Profil użytkownika
misguided
Zamieszcza historie od: | 29 grudnia 2012 - 20:38 |
Ostatnio: | 22 kwietnia 2021 - 7:06 |
- Historii na głównej: 79 z 123
- Punktów za historie: 13901
- Komentarzy: 244
- Punktów za komentarze: 1315
Po tym, jak w przeciągu 3 dni uniknęłam skasowania prawego i lewego boku mojego samochodu, zastanawiam się, czy niektórzy kierowcy wiedzą do czego służą lusterka w pojeździe?
Sobota, godziny poranne, ale nie na tyle wcześnie, żeby zwalić na zaspanie. Jadę prawym pasem, lewym ciągnie się niewielki sznurek samochodów, z przerwami między nimi. Z mojej prawej pojawia się trzeci pas, który za jakiś czas ma znak, aby zjechać na pas środkowy (czyli mój). Pasem tym jedzie samochód (S) osobowy. Gdy byłam w połowie osobówki, S bez ostrzeżenia, bez kierunkowskazu zaczął zjeżdżać na mój pas. Ja po hamulcach, odbiłam w lewo w małą lukę między samochodami i zatrąbiłam. S lekko zakołysało, a następnie pomknął dalej, wyprzedzając każdego bez sygnalizowania kierunkowskazami. Uprzedzając pytania, gdy S wjechał na swój pas, ja byłam kawałeczek za nim na środkowym pasie, ale moja prędkość była większa niż jego. Za mną i przede mną był także i sznur samochodów, może nie zderzak w zderzak, ale na tyle, że jeden samochód by się nie zmieścił między nami. Dodatkowo pas nie kończył się nagle, S przejechał połowę pasa, (przez ten czas na pewno by mnie widział w lusterkach) a do jego końca miał jeszcze dobre 100 metrów.
Poniedziałek. Jadę do pracy na 6. Jechałam skrajnie prawym pasem 3 pasmowej drogi, która chwilę dalej zamienia się w 5 pasm (pojawiają się z prawej 2 nowe do skrętu w prawo). Przede mną jechało BMW. Gdy tylko pojawiły się pasy do skrętu w prawo, ja ustawiłam się na pierwszym z mojej strony pasie do skrętu. Zaczęłam z prawej wyprzedzać BMW, gdy mój samochód był o kilka centymetrów dalej (siedziałam na wysokości szyby BMW), tuż przy samym rozwidleniu dróg, BMW zaczęło zjeżdżać na mój pas. Ponownie zatrąbiłam, odbiłam w prawo. Ten kierowca nie tylko nie spojrzał w lusterka, ale i nie widział samochodu, który znajdował się obok niego. Mogę zwalić na zmęczenie, albo, że zobaczył nagle, że musi zjechać, ale aż tak ciężko przed wykonaniem jakiegokolwiek manewru rozejrzeć się i ocenić, czy można go wykonać? Ja akurat mam dosyć dobry refleks, ale co by zrobiła osoba, która dopiero się uczy i nie czuje się pewnie w aucie?
Sobota, godziny poranne, ale nie na tyle wcześnie, żeby zwalić na zaspanie. Jadę prawym pasem, lewym ciągnie się niewielki sznurek samochodów, z przerwami między nimi. Z mojej prawej pojawia się trzeci pas, który za jakiś czas ma znak, aby zjechać na pas środkowy (czyli mój). Pasem tym jedzie samochód (S) osobowy. Gdy byłam w połowie osobówki, S bez ostrzeżenia, bez kierunkowskazu zaczął zjeżdżać na mój pas. Ja po hamulcach, odbiłam w lewo w małą lukę między samochodami i zatrąbiłam. S lekko zakołysało, a następnie pomknął dalej, wyprzedzając każdego bez sygnalizowania kierunkowskazami. Uprzedzając pytania, gdy S wjechał na swój pas, ja byłam kawałeczek za nim na środkowym pasie, ale moja prędkość była większa niż jego. Za mną i przede mną był także i sznur samochodów, może nie zderzak w zderzak, ale na tyle, że jeden samochód by się nie zmieścił między nami. Dodatkowo pas nie kończył się nagle, S przejechał połowę pasa, (przez ten czas na pewno by mnie widział w lusterkach) a do jego końca miał jeszcze dobre 100 metrów.
Poniedziałek. Jadę do pracy na 6. Jechałam skrajnie prawym pasem 3 pasmowej drogi, która chwilę dalej zamienia się w 5 pasm (pojawiają się z prawej 2 nowe do skrętu w prawo). Przede mną jechało BMW. Gdy tylko pojawiły się pasy do skrętu w prawo, ja ustawiłam się na pierwszym z mojej strony pasie do skrętu. Zaczęłam z prawej wyprzedzać BMW, gdy mój samochód był o kilka centymetrów dalej (siedziałam na wysokości szyby BMW), tuż przy samym rozwidleniu dróg, BMW zaczęło zjeżdżać na mój pas. Ponownie zatrąbiłam, odbiłam w prawo. Ten kierowca nie tylko nie spojrzał w lusterka, ale i nie widział samochodu, który znajdował się obok niego. Mogę zwalić na zmęczenie, albo, że zobaczył nagle, że musi zjechać, ale aż tak ciężko przed wykonaniem jakiegokolwiek manewru rozejrzeć się i ocenić, czy można go wykonać? Ja akurat mam dosyć dobry refleks, ale co by zrobiła osoba, która dopiero się uczy i nie czuje się pewnie w aucie?
Ocena:
100
(110)
O tym jak wkurzyć całe osiedle.
Przez panujące ostatnio upały, tak jak większość osób nie posiadających w mieszkaniu klimatyzacji, śpię z otwartym oknem. Sen mam twardy, więc mało jakie dźwięki z zewnątrz potrafią mnie obudzić. Jednak ostatnio pewna grupka debili pokazała, że jednak się da.
Środek tygodnia, noc. Jak przez mgłę, jakby we śnie usłyszałam najpierw dźwięk tłuczonego szkła. Obudził mnie jednak dźwięk alarmu w samochodzie, który włączył się po chwili. Następnie usłyszałam znowu tłuczone szkło i krzyk "Wstawać ku*wa! Nie spać!", a po chwili rechot. Spojrzałam na zegarek - chwila po trzeciej.
Panowie krążyli tak po osiedlu ponad pół godziny, tłukąc szkło, krzycząc (a osiedle typowe PRLowskie, więc ładnie wszystko się niosło). W końcu wybawienie - policja. Zostawili po sobie włączone dwa alarmy w samochodach, obudzone połowę osiedla (w tym małe dziecko w bloku na przeciwko, które nie dawało zasnąć kolejną godzinę, bo ciagle płakało).
Zastanawiam się tylko, kto jest aż tak piekielny, aby w środku tygodnia, dla zabawy obudzić całe osiedle.
Przez panujące ostatnio upały, tak jak większość osób nie posiadających w mieszkaniu klimatyzacji, śpię z otwartym oknem. Sen mam twardy, więc mało jakie dźwięki z zewnątrz potrafią mnie obudzić. Jednak ostatnio pewna grupka debili pokazała, że jednak się da.
Środek tygodnia, noc. Jak przez mgłę, jakby we śnie usłyszałam najpierw dźwięk tłuczonego szkła. Obudził mnie jednak dźwięk alarmu w samochodzie, który włączył się po chwili. Następnie usłyszałam znowu tłuczone szkło i krzyk "Wstawać ku*wa! Nie spać!", a po chwili rechot. Spojrzałam na zegarek - chwila po trzeciej.
Panowie krążyli tak po osiedlu ponad pół godziny, tłukąc szkło, krzycząc (a osiedle typowe PRLowskie, więc ładnie wszystko się niosło). W końcu wybawienie - policja. Zostawili po sobie włączone dwa alarmy w samochodach, obudzone połowę osiedla (w tym małe dziecko w bloku na przeciwko, które nie dawało zasnąć kolejną godzinę, bo ciagle płakało).
Zastanawiam się tylko, kto jest aż tak piekielny, aby w środku tygodnia, dla zabawy obudzić całe osiedle.
Ocena:
167
(187)
Niedawno tata wrócił z supermarketu, miał kupić najpotrzebniejsze rzeczy, o których zapomnieliśmy na ostatnich zakupach. Na liście był szampon do włosów.
W domu zorientował się, że zapomniał spakować go do reklamówki - zagadał go znajomy, a szampon jakoś się zawieruszył. W domu trzy kobiety, które dzisiaj umyć włosy muszą, a z poprzedniego szamponu ostatnie resztki zużyte ostatnio, więc tata wrócić musiał.
Podszedł do tej samej kasjerki, z paragonem w ręku i sprawdzając, czy monitoring znajduje się w tym miejscu. Wyjaśnił co się stało, że zapomniał, głowa już nie ta. Kasjerka zaczęła robić awanturę. Że ona nie wyda, nie może, bo paragon nie świadczy o zapomnianym produkcie. Tata zażądał zawołania kierowniczki i obejrzenia monitoringu. Kierowniczka nie robiła problemów - wyszło na korzyść mojego taty. Kasjerka zamiast zawołać za nim, gdy zauważyła, że zapomniał szamponu, schowała go pod kasę, a następnie poszła z nim na przerwę do pokoju socjalnego. Znaleziono go wraz z jej zakupami, które wcześniej zrobiła. Na paragonie nie było żadnego szamponu.
Zastanawiam się ile tak dziennie rzeczy zapominalskich wynosiła ze sklepu.
W domu zorientował się, że zapomniał spakować go do reklamówki - zagadał go znajomy, a szampon jakoś się zawieruszył. W domu trzy kobiety, które dzisiaj umyć włosy muszą, a z poprzedniego szamponu ostatnie resztki zużyte ostatnio, więc tata wrócić musiał.
Podszedł do tej samej kasjerki, z paragonem w ręku i sprawdzając, czy monitoring znajduje się w tym miejscu. Wyjaśnił co się stało, że zapomniał, głowa już nie ta. Kasjerka zaczęła robić awanturę. Że ona nie wyda, nie może, bo paragon nie świadczy o zapomnianym produkcie. Tata zażądał zawołania kierowniczki i obejrzenia monitoringu. Kierowniczka nie robiła problemów - wyszło na korzyść mojego taty. Kasjerka zamiast zawołać za nim, gdy zauważyła, że zapomniał szamponu, schowała go pod kasę, a następnie poszła z nim na przerwę do pokoju socjalnego. Znaleziono go wraz z jej zakupami, które wcześniej zrobiła. Na paragonie nie było żadnego szamponu.
Zastanawiam się ile tak dziennie rzeczy zapominalskich wynosiła ze sklepu.
supermarket sklepy
Ocena:
177
(189)
Zawsze wydawało mi się, że pracuję w porządnej firmie z normalnymi ludźmi. Uważałam tak do pewnego czasu.
Mamy jedną wspólną łazienkę, bez podziału na płeć. Od pewnego czasu ciągle trafiałam na nie spuszczony kibel z jedynką w środku. Wzdychałam, spuszczałam wodę i robiłam swoje.
Niestety kilka dni temu zamiast jedynki przywitała mnie rozwolniona dwójka. Nie spuszczona, przykryta tylko papierem, ubrudzonym w charakterystyczny kolor.
Mamy jedną wspólną łazienkę, bez podziału na płeć. Od pewnego czasu ciągle trafiałam na nie spuszczony kibel z jedynką w środku. Wzdychałam, spuszczałam wodę i robiłam swoje.
Niestety kilka dni temu zamiast jedynki przywitała mnie rozwolniona dwójka. Nie spuszczona, przykryta tylko papierem, ubrudzonym w charakterystyczny kolor.
Ocena:
120
(136)
zarchiwizowany
Skomentuj
(8)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Warszawa, chwila po 17 więc korki, bo wszyscy wracają z pracy. Dojeżdżałam akurat na jedno z większych skrzyżowań- dokładniej skrzyżowanie Alei Jerozolimskich z Bitwy Warszawskiej/ Prymasa Tysiąclecia. Ja nadjeżdżałam z Bitwy Warszawskiej i jechałam prosto więc kierowałam się w stronę Prymasa Tysiąclecia. Dla osób, które nie znają stolicy- skrzyżowanie wielkie, górą idzie wiadukt dla samochodów, które jadą prosto Alejami, na dole 7 pasów (dwa skrajnie lewe do skrętu w lewo, trzy środkowe do jazdy prosto, dwa skrajnie prawe do skrętu w prawo), oprócz tego jeszcze pod tym wszystkim tunel. Jako że jechałam prosto, zajęłam całkowicie środkowy pas (jeden z trzech do jazdy prosto). Od razu za skrzyżowaniem kończy się lewy pas do jazdy na wprost i trzeba z niego zjechać na pas środkowy.
Zapaliły się zielone światła, wszyscy ruszyli, jednak przed samym zjazdem ze skrzyżowania widzę, że wszyscy z mojego pasa zjeżdżają na prawo, czemu?
Za samym skrzyżowaniem stanął facet na światłach awaryjnych, wysiadł z samochodu i zaczął rozkładać trójkąt. Rozumiem, mógł mu się popsuć samochód, całkiem normalne. Jednak pan zajął cały jeden pas, gdzie obok, z jego lewej strony mieścił się pas, który się kończył i z którego korzysta zwykle mało samochodów. Dodatkowo, skrzyżowanie w pewnym momencie ma lekki spadek, więc nawet nie musiałby uruchamiać samochodu, wystarczyłoby puścić hamulec i samochód by jakoś doczołgał się do miejsca, gdzie nikomu by nie przeszkadzał. Tak zajął w sumie dwa pasy (blokował zjazd z lewego na środkowy), na jednym z większych skrzyżowań w czasie największego ruchu.
Zapaliły się zielone światła, wszyscy ruszyli, jednak przed samym zjazdem ze skrzyżowania widzę, że wszyscy z mojego pasa zjeżdżają na prawo, czemu?
Za samym skrzyżowaniem stanął facet na światłach awaryjnych, wysiadł z samochodu i zaczął rozkładać trójkąt. Rozumiem, mógł mu się popsuć samochód, całkiem normalne. Jednak pan zajął cały jeden pas, gdzie obok, z jego lewej strony mieścił się pas, który się kończył i z którego korzysta zwykle mało samochodów. Dodatkowo, skrzyżowanie w pewnym momencie ma lekki spadek, więc nawet nie musiałby uruchamiać samochodu, wystarczyłoby puścić hamulec i samochód by jakoś doczołgał się do miejsca, gdzie nikomu by nie przeszkadzał. Tak zajął w sumie dwa pasy (blokował zjazd z lewego na środkowy), na jednym z większych skrzyżowań w czasie największego ruchu.
Ocena:
-8
(24)
zarchiwizowany
Skomentuj
(1)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Niedziela, żar leje się z nieba, a ja zdecydowałam się na spacer. Aby się nie odwodnić, zaszłam do pobliskiego sklepu po butelkę wody. Po zrobieniu zakupów stanęłam metr od przejścia dla pieszych. Nie dawałam żadnych sygnałów, że mam zamiar przejść, otworzyłam butelkę. Woda niestety była wlana od serca, więc trochę jej poleciało na moją bluzkę. Stałam tak, przetarłam ręką mokre miejsce, w międzyczasie przykładając butelkę do ust, aby się napić. Całość trwała niecałe 10 sekund.
Nagle, słyszę wołanie w moją stronę z samochodu, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych.
-Ej! Dzi*ko, przechodzisz, czy nie?
Jak na złość zdecydowałam się zostać tam, gdzie stałam.
Nagle, słyszę wołanie w moją stronę z samochodu, który zatrzymał się przed przejściem dla pieszych.
-Ej! Dzi*ko, przechodzisz, czy nie?
Jak na złość zdecydowałam się zostać tam, gdzie stałam.
Ocena:
0
(32)
Dzisiaj o piekielności mojej mamy- historia sprzed kilku lat.
Przyjechałam na jakiś czas do domu, jednego dnia dogadałam się z mamą, że odbiorę ją z pracy i przy okazji ja zrobię sobie zakupy spożywcze, potem we dwie pojedziemy razem na łowy po lumpeksach.
Podjechałam po nią samochodem, pojechałyśmy na jedno skrzyżowanie. Akurat wyjeżdżałam z drogi podporządkowanej, która krzyżowała się z bardzo ruchliwą ulicą. Aby wbić się i pojechać prosto albo w lewo, trzeba swoje odstać. Już widziałam lukę, już puszczałam sprzęgło i naciskałam gaz, gdy moja mama, siedząc na miejscu pasażera zaciągnęła mi hamulec ręczny.
Czemu to zrobiła? W miejscu gdzie stałam zwykle była dziura. Nie jakaś duża, ale powodowała, że samochód staczał się kilka centymetrów. Było to wyczuwalne, jednak po tym jak się delikatnie stoczył, stawał w miejscu. Aby zjechać w przód samochodu stojącego za nami, trzeba tam albo włączyć wsteczny, albo ktoś z tyłu musi stać 10 centymetrów od zderzaka.
Tak, moja mama poczuła, że się staczamy, więc od razu zaciągnęła hamulec ręczny. Obraziła się na mnie jak wydarłam się na nią, że nie miała prawa tego zrobić. Cały czas uważała, że zrobiła dobrze.
Przyjechałam na jakiś czas do domu, jednego dnia dogadałam się z mamą, że odbiorę ją z pracy i przy okazji ja zrobię sobie zakupy spożywcze, potem we dwie pojedziemy razem na łowy po lumpeksach.
Podjechałam po nią samochodem, pojechałyśmy na jedno skrzyżowanie. Akurat wyjeżdżałam z drogi podporządkowanej, która krzyżowała się z bardzo ruchliwą ulicą. Aby wbić się i pojechać prosto albo w lewo, trzeba swoje odstać. Już widziałam lukę, już puszczałam sprzęgło i naciskałam gaz, gdy moja mama, siedząc na miejscu pasażera zaciągnęła mi hamulec ręczny.
Czemu to zrobiła? W miejscu gdzie stałam zwykle była dziura. Nie jakaś duża, ale powodowała, że samochód staczał się kilka centymetrów. Było to wyczuwalne, jednak po tym jak się delikatnie stoczył, stawał w miejscu. Aby zjechać w przód samochodu stojącego za nami, trzeba tam albo włączyć wsteczny, albo ktoś z tyłu musi stać 10 centymetrów od zderzaka.
Tak, moja mama poczuła, że się staczamy, więc od razu zaciągnęła hamulec ręczny. Obraziła się na mnie jak wydarłam się na nią, że nie miała prawa tego zrobić. Cały czas uważała, że zrobiła dobrze.
Ocena:
144
(162)
Moja siostra przez pewien czas wynajmowała pokój od swojej znajomej. Mieszkanie nowe, w sumie siostra wprowadziła się do niego razem z właścicielką. Umowa oczywiście podpisana, w niej wyszczególniona kwota wynajmu i adnotacja, że zaliczki na poczet mediów są już zawarte w tej cenie. Gdyby media były zużyte w większej ilości niż pobrana zaliczka, to właścicielka mieszkania miała jej przedstawić fakturę, a następnie koszta miały być dzielone na pół.
Stało się tak, że siostra skończyła studia i wyprowadziła się. Wszystko było OK, kaucja w większości oddana (pobrana została tylko niewielka suma na odmalowanie pokoju).
Jednak w pewnym momencie napisała do siostry właścicielka. W długiej wiadomości na portalu społecznościowym opisała, że zapominała przez 2 lata płacić zaliczki za ogrzewanie, nie wiedziała o tym, teraz narosły odsetki, sprawa trafiła do windykacji i w sumie za jeden rok wisi 2 tysiące złotych (plus niedługo miały przyjść upomnienia za drugi rok). Stwierdziła, że skoro siostra wtedy mieszkała, to ona ma pokryć połowa kosztów za zaliczki, i za odsetki i ewentualną sprawę sądową.
Oczywiście siostra koleżankę wyśmiała.
Stało się tak, że siostra skończyła studia i wyprowadziła się. Wszystko było OK, kaucja w większości oddana (pobrana została tylko niewielka suma na odmalowanie pokoju).
Jednak w pewnym momencie napisała do siostry właścicielka. W długiej wiadomości na portalu społecznościowym opisała, że zapominała przez 2 lata płacić zaliczki za ogrzewanie, nie wiedziała o tym, teraz narosły odsetki, sprawa trafiła do windykacji i w sumie za jeden rok wisi 2 tysiące złotych (plus niedługo miały przyjść upomnienia za drugi rok). Stwierdziła, że skoro siostra wtedy mieszkała, to ona ma pokryć połowa kosztów za zaliczki, i za odsetki i ewentualną sprawę sądową.
Oczywiście siostra koleżankę wyśmiała.
Ocena:
126
(142)
Dziś historia o rowerzyście, co mu życie chyba nie miłe.
Zdecydowałam się przejechać na pobliską plażę, aby się trochę opalić i nie straszyć innych swoją bladą skórą. Dojazd dosyć prosty, najpierw z mieszkania na autostradę, potem z autostrady na drogę wojewódzką, następnie na drogę lokalną, która słynęła z dużego ruchu w weekendy i ciepłe dni. Byłam już prawie przy samym jeziorze, zjechałam z drogi wojewódzkiej na drogę lokalną.
Trafiłam na rondo, na którym musiałam skręcić w lewo (czyli zjechać trzecim zjazdem). Gdy byłam na wysokości drugiego zjazdu przed maskę wjechał mi rowerzysta. Z komórką w ręku, nawet nie podniósł głowy, gdy zatrzymałam się przed jego kołami i zatrąbiłam.
Nie odkładając komórki pojechał slalomem dalej (ciągle trzymając kierownicę jedną ręką), a następnie już na drodze, bez zasygnalizowania, skręcił w lewo, zmuszając kolejne samochody z naprzeciwka do ostrego hamowania.
Zdecydowałam się przejechać na pobliską plażę, aby się trochę opalić i nie straszyć innych swoją bladą skórą. Dojazd dosyć prosty, najpierw z mieszkania na autostradę, potem z autostrady na drogę wojewódzką, następnie na drogę lokalną, która słynęła z dużego ruchu w weekendy i ciepłe dni. Byłam już prawie przy samym jeziorze, zjechałam z drogi wojewódzkiej na drogę lokalną.
Trafiłam na rondo, na którym musiałam skręcić w lewo (czyli zjechać trzecim zjazdem). Gdy byłam na wysokości drugiego zjazdu przed maskę wjechał mi rowerzysta. Z komórką w ręku, nawet nie podniósł głowy, gdy zatrzymałam się przed jego kołami i zatrąbiłam.
Nie odkładając komórki pojechał slalomem dalej (ciągle trzymając kierownicę jedną ręką), a następnie już na drodze, bez zasygnalizowania, skręcił w lewo, zmuszając kolejne samochody z naprzeciwka do ostrego hamowania.
rowerzyści
Ocena:
144
(162)
Opowiem historię o tym, jak rodzice potrafią szkodzić swoim dzieciom.
Mam przyjaciółkę, która ma dwóch starszych braci.
Najstarszy kilka lat temu wpadł z dziewczyną. Bywa. Obydwoje pracowali, wynajmowali mieszkanie, gdy dziewczyna była w ciąży, planowali kupno mieszkania. Po narodzinach synka nie było jednak tak kolorowo. Dziewczyna wpadła w depresję poporodową. Oczywiście jej chłopak próbował ją namawiać na terapię, wspierać. Jednak z czasem było coraz gorzej, zaczęły na światło dzienne pojawiać się choroby psychiczne (które prawdopodobnie odziedziczyła po swojej matce). Wszyscy polecali jej wizytę u psychologa, jednak ona za każdym razem obrażała się na każdego, bo przecież nie jest wariatką. Przestała troszczyć się o syna. W pewnym momencie zabrała swoje rzeczy, zostawiła syna samego w mieszkaniu. Od tego czasu najstarszy brat kontaktował się z nią kilka razy, jednak jego była dziewczyna nie chce wracać ani do niego, ani do dziecka, o którym w ogóle nie chce słyszeć.
Co na to rodzice chłopaka? Musi się z nią ożenić. Bo jak to tak, on samotny ojciec, bez ślubu. Uważają, że to wszystko stało się dlatego, że żyli w grzechu.
Młodszy syn jest gejem. Przyznał się swojej siostrze, przyznał się mi. Obecnie mieszka w większym mieście, wynajmuje mieszkanie ze swoim chłopakiem, z którym jest od dłuższego czasu.
Jego rodzice o tym nie wiedzą. Za każdym razem jak tylko pojawia się w mediach cokolwiek o LGBT, pół dnia gadają jacy to geje są źli, niszczą społeczeństwo. Uważają, że wszyscy geje to pedofile.
Najmłodsza z całej trójki, córka. Po ukończeniu liceum została na trochę w domu, bo nie miała pomysłu na siebie. W końcu wymyśliła - wyjedzie na studia prawnicze, nawet jakby miała zdawać maturę raz jeszcze. Myślała o wielkim mieście lub w ogóle wyjechaniu na studia za granicę. Jednak mimo to, została w domu. Czemu?
Rodzice powiedzieli jej, że się starzeją, a ona MUSI zostać w rodzinnym domu, aby się nimi zajmować. I nie, nie mieszkają na wsi w domu jednorodzinnym, gdzie trzeba przynieść wodę ze studni, aby było ciepło napalić, a sklepy nie są oddalone o kilka kilometrów. Mieszkają w bloku, gdzie w najbliższej okolicy (5 minut piechotą) mieszczą się trzy sklepy spożywcze i z chemią.
Mam przyjaciółkę, która ma dwóch starszych braci.
Najstarszy kilka lat temu wpadł z dziewczyną. Bywa. Obydwoje pracowali, wynajmowali mieszkanie, gdy dziewczyna była w ciąży, planowali kupno mieszkania. Po narodzinach synka nie było jednak tak kolorowo. Dziewczyna wpadła w depresję poporodową. Oczywiście jej chłopak próbował ją namawiać na terapię, wspierać. Jednak z czasem było coraz gorzej, zaczęły na światło dzienne pojawiać się choroby psychiczne (które prawdopodobnie odziedziczyła po swojej matce). Wszyscy polecali jej wizytę u psychologa, jednak ona za każdym razem obrażała się na każdego, bo przecież nie jest wariatką. Przestała troszczyć się o syna. W pewnym momencie zabrała swoje rzeczy, zostawiła syna samego w mieszkaniu. Od tego czasu najstarszy brat kontaktował się z nią kilka razy, jednak jego była dziewczyna nie chce wracać ani do niego, ani do dziecka, o którym w ogóle nie chce słyszeć.
Co na to rodzice chłopaka? Musi się z nią ożenić. Bo jak to tak, on samotny ojciec, bez ślubu. Uważają, że to wszystko stało się dlatego, że żyli w grzechu.
Młodszy syn jest gejem. Przyznał się swojej siostrze, przyznał się mi. Obecnie mieszka w większym mieście, wynajmuje mieszkanie ze swoim chłopakiem, z którym jest od dłuższego czasu.
Jego rodzice o tym nie wiedzą. Za każdym razem jak tylko pojawia się w mediach cokolwiek o LGBT, pół dnia gadają jacy to geje są źli, niszczą społeczeństwo. Uważają, że wszyscy geje to pedofile.
Najmłodsza z całej trójki, córka. Po ukończeniu liceum została na trochę w domu, bo nie miała pomysłu na siebie. W końcu wymyśliła - wyjedzie na studia prawnicze, nawet jakby miała zdawać maturę raz jeszcze. Myślała o wielkim mieście lub w ogóle wyjechaniu na studia za granicę. Jednak mimo to, została w domu. Czemu?
Rodzice powiedzieli jej, że się starzeją, a ona MUSI zostać w rodzinnym domu, aby się nimi zajmować. I nie, nie mieszkają na wsi w domu jednorodzinnym, gdzie trzeba przynieść wodę ze studni, aby było ciepło napalić, a sklepy nie są oddalone o kilka kilometrów. Mieszkają w bloku, gdzie w najbliższej okolicy (5 minut piechotą) mieszczą się trzy sklepy spożywcze i z chemią.
Ocena:
95
(127)