Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

misguided

Zamieszcza historie od: 29 grudnia 2012 - 20:38
Ostatnio: 22 kwietnia 2021 - 7:06
  • Historii na głównej: 79 z 123
  • Punktów za historie: 13852
  • Komentarzy: 244
  • Punktów za komentarze: 1314
 

#71632

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam koleżankę, która ma cukrzycę.

Ostatnio zdarzyło się, że w domu bardzo źle się poczuła, cukier spadł, nic nie pomaga. Zadzwoniła na pogotowie. Przyjechali dosyć sprawnie, pomogli, powiedzieli, że przez tydzień ma leżeć w domu, a na sam koniec dali kartkę z zaleceniami, leczeniem i potwierdzeniem, że pogotowie przyjechało.

Po tym, jak koleżanka już mogła przyjść na zajęcia, podeszła do jednej pani profesor, podając powód nieobecności. Na zajęciach była i będzie czytana lista i obecność liczy się do oceny, więc po co miała sobie ją obniżać, skoro ma zwolnienie? Pokazała kartkę, podała powód, jak by pani się nie chciało czytać. Co ona na to? "Mnie nie obchodzi z jakiego powodu była pani nieobecna, ma pani być na zajęciach, nie przyjmuję zwolnień".

Więc jeżeli mdlejemy, rzygamy dalej niż widzimy czy mamy obciętą nogę, mamy zjawić się na zajęciach, inaczej nie zdamy.

studia

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 297 (349)

#71848

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od samego początku zaznaczę, że sama jestem kierowcą. Prawo jazdy zdawałam w większym mieście, gdzie obecnie studiuję. Jednak, aby koszty utrzymania nie były za wysokie, poruszam się w nim komunikacją miejską.
Samochód stoi w moim rodzinnym domu, zawsze mogę wziąć kluczyki, jednak płacenie niecałych 50 zł miesięcznie za 10 minut drogi na uczelnię uważam za lepsze rozwiązanie.

Jest w mieście pewne skrzyżowanie - całkiem normalne. Droga z pierwszeństwem [A], w pewnym momencie przecina ją droga podporządkowana [B]. Drogą A poruszają się tramwaje, a 2-3 linie skręcają z niej w B. Niby wszystko proste, chociaż dla niektórych te tramwaje są najtrudniejsze.

Światła na skrzyżowaniu działają tak, że droga A ma najwięcej czasu na przejazd, wtedy też poruszają się tramwaje tą drogą. Potem ruszają samochody z B, następnie jedzie tramwaj z drogi A w stronę B. Proste.

Najtrudniejsze w tym skrzyżowaniu jest to, że gdy ktoś chce skręcić z jednej strony B w A, musi zatrzymać się przed torami tramwajowymi dla tramwaju skręcającego z A w B. Wszystko jest pięknie oznakowane, światła są za torami tramwajowymi, jednak znaki poziome (namalowane na drodze) pokazują, że trzeba zatrzymać się przed torami.
Nie każdy kierowca jednak je widzi. Codziennie można spotkać kierowcę, który stanął na torach. Nic się nie stanie, gdy podjedzie za nie lub cofnie się. Co byście zrobili, gdybyście stali na torach tramwajowych, a z dwóch stron nadjeżdżałyby tramwaje, które trąbią? Oczywiście, że byście jak najszybciej z tych torów zjechali. Jednak nie pewien kierowca. Tramwaje stały do kolejnej zmiany świateł, ponieważ kierowca był i głuchy, i ślepy - nie widział ani nie słyszał tramwajów. Przez co było połowa jednego z bardziej obleganych skrzyżowań, w godzinach szczytu, była zablokowana.

Ja całkowicie rozumiem, że nie każdy zna dokładnie organizację ruchu. Jednak gdy popełnia się błąd na drodze, trzeba go jak najszybciej naprawić, aby nie blokować ruchu innym kierowcom.

kierowcy

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (131)

#71357

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Każdy zna sposób na zaklejenie komputera, po naprawieniu czegoś przez serwis. Mówią o gwarancji, że jakby dana część się popsuła przez dwa lata, to zawsze naprawią ją za darmo. Wiąże się to także z "przywiązaniem" osoby do serwisu - sam nie może go sobie wyczyścić z kurzu, bo jak go otworzy, straci gwarancję. Ostatnio dowiedziałam się o jeszcze bardziej piekielnym posunięciu.

Tacie popsuł się komputer, padła karta sieciowa. Stwierdził także, że wypadałoby przeczyścić komputer, aby szybciej działał. Zadzwonił do informatyka, który wziął do siebie laptopa i wszystko uporządkował (stworzył dodatkowe dwa konta, jedno było mojej mamy, drugie taty, trzecie administracyjne, naprawił kartę sieciową, wgrał płatnego antywirusa, zainstalował programy do czyszczenia komputera ze śmieci). Tata zadowolony, wszystko śmiga, pięknie działa. Po jakimś czasie miał odezwać się do informatyka z powrotem, aby ten odnowił licencję antywirusa. Gdy się ona skończyła, tata przejrzał ranking antywirusów pod względem wykrywania wirusów. Postanowił, że woli już ściągnąć darmowego Avasta, który mimo swojej złej chwały był na wyższej pozycji od tego, którego obecnie używał.

Odinstalował poprzedni, chciał zainstalować nowy. Coś jednak nie chciało zadziałać. Avast ma blokadę przed instalacją, gdy wykrywa innego antywirusa na komputerze. Jako że byłam akurat w domu, usiadłam, usunęłam wszystkie pliki zbędnego programu, usunęłam jego rejestr, wyczyściłam komputer programem do usuwania zbędnych plików, zrestartowałam komputer. Znowu to samo. Stwierdziłam, że w takim razie konta nie mają równych uprawnień, więc chciałam wejść na konto administracyjne. Nie udało się. Jest zablokowane hasłem. Jakim? To wie tylko informatyk.

Całkowicie rozumiem, że chciał zapewnić sobie dodatkową robotę, że jakby coś nie grało, to pójdzie mój rodzic do niego. Jednak teraz, taką czynnością, stracił klienta.

informatycy

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 281 (303)

#71115

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mieszkam w leśniczówce. Nie jest drewniana, mamy prąd, wodę bieżącą, kanalizację, a nawet internet szybszy niż niektóre w miastach. Taki zwykły, jednorodzinny dom, tylko, że pośrodku lasu, oddalony od sąsiadów o około kilometr. Według adresu mój dom należy do wsi (powiedzmy Piekiełkowa) gdzie znajdują się tylko trzy budynki (mój dom jest jako numer trzy), jednak do reszty domów z Piekiełkowa mamy około czterech kilometrów. Mieszkamy na złączu dwóch innych, większych wsi (Piekiełko i Kiełko). To do nich mamy najbliżej, jednak nie podlegamy pod nie. Największe miasto (Piekło) leży około siedmiu kilometrów od nas. Pracuje tam moja mama, a ja z siostrą chodziłyśmy tam do szkoły, więc codziennie, nawet w weekend jesteśmy w mieście. W skrócie: mieszkam na odludziu. Więc logiczne jest to, że osoby, które poznają dopiero co adres, nie wiedzą jak trafić, a jak dowiadują się gdzie to jest, to robią wszystko, aby nie jechać aż tyle. Tak robią głównie kurierzy.

Mamy jednego kuriera, który do nas nie dzwoni, aby zapytać się o adres. Jest to nasz sąsiad, dlatego zawsze wiemy, że dostaniemy paczkę na samym końcu, przed jego powrotem do domu.
Reszta kurierów zawsze dzwoni i kłóci się z nami, że to niemożliwe, że nie ma naszego domu przy tych dwóch domach z Piekiełkowa. Muszą nadrabiać wtedy kilometry, co ich kosztuje. Wiele razy zdarzyło się, że dostawaliśmy paczkę na drugi dzień, jak druga próba doręczenia, bo kurier był przy Piekiełkowie, a tam naszego domu nie ma.

Po pewnym czasie nie chce nam się tłumaczyć jak do nas dojechać, więc często odbieramy paczki w Piekle. Umawiamy się na jeden z charakterystycznych punktów. Do pewnego czasu nie było z tym problemów, my odbieraliśmy paczkę szybciej i o godzinie, która nam odpowiada, a kurierzy dziękowali nam, że nie muszą jeździć i szukać. Jednak jeden piekielny kurier już przesadził i od tej pory każemy mu przyjechać do domu.

W sieci komórkowej mama wybrała nowy telefon, z przedłużeniem umowy. Papiery do podpisania miał przywieźć kurier, a opłata za komórkę miała być doliczona do następnego abonamentu. Kurier zadzwonił rano, że nie wie gdzie ma przyjechać, że taki kawał od miasta i poprosił o spotkanie w Piekle. Mama się zgodziła, ustaliła godzinę, kiedy miała skończyć pracę i wybrała miejsce - supermarket przy wjeździe do miasta. Kurier ucieszony, że nie musi nigdzie daleko jeździć.

Mama zajechała do supermarketu, miała tam zrobić zakupy, ale chciała najpierw odebrać komórkę. Nagle zadzwonił do niej kurier, z pytaniem, czy moja mama może podjechać do Hotelu Piekło (znajdującego się po drugiej stronie ulicy od supermarketu), ponieważ on ma tam zanieść paczkę i nie chce mu się (dosłownie tak powiedział) zajeżdżać do supermarketu, tylko by pojechał dalej. Mama zdenerwowana, czemu ona ma spalać paliwo, skoro umawiała się w danym miejscu, a i tak robi przysługę kurierowi. Powiedziała, że nigdzie się nie rusza i czeka na niego we wcześniej umówionym miejscu, na co kurier stwierdził, że zostawi komórkę w hotelu! Gdy mama zaczęła mu grozić, że w takim razie oskarży go o podrobienie podpisu i przez to zawarcie umowy, na którą się nie zgadzała. Łaskawie przyjechał, ale nawet poganiał ją, gdy chciała przeczytać do końca umowę.

Z tego co wiem, ten kurier już nie rozwozi paczek w naszym rejonie, ale dla zasady każdemu kurierowi każemy przyjechać do nas.

kurierzy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (219)

#71209

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jest pewna wieś, Piekło w powiecie Piekiełkowym. Przez wieś przebiega droga powiatowa, jednak gdy tylko trochę popada, w sporej jej części robią się kałuże, błoto, większość samochodów omija dziury szerokim łukiem, jednak gdy jedzie ktoś z naprzeciwka, trzeba niestety zahamować (chyba że chce się porządnie uszkodzić samochód).
Spowodowane to jest górkami, na których znajdują się domy we wsi, oraz brakiem rowów przy drodze.

Jak urzędnicy z powiatu postanowili zaradzić tej sytuacji? Wysłali listy dla osób mieszkających przy tej drodze, z informacją, że muszą na własną rękę zrobić rowy. Aby je wykonać, muszą napisać pismo do urzędu, aby zdobyć pozwolenie na wykonanie rowów, potem muszą zapłacić z własnej kieszeni firmie, która wykona wszystko tak jak powinna. Co w tym jest najdziwniejszego? Działki mieszkańców znajdują się poza terenem drogi. Więc powiat chce bez kosztów naprawić drogę.

urząd

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 235 (245)

#70861

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jako że studiuję w mieście oddalonym o ponad 100 kilometrów od mojego rodzinnego, jestem zmuszona wynajmować mieszkanie.

W poprzednim roku szukałam oddzielnego pokoju, blisko mojej uczelni (na pierwszym roku mieszkałam z koleżanką, w połowie drogi między naszymi uczelniami i wychodziło około 30 minut drogi, więc zdecydowałyśmy się szukać pokoi oddzielnie, bliżej uczelni). Załapałam się w mieszkaniu ze znajomymi jeszcze z podstawówki. 10 minut na piechotę na Akademię, blisko centrum, cena odpowiednia jak na mieszkanie w trzy osoby w dwupokojowym mieszkaniu. Właścicielka wydawała się wspaniałą kobietą, do czasu.

Od początku mieszkania w mieszkaniu skarżyłam się współlokatorom na problemy z piecykiem gazowym - często potrzebował dłuższej chwili, aby się zapalić i grzać wodę, albo i czasami nawet się nie włączał.

Współlokatorzy mówili, że już od maja poprzedniego roku akademickiego (w mieszkaniu mieszkali dwa lata) mieli z nim problemy, zgłaszali je właścicielce, ale ona nic nie robiła z tym. W końcu, gdy w telewizji usłyszeliśmy o wybuchu gazu w kamienicy w Katowicach (która miała miejsce w listopadzie 2014), zagroziliśmy, że albo ona wezwie technika, jakiego chce, albo my zamówimy jakiegoś najlepszego i nie zapłacimy jej za mieszkanie w tym miesiącu. Po tygodniu mieliśmy naprawiony piecyk.

Pod koniec czerwca po rozmowie ze współlokatorami ustaliliśmy, że ja chętnie zostanę w tym mieszkaniu, wprowadzi się zemną moja siostra oraz koleżanka z uczelni. Rozmawiałam o tym z właścicielką telefonicznie. Niestety jeszcze nie zdecydowała, czy będzie chciała wynająć mieszkanie studentom, czy letnikom (miasto położone nad morzem).

Miała dać mi znać w dniu wyprowadzki. Wtedy także zapytałam się o jej decyzję. Niestety nadal nie wiedziała. Kazała zadzwonić za dwa tygodnie. Po dwóch tygodniach stwierdziła, że chyba będzie wynajmować na krótki okres, ale dopiero we wrześniu będzie tego pewna.

Porzuciłam myśli, że wynajmę to mieszkanie, zaczęłam szukać innych. Jakiś tydzień później zauważyłam znajome mi zdjęcia na portalu z ogłoszeniami z mieszkaniami. Otworzyłam, sprawdziłam, poprzednia właścicielka chciała wynająć mieszkanie, to samo, jako mieszkanie dla 4 osób, droższe dwa razy, niż płaciliśmy ostatnio.

Stwierdziłam, że jej strata, znalazłam inne, w tej samej okolicy o podobnej cenie. W końcu drugiego września dostałam SMS-a.
Tak, od poprzedniej właścicielki, że jednak zdecydowała się wynająć na dłuższy okres. Oczywiście odmówiłam.

mieszkania

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 194 (226)
zarchiwizowany

#70956

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sesja dopiero się zaczęła, a ja miałam poprzedni tydzień wolny, miałam jedynie wpisy. Zostawiłam więc indeks koleżance, aby trochę wykurować się wolny tydzień w domu. Niestety siostra nie miała takiego szczęścia. Egzaminy miała cały tydzień. Gdy tylko gorzej się poczuła w środku tygodnia zdecydowała, że pójdzie do lekarza w piątek, jak przyjedzie do domu, bo wiadomo, nauki sporo. Wróciła w piątek około 18 do rodzinnego miasta. Niestety, w przychodni lekarz przyjmuje tylko do 18, ale od 18 w miejskim szpitalu można bez umawiania się, pójść na wizytę do lekarza rodzinnego. Przyjechałyśmy jako pierwsze. Za nami weszli od razu młode małżeństwo z 1,5 roczną córką, oraz pan, z kolegą, który zwijał się z bólu brzucha. Od razu próbował wejść na izbę przyjęć, ale panie pielęgniarki go wygoniły, informując resztę, że lekarz będzie dopiero za pół godziny, ponieważ dojeżdża z pierwszej pracy z miasta wojewódzkiego. Już nam się to nie spodobało. Po pół godzinie, gdy nadal nie było lekarza, a pan z bólem brzucha zamiast siedzieć leżał już na ławce, kolega jego zdecydował się mimo wszystko zaciągnąć go do izby przyjęć, żeby chociaż pielęgniarki coś z nim mogły zrobić. Podobno leżał na łóżku zamiast na ławce, żadna pielęgniarka nie mogła zlecić badań. Dopiero gdy lekarz pojawił się godzinę później niż powinien zacząć przyjmować, zajął się chorym i zlecił badania. O godzinie 19:40 została przyjęta moja siostra, która była pierwsza w kolejce.
Ja całkowicie rozumiem, że miejscowi lekarze nie chcą pracować w miejskim szpitalu, że dopiero z miasta wojewódzkiego musi jakiś przyjechać. Jednak gdyby zwykły pracownik, powiedzmy nauczycielka spóźniła się godzinę do pracy, to prawdopodobnie od razu zostałaby zwolniona. Skoro wiadomo, że lekarz kończy swoją pierwszą pracę o 18, a potem zaczyna drugą o tej samej godzinie, w miejscu oddalonym o około godzinę. Więc skoro wiedzą, że lekarz się spóźni, to czemu nie zmienią godziny, aby ludzie nie czekali godzinę na marno?
Druga sprawa: siedziały z nami małe dzieci. Nie mogły iść do pediatry w szpitalu, ponieważ nie ma takiego w szpitalu, najbliższy około 45 minut w jedną i w drugą stronę w jednym i drugim szpitalu wojewódzkim. Więc małe, chore dzieci mają czekać ponad dwie godziny, aż szanowny lekarz zjawi się z pierwszej pracy i obsłuży każdego po kolei (dorośli przepuszczali rodziców z małymi dziećmi, dzięki temu były na początku, alei tak długo czekały).

słuzba_zdrowia

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (31)
zarchiwizowany

#70259

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia może bardziej śmieszna niż piekielna. Zasłyszana od chrzestnej.
Okres około przed Świąteczny, chrzestna wybrała się na pocztę odebrać paczkę. Stała w dosyć długiej kolejce, gdy na pocztę wszedł kurier znanej firmy. Podszedł do jednego pustego okienka (ubezpieczenia lub kiosk).
K:Dzień dobry, szukam Pani Takiej i Takiej, mam dla niej paczkę zaadresowaną na adres poczty.
Pani w okienku się popatrzyła dziwnie.
P:Niestety nie pracuje to taka Pani, może jest w którymś z biur położonych w budynku poczty, sprawdzę.
Postukała coś na komputerze, pokręciła głowa.
P:Niestety, nie ma takiej tutaj, może pomyliła adresy?
Kurier podziękował, usiadł na krześle i zadzwonił pod numer na paczce.
K:Dzień dobry tu kurier Znanej Firmy, mam dla Pani paczkę, ale wydaje mi się, że źle ją Pani zaadresowała.
Chwila przerwy, gdzie Pani tłumaczy coś kurierowi.
K:Nie, zaadresowała Pani paczkę na Pocztę, a nie pracuje Pani tutaj i nie mam komu zostawić tego.
Znowu chwila przerwy.
K:Nie proszę Pani, nie pracuje na poczcie i nie mogę zostawić tam paczki, bo Pani nie będzie mogła pokwitować odbioru.
Znowu chwila przerwy.
K:Nie jestem z Poczty, nie mam prawa zostawić tam paczki, kurierów zamawia Pani do miejsca gdzie Pani bedzie mogła podpisać, że Pani odebrała, inaczej może Pani złożyć na mnie skargę, że oddałem paczkę niewłaściwej osobie. Mogę Pani przywieźć to gdzie Pani tylko chce, ale nie zostawię tego na poczcie.
Po tym rozłączył sie i siedział załamany przez kilkanaście minut.
Podsumowując: Pani myślała, że kurier może zostawić paczkę gdzie tylko zechce, wiec jako adres do odbioru wybrała adres poczty, gdy kurier upierał sie, że nie moze tego tam zostawić, ona upierała sie, że powinien dostarczyć na adres na przesyłce. Czy Pani podała swój adres domowy? Nie wiem, ale jeżeli nie, to musiała udać sie na pewno dalej niż na pocztę, aby paczkę odebrać.

kurierzy

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 96 (184)

#69832

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piątek, godzina 8 rano, najnudniejszy wykład na uczelni (prawo). Minusem jest to, że wykład jest obowiązkowy (powyżej połowy obecności można pisać egzamin w pierwszym terminie, poniżej, już w poprawce), plusem to, że były to ostatnie zajęcia tuż przed pierwszym terminem. Dlatego też ścisk na audytorium był niemiłosierny.

W połowie wykładu wchodzi ona. Na początku trudno ją było zauważyć, bo usiadła na schodach na końcu. Można było jednak zauważyć od razu jej, na oko 6-7 letniego, synka. Schodził po schodach bliżej Pani profesor, aż w pewnym momencie zatrzymał się, obrócił w stronę mamy i krzyknął o wolnych dwóch miejscach do siedzenia. Zaczął się przeciskać (dosłownie, bez żadnego słowa "przepraszam"), a mamusia do niego dołączyła. Już to średnio mi się podobało, zwłaszcza, że usiedli obok mnie.

Gdy usiedli, przyszedł czas na zdjęcie kurtek i wyjęcie swoich rzeczy. Synek stwierdził, że jest głody, więc wyjął od razu wafle zapakowane w szeleszczące opakowanie. Przez dobre kilka minut nie słyszałam nic, tak samo jak połowa audytorium. Na chwilę umilkł, gdy jego mama zwróciła mu uwagę "nie hałasuj". Stwierdził jednak, że jest nie wygodnie siedzieć na krześle, więc pod nogami chciał przejść na schody. Przeciskał się przez połowę rzędu, każdy znowu musiał wstawać. Po chwili mamusia zauważyła, że zniknął i teraz ona chciała wyjść. Na chwilę całe szczęście się uspokoiło. Jednak nie na długo.

Po kilku minutach usłyszeliśmy krzyk i zobaczyliśmy zbiegającego chłopca na sam dół. Położył się na podłodze i krzyczał. W końcu gdy matka nie zareagowała, Profesor nie wytrzymała i zwróciła jej uwagę. Ta wyniosła swojego syna z audytorium, na kanapy przy jednym z dziekanatów, dała komórkę z grą, zostawiła go i wróciła na wykład.
Co najlepsze, Pani Profesor czytała na sam koniec nazwiska osób dopuszczonych do egzaminu w pierwszym terminie. Mama-studentka nie miała wystarczającej ilości obecności.

Rozumiem całkowicie, że matki, które studiują nie mają łatwo. Muszą zająć się dzieckiem, oraz studiami. Wiem jednak, że na mojej uczelni, dziewczyny, które wychowują dzieci mogą ubiegać się o indywidualny tok nauczania, który zawsze jest im przyznawany. Rozumiem także, że czasem trzeba dziecko przyprowadzić na zajęcia, bo nie ma z kim go zostawić, jednak wydaje mi się, że na pewno nie 6-7 latka (który o tej porze powinien być w szkole czy w przedszkolu), który nie potrafi nawet chwili usiedzieć na miejscu (chyba, że da mu się grę). Mam kilka koleżanek, które urodziły dzieci, nie przychodzą z nimi na zajęcia, a jeżeli już im się to zdarzy, to wybierają takie, gdzie mogą zająć się nimi, czy wyjść uspokoić je w każdym momencie.

dzieci

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 230 (322)
zarchiwizowany

#70104

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ostatnio przypomniałami się historia mojej siostry jeszcze z czasów przedszkolnych. Teraz jest ona powodem do śmiechu na spotkaniach rodzinnych, jednak wtedy, była piekielna.
Mama przyjechała odebrać siostre po południu. Wchodzi do sali, a tam taki obrazek: siostra siedzi przy stoliku zapłakana, a nad nią Pani do pomocy (która zajmuje się utrzymywaniem porządku, przynoszeniem jedzenia, rozstawianiem leżaków itd). Co się stało?
Moja siostra nie lubi budyniu. Normalne, nigdy jak była mała nie smakował jej, nawet z dodatkami. Podobno tego dnia na podwieczorek był właśnie budyń. Pani i siostra były tak samo uparte. Siostra nie chciała zjeść nawet łyżeczki, a Pani jej nie odpuszczała. Skutek był taki, że nie pozwalała siostrze iść bawić się z innymi dziećmi. Siedziała tak około 1,5 godziny.
Mama od razu zaczęła upominać Panią, że mogła dać spokój po kilku minutach, bo jakby siostra tylko mówiła, że nie lubi, to by po kilku minutach takiego stania nad głową zjadła chociaż łyżeczkę, a skoro siedziała już nad tym 1,5 godziny, to znaczy,że już kiedyś jadła i jej nie smakowało. Mama zabrała siostrę do samochodu, gdzie musiała ją jeszcze uspokajać.
Następnego dnia, Pani chciała przeprosić siostrę- dała jej czekoladę, siostra oczywiście nie przyjęła, nigdy już z nią nie rozmawiała, a do dnia dzisiejszego nie tylko nie lubi budyniu ale i wszelakich kremów też.

przedszkole

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -15 (25)