Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Werbena

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2011 - 23:23
Ostatnio: 27 stycznia 2014 - 15:24
O sobie:

Z wykształcenia kopaczka dołów i wieśniakolożka, z zawodu wróżka, z charakteru paskuda, jędza i stworzenie aspołeczne. Ruda, podła, cyniczna.

  • Historii na głównej: 42 z 50
  • Punktów za historie: 49257
  • Komentarzy: 335
  • Punktów za komentarze: 4379
 
[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
6 sierpnia 2011 o 19:37

Nie, jakieś 75% mniej. ;D W ulotce o mieście napisali, że mają jakieś 37 czy 38 szkół, ale liczonych razem ze wszystkimi liceami profilowanymi, zawodówkami, policealnymi, liceami zaocznymi itp. Nawet w małych miastach, jak tak przeliczyć, wychodzi sporo szkół.

[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 22) | raportuj
6 sierpnia 2011 o 0:00

Dlatego przyłączam się do ruchu "bejsbol przyjacielem rodzica", jeżeli taki istnieje.

[historia]
Ocena: 27 (Głosów: 27) | raportuj
5 sierpnia 2011 o 23:37

Garść info: rodzina jest objęta nadzorem kuratora, ale Damiankowi rzeczywiście COŚ jest, bo się z nim obchodzą jak z jajkiem, pogotowie przyjeżdża do niego średnio 2 razy w miesiącu (stawiam lewą pierś, że pół bloku za każdym razem ma nadzieję, że przyjeżdżaja po raz ostatni), więc "trzeba to zrozumieć, staramy się monitorować sytuację, ale sami państwo wiedzą, jak jest", a jest do dupy, bo to dozór w typowo polskim wydaniu - jedna wizyta co 3 miesiące, trawająca 10 minut. Jedna sprawę mieli - właśnie o uszkadzanie samochodów, bo facet z bloku obok złapał gnoja za kark, jak ciął opony - ale sąd odstąpił od wymierzenia kary "ze względu na stan zdrowia dziecka". Mamusia poczuła się po tym bezkarna i takie przekonanie musiała umocnić w synku. Inna sprawa, że jak tu mieszkam ładnych kilka lat, to nigdy nie widziałam, żeby Damianek jakkolwiek fizycznie odstawał od normalnych dzieci w tym wieku (na psychikę spuszczam zasłonę miłosierdzia), a przecież dzieciakowi, który codziennie chyba wychodzi z domu (objawia się to wściekłą kopaniną w drzwi sąsiadów i ściany winy) i jest obarczony miliardem chorób, a każda jedna bardziej złośliwa i groźna, przynajmniej raz musiałoby się coś stać na zewnątrz. Dlatego uważam, że te wszystkie hemofilie, wady serca, przeszczepione wątroby i astmy są wymysłem mamuni, a jedyną jego chorobą są zaburzenia psychiczne. Inaczej złośliwego odlewania się na obcych ludzi nie umiem wytłumaczyć. Dlatego postanowiłam, że nie odpuszczę, przeszłam się po sąsiadach i uprzedziłam, że będę ich powoływać na świadków, bo mam zamiar wystąpić z wnioskiem o przymusową hospitalizację. Dzieciak jest niebezpieczny dla otoczenia, zdemoralizowany i nie rokuje nadziei poprawy w środowisku rodzinnym. A przynajmniej to powiem sądowi (chyba wstawię sobie w sądach prywatny fotel, ostatnio stale włóczę się po rozprawach), bo za szczerość i stwierdzenie, że jedynym środkiem wychowawczym, w który teraz wierzę, jest duet trucizna i solidny kij, mogłabym dostać karę porządkową. W sprawie dziekanatu - pierwsza rozprawa we wrześniu, uczelnia usiłuje zwalić winę na K., co im się nie udaje, bo zeznałam, że uczelnia o tym wiedziała i nie reagowała - darcie papierów zdarzało się od dawna - mnie to mało obchodzi, bo czy uniwerek, czy ona, wszystkie dowody świadczą przeciwko nim, więc się nie wykręcą. Domagam się od nich wpłacenia 2 tysięcy PLN na cele charytatywne, a z K. spotkam się na rozprawie cywilnej o zniesławienie.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
5 sierpnia 2011 o 23:16

Wiesz, wychowałam się w bezpośredniej bliskości tematu, bo połowa kasy w domu była właśnie z terapii ADHD i innych zaburzeń dziecięcych. Wiem, jak zachowują się dzieciaki, które je mają i dla mnie to ewidentny przypadek zaniedbanego i doprowadzonego do granic skrajności ADHD typu 2, połączonego z socjopatią właśnie. Tylko za sugestię terapii w poradni psychologiczno-pedagogicznej mamusia chciała zamordować koleżankę, która tam pracuje, bo "jej synuś jest ciężko chory i to dlatego, a oni chcą z niego wariata zrobić".

[historia]
Ocena: 31 (Głosów: 31) | raportuj
5 sierpnia 2011 o 23:10

Jak się dobrze zakręcę i moja matka zostanie powołana w tej sprawie (jest biegłą jako psycholog dziecięcy), to sama mu wypiszę opinię z niepodlegającymi wyrównaniu zaburzeniami osobowości, całkowicie uniemożliwiającymi mu życie w społeczeństwie. Na komisjach wojskowych dostaje się za to kategorię E, na hospitalizację agresywnego dzieciaka z kartoteką wielkości schronu przeciwlotniczego w poradni pp wystarczy. Dla mnie nie pierwszyzna, jak jeszcze studiowałam psychologię i myślałam, że na tych studiach zostanę, to pomagałam matce w papierkowej robocie.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
5 sierpnia 2011 o 10:16

@tysenna Pojęcia nie mam. Wróciłam już do domu, więc nie śledzę sprawy, ale myślę, że coś ją spotka, bo to dość małe miasto, szkół razem wziętych będzie tam może z 40 i kadra pewnie w większości zna się osobiście, a taka akcja raczej nie przejdzie bez lokalnego echa. Na pewno czeka ją towarzyski ostracyzm, bo wpadła na oczach kilkudziesięciu osób i plotki rozeszły się, zanim nawet zdążyłam wyjechać. @ Goszka Nie improwizowała przez cały czas. Na początku odczytywała pytania z kartek, choć prędko zaczęła je zmieniać (zmiany w rodzaju "podaj najdłuższą rzekę Niemiec" na "podaj trzy najdłuższe rzeki Niemiec" i w drugą stronę - zamiast "wymień 3 kraje graniczące z Egiptem" było "na jakim kontynencie leży Egipt"). Lata układania sprawdzianów i kartkówek wyrabiają taką umiejętność. Do wymyślania przeszła później. Gdyby udawała, że czyta z tych kartek, pewnie nikt by się nie zorientował, ale kilka razy nawet nie spojrzała, co na nich jest i to ją zdemaskowało.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 5 sierpnia 2011 o 10:17

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 21:55

Jechałam w zeszłym tygodniu z Gdańska do Lublina - nocny pociąg stał ponad 2 godziny na jakiejś małej stacji, w czasie których konduktorka załatwiała swoje sprawy z sokistami, przy czym obie strony nie szczędziły sobie głośnych i soczystych komplementów, z których "cipogłowa kretynka" i "bezchuje robole" były chyba najbardziej eleganckie. Ruszyliśmy dopiero wtedy, kiedy doszli do zgodnego wniosku, że z idiotami dyskutować nie będą i rozchodzą się w swoje strony. Ot, uroki podróży, kiedyś powodzie i rozbójnicy, dziś konwersacje między personelem.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 16:40

Myślę, że nie jest na tyle niezrównoważona, żeby śledzić jego karierę, a, jak wynika z historii, wszystko działo się już jakiś czas temu. :) Zresztą, po sobie wiem, że nie ma tak łatwo - moja sąsiadka, już tutaj opisywana, dawała znać spółdzielni mieszkaniowej, policji, opiece społecznej, kurii i sklepowej z warzywniaka (tego jej darować nie mogłam), że w moim mieszkaniu odprawia się czarne msze, gotuje gulasz z osiedlowych psów, maltretuje dzieci, uprawia zorganizowany nierząd (tego z kolei nie może darować mi mój chłopak, że nic o tym nie wiedział) itp. Co ciekawe, do czasu opisywanej przeze mnie historii nie miała zielonego pojęcia, gdzie konkretnie pracuję, a od tamtej pory panuje błogi spokój, moja szefowa nie dostała żadnej skargi, uwagi, telefonu, nawet sąsiadów nie alarmuje sensacyjnymi opowieściami "bo u tej Y-X całą noc się kotłowało, spać nie mogłam" (Y-X w tym czasie pakowała w słoiki ogórki, dynię i smażyła powidła). :D

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 16:06

O ile się orientuję, to ubycher studiuje polonistykę na UO (a przynajmniej tak wyczytałam między wierszami jego historii), czyli ze znalezieniem pracy nie powinien mieć problemu, UO produkuje świetnych i uznanych w regionie polonistów.

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 16:02

Nie, do "porządnego" liceum z niegdyś urszulańską tradycją, która bezlitośnie i szczęśliwie dla świata umarła po wojnie i zrobili z nas zwyczajny ogólniak z pokutującym duchem "lepszej" (czytaj - bardziej rozpuszczonej i zapatrzonej w siebie) młodzieży. Fuj i ble, jeżeli gdzieś można było zwątpić w sens powszechnej edukacji, to właśnie tam. Ciągota do święceń i kleru to efekt działań katechetycznych wychowawczyni, która, kiedy schodziła z ambony i ołtarza, była bardzo mile wspominaną polonistką. ubycher12, masz może zdjęcia/skany tych szkiców? Chętnie bym zobaczyła te mroczne artefakty. ;)

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 17) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 15:52

Znając go, to i w seminarium szumiał jak bukowina w wietrzny dzień i kto wie, czy dalej nie szumi. On z tych, co mają powołanie Ignasia Krasickiego. :P

[historia]
Ocena: 19 (Głosów: 23) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 15:39

To wyobraź sobie reakcje mojego rocznika z ogólniaka, kiedy na spotkaniu 'few years later' z dziką radością poinformowałam wszystkich, gdzie pracuję, zamiast oprowadzać wycieczki po muzeum (jedyna przyszłość dla archeologa i etnologa w tym kraju, który nie chce wisieć na głodowej pensji wiecznego doktoranta). Dwie dziewczyny z mojej klasy są po zakonnym nowicjacie, kolega, który co 2 tygodnie sypiał z inną dziewczyną, w tym roku przyjął święcenia, wychowawczyni z doktoratem z teologii, ja zaś publicznie przyznaję się do uprawiania "ezoteryki, czarnej magii i okultyzmu" i jeszcze śmiem czerpać z tego satysfakcję. ]:->

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 12:22

Mi dali akurat tyle, że wystarczyło na opłacenie mnie i materiałów, na udział chłopaka i buty musiałam zarobić pracą własnych rąk i ust ("Korepetycje - polski, historia, biologia - podstawówka, gimnazjum, liceum - tanio i skutecznie"). Moja sukienka wyglądała mniej więcej tak, tylko zamiast lnu wzięłam jedwab: http://www.celticpagan.com/myfiles/wed_detail.jpg Buty były horrendalnie drogie, ale znalezienie czegoś na moją stopę jest zadaniem ponad siły człowiecze i w końcu wylądowałam u szewca, który aż zatarł ręce, jak mu powiedziałam, czego chcę i że zapłacę każde pieniądze, bo już nie mam siły szukać w sklepach.

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 16) | raportuj
2 sierpnia 2011 o 11:15

Głupota, ale da się za niewielkie pieniądze (choć nie każdemu się uda). Uszycie mojej kosztowało równe 103,28 - tyle wyniosły mnie materiały (przyznaję, z okrutnym rabatem, ojciec ówczesnego chłopaka handlował hurtowo wszystkim, co wiązało się z krawiectwem, jedwab, nici i wstążki dostałam niemal za darmo, maszynę pożyczyłam od niedoszłej teściowej), robocizna własna, bo się zaparłam, że uszyję i wyhaftuję. Dało radę, choć moją spódnicę można by dawać mniszkom z Tamki na pokutę (nigdy nie haftujcie iryjskiej plecionki na białym jedwabiu, nigdy). A opisana dziewczyna chciała iść boso? Za buty zapłaciłam prawie 400. :D

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
25 lipca 2011 o 23:11

Edit: w pełni rozumiem, że tak zakłada metodyka prac bibliotecznych i tak - w teorii - powinno być, że odnotowuje się każdą modyfikację księgozbioru. Jednak ekonomia pracy przemawia za czymś innym - pożytek z dostarczania pracy agendzie nabytków i opracowania jest żaden, książka znika z obiegu na jakiś czas, a biblioteka w rozliczeniu wykazuje, że w wyniku rekompensaty straty X zyskała X i wyszła na 0, nie, przepraszam, jest na minusie - czas i wysiłek pracowników, którzy musieli udokumentować to, że w rozliczeniu księgozbioru zmiany finalne nie zaszły. Dlatego - imho i nie tylko imho - w przypadku zwyczajnego, współczesnego księgozbioru droga na skróty - którą przecież nawet systemy obsługi biblioteki dopuszczają - jest rozsądniejsza i usprawiedliwiona z ergonomicznego punktu widzenia. Co innego, gdyby to było cymelium, ale czytadło za 17 zł? Praca bibliotekarza wykazującego utratę tej książki i jej oddanie jest więcej warta, a idzie na marne (jeżeli ktoś nie robi specjalistycznych badań na temat zachowań czytelniczych, bo chyba tylko tam może się to przydać, ale przecież po coś jest strefa uwag w opisie katalogowym i tam można odnotować, że egzemplarz zrekompensowany).

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 25 lipca 2011 o 23:13

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
25 lipca 2011 o 22:53

Właśnie w normalnych bibliotekach to jedna ze zdrowych praktyk - skoro książka jest fizyczną kopią zgubionej/zniszczonej (dla niewprawionych w czytaniu - identyczny egzemplarz, nieróżniący się niczym poza śladami użytkowania, ta sama cena, wydanie itd.), to nie ma najmniejszego sensu nadbudowywać papierologii. Aż zadzwoniłam do znajomej bibliotekarki z wizją uruchamiania zwyczajowej procedury daru za zagubioną książkę w takim wypadku - obie się zdrowo pośmiałyśmy. :P Co innego, gdyby darowana książka różniła się choć jednym szczegółem odnotowanym w katalogu, wtedy rozumiem zabawę, ale widocznie zdrowym rozsądkiem cieszą się szersze rzesze ludzi i nie bawi ich skreślanie w księgach jednej pozycji tylko po to, żeby później wpisywać jota w jotę to samo.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
25 lipca 2011 o 20:52

In spe teściowa, prywatnie kierowniczka biblioteki - a przynajmniej człowiek łudząco do niej podobny, mówiąc, że w przypadku identycznych cech książki nie ma sensu mnożenie bytów ponad potrzebę. Raz nawet widziałam protokół daru za zagubienie - zamiast XXHGFDS biblioteka dostała XXHGFDS, przecież każdy się zorientuje, że to zupełnie coś innego. :P

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
13 lipca 2011 o 18:01

Odszukać jak odszukać, gorzej to cholerstwo ułożyć, jak się trafia szczególny przypadek. Na archeologii mieliśmy bibliotekarzy ściągniętych chyba z najgłębszych komórek IFLI, a wrednych, jakich się już dziś nie uświadczy i nieraz można było zastać pana doktora, jak cierpliwie ściuboli łańcuszek UKD z tablicami, bo przywiózł jakieś dziwne (dosłownie) książki z Ameryki Środkowej albo minipaństewka w Afryce - bez wydawcy, miejsca, daty wydania, nie wiadomo, co tytułem, a co autorem i - co gorsza - nawet pomysłu, o czym to może być. "Tanie było, to kupił i przyniósł w darze". A o samym fachu mam inne zdanie, in spe teściowa jest bibliotekarką zaangażowaną i trochę pooglądałam, jak można zrobić coś z niczego. :)

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 15) | raportuj
10 lipca 2011 o 20:42

Został wstępnie zaobrączkowany, ostemplowany, podpisany i teraz w pocie czoła zarabia na ślub, przerażony tym, że wszystkie 5 (ja, moja matka, jego matka, jego siostra i właśnie babcia) zrobimy mu piekło na ziemi, jeżeli tylko spojrzy na inną. ;)

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
10 lipca 2011 o 20:34

Babcia przeczytała i informuje, że jej się zrobiło miło. :)

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 8) | raportuj
10 lipca 2011 o 20:31

@Hachimaro I tym właśnie różni się męska natura od kobiecej. :P

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
10 lipca 2011 o 19:57

Jak mu udowodnią, że to on stoi za ostatnimi kradzieżami na osiedlu - wystarczy konfrontacja - to raczej nie wypuszczą. Wujostwo lubego mego buca ma po tylu latach dość znajomości, żeby się za to porządnie wzięli.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
9 lipca 2011 o 17:26

Zawsze mi się wydawało, że w przypadku rezygnacji ze studiów powodem skreślenia z listy powinno być właśnie to, a nie niezaliczenie jakiegoś przedmiotu. Ale Morticia już od jakiegoś czasu uświadamia wszystkim, że ludzkość nie ma zielonego pojęcia o pracy w dziekanacie, zatem zapewne jedynie mi się tak wydawało, mimo tego, że np. na decyzji o skreśleniu z listy studentów kierunku psychologia jako powód mam wpisaną właśnie rezygnację, a i tak przez kolejne 4 lata co semestr dostawałam maile z dziekanatu, że nie podeszłam do sesji po raz kolejny (najbardziej rozbawiło mnie to: liczba zaliczonych semestrów: 2, liczba semestrów do zaliczenia: 8, deficyt ECTS: 240 i uwaga, że muszę to nadrobić najpóźniej na 2 tygodnie przed obroną) i w sprawie kontynuowania psychologii powinnam zwrócić się do dziekana z pismem takiej i takiej treści.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
9 lipca 2011 o 15:10

Uwierzycie, że po wysłaniu poprawionej strony (co zajęło mi niecałe 10 sekund) pani odesłała nam słownik z dedykacją "Sztuką jest przyznać się do błędu, sztuką sztuk - zrozumieć go i naprawić"? Pomijając cokolwiek nieżyciowy stosunek do języka w użyciu, to już jest naprawdę pokazanie klasy.

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
9 lipca 2011 o 15:03

Aktualizacja: sprawa trafiła do lokalnej prasy, ale kazałam wstrzymać się z drukiem przynajmniej do pierwszej rozprawy albo zawarcia ugody (której nie wykluczam, ponieważ uczelnia zareagowała i dyscyplinarnie zwolniła dziekanatkę, ale wciąż nie przedstawili mi żadnych konkretów poza tym, że "byłoby bardzo uprzejme z mojej strony, gdybym wycofała zeznania"). Swoją drogą, sama nie wiem, czego oczekiwać od uniwerku, bo jedno, co mogą mi zaproponować, to kolejne studia, a musiałabym zgłupieć, żeby dobrowolnie oddać się pod ich władzę. Cała machina procesowa zaczyna mnie męczyć i dochodzę do wniosku, że to lekki przerost formy nad treścią, tym bardziej, że narobiło to kłopotów lubianym przeze mnie profesorom i osobie, która zwykle zajmuje się dziekanatem, z którą nigdy nie miałam spięć, a teraz przechodzi bardzo drobiazgową kontrolę dokumentacji. Niemniej jednak, pani K. mam zamiar wytoczyć sprawę cywilną o zniesławienie, bo nie usłyszałam nawet "przepraszam" od tej kobiety.

« poprzednia 1 24 5 6 7 8 9 10 11 12 13 następna »