@NotableQ: równie prawdopodobne mogło też być, że nie była bynajmniej nieczuła na cierpienie zwierzaka. W końcu nie znęcała się nad nim umyślnie, tylko zaszkodziła mu przez głupotę - pewnie jak smakowało gryzoniowi, to dawała jeszcze i jeszcze.... Zresztą jedno drugiego nie wyklucza :).
Cóż, nawet biorąc poprawkę na stan upojenia Waszej koleżanki - nie popieram jej zachowania. Tryb misjonarski jest wkurzający niezależnie od tego, po której stronie Mocy się jest... :)
Może nie miała z kim zostawić, bo tatusiowi/babci/cioci/niani w ostatniej chwili coś wypadło; piekielna raczej sytuacja, a nie sama mamusia. Chodzę do typowo damskiego klubu fitness i tam dzieciaki to normalka.
@staphre: A jeśli się to potraktuje jako od zatruwania życia pojedynczym osobom prywatnie do zatruwania życia całej klasie publicznie i przy nauczycielu (co wymaga większej odwagi/bezczelności)? W głowie autora wprawdzie nie siedzę, ale tak to zinterpretowałam...
A rodzice nie zająknęli się, że zapalenie tchawicy, że antybiotyki?...
Nie popieram zachowania księdza - powinien uszanować to, że czasami któryś z domowników z różnych względów chciałby nie uczestniczyć w kolędzie - ale może już miał dość sytuacji, w których to nieuczestniczenie było usprawiedliwiane naciąganymi historyjkami, bo zdarza się i tak.
@Free: Tym bardziej że:
- dziewczynki mogły "brać poprawkę" na starsze, niedosłyszące osoby;
- autor w końcu nie poinformował księdza o zachowaniu tych dziewcząt i nie wiadomo, czy ktokolwiek inny to zrobił i czy ksiądz w ogóle o tym wie;
- ich zachowanie to raczej nie wina księdza (patrz wyżej).
@imitacja: Niektórzy nazywają to zaradnością :(. Dzieciakom jeszcze może się mylić, ale jeśli rodzice przymykają oczy na takie postępowanie albo wręcz do niego zachęcają, to już bardzo nie w porządku.
Piekielni obydwoje - i ksiądz, że stracił cierpliwość, i autorka, że zareagowała agresją i wyzwiskami; nie jego wina, że autorka nic nie wiedziała o kolędzie...
@lady0morphine: Kiedy człowiek mdleje z bólu, to naprawdę nie jest w stanie myśleć logicznie i serio, zrobiłby wszystko, żeby tylko poczuć chociaż trochę ulgi.
@ZaglobaOnufry: wybacz, ale komentarz nie na temat. Historia jest o sąsiadce, która "zapomniała" o zasadach dobrego wychowania, a to, że występuje w niej ksiądz, nie ma nic do rzeczy.
@didja: U mnie ogłaszają po mszy, wywieszają kartkę na tablicy w przedsionku kościoła i w bramie, i jeszcze na drzwiach bloku. Ministranci chodzą tuż przed i grzecznie pytają. Wcześnie, w innej parafii i w innym mieście, dawali "zaproszenia" w kopertach do skrzynki pocztowej.
Współczuję.
Ale w gniewie się różne rzeczy mówi, a poza tym od tego czasu trochę lat upłynęło i mama mogła zmienić przekonania pod wpływem doświadczenia. No i jednak jesteś na świecie :).
@NotableQ: równie prawdopodobne mogło też być, że nie była bynajmniej nieczuła na cierpienie zwierzaka. W końcu nie znęcała się nad nim umyślnie, tylko zaszkodziła mu przez głupotę - pewnie jak smakowało gryzoniowi, to dawała jeszcze i jeszcze.... Zresztą jedno drugiego nie wyklucza :).
@Pierzasta: tak na marginesie: zwykły, ugotowany makaron można szczurkom dawać? (jako przysmak, raz w tygodniu świderka-dwa).
Szkoda zwierzaczka. Dobrze chociaż, że pani zdecydowała się udać do weta.
Co za ... z tego Kamila. Wielkie brawa dla Ciebie za postawę wobec córki.
Kolega był w plecaku :). A poważnie, albo spryciarz-kłamczuszek, albo kolega się po prostu nie zjawił.
@naija: Psychiczne na pewno - dowiedzieć się, że nieświadomie otruło się chłopaka...
Babcia piekielna, ale wnuczek to mi w sumie żal, bo sama w ich wieku miałam podobne traumy, tyle że dotyczące nieżywych zwierzaków i krwi...
@Zmora: Nie, tylko prowokuje. Nie po raz pierwszy zresztą.
Cóż, nawet biorąc poprawkę na stan upojenia Waszej koleżanki - nie popieram jej zachowania. Tryb misjonarski jest wkurzający niezależnie od tego, po której stronie Mocy się jest... :)
Może nie miała z kim zostawić, bo tatusiowi/babci/cioci/niani w ostatniej chwili coś wypadło; piekielna raczej sytuacja, a nie sama mamusia. Chodzę do typowo damskiego klubu fitness i tam dzieciaki to normalka.
@edyta85: Podejrzewam zmyśloną trollhistoryjkę...
@staphre: A jeśli się to potraktuje jako od zatruwania życia pojedynczym osobom prywatnie do zatruwania życia całej klasie publicznie i przy nauczycielu (co wymaga większej odwagi/bezczelności)? W głowie autora wprawdzie nie siedzę, ale tak to zinterpretowałam...
A rodzice nie zająknęli się, że zapalenie tchawicy, że antybiotyki?... Nie popieram zachowania księdza - powinien uszanować to, że czasami któryś z domowników z różnych względów chciałby nie uczestniczyć w kolędzie - ale może już miał dość sytuacji, w których to nieuczestniczenie było usprawiedliwiane naciąganymi historyjkami, bo zdarza się i tak.
Baju, baju...
@Free: Tym bardziej że: - dziewczynki mogły "brać poprawkę" na starsze, niedosłyszące osoby; - autor w końcu nie poinformował księdza o zachowaniu tych dziewcząt i nie wiadomo, czy ktokolwiek inny to zrobił i czy ksiądz w ogóle o tym wie; - ich zachowanie to raczej nie wina księdza (patrz wyżej).
@imitacja: Niektórzy nazywają to zaradnością :(. Dzieciakom jeszcze może się mylić, ale jeśli rodzice przymykają oczy na takie postępowanie albo wręcz do niego zachęcają, to już bardzo nie w porządku.
Najgorsze, że sprawca nieuchwytny...
Piekielni obydwoje - i ksiądz, że stracił cierpliwość, i autorka, że zareagowała agresją i wyzwiskami; nie jego wina, że autorka nic nie wiedziała o kolędzie...
@lady0morphine: Kiedy człowiek mdleje z bólu, to naprawdę nie jest w stanie myśleć logicznie i serio, zrobiłby wszystko, żeby tylko poczuć chociaż trochę ulgi.
@Ara: Ode mnie jako studentki wiele razy nie przyjęli, to samo od koleżanki-samotnej mamy z małym dzieckiem.
@Fadeless: minusuję nie za nielubienie dzieci, ale za prowokowanie: "Och tak, minusujcie mnie".
@ZaglobaOnufry: wybacz, ale komentarz nie na temat. Historia jest o sąsiadce, która "zapomniała" o zasadach dobrego wychowania, a to, że występuje w niej ksiądz, nie ma nic do rzeczy.
@didja: U mnie ogłaszają po mszy, wywieszają kartkę na tablicy w przedsionku kościoła i w bramie, i jeszcze na drzwiach bloku. Ministranci chodzą tuż przed i grzecznie pytają. Wcześnie, w innej parafii i w innym mieście, dawali "zaproszenia" w kopertach do skrzynki pocztowej.
Pod koniec historii "Zosia" jakimś cudem zmieniła się w "Zuzię" ;-).
Współczuję. Ale w gniewie się różne rzeczy mówi, a poza tym od tego czasu trochę lat upłynęło i mama mogła zmienić przekonania pod wpływem doświadczenia. No i jednak jesteś na świecie :).