Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anulla89

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 3:58
Ostatnio: 21 lipca 2020 - 7:53
O sobie:

Skoro już tu zajrzałeś, to Ci powiem co nieco... Urodziłam się w 89' w najpiękniejszym polskim mieście (czyli oczywiście we Wrocławiu). Mam wspaniałego, gburowatego męża, i dwie wiecznie uśmiechnięte córki (roczniki 2008 i 2018). Poza tym jestem fanką kotów, mam jednego biało czarnego, przygarniętego wprost z chodnika pod blokiem, lenia o niesamowicie miękkim futerku, i drugiego, szroburego rozrabiakę, uzyskanego w identyczny sposób :) Tyle chyba Ci wystarczy? Miłego dnia życzę:)

  • Historii na głównej: 12 z 19
  • Punktów za historie: 2471
  • Komentarzy: 403
  • Punktów za komentarze: 1568
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
12 sierpnia 2016 o 13:00

Popieram komentarz z facebooka-ciągle słyszę narzekanie(i samej też czasem mi się zdarza narzekać), że dzisiejsze dzieciaki są niesamodzielne, że rodzice je we wszystkim wyręczają, a kiedy trafia się matka, która uczy swoje dzieci samodzielności, to znów słychać narzekanie, bo deszcz... Przecież deszcz to nie jest jakiś kataklizm nie do przetrwania. Trochę kiepsko, że autobus się opóźnił z tego powodu, ale z drugiej strony, może ta rodzinka na tyle rzadko korzysta z komunikacji zbiorowej, że matka wykorzystuje każdą okazję? Bez przesady-nie stało się nic strasznego,a potencjalne korzyści (czwórka samodzielnych dzieci) moim skromnym zdaniem przewyższają straty.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
7 sierpnia 2016 o 0:52

Dziękuję za odpowiedź obu paniom. Tyle dobrze, że przynajmniej używałam odpylonych trocin-nie specjalnie, bo wtedy nie miałam pojęcia, że to aż taka różnica, tylko po prostu wióry dostawałam za darmo od przyszywanej ciotki, która pracowała w jakimś (chyba) laboratorium, gdzie mieli całą masę gryzoni-od szczurów, przez myszy i świnki morskie, po króliki. Dyrekcja tego miejsca stwierdziła, po podliczeniu kosztów, że taniej wychodzi kupować odpylone trociny, niż wypłacać pracownikom dodatki za szkodliwe warunki, i wynajmować ekipę do czyszczenia wentylacji, regularnie zapychanej przez wszechobecny pył. A plus tego był taki, że rzeczywiście trociny szybko zaczynają śmierdzieć, więc moje szczury były jednymi z nielicznych istot które nigdy nie odczuły skutków mojego wrodzonego lenistwa :) A co do tego, że nie słyszałam żeby się skarżyły, to oczywiście był żart, aczkolwiek mój kot na przykład potrafi bardzo dobitnie, i zaskakująco dokładnie dać do zrozumienia co mu leży na wątrobie :) Czasem aż sobie myślę, że kiedy już go z nami nie będzie, nie zdecyduję się więcej na zwierzaka, bo zwyczajnie nie będę potrafiła się już opiekować futrzakiem który nie będzie potrafił "powiedzieć" o co mu chodzi, tak jak robi to teraz mój kot.. :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
4 sierpnia 2016 o 10:11

@Pierzasta: mam malutkie pytanie-dlaczego nie trociny na ściółkę, i co w takim razie powinno być ściółką dla szczurów? Pytam ze szczerej ciekawości, bo jako nastolatka miałam szczury, i zawsze miały warstewkę trocin przykrytą z wierzchu sianem, i nigdy nie słyszałam żeby narzekały ;D Ale poważnie-co jest nie tak z trocinami?

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
25 czerwca 2016 o 1:26

@niezadowolona: Ja sprawdziłam, ale ja już chyba nie jestem młodzież... A jak sprawdziłam, to się okazało, że oczywiście wiem o co chodzi, i nawet kiedyś mężowi opowiadałam o tym miejscu, tylko oczywiście zapomniałam nazwy...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
25 czerwca 2016 o 0:45

No i bardzo dobrze robisz dziewczyno. Pod wieloma historiami o złych warunkach w pracy widzę masę komentarzy krytykujących postawę autorów za to, że nie odeszli wcześniej, tylko procowali w takich warunkach. A tu, mimo, że ewidentnie pracodawca robi sobie jaja z pracowników, to widzę, że ludzie się burzą, i gotowi zaraz zacząć nazywać cię księżniczką, bo nie dajesz sobie wchodzić na głowę... Jak dla mnie bardzo dobra postawa-rozumiem, że nie każdy może sobie pozwolić na natychmiastową zmianę pracy, ale jeśli jest taka możliwość i potrzeba, to wszyscy powinni w ten sposób walczyć o dobre traktowanie. Im więcej osób nie pozwoli sobie na odbieranie im tego co zapewnia kodeks pracy, tym więcej pracodawców będzie musiało się do niego dokładniej stosować, bo zabraknie im pracowników. Ode mnie masz wielką pionę!

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
30 maja 2016 o 10:08

@Herbata: Owszem, podobno pamiętają od 4 roku życia, ale zapomniałeś dodać, że od tego momentu pamiętają 'ciągle", tzn. zapamiętują już wszystko, i w mniej-więcej chronologicznej kolejności. Natomiast pojedyncze wydarzenia zapamiętują znacznie wcześniej, zwłaszcza jeśli wywołały silne emocje. Moja córa np. pamięta, że raz sturlała się z przewijaka do łóżeczka-sama byłam zdziwiona, że to pamięta, bo miała wtedy kilka miesięcy... Ja natomiast pamiętam wiele wydarzeń ze swojego bardzo wczesnego dzieciństwa, np. wakacje na wsi, w czasie których odbyły się moje drugie urodziny, czy też to, jak mój brat złamał nogę, choć miałam wtedy niewiele ponad dwa lata, i wiele innych wydarzeń których wg. Ciebie nie mam prawa pamiętać. Poza tym weź też pod uwagę to, że powtarzanie utrwala, a o tej konkretnej sytuacji moja córka rozmawiała wiele razy, więc nic dziwnego, że ją pamięta. Chciałabym jeszcze dodać, że dawniej sądzono, iż dzieci pamiętają od 6 roku życia, więc za parę lat naukowcy mogą dojść do wniosku, że jednak pamiętają od np. 2 roku życia, a za kilka kolejnych może się okazać, że jeszcze wcześniej, więc na Twoim miejscu nie zarzucałabym tak od razu kłamstwa obcej kobiecie :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
30 maja 2016 o 9:52

Najbardziej w tej historii przeraża mnie to, że ci "koledzy" zostali w szkołach, i tacy ludzie będą uczyć i wychowywać nasze dzieciaki, a człowiek który potrafił podjąć ryzykowną decyzję, i nie bał się zacząć od nowa, z tej szkoły odszedł, i już nie przekaże dzieciakom swojej determinacji i spojrzenia na świat... I potem mamy w szkołach jednego, może dwóch nauczycieli z pasją, a cała reszta to właśnie takie sfrustrowane, przestraszone życiem cebulaczki, które uważają się za lepszych, choć nie reprezentują sobą praktycznie nic. Boli mnie to, że nauczyciele w Polsce zarabiają tak mało, bo owszem, chciałabym, żeby w szkołach uczyli ludzie którzy potrafią się poświęcić dla idei jak najlepszego ukształtowania młodych umysłów, i zależy im na tym co robią, ale bez przesady-nie możemy wymagać od ludzi, żeby pracowali ponad siły, i nic z tego nie mieli. Jeśli człowiek ma pracować z zaangażowaniem, i dawać z siebie wszystko, to musi mieć to przełożenie w wynagrodzeniu, bo kiedy ludzie są niedoceniani, to nawet nieświadomie, ale pracują zupełnie inaczej niż kiedy są dowartościowani-nie tylko finansowo, ale każdy przyzna, że pieniądze odgrywają w tej kwestii bardzo dużą rolę. A dobrych nauczycieli mamy paru jeszcze chyba tylko dlatego, że potrafią cieszyć się z tych niematerialnych oznak doceniania ich pracy, ale patrząc na dzisiejszą młodzież, która niestety w większości nie potrafi okazać ani szacunku, ani wdzięczności, to nie wróżę dobrej przyszłości naszej oświacie...

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
28 maja 2016 o 12:47

Matko i córko, co za dziecko... Kupiłam kiedyś dwie myszki-bardziej dla siebie, ale też po to, żeby moja córa zaczęła pomagać przy opiece nad jakimś zwierzakiem. Moja córka miała wtedy coś ponad dwa lata. Któregoś dnia, jak zwykle podczas sprzątania im w klatce, zawołałam dziecko, wystawiłam domek i miseczki na stół, położyłam obok myszki, i kazałam małej ich "pilnować". Po jakimś czasie moje dziecko ze smutkiem w głosie oznajmiło, że "jedna myszka nie chce się z nią bawić". Okazało się niestety, że myszka nie żyje. Zapytałam córkę co się stało. Opowiedziała mi, że trzymała ręce na stole, i jedna z myszy weszła jej do rękawa. Zaczęła ją łaskotać, i córa chciała ją wyciągnąć, niestety mysza zdążyła się już obrócić, i dziecko zamiast za ogon, czy tyłek, złapało ją za głowę, i oczywiście mysz została uduszona... Wytłumaczyłam córce co się wydarzyło, ona oczywiście się rozpłakała, i zaczęła przepraszać mnie i zdechłą myszkę, a nawet jej żywą koleżankę. Potem kiedy ktoś pytał co się stało z naszą drugą myszką, córa sama opowiadała co zrobiła, i ze łzami w oczach tłumaczyła, że ona nie chciała skrzywdzić myszki, że to się wydarzyło niechcący, i że na pewno już nigdy nie zrobi nic takiego, itd. Po jakimś czasie musiałam jej zabronić o tym opowiadać, bo za każdym razem przeżywała wszystko od nowa. W tym roku moja córa skończy 8 lat, i nadal pamięta całą sytuację, i niezmiennie bardzo jej przykro kiedy o tym mówi. Nie wyobrażam sobie, że mogłaby zareagować inaczej, a już zupełnie nie mieści mi się w głowie to co zrobiła ta dziewczynka, i sposób w jaki o tym opowiadała. Pozostaje mi tylko łudzić się, że udając obojętność i wyrachowanie, próbuje sobie radzić z poczuciem winy... A najgorsze jest to, jak zareagowali na tę sytuację rodzice tej dziewczynki-skąd niby ona ma wiedzieć jak należy postępować, skoro nikt jej tego nie uczy? Mam nadzieję, że znajdzie sobie jakiś pozytywny wzór wśród najbliższego otoczenia, i jeszcze się zmieni, bo jak nie, to współczuję zarówno ludziom wokół niej, jak i jej samej, bo jeśli się nie zmieni, to czeka ją smutne życie...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
27 maja 2016 o 10:43

@burninfire: To co to za okropna żona... Ja mając świadomość, że mój mąż kocha jazdę na dwóch kółkach sama zebrałam potrzebną kwotę, a później wręcz zmuszałam go do oglądania motorów na sprzedaż, bo on cały czas miał wątpliwości, czy może jednak nie przeznaczyć tych pieniędzy na coś "bardziej pożytecznego". Ale co może być bardziej pożytecznego, od uszczęśliwienia własnego męża-przecież wiadomo, że szczęśliwy mąż = szczęśliwa żona. A poza tym ja też lubię jeździć, choć na razie tylko jako pasażer :) Niestety wszystkie kobiety, a co gorsza także niektórzy mężczyźni, kiedy słyszą, że nie tylko nie mam nic przeciwko, ale w dodatku sama go namawiałam do kupna motocykla, i -o zgrozo-jeszcze z nim jeżdżę, patrzą na mnie jak na nienormalną... A co do historii-niestety całkiem spora część ludzi sprzedających jakiekolwiek pojazdy, zwyczajnie kłamie. Kłamią w ogłoszeniach, kłamią przez telefon, próbują nawet kłamać kiedy już się przyjedzie na miejsce i ogląda na żywo... Dwa razy nawet udało nam się trafić na gości którzy w ogłoszenie wstawili zdjęcia samochodu/motoru robione przez poprzednich właścicieli-zapobiegliwi ściągali je z aukcji z której sami kupowali auto/motor. I może nie byłoby to nic złego, gdyby mieli pojazdy krótko, ale właściciel auta sprzedawał je po ponad dwóch latach użytkowania, a właściciel motoru pozbywał się go po około roku, i przynajmniej jednym poważnym szlifie... Odkąd kupiliśmy z mężem nasz pierwszy wspólny samochód minęło prawie 9 lat, mieliśmy w tym czasie ok. 15 samochodów i 5 motocykli-na uczciwego sprzedającego, czyli takiego którego słowa pokrywały się z rzeczywistością w 100% trafiliśmy raz. Kilku było w miarę uczciwych, tzn. z grubsza mówili prawdę, odbiegali od rzeczywistości tylko w nieistotnych szczegółach. Raz trafił nam się facet który naprawdę nie wiedział o poważnej wadzie, i ten zaproponował zwrot pieniędzy, albo pokrycie kosztów naprawy. Reszta zwyczajnie, ordynarnie próbowała nas oszukać. Trzeba wam wiedzieć, że przed kupnem pojazdu zazwyczaj przez kilka dobrych tygodni, a czasem miesięcy, szukamy, sprawdzamy, czytamy, a potem jeździmy i oglądamy-zanim kupimy jedno auto lub motor, to zdarza nam się obejrzeć od 3 do nawet rekordowo 26 pojazdów... Przyjmijmy zatem, że na każdy kupiony przez nas pojazd, przypada 7 których nie kupiliśmy-daje nam to 140 pojazdów, których właściciele zwyczajnie kłamali... Nie wiem jak was, ale mnie to trochę przeraża. Tym bardziej, że każde z naszych aut później sami sprzedawaliśmy, i nawet nie macie pojęcia ile razy słyszałam, że jesteśmy pierwszymi uczciwymi sprzedającymi na których trafiła osoba kupująca nasze auto... Kilka osób dzwoniło do nas jakiś czas po transakcji, żeby poinformować, że nadal wszystko w porządku, i podziękować, a jeden facet zadzwonił z przeprosinami-powiedział, że nie wierzył, że wszystko jest tak jak powiedzieliśmy, i czekał kiedy wyjdzie jakaś ukryta wada, ale się nie doczekał, i przeprasza, że źle nas osądził, ale trafił już na tylu oszustów, że po prostu nie mógł tak zwyczajnie uznać, że byliśmy wobec niego uczciwi...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
17 maja 2016 o 22:40

I oto mogę dodać kolejny punkt do mojej listy pt. "dlaczego lubię małe, nieznane cukiernie" Kilka lat temu miałam całkowicie odwrotną sytuację. Moja córa kończyła dwa lata, mieliśmy w planach tylko małą uroczystość w domu, jakiś obiad, tort, kilka najbliższych osób. Tak się jednak złożyło, że w tygodniu poprzedzającym urodziny mieliśmy mały urlop, i całkiem zapomnieliśmy o tym, że w sobotę przyjdą goście. Powrót nastąpił w nocy z czwartku na piątek, a w piątek z rana poleciałam na poszukiwanie jakiegoś gotowego tortu... Jako pierwszą odwiedziłam maleńką cukierenkę na swojej ulicy. Wchodziłam tam bez większej nadziei, ale postanowiłam sobie, że zajrzę wszędzie gdzie się da, i znajdę coś co będzie nam odpowiadało. Wdałam się w krótką pogawędkę z ekspedientką, a ona usłyszawszy o moim kłopocie (spowodowanym zresztą tylko i wyłącznie przez własne gapiostwo) zawołała z zaplecza szefa i opowiedziała co mnie sprowadza. Szef wypytał mnie jak bym sobie wyobrażała ten tort, gdybym go wcześniej zamówiła, po czym stwierdził, że nie ma problemu, oni mi go zrobią na sobotę rano, w dodatku nie tylko nie wziął ode mnie zaliczki, ale jeszcze policzył taniej. Byłam w ciężkim szoku, ale od tamtej pory aż do przeprowadzki chodziłam tylko do nich,a po niektóre rzeczy jeżdżę tam do dziś. :)

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
14 lutego 2016 o 12:00

@Datecs: Poprzednicy już napisali-pieniądze bierz na konto, a nie pocztą. Ale tak po prawdzie, to zastanawia mnie czy nie próbujesz być po prostu bezpodstawnie złośliwy-poznałam w swoim krótkim życiu kilkunastu listonoszy i żaden nie brał końcówek sam z siebie-jeśli ja tak zdecydowałam to owszem, ale nigdy sami sobie nie przywłaszczali moich pieniędzy, choćby to było 20gr...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
31 stycznia 2016 o 22:22

Obie macie rację, ale zdarzają się wyjątki, i każdy zakochany ma nadzieję, że to właśnie jego związek jest tym wyjątkiem.. Ja też wyszłam młodo za mąż(19 lat,mąż starszy o 5), pobraliśmy się po 6 miesiącach bycia parą, i 9 od kiedy się poznaliśmy. Poza naszymi rodzicami (ktorzy chyba jako jedyni dostrzegli jak to między nami jest) wszyscy mówili nam, że (najdelikatniej) moglibyśmy troszkę poczekać, lub wprost, że to czyste szaleństwo, i wytrzymamy w małżeństwie max. kilka miesięcy. Wbrew złym prorokom :) za kilka tygodni będziemy obchodzić 8 rocznicę. I mimo, że może nie jest to jakiś oszałamiający wynik, to do tej pory nie zdarzył nam się żaden poważniejszy kryzys, a wszyscy steptycy już dawno stwierdzili, że w tym przypadku jednak się mylili. :) Zatem, jak już pisałam-zdarza się, i wielu ludzi zna osobiście, lub słyszało o takich parach, i liczą na to, że z nimi też tak będzie... Różnica między moim małżeństwem, a bohaterami historii jest taka, że my decydując się na ślub byliśmy zupełnie świadomi co niesie ze sobą taka decyzja, i całkowicie pewni jej słuszności. Tak, tak, wiem-im też się tak wydawało :)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
25 stycznia 2016 o 9:28

Mieszkałam kiedyś na parterze. Pewnego dnia znalazłam kupę pod swoimi drzwiami. Stwierdziłam, że z jednej nie będę robić afery, sprzątnęłam. Ale następnego dnia pojawiła się kolejna, tym razem bliżej schodów. Kiedy sytuacja się powtórzyła po raz trzeci, nie wytrzymałam-sfotografowałam artefakt, wydrukowałam "odezwę" z dodatkiem zdjęcia. Napisałam m.in. że szkoda mi biednego psa, który przez lenistwo właściciela nie zdąża wyjść z bramy, i dodałam, że wiem kto zostawia takie niespodzianki. Zagroziłam, że następnym razem nie tylko oddam kupę właścicielowi do rąk własnych, bynajmniej nie w opakowaniu, oraz przykleję kolejną kartkę ze zdjęciem, ale tym razem jedyne co na niej napiszę, to numer jego mieszkania. Kiedy po kilku godzinach spojrzałam na swoje ogłoszenie okazało się, że kilka osób dopisało coś od siebie :) a po kilku kolejnych kartka zniknęła, a wraz z nią zniknął problem. Na szczęście właściciel psa nigdy nie dowiedział się, że blefowałam, i w rzeczywistości nie miałam pojęcia czyj pies był zmuszony załatwiać swoje potrzeby na klatce, dopóki sam się do tego nieświadomi nie przyznał-usłyszałam krzyki sąsiadki z piętra nade mną, kiedy kazała swojej nastoletniej córce iść zerwać tę kartkę, bo to jej wina, bo ona wyprowadza swojego psa, a sąsiadka nie ma zamiaru wstydzić się przed ludźmi z powodu lenistwa swojej córki.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
25 stycznia 2016 o 9:28

Mieszkałam kiedyś na parterze. Pewnego dnia znalazłam kupę pod swoimi drzwiami. Stwierdziłam, że z jednej nie będę robić afery, sprzątnęłam. Ale następnego dnia pojawiła się kolejna, tym razem bliżej schodów. Kiedy sytuacja się powtórzyła po raz trzeci, nie wytrzymałam-sfotografowałam artefakt, wydrukowałam "odezwę" z dodatkiem zdjęcia. Napisałam m.in. że szkoda mi biednego psa, który przez lenistwo właściciela nie zdąża wyjść z bramy, i dodałam, że wiem kto zostawia takie niespodzianki. Zagroziłam, że następnym razem nie tylko oddam kupę właścicielowi do rąk własnych, bynajmniej nie w opakowaniu, oraz przykleję kolejną kartkę ze zdjęciem, ale tym razem jedyne co na niej napiszę, to numer jego mieszkania. Kiedy po kilku godzinach spojrzałam na swoje ogłoszenie okazało się, że kilka osób dopisało coś od siebie :) a po kilku kolejnych kartka zniknęła, a wraz z nią zniknął problem. Na szczęście właściciel psa nigdy nie dowiedział się, że blefowałam, i w rzeczywistości nie miałam pojęcia czyj pies był zmuszony załatwiać swoje potrzeby na klatce, dopóki sam się do tego nieświadomi nie przyznał-usłyszałam krzyki sąsiadki z piętra nade mną, kiedy kazała swojej nastoletniej córce iść zerwać tę kartkę, bo to jej wina, bo ona wyprowadza swojego psa, a sąsiadka nie ma zamiaru wstydzić się przed ludźmi z powodu lenistwa swojej córki.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
24 grudnia 2015 o 23:14

Wszystko zależy od osoby na którą się trafi-kiedyś pracowałam jako sprzątaczka w kawiarnio cukierni, gdzie teoretycznie sprzątanie powinno mi zajmować ok.1,5 do 2h, wiadomo, na początku trwało to dużo dłużej, i nawet nie chodzi o wypracowanie sobie systemu, i ułożenie czynności w optymalnej kolejności, bo to zajęło mi ok. czterech/pięciu dni, ale na początku wysprzątałam dokładnie każdy zakamarek, a później w mniej eksploatowanych miejscach tylko utrzymywałam porządek, a rzeczy które trzeba było robić codziennie robiłam naprawdę sumiennie. Kiedy już przestałam tam pracować dawne koleżanki z pracy jeszcze przez długi czas narzekały na coraz to nowe sprzątaczki,i zgodnie twierdziły, że tak czysto jak za mojego "panowania" nie było tam już prawie do samego zamknięcia lokalu.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 6) | raportuj
23 grudnia 2015 o 19:25

Chciałam tylko poinformować, że lubię czytać Twoje historie i pogratulować narodzin syna, bo rozumiem, że to co opisałeś wydarzyło się w niedalekiej przeszłości, tak? Ach, no i oczywiście wesołych świąt wszystkim! :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 lipca 2015 o 10:46

@qulqa: Do ODPOWIEDNIEJ oceny opisanej sytuacji brakuje ci tylko jednej rzeczy: nie widziałeś wyrazu twarzy sąsiada i nie słyszałeś tonu jakim odnosił się do autorki. Ale ona widziała i słyszała, i mam wrażenie, że to właśnie te dwie rzeczy skłoniły ją do opisania tej historii. Bo widzisz, mimika twarzy i ton głosu są bardzo pomocne, a czasami wręcz nieodzowne przy ocenie intencji osoby mówiącej. A skoro autorka znając te dwa czynniki, zdecydowała się opisać tę sytuację na piekielnych, to jak dla mnie jest to podstawa do stwierdzenia, że sąsiad jednak miał zamiar być złośliwy, a nie życzliwy, jak wydaje się tobie. :)

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
19 maja 2015 o 23:41

@Kurka: To i tak dobrze, że Cię przesłuchali... Kiedy ja jako nastolatka, byłam świadkiem jak moja znajoma wbiegła na jezdnię prosto na maskę samochodu, (który swoją drogą jechał za szybko, a potem szybciutko kierowca przestawił auto "żeby nie tamować ruchu"), to nikt mnie nawet nie przepytał na miejscu, chociaż byłam chyba jedyną osobą która widziała całe zajście od początku do końca, nie dostałam też wezwania na komisariat, i w ogóle nikt nic ode mnie nie chciał...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
4 grudnia 2014 o 19:16

@Aptekara85: No właśnie dla mnie to też jest dziwne-kiedy potrzebuję jakiegoś rzadkiego leku, to obdzwaniam wszystkie większe apteki w mieście, jeśli nigdzie go nie ma, to dzwonię do najbliższej dużej apteki i tam zamawiam. Nigdy nikt nie robił mi z tego powodu problemów.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
12 listopada 2014 o 22:32

@krogulec: Mój mąż jest szowinistyczną świnią, bo jak przy przeprowadzce chciałam mu pomóc wynieść rzeczoną lodówkę, to mnie przegonił i zawołał swojego ojca. Niestety jak się finalnie okazało, było to tak naprawdę gorszym rozwiązaniem, i wnosić już musiałam ja... A teść przecież facet z krwi i kości, nie to co ja, płocha niewiasta - i jak to wytłumaczysz... :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
27 października 2014 o 23:21

@Bydle: Ja załapałam ironię, ale była słaba i w dodatku rozciągnięta jak flaki z olejem. Może inni też tak stwierdzili?

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
8 października 2014 o 20:52

@fotopstryk: Właśnie mnie uświadomiłeś, żem bezbożnik, bo ślub brałam właśnie w marcu. O matko, chyba muszę się wyspowiadać... Ale ja w sumie tylko cywilny, to może nie pójdę do piekła? :D A nie, cholera, jednak pójdę, bo bez kościelnego żyję w grzechu przecież... No i 12 lat siedzenia grzecznie na religii w szkole poszło psu na budę! Niech Cię, a żyłam dotąd w błogiej nieświadomości!

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
24 września 2014 o 1:00

@nipman: Wygrałeś internety:) Aczkolwiek zanim uzmysłowiłam sobie kwotę jaką dysponował (nie)szczęśliwy kupiec, to pomyślałam jeszcze przelotnie o A6 2,5 v6. Matko kochana, ależ to było g... Sprzedaliśmy ją chyba nawet szybciej niż kupiliśmy, ale i tak ze stratą, i to sporą...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
22 lipca 2014 o 10:32

@Datecs: Oczywiście! Nie masz pojęcia ilu ludzi w naszym kraju ma rentę z tytułu alkoholizmu właśnie.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
22 lipca 2014 o 10:30

"Dopóki wódka wykręca twarz to ok, bo jak zacznie smakować to wtedy masz problem." To ja chyba mam straszny problem, bo wódka smakuje mi baardzo, i to od pierwszego użycia... Ludzie mi się dziwią, niektórzy pukają się czoło, ale taka prawda i co zrobić... Ale mimo, że mi tak smakuje, to w ciągu ostatnich czterech lat nie piłam jej wcale, a od kiedy zaszłam w ciążę, czyli od grudnia 2007r. może ze trzy razy. W pozostałym czasie jakoś nie było okazji, albo odpowiedniego towarzystwa. I wcale nie substytuuję jej innym alkoholem- od czterech lat jedyny alkohol jaki spożywam, to lampka szampana w sylwestra, a we wrześniu zeszłego roku zaczęłam z mężem produkcję własnego wina, i jak wina nie znoszę, to to nasze tak mi smakuje, że kiedy już będzie całkiem gotowe, to chyba wytrąbię całą butelkę na raz :)

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1015 16 następna »