Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

andrejewna

Zamieszcza historie od: 27 kwietnia 2011 - 16:47
Ostatnio: 21 listopada 2013 - 21:57
  • Historii na głównej: 9 z 25
  • Punktów za historie: 8850
  • Komentarzy: 195
  • Punktów za komentarze: 945
 
[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
17 listopada 2011 o 0:38

Na miejscu iniekcja wynosi 15 zł (z własnym lekiem, szczepionką), z dojazdem do domu 30-40 zł (zależy jak daleko trzeba było jechać). Na szczepieniu w firmie Beatka zarabiała 10 zł, na dojazdach... cóż, wziąwszy pod uwagę niezgłoszone wizyty, to całkiem sporo.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 17 listopada 2011 o 0:38

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
17 listopada 2011 o 0:30

Przy tego typu zamówieniach wymagany jest podpis zamawiającego. Beatka go sfałszowała. Trzeba było przeprowadzić również śledztwo, czy przypadkiem nie robiła tego po raz pierwszy. Zaznaczam, iż Szefowa jest lekarzem, a kiedy Beatka jeszcze w firmie pracowała, mogła się zdobyć na ten wysiłek, by użyć również jej pieczątki. To bardzo poważne wykroczenie - podrabianie podpisu lekarskiego. Policja nie doszukała się innych takich sytuacji, ale niczego nie można być pewnym. Mogła np. wystawiać dzieciakom lipne zwolnienia ze szkoły za mniejszą opłatą niż u lekarza, których nie sposób teraz odnaleźć.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 17 listopada 2011 o 0:35

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 8) | raportuj
17 listopada 2011 o 0:26

Moja Mama została kiedyś odprowadzona do dyrektora za ucho. Przez całą drogę z klasy do gabinetu była trzymana za ucho przez nauczycielkę. Bolało jeszcze długo. Co takiego zrobiła? Po oberwaniu dwói (jedynek jeszcze nie było) wróciła do swojej ławki z zeszytem (tam nauczyciel wpisywał ocenę) i rzuciła nim o blat, zamiast go po prostu odłożyć. Wtedy to nie była żadna patologia, tylko wychowanie. Swoim zachowaniem Mama wyraziła brak szacunku dla decyzji nauczycielki i jej samej. Więcej się jej to nie zdarzyło. A jak coś działa, to po co to zmieniać?

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
13 listopada 2011 o 16:23

U mnie jest mania dzwonienia pod nr 1, czyli do mnie :/ Wpuszczam często listonoszy, kurierów i odsłuchuję głupawe teksty małoletnich (w niedużej odległości ode mnie są ze cztery szkoły). Na szczęście żaden z moich sąsiadów nie jest aż tak bezczelny, żeby to wykorzystywać. Jak ja Ci nie zazdroszczę Michałka i jego mamy...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
11 listopada 2011 o 15:46

Akurat pracuję w placówce obsługującej sieci Lux-Med, LIM i im podobne, więc od razu tłumaczę: do lekarza specjalisty, który przyjmuje prywatnie także nie da się umówić "od ręki". Są lekarze, którzy wciąż przyjmują "gdzieś" na NFZ i w związku z tym na prywatną praktykę mają czas raz, czy dwa razy w tygodniu, czasem parę godzin, czasem tylko dwie, trzy. Biorąc również pod uwagę fakt, iż coraz więcej osób korzysta z prywatnych usług, można łatwo wywnioskować, że miejsca do tych specjalistów są często pozajmowane na tydzień przed terminem. Ja wiem, że prywatne ubezpieczalnie chcą i proponują błyskawiczną obsługę, ale w rzeczywistości jest to po prostu niemożliwe.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
10 listopada 2011 o 0:53

Po prostu w głowie się nie mieści. Nawet jak ktoś jest faktycznie mocno pijany nie znaczy, że nie należy udzielać mu pomocy. Może wcale nie być alkoholikiem, degeneratem, co to za zachowanie, żeby go od razu wykluczać ze społeczeństwa! Znaczy co? Już nie człowiek? Ciekawa jestem ile razy ci przechodnie mijający tego człowieka przez bite 4 godziny byli w stanie mocno wskazującym na spożycie. Ilu z nich podnosiło się rano spod stołu, hę? Skandal w biały dzień. Umarłabym ze wstydu, gdybym się dowiedziała, że chorego człowieka pomyliłam z pijanym, zwłaszcza jeśli coś by mu się z tego powodu stało.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 3) | raportuj
9 listopada 2011 o 0:09

Mam nadzieję, że mi autor wybaczy, ale tekst jest nieco żałosny. Też mogłabym opisać ile razy byłam znieważona przez kolegów czy koleżanki w szkole podstawowej, tylko po co? Dzieci są okrutne, trzeba szybko dorosnąć i być ponad wszystko. A nie wypisywać "facet, który mi uprzykrzał życie i odbił dziewczynę skończył marnie i oczywiście ćpa". Wciąż Cię to boli? Idź do psychologa, on pomoże. A co do samej historii: popraw stylistykę i staraj się więcej nie używać zwrotów typu "ogl. masakra", bo to niestety sugeruje, że wciąż podstawówki nie ukończyłeś.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
8 listopada 2011 o 23:52

"Klijent", "niema", "niewiem"... błędy na poziomie szkoły podstawowej. Nie wspomnę o karygodnej interpunkcji i stylistyce. Popraw tekst, może ktoś się zlituje i da mocne.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
3 listopada 2011 o 0:55

To mnie właśnie zawsze zastanawia, dlaczego rodzice jednego, dwóch, siedmiu dzieci nie jeżdżą na zakupy solo? Pamiętam system moich rodziców, zawsze zakupy robili osobno (chyba, że takie "poważniejsze" jak meble, sprzęt do domu - wtedy zostawaliśmy z babcią). Naprawdę frajdą było, kiedy Mama lub Tato przychodzili z torbami pełnymi dobroci i każdy chciał wiedzieć "co kupiłaś/eś?" :) Byliśmy oczywiście konsekwentnie odsyłani do pokoju, by później, po obiedzie otrzymać łakocie przemycone w zakupowych torbach między mlekiem a mielonymi :)

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 9) | raportuj
3 listopada 2011 o 0:24

W mojej szkole podstawowej był nauczyciel od muzyki, który zawsze miał przy sobie długą drewnianą linijkę. Przez długi czas byliśmy przekonani, że to dlatego, iż lubił czasami "pacnąć" taką linijką w ławkę, gdy na lekcji było za głośno (ma się rozumieć, że nie jak śpiewaliśmy :)). Jednak później dziewczęta się połapały, że on tą linijką unosi im spódniczki od tyłu...

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 8) | raportuj
3 listopada 2011 o 0:10

A propos córeczek właścicieli takich zakładów... Lata temu szukałam telefonu, akurat model nie był ważny, miał być używany, bo kasy miałam mało. Pan kierownik wciskał mi jakąś steraną Nokię (widać było gołym okiem ślady użytkowania - starte klawisze, porysowany, odpryśnięcia na obudowie, cud, że się włączał). Ilekroć zwracałam uwagę na jakiś telefon na wystawie ten z uporem maniaka nawracał do tej Nokii. Chciał za nią 150 zł (co w porównaniu do cen innych modeli, jakie miał wystawione było całkiem kuszące), ale jednak się nie zdecydowałam. Następnego dnia ten sam model zauważyłam w promocyjnym, nowiuteńkim zestawie z kartą za 149 zł w salonie O. Skojarzyłam szybko fakty - ów pan wspomniał parę razy, że tamten telefon użytkowała jego córka, więc dlatego jest w tak dobrym stanie (!) Czego to się dla dzieci nie robi. Na ten przykład - oszukuje innych ludzi -.-

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 3 listopada 2011 o 0:10

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
31 października 2011 o 15:52

Jako że pracuję z lekarzami wiem, iż ZAWSZE trzeba zapukać do gabinetu lekarskiego, w którym jest pacjent. Nawet jeśli przyszedł tylko po recepty. Mamy co prawda lekarza starej daty, który nie uważa nagości pacjenta za coś niezwykłego, ale on na szczęście rozbiera pacjentów tylko od pasa w górę. I jeśli zdarzy mi się wejść (w pilnej sprawie tylko) i zobaczyć, że jakiś pan siedzi z nagim torsem to konsekwentnie oglądam sufit w trakcie załatwiania sprawy z lekarzem. Poza tym wszystko, co może poczekać, załatwiam między wizytami kolejnych pacjentów.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 6) | raportuj
29 października 2011 o 6:03

A co do właściwej historii: tak, zgadzam się, że pani w ciąży powinna spodziewać się chorych osób w przychodni u lekarza, zgadzam się, że niektóre kobiety ciężarne wykorzystują swój stan, by usprawnić obsługę poczekalni/sklepu/itp, niemniej jednak nie można się spodziewać, że wszystkie panie przy nadziei są nastawione do świata w stylu "mnie się wszystko należy". No i najważniejsze - nie wiesz, po co do lekarza przyszły. Może niebawem pojawi się na piekielnych historia: "jestem w pierwszym trymestrze ciąży, mam swoją panią ginekolog, która się mną opiekuje. Pewnego dnia dostałam dziwne plamienia, a że podczas poprzedniej ciąży poroniłam, postanowiłam szybko zgłosić się do lekarza. Niestety moja pani doktor była nieobecna, pielęgniarka poleciła mi poczekać w kolejce do lekarza ogólnego. Niestety przeziębiona dziewczyna nie przepuściła mnie do gabinetu. Zajęła miejsce u lekarza, zamiast wypić gripex i walnąć się do łóżka. Zdążyłam w ostatniej chwili, szybko przewieziono mnie do szpitala..." Tak jak już napisałam - NIE WIESZ po co te kobiety zgłosiły się do lekarza. Więc nie osądzaj "że siedzenie na dupach im nie zaszkodzi" i nie bagatelizuj "te co się nie załapały przyszły do lekarza pierwszego kontaktu, żeby popłakać na rozstępy i hemorole". Amen.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
29 października 2011 o 5:51

Chciałabym zwrócić uwagę, że często takie określenia wychodzą od samych lekarzy, którzy czując, że słowo "płód" jest zupełnie bezosobowe, pokazują przyszłej mamie na ekranie USG małą "fasolkę" właśnie. Kiedyś lekarz chcąc poinformować mnie, że moje nerki są w porządku powiedział, że są "podręcznikowe". Dziś, kiedy wracam od jakiegoś specjalisty i bliscy się pytają czy wszystko w porządku, odpowiadam: "podręcznikowo" :)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 29 października 2011 o 6:01

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 października 2011 o 5:23

Mhmm... a ja widziałam wyjątkowo "niekolorowe" akwarium w restauracji. Oryginalne miejsce, oryginalny zbiornik - był ogromny, jak mały basen, wypełniony iście niebieską wodą, na dnie były bielusieńkie kamyczki i jeden ciemnobrązowy konar; w tymże pływało sobie dużo (na moje oko ok. 50) złotych rybek :) Przyznaję, nie mam pojęcia co to za gatunek, były bardziej pomarańczowe, niż złote, ale mnie osobiście przypominały welonki. Najlepsze jednak było to, że kiedy ktoś przechodził zbyt blisko zbiornika, rybki "stłaczały" się w jedną wielką, ruszającą się pomarańczową kulę. Niesamowicie widowiskowe, pomimo braku różnorodności gatunków i jakiejkolwiek roślinności. Nie mam pojęcia na ile to było "zdrowe" dla tych rybek (pytaliśmy się kelnerki czy aby na pewno są dla dekoracji i potwierdziła, że nikt ich nie zjada), ale trzeba przyznać, że widok był niezwykły. Mam nadzieję, że dobrze o nie dbają.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
29 października 2011 o 4:45

Chwila... nie napisałam, że jestem oburzona, albo że będę kogoś skarżyć. Po prostu bardzo zaskoczyło mnie to, co usłyszałam - przepraszamy za pomyłkę na pani korzyść. Do teraz nie wiem, po co to powiedziała, skoro przez tą pomyłkę krzywda mi się nie stała. Rany, nie każdy jest pieniaczem, wiesz? A zastanawiam się nad zmianą dostawcy, bo jak się okazało w dalszej części rozmowy (której nie zamieściłam, bo już całkiem nie jest piekielna, ani śmieszna, ot rzeczowa i tyle), jeśli chciałabym mieć od nich pakiet internet+telewizja to musiałabym zapłacić za "przepięcie", czego nie rozumiem, skoro już są de facto w mieszkaniu z kablami. Rozglądnę się za może jakąś lepszą ofertą w moim mieście i zdecyduję.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 29 października 2011 o 4:47

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 października 2011 o 21:21

Pewnej nocy stoję za klientką i szlag mnie trafia, bo zimno (obsługa przez okienko), ale przede wszystkim chora Mama czeka w domu. A pani kupuje pastę do zębów, paracetamol, rutinoscorbin, coś na biegunkę i coś na zatwardzenie - słowem w środku nocy robi regularne zaopatrzenie domowej apteczki. W końcu zapłaciła, ja podchodzę do okienka, biorę coś w stylu gripex, tabletki na gardło, coś na katar, żeby Mama do rana jakoś przetrzymała. Odwracam się już, a klientka zawraca do okienka. Ok, może czegoś zapomniała. Odchodząc słyszę (jakoś nie zniżyła głosu), że ona od początku przyszła po test ciążowy, ale krępowała się powiedzieć przy mnie. Nosz...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 28 października 2011 o 21:21

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 października 2011 o 19:48

Nie znam się na rybach, no kurdę nie znam się, ale podstawy znam: wymiana wody i fakt, że musi "odstać" swoje, zanim się wpuści zwierzątka, stała temperatura w akwarium, coby rybek nie ugotować itd. W związku z tym naprawdę widzę tu piekielność kupujących i nie zazdroszczę. Jednak chyba najbardziej smutne jest 'Podejście „zdechnie-kupi się następną, rybka tylko 7zł”'...

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
27 października 2011 o 18:02

Pacjenci często proszą mnie o prywatny numer do lekarza i zawsze są oburzeni odpowiedzią "nie jestem upoważniona". Ale rozbawiają mnie ci, którzy chcą numer do dr Y. Często mnie przekonują, że taki numer posiadali, tylko zgubili/nie pamiętają gdzie zapisali, na co ja mówię, że dr Y nigdy nie podaje swojego numeru domowego. Na co oni "ale ja miałem na komórkę!" - ciekawe, że dr Y nigdy komórki nie miała :)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 27 października 2011 o 18:03

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
26 października 2011 o 16:13

@Miniaturowa po tym, jak się sprawa "rypła" i wyszło na jaw, że dziewczyna zmyśla, jej mamusia (a jakże) kazała dziecko przenieść, bo bała się, że będą "gadać". To przeniesienie nie wynikało z powodu nauczyciela-zboczeńca, tylko z kolejnej zachcianki małej, którą jej matka przełożyła na swoją modłę i zrobiła dokładnie to, czego jej córka sobie zażyczyła. Znowu... Aby dowieść jak córki zręcznie manipulują rodzicami do dziś dnia dodam, iż pewnego dnia tą starszą "tak strasznie bolała głowa", że ojciec wydał kilkaset złotych na ekspresowy rezonans magnetyczny, po to, by się dowiedzieć, że nic jej nie jest. Pewnie wystarczyłby paracetamol albo ibuprofen, ale...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 października 2011 o 16:17

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 18) | raportuj
24 października 2011 o 15:01

Trzeba również pamiętać o dzieciach, które nierzadko takie historie wymyślają! Mam bardzo dobrego znajomego, chłop do rany przyłóż, fantastyczny, miły człowiek, ale co z tego, skoro jego żonka to zapatrzona w siebie i swoje córeczki ograniczona lala? Ich życie wygląda tak: ojciec zabrania, matka się zgadza na wszystko, czego córunie sobie zażyczą. Miały tipsy, farbowane włosy, biżuterię i ciuchy z drogich sklepów - w wieku 13 i 16 lat. Ta młodsza zawsze była bardziej zapatrzona w te błyskotki, co można usprawiedliwić głupotą matki, która sama jej takie rzeczy podsuwała. I tak zestrojona mała dziewczynka chodziła do szkoły z wypchanym stanikiem. Oczywiście pozostałe dzieci widziały, że z nią "nie halo" i ogólnie była nielubiana. Przenoszono ją kilkakrotnie z różnych szkół, bo "dzieci jej zazdroszczą" i "bo nauczyciele jej zazdroszczą". Pewnego dnia ojciec powiedział "basta! ostatni raz przenoszę cię do innej szkoły". Co dziewczynka wymyśliła? Ano tak, że ją nauczyciel molestował (co jak się okazało było totalną bzdurą), gapił się w jej piersi (w watę?) i na jej nogi (spódniczki miała wąskie jak opaska na czoło, KAŻDY gapił się na jej nogi). Dopięła swego i przeniosła się do innej szkoły (w której nota bene wciąż jest wyśmiewana za swój wymuskany wygląd). I tak jak historii Tarija, często należy "zbadać" sprawę, zanim się zadzwoni na policję.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
24 października 2011 o 14:43

SS kiedyś próbowałam, ale niestety za każdym razem leciała z płaczem (no ze szklistymi oczkami) do Mamy się pożalić, na co ja słyszałam, że ona jest starsza i mi nie wypada jej robić takich uwag o.O Na chwilę obecną unikam jej ze wszystkich sił. I już nauczyłam się odróżniać zaczepki "jesteś głupia a ja jestem mądrzejsza" - te po prostu olewam, od "jesteś głupia, ale i tak możesz załatwić coś za mnie" - z tymi mam problem, bo jak odmówię, to znów poleci z jęzorem. No i po latach użerania się z nią wynikł jeden pozytyw - wracam na studia, tam jej przynajmniej nie będzie... jeszcze tylko niecały rok, dam radę :)

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
23 października 2011 o 23:54

Pracuję ze swoją Ciotką u mojej Mamy. Tak, fatalne połączenie. O ile Mama-Szefowa traktuje wszystkich równo, to Ciotka (choć pracujemy na równorzędnych stanowiskach) wiecznie się do mnie zwraca jak do pięciolatki. Czuję się przy niej jak matoł, choć dobrze wiem co robię. Ocenia głośno mój wygląd (tak, przy klientach również), komentuje pracę, za którą odpowiadam, choć sama o tym nie ma zielonego pojęcia. Męczy do bólu, więc zgadzam się z autorką historii, że z rodziną pracować się nie powinno. A Mama? Miewa dziwne pomysły i nie zawsze wie, czego w danym momencie ode mnie chce, ale jest super szefem. Nawet gdybyśmy miały współdzielić zarządzające stanowisko, to i tak ona by rządziła, bo jest najzwyczajniej w świecie ode mnie mądrzejsza. Ciotka tylko przemądrzała :(

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 23 października 2011 o 23:55

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
23 października 2011 o 23:36

madzie5811651 słusznie zwróciła uwagę, że narzędzia wielokrotnego użytku powinny być moczone w specjalnym płynie odkażającym, ale nie na zasadzie polewania ich, tylko zanurzone w specjalnej wanience przez 1-2 godzin (w zależności czy użyty jest aktywator czy nie, ale to drogi płyn więc najczęściej w gabinetach używa się tylko rozpuszczonego proszku, w którym odkażanie trwa jednak dłużej). Jestem w szoku, że pielęgniarka tego nie zrobiła. Goszka jestem również zaskoczona, że zrobiła to na Twoich oczach. Jak gdyby nigdy nic... zero kompetencji.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
19 października 2011 o 20:55

MrMaczop myślę, że "bicie kobiety ciężarnej" jest karalne w innym jeszcze wymiarze niż po prostu bicie drugiego człowieka (bez względu na płeć). Sądzę, że prawo bierze pod uwagę fakt, iż ciężarna nosi w sobie drugie życie, a co za tym idzie: ten, który bije kobietę w ciąży odpowiada również za ewentualne krzywdy poniesione przez dziecko (w tym śmierć, jeśli kobieta by poroniła). Autorka zwróciła uwagę również na to, że takie zachowanie zawsze podlega karze, a nie np. upomnieniu czy naganie słownej.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 19 października 2011 o 20:59

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 następna »