Profil użytkownika
Shineoff ♀
Zamieszcza historie od: | 8 czerwca 2012 - 1:42 |
Ostatnio: | 23 marca 2018 - 20:09 |
- Historii na głównej: 39 z 41
- Punktów za historie: 22556
- Komentarzy: 1009
- Punktów za komentarze: 9100
Zamieszcza historie od: | 8 czerwca 2012 - 1:42 |
Ostatnio: | 23 marca 2018 - 20:09 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Rebelianci | Motokiller | Kotburger | Demotywatory |
Mistrzowie | Komixxy |
@BordoKropka: Leczenie zębów na żywca u dzieci i to jeszcze zębów ZDROWYCH, ale z przebarwieniami (a miałam w ten sposób wyborowane 2 zęby przez starszą niedowidzącą kobietę) skutkuje unikaniem dentystów jak ognia. Generalnie kobieta powiedziała, że mam jeszcze 3 zęby do leczenia, ale rodzice stwierdzili, że wolą to skonsultować z innym dentystą, bo aż się zdziwili jakim cudem dziecko chodzące co pół roku na przeglądy i niejedzące słodyczy, a do tego myjące zęby po każdym posiłku może mieć aż 5 zębów do leczenia. Dentysta powiedział, że to są najzwyklejsze przebarwienia i żadnego borowania nie było. Ból jaki mi sprawiła ta obłąkana kobieta pamiętałam tak dotkliwie, że po wejściu w dorosłość nie poszłam do dentysty przez 5 lat. Po 5 latach się odważyłam, okazało się że żadnego leczenia nie potrzebuję. Tym sposobem jestem posiadaczką 2 plomb, w zdrowych zębach i żadnej innej. Fajnie, co?
Nie jestem perfekcyjną panią domu, ale to było obrzydliwe. Chociaż jest to skuteczna metoda. Moja Babcia jak miała na balkonie inwazję mrówek faraona to postawiła miseczkę z wodą i cukrem, wszystkie się potopiły :P
Ja chyba zaczęłabym od zadzwonienia na któryś z numerów ICE, lub na charakterystyczny kontakt: mama, tata, babcia, itp
U mnie w bloku nie ma windy, a w piwnicach są szczury (administracja przeprowadziła deratyzację, ale nic to nie dało, bo są jak były i to takie duże, że sama się ich boję). W wózkowni, która jest obok piwnicy sąsiedzi urządzili sobie składzik śmieci - stare pralki, lodówki, jakieś szmaty itp. Mieszka tu kilka rodzin z dziećmi, czasem parkują wózki na klatce. Wtedy dochodzi do awantury (z mojego punktu widzenia słusznej - wózek na środku klatki to poważne zagrożenie podczas pożaru). Szkoda tylko, że najgłośniej krzyczą ci, którzy z wózkowni urządzili sobie śmietnik. Nie mam dziecka, ale wkurza mnie to niezmiernie.
Mamuśki już tak mają, że wrzucają coś na grupę i czekają na pochwały. Nie chodzi tu tylko o ich dzieci, chociaż nie rozumiem skąd się u nich bierze przekonanie, że ich dzieci to ósmy cud świata i wszyscy mają je podziwiać. Ale nawet jak wrzucają zdjęcie ugotowanych parówek z bułką (na grupie o gotowaniu) i ktoś skomentuje to nie tak jak mamuśka sobie życzy - np. że to wygląda nieapetycznie, albo że nie je parówek bo są niezdrowe (jego sprawa, ja też nie jem, ale inni jedzą i niech sobie jedzą, jak lubią) to od razu zaczyna się burza "JAK CI SIE NIE PODOBA TO NIE KOMENTUJ!!!1111ONEONEJEDEN". A dlaczego nie? Wrzuca na publiczną grupę, pod zdjęciem można dodawać komentarze, to niech komentują wszyscy, a nie tylko ci, którym się podoba. Niestety trzeba się z tym liczyć, że obcy ludzie mogą mieć inne zdanie na pewne tematy i należy to uszanować.
@Painkiler: Nie, chodzi mi o takiego kierowcę jak opisany powyżej. Też mnie doprowadzają do szału piesi-samobójcy wyłażący pod koła, albo tacy co myślą, że przejście dla pieszych daje im +100 punktów życia. Mam jednak świadomość istnienia takich pieszych, a że nie chcę stracić prawa jazdy i nie daj borze szumiący jeszcze iść do więzienia to jednak uważam na parkingach i w innych miejscach. W moim mieście ostatnio kierowca, który przejechał ze skutkiem śmiertelnym dziewczynę przechodzącą (czy też przebiegającą) na czerwonym świetle poszedł siedzieć :(
@boom_boom: Jeśli dochodzi do zagrożenia bezpieczeństwa to muszą reagować. Jakby kogoś zabił to nie sądzę żeby nie poniósł konsekwencji, bo "to nie jest droga publiczna".
@Etincelle: Patrz ile minusów. Nigdy nie zrozumiem po co ludzie używają słów, których znaczenia nie znają, ale za to słowa te brzmią tak "naukowo" i "inteligentnie"...
Czy rozumiesz co znaczy słowo "diametralnie"?
Nie przesadzam, uważam, że takie uprzywilejowanie dla rodzin z dziećmi to przegięcie, bo mają już specjalne kasy bez kolejki, mają specjalne miejsca parkingowe, mają specjalne pomieszczenia w sklepach itp. Kiedy ktoś wpadnie na pomysł utworzenia specjalnych sklepów WYŁĄCZNIE dla rodzin z dziećmi?
@bloodcarver: Ale to nie jest psa wina, że jego opiekunowie nie wychodzą z nim na spacer, tylko wypuszczają na balkon celem załatwienia potrzeb :(
Te kable z marketów mają niską cenę, ale ich żywotność trwa max tydzień :/
Niektóre sklepy przesadzają 1 rząd miejsc dla osób niepełnosprawnych (nikt z tym nie dyskutuje, chociaż zazwyczaj na tych miejscach stoi jeden, czy dwa samochody, często bez stosownych oznaczeń), 2 rząd miejsc dla rodzin z dziećmi, a dla przeciętnych ludzi radosny marsz przez pół parkingu, a wcześniej wypalenie paliwa podczas krążenia i szukania wolnego miejsca.
Wiem, że to jest piekielne, ale chciałabym to zobaczyć :D
Typowa postawa mamuśki, która ma gdzieś swojego rozwydrzonego bachora, więc zmusza resztę świata do opieki nad nim. Takim to się wydaje, że pan w sklepie ma obowiązek pilnować żeby nic sobie nie zrobił, pani kelnerka musi pilnować żeby zjadł, a pan kierowca autobusu musi pilnować żeby miał gdzie usiąść. A dzieciak jest rozwydrzony, bo madce nie chce się go wychowywać.
Wizyty u weta są straszne, zawsze to samo - umawiasz się na godzinę, ale jest totalna koleja, bo albo ktoś przyszedł z "niecierpiącym zwłoki przypadkiem", albo w ciągu dnia nazbierało się tyle "przypadków", że przychodzisz na umówioną 13, a przed tobą 10 osób, które umówione były na godziny wcześniejsze, ale jeszcze nie weszły. Najbardziej nienawidziłam wizyt u weta na moim osiedlu, bo mieszka tu mnóstwo starszych osób i ewidentnie przychodzą do weterynarza żeby się wygadać i pochwalić "a mój Fafik to je takie jedzonko, a na spacerki chodzi na czerwonej smyczce i ma do tego niebieskie szelki.....". Po godzinie sterczenia ze zniecierpliwionym i zestresowanym kotem taka wizyta nie ma już sensu (przynajmniej w przypadku mojego sierścia), bo jest tak zestresowany i przerażony, że nie da się normalnie zbadać, gryzie i drapie jak nienormalny.
Swoją drogą to jest jakaś chora sytuacja, że w szkołach nie ma papieru toaletowego ani mydła w łazienkach. Wiem, że szkoły mają skromne budżety (chociaż na komitet rodzicielski się płaciło i to sporo), no ale bez przesady, takie artykuły to nie jest majątek, a z tego co pamiętam we wszystkich szkołach do jakich chodziłam te towary po prostu nie istniały. Nie, że ktoś o 8 rano włożył jedną rolkę papieru i się skończyła. Po prostu nigdy ich nie było. Większość osób była przyzwyczajona i w zapasie mieliśmy chusteczki i płyn antybakteryjny, ale nigdy nie zrozumiem dlaczego szkoły nie dbają o właściwie najbardziej podstawowe potrzeby uczniów. Co ciekawe kiedyś w gimnazjum "włamaliśmy" się do nauczycielskiej toalety, gdzie stało z 10 zapasowych rolek papieru, a dozownik był pełen mydła. Żenada.
Naczytałam się tyle o tych kolejkach do pobrań krwi, że ostatnio jak musiałam na takie badanie się udać, to byłam przerażona. Wzięłam sobie specjalnie wolne w pracy, bo myślałam, że będę tam kwitnąć kilka godzin, wzięłam ze sobą również książkę, żeby się nie nudzić. Dodam, że mieszkam na osiedlu gdzie średnia wieku wynosi 60 lat, więc prawie sami emeryci i nieliczne rodziny z dziećmi. Poszłam tam, w poczekalni żywego ducha nie było, zrobiłam badanie i już. Dziwne :D
@Fahren: Yorki to "szczurki" z silnym instynktem łowieckim, a dodatkowo często są kompletnie niewychowane ("bo są takie malutkie i ojejku jakie słitaśne"). I mogą ugryźć i to mocno.
@marcinn: Rozumiem, ale skoro piszę, że mój pies się porusza na smyczy (a w skupiskach ludzi dodatkowo w kagańcu) to gdzie jest problem? Poza tym to chyba logiczne, że psy się wyprowadza na smyczy (przynajmniej dla mnie). Wiadomo, że jest ułożony i się słucha, ale rozumiem, że obca osoba w to może nie wierzyć i dlatego stosuję dodatkowe zabezpieczenia. Pies na smyczy i w kagańcu raczej krzywdy nikomu nie zrobi. Mój kundel ma to szczęście, że może się wybiegać do woli na naszym terenie, gdzie jest puszczony bez smyczy i kagańca, bo to teren prywatny i ogrodzony. Jak się jakiś człowiek włamie (a często się to dzieje, ale to materiał na całą historię) to na szczęście go nie zagryzie, aczkolwiek ludzie się go boją w takich okolicznościach. I dobrze, nikt nie kazał im się włamywać.
Jak jest upał 40 stopni to większość sklepów pozwala wprowadzać psy (żeby zapobiec zostawianiu ich w nagrzanych samochodach) i nikomu one nie przeszkadzają. Ale tylko temperatura spadnie to nagle psy się stają STRASZNYM zagrożeniem, są brudne, rzucają się na ludzi i jeszcze pewnie zrobią kupę, której opiekun napewno nie posprząta. Wkurza mnie to, mój pies jest grzeczny i ułożony, chodzi na smyczy, ale nie mogę go nigdzie ze sobą zabrać, bo wszystkim przeszkadza fakt, że ma 4 nogi a nie 2. Nie przywiążę go przed sklepem, nawet nie chcę myśleć co by się stało gdyby ktoś zrobił mu krzywdę. Wolę go zostawić w samochodzie, niż narażać na krzywdę ze strony obcych ludzi. A najchętniej weszłabym z nim. Chodzimy z nim do restauracji, gdzie psy mogą przebywać w ogródku i tamże siadamy, ale oczywiście pies nie może zaznać spokoju, bo zazwyczaj w ogródku siedzą też rodziny z dziećmi i bardzo często dzieci zaczepiają psa, chcą się z nim bawić i go dotykać, nawet nie mogę spokojnie zjeść, bo co chwilę muszę tłumaczyć cudzemu dziecku, że pies to nie jest zabawka i jak się go mocno pociągnie za ucho to może ugryźć (swoją drogą nie rozumiem rodziców, którzy radośnie pozwalają dziecku dotykać bez pytania 35 kilowego kundla). W tej samej restauracji ostatnio siedzieliśmy w środku i weszła pani z Yorkiem. York widocznie nie jest psem, bo do ogródka nie został skierowany, tylko siedział przy stole. Nie wiem od kiedy Yorki nie są psami, a ludzie i do zwierząt stosują podwójne standardy.
Słyszałam o rosole z młodych wron, że jest dobry na "suchoty", więc może ze srok też jest jakiś magiczny :D
A w bloku nie ma jakiegoś pomieszczenia na wózkarnię? U mnie jest i sprawdza się rewelacyjnie, wcześniej to pomieszczenie było zagracone rzeczami "niewiadomego pochodzenia" (czyt. stare sprzęty, które sąsiedzi tam znieśli, bo "jeszcze się przyda" i tak leżały przez 30 lat, a jak przyszło do czyszczenia pomieszczenia to nikt nie chciał się przyznać co jest czyje i wszystko poleciało na śmietnik). Co do ławki - mieliśmy sytuację identyczną, ale ławka stanęła. Gromadzą się na niej okoliczni dresiarze i dilerzy, są wrzaski, potłuczone butelki i naloty policji/straży miejskiej, które niewiele pomagają.
Ludzie przewijają swoje dzieci wszędzie. Najwyraźniej szkoda im czasu na szukanie toalety, albo szkoda im przerwać konwersację z koleżanką, skoro mogą jednocześnie z nią rozmawiać, a na stole przewijać dziecko. To jest jakiś obłęd, chodzą z tymi dziećmi wszędzie i wymagają żeby każde miejsce było przystosowane do ich prywatnych wymogów, bo chcą czuć się jak w domu. Bo rodzicielstwo przecież nie może "ograniczać".
@Etincelle: To się działo ponad 20 lat temu, więc metody nauczania z kijami jeszcze jestem w stanie pojąć - tak się uczyło i koniec. Fakt, że te kije mi raczej przeszkadzały niż pomagały i ciągnęłam je za sobą, albo mi się plątały to już inna sprawa i pewnie na bazie tych doświadczeń w XXI wieku uczy się na początku jazdy bez kijów. Mi generalnie ta nauka przeszkadzała, bo za dużo było od razu spraw technicznych i czysto teoretycznych (narta tu, druga tam, balansuj, zegnij nogi pod kątem iluś stopni, kij do przodu, przysiad bla bla bla) zamiast nauki wyczucia i balansu. Swoją drogą jak widzę jak ludzie jeżdżą z kijami, to też się zastanawiam po co im one, zazwyczaj 80% osób na stoku (nie uczących się już) wozi kije za sobą, albo tak nimi macha, że się cała sylwetka po skręcie obraca :D