Profil użytkownika
astor ♀
Zamieszcza historie od: | 2 sierpnia 2013 - 20:31 |
Ostatnio: | 20 sierpnia 2020 - 9:09 |
- Historii na głównej: 29 z 33
- Punktów za historie: 12406
- Komentarzy: 163
- Punktów za komentarze: 967
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 następna »
@nipman: Pisząc kilka lat temu miałam na myśli czasy, kiedy telefony zkolorowym wyświetlaczem wchodziły na rynek, a o wideorejestratorach chyba nikt nie słyszał. A aparat był pewnie głęboko w bagażniku. Teraz to co innego i raczej facetowi bym nie podarowała.
Kilka lat temu jechaliśmy z bratem na ferie zimowe. Droga jak droga, wokół biało na polach, ale asfalt czarny. W pewnym momencie dogoniliśmy jakiegoś busa. Odcinek poza terenem zabudowanym, więc można te 90 km /h, ale gość grzeje najwyżej 30. Brat podjął decyzję- wyprzedzamy. Upewnił się, czy z naprzeciwka czysto, włączył kierunkowskaz, zjeżdża na lewy pas. Co robi gość z busa? Wyjeżdża na środek i jedzie środkiem. Schowaliśmy się. Jedziemy dalej, po jakimś czasie znowu sprawdzamy, czy z naprzeciwka nic nie jedzie, kierunek i znowu zjeżdżamy na lewy pas. Bus znowu na środek, bo on się osobówce wyprzedzić nie da, a co! Sytuacja powtarza się kilka razy, ewidentnie facet robi nam na złość. Z ludzką głupotą nie ma co walczyć, skręciliśmy na parking leśny, coby idiota odjechał kawałek. W momencie, gdy typ zauważył, że zjeżdżamy na parking, to się nagle okazało, że potrafi on wycisnąć z busika więcej i zniknął raz-dwa, rozpędzając się na oko do 70 km/h co najmniej. Co chciał osiągnąć albo udowodnić? A może myślał, że to taka świetna zabawa?
@Jasiek5: Niby tak, ale może linki są sprzedawane w jakichś opakowaniach czy z metkami. Wydać nową, starą zostawić, a następnemu klientowi wcisnąć produkt używany?
"Wiesz, nie polubiłam ciebie" to brzmi jak wynurzenia dziewczynki z piaskownicy :D
Sugeruję w takich momentach wyjąć telefon, cyknąć foty, na których widać gdzie to jest zrobione oraz numer rejestracyjny samochodu i wysłać do SM. Ja ze trzy zrobiłam jako piesza (np. samochód zaparkowany tak, że między przednim zderzakiem a ścianą budynku łaskawie kierowca zostawił 20 cm). Dwa razy kierowcy pytali co robię (byli obecni w samochodzie), odpowiadałam co i jak i gdzie to mam zamiar wysłać. Zbierali się z miejsca raz-dwa.
@ilvess: Tak, dlatego lepsi są rowerzyści w ciemnych strojach, bez oświetlenia, jadący środkiem drogi wojewódzkiej po ciemku ;) To czy uważamy na siebie czy też olewamy to, jeździmy agresywnie (rowerem, motorem, samochodem, bryczką) nie zależy od tego w co jesteśmy ubrani czy jaką mamy wypasioną furę, ale od tego co mamy w głowie.
@Michail: Przywalić głową bez kasku można również w lesie na hopce. Pomijając masakryczne wypadki, to nawet jak rowerzystę lekko zaczepi samochód i uderzy głową w krawężnik, albo lekko potrąci i uderzy głową w jezdnię, to mimo wszystko lepiej w kasku niż bez. Mi uratował życie i nawet do oddalonego paręset metrów warsztatu, żeby rower na przegląd oddać, jeżdżę w kasku.
@abcd1234: Bo bardzo często budowane są bez głowy. Vide: mój komentarz powyżej.
A co to za różnica czy jechał na szosowym czy góralu? Jak ktoś jest dobry to i na góralu rozbuja się do 40 km/h po jezdni, nie musi mieć wcale cieniarki. Jako rowerzystka tam, gdzie są ścieżki, jeżdżę po ścieżkach. Niestety w wielu sytuacjach ścieżki są projektowane przez totalnych debili. Dlaczego? Kilka przykładów: 1) Kilka 50 - 100 metrowych odcinków ścieżek w ogóle ze sobą niepołączonych. Z tego, co wiem nt. osiągnięć technicznych to nikt jeszcze nie wymyślił teleportów i albo musimy przejechać ten odcinek po chodniku (gdzie nie chcą nas piesi), albo po jezdni (gdzie nie chcą nas kierowcy). 2) Krawężniki na ścieżkach rowerowych. Dajmy jak najwyższe, żeby przed każdą przecinającą ścieżkę uliczką / wjazdem na posesję rowerzysta musiał z roweru zejść, by nie przywalić kołem w krawężnik. Na góralu wskoczę. Na szosie- szkoda byłoby mi kół, bo są jednak sporo delikatniejsze. 3) Rolkarze. Nikt im nie wytłumaczy, że nie są rowerzystami, a DDR jak sama nazwa wskazuje jest drogą dla rowerów. Współczuję im, bo nie chcą ich ani piesi na chodniku, ani rowerzyście na ścieżce. 4) Mój ulubiony paradoks. Wyjeżdżam z miasta na rowerze i muszę przejechać wiaduktem nad torami. Ścieżka jest po mojej lewej stronie. Żebym tam się dostała muszę: zatrzymać się na poboczu (ani przed wiaduktem, ani za ścieżki nie ma, chodnika też nie, więc jadę poboczem), przeprowadzić rower na drugą stroną ulicy, wprowadzić go na wysoki krawężnik, przejechać te 150 metrów ścieżką, zatrzymać się za wiaduktem, zsiąść z roweru, przeprowadzić rower na drugą stronę, żebym dalej mogła się poruszać zgodnie z zasadą ruchu prawostronnego. Oczywiście za wiaduktem też dali najwyższy możliwy krawężnik. 5) Piesi na ścieżkach rowerowych. Są tak samo uciążliwi dla rowerzystów na ścieżce, jak rowerzysta dla samochodów. 6) Wjazdy na pasy dla rowerów- często te zjazdy ze ścieżki / chodnika są pod takim kątem i jest taki krawężnik, że robi się niebezpiecznie. Zauważyłam, że na tym portalu jest wiele historii o tym, jacy to ci rowerzyści są be i fe! Ale jeśli rowerzysta jedzie grzecznie, zgodnie z przepisami, nie pocina samym środkiem, daje się wyprzedzać, nie utrudnia ruchu- to po co się pieklić? Dla zasady? Jest ponoć taki przepis, że rowerzysta ma obowiązek poruszać się DDR-em jeśli DDR jest po jego prawej stronie. Czyli, jeśli DDR jest po drugiej stronie ulicy, to podobno mogę jechać jezdnią. Nie sprawdzałam dokładnie jak z tym jest, ja z ostrożności jadę i tak ścieżką. Nie chcę dyskutować na ten temat, ale ktoś mógłby się wypowiedzieć (oczywiście nie pałający wk*** kierowca, ale np. obiektywny instruktor jazdy).
Ja za to uwielbiam sprzedawców, którzy robią zdziwione mina kiedy dokładnie mówię im jakie dętki mi są potrzebne (rozmiar i wentyl). No tak jakby dziewczyna nie mogła się na tym znać :D
@slimakowasylwia: Co do tego zwrotu towaru zakupionego przez internet to nie może on być używany. A na pierścinku na ogół jest metka / cenówka. Zerwanie oznacza dla sprzedawcy to, że już go ktoś używał. Dla koleżanek z branży biżuteryjnej zmorą się panny młode, które kupują biżuterię za kilkaset złotych, zakładają na ślub, a potem oddają, no bo 10 dni, więc mogą. A tutaj zonk- towar nosi ślady używania, metki pozrywane, a przecież z metką nikt do ślubu nie pójdzie ;)
@karakar: Pomijasz fakt, że wyprodukowanie kosztuje (elektryczność, woda itd.), że ktoś to musi zrobić (= otrzymać pensję = płaca + ZUSy, podatki itd.), że ktoś od producenta do sprzedawcy to dowiezie (to też nie jest za darmo), że sprzedawca musi opłacić koszty działalności handlowej (lokal, prąd, itd.), a jeszcze fajnie by było, jakby sam coś zarobił. A w pierścionku czasem jest kamyk, który też kosztuje (nawet zwykła cyrkonia). To, co napisałam powyżej, to i tak pewnego rodzaju uproszczenie. Są rzeczy, których nie wycenisz- czas, talent.
@piotrs72: Z tym, że w takim przypadku akurat nie ma podstaw do upominawczego.
@advocatusdiaboli: No widzisz, ja też to wiem. I kilka moich koleżanek wie. I pewnie jeszcze trochę osób się znajdzie. A jednak sporo osób nie wie i sprytni sprzedawcy bład wykorzystają. W wyszukiwarce łatwiej wpisać "kolczyki srebrne" niz "kolczyki ze srebra" :|
Dorzucę swoje trzy grosze, bo trochę z biżuterii siedzę (hand made, ale nie taki bazarowy najprostszy, tylko beading i haft koralikowy, ale mam też styczność z osobami zajmującymi się np. metaloplastyką, tworzeniem autorskiej biżuterii srebrnej itd.). W Polsce jest tylko 10 urzędów probierczych, czyli nawet nie w każdym mieście wojewódzkim się znajdują. Dla mnie oznaczałoby to niestety konieczność dojazdu do Warszawy, a zatem z takiej opcji sprawdzenia biżuterii niestety nie każdy może tak łatwo skorzystać. Co do PIP- nie do końca wiem, jak wygląda ten punkt sprzedaży, ale wyobrażam sobie taką przeszkloną ladę na pasażu galerii handlowej. W takich miejscach na ogół "zatrudnia się" na podstawie umów cywilnoprawnych, a nie umowy o pracę, zatem PIP nie miałby tam za wiele do roboty. Smutne, że jest to wykorzystywane aż do takiego stopnia, a właściciel firmy żąda od "pracownicy" zwrotu kasy za coś, za co ona zupełnie nie odpowiada. Kolejna rzecz- to, że po założeniu czegoś srebrnego odkryjemy jakieś smugi (na ogół czarne) jeszcze nie znaczy, że to jednak nie srebro. Mam sporo kolczyków, co do których jestem w 100% pewna, że to srebro, a mimo wszystko, szczególnie po upalnym dniu, koło dziurek w uszach mam czarne smugi ;) Czy dana rzecz jest srebrem można sprawdzić o wiele łatwiej, niż w urzędzie. Jeden sposób- to sprawdzenie czy coś jest srebrne czy posrebrzane. Musimy poświęcić kawałek (oczywiście niewidoczny) naszej biżuterii, spiłować delikatnie pilniczkiem i sprawdzamy, czy po spiłowaniu wierzchniej warstwy dolna jest srebrna. Kilka razy trafiłam na "srebrne bigle w okazyjnej cenie", które po spiłowaniu były miedziane ;) Czyli pokryte wyłącznie cieniutką warstwą srebra. Drugi sposób- w przypadku stopu to stosowanie płynów probierczych, myślę że w porządnych sklepach jubilerskich, gdzie od razu są pracownie, takie płyny mają. Na podstawie koloru, na jaki produkt przebarwia się po zastosowaniu płynu, można stwierdzić zawartość metalu szlachetnego. Niestety, oszustów nie brakuje. Tak jak nadmieniłam, na allegro można kupić bigle w promocyjnej cenie, które nawet mają bitą próbę, a ze srebrem mają niewiele wspólnego. Natomiast w galeriach internetowych widziałam prace podpisane: "piękne srebrne kolczyki" które ze srebrem mają wspólny tylko kolor (znawca stwierdzi, że trochę inaczej połyskują, czasami nawet bardzo inaczej, bardziej jak nikiel).
@mietekforce: Mi na tym też mocno nie zależy, a puenta miała być żartem. Skradanie się jak złodziej w tym przypadku nie najlepiej jej wyszło. Nie miałam ochoty chodzić po krętym korytarzu, żeby sprawdzić czy wyszła, a skoro nie słyszałam nawet szurania butami to uznałam, że jej już nie ma.
@Turtelian: Ja ze znajomymi tak robię. A na rowerze rocznie przejeżdżam więcej km niż za kierownicą samochodu :P Tylko że np. wczoraj na 30 km gładkich asfaltów wyprzedzał nas tylko jeden samochód, a tak to pusto, więc żadnego niebezpieczeństwa nie sprawialiśmy. Spotkałam się z tłumaczeniem, że jak jadą dwie osoby obok siebie, to wtedy wyprzedzający ich kierowca musi się upewnić, że ma CAŁY przeciwległy pas wolny, bo musi szerokością całego samochodu tam zjechać, a co za tym idzie zachowuje większą odległość od rowerzystów. W praktyce wielu kierowców wyskakuje na wariata i omija peletonik na odległość lusterek :/
Małe sprostowanie: wolno tak jeździć, o ile nie utrudnia to ruchu. A to czy utrudnia, czy też nie, to zawsze kwestia do oceny.
@Pixi: Takich haków jeszcze pewnie kilka by się znalazło. Osobiście studiowałam na studiach jednolitych magisterskich, więc nie miałam (nie)przyjemności rekrutowania się na studia drugiego stopnia. Natomiast koleżanka opowiadała, jak to chciała po inżynierskich przenieść się na inną uczelnię i... zonk. Bo wymagali oceny z przedmiotu X, który miał być w wymiarze 120 godzin. Ona miała ten przedmiot, ale w mniejszym zakresie (60 godzin). Przejrzała inne uczelnie- okazuje się, że wszędzie była mniejsza ilość godzin z tego przedmiotu (60, 80, 90, gdzieś nawet 100), jedynie ta uczelnia prowadziła go w takim zakresie. Oczywiście nie skreślało jej to od razu, musiałabym nadrabiać potem, tylko prócz tego, miałaby jeszcze parę innych rzeczy do nadrobienia. No i w pierwszej kolejności pod uwagę braliby jednak studentów, którzy mieli 120 godzin tego ;) Coś nam w Polsce nie idzie wprowadzanie tego całego procesu bolońskiego.
@Kuchareczkaa: W takim razie sekretariat dał ciała, że pozwolił (choćby przez niedopilnowanie) zabrać przez jedną osobę taki dokument. Strach pomyśleć co im jeszcze mogło ginąć :P
Swoją droga szkoła powinna zmienić system i wydawać każdemu uczniowi obiegówkę na oddzielnej kartce, a nie jedną zbiorczą listę.
No cóż, ja na płytę ze zdjęciem RTG po swoim wypadku i złamaniu obojczyka czekałam... 1,5 godziny. Miałam wszystkie papiery, byłam zagipsowana, obandażowana (inne obrażenia), nie miałam własnych ciuchów (pisałam o tym kiedyś na tym portalu), więc siedziałam w jakiejś cienkiej jednorazowej koszulce, w której było mi zimno, a do tego bardzo zmęczona i marzyłam, żeby znaleźć się w domu we własnym łóżku. A panie z dyżurki RTG wypalały mi płytkę ze zdjęciem ponad półtorej godziny.
@cher: Po co ma nagrywać, czasami to klienci sami nagrywają :P
@bloodcarver: Myślę, że niekoniecznie jest to kwestia biedy. Dla niektórych zakupy w cichlandach stały się stylem życia. O ile rozumiem jeszcze osoby, które idą, przeszukują i udaje im się trafić na "perełki", które potem stylowo przerabiają, dzięki czemu mają niepowtarzalnego ciucha, i tyle nie rozumiem ludzi, którzy kupują hurtowo coś, co ja bym po prostu wykorzystała na szmatę do podłogi. Są też jeszcze tacy, co kupują jak popadnie, a potem odsprzedają na targach.
@wumisiak: Zgadzam się. Wyrośnięte dzieciaki w ogóle nie mają szacunku ani do czyjegoś mienia, ani nawet życia. I problem jest taki, że często za taki "wybryk" nie spotykają się nawet z krytyką dorosłego otoczenia. Przykład: młodzież, która zrzuciła bryłę lodu z wiaduktu na jadący samochód, w wyniku czego zginął kierowca. Nawet jeśli nie były w stanie przewidzieć, że mogą kogoś zabić (tę kwestie pozostawiam biegłym), to przecież wiedziały, że mogą uszkodzić czyjś samochód. Mimo to miały to w poważaniu, zrobiły co zrobiły, stała się tragedia. A co na to "dorosłe otoczenie"? Był w necie artykuł, w którym pytano się sąsiadów tej młodzieży. Wszyscy odpowiadali mniej więcej tak: "Ale to takie grzeczne, wychowane dzieciaki. Chciały się zabawić..." Jeśli zatem grzeczne, wychowane dzieciaki bawią się zrzucając bryły lodu z wiaduktu albo wpychając przypadkowych rowerzystów do kanału, to wolałabym nie spotkać tych niegrzecznych i niewychowanych. Inna sprawa- gdybym ja tak została wepchnięta, to z powodzeniem można byłoby mnie wyciągać już w plastikowym worku. Jeżdżę w spd-ach, nim bym zaczaiła o co chodzi, wypięłam z bloków, a jeszcze pewnie rower by mnie gdzieś uderzył albo przygniótł byłoby po mnie.