45. Od zawsze bawię się, w jakiś sport - bo to jest niezłe. Mam szansę czegoś się nauczyć, ciało nie skostnieje i tak dalej.

I piekielność pierwsza - skończyłem 45 lat dwa dni temu i usłyszałem od trenera (przytoczę rozmowę)
- To my już panu dziękujemy
- Dlaczego?
- Nie ma dotacji na zawodników powyżej 40 lat, i tak przetrzymałem.

No, OK. Rozumiem. Klub, dotacje, te sprawy.
Postanowiłem czegoś poszukać dla siebie.

Piekielność druga.
Po długich (naprawdę) poszukiwaniach znalazłem co następuje:
- kurs tańca dla osób trzeciego wieku (super, bo tańczyłem w C-klasie i D klasie) - potrzebny mi jak prymasowi alimenty;
- tenis stołowy w świetlicy - kto przyjdzie to gra;
- klub brydżowy (nie, żebym miał coś przeciwko, uwielbiam brydża i się zapiszę, ale to jakby nie to o co woła ciało).

Czy naprawdę jest tak, że 45 lat to zgrzybiały starzec, który powinien siąść w bujanym fotelu przed komputerem?

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (189)

#4623

przez ~Lucas ·
| Do ulubionych
Perfumeria sieciowa, wchodzi pan, na oko 50 lat i pyta:
- Przepraszam, czy dostanę płyn na wszy?
odpowiadam mu, że niestety nie, na co on:
- W takim razie poproszę pięćdziesiątkę Chanel No 5.

Perfumeria

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 449 (657)

#16368

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia mojego Taty

Pewnego dnia robił on coś sobie na ogrodzie a tu leci sąsiadka z naprzeciwka i woła:

-(S)Panie Janku, panie Janku przyszedłby mi pan pomóc!!
-(T)No ale o co chodzi?
-(S)A bo wie pan mi się tam coś w kotłowni pali...

Ojciec zonk, no kotłownia to się pali, chociaż z drugiej strony lato, a sąsiadka choć naturalna brunetka zagięłaby logiką niejedną blondi... Postanowił sprawdzić- biegnie za panią "Jolą" wpada do jej kotłowni, a tam cały piec w płomieniach, ściana też już trochu się zajmuje, CO olejowe, zbiornik tuż obok.. Tato szok woła do Joli:

-(T)Niech pani szybko po straż pożarną dzwoni, co ja tu pani poradzę??!!

Sąsiadka foch, taki nie usłużny, ale straż wezwała. Przyjechali szybko, ugasili, na szczęście zbiornik się nie zajął, dom ocalał tylko kotłownia nie bardzo, piec oczywiście do wymiany. Po całej akcji ojciec pyta tej pani:

-(T)No ale niech mi pani powie jak pani to zrobiła, skąd ten pożar??
-(S)A bo wie pan panie Janku chciałam chłopcom frytki usmażyć,a ten olej tak pryska, szkoda kuchnię brudzić, to postawiłam na piecu CO taką elektryczną maszynkę, no i te frytki i zapomniałam o nich, a tu nagle jakiś dym....

No cóż, pani Jola jest jedynym dotąd znanym nam przypadkiem SPALENIA pieca do centralnego ogrzewania...

Pani Jola ;)

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 749 (787)

#20611

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Świeża historia, bo z przed czterech dni, i baaaardzo bolesna.

Wracałem właśnie z biblioteki na kampusie uniwersyteckim. Godzina koło 20, kompleks nieoświetlony wiec ciemno jak w miejscu, do którego światło nie dochodzi, delikatne sine światło księżyca i porywisty północny wiatr potęgują uczucie okalającego człowieka lepkiego mroku. Sympatycznie.

Żeby umilić sobie podróż na parking, postanowiłem wonnym dymem okadzić płuca. Niestety, iskra życia zapalniczki uleciała razem z wiatrem. Złośliwość rzeczy martwych w pełni. Normalnie bym sprawę olał, nie ma ognia, nie ma fajka, zawsze plus dla zdrowia i portfela, i przynajmniej pysk mi nie marźnie, bo nie będę zdejmował maski (czy jak to materiałowe cholerstwo na usta się nazywa). Jednak los sprawił, że na moje drodze znalazła się jakaś zbłąkana dusza płci kobiecej, w glanach(co ważne!). Przyśpieszam lekko kroku by ją dogonić i spytać się o ognia.

Gdy byłem na oko 1,5m od niej, zdejmuję maskę i kaptur, jak kultura nakazuje i się grzecznie pytam:
-Przepraszam bardzo, czy ma pani og...
Moją mowę przerwał ostry piekący ból w okolicach twarzy. Typowy odruch w takiej sytuacji, odskok do tyłu, łapy na twarz i głośne, z warczącym „r” słowo na jedenastą literę alfabetu, ogólne uważane za plugawe. Chciałem ognia dostałem gaz. Pieprzowy. Prosto w pysk. Powiecie, mogłeś się durniu, tego spodziewać, podchodząc w ciemnej uliczce, od tyłu do młodej kobiety. No dobra mój błąd, miałbym lekcje na przyszłość, ale na tym się nie skończyło.

Kiedy się tak zwijałem z rękami na twarzy próbując utrzymać pion. Nagle uciekło mi całe powietrze z płuc, serce stanęło, czas się zatrzymał a księżyc zgasł, a ja stałem się jednością z paraliżującym bólem. Panowie pewnie już wiedzą, o co chodzi. Nie siląc się na ozdobniki powiem wprost, dostałem pancernym butem prosto w jaja. Dalej nie pamiętam, co się działo, wiem tylko tyle, że osunąłem się na ziemię i coś niewyraźnie słyszałem o „pie******ych gwałcicielach”, potem odpłynąłem do krainy wiecznych mąk albo wszedłem na wyższy poziom świadomości.

Do świata żywych wróciłem jakieś 20 minut później, prawie na czworaka doczłapałem do przystanku (samochód smutny czekał na mnie cały weekend) i dotarłem do domu. Szlag trafił wszystkie plany, przez dwa dni musiałem sobie podkładać poduszeczkę na fotel i chodziłem jak kaczka. Wielki siniak mienił się wspaniałymi odcieniami fioletu i zieleni. Teraz już nie boli, ale profilaktycznie wybieram się do lekarza, by sprawdzić czy wszystko jest całe, ewentualnie „ratować co się da”.

Dzwoniłem w poniedziałek a zapisali mnie na czwartek, przynajmniej panie rejestratorki się nieźle ubawiły przyjmując moje zgłoszenie.

Jak widać palenie zabija nie tylko życie aktualnie egzystujące, ale tez nienarodzone.

stosunki międzyludzkie

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 773 (805)

#83701

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Wykonuję niecodzienny zawód. Jestem Petsitterem - taka Niania dla Zwierzaków. Głównie koty - purr purr i te sprawy, mózg wyprany przez te futerkowe nasienie zagłady.

Wiadomo, nie robię tego za darmo. Nie dlatego, że z tego są kokosy - bo nie są, ale dlatego, że życie kosztuje. Kocham zwierzęta, dlatego z nimi pracuję.

Niemalże założyłam notesik, w którym zamieszczam najciekawsze rozmowy z potencjalnymi Klientami (a konkretnie właścicielami Klientów). Parę rozmów nigdy nie wyjdzie mi z pamięci :v

Rozmowy skrócone, najważniejsze poniżej:

1) KOT NA NFZ:

- Proszę Pani, bo ja to bym chciała tak na 3 dni, bo ja jadę w delegację i kotka trzeba karmić.
- Dobrze, mogę w tym terminie.
- A pani mi powie, bo ja kotkowi wykupiłam ubezpieczenie, to u pani można tak jakby na nfz???

Ja wiem, że zwierzętom można wykupić ubezpieczenie, ale nie obejmuje ono prywatnych usług niańkowych :)


2) NA PIWO

- No to super, to ja bym chciała tak raz dziennie, żeby pani przychodziła i kotek dostaje leki, ale to do jedzenia pani wrzuci.
- Dobrze, to w takim razie jesteśmy umówione i umówmy się na zapoznanie i przekazanie kluczy.
- Super, jest pani mega, wiszę pani piwo!
- Nie trzeba, dziękuję, wystarczy mi nasze rozliczenie :)
- E.... Ale to ja mam zapłacić?

Nie pamiętam dokładnie, ale tam chyba parę epitetów się przewinęło - trochę tych rozmów było :)


3) Klasyk: NA CHOROM CURKE (obojętnie, coś było chorego i jechali do sanatorium)

- Pani mi powie, a jak tak pani będzie przychodzić to ja będę bardzo wdzięczna.

Wyczułam po pewnym czasie coś za dużo tego DZIĘKUJĘ i delikatnie zasugerowała:

- W porządku, to będzie XX za dzień, czyli XXX.
- A to za pieniądze???
- Tak, to moja praca, nie rozumiem co w tym dziwnego...
- Ja myślałam, że pani kocha zwierzątka a ty k..... sp...... żeby cie coś k.... za....ło!!!!


Jest tego więcej :) Nie to, że bawi, raczej poziom ludzki mnie trochę boli.

Bo jak za "pieniążki" - to się nie kocha zwierząt.

uslugi

Skomentuj (41) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (255)

#60700

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widziałam w poczekalni ze dwie historię o recenzowaniu, dodam więc swoją, może uda się stworzyć nową falę.

Recenzuję książki i komiksy na blogu. Swoją niszę mam dość oryginalną jak na blogi o tej tematyce - biorę na warsztat głównie koszmarki, z wyszczególnieniem złej erotyki i kiepskiej fantastyki. Średnia ocen na blogu to jakieś 2,5/10, a czasem zdarzy się nawet "ziemniak/10", gdy uznam, że skala nie oddaje piękna recenzowanego dzieła.

Jak można się domyślić, mając takie kryteria wyboru nie mogę liczyć na żadną współpracę recenzencką z wydawnictwami, "łup" zdobywam się za własne pieniądze, ewentualnie za pomocą portalu, przez który czytelnicy mogą wpłacić cegiełkę na rzecz kolejnej recenzji.

Recenzowane przeze mnie dzieła bardzo często są niesamowicie wręcz niszowe, wydawane przez wydawnictwa będące wydawnictwami tylko z nazwy, często puszczane bez korekty, z kiepskim składem, w nakładzie marnych kilkaset sztuk, często bez dystrybucji stacjonarnej. Co to oznacza w praktyce? Że moja recenzja często jest pierwszą, może drugą pojawiającą się w sieci, ponieważ te książki praktycznie nikogo nie interesują. A to z kolei prowadzi do niesamowitego zjawiska, jakim jest, taaada:

OBRAŻONY AUTOR.

OA najczęściej przybywa z otchłani google'a, gdzie po wpisaniu własnego nazwiska wyskoczył mu mój blog. OA własną piersią będzie bronił swojego magnum opus, nawet jeśli jest to, powiedzmy, komiks na podstawie Harry'ego Pottera, w którym Snape gwałci głównego bohatera, ten zachodzi w ciążę i zostaje asasynem rodem z AC, tylko bardziej... no, lamerskim.

(Przykład prawdziwy, dla zilustrowania, co dokładnie mam na myśli, pisząc, że to "bardzo złe" twory.)

Przykłady najlepszych OA:

1. Autorka, o dziwo, dość znana, wydawana w "porządnym" wydawnictwie. Książki - złe bardzo, z gatunku harlekinów najgorszego sortu, ukrytych pod szyldem "literatury kobiecej". Reakcja na recenzje:

- post na jej własnym blogu, z którego dowiedziałam się, że napisałam recenzję, aby się "promować na jej blogu", a poza tym wszystko piszę z zazdrości
- rola drugoplanowa w jej następnej książce. Postać, mającą PRZYPADKIEM na imię tak samo jak ja (nie mam popularnego imienia, jakby coś) jest wiedzioną zazdrością dziewczynką, która pisze "złe" komentarze pod wierszami swojej niepełnosprawnej koleżanki. Niepełnosprawna dziewczynka płacze, ponieważ dostała złe komentarze, "zła hejterka od recenzji" jest zachwycona, bo to takie "cool". Nawet uznałabym, że to jednak jest przypadek, gdyby nie fakt, że "ta zła" posługuje się... moją własną wypowiedzią, którą zamieściłam na jednym forum (odnośnie tej właśnie recenzji), jedynie malowniczo przekręconą...
- w kolejnej książce tej pani jest opowieść o złej, zawistnej dziewczynie, która nie umiała pisać, więc została krytykiem literackim :)

2. Autorka wyżej wymienionego komiksu o Harrym Potterze. Jej komiks jest do tej pory autentycznie NAJGORSZYM, co recenzowałam, zgarnął wręcz punkty ujemne.

- zaraz po recenzji wysmarowała na swojej stronie długą rozprawę na temat tego, że moja recenzja to nie recenzja, tylko ubliżanie jej (w recenzji nie było ani słowa skierowanego przeciwko autorce), po czym podsumowała na podstawie tejże recenzji całe moje życie... a właściwie jego brak, bo wg niej negatywna ocena jej tworu jest równa zaburzeniom psychicznym z nołlajfizmem na czele
- gdy w komentarzach ktoś napisał, że powinna powstrzymać język, bo w recenzji nie było napisane nic o niej, tylko o jej komiksie, wyskoczyła z gromkim argumentem: "JAK ŚMIESZ OCENIAĆ MNIE, NIC O MNIE NIE WIEDZĄC???!!!" Od tej pory, rzecz jasna, w kilku miejscach jeszcze porozpisywała się na temat jakości mego życia i posiadanych przeze mnie zaburzeń psychicznych.

3. Od jakiegoś czasu nic nie piszę na blogu, udzielam się głównie na fanpage'u na facebooku. Powodu nie rozgłaszałam jakoś namiętnie, ale też nie ukrywałam za bardzo - cierpię na chorobę nowotworową. Czasami zdarza mi się z tego powodu zażartować w sposób "A jak mówili, że od czytania tego koszmaru można dostać raka, to nie wierzyłam..." czy podobnie. Myślicie, że istnieją jakieś granice przyzwoitości, wg których nie wypadałoby wyciągać choroby recenzenta jako argumentu? A taki...

- komentarz obrońcy bardzo kiepskiej antologii komiksowej: "Nie denerwuj się tak, bo ci się chemia nie przyjmie"
- notoryczne komentarze sugerujące, że moja choroba w jakiś sposób przyczynia się do mojej opinii, głównie na zasadzie "to, że cierpisz, nie oznacza jeszcze, że musisz się przelewać swoją irytację". Nie, moje wypowiedzi wcale nie stały się bardziej negatywne, od kiedy choruję.
- wyższościowy ton niektórych "obrońców", że przez swoje żarty na temat raka... obrażam osoby chore. Jakby ktoś pytał - nie, "rakowe kawały" to nie leitmotiv recenzji, pojawiły się może całe dwa odniesienia do mojej choroby

4. Jedno wydawnictwo jest szczerze przekonane, że wszystkie, absolutnie wszystkie negatywne komentarze o nich w sieci to moja sprawka. Tak, wszystkie. I have an army...

Praktycznie każda recenzja powoduje sporej wielkości gównoburzę rozpętywaną przez krewnych i znajomych królika, którzy po wylaniu tony ścieku strzelają, że "wcale ich ten hejt nie obchodzi" i idą się produkować w kolejnym zakątku sieci. W lipcu wychodzi kolejna, wyjątkowo smakowicie zła antologia komiksowa. Będzie się działo.

internety

Skomentuj (77) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 555 (697)

#51309

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Szedłem późnym wieczorem ulicą.
Nagle po drugiej stronie widzę jak facet okłada kobitę.
Ułomkiem nie jestem (2m/103 kg.), a na kobiecą krzywdę wrażliwy, więc podbiegam do faceta, chwytam go za frak i pytam czy chciałby tak ze mną spróbować.

Oj mówię Wam, ale mi się dostało..... od jego kobiety...

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 926 (996)