Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Werbena

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2011 - 23:23
Ostatnio: 27 stycznia 2014 - 15:24
O sobie:

Z wykształcenia kopaczka dołów i wieśniakolożka, z zawodu wróżka, z charakteru paskuda, jędza i stworzenie aspołeczne. Ruda, podła, cyniczna.

  • Historii na głównej: 42 z 50
  • Punktów za historie: 49256
  • Komentarzy: 335
  • Punktów za komentarze: 4379
 
[historia]
Ocena: 28 (Głosów: 34) | raportuj
9 lipca 2011 o 14:43

Został odstawiony od łoża z bardzo precyzyjnym (i głośnym) wyjaśnieniem, dlaczego. Od stołu nie mogłam odstawić, bo nadal gotuje główna bohaterka historii. -.- Ale buc śpi na podłodze.

[historia]
Ocena: 32 (Głosów: 32) | raportuj
9 lipca 2011 o 14:40

Mi do śmiechu nie było, bo przy gościu znaleźli nóż i cieszę się, że nie doszło do walki, bo choć takie typki noszą różne rzeczy głównie dla postrachu, to w trakcie szamotaniny można kogoś zabić nawet przypadkiem. I przestrzegam - nie wpuszczajcie do mieszkania nikogo, kto budzi podejrzenia, złodzieje są coraz bezczelniejsi i przebierają się za przeróżne osoby, ksiądz to tylko jedna ze sztuczek. Od policjantów dowiedzieliśmy się, że jakaś kobieta grasuje "na nauczycielkę" - wybiera domy, gdzie mieszkają dzieci w wieku szkolnym, przychodzi i udaje, że chce porozmawiać o dzieciach, robi nawet wywiad środowiskowy, żeby wiedzieć, jak się nazywają.

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 1) | raportuj
30 czerwca 2011 o 14:53

Wpieniłam się. Jakim prawem oceniamy pracę dziekanatu? Takim, że efekty tej "pracy" (niejednokrotnie polegającej na niszczeniu lub gubieniu dokumentów i znieważaniu studentów, co znajdzie swój finał w sądzie) dotyczą bezpośrednio nas i w nas są wymierzone. Jakim prawem ty odmawiasz obsługiwanym ludziom oceny tego, z czym mają do czynienia? Ale w jednym masz rację - "do zadań Pań z dziekanatu nie należy usługiwanie studentom tylko praca administracyjna, tak aby tym studentom i uczelni w papierach się wszystko zgadzało". Bo papier zawsze będzie najważniejszy.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
26 czerwca 2011 o 21:17

Droga Morticio, niestety, nawet przejście na emeryturę nie sprawia, że wspomniane panie żegnają się z zawodem, a z nadmiarem papierologii radzą sobie przez niszczenie dokumentów, którego doświadczyłam na własnej skórze, zatem ośmielam się twierdzić, że twoje rozważania muszą pozostać w sferze pobożnych życzeń, póki starsze pokolenie zwyczajnie nie wymrze.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 13) | raportuj
26 czerwca 2011 o 21:06

Uczelnia nie jest taka zła, tylko czasami zatrudnia nieodpowiednich ludzi. Osoba, która ze mną rozmawiała w sprawie ugody, zwyczajnie nie wiedziała, kim jestem, myślała, że wciąż studiuję - i wtedy to chyba jest standardowy tekst (mimo że nawet wtedy jest wrednie, ale, jak mawiała moja promotorka z etno, z uczelnią student jeszcze nigdy nie wygrał). Pójście do mediów, choć mnie kusi, ma jedną, wielką wadę - ja też tych papierów nie powinnam mieć w rękach, nie chcę dokładać problemów komisji. :/

[historia]
Ocena: 36 (Głosów: 36) | raportuj
26 czerwca 2011 o 20:28

Ten cyrk ma ciąg dalszy. Pomijając machinę prawną, uczelnia zaproponowała mi "ugodę". Oni "oferują się ograniczyć wachlarz stosowanych wobec mnie sankcji", jeżeli wycofam zeznania i zobowiążę się do nieinformowania mediów. Zapytałam, jakie konkretnie będą te sankcje i po usłyszeniu "zawieszenie w prawach studenta, usunięcie z senatu uczelni, samorządu studenckiego, ze skreśleniem z listy studentów włącznie" roześmiałam się w głos. Osoba, która ze mną rozmawiała, była tak zaskoczona tym, że już skończyłam studia i z listy studentów skreśliłam się w pewien sposób sama, że usłyszałam "to niemożliwe". Po stwierdzeniu, że moja dobra wola, przejawiająca się tym, że jeszcze nie poszłam do prasy z historią traktowania przez uniwersytet dokumentów, za które jest odpowiedzialny, właśnie zaczyna się kończyć i jeżeli chcą się układać, to czekam na sensowną propozycję, wyszłam. Nie wiem, gdzie trzeba mieć swoją godność, żeby rozmawiać z człowiekiem w sprawie ugody przedprocesowej i nawet nie wiedzieć, jaka jest jego sytuacja wobec nas. Z rozmowy wynikało, że uczelnia czuje się pokrzywdzona moim działaniem na jej szkodę. Dyplom i tak muszą mi wydać w przepisowym terminie (rozporządzenie MNiSW stwierdza, że dyplom musi zostać wydany w ciągu 30 dni od obrony, ostatnio wyciągnęłam go właśnie strasząc pozwem za bezprawne przetrzymywanie dokumentów), więc "wachlarz sankcji" przedstawia się cokolwiek nieszczególnie.

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 17) | raportuj
23 czerwca 2011 o 16:26

Należy zatem spalić tekst długi na 43458 znaków bez spacji (aż sprawdziłam), ponieważ autorka pomyliła aż ~0.0046% jego zawartości o zerowym znaczeniu dla całości, a to przekreśla jego wartość i czyni go bezużytecznym. Powtórzę się - ludzki rodzaj nieustannie mnie zadziwia.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 23 czerwca 2011 o 16:27

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
23 czerwca 2011 o 16:03

Głęboką wiedzę na temat układania horoskopów (i samego języka) zalecam zdobyć także tym, którzy raczą innych truizmami w rodzaju "każde słowo jest ważne", nie zawsze zgodnymi z prawdą, to po pierwsze. Po drugie, zapraszam do podzielenia się innymi uwagami na temat mojego nieprofesjonalizmu i nieprzykładania się do pracy, najchętniej z podaniem konkretnych dat i spraw - będę niezwykle wdzięczna za informacje zwrotne od niezadowolonego klienta, który - zapewne z tylko sobie znanych powodów - nie miał ochoty zgłosić zastrzeżeń osobiście. Bo przecież klientem był, sprawdził mnie i wyrobił sobie opinię, inaczej skąd czerpałby tak głęboką wiedzę na temat mojej pracy?

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 9) | raportuj
23 czerwca 2011 o 15:36

Wybieram opcję "jestem człowiekiem i rządzą mną ludzkie uwarunkowania", w tym prawo do zmęczenia i wynikających z niego pomyłek. Zawsze mogłam jej wydrukować tę stronę jeszcze raz, tym bardziej, że sama się zorientowała, że litera powinna być inna, a merytorycznych zastrzeżeń nie miała.

[historia]
Ocena: 5 (Głosów: 5) | raportuj
23 czerwca 2011 o 15:17

Nie, typowe "Imię - nazwisko - branża". A wielka szkoda, miałabym się z czego śmiać. :D

[historia]
Ocena: 11 (Głosów: 11) | raportuj
23 czerwca 2011 o 15:01

Zapłaciła już w poniedziałek, dlatego we wtorek mogliśmy to wysłać. Nie wiedziałam, że tacy ludzie jeszcze się trafiają, ale - jak mawiała moja babcia - każdemu jego zboczenie. ;)

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
23 czerwca 2011 o 11:05

Wnioski zawsze powinno się wyciągać. ;) Nie, nie polegamy na "ogólnej definicji". We wróżbie jest coś, co nazywa się "komponentem nieokreśloności", ale przejawia się najczęściej w opisie procesu zamiast przedmiotu, kiedy przedmiotu zwyczajnie się nie zna. Jego nasilenie jest zależne od przyjętej metody wróżbiarskiej, im konkretniejsza metoda, tym mniejszy udział komponentu N. Astrologia, a szczególnie niektóre jej rodzaje, np. horarna, posługuje się nim w nikłym stopniu, tasenografia, żeby daleko nie szukać, albo tufromacja - tam jest silniejszy, ale wynika to z samego sposobu wróżenia, popiół ma mniejszy "potencjał" informacyjny. Dlatego najczęściej wróży się z kart albo układa horoskop - najwygodniejsze i najlepsze dla klientów.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 7) | raportuj
23 czerwca 2011 o 10:59

(jak ja lubię takie sytuacje) Powiedz mi - tylko szczerze - ile razy widziałeś "przykładową" wróżbę albo horoskop? Pomijając te z gazet i telewizji, bo średnio rozgarnięty człowiek jest w stanie domyślić się od razu, że z profesjonalizmem nie mają zbyt wiele wspólnego?

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
19 czerwca 2011 o 22:39

Ale że co z sennikiem? Onejromancja jest tak niestabilna i nieokreślona, że w ogóle nie mamy jej w profilu usług, ewentualnie wskazujemy senniki trochę lepsze od innych (czyli mniej pseudoezoteryki, więcej psychoanalizy), ale klienci muszą sami ich szukać w księgarniach i bibliotekach. Do tłumaczenia snów i tak wykorzystujemy (przynajmniej u nas) tarota, ale rzadko ktoś o to prosi.

[historia]
Ocena: 14 (Głosów: 14) | raportuj
17 czerwca 2011 o 23:05

@Eloe - pisałam o kulturotwórczym charakterze medycyny ludowej. @trolla - bo jest, ale indeks wędruje na obronę, żeby komisja mogła wypełnić odpowiednie strony. Potem powinni odnieść protokoły i indeksy do dziekanatu, żeby czekały na podpis dziekana. Tylko moja komisja składała się z trojga ludzi, którym bliżej na tamten świat, a skończyliśmy dobrze po 18 (bo sobie chcieli pogadać -.-), więc wcisnęli nam papiery, żebyśmy je sami odnieśli - przecież oni mają na głowie rozwój ogólnoświatowej nauki.

[historia]
Ocena: 28 (Głosów: 28) | raportuj
17 czerwca 2011 o 22:35

Pytałam o to w poradni prawnej - dopóki robię to w sposób jawny, w celu udokumentowania czynu zabronionego dla przyszłego postępowania przygotowawczo-sądowego i nie mam zamiaru rozpowszechniania tego nagrania, nie łamię prawa.

[historia]
Ocena: 21 (Głosów: 21) | raportuj
17 czerwca 2011 o 22:16

Wierz mi - akurat zabicie jej przyszłoby mi z wielką łatwością. Na szczęście nie zdążyła podrzeć wszystkiego, bo chyba musiałabym się bronić po raz drugi.

[historia]
Ocena: 39 (Głosów: 39) | raportuj
17 czerwca 2011 o 21:55

Za pierwszym razem, kiedy mi podarła papiery, rozpłakałam się (rozpieścili mnie w dziekanacie innego wydziału), bo oddawałam wniosek o dofinansowane badań studenckich i kompletowałam papierki prawie przez miesiąc - ale pierwszy raz się z czymś takim zetknęłam, więc posłusznie podreptałam żebrać o opinie, zaświadczenia, kosztorysy ponownie, a potem ścieśniłam podpis takim maczkiem, że czepiła się czytelności. Dopiero brat oświecił mnie, że za coś takiego co najmniej wylatuje się z pracy.

[historia]
Ocena: 15 (Głosów: 15) | raportuj
12 czerwca 2011 o 16:18

Pojęcia nie mam, bo nie miałam dołowania pod jej kierunkiem, z tego, co wiem, zajmowała się terenówką na długo przed moimi studiami i bardzo szybko przestała, przerzucając się na prace teoretyczne (miała coś do powiedzenia w sprawie każdego przedmiotu, który był choć trochę metodologiczny). Ogólnie kobieta była wesoła i śmiała się sama z siebie.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
10 czerwca 2011 o 23:10

Wróży (przynajmniej w salonach i centrach wróżbiarskich, które oferują kontakt bezpośredni), a wróżenia uczy. Uczy i często płaci słoną kasę za naukę, bo dobre szkoły są drogie, tak samo podręczniki i materiały. Udział w sesji szkoleniowej American Tarot Association, który mi się marzy, jest poza moimi finansowymi możliwościami. Niestety, szmatławce w stylu produkcyjniaków Jaśnie Pani z Białegostoku zalewają rynek, sprawiając, że ludzie, którzy przeczytali pierdoły w stylu "Tarot prosto i natychmiast" przychodzą i chcą dostać pracę od ręki. A klienci płacą za konkretne umiejętności i błyskawicznie rozpoznają ściemę. Zatrudnienie dyletanta jako wróżki przejdzie w call center podczepionym do wróżenia na antenie albo centrum internetowym, gdzie ma się pod ręką jakieś gotowe skrypty, słowniki symboli, zbiory wierszy(!), inne materiały i przy odrobinie wyobraźni można sklecić enigmatyczną wypowiedź bez ładu i składu. W salonie to nie przejdzie, ponieważ wróżka zarabia dzięki satysfakcji klienta, a nie temu, że zadzwonił/wysłał SMS. Klienci coraz częściej sami czytają fachową literaturę. Oszustkę rozpoznaliby w ciągu pięciu minut. Jeżeli ktoś zacząłby wymyślać horoskop, nie rozpoznając nawet planet i rodzajów oddziaływań, to 90% moich klientów zażądałoby z marszu zwrotu pieniędzy - choćby osłuchanie z innymi horoskopami pozwoliłoby zdemaskować naciągaczkę.

Zmodyfikowano 3 razy Ostatnia modyfikacja: 10 czerwca 2011 o 23:15

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 6) | raportuj
10 czerwca 2011 o 22:57

To nie do końca tak. Są kierunki, które jak najbardziej wypuszczają ludzi z zawodem - nauczycieli wszelakich, pedagogów, logopedów, speców od języka, redaktorów, psychologów, artystów, bibliotekarzy, informatyków, ekonomistów, bankowców, prawników, wszystkich z sektora medycznego, rolniczego, ogólnie przyrodniczego, ba, teologia kształci do konkretnego zawodu, nawet bardzo konkretnego. Polibudy nie mają monopolu na kształcenie zawodowe, ich absolwenci też mają duże problemy ze znalezieniem pracy. Problem tkwi w niedostosowaniu ilości kształconych (to już w ilości, nie liczby idzie) do możliwości (bo już nawet nie potrzeb) rynku. W sektorze technicznym rotacja zatrudnienia jest duża, tak samo jak tryb pracy - projektowy, szybki, nastawiony na efekty. W zawodach określanych jako humanistyczne, co tak naprawdę jest bez sensu, nacisk jest położony na pracę jako taką, dopiero przestawiamy się na model wysuwania efektów na pierwszy plan i polegania na własnej kreatywności. Niestety, wykształciliśmy już takie hordy ludzi, którzy nie potrafią wykorzystać plastyczności i zdolności szybkiej adaptacji do nowych potrzeb wiedzy i umiejętności, że to pokolenie chyba naprawdę jest skazane. A co do Pani Magister, to wątpię, żeby wysyłała gdzie popadnie CV z wróżeniem z fusów jako umiejętnością zawodową. :D

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 2) | raportuj
10 czerwca 2011 o 22:42

@reiko - masz sporo racji. Wyglądało na to, że ma dostać pracę, bo jest po jagiellonce, więc klękajcie narody. Swoją drogą, gdyby rzeczywiście umiała wciskać kit, jak chyba zamierzała, to mogła to zademonstrować w czasie rozmowy (i tak w niczym by jej to nie pomogło, ale może niesmak byłby mniejszy). Tymczasem dziewczyna skupiła się na przedstawieniu siebie jako człowieka wybitnego ogólnie (w końcu studiowała na prestiżowej uczelni), a wystarczyły 3 proste pytania, żeby wyszło na jaw, że u nas nie ma czego szukać. Wniosek jest prosty - nie ma najmniejszego sensu wypisać w CV niestworzonych rzeczy. Choć biegła znajomość 3 języków wygląda ładnie, to wystarczy podstawowa znajomość któregoś z nich po drugiej stronie, żeby rozpoznać cokolwiek naciągniętą biegłość. Podobnie z umiejętnościami zawodowymi - kłamstwo ma krótkie nogi i często się przewraca. Od czasu do czasu ktoś wpisuje rzeczy wzięte z sufitu, np. wróżenie z płomieni czy śniegu, licząc na to, że zrobi na właścicielce salonu wrażenie, a nie bierze pod uwagę tego, że ona zapyta o przydatność takich rzeczy w pracy w salonie, gdzie nie rozpalamy ognisk ani nie usypujemy zasp. I człowiek leży. Dla porównania - chłopaczek po USz miał bardzo przeciętne CV, za to czuć było, że szczere - angielski nie biegle, ale komunikacyjnie, niemiecki nie średniozaawansowany, ale potoczny, nie robił z siebie eksperta od wszystkiego i dlatego został zaproszony na rozmowę. Pracy nie dostał, ale zadecydowały inne powody niż udawanie alfy i omegi.

[historia]
Ocena: 24 (Głosów: 24) | raportuj
10 czerwca 2011 o 22:27

Najwyraźniej moja szefowa przestraszyła się konkurencji. ;)

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 15) | raportuj
10 czerwca 2011 o 19:14

Myślę, że tendencję mamy wzrostową, wprost proporcjonalną do tempa przyrostu produkcji kolejnych magistrów, ale dotyczy to tylko kilku uczelni (UJ bije rekordy, niestety, ale ludzie z UW, UAM i KULu też zadzierają nosa). Na przykład chłopak, który był przed nią, skończył uniwerek w Szczecinie i kiedy zapytałam go o zadowolenie z edukacji, powiedział od razu, że myśli o podyplomówce z andragogiki, bo choć studia były dobre, to chciałby dalej się kształcić.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
10 czerwca 2011 o 19:07

1) Przez kilka lat studiów miałam tylko sporadyczny kontakt z wartościową literaturą anglojęzyczną, która dotyczyłaby moich zainteresowań - zwyczajny brak takich publikacji. Może czas zmusić anglojęzycznych naukowców, by zajęli się pograniczami polskiego folkloru, bo etnologia łaknie takich publikacji, a twoja teoria gruntu prawdopodobieństwa? 2) W dyscyplinach przyrodniczych i technicznych może i angielski zaczyna dominować (choć rosyjski dobrze się trzyma), ale w naukach humanistycznych dominują języki narodowe lub dziedzinowe (nawet filologowie klasyczni wciąż muszą część swoich prac przygotować w łacinie i starożytnej grece), po angielsku są głównie materiały konferencyjne. A materiały konferencyjne mają to do siebie, że należą do najrzadziej wykorzystywanych publikacji naukowych, ich najważniejsze fragmenty są prędko tłumaczone. 3) Trudno mi wyobrazić sobie ten wyciągany przez ciebie brak bata w kontakcie z anglojęzyczną literaturą specjalistyczną, kiedy studiuje się np. którąś z filologii słowiańskich. W porównaniu z dostępną literaturą rosyjską wypada niezwykle nędznie. Sugerowałabym wyjście ze stereotypu wszechwładnego angielskiego. 4) Zatrudniając filologa, bardziej interesowałoby mnie to, czy zna jakiś język związany z tym, który studiował (np. u slawistów rosyjski, u romanistów włoski). Kierunek kierunkowi nierówny pod tym względem. 4) Poprawiałam wiele prac dyplomowych z polonistyki. Wiele z nich reprezentowało świetny poziom przy odwołaniu się wyłącznie do literatury polskiej - zagraniczna albo nie istniała, albo wyciągnie jej byłoby stratą czasu, bo to, co napisano po polsku, było aktualniejsze. Zresztą, znajdź wartościową i aktualną literaturę obcą (a już zwłaszcza angielską) np. na temat pochodzenia polskiego języka literackiego czy rozwoju samodzielności języka macedońskiego. Tematy równie dobre, co każdy inny. Życzę powodzenia.

« poprzednia 1 24 5 6 7 8 9 10 11 12 13 następna »