Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Werbena

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2011 - 23:23
Ostatnio: 27 stycznia 2014 - 15:24
O sobie:

Z wykształcenia kopaczka dołów i wieśniakolożka, z zawodu wróżka, z charakteru paskuda, jędza i stworzenie aspołeczne. Ruda, podła, cyniczna.

  • Historii na głównej: 42 z 50
  • Punktów za historie: 49256
  • Komentarzy: 335
  • Punktów za komentarze: 4379
 
[historia]
Ocena: 35 (Głosów: 37) | raportuj
22 października 2011 o 11:06

Telepanie, wstrząsanie czy nawet kładzenie pod czymś do 1 kilograma wagi nie miało prawa niczego zrobić ze szkłem, sprawdziłam na węglowym - zero wycieków. Ba, posunęłam się nawet do tego, że zadzwoniłam na infolinię i zapytałam, czy mogę nadać karboksylowy kwas masłowy. Pani z infolinii wiedziała pewnie wszystko, tylko nie to, czym jest kwas karboksylowy (pierwszy raz podziękowałam niebiosom za reformę edukacji) i zapytała tylko, ile ma go być. Objętość 5 mililitrów musiałam jej zobrazować stwierdzeniem, że to tyle, ile 2-3 darmowe próbki perfum - wtedy radośnie przyklasnęła, że skoro tak mało, to tak, jak najbardziej mogę. Paczka została na środku spłaszczona z ponad 10 cm (opakowałam w watę, folię bąbelkową, piankę i gąbkę) do mniej więcej 3 i nosiła cudownie nieudolnie przetarty ślad podeszwy. Skoro ktoś tak traktuje paczkę, za której nadanie zapłaciłam dość wygórowaną kwotę, oznaczonej wszystkim co możliwe (tu góra, ostrożnie, szkło itd.) to imho w pełni zasługuje na nauczkę i tłumaczenie się wszystkim adresatom z przeraźliwego smrodu przesyłek.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 22 października 2011 o 11:07

[historia]
Ocena: 33 (Głosów: 35) | raportuj
22 października 2011 o 1:13

Tę cechę w sobie lubię, pielęgnuję ją i rozwijam. ;P

[historia]
Ocena: 30 (Głosów: 30) | raportuj
22 października 2011 o 1:08

Poprosiłam bratową o wyprodukowanie. 5 ml w dwóch fiolkach, stężenie 50%. Smród nie do zniesienia. Wpadłam na ten pomysł po tym, kiedy zamówiony dysk przyjechał jako grzechotka.

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 12) | raportuj
14 października 2011 o 8:15

Mam głęboko w dupie, jak wygląda praca kuriera, czy ma 80 przesyłek do rozwiezienia, czy 800000, jeżeli w umowie przewozu mam jasno wyłożone, że dostawa ma być po 17 i płacę za to, żeby po 17 dostarczył mi nienaruszoną paczkę, to dla mnie może się nawet ugryźć w dwunastnicę, jeżeli coś mu nie pasuje, jego firma przystała na moje warunki, ja dotrzymałam swojej części umowy, a skoro praca w tej firmie mu się nie podoba, to jego sprawa, nie moja. Polubownie da się załatwić wszystko, ale nie spotkałam ani jednego kuriera, który w konfliktowej sytuacji postępowałby inaczej niż "to bądź pani teraz, bo ja nie będę jeździł drugi raz, co z tego, że miałem być 5 godzin później, jestem teraz, durna babo". Utrudnianie mi życia już kilku kurierom nie wyszło na dobre, po tym, jak oznakowaną ze wszech stron paczuszkę "delikatne, ostrożnie, nie rzucać, szkło" potraktowali chyba butem albo pięciokilowym odważnikiem. Cóż, tłuczenie fiolek z kwasem masłowym nie jest rozsądnym pomysłem.

Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 14 października 2011 o 8:17

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
10 października 2011 o 23:34

Z małym uzupełnieniem - psycholog kliniczny ma status zawodu medycznego i podpada pod ministerstwo zdrowia (podstawowe miejsce pracy - szpital/przychodnia zdrowia psychicznego).

[historia]
Ocena: 21 (Głosów: 23) | raportuj
10 października 2011 o 15:59

Stress testy ewakuacyjne są robione chyba w każdej galerii handlowej kilka dni po otwarciu, żeby zobaczyć, czy drogi ewakuacyjne są widoczne, personel przeszkolony i reagujący, wszystko działa itd. Byłam w jednej ze stołecznych galerii (tej z olbrzymim tesco;) w czasie takiego testu. Zamieszki w Londynie to herbatka w lokalnym klubie dobrze wychowanych dam z lepszych rodzin w porównaniu z tym, co się tam działo. "NIECH MI PANI SZYBCIEJ KASUJE, BO POŻAR I MI SIĘ SPODNIE SPALĄ ZANIM KUPIĘ!" W drzwiach minęłam grupkę ludzi zmierzających do środka, więc krzyknęłam im, żeby nie wchodzili, bo trwa ewakuacja (na oko dwuosobowa - ja i moje nieszczęście sercowe) - wtedy zaczął się wyścig do środka z okrzykami "O Boże, Boże, promocja na balsam się pewnie skończy przez tę ewakuację!"

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
10 października 2011 o 13:38

Zajmij się napalmem, a demony i resztę miłych stworzonej zostaw mi. ;)

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 10) | raportuj
10 października 2011 o 7:05

Jeżeli kod kreskowy na plakietce jest inny, to plakietka podaje cenę innego towaru. Dlatego zawsze sprawdzam kody, kiedy coś jest niecodziennie tanie. Niemniej jednak, jeżeli to jedyna plakietka podobnego towaru w okolicy, to sklep przynajmniej usiłuje wprowadzić klienta w błąd. UOKiK miałby tam zajęcie.

[historia]
Ocena: 19 (Głosów: 19) | raportuj
9 października 2011 o 10:51

Ponad 25 tysięcy za naprawę, materialnej wartości zbiorów nie wyceniłam. Reperacja pociętego papieru, do którego coś przyklejono i nie można tego naruszyć, jest - wg konserwatora - bardzo trudna, a ja dodatkowo zastrzegłam, że za wszelką cenę trzeba zachować zebrane rośliny w jednym kawałku (i dlatego cena z miejsca rosła pod niebiosa). Niektóre mają ponad 100 lat, są wyjątkowo delikatne. Do tego dochodzą ograniczenia, jeżeli chodzi o kleje, materiał podkładowy, czyszczenie (sporą część trzeba wyczyścić ze współczesnego kleju), dobór papieru do uzupełnień, bo coś, co rosło pokoleniami, siłą rzeczy składa się z papierów różnego rodzaju. Roboty od groma. Powiedziano mi wprost, że gdybym była muzeum albo biblioteką, to przy czymś takim powinnam złożyć wniosek o dofinansowanie.

[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 22) | raportuj
9 października 2011 o 0:12

Wątpię, żebym znalazła kogoś, kto będzie sprzedawać szarotki, mikołajka nadmorskiego, różne odmiany fiołków, marzycę, sasankę, elismę, różowe konwalie, miodokwiat... Samo ich zbieranie jest zabronione, a co dopiero robienie tego dla zysku. Poza tym, świadomość, że pozwalam wyginąć zagrożonym roślinom nie jest zbyt miła. Zielnik już trafił do konserwatora (zrobi interes życia, jeżeli niczego nie uszkodzi, bo informacja, jak cenna jest ta kolekcja, z miejsca windowała szacunkową! wartość zlecenia o 800%). Komisyjnie sfotografowaliśmy z konserwatorem i ojcem niszczycielki każdą łodyżkę. Kiedy usłyszała, że będzie pracować na spłatę reperacji przez dwa lata, zzieleniała. Nie ukrywam, że poczułam dziką satysfakcję.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 11) | raportuj
3 października 2011 o 0:02

Tak, w teorii i przed światem. Zbyt wielu bliskich krewnych mam w aptekach i na WUMie, żeby uwierzyć w trzymanie się zasad. Każdy jest człowiekiem, technik uważa się za nieustępującego w niczym farmaceucie, farmaceuta ma technika za murzyna z funkcją mówienia, ale pozwala myśleć technikowi swoje, żeby odwalił robotę i karuzela się kręci. W razie wpadki trzeba być cudotwórcą i Herculesem Poirotem, żeby udowodnić coś poważniejszego niż nieświadome zaniedbanie, a i tak wtedy całe środowisko stanie murem.

[historia]
Ocena: 33 (Głosów: 33) | raportuj
2 października 2011 o 19:41

Nie, wymarłe nie. Niektóre w ciągu tych lat zostały objęte ścisłą ochroną, bo wymierają, inne zostały przywiezione z wycieczek na Ukrainę, Białoruś i Litwę, jeszcze inne rosły w miejscach, gdzie przed I wojną był las i łąki, a dziś stoją wioski albo blokowiska. Zbieranie tego od nowa zajmie kolejne pokolenia.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 2 października 2011 o 19:42

[historia]
Ocena: 24 (Głosów: 26) | raportuj
1 października 2011 o 23:39

Mam większość. Nie wszystkie oddała, część zniszczyła klejem. Najbardziej ucierpiały rośliny - są po prostu zniszczone, pokruszone, połamane i nie uda się ich nijak odtworzyć ani powtórnie zebrać. Oddam to, co zostało, do eksperta, ale koszt reparacji liczy się w takich kwotach, że zęby mi cierpną. Pocieszam się tym, że nie ja będę za to płacić.

[historia]
Ocena: 28 (Głosów: 28) | raportuj
1 października 2011 o 23:14

Kiedy zobaczyłam, CO mam w rękach, usiadłam i miałam ochotę się rozpłakać. Gdyby cała adrenalina nie uszła ze mnie podczas kłótni, zapewne rzuciłabym się na nią i kilkanaście razy przepuściła pozostałości przez jej układ pokarmowy. Ale wtedy czułam się, jakbym przerzuciła kilkaset ton węgla z hałdy na hałdę. Zmęczenie jest chyba najgorszym objawem szoku.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 1 października 2011 o 23:14

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 13) | raportuj
23 września 2011 o 16:58

Jeżeli to biblioteka Uniwersytetu Wrocławskiego, to moja skręcona na waszych zabłoconych schodach kostka serdecznie pozdrawia tego bardzo miłego pana bruneta, który obsługiwał czytelnię i kazał mi natychmiast wstać, bo mu tarasowałam przejście, leżąc i zaciskając zęby z bólu. A jeżeli to inny uniwerek, to kostka pozdrawia i tak.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 23 września 2011 o 16:58

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 12) | raportuj
18 września 2011 o 15:40

Adaś ząbki ma ze stali, czy napastnik świecił gołym tyłkiem?

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 18 września 2011 o 15:40

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
16 września 2011 o 22:30

Idźcie na krytykę artystyczną. Będziecie miesiącami poprawiać prace i projekty odrzucane z uwagami "nie oddaje istoty rzeczy", "za mało empatii", "to nie jest duch neofeminizmu", "nietrafiony kierunek ekspresji" albo "zbyt postmodernistyczne, to już było", a kiedy poprosicie o wskazówki, usłyszycie "to pani powinna być kreatywna, ja tylko oceniam".

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
4 września 2011 o 18:00

Jeżeli sól jest gruba (albo cukier w bardzo drobnych kryształkach) i się wymiesza jedno z drugim, to nawet po przyjrzeniu się trudno określić, czy to czysta substancja, czy mieszanka.

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 12) | raportuj
4 września 2011 o 17:54

Tak, aikido, łączone z mieszanymi technikami samoobrony (uderz, zadaj ból, obezwładnij). Jak się jest rudą dziewuszką z tej gorszej części miasta, to się albo znajduje silnego ochroniarza, albo inwestuje we własne środki. W moim wypadku były to treningi i noże.

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 19) | raportuj
4 września 2011 o 17:51

Firma "hand made by Weronika", czyli zielona glinka kosmetyczna, świeża lawenda, trochę oliwy, moździerz, tłuczek i jakiś słoiczek.

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
4 września 2011 o 17:47

Nie wiem - "bo Marta mówiła, że mam fajną kuchnię". Kiedy Marta wróci, przesłucham i się dowiem.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
8 sierpnia 2011 o 12:26

mietekforce, z twojej własnej historii: "Tak się złożyło, że poza mną nie było wiele kasjerów", "Strasznie wolno Pan pracuję" - formy przeczące wymagają użycia dopełniacza, nie mianownika (pominę już to, że zdanie jest niepoprawne stylistycznie i komunikacyjnie), trzecia osoby liczby pojedynczej czasu teraźniejszego ma końcówkę -e, nie *-ę. Kto tu jest debilem, który nie dość, że nie zna odmiany, to jeszcze wytyka to innym?

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
7 sierpnia 2011 o 23:30

W sprawie cywilnej będę domagać się publicznych przeprosin i kasy za szkody moralne. Niszczenie dokumentów jest przestępstwem ściganym z urzędu i podpada pod kodeks karny, więc zajmuje się tym prokuratura (choć jej się nie chce), pierwsza rozprawa wyznaczona na wrzesień. Jedno, o co mogłam wnioskować, to przymus wpłacenia kasy na cele społeczne, ale sąd nie musi się do tego przychylić. Uczelnia robi, co może, żeby odciąć łeb sprawie i zrzucić wyłączną winę na K. Przez "lokalną prasę" miałam na myśli lokalne metro, ale powiedziałam im wyraźnie, że mogą o tym wspomnieć najwcześniej w dzień po pierwszej rozprawie (która, mam nadzieję, będzie jedyną i obejdzie się bez apelacji). A to dlatego, że nie chcę, żeby obecna i stała pani z tego dziekanatu miała jeszcze więcej nieprzyjemności - nie ona zawiniła, ale ona przeszła drobiazgową kontrolę papierów, studenci przypomnieli sobie, że dyplomy mogą odebrać już trzydziestego dnia kalendarzowego po obronie, a nie - jak do tej pory to było - w listopadzie, więc urlop jej przepadł, bo obrony trwały praktycznie do ostatnich dni lipca, a tu trzeba wszystkie dyplomy, odpisy i suplementy przygotować, wypełnić i upolować podpisy odpowiednich osób z władz uczelni... I mam silne przeczucie, że media podałyby tylko "pracownica dziekanatu zniszczyła dokumenty" i zdjęcie jej drzwi, a nikt by się nie zainteresował tym, że w całej sytuacji brała udział osoba, której zazwyczaj - i chwała niebiesiom - tam nie ma. Mam jakieś resztki litości, zresztą, z nią naprawdę dobrze żyłam i nie zasłużyła na zbieranie po dupie za innych.

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 6) | raportuj
7 sierpnia 2011 o 23:17

Hadranielu, zdaje się, że chodzi o kod kreskowy, który drukuje się w bibliotece i przykleja do książki. I rzeczywiście, każdy powinien być inny, nawet dla kilku egzemplarzy jednego tytułu, bo każdy z nich ma inną sygnaturę. Tylko, o ile wiem, taką naklejkę można wydrukować kilka razy, przynajmniej w znanych mi programach obsługujących biblioteki, choćby dlatego, że czytelnicy mają talent do ich brudzenia i zrywania.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
7 sierpnia 2011 o 23:04

Ale już w szesnastotysięcznym Namysłowie (miasto mojego ulubionego browaru, stąd przykład) wikipedia naliczyła ich 18. :) Tamto miasto ma zaś nieco ponad 60 tysięcy mieszkańców, więc 40 szkół przeróżnych to wcale nie tak dużo.

« poprzednia 1 24 5 6 7 8 9 10 11 12 13 następna »