Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

andrejewna

Zamieszcza historie od: 27 kwietnia 2011 - 16:47
Ostatnio: 21 listopada 2013 - 21:57
  • Historii na głównej: 9 z 25
  • Punktów za historie: 8850
  • Komentarzy: 195
  • Punktów za komentarze: 945
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
21 listopada 2013 o 21:57

Bożemój... byłam u tej samej baby! Też w latach dziewięćdziesiątych i też jako dziecko. Mnie również wyszarpała za rękę, bo źle ją niby położyłam. Szczęściem złamanie było niewielkie, w zasadzie pęknięcie, więc poważniejszych tego skutków dziś nie ma. Współczuję serdecznie i życzę dużo zdrowia!

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
20 maja 2013 o 18:09

Chyba wiem, skąd pomysł na palenie... Jakiś czas temu moja Mama kupiła sobie płaszcz - absolutnie przepiękny i to "nówka-sztuka-nieśmigany". W rozmowie z moją ciocią przyznała, iż płaszcz ten kupiła dość okazyjnie, bo od kobiety, której własna matka zmarła. Dziewczyna młoda, sama chodzić nie będzie, groszem nie śmierdziała, a dużo rzeczy nowych i zadbanych, to odsprzedała. Na co moja ciotka podniosła larum, że po nieboszczce to pech i grzech, i niewiadomo co jeszcze. I najlepiej to... spalić właśnie. Płaszcz się uchował, a pomimo "pechowości" moja Mama cała i zdrowa. A ja dalej nie wiem skąd te dziwne przesądy. Przecież właścicielka odeszła z tego świata w szpitalu, całe kilometry od rzeczonego płaszcza i nawet nie wiadomo, czy choć raz go miała na sobie, poza dniem zakupu...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 23) | raportuj
2 maja 2013 o 13:19

Jeg var i Norge i 2004 på et språkkurs. Tusen takk, vel lykke ;)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
21 stycznia 2013 o 20:29

Przez pewien czas ta metoda i u nas skutkowała, jednak od pewnego czasu nie można tak robić. Któraś tam kolejna kontrola zakazała argumentując ochroną danych osobowych czy jakimś innym absurdalnym przepisem.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
30 listopada 2012 o 18:25

Hebi, może ja jestem po prostu mniej zdolna niż inni. Nie umiem powiedzieć. Ale bałam się wtedy niewypowiedzianie. Byłam tak regularnie nazywana głupią, że miałam pewność co do mojej porażki. Poza tym nikt nie wiedział jak będzie taki test wyglądał. Na próbnym wszyscy ściągali, bo był pisany w obecności jednej nauczycielki, a nie komisji i siedzieliśmy dwójkami w ławkach, więc nie był wymierny co do tego, co nas czekało. Co do stopnia trudności... nawet jeśli dla Ciebie to "śmiech na sali", to jednak ja byłam przekonana, że jest to (w tamtym czasie) najtrudniejszy egzamin z jakim miałam do czynienia.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
30 listopada 2012 o 18:17

Odpowiedź jest prosta - bałam się mówić cokolwiek. Pamiętam wystawianie ocen na koniec roku. Nauczycielka pytała każdego, czy chce poprawić ocenę. Wstałam i powiedziałam cicho "Chcę", na co ona zawołała: "Nie?? No to wpisuję mierny". Miałam serce w gardle ze strachu, nie umiałabym zwrócić jej uwagi, że źle dosłyszała... Aż się boję, jakie by miało to konsekwencje.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
30 listopada 2012 o 18:14

Amish, przepraszam za pomyłkę. Niestety pierwszą kodowaną pracą w mojej szkole był właśnie test kompetencji.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
30 listopada 2012 o 7:56

Prace były kodowane. Nauczycielka matematyki była jednocześnie moją wychowawczynią i jako taka miała obowiązek nam przekazać wyniki testów, więc sama również była z nimi zaznajomiona.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
30 listopada 2012 o 7:53

Rozumiem Twoje wahanie, jeśli idzie o wiarygodność tej historii. Ale przechwałki wychowawczyni nie brzmiały "dostałam od rodzica ucznia X to i tamto", raczej wyglądało to tak "dziś miałam okazję sprawdzić nowe opony zimowe, bo spadł pierwszy śnieg", a potem na przerwie głuchym telefonem przechodziła informacja, który rodzic się wykosztował. Tak, to uczniowie między sobą omawiali takie rzeczy. To raz. Dwa, rozumiem, że "w obecnym kształcie" testy kompetencyjne są śmiechu warte. Ale to było dawno temu, byłam jednym z pierwszych, albo w ogóle pierwszym rocznikiem, który je pisał i uwierz mi, nie były łatwe. I nawet nie były testami w dzisiejszym znaczeniu tego słowa. A co do umiejętności nauczania - nie będę się wypowiadać. Dodam jedynie, że bardzo ciężko pracowałam i spędziłam wiele nocy przed testami, głównie ze strachu. Byłam bowiem przekonana, że nic nie umiem i nie zdam - tak przynajmniej wmawiała mi nauczycielka. Ostatni miesiąc przed terminem zebrałam wszystkie książki jakimi dysponowałam od czwartej do ósmej klasy i kułam przez wiele godzin. Jeśli chcesz się kłaniać komukolwiek, to proszę bardzo, ale pamiętaj, że owa nauczycielka nie zachęciła mnie do nauki umiejętnościami przekazywania wiedzy, ale terrorem i prześladowaniem.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
3 października 2012 o 21:44

Nie będę ukrywać - mnie taka sytuacja przytrafiła się nie raz. Głównie dlatego, że nie ubieram się "drogo", ani nawet modnie. Jako osoba otyła mam problem ze znalezieniem czegoś odpowiedniego rozmiarowo w typowych modowych sieciówkach. Ostatnio jednak dostałam tzw. piany, kiedy w ten sposób zostałam potraktowana w salonie biżuterii (reklamuje Anja R.). Miałam wtedy sporą sumę do wydania, też na prezent dla Mamy, ale urodzinowy, więc postanowiłam nie oszczędzać (zwłaszcza, że urodziny były okrągłe). O sumę tę wzbogaciła się konkurencja. Nie chciałam wołać managera - jeszcze bym mu głowę odgryzła...

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
7 sierpnia 2012 o 2:04

Boże, dziewczyno, ja tak mam całe życie! Od dziecka mam problemy z tarczycą i jak się okazuje z całą gamą różnych gruczołów. Ogólnie rzecz biorąc moja gospodarka hormonalna nie istnieje, albo jest konkretnie rozregulowana. Leki i dieta, ruch i dyscyplina - i chudnę 20 kilo, żeby znów przytyć za pół roku tyle samo. Obecnie przy wzroście 164 cm ważę 125 kg, co daje wynik zawyżonej wagi o 200%! Najniższa waga jaką osiągnęłam to 85 kg, niestety na regularnej głodówce, która doprowadziła prawie do anemii i rozwalenia systemu dzień/noc (do dzisiaj jestem "nocnym markiem", jako dziecko i nastolatka spałam normalnie - w nocy). Wahania wagi są coraz większe i nieubłagane. Od dzieciństwa słyszę o tym jak, co i w jakich ilościach wpier..., ekhm, spożywam, o tym czy się widzę, czy wiem jak wyglądam, że nawet ryj mam krzywy, że cztery litery się w krześle nie mieszczą. Że nie powinnam z domu wychodzić, że wstyd i obraza boska. Czy nie rozumiem, że to jest obrzydliwe? Że rzygać się innym chce na mój widok? Ktoś wcześniej pisał, coby odpalić dobrym tekstem. Co wtedy słyszę? "Nie dość, że tłusta, to wyszczekana", "zamknij mordę grubasko, nikt się ciebie nie pyta", "widać, że ZJADŁA wszystkie rozumy, hłe hłe hłe" itp. Choć mam dla Ciebie dużo współczucia (bo naprawdę wiem jak to jest), to cieszę się, że miałaś powód, by o tym tu napisać. Bo napisałaś i może choć część, choćby maleńki procent ludzi spojrzy na nas inaczej...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 7 sierpnia 2012 o 2:04

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
11 czerwca 2012 o 17:13

@ross13 Widzę, że nie masz litości nad moją biedną koleżanką. Ona naprawdę przeżywała bardzo tą sytuację. Nie wypytywałam jej o to, ale jestem pewna, że instruowała swojego przyjaciela, coby sprawdził czy żona oddycha, by spróbował wyczuć tętno itd. Niemniej jednak postaw się również w JEGO sytuacji - facet dostał histerii i zaczął płakać. Nie był w stanie ocenić stanu faktycznego swojej ukochanej. Zatem koleżanka moja przyjęła jego "diagnozę" za słuszną. Co więcej - okoliczności rzekomego "zgonu/śmierci" zostały jej przedstawione na miejscu, gdzie okazało się, że było to omdlenie. Zanim usłyszała prawidłową diagnozę, wyobrażała sobie różnego rodzaju akrobacje, które stosowała para w celu urozmaicenia pożycia małżeńskiego i podejrzewała wypadek typu: upadek z wysokości na głowę itp. Przecież nie każdy jest na tyle nudny, żeby zawsze to robić w pozycji misjonarskiej. No a że para dość młoda i rozrywkowa, to wszystkiego mogła się spodziewać. Już nie mówiąc o wszelkich dewiacjach z przyduszeniem, czy biciem w roli głównej. Pomyśl o tym, a później oceniaj dziewczynę, która dowiedziawszy się o (na szczęście nieprawdziwej) śmierci przyjaciółki, zdecydowała się podjąć wszelkie możliwe kroki, aby ją ratować.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
29 maja 2012 o 17:09

Drogi ross13. Masz dużo słuszności. Powinnam napisać, że koleżanka zrozumiała, że jej przyjaciel trafnie (mimo wszystko) ocenił sytuację, zaś sama podała dyżurnej swoje przypuszczenia. Chciała dać do zrozumienia, że sprawa jest pilna. Choć nie pamięta szczegółów tej rozmowy (raczej była przejęta, kiedy dzwoniła), to uważa, że mogła naciskać na dyżurną, żeby ta przysłała szybciej karetkę. A co z tymi informacjami zrobiła pani w dyżurce? Potraktowała poważnie. I za to dla niej duży plus, bo co jeśli rzeczywiście miałoby miejsce np. nieumyślne zabójstwo? Poza tym, że trudno byłoby ustalić narzędzie zbrodni...

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 28) | raportuj
29 maja 2012 o 0:15

Niby racja. Ale jak dla mnie "szarża" przez całe miasto rozpędzoną taksówką i obowiązkowa flaszka wódki w domu - takie rzeczy to tylko na Ukrainie :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
19 maja 2012 o 19:33

A ja się zgodzę z twierdzeniem, że projektanci nie lubią krągłości, bo przecież to widać na wybiegach. Jeśli ktoś kiedyś szył, choćby amatorsko, to wie, że krój na krągłą sylwetkę jest trudniejszy i bardziej wymagający. Poza tym jedna z osób pracująca w "szołbizie" wyznała, że kreacje naprawdę znanych projektantów są dostępne tylko w rozmiarze 0, ponieważ... oszczędzają na materiałach! A co do rozmiarów: szansę na znalezienie czegoś w moim mam tylko w C&A, czasem Kappahl i H&M, no i w Tesco. W moim mieście to by było na tyle sieciówek proponujących duże rozmiary. Reszta proponuje rozmiar na "myszkę" (tak mówię o bardzo drobnych dziewuszkach, ale bez złośliwości), albo zawrotne ceny. Niestety to, co jest z góry przewidziano na kobiety dojrzałe - nie ma nic "młodzieżowego". A ja naprawdę nie chodzę w garsonkach... :(

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
19 maja 2012 o 1:13

Co to, to nie. Parę razy udzieliłam mu pożyczki, ale zawsze była zwrotna. To honorowy chłopak.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
19 maja 2012 o 0:57

Jest głupi i powtarzam mu to regularnie. Mam nawet ochotę trzepnąć go w łeb czasami. Nie mam jednak wpływu na decyzje, które podejmuje. Mogę go tylko wspierać, kiedy jest źle.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
19 maja 2012 o 0:53

Zrzekł się spadku, ponieważ poza mieszkaniem i dodatkiem na pogrzeb otrzymałby również dość spory kredyt do spłacenia, który wzięła jego matka, by spłacać długi...

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 7) | raportuj
18 maja 2012 o 6:02

Oj, rzeczywiście się pomyliłam. Powinnam napisać, że zaoszczędził powyżej 10 tys. Dwie cyfry i trzy zera... i mój słaby skrót myślowy.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
18 maja 2012 o 5:47

1. Wszyscy troje byli właścicielami firmy. 2. Nie wiem. Pewnie się czegoś takiego ze strony ojca nie spodziewał. 3. Matka przyjaciela prosiła, by tego nie zgłaszać, choć sama była wtedy poszkodowana. Ze względu na jej kiepski stan zdrowia przyjaciel postanowił, że nie będzie jej "ciągać po sądach". 4. Brat ma swoją rodzinę, w tym dzieci. Musi myśleć przede wszystkim o własnym utrzymaniu.

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
24 kwietnia 2012 o 23:31

My też, co może być dla Ciebie zaskoczeniem, mamy narzędzia w gabinecie. Dużo nawet. Niemniej jednak takie sytuacje, w których np. aplikujesz taśmę celuloidową lub ścierną pomiędzy dwa zęby (zapytaj Mamy - potwierdzi, że robi się to jeśli wypełnienie jest na powierzchni stycznej) i wtedy nie ma możliwości nie użyć w tym celu palców. Tak jakbyś pincetą/pęsetą próbował włożyć między zęby nić dentystyczną celem usunięcia resztek. Powodzenia :)

Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
14 lutego 2012 o 2:42

Lewarek? No nieźle, chyba po to, żeby Ci żuchwa ze stawów wyskoczyła... Sama pracuję w gabinecie stomatologicznym i nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, w której lekarz by stwierdził, że pacjent ma za małe rozwarcie szczęki. Twój dentysta miał chyba za duże dłonie do tej pracy, albo jesteś ewenementem.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
11 lutego 2012 o 13:44

Pamiętam ankietę ze studiów. Wystawialiśmy "oceny" z przygotowania do zajęć, kompetencji itd. Poszła "fama", że jak rok nisko ocenia latynistę, to on oblewa połowę studentów na egzaminie - losowo. Więc wszyscy sumiennie wystawili 4 i 5 latyniście. A potem to wszystko okazało się bzdurą i plotką. Egzamin z łaciny był po prostu trudny. Jak ktoś się nie nauczył i oblał, to pomstował na ankietę. I tak legenda rosła przez następne lata. Zaś latynista był naprawdę świetnym prowadzącym, więc zasługiwał na wysokie oceny. To nieuki doczepiły mu "łatkę" mściciela...

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 11 lutego 2012 o 13:44

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
7 stycznia 2012 o 0:30

Powinnam dziękować aniołom za moją fryzjerkę. Mega profesjonalna, ścina tyle, ile trzeba (czyli tyle, ile chcę). Raz nawet obsłużyła mnie, choć w zakładzie nie było prądu. Stanęłam przy oknie (włosy mam dość długie, często ścinane na stojąco), a ona uwinęła się ze wszystkim w parę minut. Za ścięcie dwudziestu centymetrów, choćbym zdrowie na tym straciła, tak zepsułabym zakładowi renomę, że w końcu by upadł. A co.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 następna »