Profil użytkownika

SmoczycaWawelska ♀
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 19 marca 2025 - 21:01 |
- Historii na głównej: 4 z 4
- Punktów za historie: 478
- Komentarzy: 442
- Punktów za komentarze: 1780
Zamieszcza historie od: | 8 stycznia 2023 - 12:48 |
Ostatnio: | 19 marca 2025 - 21:01 |
Zobacz też inne serwisy:
|
|||
Retro Pewex | Pewex | Faktopedia | Stylowi |
Motokiller | Demotywatory | Mistrzowie | Komixxy |
@SmoczycaWawelska: względu na to, co zdecydujesz, życzę Ci szczęścia w miłości.
1. Gdybym po wejściu do domu zdążyła się rozebrać i umyć ręce, zanim ktokolwiek z domowników by się przywitał, to pomyślałabym (w zależności od tego czy byliby w moim polu widzenia czy nie) albo że wszyscy gdzieś wyszli i nikogo nie ma, albo że jakiegoś powodu się na mnie obrazili i teraz się ostentacyjnie nie odzywają. No, ale ja zawsze wracając do domu pierwsza witam się z innymi, zgodnie z zasadami savoir-vivre’u. Rozumiem, że nie każdy lubi, jak go zaraz po przekroczeniu progu „obskakują” i przytulają, ale czy naprawdę jakaś krzywda Ci się stanie, jak usłyszysz od partnerki „cześć kochanie”? 2. Rozumiem, że Cię to drażni, ale też rozumiem stojący za tym mechanizm: kiedy nie ma Cię w domu, partnerka zauważa, że musi Cię poprosić o XYZ -> partnerka dochodzi do wniosku, że poprosi Cię o to jak wrócisz i na razie przestaje myśleć o XYZ -> wracasz -> partnerka Cię widzi -> Twój widok budzi skojarzenie -> „A, no tak, miałam poprosić uiyuyrtyt o XYZ”. Może poproś, żeby Ci o takich drobnych sprawach pisała SMSy na bieżąco, to nie będą się one kumuolowały w momecie Twojego powrotu do domu. 3. Eee… w jaki sposób to, że ktoś do Ciebie mówi, przeszkadza Ci w jedzeniu? Nie dasz rady jednocześnie słyszeć i przeżuwać? 4. Gdzie przebiega granica między rzeczą potrzebną a zbędną? (U mnie w domu stosuje się zasadę „potrzebna jest każda rzecz, którą jej właściciel określa jako potrzebną”, ale u Ciebie ewidentnie stosuje się jakąś inną.) Ozdóbki niepotrzebne, dobra. A książki? A podpórki do książek? A świeczki zapachowe? A kosmetyki? A farba do włosów? A lakier do paznokci? A perfumy? A pióro wieczne? A miecz/szabla powieszony/a na ścianie? A widelczyki do ostryg, noże do grejpfrutów czy inne rzadko używane sztućce? No bo w sumie każda z tych rzeczy pierwotnie powstała, żeby spełniać jakąś funkcję. Czy może jednak „Kategoryczny zakaz znoszenia do mieszkania jakichkolwiek rzeczy, które TWOIM ZDANIEM nie mają praktycznego zastosowania i nie są bezwzględnie potrzebne”? A ta zasada rozciąga się też na ubrania? Mogłaby Twoja partnerka na przykład ubierać się w rękawiczki bez palców albo te modne „podarte” jeansy? A biżuterię jakąś mogłaby mieć? A jeśliby mogła, to mogłaby do kompletu mieć jakieś eleganckie pudełeczko na tąże biżuterię? A koszulkę z motywem filmowym czy innym logo zespołu byś dopuścił czy nie, tylko gładkie? A jakbyś zareagował, gdyby sprezentowała Ci krawat albo mechaniczny zegarek na rękę? 5. „Sam u siebie wyrabiałem ten nawyk przez lata” A partnerka ile czasu dostała na wyrobienie sobie tego nawyku? A, dalej piszesz, że Twój najdłuższy związek trwał pół roku. uiyuyrtyt, bez złośliwości, ale i bez owijania w bawełnę – masz duże wymagania. Niekoniecznie są one złe, ale są duże. Im więcej wymogów musi spełnić Twoja wymarzona partnerka, tym mniejsze prawdopodobieństwo jej znalezienia. I to nie jest złośliwość ze strony kogokolwiek, tylko tak działa matematyka. Gdybym ja szukała sobie bruneta, odsiałabym iluś kandydatów. Gdybym potem szukała zielonookiego bruneta, odsiałabym wszystkich kandydatów odsianych poprzednio i jeszcze nowych. Jak szukasz w markecie „czegoś na śniadanie” to masz po kokardę możliwości. Jak szukasz konkretnie jogurtu, to masz mniej. Jak szukasz truskawkowego jogurtu, to jeszcze mniej. Odpowiednikiem Twojej sytuacji jest szukanie konkretnie jogurtu truskawkowego marki ABC, bez laktozy, pakowanego po 506 gram, niełsłodzonego, z zawartością tłuszczu 2,13% i konkrentnym szczepem bakterii. Co więcej, weź pod uwagę, że do tanga trzeba dwojga. Jeśli znajdziesz kobietę gotową spełnić wszystkie Twoje wymagania, nie zdziw się, gdy ona pradstawi Ci swoją listę wymagań odnośnie do tego kiedy Ty możesz się do niej odzywać, co możesz mieć i co możesz w życiu robić i kiedy. Będziesz gotów spełnić te wymagania? Żeby było jasne: ja Ci nie mówię, że masz koniecznie zmienić swoje standardy. Ja Cię zachęcam, żebyś się nad nimi zastanowił. Kto wie, może tylko się utwierdzisz w przekonaniu o ich słuszności. I bez
Widzę, że urządza się nagonki na coraz absurdalniejsze koncepty. No bo pomyślcie tylko: myślistwo, rybołóstwo, udomowienie roślin i zwierząt, selektywna hodowla tychże, czyli mozolne przerabianie czegoś ledwo jadalnego w coś zjadliwego, stworzenie praktycznie od zera jarmużu, kalarepy, kapusty, kalafiora, brokułów, brukselki, truskawek, buraków cukrowych, bananów, świnii, kurczaków brojlerowych; rotacja upraw i płodozmian, hydroponika i aeroponika, rolnictwo regeneracyjne, badania nad dietą zwierząt, suplementacja i wzbogacanie paszy, unikanie substancji toksycznych występujących naturalnie w roślinach, memiczni jaskiniowcy ginący by przetestować nowo znalezioną jagodę czy inszego grzyba, solenie, suszenie, fermentacja, wędzenie, pasteryzacja i sterylizacja, chłodzenie i mrożenie, liofilizacja, pakowanie próżniowe i atmosfera ochronna, konserwanty i przeciwutleniacze, a nic z tego nie spadło z nieba, tylko ktoś to musiał wymyślić, przetestować, udoskonalić; a ile siłą rzeczy musiało być po drodze chybionych pomysłów i jakie ofiary te mogły za sobą pociągnąć; normy jakości pasz, monitorowanie poziomu metali, testowanie żywności dla zwierząt pod kątem alergenów i patogenów, badania nad dietą i żywieniem człowieka na różnych etapach życia, piramidy żywieniowe, suplementacje, programy zwalczania niedożywienia i niedoborów żywności, ograniczanie różnych pozostałości poprodukcyjnych w żywności, dostosowywanie diety do gatunków i ras, HACCP, normy sanitarne i weterynaryjne, testowanie żywności na obecność patogenów (Listeria, Salmonella, E. coli), etykietowanie i oznaczanie żywności, pestycydy, GMO, potem regulacje dotyczące tychże, kombinowanie jak przyswoić kalorie z owadów, z wymiocin owadów, z mięczaków, z grzybów, z trującej ryby, ze wszystkiego, co nie próbuje zabić człowieka od razu i ze znacznej części tego, co próbuje; kombinowanie, jak zapewnić sobie stabilność dostaw, banki nasion (np. Global Seed Vault w Svalbardzie), systemy magazynowania żywności na wypadek awarii, międzynarodowe organizacje zajmujące się żywieniem (FAO, WHO, WFP), programy edukacyjne o zdrowym żywieniu, ruchy na rzecz ekologicznej żywności, no ogółem setki tysięcy lat ciężkiej pracy ludzkości nad zapewnieniem sobie i swoim braciom mniejszym możliwie zdrowego i bezpiecznego jedzenia - i to wszystko po to, żeby na początku XXI wieku ludzie, których mądrość goniła, ale byli szybsi, stwierdzili "uj kürwa niech pies/dzieciak, którego mam pod opieką, żre losowe rzeczy". Jasne, już uwierzę, że ci ludzie to poważny problem naszego społeczeństwa, a nie garstka pretendentów do nagrody Darwina.
Ta historia jest świetną ilustracją do starej prawdy, że ludzie nienawidzą dwóch rzeczy: zmian i tego, jak różne spawy mają się aktualnie.
Co uważasz za piekielność godną opisania na niniejszej stronie? a) własne gapiostwo, b) fakt, iż uczelnia śmiała wyznaczyć jakiś termin, do którego zbierała dokumenty od rekrutujących się kandydatów c) decyzję uczelni, żeby wydłużyć ów termin, idąc na rękę tej części kandydatów, którzy mogli tego potrzebować z powodów od siebie niezależnych (bo przecież żaden z kandydatów raczej nie miał wpływu na czas potrzebny poczcie polskiej na dostarczenie przesyłki) d) fakt iż poczta polska przyjęła od Ciebie przesyłkę (dalszych losów tejże przesyłki nie opisałeś w powyższej historii) e) coś innego, ale na podstawie powyższej historii nie jestem w stanie wykoncypować co
@Michail: Czemu nie? Moim zdaniem pasuje zarówno melodią, jak i tekstem (zwłaszcza refren).
Plotwist: sytuacja miała miejsce dwa lata temu, po prostu autorka opisała ją teraz ;)
Pomysł pół żartem pół serio: założyć przy parkach skupy psiego guana, płacić po ~1zł/kg. Zaraz się psiarzom zechce sprzątać. Po babuniach, które kucać nie mogą, posprząta menel spod sklepu i będzie miał na winiacza. Skupiony surowiec kompostować i wykorzystać jako nawóz do terenów zielonych/wykorzystać do produkcji biogazu i zasilać tymże biogazem latarnie oświetlające park (w się śmiejecie, a UK na poważnie tego próbowano)/użyć jako nośnik dla patogenów w broni biologicznej rozsypanej następnie na granicy polsko-białoruskiej oraz polsko-kralowieckiej. Niniejszym zezwalam wszystkim chętnym na próbę wdrożenia pomysłu w życie, sama się tym aktualnie nie zajmę, gdyż od polityki odciąga mnie działalność artystyczna.
@Alamakota669754: A mnie nadal dziwią. Lepiej, żeby zamiast guana leżały psie wymiociny/truchła?
@SmoczycaWawelska: Bo nie umiała czegoś, czego dopiero miała się nauczyć? Bo nie umiała czegoś, co na tym etapie już umieć powinna? Bo zdała egzamin? Bo ma w mieszkaniu porządek? Bo nie obejrzała Twojego ulubionego serialu w terminie, którego jej nie podałaś? No i co to za serial na jutubie, co to tak strasznie jest znienawidzony? Nie, serio pytam, akurat mam trochę wolnego czasu, byłby jak znalazł.
Czekaj, że co? W jaki sposób koleżanka Cię OSZUKAŁA? Bo czytam tę historię i czytam i znaleźć opisu oszustwa nie mogę. "chyba z milion razy mi powiedziała, że jest ambitna, że bardzo dużo się uczy, że zależy jej na tym by być dobrym inżynierem" Człowiek ambitny dąży do czegoś, co aktualnie jest poza jego zasięgiem, ale czego osiągnięcie dałoby mu dużo satysfakcji. Opis ten nie stoi w sprzeczności z dalszą historią. To, że koleżanka bardzo dużo się uczy, niestety niekoniecznie znaczy, że dużo się już nauczyła, więc tu również sprzeczności brak. Na zostaniu dobrym inżynierem też jej może naprawdę zależeć, wręcz uważam, że jest to bardziej prawdopodobne niż że zależy jej na zostaniu kiepskim inżynierem albo że zależy jej na uwaleniu przedmiotu i płaceniu za warunek bądź wyleceniu ze studiów. "Skoro mówiła, że jest zdolna, to uznałam, że się nie przemęczę, ucząc jej" A mówiła, że jest zdolna? Czy może to już sobie sama dopowiedziałaś? Zauważ, że stwierdzenia typu "dużo się uczyłam", "mało się uczyłam", "jestem ambina", "jestem pracowita", "jestem leniwa", "staram się" itp. są mało konkretne i tak naprawdę każdy może je interpretować po swojemu. Znam takich, dla których dwie godziny nauki to dużo i takich, dla których dwa dni nauki to mało. "Gdy tylko zmieniałam liczby w zadaniu, to ona rozwiązywała je kompletnie źle. W tym momencie powinnam była się poddać" ...yyy, a nie raczej poprosić, żeby wytłumaczyła, czemu uważa, że tak jak robi jest poprawnie, skutkiem czego doszłabyś w końcu do miejsca, w którym leży problem? W sensie takie powtarzanie w kółko tego samego wyjaśnienia i tych samych błędów raczej nie ma prawa odnieść pożądanego skutku. Jeśli ktoś np. źle rozpisuje siły w układach mechanicznych, bo nie zna funkcji trygometycznych, to trzeba mu wyłożyć funkcje trygonometryczne po raz pierwszy, a nie na przykład konwencję przyjmowania znaku po raz piąty. Jak ktoś wali ortografy, to trzeba mu wytłumaczyć zasady ortografii, a nie kompozycji rozprawki. I analogicznie w Twoim przypadku. "gdy jej wytykałam kardynalne błędy, to była na mnie zła i mnie obrażała. Mówiła, że czepiam się nie wiadomo czego" To był myślę dobry moment na wytłumaczenie, czemu dany błąd jest kardynalny. Ewentualnie, jeśli sama tego nie wiesz/nie umiesz wytłumaczyć, na powiedzenie czegoś w stylu "na to profesor zwraca uwagę na egzaminie, więc po prostu zapamiętaj, że ma być tak i tak". Nie bardzo rozumiem, czemu się czepiasz sprzątania. Może koleżanka lubi mieć czysto i porządnie? Może sprzątanie ją odstresowuje? Może mieszkanie jest wynajmowane, a właściciel często w nim bywa i czepia się nawet drobnego nieporządku? Może koleżanka pierwszy raz mieszka poza domem rodzinnym i chce udowodnić rodzicom, że potrafi dbać o siebie i swoje otoczenie? Co do "GIGANTYCZNYCH braków z liceum": zdarzyło mi się na polibudzie poznać człowieka, który ukończył technikum, w którym fizykę miał w tylko pierwszej klasie, a potem trzy lata przerwy od niej zanim poszedł na te techniczne studia. Dużo pozapominał i też miał spore braki (które nadrobił dzięki ogromowi własnej pracy i mojej niewielkiej pomocy). Może u Twojej koleżanki było podobnie? Owszem, pomoc należy doceniać. Owszem, masz prawo poprosić w zamian nie o flaszkę czy bombonierkę, a o poświęcenie czasu na coś konkretnego. Ale... "Niech pokaże, że w razie czego ja mogę na nią liczyć"? W razie CZEGO? Bo po koleżance dwa lata niżej to chyba nie spodziewasz się pomocy w nauce trudnego przedmiotu, jeśli taki Ci się trafi. A nawet jeśli - to co ma obejrzenie serialu do nauki? "Spokojnie ten kierunek studiów to NIE jest ani architektura, ani budownictwo, ani nic medycznego", to tylko lotnictwo. Nie, ale teraz już serio - co to za studia, że z jednej strony niby nic ważnego, nic krytycznego, a z drugiej strony kończy się je z tytułem inżyniera? "Ona nie rozumie, czemu się obraziłam" Nie dziwię jej się, też nie rozumiem. Bo poskarżyła się, że przedmiot jest trudny? Bo śmiała przyjąć pomoc, którą sama jej zaoferowałaś?
...od kiedy to NIEwykonanie jakieś pożytecznej czynności jest powodem do chwalenia się? Zresztą mniejsza od kiedy, skorzystam z okazji, żeby się pochwalić, że ja nigdy nie wynalazłam żadnego lekarstwa, o!
@jass: Zapewne komuś w jakimś exelu wyszło, że jak na powierzchni zajmowanej obecnie przez szafki stanie kolejna kasa albo regał z towarem, to zyski sklepu wzrosną tak znacząco, że zniwelują wzrost strat z kradzieży spowodowanych wnoszeniem plecaków i jeszcze sporo zostanie "w kieszeni".
@leksd: Pociągiem z Katowic do Krakowa jedzie się około godziny. No, półtorej, jeśli się wybierze Polregio stające po drodze na każdym zadupiu. Skąd Ty jedziesz? Spod samego Chorzowa na Bieżanów-Prokocim? Czy może najwięcej czasu marnujesz na kręcenie się po obu miastach, a nie na pokonywanie odległości między nimi? No, za kręcenie się słabo zoptymalizowanym zbiorkomem to akurat możesz podziękować ludziom spod hasła "auto to czysta wygoda" (w domyśle: po co fundusze na zbiorkom, po co sensownie rozplanowane i dobrze utrzymane połączenia, przecież marzeniem i celem każdego obywatela jest kupić wypasione auto i się wozić samemu).
Istnieje taki typ ludzi, którzy nie byliby w stanie popełnić zbrodni doskonałej tylko i wyłącznie dlatego, że gdyby im się to udało, to po prostu musieliby pochwalić się całemu światu jacy to oni sprytni i jak to im się udało.
Kurde, ja to zawsze trochę zazdrościłam bratu urodzin w wakacje, bo chociaż czasem tortu nie miał, tylko np. pizzę czy jakiś deser z porzeczek, to można było zaplanować jego urodziny na plaży czy tam innym torze z gokartami w praktycznie dowolnym miejscu w Polsce (bo takie były możliwości finansowo-organizacyjne rodziców, o ile mieli dużo czasu na zaplanowanie, no ale przecież datę urodzin syna znali). Nie to co ja, urodzona pod koniec listopada, w roku szkolnym, w aurze buro-szaro-ponurej. A po latach się okazało, że brat mi zawsze zazdrościł, że moje urodziny można urządzić na lodowisku, a jego nie :P
Chyba zapiszę sobie tę historyjkę i będę ją pokazywać wszystkim znajomym w dyskusjach spod znaku ale-jak-to-wolisz-jechać-pociągiem/tramwajem/autobusem-niż-autem-przecież-auto-to-czysta-wygoda; zawsze to trochę czasu zaoszczędzę.
@babubabu89: Formułkę to ty może i znasz. Za to że ironiczność wypowiedzi zaznacza się TONEM GŁOSU jak widać nie wiesz. W wypowiedzi pisemnej tonu głosu nie ma i po to człowiek wymyślił... czekaj, od czego to ja zaczęłam... a, tak: "Jeśli to miał być dowcip, to może warto by dopisać emotkę?" A jeśli Cię emotki brzydzą, boś Literat, a nie jakiś plebs co śmieszne znaczki wstawia - to wypadałoby utworzyć wypowiedź dłuższą niż jednozdaniowa, coby czytelnik, niebożę, miał przestrzeń do wyłapania tego Wysublimowanego Zabiegu Literackiego.
@gawronek: Może żaden konduktor nie zdążył towarzystwa zaczepić? W historii stoi, że po 10 minutach byli w mieście docelowym, gdzie, jak rozumiem, wysiedli. 10 minut to nie jest jakiś niezwykle długi czas podróży pociągiem.
Widzę, że strasznie was ubodło „matka dziecku” i pominęliście zupełnie „dorosła kobieta”. Głównie o wiek tu chodzi, bo zły kolor włosów to jest problem, ale dla nastolatki, tak samo jak, nie wiem, zgubienie zabawki to jest problem, ale dla przedszkolaka. I nie, żadnego z tych problemów nie należy wyśmiewać, za to w obu przypadkach należy porozmawiać i pokazać, że ten problem nie równa się koniec świata – dać dziecku szansę, żeby odrobinę wydoroślało. Bo jak myślicie, skąd u nastolatków to częste przekonanie, że życie jest generalnie okropne? Czy czasem aby nie z powodu brania każdej pierdoły strasznie serio? Złamane serce jest problemem, bywa że i poważnym. Niemiła pani w sklepie jest pospolitą upierdliwością. Ale odcień włosów? Ludzie, no błagam was, jaki wpływ na życie ma kolor włosów? Choćby i nawet fryzjerka powiedzmy przez pomyłkę pofarbowała komuś włosy na zielono na godzinę przed ślubem tego kogoś, to co by się takiego wielkiego stało? Nieboskłon runąłby nam na łby? Umarłby ktoś z tego powodu? Kury by jaj nie niosły, a krowom mleko by odjęło? Czy może po prostu w albumie rodzinnym znalazłyby się zdjęcia ślubne, na którym jeden z małżonków ma zielone włosy? Z którego to zdjęcia za parę lat wszyscy, łącznie z dawniej zielonowłosym z małżonków, śmialiby się z nutką nostalgii? Nie lubię szukać problemów tam, gdzie ich nie ma, jeśli tylko człowiek wykaże minimum dystansu do Bardzo Ważnych Spraw Swoich I Tego Świata. Jeśli wy lubicie, to mam dla was piekielną historię: ostatnio byłam w markecie i chciałam kupić jogurt truskawkowy, ale pracownicy nie rozładowali palety z jogurtami (na pewno dlatego, że lepiej wiedzą, co klienci powinni kupować) i musiałam wziąć jogurt wiśniowy, bo tylko taki był na półce. @jass: Nie, nie napisałam prawdy objawionej, tylko poradę na podstawie własnych doświadczeń, aczkolwiek pochlebia mi, że moje słowa za prawdę objawioną bierzesz. @Pantagruel: Tak, do przeziębienia potrzebny jest wirus. A do okradzenia domu potrzebny jest złodziej. Czy w związku z tym stwierdzenie „zostawianie szeroko otwartych drzwi wychodząc z domu to najprostszy sposób, żeby zostać okradzionym” jest nieprawdziwe? No przecież otwarte drzwi domu nie okradają!
@Athleta1997: @jass: A siedźcie sobie z mokrymi włosami, skoro twierdzicie, że Wam to nie szkodzi; wasze włosy, wasze zdrowie, wasza sprawa
@jass: No, palacz raczej też decyduje się na podróż zbiorkomem zwykle dlatego, że nie ma innego wyjścia, a nie po to, żeby "wsiąść do pociągu byle jakiego, nie dbać o bagaż, nie dbać o bilet", nie dbać o zdrowie i sampoczucie współpasażerów. Właściciel psa potrzebuje przewieźć psa, a palacz potrzebuje przewieźć nałogowca (siebie). Obaj potrzebują przewieźć źródło smrodu i potencjalne zagrożenie zdrowia współpasażerów teraz, a nie jak już dorobią się prywatnego transportu/rzucą nałóg/pies im zdechnie. Po drugie - no i co z tego? Jakby ktoś woził psa pociągiem bez celu, to przeszkadzałby alergikowi tak samo, jak wożąc go w bardzo ważnym celu, tj. proporcjonalnie do stopnia, w jakim pies uczula alergika, a nie do stopnia w jakim właściciel potrzebuje go przewieźć. Serowe chrupki i papierosy to raczej twoja prywatna fanaberia, mi nie śmierdzą. I co, teraz będziemy się licytować, kto znajdzie więcej osób, którym dana rzecz (nie) śmierdzi? Różnym ludziom różne rzeczy przeszkadzają. Może i Ty nie smrodzisz papierosem, ale na przykład wieziesz psa/dziecko/za dużą czyimś zdaniem walizkę/jesteś za głośno/siedzisz cicho i nie chcesz pogadać że współpasażerem/nie chcesz ustąpić miejsca/ubrałeś się zbyt wyzywająco/ubrałeś się za skromnie/zasłaniasz okno/zasłaniasz przejście/wstaw coś innego, co jest prawdą w Twoim przypadku. Nie bój się, do każdego da się przyczepić, do Ciebie też. "Dajcie mi człowieka, a znajdę wam paragraf", jak miał powiedzieć Andriej Wyszyński. Więc naprawdę nie ma powodu wywyższać się ponad drugiego człowieka tylko dlatego, że on akurat ma inne uzależnienie niż my. @Rudolf: ponieważ naprawdę nie chce mi się licytować na liczbę miłośników i hejterów rzeczy wszelakich, to zapytam tylko: co jeszcze leży w "interesie społecznym" i do czego można się, towarzyszu Rudolfie, posunąć w obronie tegoż?
@janhalb: Clou mojej rady było takie, żeby włosom dać spokój, no ale jakbym tylko to napisała, to zaraz ktoś by się przyczepił "to co, mam ich nie myć?!". No nie dogodzisz...
Fryzjerka jak najbardziej piekielna, mówienie innym chamskich uwag w stylu "jaka pani zapuszczona" jest piekielne, dyktowanie klientowi jaką usługę ma wybrać też (chociaż w tym momencie to ja bym po prostu wyszła z salonu fryzjerskiego i poszukała sobie innego, zwłaszcza jakbym - tak jak w historii - przyszła się uczesać "tak o", a nie na jakąś specjalną okazję, kiedy czas goni). Z drugiej strony kiedy dorosła kobieta, matka dziecku, skarży się na problem "nastoletniego kalibru" ("oh no, fryzjerka ufarbowała mnie na inny odcień niż chciałam!"), to pozostaje mi tylko życzyć jej, żeby zawsze miała problemy nie poważniejsze niż ten. Co do pielęgnacji włosów, to polecam je myć (bo się przetłuszczają), suszyć (bo siedzenie z mokrą głową to najprostszy sposób, żeby się przeziębić) i rozczesywać (bo inaczej kołtuny się robią). Prócz tych trzech rzeczy polecam dać im spokój, dadzą sobie radę, a naturalne przynajmniej będą pasowały do typu urody i nie będą wyglądać kuriozalnie. Mówi wam to człowiek, który miał w życiu każdą długość włosów od łysej glacy do grzywy do pośladków.
@viridianfox: Porównuję rzecz śmierdzącą do innych rzeczy śmierdzących. Jak pisałam ten komentarz - to nikt tu nie narzekał, że palacze mu zwiększają ryzyko zachorowania, tylko że śmierdzą. Skoro chcesz dodać argument zdrowotny, to proszę bardzo, kawa i chrupki odpadają, ale pies już nie. Są ludzie, którzy mają alergię na psią sierść (sama do nich należę, chociaż u mnie psy to jeszcze ujdą w porównaniu do kotów). I tak, im szkodzi to, że ktoś pociągiem wiezie swojego Pimpusia. To co, zakazać? Posiadanie zwierzaka to fanaberia, da się żyć bez niego. A że przeorganizowanie życia z Pimpusiem na życie bez Pimpusia jest niełatwe i raczej frustrująco byłoby to robić na czyjeś polecenie? Paczpani, to zupełnie jak z rzuceniem palenia! @jotem02: Ja, gdy odrzucał mnie zapach kawy, nie chadzałam do kawiarni. Ale co miałam zrobić, gdy ktoś wsiadł z kawusią do komunikacji miejskiej czy pociągu? No musiałam cierpieć, siedząc w tym smordzie albo wysiąść wcześniej niż zamierzałam. A jakby tego zakazać, to bym miała spokój, bo to inni musieliby dostosować swój nałóg/swoją fanaberię do mojego dobrostanu.