Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

midori

Zamieszcza historie od: 22 grudnia 2014 - 10:42
Ostatnio: 9 kwietnia 2024 - 15:13
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 246
  • Komentarzy: 33
  • Punktów za komentarze: 68
 
zarchiwizowany

#63963

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Stoję w kolejce po wędliny, stoją w niej 4 osoby - elegancka dama, ja, starsza pani, za nią starsza kobieta. Starsza pani pchnęła mnie raz, oglądając wędliny za szybą. Odsunęłam się. Pani zbliżyła się, oparła o mnie, dalej ogląda. Odsunęłam się. Pani zbliżyła się, oparła o mnie połową swojego ciała i ogląda dalej. Miałam dosyć:
- Czy mogłaby pani się odsunąć i nie opierać o mnie? Nie lubię tego.
- Och nie widziałam pani!
- Przecież stoję tutaj cały czas. Proszę nie kłaść mi się na plecach, dziękuję.
- Dobrze, przepraszam.
- W porządku.
I na to elegancka dama do mnie:
- Jak tak można! To starsza kobieta! Słabo widzi!
- Rozumiem, ale nie lubię, jak ktoś opiera się na mnie.
- Pani będzie stara! Życzę pani, aby pani się zestarzała i nie widziała!
- Dziękuję za życzenia noworoczne. Czy lubi pani, jak ktoś się na pani opiera połową ciała?
- Nie! Ale to starsza kobieta!
- Czy wobec tego mam nic nie mówić i to znosić?
- Nie mogę na to patrzeć!
- Niech pani nie patrzy i da innym żyć spokojnie.
Na to kobieta z końca kolejki:
- Nie można nie patrzeć! Jak tak można! Kobieta niedowidzi! Skandal!
Tu wtrąciła się sprzedawczyni:
- Klientka poprosiła, aby się o nią nie opierać. Nie musi tego lubić. Ja w autobusie też tego nie lubię i proszę, aby się trochę odsunięto.
Elegancka dama na to:
- W autobusie to co innego! Podchodzą i kradną! Tu kobieta nie widzi! Jak tak można!

Zrobiłam zakupy, nic już nie odpowiadając.
Tyle się mówi o asertywności, uczą jej chyba wszędzie. Starałam się, na Swaroga (jak mawia komiksowy Mirmił), ale chyba za słabo.

sklep

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 8 (46)

#25808

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Były dwa dni po denominacji złotego.

Kwiaciarnia otwarta godzinę, w kasie około 160 zł. Wszedł klient - nieźle ubrany, kluczyki od auta w ręku i poprosił 3 najdroższe róże osobno ozdobione. Miał zapłacić 15 zł. Bardzo mu się śpieszyło. Wręczył 200 zł w monecie. Moneta elegancka, spora, złota, orzełek, nominał, napis niepodejrzany. Nie miałam jednak całej reszty i zaproponowałam, że jeśli mu tak śpieszno, niech weźmie kwiaty i zajdzie później zapłacić.
Nalegał, że zapłaci więcej i może być 160 zł reszty.
Odmówiłam.
Wyszedł bez niczego.

Zadzwoniłam po chwili do banku, upewnić się, jakie to obecnie (na tamten czas) mamy monety.
Najwyższy nominał to 5 zł. Uff.
Pomysłowość nie zna granic.

sklepy

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 423 (517)

#41365

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym jak moja narzeczona stała się moją Eks.

Kiedy poznaliśmy się z moją narzeczoną, oboje mieszkaliśmy z rodzicami. Ale po dwóch latach zaczęliśmy myśleć o zmianie. Ja chciałem się wynieść z domu bo mieszkałem w ciasnym blokowym mieszkanku z rodzicami i rodzeństwem, a jej rodzice postanowili się wyprowadzić z miasta do domu na wsi, a mieszkanie w mieście wynająć.

Po kilku tygodniach udało nam się znaleźć super mieszkanie, oboje nawet nie mało zarabiamy, więc padło na dwupokojowe mieszkanko niedaleko centrum. Zabraliśmy się za urządzanie co mimo iż jestem facetem bardzo lubię. Trochę je przerobiliśmy tak, że powstała kuchnia z małym salonem, sypialnia i mały gabinet (po pracy często dodatkowo pracuję w domu więc to miał być takie moje małe biuro). Wszystko już prawie skończone, i nagle pojawił się problem. Mamusia mojej dziewczyny.

Do tej pory miałem z nią dobry kontakt, ale jak się przekonała, że na serio chcemy razem zamieszkać to zaczęły się schody. Rzeczona mamusia jest bardzo wierząca i zaczęły się gadki, że jakże to tak można mieszkać razem przed ślubem, że to grzech i nie tak wychowywała córeczkę.

Sytuacja zrobiła się trochę dziwna, ale moja narzeczona (która notabene jest niby wierząca ale do kościoła nie chodzi i ma w dupie wszystko co z nim związane) wymyśliła, że powiemy mamusi, że ona tam mieszka sama, a najwyżej jak by ją rodzice odwiedzili to ja pójdę na jedną noc do rodzinnego domu. Nie bardzo mi się ten pomysł podobał ale zapewniała mnie, że tak uwielbiają mieszkać na wsi, że przyjadą najwyżej raz na ruski rok.

No i się zaczęło.

Pierwsze trzy miesiące były super, rodzice raz nas odwiedzili na obiad i pojechali do domu wieczorem, a ja sobie kończyłem urządzanie mieszkania, itd.

Tydzień później niedoszła teściowa przyjechała na weekend. No i pierwszy raz zostałem wysłany do rodziców. Trochę się zdziwili, no ale musieli zrozumieć, że na wsi nie ma takiego dobrego fryzjera, tipsów i sklepów jak w mieście i jakoś przebiedowałem z bratem w starym pokoju.

Za dwa tygodnie sytuacja się powtórzyła, tym razem przyjechał brat mojej dziewczyny z żonką i znowu zostałem odesłany.

Na następny weekend przyjechała znowu mamusia, znowu na zakupy i posiedzieć z córeczką.

Trochę już się wkurzyłem, ale dziewczyna mi nagadała, że przecież obiecałem.

Dwa tygodnie spokoju i znowu przyjechał brat.

W końcu, postanowiłem z nią pogadać, nie po to płacę większość rachunków, żeby mnie eksmitowała co tydzień, zwłaszcza jak mam wolne i chciałbym sobie odpocząć we własnym mieszkaniu. To mi zrobiła awanturę, że nie szanuję jej rodziców, że dla niej rodzina jest ważna, a nie to co dla mnie i może ja lubię patologię ale ona nie będzie odmawiać własnej mamie.

Przez jakiś czas był spokój (o ile spokojem można nazwać to, że mamusia do niej wydzwania 10 razy dziennie i gadają o dupie Marynie, np. rozwiązują krzyżówkę przez telefon) i to o każdej porze dnia, od 7 rano, po 2 w nocy.

Pewnego dnia wróciłem do domu i zauważyłem, że coś jest nie tak. Wszystkie moje rzeczy zniknęły z półek szafek i łazienki (znaczy tylko takie rzeczy które były wyraźnie męskie, bo książki, filmy, elementy wystroju zostały).
Jak zapytałem o co chodzi to się okazało, że znowu mamusia przyjeżdża i moja dziewczyna pochowała moje rzeczy, bo mama zaczęła podejrzewać, że ja tam mieszkam. Wkurzyłem się i powiedziałem, że chyba czas z nią porozmawiać i powiedzieć jej prawdę, na co moja dziewczyna się poryczała i powiedziała, że jak weźmiemy ślub to będzie już normalnie, a teraz ona nie może tego mamie robić, bo takie ma zasady.
Moje zdanie że to totalna hipokryzja, bo tak na serio ze mną mieszka puściła mimo uszu i znowu wylądowałem u swoich rodziców. Niestety zapomniałem z tego wszystkiego zabrać trochę rzeczy do rodziców, więc zadzwoniłem żeby mi podrzuciła autem.

Wieczorem przyjechała do mnie z 3 walizkami i torbą. Zapakowała tam chyba wszystkie moje ciuchy, kosmetyki, itp.
Jak zapytałem po co mi to wszystko to stwierdziła, że przecież jej kazałem przywieźć rzeczy, a do tego mamusia zostanie kilka dni tym razem.

No i teraz finał.

Po jakimś tygodniu dzwoni dziewczyna, żebym wracał.
Wchodzę do mieszkania, idę do mojego pokoju jak gdyby nigdy nic. A tam nie ma mojego pokoju. Biurko, komputer, szafka na książki, fotel, wszystko zniknęło, a zamiast tego pojawiło się wielkie łóżko i szafa. Pytam się więc:
- Gdzie moje rzeczy?
- Wyniesione do garażu.
- Dlaczego?
- Rodzice się wprowadzają, bo się zbliża zima i na wsi im się znudziło.
- Czemu ja nic o tym nie wiem?
- Bałam się że będziesz zły (nie no serio?)
- Czemu w takim razie nie wprowadzą się do starego mieszkania, które wynajmują?
- Im tak wyjdzie taniej, nie martw się, zapłacą twoje rachunki.
- Co ja mam w takim razie zrobić?
- Przecież masz gdzie spać (u rodziców).

Szczena mi opadła, a ona jeszcze się zdziwiła, że się wściekam bo "przecież jak się poznaliśmy to też tak było, że mieszkaliśmy z rodzicami, więc ona nie wie o co mi chodzi".

Tak wiec zostałem wywalony ze wspólnego mieszkania i zostałem na lodzie, z meblami biurowymi których nie mam gdzie dać (u rodziców się nie zmieszczą), już nie wspomnę o czasie i pieniądzach jakie włożyłem w urządzanie tego mieszkania.

A moja narzeczona stwierdziła, że jak wezmę z nią ślub to będzie jak dawniej, a póki co mogę ją odwiedzać, ale jakoś o dziwo już nie mam na to ochoty.

Skomentuj (111) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1495 (1577)

#43741

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na początku studiów poznałem pewną dziewczynę. Miała na imię Katarzyna*, studiowała matematykę, którą zaczęła w tym samym czasie co ja mój kierunek. Wtedy mogłem z czystym sumieniem powiedzieć, że była to miłość od pierwszego wejrzenia. Teraz nazwałbym to zauroczeniem. Dogadywaliśmy się niesamowicie, byliśmy właściwie nierozłączni (na tyle na ile pozwalały nam nasze zajęcia). Cały wolny czas spędzaliśmy razem snując plany na przyszłość. Na ostatnim roku studiów zamieszkaliśmy razem w mieszkaniu kupionym przez moich rodziców*. Mieszkanie wykończyłem z pomocą wuja, który poświęcał dla mnie cały wolny czas. Znalazłem pracę i zaczęliśmy układać sobie życie. Nic nie wskazywało na to, że nasz związek może się rozpaść. Pewnego dnia odebrałem od niej telefon (dialog i wszystko co się działo później pamiętam jakby to było wczoraj).

[K]-Cześć. Możesz rozmawiać? Muszę ci coś powiedzieć.
[J]-Tak. Co się stało?
[K]-Wiesz to bez sensu. Ty masz inne priorytety (lubiła używać tego słowa) i ja mam inne. To nie ma szans się zgrać. Lepiej żebyśmy się rozstali. Przyjedź po pracy oddać mi klucze do mieszkania.
[J]-Klucze? Do TWOJEGO mieszkania?
[K]-No tak. Pa.

Po pracy prędko pojechałem do mieszkania, bo nie wiedziałem co może się tam stać pod moją nieobecność. Miałem dobre przeczucie, bo wszystkie moje rzeczy były zapakowane już w pudła (miło z jej strony, że chociaż poukładała je, a nie wcisnęła wszystko byle jak). Katarzynę zastałem w kuchni z "kolegą".

[K]-Szybko wróciłeś. Spakowałam twoje rzeczy. Bartek pomoże ci je znieść na dół. Klucze oddasz jemu i jesteś wolny.
[J]-Mam ci oddać klucze do mojego mieszkania? Z jakiej racji?
[K]-No skoro byliśmy parą to chyba należy mi się to mieszkanie. W sądzie nie masz szans, bo na pewno udowodnię, że mi się ono należy i jeszcze będziesz miał dodatkowe koszty.
[B]-Heheh, to co pomogę ci znieść te graty? Nie rób scen ziomuś, bo jesteś na przegranej pozycji.
[J]-Wolnego. Wszystkie papiery są na mnie i nigdzie nie ma w nich twojego nazwiska. Byliśmy parą ale to nie uprawnia cię do ograbienia mnie z mieszkania, do którego nie chciałaś dołożyć grosza.
[K]-Wiesz ile ja mam wydatków?! Dojazdy z tego zadupia kosztują fortunę. W byle czym też chodzić nie będę, a ciebie było stać na urządzenie się tutaj.
[J]-Rozwiążemy to inaczej.

Wyszedłem do pokoju w którym trzymałem teczkę z papierami związanymi z mieszkaniem. Na moje szczęście nie wsadziła ich do żadnego z kartonów, co oszczędziło mi szukania. Katarzyna i jej "kolega" weszli ze mną do pokoju.

[J]-Tutaj mam wszystko co jest związane z mieszkaniem, wszystkie faktury, umowę kupna i całą resztę. Nie ma w nich twojego nazwiska więc prawnie nic ci się nie należy. To nie ja się wyprowadzę tylko ty.
[B]-Słuchaj kolego. Mogę ci pomóc stąd wyjść, a twoje graty wyrzucę oknem.

Bartek złapał mnie za rękę i próbował mi ją wykręcić. Na jego nieszczęście ważyłem od niego więcej, przez co jego próba skończyła się tym, że to ja wyprowadziłem go z mieszkania i zamknąłem za nim drzwi. Katarzyna co bardzo mnie zdziwiło, nie protestowała i nie krzyczała.

[J]-Skoro już poszedł to porozmawiajmy. Jeżeli chcesz mnie zostawić to ok. Mieszkania nie dostaniesz, bo ci się nie należy. Wyjdziesz sama czy mam dzwonić po Policję?
[K]-CO?! Ja nigdzie nie wyjdę. Mam prawo być tutaj tak jak i ty. Oddaj mi klucze i spadaj. Rzeczy nie musisz zabierać teraz. Nic z nimi nie zrobię.
[J]-Ok. Skoro tak stawiasz sprawę.

Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem na Policję, bo wtedy było to jedyne wyjście. Katarzyna siedziała jak wryta jakby nie wierzyła, że naprawdę dzwonię na Policję. Panowie uwinęli się dosyć szybko. Gdy tylko zadzwonił domofon, Katarzyna wystrzeliła w jego stronę jak z procy i zaczęła krzyczeć.
[K]-Szybko! Pomocy bo mnie zabije! To wariat!

Stałem jak sparaliżowany, bo nie wiedziałem, że jest zdolna do czegoś takiego. Wróciłem do pokoju i usiadłem kładąc twarz w dłoniach, bo cała ta sytuacja była absurdalna. Czułem w tym momencie bezsilność, bo nie wiedziałem jak zareagują policjanci. Panowie weszli do pokoju i zastali mnie w takiej pozycji. Za nimi weszła Katarzyna z roztrzepanymi włosami (prawdopodobnie zrobiła to, żeby uwiarygodnić to co wrzeszczała do domofonu). Nawet rozmowa ze stróżami prawa wydawała mi się nierealna.

[P1]-Pobił pan tą panią?
[K]-Jeszcze pan pyta?! Proszę na mnie spojrzeć.
[P2]-Ja widzę, że ma pani roztrzepane włosy. Wieje trochę więc to może przez to?
[J]-Nie, nie pobiłem tej pani. (Wskazując na pudła) Ta pani próbuje mnie wyprowadzić z mojego mieszkania. Właściwie nic mnie z nią nie łączy i to ja po was dzwoniłem. Tutaj mam dokumenty, z których wynika, że ta pani nie ma prawa do mieszkania, więc prosiłbym, żeby ją panowie stąd zabrali, bo mam dosyć tej szopki.
[K]-Ja ci tego nie podaruje! Zniszczę cię! Wszyscy się dowiedzą jaki jesteś! WSZYSCY!
[P2]-Spokojnie. Mogę prosić pani dowód? Chciałbym coś sprawdzić.

Po otrzymaniu dowodu P2 zaczął przeglądać wszystkie papiery w teczce, którą im pokazałem. P1 w tym czasie skutecznie blokował Katarzynie drogę do mnie.

[P2] do [P1]-Faktycznie w papierach nie ma nazwiska Katarzyny X. Będziemy musieli panią zabrać.
[K]-CO?! Ja nigdzie nie pójdę! To moje mieszkanie!
[P1]-Według dokumentów nie. Może lepiej pójdziemy.
Po tych słowach Katarzyna jakby ochłonęła i zgodziła się wyjść z policjantami. Po około godzinie dostałem od niej SMSa:
"Nie podaruje ci tego. Zrobię wszystko żebyś stracił pracę i mieszkanie".
Nie przejąłem się tym SMSem, bo nic nie mogło zaszkodzić mi w pracy, a strata mieszkania była niemożliwa.

SMSy zacząłem dostawać również od jej nowego chłopaka (wspomniany wyżej Bartek). Twierdził, że wie gdzie mieszkam (trudno, żeby nie wiedział skoro był u mnie) i że potnie mi opony i twarz. Nie przejmowałem się tym zbytnio, bo wiedziałem że on niewiele jest w stanie zrobić. Kolegów nie miał (podobno przez "cipowaty" charakter), a sam nie stanowił dla mnie żadnego problemu.

Do Katarzyny po wcześniejszych zajściach napisałem tylko jednego SMSa, w którym zapytałem kiedy odbierze swoje rzeczy. Dowiedziałem się, że nie ma zamiaru bo i tak mieszkanie będzie jej, a ja mam już szykować sobie wyprawkę do więzienia. Kilka dni po tym SMSie zadzwonił do mnie szef z informacją, że jakaś kobieta dzwoni bez przerwy do firmy i wrzeszczy jak opętana, że "TCMT SPRZEDAJE WASZE DANE W INTERNECIE!!". Szef znał mnie dobrze od czasu praktyk studenckich i wiedział, że nie jestem zdolny do takich rzeczy. Znał też moją sytuację i tylko śmiał się, że po ślubie miałbym z nią przerąbane.

Około miesiąc później dostałem wezwanie z Policji. Okazało się, że Katarzyna złożyła doniesienie w którym twierdzi, że uniemożliwiam jej odbiór rzeczy i, że na jej oczach pobiłem jej chłopaka w JEJ (czyt. moim) mieszkaniu. Tłumaczenie całej sytuacji zajęło mi prawie trzy godziny. Na całe szczęście zachowałem SMSa, którego do niej wysłałem. O SMSach jej chłopaka nie wspominałem bo stwierdziłem, że z takiego powodu nie chcę ciągać się po sądach. Policjant poprosił tylko, żebym oddał jej rzeczy, bo on nie chce jej tu więcej widzieć, ponieważ darła się jakby ją na pal wbijali. Zapytałem go czy przy odbiorze tych rzeczy mógłby być jakiś policjant, żeby sprawa nie ciągnęła się w nieskończoność.

Odebrała swoje rzeczy, i zapomniałem o niej i całym cyrku, który przeszedłem.
Dostałem jeszcze list od prawnika, którego wynajęła żeby odzyskać mieszkanie, a kilka dni później telefon z kancelarii, że sprawa jest już nieaktualna i mam się tym nie przejmować.

O prawdziwym powodzie rozstania dowiedziałem się od jej koleżanki. Nie chciałem z nią chodzić po galeriach na wielkie zakupy (na które nabierała ochoty w godzinach mojej pracy) i bała się, że wciągnę ją w działalność przestępczą.

*Katarzyna nie reagowała w ogóle na zdrobnienie jej imienia. Wiem od jej koleżanek, że urządziła prowadzącemu awanturę o to.
**Żeby nie było niedomówień. Rodzice nie wyłożyli na nie ostatnich oszczędności(nie jest też istotne skąd mieli pieniądze), a ja nie jestem pasożytem, który na nich żeruje.

Skomentuj (53) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1169 (1245)

#84141

przez ~wezownica ·
| Do ulubionych
Nic oryginalnego. Sąsiadka nad nami hałasuje. Starsza Pani lubi sobie głośno oglądać telewizję. I radio też lubi. Na cały regulator. Zapomina tylko, że w bloku mieszka.
Jest przy tym kulturalna i miła. Taka cichutka. Po cichutku lubi tez podkładać ludziom swoje śmieci po drzwiami, żeby jej wynieśli.

Niektóre ludziska się litują, bo ona taka biedna.
Problem polega na tym, że na grzeczne prośby o zrozumienie i ściszenie nie reaguje. Słuchawkami podarowanymi gardzi. Próbowaliśmy porozmawiać z jej synem, który ją odwiedza. Według niego mamusia ma dobrą wolę. No ma. Dzień przed jego przyjazdem jest cicho jak makiem zasiał. Potem hulaj duszo piekła nie ma.

Wracam zmęczona po pracy. Jest cicho. Jak usłyszy, że jestem to włącza wszystko i się z nami tak bawi.

Powiecie, że to z samotności i braku zainteresowania?
Rodzinę ma. Z sąsiadami (a blok mały, kameralny) kontaktu nie utrzymuje, bo jest kulturalna, ma dużo obrazów w mieszkaniu, pianino (kiedyś nas zalała to widziałam) i z plebsem bratać się nie będzie.

Drzwi z reguły nie otwiera.

Cwana gapa.

blok sąsiadka

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 127 (149)

#77798

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Miałam właśnie dziwną sytuację w pracy... zadzwonił ochroniarz, że na wejściu stoi jakaś pani i chciałaby się ze mną spotkać.

Nasz zakład jest kilka kilometrów za miastem, więc raczej nikt przypadkiem nie przechodzi. Wstałam i idę zobaczyć kto to. Z odległości kilkunastu metrów poznałam twarz, którą oglądałam przez czasy ogólniaka. Podchodzę, przedstawiam się i pytam w czym mogę pomóc. Pada tekst 'no coś ty, nie pamiętasz mnie? wpadłam cię odwiedzić!".

Chyba zdała sobie sprawę jak absurdalnie to brzmi, bo mój zakład pracy chyba nikomu nie jest po drodze, a jedyne co nas łączyło to wspólne zajęcia z rozszerzonej chemii. I nawet nie pamiętam jak ma na nazwisko, tyle tylko, że mówili na nią loczek i fartem zaliczała semestry, ściągając od kogo się da. Ani ją lubię ani nie. Po prostu wiem, że istnieje.

No ale stoimy na tej bramie i przez głowę przechodzi mi myśl czy powiedzieć 'tak, pamiętam, co u ciebie' czy iść w zaparte 'coś mi świta... co cię tu sprowadza'. Brak dyplomacji podpowiedział odpowiedź 2. Więc pytam co tutaj robi, bo nie wydaje mi się żebyśmy lata temu kończąc ogólniak obiecywały sobie regularne odwiedziny. Słyszała, że mi się powodzi i może wkręcę ją do pracy, bo ma dziecko i drugie właściwie w drodze, bo w lipcu ma być (mówiąc to głaskała się po brzuchu). Szuka pracy, a przez wzgląd na STARĄ PRZYJAŹŃ pomyślała, że może będę chciała jej pomóc.

Tu mój mózg najpierw skupił się na tym co oznacza zwrot 'powodzi mi się', bo ja nie uważam, że złapałam Pana Boga za nogi... Po drugie skąd by mogła wiedzieć, że ja tu pracuję? Nie mam fejsa, nie chodzę z plakatem firmowym na plecach po mieście, a po trzecie jaka przyjaźń? I tej trójki się uczepiłam i mówię, że musiała mnie z kimś pomylić, bo ja ją po prostu kojarzę z zajęć. Gdyby mnie nie odwiedziła to prawdopodobnie nigdy bym do niej nie wróciła pamięcią. Oczywiście bardzo jej gratuluję dzidziusia jednego i drugiego. Niestety nie jestem w tej firmie na tyle wysoko żeby móc kogokolwiek wkręcić, a dział HR ma siedzibę w innej lokalizacji. Jeśli chce, może złożyć do nich CV, ale niech wie, że w tym momencie nie prowadzimy rekrutacji.

I dalej stoimy na tej bramie, no, bo co - mam ją zaprosić na kawę? I ona pyta właśnie o to czy może na chwilę wejść zobaczyć jak mi się pracuje. Mówię więc, że bardzo mi przykro, ale staram się się wypracować sobie opinie odpowiedzialnego pracownika. Jak chce mnie odwiedzić, to zapraszam do domu albo po pracy pójdziemy na kawę, ale nie będę nikogo oprowadzać po biurze, w którym są moje narzędzia pracy i dokumenty. Zmierzyła mnie od stop do głów i wyciąga rękę 'no to masz moje CV'. Stwierdziłam, że na pewno jest imponujące (już z lekkim sarkazmem, bo rozmowa się dłuży), ale dział HR, mający siedzibę tu i tu będzie nim bardziej zainteresowany niż ja. A ona - nadal z wyciągnięta ręką - to im wyślij. Myślę sobie, że to już przegięcie. I mówię, że, jeśli to wszystko, co chciała mi powiedzieć, to cieszę się, bo muszę wracać do pracy. Życzę jej powodzenia w szukaniu pracy i być może – moje i jej niedoczekanie - do zobaczenia tutaj. Odwróciłam się i usłyszałam tylko 'nic się nie zmieniłaś'. Potraktowałam to, jako komplement, uśmiechnęłam się do strażnika i wróciłam do biura.

Jak to wielu przyjaciół może mieć człowiek, jeśli w ich mniemaniu ma jakieś wpływy...

praca po znajomości

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 412 (420)

#80969

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ja i mój facet mamy po kilkadziesiąt rzeczy wystawionych na sprzedaż na OLX. Kilka naszych handlowych przygód:

1. Mój facet ma mobilną pracę, więc czasami nie ma problemu, by komuś coś podrzucił. Okej, podjechał na parking, schodzi gość, ogląda przedmiot, zachwyca się itd. Mówi, że bierze, tylko zapomniał portfela z mieszkania. Skoczy na górę i zaraz wróci. Nie wrócił. Zapomniał też, jak odbiera się telefon.

2. Zboczeńcy od stóp. Wystawiam na sprzedaż buty. Część z nich prezentuję na stopie, bo gdybym była kupującą, chciałabym wiedzieć jak leżą. Zalewają mnie pytania o tym, czy sprzedaję "używane (nieprane!) skarpetki, rajstopki i pończoszki oraz czy "buciki mają zapach".

Hitem był pan, który postanowił pobawić się w ankietera. Często jestem ankietowana, bo gdzieś kiedyś wyraziłam na to zgodę i lubię to. I wiem, jak powinna przebiegać ankieta. W tle zawsze są szumy innych rozmów. Pan przedstawił się jako przedstawiciel firmy produkującej lakiery do paznokci. I pyta: jakie kolory lubię, jak często maluję paznokcie u stóp. Od razu wiedziałam, że coś jest nie tak (za cicho w tle, brak standardowej formułki na początku), ale chciałam dać chłopu odrobinę radości, to odpowiadałam, wymiękłam przy pytaniu o to, czy lubię obcinać paznokcie na kwadratowo czy na okrągło.

3. Panowie, którzy proponują mi pracę "asystentki członka zarządu", bo oni po zdjęciu widzą, że przecież na pewno jestem gotowa i chętna do ambitnej pracy i nie boję się wyzwań.

4. Są "hore curki", a mi się trafiła "bidna rzona". Dzwoni kobitka i mówi:
Ona: - Przed chwilą wystawiła pani buty. Czy one naprawdę są za 20 złotych? (nie jest to niedowierzanie, że tak tanio, tylko, że tak drogo).
Ja: - Naprawdę.
Ona: - Bo widzi pani, moja żona by je chciała. Ale ona nie ma pieniędzy.
Ja: - Jak nie ma pieniędzy, to nie kupi.
Ona: Aha, nie kupi?
Ja: - No nie kupi.
Ona: - No to dziękuję.
Przynajmniej pełna kultura.

5. Ani be, ani me, od razu przystępuje ktoś do rzeczy: ogłoszenie aktualne? Wszystkie ogłoszenia mam aktualne, o które chodzi? Aaaa, no, takie spodnie. Spodni mam siedem par wystawionych. ...urwa. Koniec połączenia.

OLX

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (155)

#84088

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Ku przestrodze.

Od jakiegoś czasu miałam wystawioną suknię ślubną na olx.
2 tygodnie temu zadzwoniła pani, że jest suknią zainteresowana, bardzo.
Pani, sądząc po głosie, miała ponad 40 lat, ale poinformowała, że suknia jest dla niej, jest w drugim miesiącu ciąży i za miesiąc bierze ślub. No nic, dziwne to, ale nie mnie oceniać. Umówiłyśmy się, że doślę zdjęcia butów, bo buty też chętnie kupi.

Zadzwoniła z rana na drugi dzień, bo "nie mogła się doczekać", mimo, że miałam wysłać zdjęcia po południu. Pani przyjedzie przymierzyć suknię, jak tylko kupi sobie pas do pończoch (jak wyjaśniła, przymiarka sukni tylko w pończochach i pasie). Ale na pewno kupi, ona już to wie. Kobieta po drodze raczyła mnie bardzo dziwnymi historiami, których nie będę przytaczać.

Trzeci - piąty dzień. Pani dzwoni codziennie, nigdzie nie ma pasa do pończoch. Padają dziwne pytania i kolejne dziwne historie. Tu już czułam się mocno niekomfortowo, kobieta poruszała osobiste tematy, ale pozbycie się sukni kusiło... Jednak żółta lampka się zaświeciła.

Dzień szósty. Znowu dzwoni. Byłam już zmęczona rozmowami z tą kobietą, odebrałam z zamiarem prośby o nie telefonowanie do mnie więcej. Jednak pani informuje, że jest w ciąży pozamacicznej, wesele stoi pod znakiem zapytania. Bardzo jej współczułam, wstrzymałam się z wcześniej podjętą decyzją.

Dzień siódmy. Pani dzwoni wielokrotnie, dopóki nie odbieram. Po krótkiej rozmowie próbuję się pożegnać. W końcu informuję, że nie mam czasu na rozmowy, ani teraz, ani ogółem. Ok, pani zadzwoni za kilka dni i powie,
czy na pewno odwołuje wesele.

Dzień jedenasty, wczoraj. Patrzę na telefon - 5 nieodebranych połączeń od tej pani plus jedno z innego, obcego mi numeru. Oddzwaniam najpierw do pani. Ślub przesunięty na kwiecień. Ok, pora zakończyć tę rozmowę i wątpliwej przyjemności znajomość, nie mam zamiaru użerać się z nią do kwietnia. Mimo, że moje dziecko zaczęło płakać, kobieta nie chciała zakończyć rozmowy.
Już wkurzona rozłączyłam się. Oddzwaniam na ten drugi numer. Okazuje się, że to ta sama pani, mimo, że głos miała z początku zupełnie inny, wręcz męski.
Ja zmieszana, pani zmieszana. Zapaliła mi się czerwona lampka. Sprawdzam numer w google i czytam jedną z kilku opinii: "kobieta o męskim głosie, dzwoni w sprawie sukni ślubnej z olx. Dopytuje o dziwne rzeczy, w tym też o pończochy i pas do nich (...)".

Oba numery już zablokowałam. Jak sobie pomyślę, że przez 2 tygodnie rozmawiałam z jakimś zboczeńcem, to mi niedobrze.

ludzie z olx

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (177)

#83656

przez ~januar ·
| Do ulubionych
Miałem swego czasu paczkę znajomych. Byliśmy z sąsiednich miejscowości. Ogniska, grille, wypady na dyskoteki czy też zwykłe spotkania w wakacyjne wieczory - myślę, że każdy to zna. W paczce tej byli m.in. Darek i Anka. Anka zakochała się w Darku i nie było to na zasadzie cichego podkochiwania się, powiedzenia o tym w tajemnicy najbliższej przyjaciółce. Było to jawne i odważne i wiedzieli o tym wszyscy, na czele z Darkiem. On jednak od razu uczciwie jej powiedział, żeby nie robiła sobie nadziei. Lubi ją i tyle. Nie czuje do niej żadnej "chemii".

Anka jakoś to przełknęła, chociaż wiadomo, na pewno ją to zabolało. Życie toczyło się dalej, kolejne spotkania, ogniska itp. Anka udawała, że już do Darka nic nie czuje, a wszyscy wokół udawali, że jej to wychodzi. Było jednak widać, że stara się cały czas być gdzieś w jego najbliższym otoczeniu, z nadzieją, że któregoś dnia dostanie on strzałą Amora i będą żyli długo i szczęśliwie (niech rzuci kamieniem ten, który nigdy tego nie doświadczył ;) ). Jedna z jej psiapsiółek nawet truła Darkowi, żeby dał jej szansę, że co mu szkodzi itp. Koledzy z kolei namawiali go, żeby skorzystał z okazji i się z nią "przespał". Ich relacja jednak pozostawała bez zmian.

Jakiś czas później Darek zaczął spotykać się z Ewą, dziewczyną również z naszych stron, ale nie z naszej paczki. Ewa i Anka chodziły razem do klasy w gimnazjum albo podstawówce, już nie pamiętam. Nasza paczka w tamtym okresie już się dosyć mocno rozsypała - ktoś znalazł chłopaka/dziewczynę, ktoś wyjechał na studia, ktoś do pracy za granicę. Wiadomo - życie. Ja z Darkiem jednak regularny kontakt mam do dziś.

Jak już spotykał się z Ewą, to opowiadał mi o dziecinnym zachowaniu Anki i dwóch jej bliskich psiapsiółek, również należących do dawnej paczki. Mianowicie zachowywały się one jak ktoś typowo obrażony. Na ulicy czy pod sklepem udawały, że nie widzą Darka czy Ewy (psiapsióły też ją znały i wcześniej normalnie z nią rozmawiały) lub ich obojga razem. Widać było, że jest to celowe działanie. Jak już było tak, że nie sposób było udać, że nie widzą, to rzucały tylko chłodne "cześć". Darek próbował raz zagadać jedną z psiapsiół, ale widać było, że nie ma ona ochoty na rozmowę z nim, mimo że jeszcze rok czy dwa wcześniej w takich sytuacjach sama zagadywała chociażby krótkim "co słychać?”. Jak już wspominałem, Darek nigdy Ance nic nie obiecał, więc nie rozumiałem, skąd ta zawiść jej, a tym bardziej jej koleżanek.

Od tamtych wydarzeń minęło już kilka lat. Anka jest już szczęśliwą mężatką i od niedawna matką, jej psiapsiółki są już pozaręczane, Darek i Ewa na wiosnę się pobierają. Dorosłe życie. Wydawać by się mogło, że tamta dziecinada już dawno się skończyła, ale nic bardziej mylnego. Wczoraj przed kościołem spotkałem Darka i powiedział mi, że na Mszy stali obok siebie z jedną z wyżej wspomnianych psiapsiół. Całą Mszę usilnie trzymała głowę tak, aby nie spojrzeć w stronę Darka i nie kiwnąć mu głową na powitanie, a w momencie przekazywania sobie "znaku pokoju" usilnie postarała się odwrócić tak, żeby nie podać mu ręki.

Wspomniał też, że niedawno spotkał Ankę w markecie. Chciał podejść i pogratulować jej narodzin dziecka, zapytać, jak się czuje, jednak ona jak tylko kątem oka wyłapała, że się zbliża, to szybko oddaliła się w przeciwny koniec sklepu.

Dziecinada, no po prostu dziecinada, a dziewczyna ma 26 lat...

paczka znajomych

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 80 (178)

#83756

przez ~bankomat ·
| Do ulubionych
Mieszkaliśmy razem z kobietą przez kilka lat. Układ był taki, że ja zarabiam, a ona zajmuje się domem. Sama wyszła z taką inicjatywą. Wszystko było dobrze, kobiecie niczego nie brakowało, fitnessy, siłownie, spa, masaże, shoppingi, wczasy kilka razy w roku i czego tam jeszcze sobie nie wymyśliła i między nami też się dobrze układało.

W pewnym momencie coś jednak się zmieniło, albo się jakichś farmazonów naczytała albo ktoś jej głupot do głowy nakładł.

Wracam do domu, a tu nie ma obiadu. Sobie ugotowała, a mi już nie. Na pytanie dlaczego, odpowiedziała, że nie jest moją służącą i żebym sobie sam ugotował. To samo z praniem - swoje zrobiła, mojego nie. Argument ten sam - nie jestem twoją służącą, sam sobie zrób. Doszło do takiego absurdu, że jak gotowałem i zapytałem gdzie jest np. jakaś przyprawa, to odpowiadała żebym sobie sam poszukał i że co ją to obchodzi.

Na takie dictum pozostało mi jedynie przyjąć ten sam tok rozumowania. Udałem się do banku i dokonałem pewnej operacji. Nazajutrz dostałem telefon:
- Poszłam na shopping i nie mogę zapłacić, kartę odrzuca!
- Wiem, bo zablokowałem.
- Co?
- Nie jestem twoim bankomatem, sama sobie zarób pieniądze.
Cyk - rozłączyła się.

Minęło kilka godzin, znów telefon:
- Jestem u mamy, nie wracam do domu, to koniec.
Ach, zerwanie przez telefon, cóż za klasa, aż mi się liceum przypomniało.
Po chwili dodaje:
- Mógłbyś mi przywieźć moje rzeczy?
- Nie jestem twoim służącym, sama sobie przywieź - po czym po chwili dodałem - a właściwie to jakie twoje rzeczy, skoro wszystko było kupione za moje pieniądze?
Huk i trzask jaki usłyszałem w słuchawce sugerował, że rzuciła telefonem o ścianę.

Moim telefonem...

kobieta pieniądze

Skomentuj (62) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 261 (339)