Profil użytkownika
krolJulian
Zamieszcza historie od: | 6 kwietnia 2012 - 10:58 |
Ostatnio: | 19 października 2023 - 12:27 |
- Historii na głównej: 2 z 10
- Punktów za historie: 886
- Komentarzy: 177
- Punktów za komentarze: 1315
Zamieszcza historie od: | 6 kwietnia 2012 - 10:58 |
Ostatnio: | 19 października 2023 - 12:27 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Mijanou, pozwól że wyjaśnię Ci jak wygląda sprawa z takimi luksusowymi rzeczami. Otóż przeprowadzając ankietę, poza potrzebami najistotniejszymi typu żywność czy środki czystości, ew. sprzęt AGD pytamy o tzw. drobne upominki dla każdej osoby w rodzinie. Tutaj najczęściej pojawiają się jakieś przedmioty, które są marzeniem dla danej osoby. Jednak jeśli rodzina rzuca tutaj "nowy telewizor dla synka, bo mamy tylko jeden i nie możemy jednocześnie oglądać TV", to albo pytamy o coś skromniejszego, albo zastanawiamy się czy w ogóle ta rodzina się kwalifikuje-roszczeniowość wyklucza absolutnie. Natomiast prowadząc rozmowę nigdy nie sugerujemy nikomu "a może chciałaby Pani nową pralkę/zmywarkę/plazmę". Są osoby, które proszą w tym "prezentowym" punkcie np. o choinkę na święta, dzieci o różne zabawki czy gry. Istotą akcji jest przygotowanie paczek personalnie dobranych pod rodzinę, a nie rzucenie jałmużny (z cyklu 3 kg cukru, choć rodzina nie używa, 5kg makaronu, chociaż ktoś w rodzinie nie może go jeść, ale dałem, więc świąteczny dobry uczynek zaliczony).
"Następnie dla tej właśnie osoby wyszukuję się darczyńcy, który przelewa pieniądze na konto fundacji a ona wszystko kupuje" Nieprawda. Nikt nigdzie NIE PRZELEWA PIENIĘDZY. Właśnie to jest istota SzP-darczyńca sam kompletuje paczkę, którą potem przywozi do magazynu. Nie ma opcji żeby robił to wolontariusz-chyba że przy okazji sam jest darczyńcą. Łatwo być niedoinformowanym i wciskać ludziom kit. Większość uwierzy i bez sprawdzania zajmie stanowisko. Pieniądze dostaje Stowarzyszenie na pokrycie kosztów akcji-szkolenia wolontariuszy, promocję i ew. pensje dla kilku osób kierujących akcją.
Czuję się w obowiązku bronić Szlachetnej Paczki, jako wolontariusz. Przykro mi, gdy widzę wpisy "Naiwna Paczka" i tym podobne. Ten projekt jest jednym z bardziej przemyślanych. Nie dajecie pieniędzy, tak jak na fundacje, które pod przykrywką chorych dzieci/kotków/cokolwiek zgarniają kasę na osoby pracujące dla takiej fundacji. Tutaj istnieje opcja "Wspomóż Stowarzyszenie"-jasno określone na co przeznaczamy pieniądze. A w samym projekcie pracują wolontariusze, przez nikogo nie opłacani, robiący to z własnej woli. Mamy konkretne wytyczne co do kwalifikacji rodzin, w razie wątpliwości rozmawiamy z bardziej doświadczonymi koordynatorami. Rozmawiając z potencjalną rodziną obserwujemy jej zachowanie, mamy oczy i uszy szeroko otwarte, staramy się wyłapać wszystkie nieścisłości. Ale niestety nie unikniemy sytuacji kiedy ktoś nas próbuje oszukać. I potem pojawiają się historie takie jak ta. Sama w tym roku byłam u rodziny, która wykazywała postawę wybitnie roszczeniową i praktycznie bez wahania ją odrzuciliśmy. Z drugiej strony, dzięki Paczce rodziny dostają faktycznie rzeczy potrzebne im najbardziej. Sporządzamy dokładną listę potrzeb, a darczyńcy wybierają rodzinę na miarę swoich możliwości. Nie ma dawanie pieniędzy, jest mądra pomoc, która nierzadko daje rodzinie możliwość odbicia się od dna. Poczytajcie o projekcie, zanim będziecie wieszać na nim psy po przeczytaniu jednej historii. A może warto się zaangażować, zamiast z ciepłego domku wydawać opinie, samemu nie robiąc nic.
Rozumiem opóźnienie w księgowaniu-ale jeśli chodzi o mnie, to wniosek był składany bodajże w 2007, jak mamy spółkę przenosili do innego budynku, w związku z czym zmieniał się adres "zleceniodawcy". Oczywiście o ile dobrze pamiętam sytuację.
Też miałam podobną sytuację: pracowałam jakieś 3 tyg, po roku dowiedziałam się że nie jestem ubezpieczona. Myślałam że to przez tą pracę, że potem to nie wraca do stanu wcześniejszego (ubezpieczona przez mamę), ale nie-to nie wina pracy, tylko bajzlu w ZUSie-księgowość w pracy mojej mamy potwierdziła złożenie wniosku, panie urzędniczki już nie. Ostatecznie znalazły wniosek, niedługo potem eWUŚ zazieleniła się ponownie.
ha, mi podobna sytuacja zdarzyła się w bardziej zabawnym tonie-jestem drużynową dziewczynek w wieku 10-13 i tradycją jest, że co roku na obozie jedziemy do "cywilizacji". Na miejscu zwiedzamy jakieś muzea itp. i w zeszłym roku zabrałam małą gromadkę (akurat tylko 3 harcerki) i kolegę, również drużynowego do pomocy. Wchodzimy do muzeum, prosimy o przewodnika, podchodzi pani i lekko zdziwiona "a państwo to rodzina?". No tak, facet, dziewczyna i 3 dzieciaków... młodszych ode mnie o max 8 lat...
Takim zwyrodnialcom szczerze, nie po chrześcijańsku życzę żeby ich dzieci zrobiły w przyszłości tak samo. Jak można być tak nieczułym wobec osoby która wychowała, poświęcała się i dbała przez całe życie? Miałam babcię, która mnie wychowała-przeszła na emeryturę akurat jak się urodziłam, więc mama mogła w spokoju wrócić do pracy. Punktem honoru była pomoc jej pod koniec życia-jak trafiła kilkakrotnie do szpitala przed świętami, to wszyscy prawie siłą chcieli ją na same święta wyciągać do domu. Ale jak widać ludzie są różni :(
znaczy poszłam jako mięso armatnie? hmmm...
pewnie z ojcem z Torunia na czele... dlaczego tacy ludzie chodzą po świecie?
ja miałam pośrednio dwie sytuacje z dwóch stron barykady: jedna, gdy moją mamę zabrało pogotowie-nic mega poważnego, ale do szpitala już się kwalifikowało-i ratownicy jechali na sygnale, a na pytanie mamy czy jest z nią aż tak źle odpowiedzieli że nie chce im się stać w korkach... z drugiej strony: w tym roku byłam na Harcerskiej Służbie na Lednicy (to spotkanie młodych). zgłosiłam się do porządkowej i za zadanie miałam nie przepuszczeć ludzi przez Drogę Życia (czyli właśnie trasę dla karetek do stanowisk ratowników ZHP). nic się nie działo cały dzień, ale wiadomo, nigdy nie wiadomo kiedy karetka będzie musiała przejechać. i trafił nam się ksiądz, któy koniecznie musiał wbić na Drogę, żeby zdjęcia porobić "no czy teraz karetka jedzie? no przecież nie? a wy możecie sobie stać? no to ja też postoję" jak mnie wkurzył i kilka innych osób też, pozostało nam życzyć żeby ktoś blokował Drogę jak on będzie potrzebował pomocy... bo jedna osoba nic nie robi, ale daje zły przykład i jeszcze będziemy mieli cały tabun do przegonienia... ale jak widać niektórzy są ponad wszelkim prawem
boli mnie tylko fakt, że słowo z gwary przez cholerne media kojarzy się tylko z ustawkami i mega rozpierduchą. a że mój komentarz nie na temat? widząc porównanie "są kibice i kibole, katolicy i katole" musiałam sprostować. bo nie każdy wie, jakie jest pochodzenie słowa kibol i często źle go używa
kurde, zminusujcie mnie, proszę bardzo, ale jedna rzecz dodana w tej historii mnie trzęsie niesłychanie. Kibole (wgl. po co tu przytaczać przykład z kompletnie innej bajki?) to poznańskie gwarowe określenie na fanatycznego kibica. Głupie media wylansowały słowo kibol w znaczeniu chuligan i przestępca, całkowicie zapominając o prawdziwym znaczeniu. czekam na minusy.
gorzej jak się napotka dwie wycieczki na parkingu-udało nam się w zeszłym roku zrobić kolejkę i do damskiej łazienki i do męskiej. Kolega wchodząc do męskiego stanął w progu i zastanawiał się czy dobrze trafił :D
szlaucha pod biurkiem zamontować :D
@Helmut wierz mi lub nie, może jestem prostakiem nie używając określeń typu stryj czy stryjenka, ale w mojej rodzinie z kolei obecna jest często piękna gwara poznańska-a więc kultywuję przede wszystkim tradycję regionu, co chyba nie jest złe?
no jedno z drugiego wynika :D
w mojej rodzinie utarło się że nie mówimy stryj, stryjostwo tylko zwyczajnie-ot tak po prostu.
spoko, ja rozumiem że łatwiej jest mieszkać u rodziny, ale po pierwsze, jak już się z nią mieszka, to chociaż warto się zainteresować, czy nie trzeba zrobić zakupów, posprzątać itd. inna sprawa, że wujostwo biedni nie są, chłopak sprawny, mógłby zarabiać. no ale albo rodzice płacą i opiekują się synkiem, albo koleś się usamodzielnia. w tym przypadku wszystkim zajmowała się babcia i za wszystko płaciła.
może oceniam subiektywnie-jego niesamozielność objawia się w tym, że wszystkie sprawy załatwia za niego mamusia nie przebywa z nami-nawet nie zejdzie się przywitać, widujemy się maksymalnie raz na rok i nie chce mu się zejść po paru schodach, żeby nas zobaczyć? nie wiem co studiował, bo chyba skończył. kuzyn z najbliższej lini, a wiem tylko jak ma na imię i gdzie mieszka na co dzień.
w sumie to... nie pamiętam... ale wydaje mi się że na obu jest znak C-12. nawet oba mają nazwę(Rondo Solidarności i Rondo Obornickie), choć to o niczym nie świadczy. jak będę przez któreś przejeżdżać, to sprawdzę
wrzucam tutaj, nie na PW, żeby wszyscy wiedzieli za co mnie minusują, bo sama nie wiem-minusy to jakaś kara za niewiedze jak w szkole? mniejsza: takie dwa ronda mam w mieście (nie tylko te dwa, Pń to spore miasto) i oba mają światła, no i te nieszczęsne pasy do skręu w... lewo (?) http://screenshooter.net/7549339/vkrnykl http://screenshooter.net/7549339/qakvsfb
kłócić się nie będę, bo słyszałam tyle różnych wersji, że ciężko stwierdzić kto faktycznie miał rację. chociaż jak dla mnie, skoro jest pas który służy do skrętu w lewo (albo do znalezienia się na zachód od położenia zero, skoro skręcamy tylko w prawo), to jak dla mnie powinno się wrzucić kierunkowskaz, zgodnie ze znakami poziomymi. cóż, jestem tylko babą za kierownicą, aczkolwiek na swoją obronę dodam, że unikam jazdy jak stereotypowa baba ;)
moja kocica jest tak złośliwą paskudą, że jak ją w ciągu dnia drażnię (czyli odrobina tarmoszenia, bo pogłaskać się nie da, za żadne skarby), to wieczorem goni mnie po schodach i z radością wczepia pazury w moje nogi. a przed małymi dzieciakami chowa się, więc nie ma szans żeby jej krzywdę zrobili.
jednego nie rozumiem... jeżeli rondo było ze światłami i pasami do jazdy w różnych kierunkach, to na lewym pasie wrzuca się lewy kierunkowskaz. inaczej jeśli jest to małe rondo bez świateł. różni instuktorzy różnie mi mówili, więc nie jetem pewna jak to faktycznie jest, a w kodeksie nic nie znalazłam.