Miałam jakiś temu identyczny problem tyle że z płytą - w sklepie płyty pięknie poukładane natomiast mojej (zamówionej przed premierą w dodatku!) nie ma i przyjdzie za kilka dni 0_o.
U mnie wychowawczyni twierdziła że w taki sposób chłopcy "okazują swoje zainteresowanie". I że podstawienie nogi na schodach powinnam uznać za formę flirtu...
Po 7 godzinach czekania na swoją kolejkę na egzamin chciałam tylko wrócić do domu i iść spać, nie miałam siły na kłócenie się z jakąś wariatką na temat wolnych miejsc w autobusie.
Niektórzy nauczyciele po prostu nie rozumieją że są osoby które w żaden sposób nie zmieszczą się w ściśle określone wymagane osiągnięcia dla wieku X. Nauczycielka od Wf-u mnie uważała za niepełnosprawną (i co gorsza, wielokrotnie to podkreślała) bo z powodu rodzinnej wady kręgosłupa i dość słabego wzroku części ćwiczeń nie mogłam wykonywać a część szła mi dużo gorzej niż innym. Wiałam z zajęć albo udawałam niedyspozycję kiedy tylko się dało, byle nie słyszeć kolejnego komentarza że mój czas na 100 metrów jest poniżej "normy dla mojego wieku" ale "ty jesteś niepełnosprawna, więc musi ci iść gorzej".
Moja mamuśka przy komputerze :) Podstawowy problem : mamuśka nigdy nie pamięta haseł do GG, facebooka, poczty, konta telefonicznego i innych. Oczekuje że to ja będę je pamiętać i jej przypominać. Poza tym wpada w panikę na widok migającego okienka (nawet jeśli jest to okienko automatycznej aktualizacji), ciągle przypadkiem instaluje jakieś paski narzędziowe albo inne dziwne programy i nie ma zielonego pojęcia o konserwacji systemu.
Psycholog jest tu niezbędny. Kilka lat temu sama przechodziłam ostrą kancerofobię (spowodowaną tym że u dziadka i dwóch wujkach w niemal tym samym czasie wykryto nowotwór - w tym jeden złośliwy, nie rokujący szans na wyleczenie. Inna kwestia że wszyscy trzej panowie wyznawali zasadę "Nie pójdę na badania bo jeszcze te konowały coś mi wynajdą"). Robiłam sobie wszystkie możliwe badania - wszystkie były idealne. Ale może się pomylili w laboratorium? 4 lata terapii i ostatnio się zorientowałam że nawet nie pamiętałam o (skrupulatnie wcześniejszych zapisywanych) terminach badań okresowych.
To była historia z Lublina. A tatuś uczył synka jak być "dobrym kibicem" - czyli po czym poznać kibica przeciwnej drużyny i jak go załatwić, oraz jakie okrzyki się wtedy wydaje. Oraz jak odreagować stres po przegranym meczu/radość po wygranym meczu.
Niestety, na niektórych działa tylko taki sposób. Jestem z natury pokojową istotą, przekonaną że większość rzeczy można załatwić spokojną dyskusją. Niestety, w gimnazjum jakoś to nie działało, wręcz przeciwnie. Ale gdy jeden cwaniak z drugim dostał po swoim pustym łbie książką w twardej oprawie kilka razy, to zaczęli mnie omijać szerokim łukiem...
Nauczyciele mają większe problemy na głowie niż zajmowanie się dręczonymi uczniami. A bo może zaczepiałaś? Sprowokowałaś? Zirytowałaś? A może oni tak sympatię okazują? Nie ma po co reagować. Za dużo zachodu.
Taaa, klasa jako zjednoczona grupa - chyba zjednoczona w dokopaniu każdemu kto się odróżnia. Niby wszyscy się do siebie uśmiechają, mówią sobie cześć ale gdy tylko nadarzy się okazja to bez wahania wbiją nóż w plecy.
Polecam albo książki Mercedes Lackey (chyba że jesteś homofobem, to wtedy radzę uważać :P) albo może J.V.Jones? I absolutnie wszystko Glena Cooka :) Ewentualnie, "Nigdziebądź" Gaimana.
Moja 6 letnia sąsiadka nałogowo ogląda "My little pony - przyjaźń to magia". Średnio mi się ta bajka podoba ale ma przynajmniej jakieś lekkie wartości dydaktyczne w porównaniu do wszelkich hitów z Disneya, Cartoon Network i tego typu kanałów. Gdzie się podział "Świat według Ludwiczka"? Laboratorium Dextera? Smerfy? Teraz wszędzie tylko Monster High (najbrzydsze lalki świata), Ben 10 albo jakieś inne Witch.
Znaczy rodzice mało sprytni : mnie w wieku 2.5 lat rodzice nauczyli obsługi magnetowidu żebym ich nie męczyła żeby mi bajkę włączyć tylko żebym sama sobie włączyła. Co do książek, twierdzą że tak szybko nauczyłam się czytać że nie musieli mi czytać bajek. Wcześniej dostawałam bajki na kasetach magnetofonowych.
Nie śmiejcie się, ja na zajęciach z religii dowiedziałam się że tampony zatruwają organizm co powoduje bezpłodność, naraża na nowotwory a niektóre pechowe kobiety zapadają na zespół wstrząsu toksycznego i umierają. To samo powoduje plastik w nowoczesnym podpaskach :////
Kiedyś pożyczałam - przestałam po tym jak koleżanka pożyczyła ode mnie Pratchetta, potem twierdziła że jej nie pożyczyłam i w ogóle nie wie o jaką książkę mi chodzi, potem sobie przypomniała że jednak chyba pożyczyła, potem że jednak nie - 2 lata zajęło mi odzyskanie książki! Zresztą w stanie nieco odmiennym od tego w jakim jej pożyczyłam...
(Nie mogę zedytować postu, nie wiem czemu). Ale największym hitem mojej młodości to była trylogia "Księgi słów" J.V.Jones : zaczynamy od gwałtu na naćpanej królowej a potem było chyba tylko gorzej :) Dziwię się że ktokolwiek pozwolił mi to czytać :D
H4alinka, czytałaś oryginalnych (znaczy nieocenzurowanych) Grimmów? Że też pozwalali czytać dzieciom takie rzeczy - przecież można by z tego zrobić całą serię horrorów :))) Byłam wręcz oburzona jak zobaczyłam disnejowską wersję kopciuszka, brakowało mi tych odcinanych pięt i krwi wylewającej z pantofelka :PPPP
Oprócz tego pożyczałam namiętnie książki Mercedes Lackey, które chyba nie powinny być dostępne dla czwartoklasistki :D
Dysgrafia i czytanie nie ma nic do rzeczy. Sama mam koszmarne pismo, przeszłam przez nie wiadomo ile testów, kursów, ćwiczeń, badań i innych rzeczy po których dowiadywałam się że najlepiej gdybym pisała drukowanymi literami albo "ale teraz w sumie wszystkie prace są pisane na komputerze, wystarczy jak dziecko samo siebie w zeszycie odczyta".
U mnie na szczęście bibliotekarki już to przerobiły z moją siostrą (obie nauczyłyśmy się czytać jak miałyśmy 3 lata, w wieku szkolnym na Plastusie i inne książki obrazkowe patrzyłyśmy z pogardą. Ja dodatkowo czytam bardzo szybko - 200 stron mogę spokojnie w 2-3 godziny przeczytać) więc mnie pozwalały wypożyczać co chciałam. Tylko jak pojawiały się nowe panie bibliotekarki był problem bo nie chciały mi pożyczać tego co chciałam i ile chciałam, ale wtedy wystarczała interwencja starszej pani bibliotekarki :) Ewentualnie "nowe" panie stwierdzały że jestem za mała by przeczytać ze zrozumieniem daną książkę i usiłowały mnie odpytywać z treści.
Niestety, młodzież naprawdę nie czyta. W moim gimnazjum i liceum wielki szok wśród wszystkich nauczycieli powodował fakt że widzieli mnie na przerwie Z KSIĄŻKĄ. Część nawet podchodziła i usiłowała mnie przepytać co czytam, po co czytam a nawet czy na pewno czytam a nie udaję 0_o. Teraz jest tylko gorzej...
Moja mamuśka była na konferencji Caritas dotyczącej dożywiania dzieci i scenariusz imprezy był identyczny. Elegancki hotel, szwedzki stół, kawa, herbata, ciastka, na co kto ma tylko ochotę i ile ma ochotę. A teraz zastanówcie się, skąd wzięli na to pieniądze...
Prawdę mówiąc, nawet nie chcę wiedzieć jak ona to wymyśliła. Fakt jest taki że po pierwszym kolokwium z literatury angielskiej wykładowca stwierdził że jest w stanie z absolutną pewnością wskazać kto przeczytał książkę, kto przeczytał streszczenie "lepszej jakości" a kto przeczytał streszczenie absolutnie bzdurne. I wyszło mu że na niecałe 60 osób w trzech grupach, ilość osób która przeczytała książkę można policzyć na palcach jednej ręki...
Miałam jakiś temu identyczny problem tyle że z płytą - w sklepie płyty pięknie poukładane natomiast mojej (zamówionej przed premierą w dodatku!) nie ma i przyjdzie za kilka dni 0_o.
Nie wiem jak to skomentować. Po prostu nie wiem.Po prostu nie mogę sobie wyobrazić takiej reakcji.
U mnie wychowawczyni twierdziła że w taki sposób chłopcy "okazują swoje zainteresowanie". I że podstawienie nogi na schodach powinnam uznać za formę flirtu...
Biedne zwierzę, może by tak koleżance zafundować przejażdżkę na linii produkcyjnej?
Po 7 godzinach czekania na swoją kolejkę na egzamin chciałam tylko wrócić do domu i iść spać, nie miałam siły na kłócenie się z jakąś wariatką na temat wolnych miejsc w autobusie.
Niektórzy nauczyciele po prostu nie rozumieją że są osoby które w żaden sposób nie zmieszczą się w ściśle określone wymagane osiągnięcia dla wieku X. Nauczycielka od Wf-u mnie uważała za niepełnosprawną (i co gorsza, wielokrotnie to podkreślała) bo z powodu rodzinnej wady kręgosłupa i dość słabego wzroku części ćwiczeń nie mogłam wykonywać a część szła mi dużo gorzej niż innym. Wiałam z zajęć albo udawałam niedyspozycję kiedy tylko się dało, byle nie słyszeć kolejnego komentarza że mój czas na 100 metrów jest poniżej "normy dla mojego wieku" ale "ty jesteś niepełnosprawna, więc musi ci iść gorzej".
Moja mamuśka przy komputerze :) Podstawowy problem : mamuśka nigdy nie pamięta haseł do GG, facebooka, poczty, konta telefonicznego i innych. Oczekuje że to ja będę je pamiętać i jej przypominać. Poza tym wpada w panikę na widok migającego okienka (nawet jeśli jest to okienko automatycznej aktualizacji), ciągle przypadkiem instaluje jakieś paski narzędziowe albo inne dziwne programy i nie ma zielonego pojęcia o konserwacji systemu.
Psycholog jest tu niezbędny. Kilka lat temu sama przechodziłam ostrą kancerofobię (spowodowaną tym że u dziadka i dwóch wujkach w niemal tym samym czasie wykryto nowotwór - w tym jeden złośliwy, nie rokujący szans na wyleczenie. Inna kwestia że wszyscy trzej panowie wyznawali zasadę "Nie pójdę na badania bo jeszcze te konowały coś mi wynajdą"). Robiłam sobie wszystkie możliwe badania - wszystkie były idealne. Ale może się pomylili w laboratorium? 4 lata terapii i ostatnio się zorientowałam że nawet nie pamiętałam o (skrupulatnie wcześniejszych zapisywanych) terminach badań okresowych.
To była historia z Lublina. A tatuś uczył synka jak być "dobrym kibicem" - czyli po czym poznać kibica przeciwnej drużyny i jak go załatwić, oraz jakie okrzyki się wtedy wydaje. Oraz jak odreagować stres po przegranym meczu/radość po wygranym meczu.
Niestety, na niektórych działa tylko taki sposób. Jestem z natury pokojową istotą, przekonaną że większość rzeczy można załatwić spokojną dyskusją. Niestety, w gimnazjum jakoś to nie działało, wręcz przeciwnie. Ale gdy jeden cwaniak z drugim dostał po swoim pustym łbie książką w twardej oprawie kilka razy, to zaczęli mnie omijać szerokim łukiem...
Nauczyciele mają większe problemy na głowie niż zajmowanie się dręczonymi uczniami. A bo może zaczepiałaś? Sprowokowałaś? Zirytowałaś? A może oni tak sympatię okazują? Nie ma po co reagować. Za dużo zachodu.
Taaa, klasa jako zjednoczona grupa - chyba zjednoczona w dokopaniu każdemu kto się odróżnia. Niby wszyscy się do siebie uśmiechają, mówią sobie cześć ale gdy tylko nadarzy się okazja to bez wahania wbiją nóż w plecy.
Polecam albo książki Mercedes Lackey (chyba że jesteś homofobem, to wtedy radzę uważać :P) albo może J.V.Jones? I absolutnie wszystko Glena Cooka :) Ewentualnie, "Nigdziebądź" Gaimana.
Moja 6 letnia sąsiadka nałogowo ogląda "My little pony - przyjaźń to magia". Średnio mi się ta bajka podoba ale ma przynajmniej jakieś lekkie wartości dydaktyczne w porównaniu do wszelkich hitów z Disneya, Cartoon Network i tego typu kanałów. Gdzie się podział "Świat według Ludwiczka"? Laboratorium Dextera? Smerfy? Teraz wszędzie tylko Monster High (najbrzydsze lalki świata), Ben 10 albo jakieś inne Witch.
Znaczy rodzice mało sprytni : mnie w wieku 2.5 lat rodzice nauczyli obsługi magnetowidu żebym ich nie męczyła żeby mi bajkę włączyć tylko żebym sama sobie włączyła. Co do książek, twierdzą że tak szybko nauczyłam się czytać że nie musieli mi czytać bajek. Wcześniej dostawałam bajki na kasetach magnetofonowych.
Nie śmiejcie się, ja na zajęciach z religii dowiedziałam się że tampony zatruwają organizm co powoduje bezpłodność, naraża na nowotwory a niektóre pechowe kobiety zapadają na zespół wstrząsu toksycznego i umierają. To samo powoduje plastik w nowoczesnym podpaskach :////
Kiedyś pożyczałam - przestałam po tym jak koleżanka pożyczyła ode mnie Pratchetta, potem twierdziła że jej nie pożyczyłam i w ogóle nie wie o jaką książkę mi chodzi, potem sobie przypomniała że jednak chyba pożyczyła, potem że jednak nie - 2 lata zajęło mi odzyskanie książki! Zresztą w stanie nieco odmiennym od tego w jakim jej pożyczyłam...
(Nie mogę zedytować postu, nie wiem czemu). Ale największym hitem mojej młodości to była trylogia "Księgi słów" J.V.Jones : zaczynamy od gwałtu na naćpanej królowej a potem było chyba tylko gorzej :) Dziwię się że ktokolwiek pozwolił mi to czytać :D
H4alinka, czytałaś oryginalnych (znaczy nieocenzurowanych) Grimmów? Że też pozwalali czytać dzieciom takie rzeczy - przecież można by z tego zrobić całą serię horrorów :))) Byłam wręcz oburzona jak zobaczyłam disnejowską wersję kopciuszka, brakowało mi tych odcinanych pięt i krwi wylewającej z pantofelka :PPPP Oprócz tego pożyczałam namiętnie książki Mercedes Lackey, które chyba nie powinny być dostępne dla czwartoklasistki :D
Dysgrafia i czytanie nie ma nic do rzeczy. Sama mam koszmarne pismo, przeszłam przez nie wiadomo ile testów, kursów, ćwiczeń, badań i innych rzeczy po których dowiadywałam się że najlepiej gdybym pisała drukowanymi literami albo "ale teraz w sumie wszystkie prace są pisane na komputerze, wystarczy jak dziecko samo siebie w zeszycie odczyta".
U mnie na szczęście bibliotekarki już to przerobiły z moją siostrą (obie nauczyłyśmy się czytać jak miałyśmy 3 lata, w wieku szkolnym na Plastusie i inne książki obrazkowe patrzyłyśmy z pogardą. Ja dodatkowo czytam bardzo szybko - 200 stron mogę spokojnie w 2-3 godziny przeczytać) więc mnie pozwalały wypożyczać co chciałam. Tylko jak pojawiały się nowe panie bibliotekarki był problem bo nie chciały mi pożyczać tego co chciałam i ile chciałam, ale wtedy wystarczała interwencja starszej pani bibliotekarki :) Ewentualnie "nowe" panie stwierdzały że jestem za mała by przeczytać ze zrozumieniem daną książkę i usiłowały mnie odpytywać z treści.
Niestety, młodzież naprawdę nie czyta. W moim gimnazjum i liceum wielki szok wśród wszystkich nauczycieli powodował fakt że widzieli mnie na przerwie Z KSIĄŻKĄ. Część nawet podchodziła i usiłowała mnie przepytać co czytam, po co czytam a nawet czy na pewno czytam a nie udaję 0_o. Teraz jest tylko gorzej...
Moja mamuśka była na konferencji Caritas dotyczącej dożywiania dzieci i scenariusz imprezy był identyczny. Elegancki hotel, szwedzki stół, kawa, herbata, ciastka, na co kto ma tylko ochotę i ile ma ochotę. A teraz zastanówcie się, skąd wzięli na to pieniądze...
Prawdę mówiąc, nawet nie chcę wiedzieć jak ona to wymyśliła. Fakt jest taki że po pierwszym kolokwium z literatury angielskiej wykładowca stwierdził że jest w stanie z absolutną pewnością wskazać kto przeczytał książkę, kto przeczytał streszczenie "lepszej jakości" a kto przeczytał streszczenie absolutnie bzdurne. I wyszło mu że na niecałe 60 osób w trzech grupach, ilość osób która przeczytała książkę można policzyć na palcach jednej ręki...
Tak po Sokratejsku? :)