Profil użytkownika

SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 13 lipca 2025 - 14:10 |
- Historii na głównej: 5 z 5
- Punktów za historie: 589
- Komentarzy: 541
- Punktów za komentarze: 2222
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 13 lipca 2025 - 14:10 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Pewex | Faktopedia | Stylowi | Moto Memy |
Demotywatory | Mistrzowie |
@Armagedon: O, właśnie!
@Armagedon: Faktycznie ucięło, już dokańczam: @Smutna94: 4) Kiedy już uzbieracie tyle, ile potrzeba na Wasz wymarzony ślub, to: a) jeśli jesteście katolikami: weźcie ślub kościelny w wymarzonym kościele i wyprawcie po nim wielkie wesele; zaproście całą rodzinę, natrzaskajcie zdjęć, wplećcie w uroczystość i zabawę wszystkie atrakcje o jakich marzyliście; b) jeśli nie jesteście: uroczyście odnówcie przysięgę małżeńską w wymarzonym miejscu i wyprawcie po tym odnowieniu wielkie wesele; zaproście całą rodzinę, natrzaskajcie zdjęć, wplećcie w uroczystość i zabawę wszystkie atrakcje o jakich marzyliście. Odnowienie przysięgi nie ma formy administracyjnej, więc nie robicie tego w USC, tylko gdzie chcecie - w ogrodzie, sali weselnej, hotelu. Możecie powtórzyć standardową przysięgę, możecie zmienić tekst na własny. Możecie mieć dowolnego prowadzącego ceremonię, byle tylko się zgodził - aktora, celebrytę, najstarszego członka rodziny, wspólnego przyjaciela - albo możecie sami sobie ślubować sami, bez żadnego prowadzącego. Muzykę gracie jaką lubicie. Możecie się wymienić obrączkami po raz pierwszy, albo po raz drugi nowymi, albo czymś innym, co Wam symbolicznie pasuje, albo w ogóle to pominąć - jak chcecie. Jak chcecie, żeby wpleść występ Waszych braci czy sióstr albo ich dzieci - wierszyk/podawanie obrączek/sypanie kwiatków/gra na instrumentach/co tam chcecie - proszę bardzo, wystarczy to z nimi dogadać. Chcecie wpleść błogosławieństwo rodziców/dziadków/kogoś innego - jak wyżej. Szczęścia na nowej drodze życia!
"ona się zna, na bank umarł sporo przed 18-tą", a opiekunki wstrzymały się z telefonowaniem prawie trzy godziny, bo bardzo im zależało, żeby zamiast losowego lekarza rodzinnego papiery wypełniła losowa lekarka z nocnej i świątecznej opieki medycznej, gdyż... eee... Gdyż spisek. Tayny. Tayny Spisek to jest świetne wytłumaczenie dowolnej tezy, bo wtedy implikacje tejże nie muszą mieć sensu, w końcu to Tayny Spisek!
@Armagedon: @Bedrana: Jeśli chcą mieć dziecko/dziecko już w drodze i chcieliby, żeby się urodziło po ślubie... ...to tylko im pogratulować i się zachwycić, że KTOŚ tej naszej niskiej dzietności przeciwdziała. A nie ganić.
Sama zrobiłabym i Wam proponuję tak: 1) Skoro papier Wam potrzebny już-teraz-zaraz, weźcie cywilny w USC. To nie jest takie drogie: - sporządzenie aktu małżeństwa = 84zł - pozwolenie sądu na zawarcie małżeństwa - jesteście oboje pełnoletni? któreś z Was jest dotknięte niedorozwojem umysłowym? jesteście spowinowaceni w linii prostej? Jeśli odpowiedzi brzmią kolejno tak, nie i nie, to Was to nie dotyczy. (Jeśli dotyczy +100zł.) - akt stanu cywilnego - czy któreś z Was już wcześniej zawierało małżeństwo i jest teraz wdową/wdowcem bądź rozwodniczką/rozwodnikiem? Jeśli nie, to też Was nie dotyczy. (Jeśli dotyczy +38zł.) - odpis aktu urodzenia - pobierzcie się w USC odpowiadającym miejscu zamieszkania przynajmniej jednego ze współmałżonków, to na tym zaoszczędzicie. Drugi, jeśli mieszka gdzie indziej, załatwia odpis aktu urodzenia, czyli +22zł. - zaświadczenie o zdolności prawnej do zawarcia małżeństwa - czy któreś z Was pochodzi spoza Rzeczypospolitej Polskiej? Jeśli nie, to to też Was nie dotyczy. (Jeśli dotyczy +38zł.) - odpis skrócony aktu cywilnego - jeden dostaniecie bezpłatnie od Urzędu. Wystarczy on do wyrobienia dowodu osobistego (np. w razie zgubienia) lub paszportu, zmiany nazwiska po ślubie, zamelduneku, zarejestrowania dziecka urodzonego w kraju czy zapisania tegoż dziecka do szkoły. Za każdą kopię +22zł. Moja rada: nie brać kolejnych egzemplarzy, jeden mieć będziecie, wystarczy i zaoszczędzicie. - odpis zupełny aktu cywilnego - za niego trzeba zabulić 33zł, więc jeśli nie jest Wam teraz potrzebny, to nie bierzcie. Potrzebny jest w sprawach spadkowych lub sądowych oraz tych z zakresu opieki prawnej lub kurateli, do zarejestrowania dziecka urodzonego za granicą, wziętego za tąże granicą rozwodu, do adopcji bądź przysposobienia dziecka oraz procedur notarialnych (np. przy zakupie nieruchomości). Jeśli jednak go nie weźmiecie teraz, a będziecie kiedyś potrzebować, to w dowolnym momencie możecie go uzyskać w dowolnym USC lub przez profil zaufany. Więc na razie - wstrzymałabym się. - skrócenie terminu oczekiwania na ślub - ustawowo czeka się miesiąc. Jak jesteście w stanie, to sugeruję poczekać. Jak nie, to +39 zł. - tłumacz przysięgły - jeśli żadne z Was ani z Waszych Świadków nie jest obcokrajowcem, to niepotrzebny. Jak potrzebny, to powiedzmy +200 zł. - oprawa muzyczna - podarujcie sobie, przecież chcecie zaoszczędzić. W najbardziej optymistycznym wariancie wychodzi 84zł. W super-combo, które zahacza o wszystkie punkty wychodzi 554zł (zakładam, że mając po jednym egzemplarzu odpisu skróconego i zupełnego kolejnych egzemplarzy odpisu skróconego już nie potrzebujecie). Pozwolę sobie założyć, że nawet 554zł jesteście w stanie wyskrobać. Jeśli nie - to kiepsko widzę Wasze wspólne życie, bo obecnie tyle mniej-więcej dwie osoby wydadzą na same tylko zakupy spożywcze przez +-miesiąc. 2) Zaproście Świadków, bo bez nich małżeństwa nie zawrzecie. Reszcie rodziny ogłoście, że idziecie podpisać parę dokumentów do urzędu, bo są Wam potrzebne, ale tradycyjnego ślubu i wesela niestety nie organizujecie, bo Was na to nie stać. Jeśli zatem ktoś chce pójść z Wami do Urzędu, to zapraszacie serdecznie, ale jeśli nie - łatwo to zrozumiecie i nie obrazicie się. 3) Ustalcie jak wyglądałby Wasz wymarzony ślub jak z bajki i - już formalnie jako małżeństwo - zacznijcie na niego odkładać. Gotujcie sami jedzonko z przecen z marketu. Rzućcie nałogi. "Brońboże" nie bierzcie sobie zwierząt ani tym bardziej nie powołujcie na świat dzieci, bo to finansowa czarna dziura. Zamiast wydawać na wakacje czy hobby, odkładajcie pieniądze do skarbonki z napisem "na nasz wymarzony ślub". Skarbonkę zróbcie sami z jakiegoś pojemnika po żywności/środkach higienicznych, a te kilka dych, które kosztuje taka ładna w sklepie z upominkami, od razu odłóżcie do tej waszej zrobionej po kosztach. 4) Kiedy już uzbieracie tyle, ile potrzeba na Wasz wymarzony ślub, to: a) jeśli jesteście katolikami: weźcie ślub kościelny w wymarzonym kościele i wyprawcie po nim wielkie wes
@HelikopterAugusto: Pierwszy od trzech miesięcy komentarz na tej stronie, pod którym mogłabym się podpisać. Poprzedni też był Twój. To o czymś świadczy, tylko o czym? ;)
@Tolek: Ok, przyznaję, automatyczne odliczanie takiej kaucji we wrześniu/kosztów podręcznika na wniosek placówki oświatowej to byłoby jakieś rozwiązanie, choć dodawałoby biurokracji.
@m_m_m: Tylko jakiej wysokości to miałaby być kaucja? Jeżeli dość wysoka, by pokryć koszt kupna nowego podręcznika, to znów wrócimy do problemu, który rodzice mieli tę +- dekadę temu: nie każdego będzie na nią stać. I co wtedy? Nie wydawać dziecku podręcznika z biblioteki? Czyli znowu dzieci z biednych rodzin skończą bez książek. Jeśli symboliczna, np. złotówka od podręcznika, to nie będzie działać. Rozpuszczone bananowe dziecko zniszczy książkę, żeby się popisać przed kolegami, rodzice machną ręką na tak niską kaucję, a szkoła niech se podręcznik odkupi za tę złotówkę, w końcu po coś ją dostała, no nie?
@Honkastonka: Generalnie chodzi tu o wyrównywanie szans. Dlatego edukacja w Polsce jest obowiązkowa i bezpłatna. Jako ogół społeczeństwa chcemy żeby dzieci się uczyły podstaw, nawet jeśli ich rodziców nie stać na podręczniki albo jeśli ich rodzice uważają, że lepiej za te pieniądze kupić wódkę/papierosy/zdrapki Lotto/świętą księgę ich religii, która jest przecież ważniejsza niż jakieś biologiczne czy fizyczne bzdury/rower bo wolą żeby dziecko umiało na nim jeździć niż żeby znało twórczość Słowackiego/wstaw cokolwiek. Jako ogół społeczeństwa chcemy, żeby dzieci w każdej szkole podstawowej miały taką samą szansę nauczyć się podstaw, a nie żeby w jednej szkole uczyły się z przystępnego podręcznika, a w innej z mało "czytalnej" cegły wydanej przez pociotka dyrektora placówki.
@HelikopterAugusto: Bo po co zrobić łatwiej, jak można zrobić trudniej? A tak serio, to argumenty z jakimi ja się spotkałam: - bo nauczycielka CHCE POMÓC a ty to wiecznie wybrzydzasz; - bo uczniowie nie będą musieli stać w kolejce w bibliotece (cóż z tego, że w efekcie stoją po kilka razy z jednym podręcznikiem - tym, który jakiś nauczyciel akurat oddać pozwolił, zamiast raz ze wszystkimi); - bo uczniowie przyjdą wszyscy naraz w ostatni dzień i w bibliotece zrobi się chaos; - bo uczniowie będą oddawać podręczniki za wcześnie i nie będą mieli się z czego uczyć na ostatnich lekcjach po wystawieniu ocen; - bo nauczycielka musi zobaczyć czy ktoś swojego podręcznika nie zniszczył (a bibliotekarka nie może po prostu zajrzeć do tabelki "imię i nazwisko ucznia, klasa, rok szkolny użytkowania" po wewnętrznej stronie okładki i zobaczyć któż tam jest wpisany, ponieważ nie może i już); - BO NIE I *UJ.
@leksd: Rany, przypomniałaś mi staaarą historyjkę... Dawno, dawno temu SmoczycaWawelska zmieniała alergologa z "dziecięcego" na "dorosłego". Żeby było śmieszniej to zmiana ta istniała wyłącznie na papierze - dalej chodziłam do tego samego budynku, gdzie w tym samym gabinecie przyjmowała mnie ta sama Pani Doktor. No ale w papierach porządek musiał być, skutkiem czego miałam obowiązek się u Pani Doktor pokazać (bo dopiero po pierwszej wizycie mogli mnie w system wpisać). No dobra, pójdę, przy okazji poproszę o receptę na leki, bo mi się kończą. Przyszłam. - Skoro to pierwsza wizyta, to musimy zrobić testy. - Ale Pani Doktor, to nie jest moja pierwsza wizyta. - Wiem, ale w systemie jest wpisana jako pierwsza, więc musimy zrobić. Za dzieciaka bardzo tych testów nie lubiłam, więc próbuję się bronić: - Ale ja z góry mogę Pani Doktor powiedzieć, że wyjdą takie i takie pyłki, bo tak biologicznie to nic się nie zmieniło, objawy mam te same od 9. roku życia conajmniej. - Jak wyjdą to wyjdą, ja mam prikaz zlecić testy na pierwszej wizycie. - No dobrze, rozumiem. W sumie to byłam jakiś czas temu u cioci i przy jej kocie zaczęłam strasznie kichać, to może i pod tym kątem sprawdzimy? - Sama pani widzi, że trzeba testy zrobić! Testy zrobiłam. Pani Doktor ogląda wyniki. - No i co mi wyszło, Pani Doktor? - Takie i takie pyłki. - Tak, ale to już wiedziałyśmy, a co z tym kotem? - A nie wiem, próby badawczej na kocią sierść nie mieliśmy na stanie.
@szary_mysz, @Aviehotels, słoneczka Wy moje. Każdy w domu ma jakieś obowiązki. Im kto starszy, tym więcej, tak to już w życiu jest. Do pewnego momentu, bo dziadkom i babciom chylącym się ku ziemi znów obowiązków się w miarę możliwości ujmuje, ale do tego wieku nastolatkom jeszcze daleko. "to Ty martw się o kawę i ciasto dla sąsiadki" Nie bój się, ja się martwię. Dzięki mnie ta kawa i ciastko w ogóle w kuchni jest. Dzięki mnie są w kuchni talerzyki, widelczyki, filiżanki - i to czyste - na których można je podać. Dzięki mnie chodzi lodówka, w której to ciasto się chłodzi tuż obok jedzonka dla wspomnianego nastolatka. Dzięki mnie z kranu poleci woda do czajnika, a sam czajnik będzie można nastawić na kawę. Dzięki mnie nastolatek w ogóle ma nad głową dach, a pod tymże dachem tę kuchnię i salon. Wiem, zaraz usłyszę, że to wszystko się należy jak psu buda. No, w sumie budy psom też z nieba nie spadają, tylko ktoś je musi postawić... Często się też martwię o to, żeby rzeczony nastolatek miał własny pokój, własny telefon, dostęp do internetu, jak największe możliwości kształcenia się, wsparcie w trudnościach w tymże kształceniu, pieniądze na spontaniczne lody/kino/zakupy, szofera w drodze na i z wycieczki/koncertu/imprezy, gitarę, rower, terrarium ze zwierzakiem, kolekcję komiksów i co tam sobie jeszcze wymyśli. No tak to u nas działa: dostajesz sporo więcej niż minimum, więc i od siebie dajesz więcej niż minimum. Obu stronom ten układ zawsze pasował bardziej niż "ja tobie absolutne minimum i ty mi też absolutne minimum" (i raz jeszcze zaznaczam, że byłam w tej rodzinie po obu stronach tego układu). No nie wiem, może genetyczne predyspozycje do niego ma moja rodzina, wykluczyć tego wszak nie sposób. "A jeżeli pociecha jest na tyle bezczelna, że nie interesuje jej co sobie sąsiadka o niej pomyśli?" Dalej mówimy o nastolatkach jak rozumiem? No to albo dana pociecha jest wyjątkowo dziecinna (i faktycznie koncept przejmowania się opiniami innych jeszcze do niej nie trafia), albo jest nad wiek dojrzała (i zorientowała się już, że ludzie rzadko w ogóle myślą, a o innych to już myślą naprawdę od święta). Przeciętny człowiek w wieku nastoletnim przejmuje się opiniami innych. Owszem, często chce mieć opinię cool-luzaka-zbuntowanego-przeciwko-światu, tyle że przy kelnerowaniu raczej nie ma okazji, żeby się popisywać takim wyluzowaniem: albo robisz to w miarę sprawnie (i wychodzisz na rzutkiego, ogarniętego człowieka i zarazem dumę mamusi), albo robisz to niezgrabnie (i wychodzisz na niemotę, która najwyraźniej jest na poziomie małego dziecka co nawet talerza na stole postawić nie umie). No takie to życie okrutne, że nawet opinia cool luzaka nie zrobi się sama przy okazji obijania się, tylko o nią też się trzeba postarać.
@Ferax888: Och, dziękuję, aż się rumienię :)
@karakan112: Pieniądze rodzice Józia odzyskali, ponieważ zwrócili książkę do sklepu. Szkoła oficjalnie nic im zakupić nie kazała, więc nie widziała powodu, żeby im za cokolwiek oddawać pieniądze.
@szary_mysz: Ja. Niemniej nastolatka też ma w domu jakieś obowiązki. Jeśli ma poodkurzać - to cały dom, włącznie z MOJĄ sypialnią. Jeśli ma wynieść śmieci - to włącznie z tymi, które JA wrzuciłam do kubła. Jeśli ma podać ciastka do stołu - to MI i MOJEMU gościowi też. To ostatnie jeszcze należy zrobić możliwie sprawnie i fachowo, żeby w gościu nie wywoływać wrażenia, że się jest mniej skoordynowanym ruchowo niż się jest w istocie. Obowiązki na zasadzie "sprzątasz TYLKO SWOJE zabawki", "podlewasz TYLKO SWOJE kwiatki", "ścielisz TYLKO SWOJE łóżko" mają u nas młodsze dzieci. Wiek nastoletni jest odpowiedni do nauki odpowiedzialności za innych, nie tylko za siebie. I akurat w tym aspekcie zasady panujące w moim domu nie zmieniły się od czasów mojego dzieciństwa.
- Ale dlaczego pani nie przyszła z tym do mnie wcześniej? - A co, coś poważnego się dzieje? Bo w sumie to miałam za rok dopiero przyjść, ale mnie matka/ojciec/mąż/żona/córka/syn pospieszył(a). Z czystej przekory bym tak odpowiadała.
@shpack: Dokładnie tak, jak napisała Xynthia. W powyższej historii występują dwie osoby pracujące w szkole. Zrekonstruujmy wydarzenia: Bibliotekarka: 1) nie dostała książki, którą dostać już powinna; 2) grzecznie poinformowała o tym rodziców Józia; 3) dostała rzeczoną książkę od informatyczki; 4) grzecznie poinformowała również i o tym rodziców Józia, na dodatek jeszcze przepraszając za kłopot, mimo że nie musiała, bo przecież narobiła im go BEZ ZŁEJ WOLI Moja ocena: kobieta absolutnie niepiekielna, ale w historii pojawić się musiała, bo od niej rzeczona historia się zaczęła. Informatyczka: 1) postanowiła pośredniczyć między uczniami a biblioteką, chociaż nikt jej do tego nie zmuszał; 2) nie wywiązała się z tego zadania w przypadku co najmniej jednego ucznia; 3) gdy szukano podręcznika, obstawała przy tym, że go nie dostała, posługując się niezbyt grzecznym językiem; 4) gdy zorientowała się, że jednak go dostała, zaniosła go do biblioteki; 5) słowem o tym nie wspominając ludziom, którzy w tym czasie książki szukali, o czym doskonale wiedziała; 6) nie przeprosiła za de facto spowodowanie całej sytuacji strony najbardziej poszkodowanej. Moja ocena: kobieta piekielna po dwakroć, powinna sobie przyswoić, iż 1) jak ktoś szuka rzeczy, która może być u ciebie, to NAJPIERW sprawdź, a dopiero potem ewentualnie upieraj się, że jej nie masz; 2) jeśli kogoś niesłusznie oskarżysz, zwłaszcza o coś, co okazuje się być twoją własną przewiną, to wypada tego kogoś przeprosić, nawet jeśli ten ktoś jest młodszy od ciebie. Teraz wszystko jasne?
@voytek: Wiesz, miło by było usłyszeć przeprosiny. Ale nie dlatego, że samo słowo "przepraszam" ma jakieś nadzwyczaj melodyjne brzmienie, tylko dlatego że to by była oznaka jakiejś refleksji u nauczycielki. Kuratorium zapewne mogłoby zmusić tę panią do wyklepania formułki, ale do odrobiny pokory ("kurczę, nie jestem nieomylna") raczej nie bardzo.
@Xynthia: Jeszcze parę lat w tej szkole przed dzieckiem to po pierwsze, a po drugie... okej, to może brzmieć głupio, ale znając rodziców Józia wiem, że ich by sumienia dręczyły, gdyby z winy ich dziecka szkoła straciła książkę. Uważają, że uczciwy człowiek by ją odkupił, a oni chcą być uczciwi. Ogólnie taką mają postawę życiową, którą kiedyś się nazywało chrześcijańską. Bardziej ich zdenerwowały dwie rzeczy: 1) dostanie informacji od biblioteki prawie w ostatniej chwili - z jednej strony wszyscy rozumiemy, że ciężko byłoby wyrobić się wcześniej organizacyjnie, ale z drugiej wszyscy, włączając bibliotekarki, rozumiemy, że przeciętni rodzice raczej nie mają w domu hurtowni podręczników, za to mogą mieć bardzo ściśle zaplanowany czas w ostatnich dniach roku szkolnego, kiedy to dzieci zamiast lekcji mają trwające krócej wydarzenia, na których zresztą być może rodzic też chciałby być; 2) oczywiście brak przeprosin ze strony nauczycielki za niesłuszne posądzenie ich syna o gapiostwo w najlepszej, a przywłaszczenie sobie cudzej rzeczy w najgorszej interpretacji.
Robiąca awanturę pasażerka faktycznie piekielna, współczuję. Aczkolwiek oprócz awantury widzę tu jeszcze jedną piekielność. W całym pociągu pić nie można, no bo ustawa o wychowaniu w trzeźwości, bo bezpieczeństwo, bo wzgląd na współpasażerów... no chyba że w WARSie, do którego, jak wiadomo dzieciom wstęp wzbroniony, w WARSie na pewno nikt się tak nie schleje, żeby stanowił zagrożenie, no bo przecież się nie da piwem w 3 i ½ godziny (bo tyle mniej-więcej jedzie InterCity z Warszawy do Wrocławia) i, jak powszechnie wiadomo, do WARSu nie zaglądają współpasażerowie, którym przeszkadza, że ktoś pije - no bo po co by mieli zaglądać, po jedzenie? Bo w tym zakazie na pewno nie chodzi o to, żeby Łomżę chodzącą w Lidlu po +-5zł jelenie kupiły za +-20zł.
@Absurdarium: Być może to ja jestem zanadto pobłażliwa czy zbyt tolerancyjna, ale gdyby ktoś za drugim razem załapał czego od niego oczekuję i się zastosował, to raczej bym pomyślała coś w rodzaju "poziom ogarnięcia może i nie wybitny, ale dostateczny" niż "ło borze szumiący, historia rodem z piekielnych". No, ale to tylko ja i stąd moje najzupełniej prywatne zdumienie.
@Lypa: Zawsze mi się zdawało, że ciężko jest być częścią problemu pt. "psiarze, największe zło tego świata" nawet nie mając psa, no ale nie byłaby to pierwsza trudna sztuka, która mi się udała.
@Cut_a_phone: Paranoja paranoją, ale tak poza nią to gdybym nastawiła się i przygotowała na spędzanie czasu z koleżankami, które znam i lubię, to co najwyżej średnio kiepskim zamiennikiem tejże atrakcji byłoby siedzenie w aucie z czterema kompletnie nieznanymi mi osobami, choćby i wszystkie były hetero kobietami.
@digi51: "twój argument o tym, że >>ej, ale psa zamykacie, a dzieciaka byście najpierw uspokoili<< obala się praktycznie sam" Ja takiego argumentu nie nigdzie nigdy nie wysuwałam, o czym piszę Ci po raz trzeci, na wypadek gdybyś nie wyłapała tego w komentarzu, od którego cała ta "radosna" dyskusja się zaczęła. Dopóki będziesz mi wkładać w usta ów argument, pod którym się nie podpisuję, nie widzę sensu w dalszym odpowiadaniu Ci. Za stara już na to jestem ;)
Przepraszam, ale nie jestem pewna czy dobrze rozumiem - piekielnością była konieczność nawiązania pi razy drzwi trzydziestosekundowej interakcji z ha tfu! brudnym psiarzem, tak?