@gosiak1234:
Wydaje mi się, że to wynika z faktu, że SM i policja w Pl chętnie robią łapanki rowerzystów przejeżdżających po zebrze z prędkością staruszki, pieszych, którzy przeszli na czerwonym, bo nie chciało się nacisnąć guzika i młodzież pijącą piwo w plenerze, zamiast karać zachowania naprawdę niebezpieczne. W ten sposób utrwala się przekonanie, że mandat dostaje się za jakieś durnoty, przez czepialstwo strażnika albo "bo trzeba zrealizować plan". Gdyby kara za parowane w tym miejscu a zwłaszcza tak niebezpieczne zachowania była nieuchronna i szybka - zadziałałaby bardzo skutecznie.
To stały problem z ludźmi, pracującymi w zupełnie innym trybie. Prowadzę zajęcia na studiach zaocznych i dla odmiany muszę się tłumaczyć znajomym, że nie obraziłam się, nie gardzę nimi, nie wybieram konkurencyjnej imprezy, ale po prostu muszę wstać w sobotę i niedzielę o 6:30. Jasne, mogę wpaść na jedno piwo, wyjść wcześniej, ale nawet dwie godziny przekrzykiwania muzyki w knajpie oznaczają, że następnego dnia krtań wymięknie mi w połowie zajęć.
@grupaorkow:
Problem w tym, że hasła "działa 72h" pojawiają się nie na typowych blokerach, a na drogeryjnych kosmetykach popularnych marek, zawierających składniki słabsze od Aluminium Chloride (który jest m.in. w Etiaxilu) - firmy sportowej na A czy znanej francuskiej firmy na G. Mają taki skład, że po prostu nie mogą działać 3 dni.
@videomanka
Blokery naprawdę blokują pocenie, sprawdzone przy codziennych dojazdach do pracy na rowerze ;) - więc nie tylko nie trzeba, ale nawet nie powinno się ich używać częściej niż co 2-3 dni (aplikowane codziennie mogą podrażniać).
@sla:
Jak to było?... Chyba chodziło o to, ze pozwalam traktować się przedmiotowo, bo dzięki antykoncepcji zawsze mogę spełniać zachcianki męża (taki supermarket). Natomiast gdybyśmy trzymali się kalendarzyka, mąż musiałby szanować mój naturalny cykl i dostosowywać się do niego. Pomysł, że kobieta też mogłaby mieć jakieś potrzeby, w dodatku w różne dni miesiąca, jakoś prowadzącemu nie przyszedł do głowy ;) Ani to, że nic tak nie buduje więzi jak brak strachu przed nieplanowaną ciążą.
Poza tym to brak akceptacji dla skutków stosunku, oznacza brak dojrzałości i odpowiednio silnych więzi.
@Betoniarka:
Współczuję!
Rozumiem, że ktoś jest wierzący i uważa to za grzech. Jego prawo. Ale dlaczego do jasnej cholery kłamie, przekazując informacje zupełnie niezgodne z aktualnym stanem wiedzy! To nie kwestia sumienia, a właściwego wykonywania zawodu!
To już na moich naukach przedmałżeńskich ksiądz wciskał mniejszy kit ("tylko" że będę bezpłodna, niszczę więź z mężem i dostanę raka).
@Szyszkowa:
Mam wrażenie, że niektórzy robią to z czystej złośliwości. Mi religia zabrania, męczę się z kalendarzykiem, więc innym też nie pozwolę grzeszyć. Niby człowiek ma wolną wolę, sam bierze odpowiedzialność za swoje grzechy, ale tacy ludzie -podobnie jak posłowie chcący karać więzieniem za in vitro - chcą zastąpić tę wolną wolę zakazem. To chore.
Natomiast trudno mi się zgodzić z tym, że "Przecież nikt nie jest skazany na tego właśnie jednego, jedynego lekarza". Mieszkam w duży mieście, ginekologów prywatnych i na NFZ do wyboru do koloru, ale nie każdy ma taki komfort. W mniejszych miastach i na wsi może się zdarzyć, że żaden lekarz nie przepisze pigułek, a żaden aptekarz ich nie sprzeda. Czasem z powodu przekonań, czasem - z obawy przed księdzem.
@Aes:
Poza tym tłumaczenie "no wiesz, nie jesteś oczytany, więc nie znasz takiego mądrego słowa jak uf" zupełnie nie pasuje do dyslektyka ;) Typowy dys upewniłby się jak ma być, zdziwiłby się bardzo, ze wcale nie wygląda lepiej niż błędna wersja i poprawił (testowane od dekady na drugiej połówce).
W dodatku błąd nie dotyczy tylko pisowni, ale i odmiany. W historii jest "uf przyrząd", w komentarzu "uf panowie". Autorka chyba po prostu gdzieś spotkała tego "owa", ale nie bardzo wiedziała, z czym to się je i dlatego popełniła jeden z najzabawniejszych błędów, jakie ostatnio widziałam :D
@Meliana:
Chodzi o pięciolatkę! Litości! To nie przesłuchanie do Cirque de Soleil, a przedstawienie w przedszkolu. Jak bardzo może "zaniżać poziom" nawet najmniej utalentowane dziecko? Nie wierzę zresztą, że wśród dzieci, które wystąpią, wybitnych jest 100%.
W tym wieku nagradza się u dzieciaków zaangażowanie, starania, pracę, postęp. Nie każde będzie tancerzem, ale jeśli - jak pisze autorka - jej córka uczestniczyła w próbach, ćwiczyła, starała się - nie powinna być za to karana. W moich czasach zdolniejsi grali Śnieżkę i Księcia, mniej zdolni zdobili scenę jako kwiatki. Dostawali rolę na miarę swoich możliwości i mieli radochę z wzięcia udziału w przedstawieniu.
@Day_Becomes_Night:
Wystarczyłaby krótka informacja: na porządne wysprzątanie tej wielkości pokoju potrzeba ... minut.
I proszę, popraw "wataków" na "wakatów" ;)
Taaak, znam to! "Teraz, kiedy jestem już po tej drugiej stronie barykady...". "Zapraszam do MOJEGO GABINETU" (czyli gabinetu promotora, użyczanego na czas dyżurów). Chodzenie zawsze w garniturze, dla dodania sobie powagi (gdy standardowym strojem wykładowcy jest co najwyżej marynarka i zwykłe spodnie), popisywanie się byciem po imieniu z młodszymi pracownikami naukowymi, rozstawianie po kątach bogu ducha winnych pracowników administracji, foch gdy student napisze w mailu "Szanowny Panie" Zamiast "Szanowny Panie Magistrze". I dość powszechne zapominanie o znajomych, którzy nagle są Panią/Panem, choć kilka miesięcy temu piło się z nimi piwo.
Działacze samorządu to osobna kategoria. "Och, muszę pamiętać, żeby wyłączyć też TELEFON SŁUŻBOWY", pani prezes, panie prezesie, "no tak, teraz gdy to od nas zależy, kto dostanie dofinansowanie, wszyscy chcą nam się przypodobać i trudno liczyć na prawdziwych przyjaciół", "odkąd mam władzę, ludzie mi zazdroszczą i odsuwają się ode mnie" (nieee, na pewno nie dlatego, że zacząłeś się zachowywać jak palant).
Na szczęście atak bucowatości dopada max. 1/4 doktorantów i zwykle przechodzi najpóźniej po obronie ;) Myślę, że to wynika z coraz bardziej niejasnego statusu doktorantów. To teraz ni pies ni wydra, student studiów trzeciego stopnia, a zarazem wykładowca. Wykładowca, ale nie pracownik, często nie mający stypendium, a i tak wykorzystywany do prowadzenia najnudniejszych zajęć, zajmowania się rekrutacją, organizacją praktyk, papierologią itp. Przez takie zewnętrzne oznaki prestiżu próbują sobie zrównoważyć słabą pozycję na uniwersytecie. Nie chcę tego usprawiedliwiać, ale tylko wyjaśnić, skąd mogą się brać takie zachowania.
@katem:
Nie wszyscy pracownicy naukowi są ze sobą na Ty, choć znają się i pracują razem od lat. To naprawdę bardzo zhierarchizowane środowisko! Ich zachowanie mogło też częściowo wynikać z tego, że na obiedzie byli też "obcy", czyli Wy. We własnym gronie mogą sobie pozwolić na więcej luzu, przy innych muszą trzymać fason ;)
Bardzo mocno odczułam to podczas studiów doktoranckich i po obronie. Małymi kroczkami, poszczególni pracownicy (od najmłodszych począwszy) minimalnie zmniejszali dystans i dawali się poznać od bardziej "wyluzowanej" strony. To jak zaliczanie kolejnych stopni wtajemniczenia w elitarnym bractwie ;)
@glan:
Czym innym jest ukrywanie w cv tytułu, który zdobyło się niemałym wysiłkiem, czym innym - wywyższanie się wśród znajomych tylko dlatego, że jest się na studiach doktoranckich (co samo w sobie o niczym jeszcze nie świadczy).
@Marta:
Nie ma reguły. Uczę na niezbyt obleganym kierunku zaocznym na Bardzo Prestiżowym Uniwersytecie i obleganym kierunku na dobrej prywatnej uczelni. Studenci na tej drugiej są znacznie lepsi. Gdy proponowano mi prowadzenie tam zajęć, dostałam jasny komunikat - uczelni zależy na dobrych studentach, którzy będą najlepszą reklamą kierunku a nie trzymaniu miernot na siłę.
Ale na taką postawę mogą sobie pozwolić tylko oblegane kierunki, nieważne, na jakiego typu uczelni.
Masz ode mnie minusa. Za ten wstęp.
Nie mam pojęcia, kim jesteś, jakie historie wcześniej publikowałaś, jak je oceniano i - szczerze mówiąc - w ogóle mnie to nie obchodzi. Nie wiem, do kogo masz pretensje, za co i jak to się ma do piekielnego telefonu z firmy.
Tłumaczenia "to nie moja wina, że robię błędy, to złośliwa klawiatura" są słaaabe. Za sposób napisania historii odpowiedzialny jest wyłącznie autor. Nerwy? Można się uspokoić i napisać za godzinę, świat się nie zawali. To chyba zresztą nie dotyczy tej historii.
@gomez:
A kiedy to było?
Jak na szóste urodziny dostałam jednego dolara od wujka z Zachodu, mogłam pierwszy raz w życiu kupić coś w Pewexie. To było wielkie przeżycie!
@piotrs72:
To plaga, zwłaszcza "poza sezonem" (który według powszechnego wyobrażenia trwa od kwietnia do października), kiedy ludziom wydaje się, że rowerzystów być tam nie powinno (a są, i to liczni). Na 2-km odcinku mojej trasy do pracy (ścieżka wzdłuż chodnika) spotkałam ostatnio 5 pieszych, w tym matkę z dzieciaczkiem i pana z pieskiem (smycz rozciągnięta w poprzek).
Mam dość, zmieniłam trasę, jeżdżę ulicą.
@sla:
Zawsze można wybrać inną trasę, równoległą ulicą. Jeżdżąc codziennie do pracy na rowerze nadkładam prawie kilometr - ale wolę bezpieczniejszą trasę, z mniejszą ilością świateł i skomplikowanych skrzyżowań, na których kierowca skręcający w lewo może mnie nie zauważyć. Po chodniku jeżdżę tylko tam, gdzie to legalne.
@nietaka
Ależ mnie wkurzają tacy rowerzyści! Nie przestrzegasz przepisów i jesteś z tego dumna? Za każdym razem, gdy zwracam uwagę pieszemu (uprzejmie!) że idzie ścieżką, to niebezpieczne itd., słyszę: będę łaził ścieżką, bo wy jeździcie chodnikami. Umacniasz stereotyp rowerzysty jako osoby, która albo nie zna, albo nie przestrzega przepisów. Jako rowerzystka na chodniku naprawdę stanowisz dla pieszych zagrożenie - wystarczy, że dziecko wybiegnie Ci pod koła ze sklepu albo piesek - z trawnika.
@Day_Becomes_Night:
Chyba trochę przesadzasz. Trzeba mieć minimum zaufania do ludzi i Sanepidu ;) Ciekawe, czy w ogóle jadasz cokolwiek, czego sama nie wyhodowałaś... Ekspedientka , podająca Ci chleb mogła mieć brudne ręce. Kupujesz pakowany? Też nie wiesz, co się z nim działo przed zapakowaniem. Pieczesz sama? A masz kontrolę nad każdym etapem produkcji mąki? Sterylizujesz jabłka? Odkażasz ręce za każdym razem, gdy sięgasz po ciastko? Jesteś pewna, że Twój domowy sterylizator jest skuteczniejszy od tych, stosowanych w profesjonalnych gabinetach kosmetycznych?
Nie dajmy się zwariować :) Nie jesteśmy w stanie wysterylizować całego naszego otoczenia ani zamknąć się w jałowej bańce. W ogromną większością lokalnych drobnoustrojów nasz organizm świetnie sobie radzi.
@Agness92:
takatamtala ma pełną rację, to nie "zwykła rzeźba", zestaw motywów ewidentnie wskazuje, że musiała być elementem nagrobka. W XIX wieku rzeźby to była... masowa produkcja, stosowano w nich te same elementy o zrozumiałej symbolice - złamana kolumna, geniusz gaszący pochodnię, płaczący anioł, itp. Naprawdę nie da się ich z niczym pomylić.
@Zmora:
Przepraszam, w pełni się zgadzam z Twoim komentarzem, byłam pewna, że napisałam na początku jakieś "pełna zgoda/dokładnie to samo pomyślałam". Wyszło bardzo niezręcznie - jeszcze raz przepraszam!
@Zmora:
"Za wysoki standard"? Gdyby jeszcze chodziło o mieszkanie z dębową podłogą, marmurami na ścianach i włoskimi meblami na zamówienie, a nie panelami i sztukaterią na ścianie ;) (sztukaterie? w bloku?...)
Co chwilę pojawia się historia o piekielnym sprzedawcy mówiącym "i tak pana nie stać", "ale czy pani wie, ile to kosztuje?", nie pozwolę pani przymierzyć, bo i tak pani nie kupi".
Ocena możliwości finansowych kupującego należy do banku, który przyznaje mu kredyt na mieszkanie a nie do sprzedającego.
@Painkiler:
No tak, w Chinach wszystko się da.
Wyobraź sobie, że chodzi o fotelik samochodowy, element motocykla, maszynę do pracy na wysokościach. I co, chciałbyś, żeby dostawały wszystkie certyfikaty na lewo i bez pitolenia? Widziałeś chiński blok mieszkalny, składający się jak domek z kart? A o aferze z toksycznymi zabawkami czytałeś? Takie są skutki "braku pitolenia". To ja już wolę biurokrację i poczucie bezpieczeństwa.
Nie mówiąc o tym, że "nie ma żadnych biurokratycznych nie da się" oznacza też "nie ma że za młody, chodzić potrafi, może pracować". Życzyłbyś tego swojemu dziecku?
@bloodcarver:
To nie zawsze jest takie łatwe ;)
Mieliśmy problem z kuzynem narzeczonego. Od dłuższego czasu miał dziewczynę, więc oczywiście chcieliśmy wypisać zaproszenie dla obojga a nie kuzyna z "osobą towarzyszącą". Ale pojawił się problem. Facet był bardzo tajemniczy i za nic w świecie nie chciał zdradzić jej nazwiska :) Jego rodzice chcieli pomóc, ale znali tylko imię wybranki. Ostatecznie na zaproszeniach widniał Adam Nowak z Kasią. Ale długo zastanawialiśmy się, czy Kasia-bez-nazwiska nie jest przypadkiem formą jeszcze bardziej niestosowną niż "osoba towarzysząca". Z rozmów wywnioskowaliśmy, że nie jest ani gwiazdą, pojawiającą się incognito, ani córką biznesmena z pierwszej setki najbogatszych Polaków, chcącą zachować anonimowość, więc do tej pory nie wiemy, skąd te tajemnice.
Na szczęście nasze rodziny są bardzo normalne, nikt się o nic nie obraził. Ja też nie focham, choć już na trzecie wesele zostałam zaproszona jako Inga Mężowa, zamiast pod nazwiskiem panieńskim, przy którym zostałam... Część rodziny chyba po prosu daje mi do zrozumienia, że takiego łamania tradycji nie akceptuje ;)
@gosiak1234: Wydaje mi się, że to wynika z faktu, że SM i policja w Pl chętnie robią łapanki rowerzystów przejeżdżających po zebrze z prędkością staruszki, pieszych, którzy przeszli na czerwonym, bo nie chciało się nacisnąć guzika i młodzież pijącą piwo w plenerze, zamiast karać zachowania naprawdę niebezpieczne. W ten sposób utrwala się przekonanie, że mandat dostaje się za jakieś durnoty, przez czepialstwo strażnika albo "bo trzeba zrealizować plan". Gdyby kara za parowane w tym miejscu a zwłaszcza tak niebezpieczne zachowania była nieuchronna i szybka - zadziałałaby bardzo skutecznie.
To stały problem z ludźmi, pracującymi w zupełnie innym trybie. Prowadzę zajęcia na studiach zaocznych i dla odmiany muszę się tłumaczyć znajomym, że nie obraziłam się, nie gardzę nimi, nie wybieram konkurencyjnej imprezy, ale po prostu muszę wstać w sobotę i niedzielę o 6:30. Jasne, mogę wpaść na jedno piwo, wyjść wcześniej, ale nawet dwie godziny przekrzykiwania muzyki w knajpie oznaczają, że następnego dnia krtań wymięknie mi w połowie zajęć.
@grupaorkow: Problem w tym, że hasła "działa 72h" pojawiają się nie na typowych blokerach, a na drogeryjnych kosmetykach popularnych marek, zawierających składniki słabsze od Aluminium Chloride (który jest m.in. w Etiaxilu) - firmy sportowej na A czy znanej francuskiej firmy na G. Mają taki skład, że po prostu nie mogą działać 3 dni. @videomanka Blokery naprawdę blokują pocenie, sprawdzone przy codziennych dojazdach do pracy na rowerze ;) - więc nie tylko nie trzeba, ale nawet nie powinno się ich używać częściej niż co 2-3 dni (aplikowane codziennie mogą podrażniać).
@sla: Jak to było?... Chyba chodziło o to, ze pozwalam traktować się przedmiotowo, bo dzięki antykoncepcji zawsze mogę spełniać zachcianki męża (taki supermarket). Natomiast gdybyśmy trzymali się kalendarzyka, mąż musiałby szanować mój naturalny cykl i dostosowywać się do niego. Pomysł, że kobieta też mogłaby mieć jakieś potrzeby, w dodatku w różne dni miesiąca, jakoś prowadzącemu nie przyszedł do głowy ;) Ani to, że nic tak nie buduje więzi jak brak strachu przed nieplanowaną ciążą. Poza tym to brak akceptacji dla skutków stosunku, oznacza brak dojrzałości i odpowiednio silnych więzi.
@Betoniarka: Współczuję! Rozumiem, że ktoś jest wierzący i uważa to za grzech. Jego prawo. Ale dlaczego do jasnej cholery kłamie, przekazując informacje zupełnie niezgodne z aktualnym stanem wiedzy! To nie kwestia sumienia, a właściwego wykonywania zawodu! To już na moich naukach przedmałżeńskich ksiądz wciskał mniejszy kit ("tylko" że będę bezpłodna, niszczę więź z mężem i dostanę raka).
@Szyszkowa: Mam wrażenie, że niektórzy robią to z czystej złośliwości. Mi religia zabrania, męczę się z kalendarzykiem, więc innym też nie pozwolę grzeszyć. Niby człowiek ma wolną wolę, sam bierze odpowiedzialność za swoje grzechy, ale tacy ludzie -podobnie jak posłowie chcący karać więzieniem za in vitro - chcą zastąpić tę wolną wolę zakazem. To chore. Natomiast trudno mi się zgodzić z tym, że "Przecież nikt nie jest skazany na tego właśnie jednego, jedynego lekarza". Mieszkam w duży mieście, ginekologów prywatnych i na NFZ do wyboru do koloru, ale nie każdy ma taki komfort. W mniejszych miastach i na wsi może się zdarzyć, że żaden lekarz nie przepisze pigułek, a żaden aptekarz ich nie sprzeda. Czasem z powodu przekonań, czasem - z obawy przed księdzem.
@Aes: Poza tym tłumaczenie "no wiesz, nie jesteś oczytany, więc nie znasz takiego mądrego słowa jak uf" zupełnie nie pasuje do dyslektyka ;) Typowy dys upewniłby się jak ma być, zdziwiłby się bardzo, ze wcale nie wygląda lepiej niż błędna wersja i poprawił (testowane od dekady na drugiej połówce). W dodatku błąd nie dotyczy tylko pisowni, ale i odmiany. W historii jest "uf przyrząd", w komentarzu "uf panowie". Autorka chyba po prostu gdzieś spotkała tego "owa", ale nie bardzo wiedziała, z czym to się je i dlatego popełniła jeden z najzabawniejszych błędów, jakie ostatnio widziałam :D
@vonKlauS: Serwisanci UPC też przynoszą swoje ochraniacze i zakładają je nawet w suche dni. Ale fachowca zdejmującego buty nigdy nie widziałam ;)
@Meliana: Chodzi o pięciolatkę! Litości! To nie przesłuchanie do Cirque de Soleil, a przedstawienie w przedszkolu. Jak bardzo może "zaniżać poziom" nawet najmniej utalentowane dziecko? Nie wierzę zresztą, że wśród dzieci, które wystąpią, wybitnych jest 100%. W tym wieku nagradza się u dzieciaków zaangażowanie, starania, pracę, postęp. Nie każde będzie tancerzem, ale jeśli - jak pisze autorka - jej córka uczestniczyła w próbach, ćwiczyła, starała się - nie powinna być za to karana. W moich czasach zdolniejsi grali Śnieżkę i Księcia, mniej zdolni zdobili scenę jako kwiatki. Dostawali rolę na miarę swoich możliwości i mieli radochę z wzięcia udziału w przedstawieniu.
@Day_Becomes_Night: Wystarczyłaby krótka informacja: na porządne wysprzątanie tej wielkości pokoju potrzeba ... minut. I proszę, popraw "wataków" na "wakatów" ;)
Taaak, znam to! "Teraz, kiedy jestem już po tej drugiej stronie barykady...". "Zapraszam do MOJEGO GABINETU" (czyli gabinetu promotora, użyczanego na czas dyżurów). Chodzenie zawsze w garniturze, dla dodania sobie powagi (gdy standardowym strojem wykładowcy jest co najwyżej marynarka i zwykłe spodnie), popisywanie się byciem po imieniu z młodszymi pracownikami naukowymi, rozstawianie po kątach bogu ducha winnych pracowników administracji, foch gdy student napisze w mailu "Szanowny Panie" Zamiast "Szanowny Panie Magistrze". I dość powszechne zapominanie o znajomych, którzy nagle są Panią/Panem, choć kilka miesięcy temu piło się z nimi piwo. Działacze samorządu to osobna kategoria. "Och, muszę pamiętać, żeby wyłączyć też TELEFON SŁUŻBOWY", pani prezes, panie prezesie, "no tak, teraz gdy to od nas zależy, kto dostanie dofinansowanie, wszyscy chcą nam się przypodobać i trudno liczyć na prawdziwych przyjaciół", "odkąd mam władzę, ludzie mi zazdroszczą i odsuwają się ode mnie" (nieee, na pewno nie dlatego, że zacząłeś się zachowywać jak palant). Na szczęście atak bucowatości dopada max. 1/4 doktorantów i zwykle przechodzi najpóźniej po obronie ;) Myślę, że to wynika z coraz bardziej niejasnego statusu doktorantów. To teraz ni pies ni wydra, student studiów trzeciego stopnia, a zarazem wykładowca. Wykładowca, ale nie pracownik, często nie mający stypendium, a i tak wykorzystywany do prowadzenia najnudniejszych zajęć, zajmowania się rekrutacją, organizacją praktyk, papierologią itp. Przez takie zewnętrzne oznaki prestiżu próbują sobie zrównoważyć słabą pozycję na uniwersytecie. Nie chcę tego usprawiedliwiać, ale tylko wyjaśnić, skąd mogą się brać takie zachowania.
@katem: Nie wszyscy pracownicy naukowi są ze sobą na Ty, choć znają się i pracują razem od lat. To naprawdę bardzo zhierarchizowane środowisko! Ich zachowanie mogło też częściowo wynikać z tego, że na obiedzie byli też "obcy", czyli Wy. We własnym gronie mogą sobie pozwolić na więcej luzu, przy innych muszą trzymać fason ;) Bardzo mocno odczułam to podczas studiów doktoranckich i po obronie. Małymi kroczkami, poszczególni pracownicy (od najmłodszych począwszy) minimalnie zmniejszali dystans i dawali się poznać od bardziej "wyluzowanej" strony. To jak zaliczanie kolejnych stopni wtajemniczenia w elitarnym bractwie ;)
@glan: Czym innym jest ukrywanie w cv tytułu, który zdobyło się niemałym wysiłkiem, czym innym - wywyższanie się wśród znajomych tylko dlatego, że jest się na studiach doktoranckich (co samo w sobie o niczym jeszcze nie świadczy).
@Marta: Nie ma reguły. Uczę na niezbyt obleganym kierunku zaocznym na Bardzo Prestiżowym Uniwersytecie i obleganym kierunku na dobrej prywatnej uczelni. Studenci na tej drugiej są znacznie lepsi. Gdy proponowano mi prowadzenie tam zajęć, dostałam jasny komunikat - uczelni zależy na dobrych studentach, którzy będą najlepszą reklamą kierunku a nie trzymaniu miernot na siłę. Ale na taką postawę mogą sobie pozwolić tylko oblegane kierunki, nieważne, na jakiego typu uczelni.
@drumm Z konstrukcji zdania może wynikać, że nagrodę za uczciwość dostał 1 z tych 2 mających "fajne" opinie.
Masz ode mnie minusa. Za ten wstęp. Nie mam pojęcia, kim jesteś, jakie historie wcześniej publikowałaś, jak je oceniano i - szczerze mówiąc - w ogóle mnie to nie obchodzi. Nie wiem, do kogo masz pretensje, za co i jak to się ma do piekielnego telefonu z firmy. Tłumaczenia "to nie moja wina, że robię błędy, to złośliwa klawiatura" są słaaabe. Za sposób napisania historii odpowiedzialny jest wyłącznie autor. Nerwy? Można się uspokoić i napisać za godzinę, świat się nie zawali. To chyba zresztą nie dotyczy tej historii.
@gomez: A kiedy to było? Jak na szóste urodziny dostałam jednego dolara od wujka z Zachodu, mogłam pierwszy raz w życiu kupić coś w Pewexie. To było wielkie przeżycie!
@piotrs72: To plaga, zwłaszcza "poza sezonem" (który według powszechnego wyobrażenia trwa od kwietnia do października), kiedy ludziom wydaje się, że rowerzystów być tam nie powinno (a są, i to liczni). Na 2-km odcinku mojej trasy do pracy (ścieżka wzdłuż chodnika) spotkałam ostatnio 5 pieszych, w tym matkę z dzieciaczkiem i pana z pieskiem (smycz rozciągnięta w poprzek). Mam dość, zmieniłam trasę, jeżdżę ulicą.
@sla: Zawsze można wybrać inną trasę, równoległą ulicą. Jeżdżąc codziennie do pracy na rowerze nadkładam prawie kilometr - ale wolę bezpieczniejszą trasę, z mniejszą ilością świateł i skomplikowanych skrzyżowań, na których kierowca skręcający w lewo może mnie nie zauważyć. Po chodniku jeżdżę tylko tam, gdzie to legalne. @nietaka Ależ mnie wkurzają tacy rowerzyści! Nie przestrzegasz przepisów i jesteś z tego dumna? Za każdym razem, gdy zwracam uwagę pieszemu (uprzejmie!) że idzie ścieżką, to niebezpieczne itd., słyszę: będę łaził ścieżką, bo wy jeździcie chodnikami. Umacniasz stereotyp rowerzysty jako osoby, która albo nie zna, albo nie przestrzega przepisów. Jako rowerzystka na chodniku naprawdę stanowisz dla pieszych zagrożenie - wystarczy, że dziecko wybiegnie Ci pod koła ze sklepu albo piesek - z trawnika.
@Day_Becomes_Night: Chyba trochę przesadzasz. Trzeba mieć minimum zaufania do ludzi i Sanepidu ;) Ciekawe, czy w ogóle jadasz cokolwiek, czego sama nie wyhodowałaś... Ekspedientka , podająca Ci chleb mogła mieć brudne ręce. Kupujesz pakowany? Też nie wiesz, co się z nim działo przed zapakowaniem. Pieczesz sama? A masz kontrolę nad każdym etapem produkcji mąki? Sterylizujesz jabłka? Odkażasz ręce za każdym razem, gdy sięgasz po ciastko? Jesteś pewna, że Twój domowy sterylizator jest skuteczniejszy od tych, stosowanych w profesjonalnych gabinetach kosmetycznych? Nie dajmy się zwariować :) Nie jesteśmy w stanie wysterylizować całego naszego otoczenia ani zamknąć się w jałowej bańce. W ogromną większością lokalnych drobnoustrojów nasz organizm świetnie sobie radzi.
@Agness92: takatamtala ma pełną rację, to nie "zwykła rzeźba", zestaw motywów ewidentnie wskazuje, że musiała być elementem nagrobka. W XIX wieku rzeźby to była... masowa produkcja, stosowano w nich te same elementy o zrozumiałej symbolice - złamana kolumna, geniusz gaszący pochodnię, płaczący anioł, itp. Naprawdę nie da się ich z niczym pomylić.
@Zmora: Przepraszam, w pełni się zgadzam z Twoim komentarzem, byłam pewna, że napisałam na początku jakieś "pełna zgoda/dokładnie to samo pomyślałam". Wyszło bardzo niezręcznie - jeszcze raz przepraszam!
@Zmora: "Za wysoki standard"? Gdyby jeszcze chodziło o mieszkanie z dębową podłogą, marmurami na ścianach i włoskimi meblami na zamówienie, a nie panelami i sztukaterią na ścianie ;) (sztukaterie? w bloku?...) Co chwilę pojawia się historia o piekielnym sprzedawcy mówiącym "i tak pana nie stać", "ale czy pani wie, ile to kosztuje?", nie pozwolę pani przymierzyć, bo i tak pani nie kupi". Ocena możliwości finansowych kupującego należy do banku, który przyznaje mu kredyt na mieszkanie a nie do sprzedającego.
@Painkiler: No tak, w Chinach wszystko się da. Wyobraź sobie, że chodzi o fotelik samochodowy, element motocykla, maszynę do pracy na wysokościach. I co, chciałbyś, żeby dostawały wszystkie certyfikaty na lewo i bez pitolenia? Widziałeś chiński blok mieszkalny, składający się jak domek z kart? A o aferze z toksycznymi zabawkami czytałeś? Takie są skutki "braku pitolenia". To ja już wolę biurokrację i poczucie bezpieczeństwa. Nie mówiąc o tym, że "nie ma żadnych biurokratycznych nie da się" oznacza też "nie ma że za młody, chodzić potrafi, może pracować". Życzyłbyś tego swojemu dziecku?
@bloodcarver: To nie zawsze jest takie łatwe ;) Mieliśmy problem z kuzynem narzeczonego. Od dłuższego czasu miał dziewczynę, więc oczywiście chcieliśmy wypisać zaproszenie dla obojga a nie kuzyna z "osobą towarzyszącą". Ale pojawił się problem. Facet był bardzo tajemniczy i za nic w świecie nie chciał zdradzić jej nazwiska :) Jego rodzice chcieli pomóc, ale znali tylko imię wybranki. Ostatecznie na zaproszeniach widniał Adam Nowak z Kasią. Ale długo zastanawialiśmy się, czy Kasia-bez-nazwiska nie jest przypadkiem formą jeszcze bardziej niestosowną niż "osoba towarzysząca". Z rozmów wywnioskowaliśmy, że nie jest ani gwiazdą, pojawiającą się incognito, ani córką biznesmena z pierwszej setki najbogatszych Polaków, chcącą zachować anonimowość, więc do tej pory nie wiemy, skąd te tajemnice. Na szczęście nasze rodziny są bardzo normalne, nikt się o nic nie obraził. Ja też nie focham, choć już na trzecie wesele zostałam zaproszona jako Inga Mężowa, zamiast pod nazwiskiem panieńskim, przy którym zostałam... Część rodziny chyba po prosu daje mi do zrozumienia, że takiego łamania tradycji nie akceptuje ;)