Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Werbena

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2011 - 23:23
Ostatnio: 27 stycznia 2014 - 15:24
O sobie:

Z wykształcenia kopaczka dołów i wieśniakolożka, z zawodu wróżka, z charakteru paskuda, jędza i stworzenie aspołeczne. Ruda, podła, cyniczna.

  • Historii na głównej: 42 z 50
  • Punktów za historie: 49256
  • Komentarzy: 335
  • Punktów za komentarze: 4379
 
[historia]
Ocena: 22 (Głosów: 28) | raportuj
4 sierpnia 2012 o 0:32

Jako potrójna magister w trzech jakże nieprzydatnych światu specjalnościach, chciałabym zadać po jednym prostym pytaniu wielce plującym na studia historyczne, filologiczne i kulturoznawcze: -do kogo pójdziecie, jak wam dziecko umrze i nie poradzicie sobie z bólem? Albo w pracy dopadnie wypalenie zawodowe? W cyborgi jeszcze się nie zmieniliście. Do jakże niepotrzebnego psychologa? Zapraszam do mojego brata, z wielką ludzką przyjemnością rozkwaszę wam nosy drzwiami. -do kogo pójdziecie, kiedy będziecie musieli wysłać oficjalne pismo, ułożone zgodnie z etykietą, żeby się nie zbłaźnić? Patrząc na kulturę waszego języka, widzę i przepowiadam, że albo będzie blamaż, albo szukanie filologa. A kiedy znikną jakże niepotrzebni poloniści, znikną też ludzie, którzy będą wam nadzorować treści wprowadzane w te jakże wychwalane pod niebiosa translatory i słowniki. -jestem przekonana, że osoby o zdolnościach językowych z wielką skutecznością będą pracować nad sposobami i rezultatami działań translatorów, kiedy znikną osoby aktualizujące wiedzę językoznawczą. ALE DOBRA NASZA! Jestem archeologiem, przestawię się na pracę z żywymi skamielinami cywilizacyjnymi! -do kogo pójdziecie, kiedy będziecie negocjować kontrakt biznesowy z jakimikolwiek przedstawicielami kultury wysokiego kontekstu, ot, choćby Chińczykami albo Japończykami? Zadziwiające, ile dobry kulturoznawca jest w stanie wziąć za doradztwo w takich sytuacjach. Więcej niż wart jest niejeden innowacyjny podzespół wyśniony gdzieś między burgerami. -a komu powierzycie swoje dzieci, bo nos mi mówi, że pedagogikę też oplujecie? Póki co, obecne standardy plasują was bardzo blisko dna listy najlepszych nauczycieli. -osobom rzucającym hasełkami "wiedza filozoficzna, kulturoznawcza to standard!" pragnę przypomnieć (bo czystą hipokryzją z ich strony byłoby rzucanie takimi truizmami, gdybym musiała im to dopiero uświadamiać), że ktoś dla nich tę wiedzę przez tysiąclecia przechowywał, gromadził, rozwijał, odczytywał i przemieniał w standard. Jestem pewna, że była to tajemnicza sekta informatyków, tylko się nie ujawnili i pozwolili, żeby cały splendor - jakże niezasłużenie! - spłynął na bibliotekarzy, filozofów, teologów, filologów i archeologów. O, cóż za skromność. Jestem pod wrażeniem. Pod dwoma wrażeniami, co się będę oszczędzać... Tak na przyszłość, jeżeli będziecie mieć dzieci (choć wolałabym, żeby dobry los uchronił przed tym świat, bo poglądy też mogą okazać się dziedziczne) i będziecie je posłać do szkoły, okażcie wierność swoim lekko rzucanym w pseudoanonimowym Internecie hasełkom i zadbajcie, żeby nie miały lekcji polskiego, języków obcych, plastyki, muzyki, wosu, historii i etyki. Po co macie marnować czas swoich pociech...

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 4 sierpnia 2012 o 0:36

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 8) | raportuj
3 sierpnia 2012 o 21:27

A co to znaczy "w rzeczywistości potrzebować badania"? Mieć już objawy choroby i badać się po to, żeby mieć kolejny dowód? O badaniach kontrolnych słyszałeś może? Na onkologii tekst "gdyby zrobiła pani badania pół roku wcześniej, to byśmy mieli większe możliwości działania" pada tak często, że człowiekowi łzy stają w oczach. Z wiekiem degeneruje się cały organizm, a regularne badania pozwalają zaoszczędzić na leczeniu w każdym wymiarze - finansowym, czasowym i psychicznym.

[historia]
Ocena: -2 (Głosów: 6) | raportuj
3 sierpnia 2012 o 17:54

Rzeczą wydziału jest pilnować, żeby wykładowcy stawiali się w pracy i rozwijali naukowo, jeżeli mają to w wykazie obowiązków. Kiepska komunikacja między studentami i wykładowcami świadczy o tym, że studenci nigdy się nie zmobilizowali i nie domagali jasnych informacji o terminach. Przecież muszą być dziekani do spraw studenckich, musi być samorząd studencki, jest jak załatwiać takie sprawy.

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 20) | raportuj
3 sierpnia 2012 o 7:59

Jak miałam 11 lat, to na podstawie pomylonych wyników zapakowali mnie w pościel na nefrologii. Dopiero po kilkunastu godzinach zorientowali się, że nie zgadza im się płeć, ale już zdążyli zaaplikować mi sporą dawkę chemii "na zaś". Za młoda byłam, żeby się wściec, ale moja matka zrobiła awanturę, której bałabym się nawet dziś.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
2 sierpnia 2012 o 10:33

Głęboko współczuję wszystkim pacjentom lekarza, któremu sięgnięcie do źródeł wiedzy medycznej od razu przynosi na myśl google i wikipedię. Jest takie porzekadło: zdradza skóra, jaka treść ponura.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 15) | raportuj
31 lipca 2012 o 23:11

Jak zaczną podciągać telefony także w szczere pole, to zacznę podawać numery, na razie, niestety, muszę się wstrzymać z niezależnych ode mnie przyczyn technicznych.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 14) | raportuj
31 lipca 2012 o 22:04

Zapomniałam, że zaczynam w ten sposób każdą rozmowę telefoniczną. Dzięki za przypomnienie!

[historia]
Ocena: 6 (Głosów: 20) | raportuj
31 lipca 2012 o 18:47

A od kiedy w pracy się bawię? Klientów informuję przede wszystkim o tym, czy jest wróżba, czym jest jej rytuał, czym jest jej czas, czym są wróżbiarskie narzędzia i czego się po tym można spodziewać, a na co liczyć nie można. Etyka zawodowa nie pozwala mi tego pominąć i poza to wykroczyć, a ponieważ ja jestem uczciwa wobec klientów, to nie będę tolerować tego, że ludzie niechcący się opowiedzieć ze znajomości zawodowej ze mną i tego, jak ich oszukałam i naciągnęłam, nazywają mnie publicznie właśnie oszustką i naciągaczką.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 31 lipca 2012 o 18:47

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 22) | raportuj
31 lipca 2012 o 18:40

"Takie wróżbiarstwo" - jakie? Rozwiń wypowiedź, popisz się swoją wiedzą na temat mojego zawodu i sposobu, w jaki wykonuję swoje zawodowe obowiązki. I jej źródłami, jestem bardzo ciekawa.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 23) | raportuj
31 lipca 2012 o 18:37

Że mówiłam prawdę - mam. Stuprocentową. Jestem też pewna, że ty też masz pewność, że jestem naciągaczką, bo publiczne nazywanie mnie tak mam zamiar ścigać prawnie.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 21) | raportuj
31 lipca 2012 o 18:30

Wiesz, nie zastanawiałam się nad tym, wskaż mi jakieś przypadki, w których oszukiwałam ludzi, najlepiej tak w formacie data - nazwisko - przedmiot oszustwa, to pomyślę. Bo zapewne masz jakieś dowody, konkretną wiedzę o tym, że oszukiwałam ludzi, skoro nawet tego nie zarzucasz, a przyjmujesz za pewnik? Przecież każdy myślący człowiek, który nie daje się nabrać na oszustwa, zastanowiłby się dwa razy, zanim by kogoś pomówił, czyż nie tak?

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 31 lipca 2012 o 18:30

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 31) | raportuj
31 lipca 2012 o 18:26

Niejako specjalnie to bardzo, bardzo delikatne określenie. Oczywiście, że zrobiłam to specjalnie, z czystą i zimną premedytacją sprawdzałam, z jak wielkim idiotą zetknął mnie los.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 43) | raportuj
31 lipca 2012 o 18:23

@ gorzkimem Oto myśl przewodnia: zaczynam podejrzewać, że rozmawiam z osobą niespełna rozumu, a już na pewno o upośledzonym skillu konwersacyjnym, więc podaję numer domowy i odbieram. Normalny człowiek po drugiej stronie zorientowałby się, że procedura zawiodła i zaczął szukać słabych punktów. A na wypadek, gdyby rzeczywiście słabował na umyśle, podaję numer komórki, na którą przed chwilą dzwonił, na którą też dzwoni po chwili kolejnej - wciąż jakby nie zdając sobie sprawy, że w ten sposób rozmawiać z moim mężem nie będzie. Jak widać, mój test na dysmózgię u ludzi dał pozytywny rezultat, zarówno w odbieraniu telefonów, jak i komentarzach powyżej.

[historia]
Ocena: 19 (Głosów: 35) | raportuj
31 lipca 2012 o 17:07

Żeby mnie wnerwiać, kiedy rano dzwoni. Nigdy nie zapomniałaś komórki?

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 35) | raportuj
31 lipca 2012 o 17:05

Gdybym wypiła, to może znalazłabym jakąkolwiek myśl przewodnią w tych telefonach. Albo wymyśliła wersję wydarzeń na tyle abstrakcyjną, że robiłaby za tło motywujące i nie miałabym mindfucka. Póki co, czekam, czy pan nie zadzwoni jutro, może wreszcie się dowiem, co to za ważna wiadomość biznesowa. Nawet się założyłam z mężem, czy będzie więcej prób niż 4 i czy będą już mieli numer na komórkę.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
31 lipca 2012 o 16:01

@ Kamisha Nawet jeżeli on mnie zna, to ja nie przyznaję się do znajomości z nim. Co do dostępności lekarzy, niewyłapania mnie i reszty: wam się naprawdę wydaje, że byłam najcięższym przypadkiem? Obok mnie siedział facet, któremu dłoń przeszła chyba przez maszynkę do mielenia. I czekaliśmy, aż skończą opatrywać jakiegoś poparzonego chłopaka. Na liście pacjentów, którymi trzeba się szybko zająć nie lokowałam się nawet w pierwszej dziesiątce. Lekarzy było trzech, właśnie tak, jak zwykle tam bywa. Nie wiem, jakimi wyznacznikami Dqui i maverick777md się kierują przy wyznaczaniu swojego "zwykle", ale efekty trochę odbiegają od tego, co miałam okazję zaobserwować. Młyn tam mieli niesamowity, owszem. Przypadków zwyczajnego braku mózgu pewnie też trochę się trafiło. Niemniej jednak, stażystka, na którą się nadziałam, czasu miała aż nadto. Wiem to stąd, że wróciłam do szpitala, znalazłam pielęgniarkę, żeby jej podziękować i znalazłam też stażystkę, która powinna być na oddziale chorób wewnętrznych, ale, jak się okazało, lubi sobie urozmaicić pracę wycieczkami we wszystkie inne miejsca, bo tamtejsi chorzy już jawnie okazują jej wrogość. Czemu się w najmniejszej mierze nie dziwię, bo do nich odnosi się tak samo, jak do mnie. Dqui, mała rada od stałej pacjentki szpitali: większość ludzi kontakt z medycyną ma o wiele lepszy niż z serialami medycznymi. Po prostu są pacjentami. Co więcej, są pacjentami ze społeczeństwa informacyjnego, więc bez problemu docierają do informacji o standardach procedur, są też na tyle bezczelni, że potrafią sięgnąć do źródeł i zweryfikować to, co im mówią lekarze. A nawet jeżeli nie robią tego, to mają oczy, uszy i rozum. Chwila złośliwej prywaty: wiem, że najlepiej leczy się bezwolnych kretynów, takimi też najlepiej się rządzi i steruje. Ale nie ma tak dobrze. Żeby nie spodziewać się, że w pracy będzie się mieć sytuacje ekstremalne, to trzeba chyba być całkowicie oderwanym od rzeczywistości, albo od samego początku ostro przeć w stronę luksusowej medycyny estetycznej. Ale jakoś nie widzi mi się, żeby dermatolodzy wyspecjalizowani w rewitalizacji i podobnych lądowali na sorach i izbach przyjęć i zachowywali tam swoje złudzenia.

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 20) | raportuj
30 lipca 2012 o 21:27

Do mnie dotarła superatrakcyjna oferta pracy na wykopaliskach. Organizowanych przez Bardzo Poważnie Nazwaną Organizację, w praktyce jakichś idiotów szukających jeszcze większych idiotów. Przemyślenie sprawy zajęło mi 3 minuty, potem zwyczajnie oplułam oferenta. Wykopaliska zagraniczne, warunki klimatyczne wręcz skrajnie mi nieodpowiadające. Podróż (mało atrakcyjny turystycznie kierunek podróży, podejrzewam, że najtaniej wyszedłby lot balonem), wiza, ubezpieczenie na mój koszt. Do tego lista niezbędnych badań i szczepień. Niektóre kosztowały w setkach, niektóre w tysiącach. O kilku już ze studiów wiedziałam, że nie można ich dostać w Polsce i musiałabym za nimi jeździć do Berlina. Wykopaliska obliczone na 10 tygodni, praca po 10-12 godzin dziennie (w praktyce wychodzi dłużej), świątek piątek i niedziela. Praca tak samo fizyczna, jak umysłowa, teren trudny geologicznie, topograficznie, klimatycznie i - co jest najgorsze - politycznie. Żarcie najlepiej zabrać ze sobą już z Polski. Wodę też, bo jest z nią duży problem. Wykopaliska nie pionierskie, ale poprzednia ekipa zostawiła po sobie wśród miejscowych bardzo złe wspomnienie, obcy nie są lubiani. Sprzęt jakiś jest, ale jak ktoś ma dobry (czytaj: jakikolwiek), to też powinien zabrać. Wynagrodzenie: 5000 zł brutto. Odrzucenie oferty doczekało się świętego oburzenia "ależ jak pani może, taka szansa, taki prestiż, takie zaufanie, że panią dopuszczamy do udziału!".

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
24 lipca 2012 o 11:21

@ up Uderz w stół, a nożyce się odezwą.

[historia]
Ocena: 25 (Głosów: 45) | raportuj
23 lipca 2012 o 22:37

I tak właśnie wyglądają dyskusje na odległość - zadaj pytanie, a stwierdzą, że nie będą ci zabierać czasu odpowiedzią. Co nie przeszkadza im jednocześnie mieszać cię z błotem i zarzucać nieuczciwości. Cóż, babcia mówiła, że niektórzy ludzie muszą mieć kogucich przodków - piania wiele, jajek wcale.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 23 lipca 2012 o 22:38

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 29) | raportuj
23 lipca 2012 o 22:10

Nie przekonałam? Tak bardzo jest mi z tego powodu wszystko jedno. :-) A ty nie odpowiedziałeś na moje pytania, łącznie z ostatnim.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 12) | raportuj
23 lipca 2012 o 22:03

A skąd ludzie mają wiedzieć, jak gdzie gotują, jeżeli wcześniej nie wezmą czegoś do ust? Dzwonić po wszystkich znajomych i pytać, czy ktoś już czegoś tam nie jadł? Pytać wychodzących i wchodzących? Zadzwonić do Gesslerowej, czy robiła tam rewolucję?

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
23 lipca 2012 o 22:00

1) Ludzie zachowują się tak z powodu wiedzy. Wiedzą, że mają 90% szans na to, że dostaną coś za darmo, że jest młyn i nie są jedyni (motywacja "bo inni też tak robią" przekona kurczaka, że umie latać), że załoga wymienia się bardzo szybko i niedługo nikt nie będzie ich pamiętać, wreszcie że mogą przez następnych kilka miesięcy chodzić do innego baru albo konkurencji. Gdzie też odstawią podobny cyrk. 2) Czasami ma się pecha - spotyka się kogoś, kto chce się po prostu wyładować. W pracy opieprz od szefa, ciąża/brak ciąży, mąż ma kochanka, dziecko urodzi dziecko, premia przepadła, cokolwiek. Wtedy wywala się złość na pierwszą lepszą osobę, niekiedy sama tak mam, po kilku godzinach przychodzi otępienie i zwątpienie, a potem kilka godzin wstydu. Czasami przepraszam przy następnej okazji, czasami nie ma okazji, czasami jestem traktowana własnym sposobem. Ryzyko pracy w szybkim kontakcie z klientem. 3) Czasami awantura jest w pełni zasłużona, jak wtedy, kiedy gość w McRzygu jedną sałatkę robił mi 15 minut - osobno musiałam mu przypominać o sosie, widelcu, serwetkach, w końcu samej sałatce, którą i tak dostałam złą. Nieogarnięty był, ale awanturę zrobiłam, bo rzeczywiście - płacę i wymagam tego, za co zapłaciłam.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 7) | raportuj
23 lipca 2012 o 20:58

"Mam okres - uniwersalna odpowiedź, motywacja, usprawiedliwienie, wymówka, cokolwiek na wszystkie okazje"

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 52) | raportuj
23 lipca 2012 o 20:48

@ kefir No bardzo nietrafiona. Karty, z których wróżę, tak samo jak kosmogramy są bardzo faktyczne, tak bardzo, że aż mogę je wziąć w palce, podnieść i przełożyć w inne miejsce. Metodyki i podręczniki wróżbiarstwa, niewiarygodne, też mogę! A jak w kogoś rzucę kamykami wróżebnymi z Rosji, to najpewniej na czerepie zostanie po nich nie mniej faktyczny guz. Konferencje i sesje szkoleniowe również uważam za bardzo faktyczne, ale możliwe, że tylko mi się śniły, wszak ludzki umysł zawodny i podatny na manipulacje jest. Wróżbiarstwo jest niezwykłym darem? Patrz pan, a przez cały czas w pracy sądziłam, że jest dyscypliną praktyczną! To ci niespodzianka. Chętnie poznam tego niezwykłego darczyńcę, może ma jeszcze jakieś podarunki w zanadrzu. Wróżbiarstwo jest uznawane przez wiedzę tajemną? Seria krótkich pytań: przez kogo konkretnie? Gdzie można zaznajomić się z wynikami badań nad taką tajemniczością? I, najważniejsze, jak się ta tajemnica przejawia? Bo z metodykami i podręcznikami wróżbiarstwa, prasą fachową, forami, opracowaniami historycznymi, kulturoznawczymi, antropologicznymi, ostatnio nawet językoznawczymi, z nowymi wydaniami tekstów klasycznych, ba, nawet z nagraniami z międzynarodowych konferencji naukowych i metodycznych można się zapoznać bez specjalnych trudności. Zaprawdę, wielce tajemna jest wiedza, którą przekazuje się w ramach szkolnictwa średniego i wyższego, z której można zrobić magisterium... niezawodnie misterium, w które jeszcze nie zostałam wtajemniczona. Rada dobrej wróżki, taka od serca: stereotypy nie zawsze są najlepszym drogowskazem życiowym. A logiki twojego rozumowania mogę tylko gratulować: to, że twierdzisz, iż ludzie przychodzą do mnie z powodu moich bliżej nieokreślonych "specjalnych zdolności" jest dowodem na to, że je sobie przypisuję. Stary, wymiatasz! Ponownie proszę o wskazanie miejsca, w którym zdradzam się z myślami, że "mam jakieś specjalne zdolności". Bo mam, fakt, na przykład zajebiście piekę sernik. :D

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 40) | raportuj
22 lipca 2012 o 23:10

Ciekawe, że wszyscy wiedzą więcej na temat tego, co powinny wiedzieć wróżki od samych zainteresowanych. Tajemnica, której od dawna nie mogę zgłębić. :P

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1012 13 następna »