Profil użytkownika
Crow
Zamieszcza historie od: | 15 września 2011 - 20:01 |
Ostatnio: | 25 września 2013 - 13:35 |
- Historii na głównej: 14 z 23
- Punktów za historie: 11544
- Komentarzy: 740
- Punktów za komentarze: 6772
Zamieszcza historie od: | 15 września 2011 - 20:01 |
Ostatnio: | 25 września 2013 - 13:35 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
Nie do końca rozumiesz mój komentarz - nie mówię, że jej rodzice mieliby się wstydzić. Opinią innych również się nie przejmuję. Wstydziłabym się prosić własnych rodziców o pomoc gdybym była NA MIEJSCU TEJ DZIEWCZYNY. Skoro jest już pełnoletnia (bo czy dorosła to nie wiem...), to rodzice nie mają obowiązku wychowywać jej dziecka (w końcu ją samą wychowywali i utrzymywali te 20 lat, należy im się za to jakiś szacunek), tak samo jak nie muszą zostawać z wnukiem jak młodzi chcą gdzieś wyjść - skończyło się beztroskie życie i teraz to ona i jej chłopak ponoszą pełną odpowiedzialność swoich czynów...
Nie popieram zachowania jej rodziców (czyt. braku wsparcia), ale jednak trochę ich rozumiem (mimo, że wiekowo bliżej mi do młodych) - też nie byłabym szczęśliwa gdyby moja córka zaszła w ciążę nie skończywszy nauki, nie mając warunków, dodatkowo z kimś kogo nie darzę sympatią (bo chyba nie jest tak, że nie lubią chłopaka "za nic" - jakiś powód zawsze musi być). Dla rodziców to też szok, może nawet większy niż dla głównych bohaterów tej historii - czasem kilka miesięcy nie wystarczy żeby pogodzić się z taką sytuacją. Młodzi podjęli decyzję o współżyciu wraz ze wszystkimi jej konsekwencjami (w tym wypadku: ciąża), są dorośli, więc teraz sami muszą zatroszczyć się o dziecko - nie powinni w żadnym wypadku wymagać pomocy od swoich rodziców - przynajmniej ja bym nie mogła, zwyczajnie byłoby mi wstyd.
Wyobraźnia zadziałała i popłakałam się ze śmiechu :) Biedny Marek, następnym razem pewnie nie będzie już czekać do skutku :)
Po mojemu to się w ogóle niezbyt trzyma...
Ale na bazarze prawie każdy się targuje :)
Zaczęła się wiosna - przeczuwam wysyp historii "rowerzyści vs piesi" (plus kombinacje ze staruszkami...)
Miałam podobnie w zeszłym tygodniu. Przesyłka dość długo nie dochodziła, telefon do firmy kurierskiej i okazuje się, że nie mogli znaleźć mojego nr domu (co tam, że tabliczka z numerem jest wielka i widoczna). Napisali adnotację i tyle, nic z tym nie próbowali zrobić - a przecież mieli podany telefon do mnie i do nadawcy, mogli zadzwonić. Zastanawiam się jak długo paczka mogłaby tam u nich leżeć...
Trzech synów matka miała, dwóch słynęło z mądrości. A trzeci, co był głupi, poszedł do łączności! :) Musiałam :D
Kilka razy widziałam reklamy takich zakładów już na gotowych pomnikach. Wygrawerowane, w miarę na dole, przy ziemi, ale i tak coś takiego rzuca się w oczy - dla mnie kompletny bezsens.
To wtedy robi się tak, że stanowisko nosi inną nazwę i trochę inny zakres obowiązków - pracodawcy naprawdę potrafią zdrowo kombinować, bo mimo, że teoretycznie Sądy Pracy zawsze stają po stronie pracownika, to często nic z tego nie wynika. Zresztą, mało kto pójdzie do Sądu Pracy - takie są realia.
Ja za gówniarza bawiłam się z innymi dzieciakami na ulicy (też mało ruchliwej, osiedle domków) - i mimo, że to było już dawno temu i ruch znacznie mniejszy, to zawsze ktoś dorosły stał i pilnował czy nic nie jedzie. A teraz, kiedy sporo 18-latków już ma samochody, nie wyobrażam sobie puścić dziecka samego, nawet w strefie zamieszkania. Co z tego, że znaki, itd, skoro zawsze można trafić na kogoś, kto te ograniczenia będzie mieć w d***. Pójdzie siedzieć, owszem, ale to dziecku życia nie przywróci.
Z tego co się orientuję, to dopiero od tego roku weszły takie restrykcje, że MUSI być min. 50% obecności i nie ma przeproś (tzn. wcześniej chyba też tak było, ale teraz wszystkie listy obecności muszą być trzymane i pokazane w kuratorium w razie czego). W związku z tym wszędzie jest chaos, bo szkoły kombinują teraz jak koń pod górę, bo wcześniej np. nie każdy wykładowca odnotowywał obecności, a nawet jeśli, to listami nikt się nie przejmował i dlatego "zaginęły". Ja zdawałam egzaminy w styczniu tego roku, ale u nas przynajmniej podeszli do tego bardziej po ludzku (a zarazem mniej "legalnie") - te listy, które się gdzieś zawieruszyły, po prostu pisaliśmy od nowa i wszyscy byli obecni (zresztą nie tylko listy, ale już mniejsza o szczegóły) :) Nikt nie robił żadnych problemów, a dyrekcja sama przyznała, że ciągle wymyślają jakieś nowe przepisy, mnóstwo dodatkowej papierkologii i dlatego tak ciężko się z tym uporać. U Waszego dyrektora zabrakło po prostu dobrej woli... Ale nie poddawaj się - jeśli wiesz, że chodziłaś i byłaś więcej niż 50% to walcz o swoje, razem z innymi - on ma obowiązek mieć te listy obecności, bo w przeciwnym razie będzie mieć problemy.
E, niekoniecznie. Mam jeden pierścionek z grawerem (rozmiar 14) i spokojnie się mieści data i napis podobnej długości (25 liter, drukowanymi).
Myślałam, że tydzień temu byłeś w Portugalii :) Teraz widzę, że w niektórych miejscach są polskie znaki, w innych nie ma... pewnie siedzisz gdzieś na granicy? :)
Że też facet się nie boi... Przecież w razie wypadku przy pracy, zwłaszcza takiego, w którym dojdzie do uszkodzenia ciała (o co wcale nie jest trudno przy takiej pracy), gość będzie mieć bardzo ciepło. Odważny jest, trzeba przyznać.
Ja tak miałam w przedszkolu - zawsze stała nade mną jedna z opiekunek i karmiła na siłę. Efekt był taki, że jak nie mogłam zjeść, to trzymałam jedzenie w policzkach jak chomik :) Raz przez pół dnia chodziłam z "zachomikowanym" kotletem schabowym (de facto twardym jak podeszwa) i pozbyłam się go dopiero w domu - wtedy się rodzice zorientowali co jest grane i w przedszkolu było już lżej. Moja rodzicielka do dzisiaj się ze mnie śmieje, że przez długi czas miałam prawy policzek znacznie większy od lewego i bała się, że mi już tak zostanie :)
A co to za problem podać powód? Dwa najczęściej przewijające się w zwolnieniach to: 1) likwidacja stanowiska pracy 2) utrata zaufania
No dobra, ale w naszym narodzie są "ciut" inne proporcje...
Normalnie rewelacja! Pędzę do sklepu po samoopalacz, założę długą falbaniastą kieckę, obwieszę się złotem - i będę mieć większe prawa we własnym kraju, cud po prostu :) A tak na poważnie - cyganów nigdy nie darzyłam sympatią, nawet czasem się ich boję. Nie raz zdarzyło mi się, że cyganka łapała mnie na siłę za rękę, bo chciała powróżyć, a w przypadku odmowy (i wyszarpania się z trudem) rzucała tymi swoimi przekleństwami. W ciągu dnia taka baba zaczepia kilkaset osób w samym centrum miasta i oczywiście nic się nie da z tym zrobić.
Tak, widziałam. Może i nie wygląda, ale w końcu odpowiednią karteczkę miała i nie nam decydować o tym czy się należy czy nie należy. Nie każdą niepełnosprawność widać od razu.
Z moich niedawnych obserwacji w jednym z centrów handlowych we Wrocławiu wynika, że niektóre panienki się tam... przebierają. W kabinie znalazłam bowiem pudełko po niebotycznych szpilkach oraz opakowanie po fikuśnej erotycznej bieliźnie (nawet naklejka z ceną była - 135zł o ile dobrze pamiętam). Co w takim stroju można później robić (i gdzie) - wolę nie wnikać :)
Już dość dawno czytałam, że jakiś dzieciak był kandydatem do nagrody Darwina (albo nawet ją dostał?), bo lubił zabawiać się z odkurzaczem, ale zaczął szukać mocniejszych wrażeń właśnie z kompresorem. Z tym, że całkiem sobie wsadził i go rozerwało...
I cały misterny plan w pi*du :)
Już sobie wyobrażam jaką minę musiała mieć panienka jak Twój tata wywiózł ją wgłąb lasu - skojarzenia same przychodzą do głowy. I dobrze jej tak, przynajmniej strachu się najadła :)
U nas w jednej z galerii handlowych była z kolei inna sytuacja: ludzie przebrani za pandy owinęli samochód (stojący na miejscu dla niepełnosprawnych) przezroczystą folią i przywiązali go do słupa - nawet filmik nakręcili i wrzucili na youtube'a. Tylko, że potem okazało się, że właścicielka samochodu miała znaczek (którego podobno nie zauważyli / nie było - tutaj są różne wersje, nie wnikam) - czyli koniec końców zrobili sobie jaja z niewinnej osoby.