@annabel: No, niezupełnie. Jeśli lekarz z NFZ odmówi zdiagnozowania i leczenia mojego dziecka, to pojadę na tę prywatną. Jeśli jednak się podejmie, prywatną odwołam, mogę to zrobić do 2 września, choć wiadomo że zadzwonię najszybciej jak się da.
@Librariana: Dobra, może trochę nerwowo zareagowałam... Ale ten na NFZ też sroce spod ogona nie wypadł.
Tylko rozwala mnie ten kontrast:
Prywatnie - jeździj nie wiadomo gdzie, USG osobno, płać za każdą wizytę i za każde badanie. I terminu nie ma, a przynajmniej nie na tyle szybko jak potrzeba (bo to nie jest moja fanaberia).
Na NFZ - przychodnia pod ręką, USG na zawołanie, termin na pstryknięcie palcami, a najwyżej każą mi przejść przez jezdnię i zgłosić się na patologię ciąży, gdzie już "pacjenta" dodiagnozują i wyleczą... W ramach składek.
Zazwyczaj było tak, ze jak ktoś chciał szybko, to musiał prywatnie, a tu siurpryza...
@jatzo: Oh, oh, oh...
Kobieta w ciąży jest gotowa zapłacić za wizytę, ale NIE MOŻE, bo przychodnia nie zadbała o zatrudnienie wystarczającej liczby lekarzy.
Jak ona może się na takie coś skarżyć!
Wystarczy znać swoje prawa, jak się okazuje...
Ale serio, masz czworo dzieci i zdecydowałaś się na piąte? Szacun, chylę czoła. Dla mnie dwoje to wystarczająco. Ale jak widać są na tym świecie silniejsi ode mnie ;)
Syndrom sztokholmski? Czy zwykła mentalność ofiary?
A jak wyglądają stosunki między rodzicami Twojej mamy? I między rodzicami a mamą? Bo takie podejście nie bierze się znikąd, z jakiegoś powodu Wasza mama uważa, że to jest "normalne" i zgodnie z tym postępuje.
W sumie przypomina mi to sytuację z "Kiedy tata powraca", gdy prawie dorosła już córka, po wyprowadzce, zapadła na ostrą grypę i wróciła do matki na parę dni, bo sama nie była w stanie sobie nawet wody nalać. Matka najpierw ją przyjęła, ale gdy ojciec dziewczyny wrócił z pracy, wszczął kłótnię, która sprawiła, że córka usłyszała:
"Jest moim mężem, a ty jesteś już dorosła i możesz radzić sobie sama."
W sumie polecam obie książki Toni Maguire, "Tylko nie mów mamie" i "Kiedy tata powraca". Tylko dobrze się zastanów, bo przedstawiają one podobne zaślepienie co w przypadku Twojej matki, ale prowadzące do dużo gorszych skutków.
Fajnie, że się wyrwaliście, szkoda tylko że Wasza matka jest do tego stopnia zaślepiona, że nawet to jej nie obudziło...
@Jaladreips: Może chodzić też o temperaturę powietrza - poparzenie płuc i te sprawy.
Poza tym podejrzewam, że OSP celowo podkoloryzował zagrożenie, żeby powstrzymać "bohatera". Raczej nie dokonywał skomplikowanych obliczeń...
@Eander: Kotkom podobno wydaje się, że dziecko to małe kociątko, które trzeba ogrzewać, więc potrafią się na nim położyć, co dla noworodka może się źle skończyć.
Z kolei pies może uważać, że dziecko to szczenię i jako takie powinno zajmować najniższe miejsce w hierarchii, a tu się wszyscy nad nim roztkliwiwają, więc może próbować np. wyjąć dziecko z łóżeczka. Z drugiej strony psi instynkt nakazuje dbać o szczenięta, więc pies może próbować "karmić" dziecko, czyli podrzucać mu skrawki własnego jedzenia (słyszałam o czymś takim, ale na własne oczy nie widziałam, więc nie potwierdzę).
Żadne z tych działań nie jest podyktowane złymi instynktami. Ale może się źle dla dziecka skończyć. Dlatego, choć jestem zwolenniczką wychowywania dzieci ze zwierzętami, uważam, że niemowląt nie powinno się zostawiać ze zwierzakiem sam na sam. Dziecko, które już sprawnie raczkuje, albo i chodzi, prędzej zrobi krzywdę zwierzakowi niż zwierz jemu i też w sumie bym uważała...
@Jorn: Ale w ogóle mam wrażenie, że wtedy ludzie jeździli jakoś bardziej odpowiedzialnie, bezpieczniej...
No bo na tej tylnej kanapie nie było pasów, tak? A jak jechaliście przez miasto i trafiło się nagłe hamowanie? (ja w ten sposób przekonałam siostrzenicę Partnera do zapinania pasów - na pustej drodze wyhamowałam z 40 ta, że mi się ABS włączył :D podziałało). Na logikę powinieneś się znaleźć kawał przed samochodem. A co najmniej polecieć do przodu.
Jestem bardzo ciekawa, jak to wyglądało w tamtych czasach, bo raz że sama niewiele pamiętam, a dwa - nie mieliśmy samochodu, więc moje wspomnienia nie są miarodajne.
Jesus, zdejmowanie butów w miejscu publicznym... Ujdzie moim zdaniem tylko w uzasadnionych wypadkach, ale trzeba to zrobić dyskretnie. A jeszcze nogi na krzesło, gdzie ci ludzie się chowali, w stodole?
Przewijanie dziecka na stoliku? Przestawianie brudnych naczyń na inny stolik? Już prędzej zestawiłabym w stosik i zaczekała na kelnerkę, a kelnerce bym się wytłumaczyła, że chciałam jej pomóc po prostu. Albo nic bym nie zrobiła i czekała, jak ta hrabina :D aż mnie obsłużą.
To z tym papierem toaletowym to w ogóle jakaś parodia... Jak już tak ciężko jest zawiesić na wieszaczku, to se babo urwij kawałek i odstaw z powrotem na spłuczkę, a nie zgrywaj jaśnie pani za dwa centy.
@Michail: A moim zdaniem można je porównać. Jeśli teraz w np. 100 wypadkach ginie średnio (dajmy na to) pięcioro dzieci, a w tamtych czasach ginęło ich więcej, to wszystko się zgadza. Nie patrzeć na ilość wypadków rocznie, tylko na stosunek liczby ofiar do liczby wypadków.
@LadyDevil69: E tam... Wsiąść do samochodu, pojechać w plener, zapamiętać gdzie odłożył kluczyki, udać chętną, a w sprzyjającej chwili złapać kluczyki i odjechać :D
Facet ze spuszczonymi spodniami nie biega zbyt szybko :D
Oczywiście metoda mocno niewygodna - żeby kolesia nie okraść, a tylko postraszyć, należałoby ten samochód gdzieś niedaleko zostawić, a wtedy trzeba drałować do domu na piechotę... Ale przy odrobinie organizacji da się ogarnąć takie miejsce, żeby niedaleko jakiś bus jeździł :D
@le_szek: Podejrzewam, że szczerbus ma raczej na myśli to, że żaden fotelik i żadne pasy na nic się nie zdadzą, jeśli kierowca jest nieodpowiedzialnym idiotą. I żaden fotelik, żaden system bezpieczeństwa nie zwalnia kierowcy z myślenia. Ja tak zrozumiałam jego wypowiedź.
@Pattwor: Chmielewska swoje dzieci woziła w beciku, na rękach, na motorze (oczywiście jako pasażerka). Ale, jak to się mówi, to były inne czasy.
Muszę w sumie poszukać jakichś statystyk wypadków drogowych za tzw. komuny i ogólnej liczby ofiar... Bo z tego co pamiętam, to dzieci przewożone w sposób, który teraz woła o pomstę do nieba, wcale tak masowo nie ginęły. Myślę jedna, że tu dużą rolę odgrywała jednak mniejsza liczba samochodów w kraju. Nie jeżdżono tak jak teraz, samochodem na byle zakupy, tylko targano siaty na piechotę. A skoro rzadziej jeżdżono, to rzadziej się rozbijano.
Z moją pierworodną byłam w "komfortowej" sytuacji - nie miałam wtedy samochodu, a taksówka na pewno nie dojechałaby ze szpitala do domu tak szybko jak bezpośredni autobus (a był taki i jeździł często). Więc zamiast z fotelikiem, odbieraliśmy ją z wózkiem.
Swoją córkę, odkąd jeżdżę samochodem, wożę tylko na poddupniku. No ale ona pierwszy raz wsiadła do samochodu w wieku prawie sześciu lat, wcześniej były to incydenty (tak z raz na dwa lata) i zawsze udawało się tak zakręcić, że korzystałam z uprzejmości osoby już fotelik posiadającej. A regularnie zaczęła jeździć dopiero jesienią tego roku.
Zdaję sobie sprawę z tego, że jedyna funkcja poddupnika, to uniesienie dziecka, by pas bezpieczeństwa go nie udusił (bez podsiadki córka ma pas za wysoko, w podsiadce układa się jak u osoby dorosłej), podejrzewam że chodzi też o poduszkę powietrzną. Mandat mandatem, jeśli ktoś przewozi dziecko w sposób ewidentnie mu zagrażający, to się jak najbardziej należy.
Uważam, że dziecko w wieku mojego nie potrzebuje większej ochrony niż podsiadka (zwłaszcza że ani nie jeździmy szybko, ani jakoś bardzo dużo), ale gdybym miała przewozić trzylatka (a już roczniaka to w ogóle) to tylko w foteliku.
Zresztą, pierwszy z brzegu link z google:
https://mamotoja.pl/do-kiedy-dziecko-musi-jezdzic-w-foteliku-samochodowym,prawo-dla-rodzicow-artykul,23066,r1p1.html
Twoja matka może mówić co chce, przepisy są jasne. Wątpię, żeby Twoje starsze dziecko miało już 150 cm wzrostu, to dość nietypowe dla trzylatków. Gdyby miało niewiele mniej, to można by myśleć o podsiadce. Ale ten fotelik to jest inwestycja na lata. Inwestycja w zdrowie i życie Twojego dziecka. Nie daj się.
@pusia: Kot? Brzuch? Ja się grzecznie pytam JAK?! Toż to nie tygrys, jednym machnięciem łapy człowieka nie zabije, a potem to się już go zrzuci/zdejmie z tego brzucha...
Z tego co pamiętam, to Polska przez wiele lat była państwem bogatym etnicznie, religijnie i kulturowo. Tolerancja religijna wzięła lekko w łeb podczas potopu szwedzkiego, kiedy to wyrobiło się przekonanie, ze protestanci są źli. Natomiast różnorodność etniczną zniszczyła II światowa, a potem PRL. Ale coś tam jednak w nas zostało, takie podejście "Możesz sobie być czarny, biały, w hidżabie, jeść mięso, albo nie... Bądź porządnym człowiekiem, to wystarczy."
@Schattenspiel: Rany boskie, serio?!
Przecież to musiało ją cholernie boleć :(
I przepraszam za dosadność, ale jak mu się tak strasznie chciało, to chyba ręce ma?
@annabel: No, niezupełnie. Jeśli lekarz z NFZ odmówi zdiagnozowania i leczenia mojego dziecka, to pojadę na tę prywatną. Jeśli jednak się podejmie, prywatną odwołam, mogę to zrobić do 2 września, choć wiadomo że zadzwonię najszybciej jak się da.
@Librariana: Dobra, może trochę nerwowo zareagowałam... Ale ten na NFZ też sroce spod ogona nie wypadł. Tylko rozwala mnie ten kontrast: Prywatnie - jeździj nie wiadomo gdzie, USG osobno, płać za każdą wizytę i za każde badanie. I terminu nie ma, a przynajmniej nie na tyle szybko jak potrzeba (bo to nie jest moja fanaberia). Na NFZ - przychodnia pod ręką, USG na zawołanie, termin na pstryknięcie palcami, a najwyżej każą mi przejść przez jezdnię i zgłosić się na patologię ciąży, gdzie już "pacjenta" dodiagnozują i wyleczą... W ramach składek. Zazwyczaj było tak, ze jak ktoś chciał szybko, to musiał prywatnie, a tu siurpryza...
@jatzo: Oh, oh, oh... Kobieta w ciąży jest gotowa zapłacić za wizytę, ale NIE MOŻE, bo przychodnia nie zadbała o zatrudnienie wystarczającej liczby lekarzy. Jak ona może się na takie coś skarżyć!
Wystarczy znać swoje prawa, jak się okazuje... Ale serio, masz czworo dzieci i zdecydowałaś się na piąte? Szacun, chylę czoła. Dla mnie dwoje to wystarczająco. Ale jak widać są na tym świecie silniejsi ode mnie ;)
@starajedza: Prawie dorosła. Toni wyprowadziła się z domu w wieku 16 lat, bo z ojcem nie szło wytrzymać, praktycznie ją wyrzucił.
@Xynthia: Serio się nie połapałam? A przecież komentowałam tamtą historię :D Jestem idiotką :D
Syndrom sztokholmski? Czy zwykła mentalność ofiary? A jak wyglądają stosunki między rodzicami Twojej mamy? I między rodzicami a mamą? Bo takie podejście nie bierze się znikąd, z jakiegoś powodu Wasza mama uważa, że to jest "normalne" i zgodnie z tym postępuje. W sumie przypomina mi to sytuację z "Kiedy tata powraca", gdy prawie dorosła już córka, po wyprowadzce, zapadła na ostrą grypę i wróciła do matki na parę dni, bo sama nie była w stanie sobie nawet wody nalać. Matka najpierw ją przyjęła, ale gdy ojciec dziewczyny wrócił z pracy, wszczął kłótnię, która sprawiła, że córka usłyszała: "Jest moim mężem, a ty jesteś już dorosła i możesz radzić sobie sama." W sumie polecam obie książki Toni Maguire, "Tylko nie mów mamie" i "Kiedy tata powraca". Tylko dobrze się zastanów, bo przedstawiają one podobne zaślepienie co w przypadku Twojej matki, ale prowadzące do dużo gorszych skutków. Fajnie, że się wyrwaliście, szkoda tylko że Wasza matka jest do tego stopnia zaślepiona, że nawet to jej nie obudziło...
@Jaladreips: Może chodzić też o temperaturę powietrza - poparzenie płuc i te sprawy. Poza tym podejrzewam, że OSP celowo podkoloryzował zagrożenie, żeby powstrzymać "bohatera". Raczej nie dokonywał skomplikowanych obliczeń...
Już główna? W takim razie co robią w poczekalni: https://piekielni.pl/85066 , https://piekielni.pl/85071 , https://piekielni.pl/85076 ? Stosunek plusów do minusów mają podobny... Czy tylko ja nie ogarniam zasad, jakimi rządzi się ta strona?
@Balam: Z wilczym biletem dopóki dziecko nosi pieluchy! Tak, mam dziecko. Nie, nigdy nie przewijałam go publicznie.
@yanka: Oczywiście, że to ironia. Serio ktoś wziął to na poważnie? Czy te minusy to ciągnięcie żartu?
@Eander: Kotkom podobno wydaje się, że dziecko to małe kociątko, które trzeba ogrzewać, więc potrafią się na nim położyć, co dla noworodka może się źle skończyć. Z kolei pies może uważać, że dziecko to szczenię i jako takie powinno zajmować najniższe miejsce w hierarchii, a tu się wszyscy nad nim roztkliwiwają, więc może próbować np. wyjąć dziecko z łóżeczka. Z drugiej strony psi instynkt nakazuje dbać o szczenięta, więc pies może próbować "karmić" dziecko, czyli podrzucać mu skrawki własnego jedzenia (słyszałam o czymś takim, ale na własne oczy nie widziałam, więc nie potwierdzę). Żadne z tych działań nie jest podyktowane złymi instynktami. Ale może się źle dla dziecka skończyć. Dlatego, choć jestem zwolenniczką wychowywania dzieci ze zwierzętami, uważam, że niemowląt nie powinno się zostawiać ze zwierzakiem sam na sam. Dziecko, które już sprawnie raczkuje, albo i chodzi, prędzej zrobi krzywdę zwierzakowi niż zwierz jemu i też w sumie bym uważała...
@szembor: No wiem, że atestów. Stąd pytanie o autokorektę :D
@Jorn: Ale w ogóle mam wrażenie, że wtedy ludzie jeździli jakoś bardziej odpowiedzialnie, bezpieczniej... No bo na tej tylnej kanapie nie było pasów, tak? A jak jechaliście przez miasto i trafiło się nagłe hamowanie? (ja w ten sposób przekonałam siostrzenicę Partnera do zapinania pasów - na pustej drodze wyhamowałam z 40 ta, że mi się ABS włączył :D podziałało). Na logikę powinieneś się znaleźć kawał przed samochodem. A co najmniej polecieć do przodu. Jestem bardzo ciekawa, jak to wyglądało w tamtych czasach, bo raz że sama niewiele pamiętam, a dwa - nie mieliśmy samochodu, więc moje wspomnienia nie są miarodajne.
Jesus, zdejmowanie butów w miejscu publicznym... Ujdzie moim zdaniem tylko w uzasadnionych wypadkach, ale trzeba to zrobić dyskretnie. A jeszcze nogi na krzesło, gdzie ci ludzie się chowali, w stodole? Przewijanie dziecka na stoliku? Przestawianie brudnych naczyń na inny stolik? Już prędzej zestawiłabym w stosik i zaczekała na kelnerkę, a kelnerce bym się wytłumaczyła, że chciałam jej pomóc po prostu. Albo nic bym nie zrobiła i czekała, jak ta hrabina :D aż mnie obsłużą. To z tym papierem toaletowym to w ogóle jakaś parodia... Jak już tak ciężko jest zawiesić na wieszaczku, to se babo urwij kawałek i odstaw z powrotem na spłuczkę, a nie zgrywaj jaśnie pani za dwa centy.
@Michail: A moim zdaniem można je porównać. Jeśli teraz w np. 100 wypadkach ginie średnio (dajmy na to) pięcioro dzieci, a w tamtych czasach ginęło ich więcej, to wszystko się zgadza. Nie patrzeć na ilość wypadków rocznie, tylko na stosunek liczby ofiar do liczby wypadków.
@szembor: Ateistów? Autokorekta?
@LadyDevil69: E tam... Wsiąść do samochodu, pojechać w plener, zapamiętać gdzie odłożył kluczyki, udać chętną, a w sprzyjającej chwili złapać kluczyki i odjechać :D Facet ze spuszczonymi spodniami nie biega zbyt szybko :D Oczywiście metoda mocno niewygodna - żeby kolesia nie okraść, a tylko postraszyć, należałoby ten samochód gdzieś niedaleko zostawić, a wtedy trzeba drałować do domu na piechotę... Ale przy odrobinie organizacji da się ogarnąć takie miejsce, żeby niedaleko jakiś bus jeździł :D
@le_szek: Podejrzewam, że szczerbus ma raczej na myśli to, że żaden fotelik i żadne pasy na nic się nie zdadzą, jeśli kierowca jest nieodpowiedzialnym idiotą. I żaden fotelik, żaden system bezpieczeństwa nie zwalnia kierowcy z myślenia. Ja tak zrozumiałam jego wypowiedź.
@Pattwor: Chmielewska swoje dzieci woziła w beciku, na rękach, na motorze (oczywiście jako pasażerka). Ale, jak to się mówi, to były inne czasy. Muszę w sumie poszukać jakichś statystyk wypadków drogowych za tzw. komuny i ogólnej liczby ofiar... Bo z tego co pamiętam, to dzieci przewożone w sposób, który teraz woła o pomstę do nieba, wcale tak masowo nie ginęły. Myślę jedna, że tu dużą rolę odgrywała jednak mniejsza liczba samochodów w kraju. Nie jeżdżono tak jak teraz, samochodem na byle zakupy, tylko targano siaty na piechotę. A skoro rzadziej jeżdżono, to rzadziej się rozbijano. Z moją pierworodną byłam w "komfortowej" sytuacji - nie miałam wtedy samochodu, a taksówka na pewno nie dojechałaby ze szpitala do domu tak szybko jak bezpośredni autobus (a był taki i jeździł często). Więc zamiast z fotelikiem, odbieraliśmy ją z wózkiem.
Swoją córkę, odkąd jeżdżę samochodem, wożę tylko na poddupniku. No ale ona pierwszy raz wsiadła do samochodu w wieku prawie sześciu lat, wcześniej były to incydenty (tak z raz na dwa lata) i zawsze udawało się tak zakręcić, że korzystałam z uprzejmości osoby już fotelik posiadającej. A regularnie zaczęła jeździć dopiero jesienią tego roku. Zdaję sobie sprawę z tego, że jedyna funkcja poddupnika, to uniesienie dziecka, by pas bezpieczeństwa go nie udusił (bez podsiadki córka ma pas za wysoko, w podsiadce układa się jak u osoby dorosłej), podejrzewam że chodzi też o poduszkę powietrzną. Mandat mandatem, jeśli ktoś przewozi dziecko w sposób ewidentnie mu zagrażający, to się jak najbardziej należy. Uważam, że dziecko w wieku mojego nie potrzebuje większej ochrony niż podsiadka (zwłaszcza że ani nie jeździmy szybko, ani jakoś bardzo dużo), ale gdybym miała przewozić trzylatka (a już roczniaka to w ogóle) to tylko w foteliku. Zresztą, pierwszy z brzegu link z google: https://mamotoja.pl/do-kiedy-dziecko-musi-jezdzic-w-foteliku-samochodowym,prawo-dla-rodzicow-artykul,23066,r1p1.html Twoja matka może mówić co chce, przepisy są jasne. Wątpię, żeby Twoje starsze dziecko miało już 150 cm wzrostu, to dość nietypowe dla trzylatków. Gdyby miało niewiele mniej, to można by myśleć o podsiadce. Ale ten fotelik to jest inwestycja na lata. Inwestycja w zdrowie i życie Twojego dziecka. Nie daj się.
@pusia: Kot? Brzuch? Ja się grzecznie pytam JAK?! Toż to nie tygrys, jednym machnięciem łapy człowieka nie zabije, a potem to się już go zrzuci/zdejmie z tego brzucha...
@didja: To jednak trzeba mieć fuksa :D Ale takiego fuksa wszechczasów :D
Z tego co pamiętam, to Polska przez wiele lat była państwem bogatym etnicznie, religijnie i kulturowo. Tolerancja religijna wzięła lekko w łeb podczas potopu szwedzkiego, kiedy to wyrobiło się przekonanie, ze protestanci są źli. Natomiast różnorodność etniczną zniszczyła II światowa, a potem PRL. Ale coś tam jednak w nas zostało, takie podejście "Możesz sobie być czarny, biały, w hidżabie, jeść mięso, albo nie... Bądź porządnym człowiekiem, to wystarczy."
@Schattenspiel: Rany boskie, serio?! Przecież to musiało ją cholernie boleć :( I przepraszam za dosadność, ale jak mu się tak strasznie chciało, to chyba ręce ma?