bloodcarver ♂
Zamieszcza historie od: | 15 czerwca 2011 - 15:47 |
Ostatnio: | 30 listopada 2024 - 0:14 |
O sobie: |
Mogłem mieć papierek dyslektyka. Nie chciałem - wolę się jednak starać. I jestem umysłem technicznym! Zarabiam na technicznych aspektach promocji. Tak że jak "czepiam się" stylu czy formatowania, to znaczy, że nawet takie beztalencia językowe jak ja widzą tu kłopot. A jak zwracam uwagę na orty - cóż, przed kim jak przed kim, ale przede mną usprawiedliwianie się dysczymśtam to śmiech na sali. PS komentarze omawiam tylko w komentarzach, wysyłanie PW na ich temat nie ma większego sensu, i tak nie przeczytam. Jeśli nie reaguję na twoją odpowiedź - ojej. PPS Ktoś zminusował hurtem moje komentarze. Ojej, mam już tylko 12 tysięcy punktów za komentarze i dwadzieścia tysięcy za historie, patrzcie jak płaczę, że mi te kilkanaście ubyło :D Bawcie się dzieci, bawcie. |
- Historii na głównej: 46 z 77
- Punktów za historie: 33011
- Komentarzy: 9259
- Punktów za komentarze: 76434
- Dzień dobry. Ja jestem adminem w firmie takiej a takiej, straciliśmy połączenie z internetem. Urywa się po trzecim węźle od wejścia do waszej sieci. Samo połączenie do was i autoryzacja wyglądają OK.
- Proszę pana, ja pana bardzo, ale to bardzo przepraszam za to, co teraz powiem. Ale ja muszę.
- Eee?
- Czy lampki na modemie się świecą?
odmęty internetu.
Uliczką idą sobie modni młodzi rodzice. (Tam? Ano tam.)
Za nimi popyla dziecko na trójkołowym rowerku. Ja się tam na dzieciach nie znam, ale na moje oko to może 3, 4 lata?
Dziecku kółko od rowerka wpadło w dziurę w chodniku. Młody był za mały, żeby sam sobie poradzić. Woła do rodziców w stylu:
[D] Mama, pomóż!
[M] No synku, postaraj się.
[T] Walcz synu, walcz, bądź facet!
I w ten deseń, rodzice stali dobre dziesięć kroków od dziecka. Aż w końcu się dzieciak popłakał.
Na balkonie nad rodzicami pojawiła się staruszka.
[S] Państwo wezmą to dziecko, przecież ile można, ono płacze!
[M] Co się pani w wychowanie cudzych dzieci wtrąca?!
[T] On ma być samodzielny!
[S] No ale dziecku źle, a i ja spokoju nie mam.
[T] Od*al się od nas, stara.
Staruszka zniknęła w mieszkaniu, a ja już odchodzę (taak może i mam znieczulicę. Spieszyłem się) i nagle jak nie usłyszę za sobą PLUSK!
Odwracam się i widzę: Mamusia mokra. Tatuś już wziął syna pod pachę, a rower w drugą łapę, oddala się z miejsca zdarzenia. Dzieciak się śmieje. Staruszka z miską na balkonie też.
Warszawa Praga
Tatuś prawo jazdy na ciężarówki robił dawno temu, w wojsku jeszcze. Wzięli to wzięli, korzystał ile mógł.
Na samym egzaminie dostaje polecenie:
[E] Teraz w lewo.
[T] Teraz?
[E] Tak, teraz.
I ojciec skręcił. Kilkanaście metrów przed skrzyżowaniem. Ponieważ egzaminator był starszy stopniem i wydał oraz potwierdził rozkaz, a wóz przynajmniej nominalnie był terenowy, to cóż. Ojciec zdał.
Wojsko dawno temu.
Gdy byłem młodszy, tak od podstawówki do liceum, mieliśmy psa. Takie coś, co w połowie było jamnikiem szorstkowłosym, za to po tatusiu miało rude kręcone włosy i wysokie zawieszenie. Ogólnie pocieszny psiak.
Miasto jak to miasto, więc wyprowadzany zawsze na smyczy.
Jedna z pań w pobliżu miała jamnika. Zawsze się witaliśmy, zawsze się psy witały, ot normalnie, bez wylewności ale po sąsiedzku. I tylko irytowało mnie, jak pani wyłuszczała:
[P] Jaki to wasz piesek biedny, biedny, zawsze na smyczy, taki biedny...
Milczałem, bo co można powiedzieć? Tłumaczenie o samochodach, o innych psach, o ludziach co się psów boją - nie docierały. Do czasu.
Pewnego razu jej pies wystraszył się czegoś, wbiegł pod samochód.
Parę dni później:
[P] Jaki ten wasz pies biedny, zawsze na smyczy, zawsze...
[J] Może biedny, ale żywy.
Więcej się do mnie nie odezwała.
Sąsiadki
Była sobie sieciówka z hamburgerami. I w owym czasie jedynego jej punktu w Polsce notorycznie miała ceny z końcówkami typu 49 czy 99 groszy. I jak się zapewne domyślacie, oczywiście nie mieli grosza wydać. A nawet z dwoma były problemy. Pięć groszy pod rząd. Wkurzyło mnie to trochę. Prawie miesiąc zbierałem miedziaki (nominały od 1 do 5gr) gdzie się dało. Rozmieniałem u kolegów. Wymieniałem barmankom "napiwki" na rozsądną walutę. Takie tam. No i uzbierałem - cenę dużego powiększonego zestawu. Dwa solidne woreczki, głównie jednogroszówek. I rozegrała się scena na troje aktorów. Na początku [j]a oraz [k]asjerka:
[j] Dzień dobry, zestaw ten i ten.
[k] Powiększony?
[j] Jak najbardziej.
[k] Tyle a tyle złotych 99 groszy
[j] Proszę (i woreszki lądują na ladzie)
[k] Co to jest?
[j] Pieniądze.
[k] Ale jakie?! Ile ja będę to liczyć?!
[j] No drobne, jakich wam zawsze brakuje. Dokładnie tyle i tyle, 94 grosze.
[k] Jakie 94? Cena jest 99.
[j] Jak mi oddacie te 5 groszy co mi jesteście w sumie winni, to będzie 99.
[k] Ja zawołam kierownika zmiany!
No i zawołała. I tu kierownik pokazał klasę. Kazał wydać mi zamówienie, przypomniał pani kasjerce że na zapleczu mają maszynkę do liczenia bilonu z utargu, obsztorcował za robienie kłopotu klientowi.
A mi podziękował. Bo faktycznie już nie dawał rady z dostarczaniem takiej ilości jedno i dwugroszówek. I się autentycznie ucieszył. I tak oto mi zemsta nie wyszła.
Teraz już od dawna ceny mają do złotówek, ew 50gr. No niektóre do 10.
Władca Burgerów ;)
Jeden taki się na mnie naciął. Historia parę latek ma. Autobus 521 w Warszawie. Stary rzęch, jeszcze nie z tych niskopodłogowych. Drzwi składające się na pół. Dochodzę do przystanku, i z nastu metrów widzę, że właśnie podjeżdża. No to biegiem.
Już sama końcówka, ostatni krok. Wybijam się nieco - nie ma nikogo za drzwiami, to myślę - wskoczę, wyhamuję w środku.
A tu drzwi się zamykają!
W powietrzu się nie zatrzymam.
Sto kilo żywej wagi w pełnym pędzie.
Tak. Wsiadłem z drzwiami.
MZA Warszawa
Jeszcze jako młody, bardzo młody czlowiek, tak koło 18-19 lat wracałem sobie wieczorem z imprezy. Kulturalnie, nawet nie za bardzo napity.
Na "przedostatniej prostej" z bramy energicznie wychodzi przede mnie ok 10 panów sportowych, w wieku różnym, ale ogólnie zbliżonym do mojego. I słyszę:
[D] Stój!
[J] Czego chcecie?
[D] Ty mieszkasz tam na Piekielnego, tak?
[J] Nooooo taaaaak
[D] I chodzisz lewą bramą, nie?
[J] No chodzę (tak, wiem, elokwencję mi zjadło)
[D] To dzisiaj idziesz prawą!
[J] Co?
[D] A bo tam w lewej jakieś obce ciule stoją, chyba kroić chcą, a my się jeszcze zbieramy żeby ich pogonić, na razie ich jest więcej. No, wypi!@#alaj!
I tak niemal przyprawili mnie o apopleksję, ratując moją skórę.
Sportowcy
[J] No i oblałam.
[E] Nie, było poprawnie.
[J] No ale trzy razy zapomniałam o kierunkowskazie na parkingu!
[E] No i po co pani mówiła? Tego że pani zapomniała ani ja nie zauważyłem, ani na nagraniach nie było... A tak, to się nagrało, i muszę panią oblać.
Idę sobie pewnego dnia do domu. Wieczór, ale taki że niebo jeszcze szaro-różowe. Podchodzę do drzwi, wyciągam rękę by wklepać kod do domofonu i PIERDUT!
Chwila zamroczenia...
OK. Rękę mam wykręconą za plecami. Twarz prawą stroną wprasowana w drzwi.
[J] Co k#rw@?!
[P] Podkomisarz Jan Piekielny*, dokumenty!
Tu machnął mi przed nosem blachą, legitymacją... ni członka nie było opcji by przeczytać.
[J] Jak kurde, się ruszyć nie mogę!
Zostałem odsunięty od drzwi, wydłubałem jedną ręką dowód.
[P] O, to nie ty.
I mnie puścił.
[J] Co to było?!
[P] Dostaliśmy anonimową informację, że w tej klatce ukrywa się podejrzany. A gdybym najpierw się przedstawił, to by uciekł i bym go stracił, bo przecież w takiej ciasnej zabudowie i tak nie wolno mi strzelać! Co się czepiasz?!
I oddalił się energicznie bez żadnego przepraszam.
Imię i nazwisko zmienione, bo byłem w "lekkim" szoku i nie pamiętam.
Policja. Chyba.
PKP. Warszawa. Pociągi na zachód jadą ze Wschodniego, tak żeby pozbierać ludzi ze wszystkich 3, czyli Wschodnia, Centralna, Zachodnia. Wtedy jeszcze nie było intercudów. Jechałem zwyczajnie pospiesznym, czyli miejscówek nie ma. Stawiłem się na dworcu dobre pół godziny przed podstawieniem składu. Na Wschodnim, bo jadąc na kraniec Polski jednak chciałem usiąść. Skład podstawiony, wsiadam, siadam grzecznie. Przedział się zapełnia - staruszka, jakieś małżeństwo, ot ludzie z przypadku. Przez centralny przeszło bez kłopotów. Za to na Zachodnim wsiada [B]abka z grupą dzieciaków i od progu wrzeszczy.
Tak się złożyło, że byłem najbardziej chyba pyskatą i odporną na bluzgi osobą (ach to praskie wychowanie), więc mówiłem w imieniu naszej 8 z przedziału, wspierany tylko ich głosami oburzenia które pozwolę sobie pominąć. Tak samo pozwolę sobie pominąć większość tychże bluzgów, bo by mi się gwizdka na klawiaturze starła.
[B] Co państwo tu robią?
[My chórem niezbornym] No siedzimy, a co?
[B] Proszę natychmiast stąd wyjść!
[J] Niby czemu?
[B] Rezerwację miałam!
[J] Przecież w pospiesznych nie ma miejscówek.
[B] Ale nie miejscówka! Rezerwowałam 4 przedziały.
[J] No cóż, kartki z rezerwacjami na 3 sąsiednich były, ten był otwarty i kartki nie miał.
[B] Ale ja rezerwowałam. Jest rezerwacja, co z tego że nie ma kartki!
[J] To pani będzie łaskawa iść po konduktora, jak on spartolił wywieszanie kartek to to jego problem nie nasz.
[B] Ale wy tu nie macie prawa siedzieć, sami sobie idźcie!
[J] Ale nam wszystko pasuje, może z wyjątkiem jednej niekulturalnej pasażerki.
[B] Jak ty do mnie mówisz?!
[J] Jak na razie raczej spokojnie, a co?
[B] Ty bezczelny **** [tak, miałem pomijać, nie gwiazdkować, ale tu się nie dało]
[J] Ja bezczelny?
[B] Ja idę po konduktora!
[J] No wreszcie! I co, nie można było od razu jak to zasugerowałem?
I tu babeczka spiekła raka i poszła. I byłoby miło, gdyby nie to, że faktycznie przyszła z [K]onduktorem, który... a, czytajcie:
[K] Proszę państwa, musicie państwo opuścić ten przedział.
[J] Dlaczego?
[K] Bo tu rezerwacja jest.
[J] Proszę pokazać kartkę z takim napisem i wyjaśnić, jak weszliśmy do zamkniętego na klucz przedziału w takim razie.
[K] Kartkę łatwo zerwać, a jak weszliście to ja nie wiem!
[Już nie "państwo", co?]
[J] Jeśli pan sugeruje, że tu włamywacze i oszuści to proszę się zastanowić, czy będzie pan się miał jak wybronić - skąd pan wie, czy nikt z nas nie jest prawnikiem? Poza tym świadków dużo.
[Chwała w niebiesiech, ludzie z korytarza, którzy w "naszym" przedziale mieli walizki, ale i nie tylko, też zaczęli krzyczeć, że racja nasza.]
[K] Proszę natychmiast opuścić przedział!
[J] To proszę nam wskazać inny.
[K] Jaki inny?!
[J] No chyba pan nie myśli, że przez pana niekompetencję ktoś z nas ma zamiar stać 5 godzin. Co, pani starsza (wskazuję na staruszkę pod oknem) ma stać niby? Bo niepotrzebnie czekała na stacji początkowej?
[K] Nie ma wolnych miejsc! Wychodzić!
[J] Jak tylko nam pan wskaże inny przedział.
[K] A skąd ja ci go *** wezmę?
[J] A stąd co dla tej pani, napadnie pan na jakiś inny i nałga, że rezerwacja. Chyba, że to trzeba w łapę dać?
Pan konduktor został zabity śmiechem i sobie poszedł. Paniusia też w końcu dała za wygraną.
PKP