Profil użytkownika
Werbena ♀
Zamieszcza historie od: | 20 lutego 2011 - 23:23 |
Ostatnio: | 27 stycznia 2014 - 15:24 |
O sobie: |
Z wykształcenia kopaczka dołów i wieśniakolożka, z zawodu wróżka, z charakteru paskuda, jędza i stworzenie aspołeczne. Ruda, podła, cyniczna. |
- Historii na głównej: 42 z 50
- Punktów za historie: 49256
- Komentarzy: 335
- Punktów za komentarze: 4379
I 40% lektur do przeczytania w ciągu tych 6 lat oraz większość piśmiennictwa fachowego po angielsku?
Dostaje baty na osiedlu, ale to środek wychowawczy o niskiej skuteczności. Za to rodzice całej klatce rozpowiedzieli, że są nie do ruszenia, bo sąd rodzinny, ze względu na dobro ciężko chorego dziecka (do cholery, nie dowiedziałam się nawet, na co chorego) postanowił o nadzorze kuratora (zasądzonym już lata temu) i zgłoszeniu się rodziców do poradni pedagogicznej. Odszkodowania za sukienkę i materiały z pracy mogę się domagać na drodze cywilnej, ale podejrzewam, że sąd popuści pod siebie ze śmiechu, kiedy przeczyta opis sprawy.
Zmodyfikowano 2 razy Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2011 o 10:57
W liceum i na I roku psychologii dawałam korki z biologii i angielskiego. Kiedyś trafiłam na mamuśkę, która słuchała przez cały czas i chciała mi płacić tylko za te momenty, kiedy MÓWIŁAM, bo przecież za ten czas, kiedy jej córka rozwiązywała zadania, nic mi się nie należy. Znormalniała już po pierwszym razie, kiedy wrzasnęłam o podwójną zapłatę, bo skoro siedziała obok i wszystko słyszała, ba, darła się o kopię zadań dla siebie (kontrola podstawą zaufania), to nauczam dwie kretynki, nie jedną, a nie taka była umowa. Następnym razem stwierdziła, że muszą wyjść, więc korki skracają się o pół godziny i "oczywiście, za ten czas ci nie płacę, bo nie pracujesz". Ale zapłaciła, kiedy wrzaskiem wytłumaczyłam jej, że ten czas zarezerwowałam dla nich z góry i albo buli za całość, albo widzi mnie przedostatni raz w życiu (ostatni byłby wtedy, kiedy oblewałabym jej drzwi benzyną).
Mam pytanie: ILE kierunków humanistycznych skończyłeś, żeby z taką pewnością twierdzić, że wszystkie uczą tylko teorii, za to wyłączają opcje kreatywności, myślenia analitycznego i heurystycznego? Jako potrójna humanistka z zadatkami na poczwórną mówię Ci: błądzisz.
Dwa lata temu dowiedziałam się, że facet się zapożyczył, żeby iść do jakiegoś znajomego moich rodziców, a zapytany przez sędziego, dlaczego wydał aż tyle na wizytę, odparł, że żaden specjalista poniżej jego klasy nie umiałby mu pomóc "i to właśnie, wysoki sądzie, najlepiej świadczy o tym, jak wielka jest moja szkoda!". Sąd argumentację podzielił. :D
Idź do psychologa w związku z przeżytym stresem, najdroższego, jakiego znajdziesz (najlepiej jedź do profesora najbliższego uniwersytetu) i koniecznie weź rachunek za wizytę. Potem dorzuć go do dokumentów procesowych i domagaj się nie tylko zwrotu kosztów wizyty jako odszkodowania, ale też zadośćuczynienia za stres i problemy emocjonalne.nJako dziecko psychologów ręczę, że działa w 99,9% przypadków.
Ale że niby o co chodzi? Piszesz, że "służba zdrowia" nie funkcjonuje. Uznany słownik, nie podając żadnego kwalifikatora przy definicji, udowadnia, że jak najbardziej funkcjonuje, także w Ministerstwie Zdrowia, co widać np. tutaj: http://www.mz.gov.pl/wwwmz/index?mr=m111111&ms=&ml=pl&mi=&mx=0&mt=&my=0&ma=09791nnPrzy okazji, od kiedy mamy niefaktyczne stany prawne?
Czasami warto zaglądać do słowników, zanim orzeknie się śmierć kolokacji.nhttp://sjp.pwn.pl/szukaj/s%C5%82u%C5%BCba%20zdrowia
Tym bardziej nie sprawdza ich lekarz, tylko z pharmindexu bierze kolejny z tej samej grupy, a najlepiej dwa, bo przecież jeden może nie podziałać. Na przykład ten lekarz, który ostatnio kazał mi "wziąć jakiś rutinoscorbin albo co tam chcę, byle dużo" przy ropnym zapaleniu ucha. Bardzo też wątpię, żeby nie myślał, że substancją czynną w panadolu jest panadol, a w apapie apap. Paracetamol wg niego powinien nazywać się przecież paracetamol.nnNaprawdę, przy dzisiejszym poziomie wyedukowania i zaangażowania lekarzy trzeba mieć ślipia w rzyci, że zacytuję Biernata, żeby nie umrzeć od samej terapii.
Na dobrą sprawę wszystko wchodzi w interakcje ze wszystkim, a to, czy będą odczuwalne dla kogoś, kto to bierze, zależy od szeregu czynników, z których wiek, alergie, hormony i masa ciała to tylko przykładowe. Podobnie wszystko można przedawkować, stara zasada Paracelsusa. A jeżeli komuś się wydaje, że lekarz pomyśli nad tym, że czegoś nie należy brać z czymś innym albo w ogóle podawać, to niech się obudzi. Kiedy sobie przypomnę moją "terapię" makrolidami, mimo wielokrotnego powtarzania, że mam bardzo ostre reakcje alergiczne, to mam ochotę znaleźć lekarza i dożylnie podać mu strychninę.
Verbena to taka firma, która robi cukierki. :P Napisz do nich, może wiedzą, gdzie przyjdzie paczka.
Sorry, ale skoro liczą na to, że nic się nie wydarzy, to po co w zasadzie istnieją ratownicy i karetki? Przecież może się nic nie stać (tak, to ironia).
Od kilku lat pracuję w czasie zabaw sylwestrowych, wróżki mają wtedy duże wzięcie. Zazwyczaj zaczyna się już dwa dni wcześniej, telefonami z prośbą o "krótką wypowiedź dla Kolejnego Szmatławego Portalu" i nagłym wysypem klientów, co podkręca nerwową atmosferę. W samego sylwka pojawiam się na miejscu imprezy już koło 17, żeby zobaczyć, czy wszystko gra. Co 2-3 h robię pół godziny przerwy (herbata, miód z cytryną, bo chore gardło to śmierć dla wróżki, przekąska, wizyta w toalecie i jedziemy dalej). Zazwyczaj wychodzimy z dziewczynami o 4 rano. Po zaledwie 10 godzinach jesteśmy tak rześkie, jak stare gąbki szkolne, a przecież wysiłek fizyczny ogranicza się tylko do mówienia (za to psychiczny nadrabia z nawiązką), możemy siedzieć na tyłkach i jeszcze dostajemy ciepły posiłek. Nie wyobrażam sobie 48 godzin nieustannej spiny i wyjazdów, skoro po 10 godzinach pracy marzę tylko o kąpieli, herbacie i tym, żeby ktoś mi wygrzał łóżko.
Zatem to nie jest "non-stop", tylko pomieszkiwanie w miejscu pracy. Non stop jest wtedy, kiedy przez cały czas musisz być przytomny, skoncentrowany i gotowy do przykładnego wypełniania swoich obowiązków, a nie śpisz. Jeżeli nie jedziesz na prochach, z czysto biologicznego punktu widzenia to mało realne.
Doprawdy, tylko przez niego? "Teoretycznie powinien być zawsze pracownik, który jest w stanie mnie zamienić." - pytam zatem, gdzie był ten pracownik, skoro ZAWSZE powinien móc zmienić ratownika? nPoza tym, nie chciałabym, żeby o moim życiu decydował ktoś, kto pracował przez 48 godzin - po takim czasie nieustannej aktywności albo ma się sieczkę psychiczną, albo jest się robotem.
Polecam skontaktowanie się z najbliższym instytutem botanicznym i zakupienie nasion kilkunastu roślinek (mogę podać część nazw w privie) i wysianie "z wiatrem" nad ziemią sąsiada. Krówki będą zdychać, aż smród od padliny pójdzie, bo sąsiad nie zdąży z utylizacją.
Czym innym jest dbanie o czystość języka (na marginesie, polecam lekturę książek Ireny Bajerowej i przyjrzenie się temu, jak interferencje i modyfikacje wpływają na jego rozwój), a czym innym zwyczajne gnojenie bez wskazania konkretnego błędu i wyjaśnienia, dlaczego jest błędem, żeby sobie tylko samoocenę podnieść.
Loszinda, nie za bardzo masz w co się wczytywać - średnio 95% ogranicza się do trollingu, ich historii nie uświadczysz. Ale już po komentarzach widać, że przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli.
Na ostatnim pogrzebie, na którym byłam, wdowiec nie tylko napluł na grób, ale był bliski tego, żeby go obsikać przy całym kondukcie, a ja, wraz z większością żałobników zresztą, dziwiłam się, jakim cudem matka ziemia taką sucz jak nieboszczka przyjęła i od razu nie wypluła z obrzydzenia (zamiast otruć męża, przez pomyłkę sama się otruła), więc reakcja dresika nie jest dla mnie jakimś wielkim szokiem.
W moim świecie służbie się płaci, a nie każe całować w dupę z przyklęku za istnienie cokolwiek wątpliwej jakości. A jeżeli kogoś na służbę nie stać, to niech się liczy z tym, że za myślenie, że przypadkiem jest inaczej, od nie-służących może nawet dostać w łeb, jak widać na załączonym obrazku, pusty.
On już został zidentyfikowany, wystarczył telefon do znajomej z jego instytutu. :D
@groszkowa To się wyloguj, znajdź wygodne buty i idź po rozum do głowy.
Ale zabrał, skoro podpisałam umowę na przewóz szczególnej przesyłki. Paniusia z infolinii bardzo szczegółowo wytłumaczyła mi, że to specjalnie kosztuje, ale jakoś nie była ciekawa, czym jest kwas butanowy. Zapłaciłam jak za zboże, ale warto było. Oznaczenie oczywiście było, a to, że większość ludzi wolała spać na chemii w podstawówce i nie potrafi czytać wzorów sumarycznych, to nie mój problem - w przenośni i dosłownie. :P
Gdzieś mam skserowany artykuł o zamawianiach ludowych, chyba Folia Ethnologica puściły przeglądówkę maaaasę lat temu. Taki białoruski albo bośniacki zagawor zapewne uzyskałby wysokie noty w robieniu wrażenia.
U mnie osobiście z kwestiami medycznymi jest trochę na bakier, o rodzinnych i osobistych powiązaniach z medykowaniem już się rozwodziłam, za człowieka z tej branży nawet wychodzę. Kiedy słyszę, że ktoś opowiada o objawach, które pasują do jakiejś grupy schorzeń, mówię "nie jestem lekarzem, ale wiem, że takie symptomy mają takie i takie choroby, więc warto by zrobić takie i takie badania". Wchodząc na wyższy stopień ogólności, wmawianie komuś, że ma jedną, konkretną chorobę to czysta głupota, zresztą, nie ma metod wróżbiarskich (przynajmniej powszechnie stosowanych), które mogłyby wskazać właśnie wadę serca, uszkodzenie płata czołowego, pęknięcie trzeciego żebra czy cokolwiek innego. Tamta wróżka musiała chyba wypisywać rozmaite patologie organizmu na karteczkach i losować. Oszustwo i naciągajstwo.