Profil użytkownika
astor ♀
Zamieszcza historie od: | 2 sierpnia 2013 - 20:31 |
Ostatnio: | 20 sierpnia 2020 - 9:09 |
- Historii na głównej: 29 z 33
- Punktów za historie: 12406
- Komentarzy: 163
- Punktów za komentarze: 967
« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 następna »
@Malibu: Z długością wkładki też różnie bywa. I tak np. buty SPD (rowerowe) mam z wkładką 26 cm (według producenta), a biegowe, które muszą być ciut większe, mają zadeklarowaną długość wkładki 25 cm. Jeśli chodzi o obuwie "wyjściowe" to noszę 38, a ze sportowych zawsze większe- np. wspomniane rowerowe to rozmiar 40, a biegowe 39.
@Toyota_Hilux: ale wstyd... Ale poprawione.
Z tego co się orientuję, to zakłady bukmacherskie u bukmacherów, którzy mają siedziby poza granicami Polski, są nielegalne, bo na taką działalność trzeba mieć zezwolenie lub licencję (dokładnie nie pamiętam). Dotyczy to również buka, którego do niedawna reklamował Boniek ;) Ale mało kto o tym wie.
@jass: U mnie na studiach ludzie tak mówili, a byli z różnych regionów (Lubelszczyzna, Podlasie, Podkarpacie nawet Śląsk, tylko nie pamiętam kto z nich tak mówił).
@Shaiennee: Hmm, ja często spotykam się z określeniem "wyliczona osoba" jako czymś pomiędzy "oszczędna" (o znaczeniu neutralnym) i sknera (o zabarwieniu pejoratywnym). Jednak skoro to niepoprawnie, to więcej używać nie będę ;)
@dodolinka: Problem polega na tym, że wiele takich firm celowo czeka kilka lat i np. wysyła po 8-9 latach wezwanie do zapłaty na ogromną kwotę. W ramach "ugodowego" załatwienia sprawy proponują, że jak ktoś uiści dochodzoną kwotę, to zrezygnują z naliczania odsetek. I teraz taka Iksińska zaczyna kalkulować ile to tych odsetek narosło przez te wszystkie lata i wychodzi jej, że co najmniej drugie tyle, więc płaci. Tymczasem część tych długów albo nigdy nie istniała, albo są już przedawnione.
@Igielka: Tutaj wnuczek załatwiał potrzebę, nie babcia. Dzieciaka szkoda, bo może jest w takim wieku, że nie rozumie, to raz, a dwa- jeszcze by to zostało zakwalifikowane jako treści pedofilskie.
Jaaasne. Składanie fałszywych zeznań to poważne przestępstwo i sąd nie kara sobie ewentualnych sprawców ot tak, bez oddzielnego postępowania karnego.
@Ell: Prowizja a podatki to dwie zupełnie inne kwestie. Prowizja to kasa dla serwisu za możliwość wystawienia. Kwestia podatków i ogólnie prowadzenia działalności gospodarczej jest dużo bardziej skomplikowana. Z prawnego punktu widzenia ktoś, kto wytwarza regularnie np. biżuterię i ją sprzedaje, powinien zarejestrować działalność gospodarczą, płacić VAT (chyba, że nie przekracza określonego dochodu rocznie, kwot nie pamiętam), podatek dochodowy, ZUS i inne takie.
@sharpy: Niestety, i ja spotkałam się z takim podejściem, chociaż być może poniższa historia zabrzmi nieprawdopodobnie. Rok temu ta sama babcia trafiła na kardiologię, w międzyczasie dostała uczulenia (prawdopodobnie na jakiś lek, ale pewni nie jesteśmy), wypisali ją z rozległą wysypką do domu, bo kardiologicznie było w porządku, a przecież wysypka to nie koniec świata, więc po co konsultować się z alergologiem (mama prosiła o taką konsultację, ale nie, bo nie). Dosłownie kilka godzin po powrocie do domu babcię ponownie zabierało pogotowie, bo na skutek uczulenia zaczęła się dusić. Trzy dni na alergologii, duszności minęły, babcia wypisana, w karcie wypisu: "pacjentka wypisana w stanie dobrym, w lewym płucu słychać zmiany" (czy jakoś tak). Minęły dwa dni- babcia trafiła na pulmonologię z zapaleniem oskrzeli. Łącznie w szpitalu spędziła 5 tygodni. Nie wiem, jak jest w innych krajach, ale wydaje mi się, że skoro w jednym szpitalu są lekarze wszystkich tych specjalizacji (babcia cały czas trafiała do tego samego szpitala, tylko na różne piętra), to przeprowadzenie konsultacji z dziedziny X na oddziale Y nie powinno chyba stanowić problemu. Być może (nie znam się) gdyby babcię wcześniej, jeszcze na alergologii, przebadał pulmonolog (albo inny lekarz) i przypisał stosowne leki, to udałoby się uniknąć ponownej wizyty w szpitalu i tym samym oszczędziłoby się koszty NFZ.
@ZaglobaOnufry: Leki były niepasujące- na ulotce wypisanych zastrzyków było wyraźnie napisane "nie stosować z innymi lekami przeciwzakrzepowymi". To tak po pierwsze. Po drugie- babcię wypisano z SOR w sobotę rano, rodzinny przyjmuje dopiero w poniedziałek. Niby jest ta tzw. pomoc doraźna, ale oni nie są od tego. Po trzecie- zauważyłam, że w Polsce jest sporo lekarzy, którzy nie lubią sprawdzać swoich "kolegów po fachu". Na swoim przykładzie- leczę oparzenia III st. u jednego dermatologa, ale do drugiego trafiłam z czymś innym. I przy okazji chciałam się podpytać, czy może zna jakieś inne metody, leki, cokolwiek. Babka burknęła tylko: "to chyba tamten lekarz wie, co robić, więc po co mnie pani pyta, jak pani nie odpowiada leczenie, to proszę zmienić lekarza". Więc przekładanie modelu niemieckiego na polski jest mocno nietrafione- ze względu na system i mentalność.
@Pierzasta: W sumie to zgodziłabym się z tym zdaniem (gdyby faktycznie była to tylko kreska- nie wiem, nie jestem z Poznania). Ale na peronach kolejowych też bardzo często narysowana jest biała linia, niecały metr od krawędzi peronu, której przekraczać nie można. Jako dzieciak wiele razy jeździłam pociągami i jakoś rodzicom udało się wytłumaczyć i mi, i mojemu bratu, że za linię nie wolno wchodzić.
Swoją drogą odpowiedź pani "a gówno to cię obchodzi" była bardzo trafna- przecież właśnie o to gówno cała sprawa :P
Mam wrażenie, że to jakaś polityka tej sieci sklepów. Jeśli kiedykolwiek ktoś mnie pytał czy może być winny grosika, albo wręcz oznajmiał to wprost tekstem: "będę winny / winna grosika / dwa grosze / pięć groszy" to tylko i wyłącznie w tej sieci. Jakoś nie przypominam sobie, żeby to mi się przydarzyło np. w biedrze, tesco, lidlu albo prywatnych sklepikach :/ Ostatnio natomiast postanowiłam być wredna i jak mi ekspedientka powiedziała "będę winna 10 groszy" to zapytałam, czy w takim razie mogę zapłacić kartą. 10 groszy znalazło się w kasie :)
@xyRon: Owszem. Dziki, dziki wschód :D
@Day_Becomes_Night: dostanie tyle samo osób, bo jest to liczone procentowo. To raczej jakiś brak zdecydowania wśród osób decyzyjnych, co w efekcie prowadziło do pokrzywdzenia części studentów, którzy np. mieli podpis nie tej osoby.
@abfab: Otóż to samo chciałam napisać. Policzyłam ostatnio, że od maja 2013 roku byłam ponad 50 razy u lekarzy różnej specjalności w ramach NFZ (nie, nie dla rozrywki, leczenie po wypadku- kilka różnych specjalizacji, a było kilka tygodni, że na oparzeniówkę jeździłam 2-3 razy w tygodniu) i nikt mnie nie wołał "następny", a ortopeda to już w ogóle wspaniały człowiek, bo pogadał, udzielił mi wskazówek gdzie najlepiej się udać z innymi obrażeniami (zamiast do przychodni x, niech pani idzie do y, tam jest świetny dr ABC z dużym stażem w tym zakresie).
Inpost ma czasami refleks szachisty w doręczaniu korespondencji. Dwa- inpost sam nie wystawia wezwań, wbrew temu co niektórzy piszą tu w komentarzach. W sekretariatach sadów wszystko jest drukowane, pakowane do kopert itd., inpost tylko doręcza (albo i nie). Trzy- być może w systemie sądu wyrok jeszcze nie jest zaznaczony jako prawomocny. Teoretycznie czekają 3 tygodnie (tydzień na "zapowiedź apelacji", kolejne 2 na ewentualną apelację), ale w praktyce panie z sekretariatów są dosyć mocno obłożone robotą, więc zaznaczają prawomocność wyroków nawet po 5-6 tygodniach od jego wydania (w okresie wakacyjnym czekaliśmy raz ponad 2 miesiące). Cztery- a został złożony wniosek o doręczenie odpisu prawomocnego wyroku wraz z klauzulą wykonalności i pismo to zostało odpowiednio opłacone (6 zł za każdą stronę wyroku)? Bo sąd tak sam z siebie tego nie wysyła, tylko na wniosek i po wniesieniu opłaty kancelaryjnej.
Widzę, że to tłumaczenie dosyć częste u kierowców. Pierwsza stłuczka mojego brata wyglądała w ten sam sposób. Jechał na wprost zewnętrznym pasem, a gość z wewnętrznego postanowił sobie skręcić od razu w prawo. Od tej pory na tym rondzie wszyscy jeździmy środkowym pasem jeśli przejeżdżamy je na wprost :D
Wszystko to niestety prawda :/ Osoby pracujące w kioskach to często-gęsto albo studenci, którzy w ten sposób sobie dorabiają, albo osoby "zatrudnione" na podstawie umowy zlecenia, które z dnia na dzień w zasadzie mogą przestać tam pracować. Kierownikowi takiego kiosku wręcz nie opłaca się ich szkolić (czas!), ważne, że mają wiedzieć co i gdzie leży oraz jak nabić paragon na kasę fiskalną i zrobić raport dzienny. To raz. Dwa: dopóki korespondencję dostarczała poczta, to jej pracownicy za dostarczanie (m.in. terminowość) doręczania korespondencji ponosili odpowiedzialność: służbową czy dyscyplinarną (nie wiem co tam prawo pocztowe na ten temat dokładnie mówi; nie wypowiadam się nt. zagubionych paczek, awiz zostawianych w skrzynkach, chociaż adresat był w domu itd.; chodzi o "zwrotki"). W przypadku inpostu jego kurierzy to osoby pracujące na śmieciówkach, dzisiaj są, jutro nie ma. Na ten przykład od stycznia aż 6 razy zmianie uległa osoba, która dostarcza korespondencję do kancelarii, w której pracuje moja koleżanka. Mistrzem był ponoć chłopak, który nawet nie fatygował się na górę (I piętro) po schodach, a po prostu wrzucił listy do skrzynki. Pan mecenas uczciwie odniósł "zwrotki" do odpowiedniego punktu, a przy okazji, spotykając kuriera, zapytał, czy aż tak mu praca niemiła (nie mam pojęcia co koleś zrobił z podpisem na liście, gdzie kwituje się odbiór listu). Co odpowiedział: jak nie tu, to gdzie indziej, mogę i kebaby klepać. I mówimy tu o Polsce wschodniej, gdzie sytuacja z pracą jest jaka jest. Całe szczęście, że po początkowym paraliżu w kwestii dostarczania korespondencji przez inpost trochę sytuacja się poprawia i sprawy nie spadają z wokand tak, jak jeszcze w styczniu. Chociaż w dalszym ciągu losy części korespondencji pozostają nieznane.
@Kobra: Chodzi też o to, żeby nie przesadzać z tym "jedzeniem mniej". Wbrew pozorom wiele osób tyje właśnie dlatego, że na ogół nie wyrabiają swojego BMR (jedzą mniej), albo mają niezbilansowane posiłki (np. szczątkowe ilości białka bądź za mało tłuszczu), a w międzyczasie mają wyskoki typu: pizza ze znajomymi, urodziny u cioci, kiedy znacznie przewalają bilans w drugą stronę. Przez to, że wcześniej jedli za mało, to ich metabolizm jest znacznie zwolniony i takie wyskoki, ew. napady kompulsywnego jedzenia po okresach głodówki, powodują tycie.
Tak tylko w nawiązaniu do historii: jak słyszę porady, że żeby schudnąć trzeba stosować dietę "mniej żreć" to mam zamiar kogoś zaszlachtować na miejscu. Bo potem się okazuje, że wiele osób bierze sobie tę radę tak do serca, że jedzą po 1000-1200 kcal, nie mają pojęcia o proporcjach białek, tłuszczy, węglowodanów, sami sobie serwują efekt jo-jo.
@Jorn: A czy moment, w którym nic nie jedzie z naprzeciwka, a osoba jadąca bezpośrednio za nami nas przepuszcza (przy czym wariat z dostawczaka był jeszcze dosyć daleko) to nie jest dogodna chwila? Owszem, zdarza mi się tak robić. Jednak uważam, że takie myślenie "rowerzysta się zatrzyma, przesunie, ustąpi" prowadzi właśnie do gorszego traktowania rowerzystów na drodze, a przecież mamy takie same prawa. Sporo jeżdżę, ale głównie po lasach i polach, jednak żeby tam dotrzeć muszę najpierw dojechać drogami publicznymi- na ogół wojewódzkimi i powiatowymi. Jest tam mały ruch, ale jak już ktoś jedzie to naprawdę mało który kierowca wyprzedza rowerzystów zachowując przepisowy odstęp 1 m. A nawet jeśli zachowa, to "zapomina" że ciągnie za sobą przyczepkę, którą spycha rowerzystę do rowu. Zachowania gościa z dostawczaka w żaden sposób nie można tłumaczyć, bo nie miał prawa tam wyprzedzać kogokolwiek, ani samochodów, ani rowerzystów, ani nawet gdyby szła tam piesza pielgrzymka (chociaż oni chyba idą z "pilotami", którzy jakoś ruch wstrzymują).
@Jorn: najbliższy skręt w prawo był za kilka kilometrów. Nie zawsze więc jest taka możliwość.
@NataDiana01: Wnioskuję, że taka była intencja dozorcy- dac im nauczkę.