Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Crannberry

Zamieszcza historie od: 21 czerwca 2018 - 18:11
Ostatnio: 7 kwietnia 2024 - 11:23
  • Historii na głównej: 109 z 109
  • Punktów za historie: 17863
  • Komentarzy: 2272
  • Punktów za komentarze: 17764
 
[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 15) | raportuj
15 marca 2020 o 12:09

Niestety, kulawe kaczę, któremu pomożesz, pierwsze kopnie cię w 4 litery. A tak z przymrużeniem oka, fajnie Ci się niechcąco zrymowało pierwsze zdanie :) Miałam domek traktowany Ładnie odremontowany Do mieszkania przystosowany Za plecami stał drewniany Możnaby tak pociągnąć całą historię: Starsi ludzie tam mieszkali Którzy kozą ogrzewali Za kołnierz nie wylewali Komin na mnie skierowali Gdy sąsiadom dom się spalił Wszyscy chętnie pomagali Ile mogli to zebrali I sąsiadom wszystko dali Lecz sąsiadów mam meneli Co roszczenia wielkie mieli Coraz więcej od nas chcieli „Dziękuję” nie powiedzieli

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
15 marca 2020 o 1:40

@NiteRunner: Stosujesz brzydkie sztuczki erystyczne, wyciągając stare sprawy z życia prywatnego rozmówcy i do tego przeinaczając fakty w celu zdyskredytowania lub sprowokowania go. Nice try, ale rozmawiamy o pracy zdalnej, a nie o związkach, więc trzymajmy się tematu. Nie pisałam w kontekście konkretnie sytuacji autorki, bo nie wiem, jakie ma stanowisko, więc trudno mi się tutaj wypowiedzieć, kto ma racje. Podjęłam temat pracy zdalnej jako takiej. W MS było mi dane pracować, tutaj w Niemczech, bynajmniej nie na vipowskim stanowisku i z pracą zdalną nie było najmniejszego problemu. Poza tygodniami typu podsumowanie kwartału czy półrocza, zarówno ja, jak i koledzy i koleżanki na równorzędnych lub niższych stanowiskach, w biurze bywaliśmy 2-3 dni w tygodniu (w biurze nie było nawet tyle miejsca, żeby wszystkich naraz pomieścić). Koleżanki w innych krajach, m.in w Warszawie tez miały taką możliwość. Jeśli czyjeś stanowisko wymaga pracy w terenie, czy fizycznej obecności w biurze (np recepcjonista) to inna sprawa, pewnych kwestii się nie przeskoczy. Mówimy tutaj o pracownikach, których charakter pracy pozwala im ją wykonać z dowolnego miejsca na świecie. Oczywiście rozwiązań systemowych i technologicznych nie da się wprowadzić z dnia na dzień, to jest większy projekt, owszem kosztowny, ale może procentować na przyszłość. Między innymi właśnie w takich sytuacjach jak obecnie. Kiedy pracownicy zostają objęci kwarantanną czy muszą się zająć dziećmi z powodu zamkniętych szkół, dla pracodawcy nie musi to oznaczać katastrofy i paraliżu firmy, gdyż mogą oni wykonywać swoją pracę z domu. Nawet w tym moim Januszeksie, który mi wypominasz, mam możliwość pracy z dowolnego miejsca. I jest to wygodne i dla mnie, i dla mojego szefa. Jeśli jestem chora, na urlopie czy na wyjeździe służbowym, a stanie się coś pilnego, co wymaga mojej interwencji, mam możliwość zalogowania się do systemu i „ugaszenia pożaru”, i nie trzeba czekać aż wrócę. Dane mi było pracować również w firmie, która mimo posiadania całej potrzebnej technologii nie pozwalała na prace zdalną, na zasadzie „nie bo nie”, a kontrola pracowników była posunięta do tego stopnia, że trzeba było się tłumaczyć z czasu spędzonego w toalecie. Tak, nawet specjaliści musieli się tłumaczyć przełożonemu, dlaczego spędzili w kiblu całe cztery i pół minuty. Wystarczyło, że ktoś wziął tydzień zwolnienia na dziecko i stawał cały projekt. A rotacja pracowników dziwnym trafem była co 6-12 miesięcy. Nikt normalny dłużej tam nie wytrzymał. Jeżeli niechcąco zatrudni się pracownika, który okaże się cwaniaczkiem i kombinatorem, to po to jest okres próbny, żeby to zweryfikować i po jego zakończeniu podziękować mu za współpracę. A nie karać całą resztę. P.s. Skoro tak bardzo interesujesz się moim życiem prywatnym, zapewne doczytałaś też, że od kilku lat jestem w bardzo szczęśliwym związku z kochającym partnerem. Chociaż nadal nie wiem, co to ma wspólnego z pracą zdalną

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
14 marca 2020 o 16:39

@miyu123: Ależ oczywiście, że skądś się wziął. Z kompleksów, potrzeby kontroli i obsesji, ze jak się Janusz na 5 minut odwróci, to go na pewno wszyscy pracownicy okradną. Jeżeli ktoś zatrudnia nieważne czy 10 czy 100, czy 1000 pracowników i nie ufa żadnemu z nich, to są dwie możliwości. Albo nie umie dobrać zespołu i dupa z niego nie biznesmen albo cierpi na paranoję, którą powinien leczyć. Jakoś wszystkie Microsofty, Amazony i inne takie propagują pracę zdalną i żaden póki co z torbami z tego powodu nie poszedł. Już pomijając fakt, że dobry pracownik, który ma świadomość, że jest obdarzony zaufaniem, stanie na uszach, żeby tego zaufania nie stracić. Owszem, na początku trzeba zainwestować w technologię, ale za to długofalowo oszczędza się na wielu innych rzeczach, a wypoczęty pracownik, który nie musi tracić czasu na dojazdy, pracuje efektywniej. Tak że obie strony wychodzą na plus. No i odpada problem, co robić w sytuacji takiej jak obecnie. Argumentu „ jak się nie podoba, to się zwolnij” nawet nie będę komentować, bo jest żenujący. Ciekawa tylko jestem, co by jeden Janusz z drugim zrobił, gdyby im się faktycznie wszyscy pracownicy zwolnili z dnia na dzień.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 10) | raportuj
13 marca 2020 o 19:31

@miyu123: kiedy jest chęć, znajdzie się sposób, kiedy nie ma chęci, znajdzie się wymówka. Niestety jest wiele firm, które mimo dysponowania odpowiednią technologią, nie pozwalają na pracę zdalną, bo „polityka firmy”, która rozbija się głównie o to, że pracownikowi pracującemu zdalnie trzeba zaufać, bo nie da się mu non stop patrzeć na ręce (bo nie daj boże leń śmierdzący sobie jeszcze w godzinach pracy herbatę zrobi). A u wielu managerów potrzeba kontroli niestety przewyższa zdrowy rozsądek

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
13 marca 2020 o 18:56

@digi51: właśnie też porównuję i dochodzę do tych samych wniosków. No niby rozumiem, że kondycja służby zdrowia niemieckiej i polskiej to niebo i ziemia, ale niemiecki rząd za bardzo olał temat i obawiam się, że możemy mieć za jakiś czas drugie Włochy. Niby zaczęli coś robić, ale za późno. A ludzie, fakt, reagują skrajnie. Albo histeria i apokaliptyczne zakupy, albo mamtowdupizm w stylu mojego szefa, który w ten weekend organizuje w domu Corona Party i zaprasza tłum ludzi. "Bo to przecież zwykła grypa, nic nikomu nie będzie". Mamy podobne podejście jak wy. W biurze jestem sama i jeżdżę tam swoim autem, więc chodzę do pracy, mój facet pracuje z domu, żeby unikać S-Bahny. Do miasta jeździmy tylko jeśli naprawdę musimy, a jak nam się chce wyjść z domu, idziemy pobiegać po lesie. Chociaż musuiałam dzisiaj rano jechać na wizytę u lekarza i po raz pierwszy w życiu jechałam w godzinach porannego szczytu prawie pustą S-Bahną.

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 6) | raportuj
13 marca 2020 o 18:48

@iks: gdyby zdarzyło mi się podłapać wirusa, chodzi mi po głowie szatański plan, żeby wybrać się do sąsiada-dziadka-nazisty i go wycałować

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
13 marca 2020 o 18:45

@miyu123: no ale właśnie o to chodzi, żeby, kto ma możliwość (czyli włąśnie pracownik biurowy) pracował z domu i nie narażał tych, ktorzy tej możliwości nie mają (właśnie typu spawacz czy pracownik żabki). Zmniejsza się w ten sposób liczbę ludzi w przestrzeni publicznej. Strasznie głupie myślenie, że po co hamować rozprzestrzenianie wirusa, bo nie daj boże ktoś będzie miał dzięki temu lepiej zamiast gorzej

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
13 marca 2020 o 14:38

@digi51: Nie wiem, czy się ze mną zgodzisz, ale odnoszę wrażenie, że Niemcy podeszły do tematu w ogóle jakoś tak nonszalancko. Dopiero teraz przy 2000 zarażonych podjęto decyzję o zamknięciu szkół, nie dość, że rychło w czas, to i tak nie we wszystkich landach. Do tego, ponieważ rodzice, którzy nie mogą pracować zdalnie (a wielu nawet pracowników biurowych nie może, bo nie pozwala albo brak technologii, albo polityka firmy), są zmuszeni brać urlop bezpłatny, na co mało kogo stać, dzieci wbrew ostrzeżeniom podrzuca się dziadkom, gdyż innego wyjścia nie ma

[historia]
Ocena: 18 (Głosów: 20) | raportuj
13 marca 2020 o 7:47

@borsuk: nie mówię tutaj o feminatywach. Zawsze używałam formy „pracownica”, a ostatnio obserwuję jakąś modę, żeby to słowo zdrabniać

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 14) | raportuj
12 marca 2020 o 20:05

Na inny temat... Wiem, że jest oboczność i że SJP dopuszcza tę formę, ale jakoś nie mogę się przekonać do słowa „pracowniczka”. No nie brzmi mi to kompletnie...

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
12 marca 2020 o 15:56

@krogulec: no właśnie... 25-latka świeżo po studiach już 3 stanowiska wyżej niz autor, po pół roku autor ją zastąpił, a potem pokonał ubiegając się o stanowisko o 4 wyżej od własnego?

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
11 marca 2020 o 17:57

@digi51: Na tym portalu co chwilę ktoś się mnie pyta, czy ja tylko psychopatów spotykam. I coś w tym jest, bo o ile mieszkając wcześniej w Polsce czy w Irlandii spotykałam w 99% normalne osoby, to od czasu przeprowadzki na Bawarię mam wrażenie, że to jest jakaś enklawa po*ebów i mało kto tutaj jest do końca normalny. Jedynych chyba pozytywem jest, że jest o czym pisać i tematy same za człowiekiem biegają. Z kim nie porozmawiam, to każdy w bloku ma przynajmniej jednego upierdliwca, który terroryzuje cały budynek i ustawia wszystkich pod siebie. A przeprowadzka gucio daje, bo nie dość, że musisz zaliczyć kilkanaście kastingów, żeby znaleźć cokolwiek, to nie masz żadnej gwarancji, że w sąsiedztwie nie będziesz mieć trzech jeszcze gorszych. O czym dowiesz się dopiero, jak tam zamieszkasz. Ja się cieszę, że przynajmniej mam ogromne szczęście, że właścicielka mieszkania to chodzący anioł. Mnie w mentalności, nie wiem, czy Niemców, czy Bawarów, najbardziej wk...a to ich przekonanie, że cudzoziemiec to idiota, któremu można wcisnąć każdy kit albo go w ogóle zastraszyć, a on na pewno wszystko łyknie, bo przecież nie zna swoich praw i można go wyrolować (vide moje przepychanki z ADAC w którejś z pierwszych historii). Czasami pomaga opie*dol, a czasami dopiero straszenie adwokatem. Tylko czy naprawdę każda rozmowa z obsługą klienta czy urzędnikiem w celu uzyskania dostępu do należnych świadczeń musi się sprowadzać do grożenia pozwami? Bawarów najlepiej podsumowała moja znajoma, która po kilkudniowej wizycie stwierdziła: "Wiesz, wydaje mi się, że oni tu z jednej strony tak sielsko, takie ogródeczki, kwiateczki, serduszka w okienniczkach, a z drugiej jak taki Bawar widzi, że jesteś "obca", to przygrywając holaladidi na akordeoniku, spaliłby cię w piecu. Ubrany w te swoje krótkie spodenki"

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
11 marca 2020 o 15:41

@pasjonatpl: wiem, sam dzikidzik pisze też tylko ze swojego konta. Ale może być to ktoś z fanklubu (jeden z tych dwustu plusów w półtorej minuty po ukazaniu sie historii) :)

Komentarz poniżej poziomu pokaż
Komentarz poniżej poziomu pokaż
[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
11 marca 2020 o 13:30

@pasjonatpl: ale teraz też. W stopce jest podpis, że zagranica. Mnie ta historia mocno trąci dzikim dzikiem i jest tak samo wiarygodna jak reszta o lewackich feministkach dostających lekcję życia

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
11 marca 2020 o 13:26

@kierofca: kucharz w restauracji

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
11 marca 2020 o 13:23

@pasjonatpl: aż sobie poczytałam. Nie, Münchner Merkur należy do koncernu Axel Springer (właścicieli bodajże TVN i Onetu), więc do prawicowych gadzinówek mu daleko. Artykuł o dziadku znajduje się w sekcji lokalnej dotyczącej powiatu Ebersberg - czyli przedmieść Monachium, gdzie psy dupami szczekają, mieszkają głownie rodziny z małymi dziećmi, emeryci i rolnicy, i nie dzieje sie kompletnie nic. Taka typowa sypialnia otoczona przez pola uprawne i lasy. W lokalnych gazetach niusem dnia jest, że supermaket zmienił godziny otwarcia albo komuś uciekł pies. Podejrzewam, że redaktorowi dziadek naziol ze swoimi rewelacjami z nieba spadł i ten miał wreszcie o czym pisać. A że Bawarczycy specjalna miłościa do cudzoziemców nie pałają (generalnie Monachium i resztę Bawarii można sobie wyobrazić jakby kosmopolityczną Warszawę otoczyć stereotypowym Podlasiem, gdzie mentalność nadziewania na widły wszystkiego, co obce, zaczyna się tuz po przekroczeniu granic miasta), trafił na podatny grunt. Bawiąc się w dziennikarstwo śledcze i dociekając, jak było naprawdę, ryzykowałby, że padnie mu artykuł i nie rozliczy sie z wierszówki

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
11 marca 2020 o 11:54

@LuzMaria: podejrzewam, że mogła wziąć rok macierzyńskiego i rok wychowawczego, a autor sie nie zna i napisał po swojemu. O ile sytuacja faktycznie się wydarzyła, bo mnie sie z kolei nie kleją inne rzeczy. Akcja dzieje sie w korpo, czyli pracownicy zapewne mają skończone studia. Absolwent studiów ma z reguły 24 lata. Bohaterka historii w momencie, kiedy autor zaczął tam pracę miała około 25. Czyli pracę zaczęła powiedzmy rok, góra 2 wcześniej. 3 stanowiska wyżej w hierarchii oznacza może nie dyrektora, ale co najmniej senior managera (zakładając, że autor zaczął od samego dołu). W jakiej firmie ktos da takie stanowisko 24-letniej absolwentce z zerowym doświadczeniem? Po powrocie z urlopu koleżanka ubiegała się o awans, czyli to nowe stanowisko musiało być dyrektorskie. Dostał je jednak autor. Wskakując na nie bezpośrednio z szeregowego pracownika? Takich cudów to jeszcze nie grali...

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
11 marca 2020 o 9:54

@LuzMaria: Dzięki serdeczne za tę wypowiedź. Rozwiałaś moje wątpliwości. Na zachodzie co chwilę widze ogłoszenia o pracę - umowa na zastępstwo za pracownicę, która jest na macierzyńskim/wychowawczym. Zastanawiałam się, czy w Polsce taka forma nie istnieje, skoro co chwilę czyta się, jak to komuś "ciężarna pracownica rodzi dziecko i doprowadza firmę do ruiny". Ale teraz widzę, że owszem istnieje, tylko pracodawcy lubią przyjanuszować.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
10 marca 2020 o 21:43

@niemoja: jeśli pracodawca wymaga dyspozycyjności, na rozmowie o pracę pyta kandydata o dyspozycyjność. Życie osobiste kandydata nie jest jego sprawą i nie ma prawa o to pytać. A już kompletnie nie widzę związku między dyspozycyjnością a brakiem lub niebrakiem chłopa

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 15) | raportuj
10 marca 2020 o 15:09

@Jorn: ale, z tym, że to autor dostał awans, bo koleżanka wypadła z obiegu, nikt nie dyskutuje. Przyczepiliśmy się do komentarza o "braku faceta" (co nie ma kompletnie związku z historią) oraz do komentarza Szembora, że "samotna matka sie nie nadaje"

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 15) | raportuj
10 marca 2020 o 15:02

@Cut_a_phone: a tego, że akcja dzieje sie ponoć za granicą, to kolega już nie doczytał?

[historia]
Ocena: 16 (Głosów: 16) | raportuj
10 marca 2020 o 13:51

@rodzynek2: ja Ci nic takiego broń Boże nie zarzucam. I zgadzam się w pełni z Twoim rozumowaniem, że autor próbował przekazać zakamuflowaną informację, a konkretnie zrobić z koleżanki dupodajkę, żeby zdyskredytować ją w oczach czytelników, co jest podwójnie słabe, bo raz, że zagląda obcym ludziom do łóżka, a dwa, rozgłasza swoje teorie wszem wobec. O ile oczywiście sytuacja w ogóle miała miejsce, gdyż, szczerze mówiąc, parę rzeczy mi sie tam kompletnie kupy nie trzyma, a sama hostiria trąci dzikim dzikiem, no ale nie było mnie przy tym, mogę sobie gdybać

[historia]
Ocena: 28 (Głosów: 30) | raportuj
10 marca 2020 o 13:05

@rodzynek2: no ale, czy ta pani zaszła w planowaną ciążę w wyniku sztucznego zapłodnienia, czy w nieplanowaną w wyniku dania dupy na dyskotece (albo może gwałtu w ciemnej uliczce, czego nie miała ochoty rozgłaszać w pracy), nie jest sprawą autora i nie ma związku z historią. Samo poruszanie tego tematu przez autora świadczy o jakiejś niezdrowej ekscytacji cudzym życiem seksualnym

« poprzednia 1 270 71 72 73 74 75 76 77 78 79 8090 91 następna »