Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

anulla89

Zamieszcza historie od: 4 marca 2011 - 3:58
Ostatnio: 21 lipca 2020 - 7:53
O sobie:

Skoro już tu zajrzałeś, to Ci powiem co nieco... Urodziłam się w 89' w najpiękniejszym polskim mieście (czyli oczywiście we Wrocławiu). Mam wspaniałego, gburowatego męża, i dwie wiecznie uśmiechnięte córki (roczniki 2008 i 2018). Poza tym jestem fanką kotów, mam jednego biało czarnego, przygarniętego wprost z chodnika pod blokiem, lenia o niesamowicie miękkim futerku, i drugiego, szroburego rozrabiakę, uzyskanego w identyczny sposób :) Tyle chyba Ci wystarczy? Miłego dnia życzę:)

  • Historii na głównej: 12 z 19
  • Punktów za historie: 2471
  • Komentarzy: 403
  • Punktów za komentarze: 1568
 
[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
6 kwietnia 2020 o 15:44

@zendra: Nie, nie musiała tyle zarabiać, i nie zarabiała. Ale suma pieniędzy wpływających miesięcznie na jej konto była zdecydowanie wyższa, bo oprócz jej wynagrodzenia, wpływała na nie też renta teścia, oraz wypłata mojego męża, który własne konto otworzył dopiero kilka miesięcy później. Nie bardzo rozumiem dlaczego tak (nieelegancko swoją drogą) próbujesz zaglądać mojej teściowej do portfela, ale mam nadzieję, że zaspokoiłam twoją ciekawość. Dodam jeszcze, że kiedy teściowa brała ten kredyt, w Polsce panowało kredytowe eldorado, i banki rozdawały, i wręcz wciskały kredyty wszystkim chętnym, co pewnie też miało jakiś wpływ na decyzję w tej sprawie. edit: Tak mi jeszcze przyszło do głowy, że w sumie to nawet zabawne jest to co piszesz, jeśli naprawdę w to wierzysz. Teoretycznie (i etycznie) rzeczywiście powinno być tak, że bank sprawdza czy będziesz w stanie płacić raty, i jeśli nie, to kredytu nie udziela. Ale praktyka pokazuje coś zupełnie odwrotnego, banki wciskają kredyty ludziom których zupełnie na nie nie stać, i nikogo to nie obchodzi.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 6 kwietnia 2020 o 15:51

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
1 kwietnia 2020 o 18:56

@MentalFreedomFighter: Wiesz, nie ma takiego obowiązku, ale gdybyś poświęcił dwie minuty, i zajrzał w komentarze pod tamtą historią, to wiedziałbyś, że nie chciałam go "wysłać do paki" za zioło, tylko wysłać go tam za cokolwiek, żeby przestał stanowić dla mnie zagrożenie. Gdyby wsadzali do pudła za np. krzywy zgryz, to osobiście bym mu go skrzywiła. Co do pozwolenia na broń, czy na zioło - też uważam, że to nie jest normalne. Moim zdaniem i jedno i drugie powinno być dostępne dla normalnego, pełnoletniego obywatela. Państwo nie powinno nam >pozwalać<, bo to już nie jest wolność. Państwo powinno ewentualnie zabraniać jednostkom, które dowiodły, że nie powinny czegoś robić lub posiadać. A co do ostatniego akapitu: żadna z tych rzeczy nie potrafi zabić. To człowiek zabija, broń jest tylko narzędziem. Równie skutecznie można kogoś zabić nożem, kijem, kamieniem, albo nawet gołymi rękoma.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
28 marca 2020 o 14:47

Świństwo do kwadratu... Niektórzy ludzie są odrażający, mało tego, że okradli, to jeszcze bezczelnie pod płaszczykiem pomocy... Czytałam też gdzieś ostatnio, że pojawiają się zgłoszenia dotyczące okradania domów, przez osoby przebrane za jakieś służby sanitarne, które przychodzą niby zdezynfekować mieszkanie, a pod nieobecność właściciela wynoszą oczywiście wszystkie wartościowe przedmioty...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
28 marca 2020 o 14:40

@justangela: Dzięki, wezmę pod uwagę to, co napisałaś, i przy kolejnej historii bardziej się postaram spojrzeć na nią z dystansu, bo w wielu miejscach masz w sumie rację. Próbowałam jakoś poskracać tę opowiastkę, ale po piątej próbie się poddałam, bo wychodzi na to, że musiałabym ją w zasadzie napisać od początku, a to byłoby moim zdaniem nie w porządku wobec tych, którzy już przeczytali i ocenili tę wersję. Obiecuję poprawę :) Mam do opisania na piekielnych jeszcze jedną osobę, ale w tej chwili wersja robocza jej historii jest jeszcze dłuższa niż to, co powyżej, więc muszę nad tym jeszcze popracować, dlatego jestem wdzięczna za wszelkie sugestie i konstruktywną krytykę :)

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
26 marca 2020 o 19:59

@digi51: Też mnie to zastanawia :) Wydaje mi się, że masz spoo racji, pewnie część takich osób jest już na tyle oderwana od rzeczywistości, że uważa, iż takie standardy panują wszędzie, i to zupełnie normalne, część z kolei zapewne sądzi, że zapraszając kogoś do siebie może pokazać innym jak "powinno" wyglądać porządne mieszkanie, niektórzy też zapewne zapraszają gości tylko na pokaz, żeby obwieścić światu, jacy są fantastyczni, czyści, porządni i zorganizowani... Jakieś inne powody napewno też istnieją, ale ponieważ nie jestem zupełnie szalona, to nie umiem postawić się na ich miejscu, i wyobrazić sobie o co jeszcze może chodzić. Mogę natomiast powiedzieć dlaczego gości zapraszała znajoma moich rodziców, bo moja mama ją o to kiedyś zapytała, i kobieta przyznała, że ponieważ mieszkała sama, nie miała żadnej rodziny, ani nawet zwierzaka, to zwyczajnie czasem samotność doskwierała jej na tyle, że wolała latać za gośćmi ze ścierką i miotłą, pokazując im jednocześnie, że nie jest całkiem normalna. Moja mama nawet próbowała ją namówić na jakąś terapię, albo chociaż wizytę u psychologa, ale to były wczesne lata 90' i babka zapierała się rękoma i nogami, a jak mama nie odpuściła tematu, i od czasu do czasu próbowała z nią o tym rozmawiać, to znajoma zaczęła jej unikać, i starała się nie zostawać z nią sam na sam...

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
25 marca 2020 o 22:10

@bazienka: Mój mąż ma tylko jednego brata, więc mimo wszystko stara się utrzymywać z nim kontakt. Matka wpoiła im, że powinni trzymać się razem, wspierać nawzajem, i choć jest to utrudnione ze względu na szwagierkę i odległość, to jednak starają się nie stracić całkowicie więzi. Tym bardziej, że w sumie Marek poza uleganiem żonie nigdy nie zrobił nam nic złego, a wręcz wiele razy pomagał mojemu mężowi jeszcze zanim ja go poznałam. Możliwe, że gdyby nie emigracja, to to wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej, bo M. twierdzi, że przed wyjazdem Marek potrafił się żonie sprzeciwić, postawić na swoim, i zawsze bronił rodzinę przed jej dziwnymi akcjami, ale na obczyźnie bardzo długo był z nią praktycznie sam, bez matki, brata, i kolegów, którzy by go wspierali i pomogli nie wpełznąć tak głęboko pod pantofel, w dodatku starał się skupiać na sobie jej fochy i pretensje, żeby ich córka miała w miarę normalne dzieciństwo. Poniekąd to ja go nawet w pewnym sensie podziwiam, że po tylu latach z tą kobietą nie zwariował, nie popadł w alkoholizm, czy inne nałogi, i nadal jest sympatycznym, wesołym facetem...

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
25 marca 2020 o 21:55

@digi51: Ożesz, przebiłaś manię czystości mojej szwagierki :D Moi rodzice mieli kiedyś taką znajomą, babka ostatecznie wylądowała na oddziale zamkniętym, ale póki nikomu jeszcze nie zagrażała, to wśród jej znajomych i rodziny krążyły ostrzeżenia, że biega za gośćmi z odkurzaczem po dywanach i z mopem po podłogach. Jedzenia i picia u siebie nie oferowała nikomu, bo sama stwierdziła, że nie nadąża ze sprzątaniem, a wcześniej potrafiła wisieć nad człowiekiem ze ścierką kiedy pił herbatę. Przez jakiś czas kazała gościom zakładać ochraniacze na stopy (nie na buty, ale właśnie na stopy), jednak zrezygnowała z tego pomysłu, bo irytowało ją szeleszczenie, i to, że jej się włosie w dywanach elektryzuje, i brzydko układa, każdy był też od razu po wejściu czyszczony rolką do ubrań... Babka miała wszystko poustawiane od linijki, i najmniejsze odchylenie od ustalonej przez nią normy doprowadzało ją do szału. Jeśli gość musiał skorzystać z toalety, dostawał jednorazową nakładkę, a i tak kobieta stała pod drzwiami łazienki, i od razu po jej zwolnieniu odkażała deskę i pryskała odświeżaczem, ale zanim się tam ustawiła, to jeszcze szybciutko wycierała ściereczką miejsce z którego wstała osoba idąca za potrzebą. Mama opowiadała mi, że kiedy była w jej domu, to czuła się jak na wystawie w jakimś ekskluzywnym muzeum, gdzie niczego nie wolno dotykać, i miała wrażenie, że nawet patrząc na jakiś przedmiot, może go "pobrudzić" w mniemaniu gospodyni :D Kobieta ewidentnie była chora, choć poza swoim domem jakimś cudem potrafiła nad tym zapanować, nie dręczyła ludzi wokół, ale po sobie zawsze sprzątała do ostatniej drobinki, bardzo często myła ręce, zawsze miała też przy sobie nawilżane chusteczki. Z moich lat szczenięcych pamiętam ją jako bardzo sympatyczną, wesołą i lubianą osobę, oczywiście poza jej własnym domem. Nie jestem pewna jak dokładną relację usłyszałam, ale podobno służby zainteresowały się nią, kiedy nie wytrzymała, i zaatakowała listonosza, bo nie układał jej poczty w skrzynce dokładnie według wytycznych,choć kilkukrotnie go w tej kwesti instruowała... Gość podobno został zabrany przez pogotowie, bo babka była słusznej postury, i jak zwykle na swoim podjeździe, miała w ręku solidną miotłę, mam nadzieję, że ta historia jest przesadzona, choć obawiam się, że raczej nie...

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
25 marca 2020 o 13:32

@bazienka: Nie mieszkamy, a mieszkaliśmy. Dawno temu, i miało to być rozwiązanie na okres maksymalnie 1,5 roku/2 lat, ale kiedy teściowa zachorowała plany się zmieniły. I nie była to kwestia "nie stać nas", bo normalnie płaciliśmy rachunki, i utrzymywaliśmy się sami, a mieszkanie i tak było za duże dla starszego małżeństwa (3 pokoje, ponad 90mkw całość), i teściowa była zadowolona, że nie jest sama z mężem, że nie musi samodzielnie opłacać całości wcale nie małych rachunków, i że ktoś jej pomaga w prowadzeniu domu. Plan był taki, że jak znajdziemy mniejsze mieszkania dla siebie i teściów, to się rozdzielamy, ale życie potoczyło się inaczej. Po śmierci teściowej mieszkaliśy tam jeszcze trochę, dopóki teść nie doszedł do siebie na tyle, że nie baliśmy się pozwolić mu mieszkać samemu, i zamieszkaliśmy osobno. "Po co Marek jest z tym paskudnym babskiem?" Uwierz mi, sama zadaję sobie to pytanie, i jedyna w miarę trzymająca się kupy odpowiedź jest taka, że na początku znosił to ze względu na córkę, a potem się przyzwyczaił. Ale jak dla mnie to i tak za mały powód do takiego męczeństwa, więc tak na prawdę nadal nie wiem, i chyba nigdy tego nie zrozumiem... Z nią kontaktu w zasadzie nie utrzymujemy, ale ze względu na stosunki między braćmi tolerujemy jej istnienie. Od tamtej pamiętnej kłótni Emilia zręcznie unika wszelkich tematów mogących wywoływać jakieś tarcia, więc zwyczajnie jej w tym nie przeszkadzamy. W tej chwili ani nam nie szkodzi, ani nie pomaga, a jej obecność w naszym życiu jest na tyle marginalna, że podejmowanie jakichś drastycznych kroków, żeby jeszcze ją ograniczyć nie jest potrzebne, a mogłoby tylko niepotrzebnie zaognić sytuację. Zawieźliśmy Kasię do domu, bo poprosiłnas o to Marek, poza tym wtedy moje kontakty z Emilią były na tyle ograniczone, że nie do końca zdawałam sobie sprawę z ogromu jej skrzywienia. Poza tym byłam młoda, naiwna, i pełna wiary w ludzi... A mój mąż jeszcze próbował zatrzeć nie fajne wspomnienia z przeszłości, i pokazać szwagierce, że mogą się normalnie dogadać, i żyć w zgodzie (grubo się przeliczył), dodatkowo prosiła nas o to teściowa, a moja teściowa była na prawdę wspaniałą kobietą, i z radością robiłam praktycznie wszystko o co poprosiła. Dodatkowo nasze córki, mimo różnicy wieku, fajnie się dogadywały, i Kasia bardzo chciała pokazać naszej młodej jak żyje, gdzie mieszka, przedstawić jej swoje koleżanki, itd. Wiesz, ten wyjazd to miały być takie "wakacje", a odtawienie młodej było przysługą dla szwagrostwa. Z biletami rzeczywiście daliśmy ciała, i mocno pluliśmy sobie potem w brodę. Teraz zawsze mamy dodatkowe, ukryte środki, na wypadek konieczności przerwania urlopu, i powrotu do domu. Wtedy nie tylko byliśmy młodzi i głupi, ale też nie przyszło nam do głowy, że Emilka odstawi taki numer, i niejako uwięzi nas w swoim domu do końca tygodnia...

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
25 marca 2020 o 1:41

@Jorn: Co do pierwszego : dzięki, już poprawiłam (starałam się wyeliminować błędy, ale i tak coś przeoczyłam, założę się, że nie tylko to...) Co do drugiego: Ta moja odpowiedź tyczyła się tylko stwierdzenia "obowiązki". Dla mnie jest oczywiste, że jak zatrzymuję się u kogoś na dłużej, to wykonyję część domowych prac, ale u siebie nie wymagam od gości, jeśli sami zaproponują pomoc - fajnie, ale nigdy nie przyszłoby mi do głowy robić komuś taką listę, jaką ona przygotowała dla nas. A co do trzeciego: bardziej niż o transport, chodziło tu o przekonanie mamy, żeby tam pojechała, a tego mógł dokonać tylko któryś z ukochanych synów, i to tylko będąc na miejscu, bo inaczej za nic nie zostawiła by męża samego na tak długo. Gdyby chodziło tylko o zawiezienie jej, to, choć też nie jesteśmy mega towarzyscy, też mogłabym na poczekaniu wymienić z 8 osób, które by to zrobiły natychmiast po usłyszeniu takiej prośby... @kartezjusz2009: To był nasz pierwszy wspólny wyjzd za granicę, na dłużej niż dwa, trzy dni, poza tym jechaliśmy do najbliższej rodziny mojego męża, i nie wpadliśmy na to, że znajdziemy się w takiej sytuacji. Ponadto mieliśmy oszczędności w gotówce, niestety w Polsce, i nie przyszło nam do głowy, że jej wysokość odmówi nam pożyczki na 24 godziny (chcieliśmy oddać pieniądze przekazem). Mieliśmy ze sobą jakieś pieniądze, ale za mało na zmianę rezerwacji. Teraz jesteśmy mądrzejsi. W historii tego nie zawarłam, bo już i tak jest strasznie długa, ale my za te "wakacje" nie tylko oddaliśmy im przysługę, przywożąc dziecko, którym wcześniej się opiekowaliśmy, ale również niejako zapłaciliśmy za mieszkanie u nich (nie dużo, hotel byłby adzdecydowanie droższy, ale jednak), i przy każdych zakupach też dorzucaliśmy im kasę, poza tym co osobno kupowaliśmy tylko dla przyjemności, a z czego korzystaliśmy wszyscy. I nie mam z tym problemu, rozumiem, że dodatkowe dwie i pół osoby ;) też trzeba wyżywić, oprać, itd., ale problem mam z definitywną odmową przebookowania biletu, ze względu na koszty, które i tak byśmy im zwrócili...

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 11) | raportuj
24 marca 2020 o 19:54

@Lapis: Dzięki :) A słówko świetne, rzeczywiście pasuje idealnie. A chłopaki byli mocno zżyci, ale przez tę jątrew mocno im przeszło, choć nadal starają się utrzymywać stały kontakt.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 24) | raportuj
24 marca 2020 o 19:47

@justangela: Sęk w tym, że jak człowiek opisuje jakieś swoje przeżycia, to wszystko wydaje się niemal równie ważne, podczas gdy dla obcej osoby część, lub większość może być bzdurą i pierdołą, nie wartą wzmianki... W sumie byłabym wdzięczna, gdybyś ty, lub inni czytelnicy, myślący podobnie do ciebie, wskazali co wg. was jest taką właśnie bzdurą, której brak nie wpłynie na zrozumienie całości. A ta historia nie miała na celu dochodzenia do jakiegokolwiek meritum, a jedynie w miarę dokładne opisanie konkretnej osoby. Do zarzutu okropnego pisania niestety się nie odniosę, bo to moim zdaniem już zupełniekwestia gustu-jednym się spodoba, inni stwierdzą, że to paskudne grafomaństwo, co i tak nie będzie miało nijak wpływu na moje pisanie, bo tak poprostu mówię na co dzień, i zmienianie tego na potrzeby kilku historii na piekielnych byłoby dla mnie tak nienaturalne, że wyszłoby z tego coś jeszcze gorszego :)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
18 marca 2020 o 13:27

@Morog: Jeśli naprawdę aż tak jak w historii, to z całego serca Ci współczuję, i przesyłam uściski.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
16 marca 2020 o 23:23

Fart, że miał okazję zapytać o motywację, bo rano by się grubo zastanawiał "co autor miał na myśli" :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
16 marca 2020 o 23:19

Fajki to pikuś :) u mnie w bramie mieszka kilku pasjonatów ziołolecznictwa, i skubani potrafią tak najarać, że cały dzień wali jak w hipisowskiej komunie... Sąsiadka mająca mieszkanie w końcu korytarza, pomiędzy trzema takimi ancymonami była kiedyś mocno chora, i bite dwa tygodnie nie ruszała się wwz ogóle z domu, a po tym czasie trochę dla jaj, a trochę z ciekawości, zrobiła sobie test na obecność THC, i ku jej olbrzymiemu zdziwieniu (kobieta nigdy w życiu nie paliła trawki) wyszedł pozytywny... Tak więc powtórzę-fajki to pikuś, za to przynajmniej nikt cię z roboty nie wyrzuci :)

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
16 marca 2020 o 14:54

Też mam taką sąsiadkę, co prawda w wersji light, bo jednak przychodzi tylko, kiedy sama nie daje z czymś rady, niestety zdarza się to całkiem często, bo jest opóźniona umysłowo. Da radę zrobić obiad, ogarnąć proste sprawy życia codziennego, itd., ale jak się z nią rozmawia, to od razu czuć, że coś jest nie tak, i zachowuje się trochę jak głupawa nastolatka. Potrafi przyjść np. z prośbą o pomoc w otworzeniu konserwy rybnej ... w puszce z zawleczką, albo żebym wymieniła jej worek w odkurzaczu, bo coś się zacięło, a jak przychodzę na miejsce okazuje się, że nie tylko worki nie pasują do tego modelu, to jeszcze jakimś cudem doprowadziła do takiego przegrzania silnika, że odkurzacz nadaje się już tylko na śmietnik, bo z gorąca potopiły się różne elementy.. Babka jest po pięćdziesiątce i opiekuje się swoją ponad 80 letnią, schorowaną matką (jeszcze kilka lat wstecz, to matka opiekowała się nią, ale teraz to córka jest tą zdrowszą...) Nie mam sumienia powiedzieć jej wprost, żeby spadała, ale czasami mam naprawdę dość, i wtedy po prostu nie otwieram drzwi, albo proszę moją córkę, żeby powiedziała, że mnie nie ma. Wiem, po świńsku, ale tu też nie jest tak, że ona nie ma nikogo innego, bo poza mną dręczy swoimi prośbami połowę sąsiadów z piętra, poza tym ma też dwie siostry, które regularnie się tu pojawiają. Irytuje mnie ta sytuacja bo w naszym mieszkaniu mieszkała wcześniej jej matka chrzestna, i kobieta z przyzwyczajenia puka najpierw do mnie, bo "ciocia" nigdy jej nie odmawiała, i albo pomagała jej sama, albo oddelegowywała do pomocy swoją wnuczkę lub jej męża, z którymi mieszkała. Dostałam w pakiecie z mieszkaniem nieporadną sąsiadkę, która uważa, że jestem w stanie rozwiązać każdy problem, który ją przerasta... Jeszcze pół biedy, gdybym miała jej tylko pomóc i sobie iść, ale ona uważa się chyba za moją przyjaciółkę, i zasypuje mnie rewelacjami nt. jej życia osobistego, niezmordowanie zaprasza mnie na kawkę, herbatkę, ciasteczko (na szczęście nigdy nie uległam, bo taka posiadówa tylko utwierdziłaby ją w wyobrażeniu o naszej "przyjaźni", poza tym widziałam jej naczynia i zrobione przez nią "wypieki", i serio, musiałabym chyba nie jeść od miesiąca i umierać z głodu, żeby się skusić na jej poczęstunek). Natomiast jej mama jest już lekko przygłucha, i trzeba się okropnie wydzierać w czasie rozmowy, poza tym kobieta nie miała łatwego życia, więc każda rozmowa schodzi na temat jak jej jest ciężko, źle i w ogóle, przy czym zwykle zaczyna popłakiwać, a to nie jest bynajmniej przyjemne tak nad nią stać i patrzyć jak płacze, więc staram się jak mogę unikać dłuższych rozmów z nią, chociaż szkoda mi babki... A teraz hit (wrażliwi niech lepiej odpuszczą). Jakiś czas temu matka sąsiadki miała operację, po której przez jakiś czas nie mogła za bardzo chodzić. Drugiego dnia po powrocie mamy do domu, sąsiadka przybiegła do mnie z prośbą o pomoc. Nie powiedziała od razu o co chodzi, tylko że trzeba jej z czymś pomóc przy mamie. Poszłam tam, biedna nieświadoma, i okazało się, że mama dostała lekkiej biegunki, i trzeba jej zmienić pieluchę, a że kobieta jest mocno otyła, to córka sama nie dałaby rady. Miałam ochotę odwrócić się i wybiec stamtąd... Ograniczyłam swoją pomoc do tego, że podniosłam starszą panią i pomogłam jej przejść pod prysznic, i instruowałam sąsiadkę co i jak ma robić. A ona liczyła na to, że ja jej matkę przewinę, a ona postoi i popatrzy, żeby się nauczyć, bo ja przecież mam w domu niemowlaka, to wiem jak to się robi... Nie mam pojęcia czym ta matka się żywiła i co spowodowało biegunkę, ale serio, nigdy w życiu nie czułam takiego smrodu. Zdecydowanie nie jestem jakaś delikatna, ciężko mnie mocno obrzydzić, ale przysięgam, jak sąsiadka rozebrała mamę, zrobiło mi się niedobrze (drugi raz w życiu od samego zapachu)...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
14 marca 2020 o 12:10

@Zlociutki: Nie, kombinerkom nic się nie stało, wyglądają dokładnie tak samo jak wcześniej.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 16) | raportuj
3 marca 2020 o 13:35

"Nie używamy rękawiczek, ponieważ nie ma takiej potrzeby. W tym żarciu jest tyle syfu, że moje brudne ręce na pewno mu nie zaszkodzą." :D

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
26 lutego 2020 o 15:18

@Doombringerpl: Ależ ja wcale nie twierdzę, że nie zawiniłam :) Zachowałam się jak debil i najadłam się przez to strachu. Może i masz częściowo rację co do źródła huku, bo korki znajdowały się na ścianie niecałe 2m za moimi plecami, ale jednak rąbnęło głośniej niż kiedy je poprostu wywala, bez żadnych "fajerwerków". A próbówkę w domu mam, ale jak napisałam-jak ostatni dureń, zwyczajnie jej nie użyłam :)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 14) | raportuj
22 lutego 2020 o 18:58

Może za dużo filmów się naoglądałam i książek naczytałam, ale domyśliłam się prawdy mniej więcej w momenci kiedy pojawiła się informacja o dwu tygodniowych wakacjach u rodziny. Ale zdaję sobie sprawę, że w rzeczywistym świecie to wcale nie było tak oczywiste. Autorka była zakochana, ufała temu mężczyźnie, i nie miała podstaw by podejrzewać go o cokolwiek, a już na pewno nie o coś takiego. My czytając tu jakąś opowieść wiemy z góry, że któryś z jej bohaterów zrobi coś paskudnego, ale w prawdziwym życiu prawdopodobnie też dali byśmy się oszukać, bo nikt nie wypatruje na codzień zdrady ze strony najbliższych osób. Dziewczyno, nie powinnaś mieć sobie nic do zarzucenia, bo to nie ty tu zawiniłaś. Absolutnie nie jest twoją winą, że facet wykorzystał cię w taki sposób, i nie powinnaś się o to obwiniać. Niektórzy mogą negatywnie patrzyć na to, że uświadomiłaś jego żonę z kim żyje, ale ja na przykład byłabym ci wdzięczna na jej miejscu. Owszem, pewnie by mnie to z początku załamało, ale i tak wolałabym wiedzieć o czymś takim. Co innego jedna noc z przypadkową kobietą, a co innego drugi związek, z kimś komu obiecywał wspólną przyszłość. Nie wiem jak pojedynczy skok w bok (na szczęście nigdy nie znalazłam się w takiej sytuacji), ale czegoś takiego nie umiałabym wybaczyć, choćby wcześniej był najwspanialszym mężem pod słońcem. Swoją drogą zastanawiam się, skoro okłamał cię w tak wielu kwestiach, to może i w temacie tego od jak dawna jego małżeństwo jest wg. niego "fikcją". Bo może już wcześniej miał jakieś kochanki na dłuższą metę, i dlatego potrafił tak dobrze przed tobą (i swoją rodziną) ukrywać prawdę. W końcu trening czyni mistrza... Wredna suka się we mnie teraz odzywa, ale mam nadzieję, że żona puściła go w skarpetkach, i jeszcze musi płacić jej alimenty na nią, nie tylko na dzieci, co jest całkiem prawdopodobne jeśli rozwodziliby się z orzeczeniem o winie. A ty droga autorko daj sobie czas. Jak sama piszesz minęło dopiero 1,5 roku, a przy takim ciosie to wcale nie tak dużo czasu. Trafisz w końcu na kogoś kto będzie wart twojego zaufania. Pozwól się zaleczyć ranom, ale przede wszystkim wybacz sama sobie, bo naprawdę nie miałaś jak obronić się przed tą sytuacją, i nie powinnaś obarczać się odpowiedzialnością. A z terapii nie rezygnuj pochopnie, nawet jeśli teraz wydaje ci się, że nie przynosi efektów. Choć moim zdaniem hakieś efekty jednak przyniosła, skoro mimo (niezasadnionego moim zdaniem) wstydu, postanowiłaś podzielić się z nami swoją historią. Trzymaj się!

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 7) | raportuj
21 lutego 2020 o 13:23

@singri: Dzięki, dobrze wiedzieć :) Chociaż i tak wolałabym wiedzieć, że mam taką niespodziankę na korytarzu, zanim o mało mi serce nie stanęło kiedy huknęło jak grom :)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
20 lutego 2020 o 16:31

@zendra: Wybacz, że tak późno odpowiadam, nie sądziłam, że po takim czasie pojawi się jeszcze jakiś komentarz :) Wiesz, większe pretensje mam do banku, niż windykacji, ale oni też w porządku nie byli. W ogóle uważam (choć zdaję sobie sprawę, że ze względu na, choćby koszty, ale i wiele innych czynników, raczej nikt takiego rozwiązania nie wprowadzi), że firmy skupujące długi powinny mieć obowiązek weryfikacji, czy dług rzeczywiście jest uzasadniony. W naszym wypadku np. wystarczyło spojrzeć w umowę kredytu, a po zauważeniu, że był ubezpieczony zażądać potwierdzenia, że ubezpieczenie nie zostało wypłacone. Jeśli nie ma takiego papierka, to nie brać takiej sprawy. Wiem, utopia, ale tak powinno być, imho. Co do sprawdzania zdolności kredytowej, to: 1: kredyt na 30.000 z kawałkiem, nie 50.000 2: dotychczas teściowa miała nieskazitelną historię kredytową, nie tylko w tym banku, ale w ogóle (to naprawdę sumienna i uczciwa osoba była) 3: teściowa zdecydowanie wolała przeżywać niż posiadać, dlatego większość wolnych środków przeznaczała na jakieś wyjścia, czy wyjazdy, a w pokoju miała zestaw wypoczynkowy z lat wczesnych 90', i komplet mebli z 80'. W sumie jedyne przedmioty przedstawiające jakąś sensowną wartość, a należące bezspornie do niej, to była pralka wzięta na raty trzy lata wcześniej, i wyceniona na 300zł, i telefon komórkowy wyceniony na 100,- 4: komornik w spisie ujmował tylko przedmioty należące do mojej teściowej, lub połowę wartości rzeczy należących do obojga teściów, ale tylko te, co do własności których nie było żadnych wątpliwości. Wiedział, że nikt na tym ani nie zyska, ani nie straci, ale powiedział, że taki ma system postępowania, i zawsze tak robi. Gość miał poprostu serce po właściwej stronie, i ogólnie sprawiał wrażenie porządnego faceta. Zaraz po ślubie zaczęliśmy po trochę odnawiać mieszkanie, kupować meble i wyposażenie, więc prawie wszystko, poza rzeczami osobistymi i meblami w pokoju teściów należało do nas, choć oczywiście korzystaliśmy z tego wszyscy. Złożyło się nawet tak, że gdy jakiś czas wcześniej zmienialiśmy samochód, to ponieważ nasz poprzedni był lepszy niż ten używany przez teściów, to oni sprzedali swoje auto, a my oddaliśmy im nasze, ale nie spisywaliśmy żadnej umowy, więc nawet ich samochód był formalnie nasz...

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
16 lutego 2020 o 3:20

@singri: Mi takie badanie zrobił optometrysta w fielmanie. Spędziłam w jego gabinecie prawie dwie godziny (jestem krótkowidz, a astygmatyzm mam na obu oczach, i, co raczej oczywiste, dla każdego oka każda wartość jest inna, więc się facet trochę nade mną nalatał), ale jak tydzień później odebrałam okulary, to poczułam się tak, jakbym dotychczas była ślepa, i pierwszy raz oglądała świat "naprawdę" :) Wróciłam do domu, i powiedziałam mężowi, że to jakiś cud normalnie, i że on też koniecznie musi sobie takie sprawić (ma to samo co ja, tylko trochę bardziej) :D A przez wiele lat myślałam, że tak być musi, i że wszyscy widzą tak jak ja, tym bardziej, że moja mama też jest krótkowidzem z astygmatyzmem, i nie raz z nią rozmawiałam o zwidach w granicy pola widzenia, i innych atrakcjach przewidzianych dla astygmatyzmu, ale jakoś nie wpadłam na to, że to jest coś nienormalnego :)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
16 lutego 2020 o 2:25

@astor: Mój kolega z liceum miał problem z wrastającymi paznokciami u stóp, i od końca podstawówki regularnie co roku ściągali mu paznokieć, raz z jednej stopy, raz z drugiej. Jak go zapytałam w drugiej klasie, w sumie po co, skoro i tak musi to ciągle powtarzać, i czy nie ma jakiegoś skuteczniejszego, albo chociaż mniej inwazyjnego sposobu, to sam nie do końca umiał odpowiedzeć, a gdy zapytał rodziców, to go tylko zjechali z góry ma dół, i tyle się chłopak dowiedział... Ciekawa jestem jak dziś sobie z tym radzi, skoro czytam, że da się lepiej. A co do historii, to zgroza. Ja miałam wyrzuty sumienia kiedy, mojej dziesięcioletniej wtedy córce, pomalowałam paznokcie na cielisty róż, bo w wakacje prosiła o to kilka tygodni... Na szczęście dla mnie, takie rzeczy dziś interesują ją bardziej jako ciekawostka, tzn. ogląda i podziwia, kiedy ktoś jej pokazuje jakąś ładną stylizację, ale baaardzo rzadko słyszę "chciałabym takie", za to dużo częściej "mama, zrób sobie takie" ;)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
14 lutego 2020 o 10:54

@zendra: Matko i córko, ależ bzdurę napisałam w pierwszych wersach tamtego komentarza! Mogę się usprawiedliwić jedynie tym, że już kurka późno było, bo sama nie do końca rozumiem, co ja tam próbowałam napisać... Z tym "zerowaniem", nie chodziło mi o to, że dług znika, tylko, że odpowiadasz do wysokości spadku, czyli nie własnym majątkiem, i niejako wychodzisz na zero, bo w tej sytuacji było oczywiste, że masa spadkowa nie przewuższy wartości długu. Trochę przesadziłam ze skrótem myślowym, a trochę też wynika to z tego, że nie raz po napisaniu komentarza, a przed zamieszczeniem, jeszcze coś w nim zmieniam, redaguję, i potem wychodzi z tego taki bełkot, jak tam. A przed komornikiem nie uratowało jej przedawnienie, bo nie miało się co przedawnić. Na sprawie sędzia skupił się przede wszystkim na kwestii ubezpieczenia, mówiąc, że jeśli wg. banku dług istnieje, to znaczy, że ubezpieczenie nie zostało uznane, a żaden dokument dołączony do pozwu bynajmniej na to nie wskazuje, natomiast umowa kredytowa, wraz z OWU, które ma przed sobą, wyraźnie wskazują, że w naszym przypadku jak najbardziej ubezpieczenie obowiązuje, i wierzyciel powinien raczej zwrócić się do ubezpieczalni, i tam wyjaśniać sprawę, a nie do nas, bo my wywiązaliśmy się z naszej części zobowiązania. Jednym słowem, nie mieli jak udowodnić istnienia długu. Ponad to zauważył też, że nawet gdyby dług istniał, to po otrzymaniu ode mnie spisu inwentarza, powinni conajwyżej pozwać nas o spłatę tych niecałych 800zł, na które on opiewa, a nie o 50.000. Ogólnie odniosłam wrażenie, że sędzia był conajmniej zniesmaczony tym pozwem, wydaje mi się, że przedstawiciel firmy windykacyjnej doszedł do podobnych wniosków, bo choć w sądzie się pojawił, to jednak poza suchym przedstawieniem punktu widzenia pozywającego, jakoś nie bardzo walczył, a słuchając sędziego nawet lekko kiwał głową, i ogólnie wyglądał na zażenowanego tym, że musi brać w tym udział po stronie tych "złych" :)

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
13 lutego 2020 o 12:32

@Jorn: Nic nie kręcę mój drogi. W sprzeciwie napisałam (wybacz, że nie zacytuję dosłownie), że nawet gdyby rzekomy dług istniał, to byłby przedawniony. Nieładnie tak zarzucać komuś kłamstwo, lepiej zapytać. Fakt przedawnienia był tylko "dodatkiem", taką wisienką, cały sprzeciw brzmiał w skrócie "nie jesteśmy wam winni ani grosza, probując wyciągnąć od nas kasę w zasadzie ocieracie się o łamanie prawa, a nawet gdyby jakiś dług rzeczywiście istniał, to i tak już by się przedawnił." Gdybym chciałanapisać całą historię tak, żeby od razu rozwiać wszelkie wątpliwości, to zajęłaby ona 10x więcej miejsca, a i tak pewnie znalazłby się ktoś z pytaniami. Uznałam, że po to są m.in. komentarze, i od początku staram się obszernie odpowiadać na wszelkie pytania.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1015 16 następna »