Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Werbena

Zamieszcza historie od: 20 lutego 2011 - 23:23
Ostatnio: 27 stycznia 2014 - 15:24
O sobie:

Z wykształcenia kopaczka dołów i wieśniakolożka, z zawodu wróżka, z charakteru paskuda, jędza i stworzenie aspołeczne. Ruda, podła, cyniczna.

  • Historii na głównej: 42 z 50
  • Punktów za historie: 49256
  • Komentarzy: 335
  • Punktów za komentarze: 4379
 
[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 1) | raportuj
28 lutego 2012 o 10:39

Są ludzie, którzy za granicą i tak mieszkają w izolacji językowej, np. dzielnicach chińskich albo meksykańskich. Podobnie Polonia - wcale częste są przypadki przeżycia kilkunastu lat i nieopanowania nawet podstaw języka kraju, w którym się mieszka. Ba. Nie trzeba być cudzoziemcem. W grupie na etno miałam dwóch Białorusinów, którzy otwarcie przyznawali, że nie znają białoruskiego, bo dla nich podstawowymi językami są polski i rosyjski. W Irlandii wciąż można spotkać osoby - choć głównie są w wieku 90+ i pochodzą z bardzo zapadłych dziur - które nie znają angielskiego, mówią tylko w ghaeilge. A na bośniackim miałam w grupie chłopaka o zerowych umiejętnościach językowych. Dobrze znał gramatykę, ale po jednym przykładzie na każdą regułę, dobrze radził sobie z rozpoznawaniem konstrukcji, alternacji, fleksją, ale mimo ponad 600 godzin nauki języka nie był w stanie sklecić najprostszego zdania. Podobnie miał z innymi językami. Czasami zwyczajnie nie ma się zdolności i choćby się skórę zjadło, nie opanuje się języka obcego, bo nie.

[historia]
Ocena: 4 (Głosów: 4) | raportuj
27 stycznia 2012 o 0:18

Poprawiać można niezdany egzamin, niezaliczone ćwiczenia skutkują albo warunkiem, albo, w przypadku I roku i/lub przedmiotu kontynuowanego - wywaleniem, bo nie można wziąć warunku. Przynajmniej wtedy tak było.

[historia]
Ocena: 9 (Głosów: 27) | raportuj
30 grudnia 2011 o 22:53

Jak przerażająca większość ludzkości, mylisz wróżkę z jasnowidzem. Tak dobrze to nie ma, zdjęcie i adres same się na kartce nie narysują, archanioł Gabriel też się nie objawi z danymi osobowymi. :P

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 12) | raportuj
30 grudnia 2011 o 22:23

Zgłoszone na policję, pocztę i do nadawcy - w końcu to on zleca wysyłkę. Sprawą zajęła się szefowa (jej pieniądze), więc wierzę w ukaranie winnych. Wnerwiliśmy się wszyscy, bo czekaliśmy na tę paczkę (głównie przez kalendarze). @kiniaaas007 - nie co roku, ale wtedy, kiedy trzeba. Karty szybko się wycierają, pojawiają się zadrapania, czasami zagięcia i zwyczajnie wyglądają nieładnie. Gros takich uszkodzeń to, niestety, wina klientów - 90%, nie wiedzieć czemu, chce wziąć karty do ręki. Zdarzą się jeszcze wypadki w stylu zalanie, zgubienie itd. Ostatnio obsługiwałyśmy dużą imprezę i ktoś po prostu wylał kieliszek szampana na talię koleżanki. Karty niby lakierowane, ale i tak się zdeformowały, nie można ich dobrze przetasować. Wiele osób usiłuje też ukradkiem "pożyczyć" sobie kartę. Pilnujemy ich, bo to w końcu narzędzie pracy i nie możemy co dwa tygodnie sprowadzać nowych prosto z Turynu albo Woodbury, ale przynajmniej raz na dwa lata wymieniamy talie, bo inaczej nie byłoby czym pracować.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 7) | raportuj
29 grudnia 2011 o 17:16

W 2005 ciągle można było zdawać starą, choć były to rzadkie przypadki, chyba trzeba było kończyć jakiś konkretny typ szkoły. A egzaminy wstępne zostały do dziś. 6 razy zaczynałam studia i 6 razy miałam egzamin - wszyscy, którzy zdawali starą maturę, muszą przejść przez egzamin. Zresztą, czym różni się "rozmowa kwalifikacyjna" od "egzaminu wstępnego"? To tak, jakbyś chleb nazwał razowcem.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 29 grudnia 2011 o 17:17

[historia]
Ocena: 17 (Głosów: 19) | raportuj
28 grudnia 2011 o 21:00

Kiedyś w czasie studiów przyszło mi wykazać się umiejętnościami rekonstrukcji i konserwacji ceramiki (w moim przypadku znikomymi). W grupie byłam razem z pewną Grażyną. W pracowni Grażyna, która takiej np. archeologii śródziemnomorskiej prawie nie zdała w trzecim podejściu, wymiatała, miała niesamowity dryg, sprawne dłonie i wyobraźnię. To, z czym nie radził sobie nawet opiekun pracowni, ona załatwiała w pół godziny. W palcach czuła, co się skruszy, co pęknie, co jest spoza obiektu (a w stercie kilkudziesięciu odłamków filiżanki i spodka znaleźć dwa malutkie trójkąciki, które są z innej sztuki porcelany, to naprawdę coś). Przed zaliczeniem pracowni pomagała z projektami każdemu w grupie. Z projektu dostała uznaniowe 6, z teorii drugie 6. Ale było jeszcze "kolokwium praktyczne", czyli oczyszczenie i posklejanie czegoś na miejscu, pod okiem prowadzącego. Grażynie tak trzęsły się z nerwów dłonie, że zrzuciła wszystkie szklane puzzle ze stanowiska. Prowadzący zbierał zęby z podłogi, my szliśmy w jego ślady, wszyscy pytamy, co, jak, dlaczego, może chora? Grażyna z płaczem wykrztusiła, że na zajęciach "to co innego, a teraz to na zaliczenie i ona się tak strasznie zdenerwowała..." Dostała 3 z praktyki, razem z ocenami z projektu i teorii wyszło jej 5, ale mindfuck został nam do końca sesji.

[historia]
Ocena: 12 (Głosów: 12) | raportuj
22 grudnia 2011 o 20:11

Dziękuję za wszystkie pozdrowienia, życzenia i wyrazy wsparcia. Lekarza i badania udało mi się załatwić prywatnymi drogami. Dzisiaj odebrałam wyniki. Cóż... nie jest dobrze, ale może nie być gorzej, jeżeli trochę się postaram. Chwila wypluwania żalu i jadu: od onkologa (prywatnie - dobrego znajomego mojego brata, pracują w jednym szpitalu) usłyszałam, że gdybym trafiła do niego właśnie w tym nieszczęsnym lutym, mogłabym iść co najwyżej na leczenie paliatywne, byłoby za późno i próbowaliby mnie leczyć tylko pro forma. Teraz przynajmniej możemy szukać sposobu, żeby się draństwa pozbyć. Jak już zapowiedziałam - nie zamierzam się poddawać.

[historia]
Ocena: 20 (Głosów: 24) | raportuj
15 grudnia 2011 o 20:23

Rozumiem, że musi odbierać fale żalu, rozpaczy i wściekłości, zmagać się z różnymi reakcjami i zachować swoją osobowość w całości. Pewnie też zrobiłabym wszystko, żeby jak najmniej przejmować się ludźmi, gdybym była na jej miejscu. Rzeczywiście, nie mogła zrobić niczego, żeby z lutego wyszedł grudzień, ale mogła zrobić jedno - okazać odrobinę taktu. Nie wiem, jak zachowałabym się na jej miejscu, ale nie jestem - stoję po drugiej stronie. Uciekłam nie dlatego, że zachowała kilometrowy dystans, ale przez sposób, w jaki to zrobiła. Przez całą rozmowę mówiła jak automat, jakiś syntezator mowy, całkowicie beznamiętnie i wyraźnie pokazując znużenie. Ludzie trafiają najpierw do niej. Jest pierwszą osobą w miejscu, w którym szukają pomocy, często bardzo rozpaczliwie. Przywitanie ich słowami "jak dla mnie możesz umrzeć" gdzieś, gdzie mają walczyć o ich życie, odbierają jako "jesteście skazani, nie dbamy o was". Gdybym nie znajdowała się pod ścianą, nie mogłabym sobie wyobrazić, jak czują się ludzie w takim momencie. Niestety, teraz mogę. Nie mam pewności, czy jestem chora poważnie, czy nie, ale gdybym miała białaczkę i usłyszała w miejscu, od którego oczekuję najważniejszej dla mnie pomocy, że mogę sobie umrzeć, wypowiedziane całkowicie wypranym z jakichkolwiek emocji tonem, załamałabym się tak, że pewnie zaniechałabym jakiejkolwiek walki o siebie.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 15 grudnia 2011 o 21:00

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
10 grudnia 2011 o 22:11

@Gryfu A ja wiem z własnego doświadczenia, że maturę z matematyki można zdać, nie ucząc się w czasie lekcji, w domu, gdziekolwiek. Przed maturą nie poświęciłam matematyce nawet jednej myśli, bo 150% czasu zabierały mi biologia z chemią. Na I roku matematyka ciągnęła się za mną jak widmo nieszczęścia, ale 4.0 wyciągnęłam z niej trzy razy. Nieszczęście zaczęło się, kiedy trafiłam na zajęcia ze statystki z kobietą, która - będąc doktorem matematyki Jakże Zajebistego Uniwersytetu - była święcie przekonana, że 50% z 4 to 200.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 15) | raportuj
10 grudnia 2011 o 20:31

Racja, zwolnijmy część naszych historyków z powinności znajomości dziejów Polski, bo akurat specjalizowali się w historii Sahary Zachodniej. Albo tłumaczy ze znajomości gramatyki, bo przecież w książkach i tak są gotowe zdania.

[historia]
Ocena: 7 (Głosów: 9) | raportuj
7 grudnia 2011 o 12:30

Prośba do panów: jeżeli planujecie zgubić portfel, nie wkładajcie do niego zużytych prezerwatyw. Trzech. Do jednego portfela.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
5 grudnia 2011 o 19:25

Jak podejrzewałam, ma zaburzenia osobowości na tle emocjonalnym i nie postrzega świata w kategoriach moralnych - dla niego nie ma różnicy między dobrem i złem. Na poły wrodzone, na poły wypracowane przez wychowanie.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 2) | raportuj
5 grudnia 2011 o 18:54

W Warszawie gabaryty to po prostu wielkie przedmioty wynoszone na śmieci.

[historia]
Ocena: 10 (Głosów: 10) | raportuj
30 listopada 2011 o 8:52

@mitzeh Mądrość narodu już dawno wytłumaczyła taką asekurację: uderz w stół, a nożyce się odezwą. Jak widać, lubią mówić nawet bez specjalnego zaproszenia.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 30 listopada 2011 o 8:53

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 5) | raportuj
28 listopada 2011 o 14:19

Moja kuzynka miała już przydzielone klasy i ułożony rozkład lekcji, kiedy dyrektor 1 września powiedział jej, że etatu jednak nie dostanie, bo jej córka postanowiła nie iść na wychowawczy i wróciła do szkoły. Na szczęście załapała się w biurze tłumaczeniowym, ale gdyby nie była specjalistką od dość rzadkiego w Polsce języka, a wybrała na studiach bardziej popularny, jak choćby ten nieszczęsny angielski, to miałaby poważny problem z pracą.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 3) | raportuj
28 listopada 2011 o 14:00

Niestety, ta najciemniejsza, z którą najczęściej się użeram, reprezentuje poziom mojego przedmówcy.

[historia]
Ocena: 1 (Głosów: 5) | raportuj
27 listopada 2011 o 17:45

Bo nie o to w nich chodzi. :P

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
27 listopada 2011 o 11:48

A ja pracuję w co drugą sobotę i to tylko pod warunkiem, że się na to każdorazowo zgodzę. :P

[historia]
Ocena: 8 (Głosów: 8) | raportuj
27 listopada 2011 o 0:02

Wygląda na to, że w tej chwili nic się nie da zrobić. Kuratorka ma przychodzić częściej, ale w poradni pp pracuje moja koleżanka, która na nazwisko "Damian O." robi się zielona i mówi, że jemu pomogłaby tylko lobotomia. Bardzo liczyłam na to, że sąd rodzinny wyśle go na obserwację psychiatryczną, a stamtąd już by nie wyszedł, mogłabym to załatwić, ale pozostaje mi nieć nadzieję, że ktoś go w końcu cichcem ukatrupi cegłą.

[historia]
Ocena: 3 (Głosów: 3) | raportuj
26 listopada 2011 o 23:51

Były trzy przypadki, kiedy wstąpiłam na wojenną ścieżkę ze sklepem i za każdym razem skończyło się to zwolnieniem pracownika, który celowo wprowadził mnie w błąd/nie wywiązał się z umowy jako przedstawiciel sklepu/szedł w zaparte w naruszaniu moich praw. Jak już wspomniałam, wystarczyło uczynić zabawę zbyt drogą i kompromitującą dla sklepu. Przypadek najbardziej charakterystyczny: zamówiłam komputer, model dość rzadko spotykany w Polsce, miały go w ofercie dwa sklepy, z których tylko jeden miał swoją placówkę w stolicy. W ofercie w sieci model figuruje jako dostępny, dlatego wybrałam się tam, złożyłam zamówienie - oczywiście, nie mają egzemplarza na miejscu. Zapłaciłam za niego z góry, czyli sklep przyjął ponad 5000 PLN i zobowiązał się dostarczyć zamówienie w ciągu czterech dni roboczych. Przy takiej kwocie domagałam się spisania umowy, łącznie z terminami zapłaty i zobowiązania do dostarczenia sprzętu. Po czterech dniach dostałam telefon, że mogę przyjechać do sklepu po odbiór. Na miejscu dowiedziałam się, że sprzętu jednak nie ma - muszę poczekać jeszcze tydzień. Zgodziłam się pod warunkiem 15% upustu, na co reakcją było ordynarne wyśmianie mnie przy innych klientach. Śmiech się skończył, kiedy głośno doradziłam wszystkim obecnym skorzystanie z innego sklepu, ponieważ ten tutaj zaprasza do odbioru nieistniejącego sprzętu - 3 osoby, które słyszały rozmowę ze sprzedawcą, wyszły. Po rzeczonym tygodniu dowiedziałam się, że sprzętu NADAL nie ma i mogę poczekać jeszcze tydzień. Przystałam na to i zaczęłam gromadzić amunicję. Po kolejnym tygodniu, kiedy sprzętu nadal nie było i dowiedziałam się, że nie będzie, zażądałam adnotacji na umowie, że mimo upływu 21 dni kalendarzowych i opłacenia całego zamówienia sklep nie wywiązał się z umowy. Ciuciubabka z oddawaniem kasy trwała kolejne 3 miesiące, kiedy to "przelew nie mógł dojść", "szef nie zostawił gotówki" itd. Zaczęłam im robić bardzo aktywną antyreklamę w komentarzach i porównywarkach cen. Żądanie zwrotu całej wpłaconej kwoty wraz z ustawowymi odsetkami, zwrotu kosztów licznych dojazdów do sklepu i rekompensaty za stracony czas (a bardzo wysoko go sobie ceniłam) dołączyłam do opisu całej sytuacji - potrafię być niezwykle elokwentna, "daleko idąca niekompetencja" i "ordynarna próba oszustwa" były najłagodniejszymi z użytych sformułowań - wydrukowanego screena z sieciowej oferty sklepu, gdzie interesujący mnie sprzęt wciąż był oznaczony jako "dostępny w 24 h" i zaświadczenia z policji, że złożyłam zawiadomienie o próbie oszustwa, a to wszystko zaniosłam prosto do głównego zwierzchnika pana sprzedawcy. Następnego dnia moja przyjaciółka, która jest dziennikarką w dużej gazecie, zadzwoniła tam "żeby poprosić o ich stanowisko w sprawie, bo potrzebuje go do artykułu jako kontrapunkt dla mojej wypowiedzi, że zostałam oszukana przez sklep". Efekt? Po tygodniu zostałam zaproszona do sklepu, gdzie w obecności szefa pan "chyba pani śmieszna jest, że chce obniżkę ceny", czerwony ze wstydu i wściekłości, oddał mi całą gotówkę, przeprosił - a przyszło mu to z dużym trudem - i dał mi do przeczytania swoją dyscyplinarkę. Postępowanie śledcze w związku z zaciąganiem zobowiązań w imieniu firmy, których się nie respektuje, jest wystarczającym powodem, żeby uznać kogoś za łamiącego podstawowe obowiązki pracownicze. Jeżeli nie jesteś właścicielem ani jego spadkobiercą, nie jesteś nienaruszalny na posadzie. Wystarczy, że trafisz na kogoś, kto musiał uczynić z perfidii i złośliwości główne narzędzie przetrwania. Na przykład na mnie.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2011 o 23:52

[historia]
Ocena: -1 (Głosów: 5) | raportuj
26 listopada 2011 o 18:36

Jeżeli chcę coś naprawić szybko, to zazwyczaj zabieram się za to sama, ale np. nieistniejącej płyty nr 3 z kompletu 1-3, która powinna być w pudełku, nie stworzę. A kiedy jakiś dupek w sklepie mówi mi, że mogę iść się poskarżyć chodnikowi na wybrakowany towar, mimo tego braku pełnopłatny, bo rozerwałam fabryczną folię, to te paragrafy dają mi podstawę do zaskarżenia sklepu, a jego zachowanie do wyrąbania soczystej epistoły do jego szefa. Już kilka razy doprowadziłam do zwolnienia takich, co to chcieli mnie zbyć tekstem "kupiłaś, to się martw", wystarczyło uczynić zabawę w kotka i myszkę za drogą i zbyt kompromitującą dla sklepu.

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2011 o 18:37

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
26 listopada 2011 o 18:05

Dorozumiana umowa kupna-sprzedaży w handlu detalicznym zakłada, że sprzedawany towar jest sprawny i nadaje się do właściwej mu eksploatacji, jeżeli sprzedawca nie poinformował wyraźnie kupującego, że jest inaczej. Jeżeli klient przychodzi do sklepu i zgłasza właśnie niezgodność towaru z umową (najlepiej na piśmie, z poświadczeniem przyjęcia zgłoszenia na kopii), udowodnienie, że towar spełnia warunki umowy leży po stronie sprzedawcy. Sklep oferuje produkt jako pełnowartościowy, jako taki go sprzedaje i musi za to odpowiadać.

[historia]
Ocena: 0 (Głosów: 0) | raportuj
26 listopada 2011 o 17:59

Ma - sklep nie może zwolnić się z odpowiedzialności za sprzedanie towaru niezgodnego z umową. Odpowiedzialność producenta to jedno, ale to sklep sprzedaje coś, co powinno być pełnowartościowym towarem.

[historia]
Ocena: 13 (Głosów: 25) | raportuj
26 listopada 2011 o 11:30

Wrzeszczę wtedy, kiedy wymaga tego sytuacja. Czyli zawsze, kiedy ktoś usiłuje zawrzeszczeć mnie. Mój normalny ton jest delikatny i subtelny, takie wymogi zawodu. Zerowa siła przebicia, dlatego bardzo szybko nauczyłam się panować nad skalą i siłą głosu. :P

Zmodyfikowano 1 raz Ostatnia modyfikacja: 26 listopada 2011 o 11:31

[historia]
Ocena: 2 (Głosów: 4) | raportuj
26 listopada 2011 o 11:27

Mojej też już nie chcą brać, bo za lekka jestem, kiedyś głupio dałam się zważyć, ale kiedy wpadają w panikę, dostaję telefon "czy nie mogłabym przyjść i sprawdzić, czy nie mogę oddać jednostki". Jakoś zawsze się waga rozjeżdża i przeskakuje na tę cięższą stronę pięćdziesiątki.

« poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 1012 13 następna »