Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anulla89

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 3:58
Ostatnio: 21 lipca 2020 - 7:53
O sobie:

Skoro już tu zajrzałeś, to Ci powiem co nieco... Urodziłam się w 89' w najpiękniejszym polskim mieście (czyli oczywiście we Wrocławiu). Mam wspaniałego, gburowatego męża, i dwie wiecznie uśmiechnięte córki (roczniki 2008 i 2018). Poza tym jestem fanką kotów, mam jednego biało czarnego, przygarniętego wprost z chodnika pod blokiem, lenia o niesamowicie miękkim futerku, i drugiego, szroburego rozrabiakę, uzyskanego w identyczny sposób :) Tyle chyba Ci wystarczy? Miłego dnia życzę:)

  • Historii na głównej: 12 z 19
  • Punktów za historie: 2471
  • Komentarzy: 403
  • Punktów za komentarze: 1568
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
12 października 2019 o 0:32

@pusia: Ja w obu ciążach też nie korzystałam z tych wszystkich "przywilejów" z własnej woli, ewentualnie jak ktoś mnie wołał do kasy, czy w innej przychodni, choć w pierwszej ciąży czułam się na tyle dobrze, że nawet w takiej sytuacji czasem odmawiałam, bo zwyczajnie nie było mi to do szczęścia potrzebne. Moja starsza córka ma 11 lat, młodsza 10 miesięcy, i przez ten czas podejście ludzi do kobiet w ciąży rzeczywiście mocno się zmieniło, i to na gorsze, ale nawet teraz gdy byłam w ciąży zdarzało mi się spotykać z uprzejmością wynikającą z mojego odmiennego stanu. Co ciekawe, najczęściej w miejscach gdzie ludzie nie byli do tego zobligowani żadnymi standardami, jak w przychodniach, czy innymi kasami pierwszeństwa w sklepach. A ja ze swojej strony zarówno przed pierwszą ciążą, jak i po drugiej staram się ciężarnym ułatwiać życie, i zwykle się do nich uśmiecham na ulicy, bo sama wiem jak paskudny dzień nieraz może mieć kobieta w ciąży, i jak potrafi, choćby na chwilę poprawić humor widok życzliwej twarzy, zwłaszcza w czasach gdy większość patrzy na taką kobietę jak na zło konieczne, albo jakiegoś nieprzyjemnego insekta :)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 12 października 2019 o 0:33

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
11 października 2019 o 23:30

Szczerze mówiąc nie rozumiem oburzenia na pytanie "co Pan poleca?" Swego czasu pracowałam na stoisku z całkiem niezłymi wędlinami i kiełbasami. Nie było jakiegoś mega wyboru, ale wędlin zawsze były minimum 3-4 rodzaje, w lepszych dniach maksymalnie do 7-8, zależy jak tam się wędzarnia wyrobiła, kiełbas zawsze ok. 8-10 (zabijcie mnie-nie pamiętam dokładnie). Nie macie pojęcia ile razy w ciągu dnia słyszałam tekst "a co pani poleca?" i zawsze coś polecałam, z tym, że na zasadzie "jeśli woli Pan to, to polecam tamto, a jeśli śmo, to powinno Panu smakować owamto, itd." Czasem ludzie brali pierwszą lepszą rzecz, ale zazwyczaj przy odrobinie dobrej woli, i po kilku pytaniach pomocniczych udawało się z nich wyciągnąć co by im pasowało. Miałam jeszcze broń na zupełnie niezdecydowanych, mogłam im dać spróbować plaster wędliny, czy kawałeczek kiełbasy-w knajpie niestety zwykle nie ma takiej możliwości, ale i tak odpowiedź na takie pytanie nie powinna przekraczać kompetencji rozgarniętego pracownika, który wie co sprzedaje. I owszem, może i wymaga to odrobiny wysiłku, ale właśnie po to stoi tam ten człowiek, bo inaczej wystarczyłyby ekrany do zamawiania jak w McDonald's. Może nawet byłyby lepsze, niż taki zblazowany gość, bo można by do produktów dodać dokładny opis... :( edit: Żeby było zabawniej nigdy, serio nigdy nie zdarzyło mi się żeby ktoś wrócił z pretensjami, a dość często wracali do mnie zadowoleni klienci, nie raz z tekstem "bo pani mi tak dobrze doradziła, wszystkim w domu smakowało", i bardzo często oprócz kupna już wypróbowanych rzeczy, prosili żeby im jeszcze coś polecić.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 11 października 2019 o 23:37

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 sierpnia 2019 o 18:30

@hulakula: Nawet nie trzeba się ubiegać, to się dzieje samo, po odpowiednim czasie. Ubiegać się o to można, jeśli chcemy, żeby wyrok zatarł się szybciej.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
4 sierpnia 2019 o 19:07

@Meliana: No nie bardzo od razu usuwać. Kuzynka mojego męża przy pierwszej cesarce trafiła na partaczy, i kiedy miała drugą, lekarz powiedział jej, że po pierwszym zabiegu, cytuję "pozszywali ją jak starą skarpetę", i absolutnie nie powinna mieć więcej dzieci. Ona wybitnie dzieciolubna, ciężko jej było, ale pogodziła się z losem, i się pilnowała. I przy którejś z kolei wizycie, u tego samego zresztą lekarza, 10 lat po drugiej ciąży, doktor sam zapytał, czy nie myślała o trzecim dziecku ostatnio (znają się dość dobrze, lekarz wiedział, że chciała mieć trójkę), ona zdziwiona mówi, że przecież jej zabronił, i o co chodzi w ogóle, na co lekarz stwierdził, że owszem, ale w ciągu tych 10 lat ciało zregenerowało jej się na tyle, że jak by chciała, to on nie widzi w tej chwili przeciwwskazań. No i ma trzecią córkę, za miesiąc skończy roczek.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2019 o 19:09

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
18 lipca 2019 o 0:54

@raj: Masz plusa, bo niegłupio piszesz, ale w tej konkretnej sytuacji chyba nawet głupi by się domyślił, że się go wystraszyłam-wiesz, noc, ciemno, pusto na ulicach, babka którą "śledzisz" co jakiś czas nerwowo zerka przez ramię, i z każdym spojrzeniem coraz bardziej przyspiesza... Podejrzewam, że w takich okolicznościach raczej bym sobie odpuściła "pościg", choćby nie wiem jak śliczna dziewczyna przede mną uciekała.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 18 lipca 2019 o 0:55

[historia]
Ocena: -3 (Głosów: 13) | raportuj
15 lipca 2019 o 10:17

Ciężarna "źle się czuje", ale ma dość siły żeby jednym ciosem znokautować babę... Chciałabym tak "źle" czuć się w ostatniej ciąży...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 lipca 2019 o 10:18

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
11 lipca 2019 o 23:00

Współczuję Ci. Serio. Ale mąż mnie za chichoty o tej porze wygonił z pokoju jeszcze zanim doczytałam do końca sam początek :D Teraz boli mnie twarz, i starszą córkę obudziłam zacieszając jak głupia w łazience :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
11 lipca 2019 o 21:34

Też rozwaliły mnie komentarze pod tamtą historią.. Tu już nawet nie chodzi o kulturę osobistą, ale właśnie o to jedno zdanie użyte w historii: traktuj innych, tak jak sam chciałbyś być traktowany. Nawet niewychowany człowiek stosując taką zasadę raczej nie napsułby nikomu krwi, bo chyba nikt nie chce być źle traktowany. Empatia, umiejętność postawienia się w sytuacji innej osoby-te słowa są dziś bardzo chętnie powtarzane, ale tak naprawdę niewiele osób rzeczywiście to robi, zastanawia się jak ich zachowanie może być odebrane przez innych ludzi, zwłaszcza gdy mówimy o relacji klient-sprzedawca/usługodawca. Tak jakby sam fakt wnoszenia opłaty za jakąś rzecz/czynność sprawiał, że już tej drugiej osoby nie trzeba traktować jak człowieka, skoro się mu płaci. Okropne to jest. Tym bardziej, kiedy ja, jako osoba z natury uprzejma, na każdym niemal kroku wiedzę uznanie i doceniane zwykłej uprzejmości z mojej strony, jakby to był towar tak rzadki, że każdy jego przejaw świeci z daleka, podczas gdy jeszcze wcale nie tak dawno temu było to coś powszechnego. Przykro mi patrzeć jak ludzie są coraz bardziej skupieni na czubkach własnych nosów, zupełnie nie dostrzegają innych ludzi, kompletnie nie zauważają, że ludzie wokół też mają jakieś uczucia, a żeby przez moment się zastanowili jakie to uczucia, czy skąd się wzięły, jest zupełnie nie do pomyślenia! Kiedyś ludzie ze sobą rozmawiali, w sklepach, na przystankach, w komunikacji zbiorowej, w poczekalniach, dziś jak się ktoś do kogoś odezwie bez konkretnego powodu, to ludzie patrzą na niego jak na kosmitę. We Wrocławiu na pl. Społecznym jest bardzo trafny napis, brzmiący (mniej więcej, bo nie pamiętam dokładnie) "nie rozmawiaj z nikim(albo z nieznajomymi?), bo jeszcze kogoś poznasz"

[historia]
Ocena: -5 (Głosów: 7) | raportuj
11 lipca 2019 o 20:07

Wątpię w prawdziwość tej historii z jednej prostej przyczyny: autor pisze, że opisana sytuacja miała miejsce wczoraj-nie wiem jak wy, ale ja mam całkiem niezłą wyobraźnię, jak się postaram, to potrafię naprawdę porządnie "wejść w czyjeś buty", jak mawiają za oceanem, i szczerze mówiąc nie wiem czy przy takich emocjach, jakie powinny w tych okolicznościach towarzyszyć normalne u człowiekowi, byłabym w stanie napisać tę historyjkę tak zwięźle, zgrabnie i po kolei po tak krótkim czasie. Może po tygodniu, albo dwóch, ale napewno nie w niespełna 24h po wydarzeniu. No chyba, że autor jest socjopatą, emocje nim nie targają, i może w tej sytuacji w pełni skupić się na ładnej kompozycji swojego tekstu. A tak w ogóle, to czytając czułam się jakbym miała przed sobą streszczenie którejś z powieści Danielle Steel :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
11 lipca 2019 o 19:39

@Iceman1973: Tak, wiem, to telefon mi przestawił, a już nie mogę edytować. Jeszcze pytałY, a nie pytał.. edit: tak w ogóle, to zazwyczaj sprawdzam, czasem po kilka razy, czy nie ma błędów i literówek w tym co piszę, ale akurat mi się dziecko wkurzyło, i tym razem brakło mi na to czasu. :)

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 11 lipca 2019 o 19:44

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
10 lipca 2019 o 19:01

@starajedza: Jak to możliwe, że jeszcze nie dostało to coś dożywotniego bana, to ja nie ogarniam... A tak zrównując się z tym poziomem: szkoda, że twoja matka nie trzymała majtów na tyłku, nie zatruwałby teraz jej bachor internetu swoim marnym trolowaniem...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
10 lipca 2019 o 17:18

Rodziła w grudniu ubiegłego roku-przy wejściu na salę noworodków była jedna umywalka, na sali dwie kolejne. W czasie każdej mojej, czy męża wizyty na tej sali położne i pielęgniarki pytał po kilka razy czy umyliśmy ręce. Więc odpowiedź na twoje pytanie brzmi: nie, już tak nie jest, jest zupełnie odwrotnie. Przynajmniej na wrocławskich klinikach.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
10 lipca 2019 o 17:01

U mnie w bloku był inny problem-ludzie traktują rowerownię jak graciarnię. Jeden, drugi, trzeci sąsiedzki apel nic nie dał, to dwie najaktywniej korzystające z rowerowni sąsiadki zawzięły się, i przeprowadziły następujący plan: W poniedziałek wywiesiły w kilku miejscach kartkę, że w weekend będą porządkować rowerownię. Zostają rowery, wózki i inne sprzęty dziecięce, typu jakieś sanki czy hulajnogi. Rzadko używane, stłoczone razem, często używane trochę luźniej, bliżej wejścia. Rzeczy zepsute będą wyrzucone, reszta (ponieważ babki w porządku i nie chciały robić świństwa, tylko odzyskać przestrzeń), zostanie zgromadzona w najdalszym kącie pomieszczenia, a od tej pory każdy gabaryt, który się pojawi w innym miejscu, i nie zniknie w ciągu maks tygodnia, ląduje na śmietniku. Jest to rozwiązanie takie sobie, ale jednak coś się zmieniło. Obie, tym razem jeszcze ze mną do kompletu, zapowiedziały, że jeśli w rowerowni znów zrobi się za ciasno, to tym razem weźmiemy zgodę od administracji na wyrzucenie wszystkiego, co nie powinno się tam znaleźć. Tak jak na struchach czasem przeprowadza się okresowe porządki, i to czego lokatorzy nie zabiorą wyrzuca się na śmietnik. Nie wiem tylko jakiej wielkości masz u siebie rowerownię, bo moja jest naprawdę spora, dlatego problemem nie są źle ustawione sprzęty, tylko właśnie jakieś stare graty. Jak się tu wpowadzałam, to w rowerowni był "kącik starszej pani", tzn. stolik, parasol i krzesełka, które kilka sąsiadek latem wyciąga na trawnik pod blokiem, tyle, że to wszystko ustawione jak na tarasie, po akcji sprzątanie, nagle okazało się, że stolik można złożyć, a krzesła postawić jedno na drugie.. Nadal jednak mamy tam dwa zderzaki samochodowe, fragment deski rozdzielczej, że dwa komplety opon, i masę innego chłamu, tyle, że teraz przynajmniej poukładane w jednym kącie...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 10 lipca 2019 o 17:05

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
8 lipca 2019 o 10:33

Ja wiem, że nie wolno, ale w takiej sytuacji ręką sama wciska klakson...

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
8 lipca 2019 o 9:31

@adas: Pan Adaś nie wziął pod uwagę jednej rzeczy, mianowicie tago, że konsultant banku (tak samo zresztą jak ja, i pewnie z 80/90% społeczeństwa), nie ma bladego pojęcia, że SMS specjalny przestaje nazywać się specjalnym, jeśli jest wysyłany za granicę. Tadam... I prawdę mówiąc ta wiedza nie jest mi niezbędna do życia, więc pewnie i tak o tym niedługo zapomnę, tak jak pan z infolinii, który nawet jeśli wiedział, to pewnie też zapomniał, albo zwyczajnie nie umiał rozwiązać problemu, więc odesłał klienta żeby zrobił cokolwiek, co ściągałoby konieczność kombinowania z konsultanta...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
11 czerwca 2019 o 19:57

@iks: Rozwydrzoną panienką to była raczej ta kasjerka, obrażona na cały świat, że ona, tak ważna, a musi PRACOWAĆ(!), w dodatku na kasie. Uwielbiam pracować jako kasjerka czy ekspedientka, zawsze (naprawdę zawsze) witam klienta uśmiechem, staram się stworzyć miłą atmosferę. Chociaż mogłabym pracować w innym, bardziej "prestiżowym" zawodzie, to jeśli tylko warunki finansowe mnie zadowalają, z przyjemnością idę pracować w sklepie. I widać jak moje podejście wpływa na klientów-swego czasu pracowałam w hipermarkecie, na stoisku z wędlinami i serami. Dziewczyny pracujące tam już od dłuższego czasu z daleka rozpoznawały stałych klientów, zwłaszcza tych "awanturujących się" :) Miały też coś w rodzaju "chrztu" dla nowych pracowników, mianowicie gdy widziały w kolejce któregoś z tych "niesympatycznych" klientów, wołały do obsługi nową osobę. Miałam takiego farta, że jednego dnia obsługiwałam pięciu takich znienawidzonych klientów. Nikt oczywiście nie ostrzegał nowych przed tymi osobami, dopiero po skończonej pracy, gdy szłam z kilkoma dziewczynami i kierowniczką przez parking, dowiedziałam się, że moja skromna osoba obrosła tego dnia legendą, bo dziewczyny oczywiście bacznie obserwowały jak mi idzie z problematycznymi klientami, i wprost nie mogły zrozumieć jak to możliwe, że wszyscy ci ludzie nie tylko nie mieli tego dnia żadnego "ale", to jeszcze uśmiechali(!) się do mnie, dwóch ze mną żartowało, a jedna z pań życzyła mi miłego dnia. Później dowiedziałam się, że dwie panie pracujące ze mną śmiertelnie się na mnie obraziły, bo gdy zapytano mnie jak to zrobiłam odpowiedziałam, że porostu byłam miła... Kiedy pracowałam tam już kilka miesięcy, robili nam takie szkolenie z obsługi klienta. Moja kierowniczką stwierdziła, że nasz dział zamiast siedzieć na szkoleniu mógłby poprostu poobserwować mnie przy pracy, i żartowała, że to szkolenie w ogóle powstało na podstawie mojego zachowania w stosunku do klientów. Co najsmutniejsze, to że ja naprawdę nie robiłam, ani nie robię w pracy nic nadzwyczajnego, jestem miła , uśmiecham się, staram się pomóc i doradzić, i co chyba najważniejsze, nigdy nie okazuję zniecierpliwienia czy irytacji. Obsługuję ludzi tak, jak sama chciałabym być obsłużona, i niejednokrotnie zdażyło mi się, że klient, który na początku zakupów warczał i prychał, odchodził od mojego stoiska uśmiechnięty i wyluzowany. Parę razy nawet ktoś mnie przeprosił za swoje zachowanie, i próbował się tłumaczyć. Zazwyczaj w takiej sytuacji mówię, że bardzo się cieszę, że zauważył, że robił coś nie tak, i miło mi, że się zreflektował. Ale ogólnie i tak wychodzę z założenia, że ja tam jestem dla tego klienta. Płacą mi za to, żeby zrobił zakupy, i wrócił do mojego sklepu, więc oczywiste jest, że staram się dla niego. Tutaj tego zabrakło, bo pani kasjerka zamiast zająć się klientem jak należy, myślała tylko o wyrobieniu normy, albo w ogóle o tym co będzie robiła po pracy. Błąd-w pracy jestem w pracy i pracuję na 100% Rynek się trochę zmienił przez ostatnie kilkanaście, albo i kilkadziesiąt lat, teraz pracownik sklepu nie ma tylko skasować i pobrać należność, teraz ma on też zadbać o to, żeby klient się dobrze czuł w sklepie, i chętnie do niego wrócił. Niektórym może się wydawać, że to przesada, ale serio, wystarczy do tego trochę dobrych chęci, nikt nie oczekuję rozwijania czerwonych dywanów, jedynie trochę empatii, zrozumienia, i należytego wykonywania swoich obowiązków. Bycie miłym nic nie kosztuje, ale zyskać tym można naprawdę wiele.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
7 czerwca 2019 o 11:19

@Najlepshy: Powtarzanie wszystkiego po kilka RAZY, "wykrzykiwanie" poszczególnych słów i nadużywanie wielokropka jest irytujące. Powtarzam IRYTUJĄCE........

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
5 czerwca 2019 o 9:16

Moja koleżanka organiczne wręcz nie cierpi słuchania muzyki z telefonu przez głośnik, więc już od kilku lat kupuje w kiosku pod domem najtańsze douszne słuchawki, takie po maks. 5zł, zawsze ma przy sobie dwie-trzy pary. Kiedy do tramwaju/autobusu wsiada jakiś małolat z zapędami na dj'a, to podchodzi do niego i wręcza mu takie słuchawki z tekstem: "nie, nie kochany/a, nie dziękuj, wiem jak to jest, kiedy się w domu nie przelewa, i nawet na chińskie słuchawki nie ma się pieniędzy, masz tu ode mnie taki prezent, oby dobrze ci służyły" :) Ze trzy razy widziałam taką akcję osobiście, a z jej relacji wiem, że tylko raz ktoś miał przez to do niej problem, zwykle reakcją jest piękny rumieniec, i wyłączenie muzyki, a kilka razy nawet jej się zdażyło, że trafiła na inteligentne osobniki, które zrozumiawszy przekaż, przeprosiły :) Nie wiem czy na rozmawiających w ten sposób też wypróbowywała ten patent, ale możliwe, że też by zadziałał :)

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
29 maja 2019 o 5:31

Współczuję kontaktów z głupimi ludźmi, zarówno przeszłych, jak i przyszłych, bo mam jednak nadzieję, że założysz działalność, i będziesz sprzedawać swoje kosmetyki komercyjnie, czego Tobie (ze względu na zysk i możliwość uzyskiwania go z, czegoś co najwyraźniej lubisz robić), i sobie (z powodu sporej chęci zakupu Twoich wynalazków) gorąco życzę :) Swoją drogą, chętnie zamieniłabym nawet kilkudziesięciu znajomych na jedną taką osobę jak Ty, która nie dość, że ma głowę na karku, to jeszcze nie brak jej odwagi i chęci i umiejętności, żeby zacząć zarabiać na swojej pasji :) Sama marzę o otwarciu strzelnicy i prowadzeniu kursów strzeleckich, jak narazie jestem na samiuteńkim początku, bo dopiero robię pozwolenie na broń, ale tak jak Ty, powolutku brnę do przodu :) Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia, wytrwałości, i mimo wszystko zadowolenia ze swojej pracy i jej efektów.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
28 maja 2019 o 10:15

Już w czasach szkolnych byłam zawsze poirytowana i zniesmaczona, poziomem umiejętności głośnego czytania wśród moich rówieśników. Przodowali w tym niestety chłopcy, ale ogólnie sposób w jaki czytała większość moich szkolnych kolegów i koleżanek był żenujący. Wtedy łudziłam się, że jesteśmy wszyscy młodzi, jeszcze w szkole, i z wiekiem na pewno się to zmieni na lepsze, bo patrzenie na sylabizujących(!) nastolatków było dla mnie torturą i makabrą. O ja naiwna... Jakiś czas temu mój kolega z gimnazjalnej klasy wrzucił na swój facebook filmik, na którym jego synek zabawnie reaguje na czytaną mu głośno bajkę. Najpierw czytał tato, następnie mama, a na końcu jakaś ciocia, również mniej więcej w moim wieku. Cała trójka czytała poprostu tragicznie. Kolega nadal momentami sylabizował(w tym roku kończymy po 30 lat...), obie panie zupełnie ignorowały interpunkcję, o odpowiedniej intonacji jakby nie miały pojęcia, dykcja też fatalna, niektórych słów nie dało się w ogóle zrozumieć. Wszyscy troje co chwilę się zacinali, i ogólnie czułam się jakbym słuchała dzieci z drugiej klasy podstawówki, które czytały jakiś trudny tekst, widziany pierwszy raz w życiu na oczy. A pod filmikiem napisane, że mały tak się cieszy za każdym razem kiedy czytają mu tę bajkę, czyli przynajmniej jedno z rodziców robiło to już kilkukrotnie-współczuję temu dziecku... Kolejny przykład-ponieważ moja córka ostatnio opuściła się z j.polskiego, to żeby mieć pewność, że przeczyta i zrozumie zadaną lekturę, czytam jej ją głośno przy każdej okazji. Jakiś czas temu byłam z nią u dentysty, więc zapytałam, czy nie będzie nikomu przeszkadzsć, jeśli trochę jej poczytam. Po skończonej wizycie musiałam wysłuchać gratulacji(!) jak to ja pięknie czytam, "no aż miło było posłuchać, a długo się pani przygotowuje do czytania córce? A kiedy to robię, itp., itd." Aż mi było głupio.. A kiedy powiedziałam, że ostatnio widziałam ten tekst, gdy sama przerabiałam tę lekturę w podstawówce, to zobaczyłam w kilku parach oczu najpierw niedowierzanie, a potem autentyczny podziw, jakby to, że potrafię "ładnie" czytać na głos, rzeczywiście stanowiło jakieś osiągnięcie, i było rzadko spotykaną umiejętnością... Jak się nad tym zastanowiłam, to zrobiło mi się strasznie smutno i jednocześnie się wkurzyłam, że coś co każdy powinien umieć, jest traktowane jak jakaś cholerna supermoc!

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
16 maja 2019 o 18:49

@woltomierz: Po pierwsze: to nie autor historii brał ślub... Po drugie: zastawił samochód którego w ogóle nie powinno tam być, bo parkin przykościelny był tego dnia wyłączony z użytku dla przypadkowych osób. A w razie gdybyś chciał argumentować, że parking publiczny, dostępny dla każdego, i inne takie, to przypominam, że był to parking prywatny, należący do kościoła, i jego zarządca (pewnie proboszcz) ma prawo zamknąć go kiedy i na ile, ba-może sobie nawet napisać, że we wtorki zakaz parkowania dla zielonych aut, a we czwartki dla srebrnych, i nikt nie może mieć do niego o to pretensji.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
12 maja 2019 o 8:19

@Hatsumimi: Mój mąż też byłze mną w ciązy przy pierwszej córce-ale tylko fizycznie, tzn. zacząl mu rosnąc okrąglutki brzuszek :) Tylko ja swojego pozbyłam się po 9 miesiącach, a on swój zachował, już prawie 11 lat :)

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
12 maja 2019 o 8:11

@Tolek: Gdyby ta sytuacja oznaczała dla mnie coś więcej niż swoistą "ciekawostkę przyrodniczą", to może i zrobiłabym którąś z zaproponowanych przez ciebie rzeczy, ale nie mam czasu na zajmowanie się bzdurami które nawet nie dotyczą mnie bezpośrednio. I bynajmniej ta sytuacja nie wywołuje u mnie żalu, frustracji, ani innych silnych, negatywnych emocji, co najwyżej lekką irytację i politowanie ;) mati22252: Dobrze wiedzieć. Chociaż nie jestem pewna, bo nie sprawdzałam za co te kwity są wystawione, a auto stoi w takim miejscu, że równie dobrze mogą być za zaparkowanie w niewłaściwym miejscu, jak i za nieopłacenie postoju w parkometrze, bo niedaleko stoi jeden, tylko nie jestem pewna czy to miejsce jeszcze się łapie na płatny postój. Musiałabym zwrócić uwagę na znaki w tym miejscu (nie jestem kierowcą, więc nie robię tego odruchowo;D) ale, wybacz, nie zrobię tego, bo aż tak mnie ta sprawa nie zajmuje, a aktualnie mamy paskudną pogodę :) Może spojrzę jak będę szła tamtędy następnym razem, o ile nie zapomnę ;)

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 18) | raportuj
9 maja 2019 o 14:44

Niedaleko mojego domu stoi samochód. Stoi już ponad dwa lata w tym samym miejscu, rejestrację ma z innego województwa, za wycieraczkami ciągle zbierają się mandaty (jakiś czas temu jak policzyłam było ich 36, ale co jakiś czas znikają, i zaczynają pojawiać się od nowa, od poprzedniej czystki zebrało się już ze 12). Podejrzewam, że właściciel nie ma pojęcia, że auto stoi w tym miejscu, albo nie żyje, lub siedzi. Ostatnio zwróciłam uwagę gościowi wypisującemu kolejny mandat, że to auto stoi tu już tyle czasu, i że wypadało by chyba to gdziś zgłosić, zamiast wypisywać tylko kolejne kwitki, to odpowiedział mi, że to noe jego broszka... Kilka dni później, kiedy przechodziłam obok akurat mijało mnie dwóch strażników miejskich, i odpowiedzieli mi dokładnie tak samo! Ciekawi mnie bardzo, czy gdyby auto było zaparkowane poprawnie, i nie dałoby się wystawić mu mandatu, to jak dawno temu zostałoby stamtąd usunięte. Nie zamierzam się tym jakoś szczególnie zajmować, ale zrobiłam zdjęcie, i przy najbliższej okazji zapytam o ten samochód jakiegoś policjanta, bo może auto było skradzione, i właściciel już dawno stracił nadzieję na jego odzyskanie..

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
2 grudnia 2018 o 8:13

@misiafaraona: Dzisiejsze dzieci jakieś takie mało hardcorowe, nie? ;D

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1015 16 następna »