Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fahren

Zamieszcza historie od: 19 listopada 2011 - 0:00
Ostatnio: 24 kwietnia 2024 - 22:55
O sobie:

"Mniej więcej", to są dwa palce w d**. Jeden mniej, drugi więcej.

  • Historii na głównej: 61 z 126
  • Punktów za historie: 29158
  • Komentarzy: 2496
  • Punktów za komentarze: 17552
 

#26389

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Złapała mnie policja. Za jazdę na przeciwmgielnych (przednich). We mgle.

policja

Skomentuj (81) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 969 (1159)

#26291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś kumpel wziął mnie jako kierowcę (Na jakieś urodziny jechał). Wszystko idzie jak należy, czas wracać. Godzina ok. 1 w nocy - droga nieoświetlona, dość wąska (samochody się miną, ale samochody + pieszy już nie) i mało uczęszczana. Jako że światła długie miały tendencję do samoistnego wyłączenia się, jechałem na krótkich. Jakieś 60 km/h. I na 5m przed sobą mignęły mi blond włosy. Pierwsze co - odbijam kierownicą, coby szarpnąć autem, ale nie uderzyć pieszego. Kumpel zorientował się, że ktoś idzie dopiero, gdy pieszy był na wysokości jego drzwi... Jakoś poszło, nic nikomu się nie stało.

Okazały się dwa fakty - pieszy ubrany na czarno, żadnych odblasków, nic. Żeby nie blond kolor - zorientowałbym się, że ktoś szedł w momencie wpadania człowieka przez szybę. Fakt nr 2, który wyszedł na jaw po 10 minutach - pieszym była moja siostra. Żeby było jeszcze lepiej - po tygodniu od tego zdarzenia przefarbowała się na kruczą czerń...

Somocity

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 633 (707)

#24371

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bardzo dziękuję złodziejowi, który dziś rano wyrwał mi siatkę ze śmieciami.
Sam chciałem wyrzucić, a tu taka niespodzianka, że mnie wyręczyłeś :)

osiedle

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1230 (1312)
zarchiwizowany

#24256

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprzed chwili:

Mam na obiekcie tzw. Promenadę, tj odgrodzony kawałek chodnika z kilkoma placami zabaw. Jak można się domyślić - jest tam zakaz wyprowadzania psów. Jednakże jeden z lokatorów idąc na fajeczkę złamał ten zakaz, co piesek wykorzystał załatwiając "cięższą sprawę". Podszedłem do tego pana, zwróciłem mu uwagę na zakaz i wyczyn psa i poprosiłem, żeby po czworonogu posprzątał i zabrał go do domu. "Panie, a co to komu przeszkadza, przecież się załatwił przy płocie". Uświadomiłem panu, dla kogo są przeznaczone place zabaw i co też tak młodocianym może przyjść do głowy. Pan się nie przejął. Więc... zapytałem, czy ma dzieci.
-"Ano mam, a co?"
-"Więc proszę (wręczam mu siatkę foliową) zebrać to, co pies zostawił, zanieść do domu i dać dzieciom do zabawy, bo jestem pewny, że jak przyjdą na plac - znajdą i i tak zaczną się tym bawić"

Pana lekko ścięło, ale posłusznie zebrał ślady bytności psa i wrzucił do śmietnika.

Na razie tyle, zobaczymy, czy coś jeszcze dzisiaj się trafi :)

Wspólnota

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 250 (278)
zarchiwizowany

#24173

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z rodziną tylko na zdjęciu...

Szwagier mój jest z zamiłowania mechanikiem. Więc tata zostawił mu samochód do naprawy. Kupił na ten czas inny, bo "bez auta jak bez ręki". Samochód jest naprawiany ponad rok (!) i ogólnie jest w coraz gorszym stanie. Wczoraj dzwonił do taty brat (mój, nie jego). Z taką sprawą, że ktoś ukradł tablice rejestracyjne z naprawianego auta. I na tych tablicach podjechał na stację i wlał paliwo bez płacenia. Niby nie aż tak piekielne, gdyby nie dwa fakty:

1) - Samochód ciągle stoi w garażu, pilnowany przez psa i kłódkę.

2) - Pracownik stacji twierdzi, że te tablice były na Vw Passacie. Opis auta pasuje do tego, jakim jeździ brat szwagra.

Wniosek nasuwa się sam

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (207)
zarchiwizowany

#22273

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia usłyszana od Szefa Kompanii (emerytowanego już)

Kilkanaście lat wstecz, przechodził obok swojej jednostki, po cywilu. I zauważył, że ktoś wspina się po płocie od wewnętrznej strony. Poczekał i rozpoznał swojego żołnierza, który bez przepustki próbował "wyrwać się" do dziewczyny. Gdy żołnierz był już na chodniku, SK zatrzymał go i wypytuje, gdzie się wybiera itp. Żołnierz zmieszany (w końcu niemałe konsekwencje go czekały) odpowiadał i przepraszał. Na to SK kazał mu przejść przez ten płot dodatkowe 50 razy (do jednostki i na chodnik, łącznie 100 wspinaczek). Gdy żołnierz skończył, SK zapytał go, czy ma jeszcze siły. Po odpowiedzi że tak - SK pozwolił mu iść, gdzie chciał wypisując przepustkę. Po powrocie żołnierza znalazł na swoim biurku 0,5 w ramach podziękowań :)

Dawne czasy w wojsku

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 301 (321)

#21424

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego razu moi ówcześni sąsiedzi (lat ok 14) przyszli do mnie celem podzielenia się dość dziwną informacją - w lesie nieopodal znaleźli uwiązanego psa.

Poleciałem z tym od razu do taty, coby psa jakoś ratować, więc wziął sąsiada i poszli po niego. Pies był sporych rozmiarów, cholernie agresywny, toteż sąsiad zakleił mu pysk taśmą samoprzylepną i dość mocno obwiązał (Kagańca nie szło założyć, a dobrowolne pogryzienie nie wchodziło w rachubę). I konsternacja, gdzie by psa wziąć - u sąsiada jeden pies podobnych rozmiarów już był (stąd kaganiec) i nie miał miejsca na drugiego, więc tata wziął go do nas.

Przyzwyczajał go do siebie, karmił go, poił i po paru dniach (może 4) już tak agresywny w stosunku do nas nie był. Przybrał nieco na wadze (będąc przywiązanym można było na żebrach grać marsz Mandelsona), ogólnie odzyskał wiarę w człowieka. Gdzie piekielność?

Po kilku dniach (ok. tygodnia od przygarnięcia) pojawił się inny sąsiad twierdząc, że to jego pies i chce, by mu go zwrócono. Tata się temu sprzeciwiał, wszak była to znajda, zresztą "przeznaczona" na zagłodzenie. Ale jak się okazało, sąsiad miał dokumenty potwierdzające, iż Spike jest jego, toteż tata wiele zdziałać nie mógł i oddał. Po 2-3 tygodniach pies padł od przetrącenia kręgosłupa łańcuchem (Nieprzypadkowo i łańcuch ten nie służył wówczas za "ogranicznik terenu"). Sąsiad nadal jest bezkarny, a minęło już parę lat.

Osiedle

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 742 (818)
zarchiwizowany

#21672

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tym, że "serwis" nie znaczy "profesjonalnie"

Na początku grudnia padła mi pompa wody (spora nieszczelność). Więc dałem auto do serwisu (jak sądziłem, lepiej zrobią, niż "garażowcy") Wymienili pompę, przy okazji kilka innych części (w tym rozrząd) i fajnie. Nacieszyłem się autem dwa dni. Przestał palić na (w moim mniemaniu) trzy cylindry (z czterech). No to do reklamacji. Auto wzięli, po kilku dniach dzwonią, że działa. Ponoć zawiodły kable wysokiego napięcia, niby w innych miejscach. Bullshit, od października ich nie ruszałem. Po kolejnych pięciu dniach przestał trzymać obroty (spadał do 500 obr/min, gaz w podłodze nic nie zmieniał). Sprawdzam olej - ledwo dolna kreska. Dolałem i trzyma... przez jakieś 20 km bo zdążył wypalić. Teraz stoi na parkingu i go nie ruszam, bo po prostu nim nie dojadę.

O rozrządzie wspomniałem, bo sami mówili, że przestawili o jeden ząb w stosunku do starego (źle założonego podobno), więc mniemam, że przez to uszkodziły się zawory. Tak więc straciłem sporo kasy i nadal nie mam sprawnego auta...

Autoserwis "Bosch" w Poznaniu (Piątkowo)

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 177 (221)

#20563

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O chamskim remoncie auta za cudze pieniądze.

Otóż w mojej mieścince jeździł sobie pewien cwaniak. Wynalazł pewien sposób, jak zdobyć odszkodowanie "ot tak". Gdybym sam tego nie przeżył, to pewnie bym nie uwierzył, że ktoś tak robi specjalnie.

Otóż cwaniak działał w ten sposób - siadał komuś na zderzaku (a miał dobre auto), coby ktoś próbował mu uciec rozpędzając się. Gdy już prędkości były większe, wyprzedzał... i zaraz po manewrze ostro po hamulcach, praktycznie stawał w miejscu. Bez względu na to, czy coś jakaś przeszkoda jest, czy nie. Chodziło o to, aby wyprzedzony wjechał mu w bagażnik, co dostanie odszkodowanie z OC "tego, co nie zachował odstępu" (wspominałem, że wyprzedzając zajeżdżał pod sam zderzak?) Ja będąc wyprzedzonym i widząc, jak blisko niego jestem, nieco przyhamowałem, co by miejsce zrobić. A że hamulce miałem mocne, to też uratowało mnie przed skasowaniem auta (nie mówiąc już o śmierci, bo stracić sterowanie w środku lasu jadąc jakieś 100 km/h nie jest wesołe). Okazało się, że cwaniak jednak szybciej wytracał prędkość i puknąłem go delikatnie w zderzak (wypadkowa może 4km/h).

Cwaniak awaryjne i do mnie z ryjem, jak ja jeżdżę (?), obejrzał "szkody" (dwie delikatne rysy od mojej rejestracji) i dzwoni na policję. Ok, to dzwoń. Przyjechali, popatrzyli i pytają. Najpierw jego, potem mnie. On, że jechał sobie spokojnie, i nagle coś w niego uderzyło, ja mówiłem, jak było. No i wyszło na moje, gdyż na asfalcie po ostrym hamowaniu zostają ślady. Więc policjanci uznali, że gdybym faktycznie ja spowodował stłuczkę, hamowalibyśmy łagodniej. Cwaniak dostał mandat (nie pamiętam już, jak wysoki, działo się to jakieś półtorej roku temu), ja nie dostałem nic.

Podobno w ten sposób załatwił sobie już kilka odszkodowań od tych, którzy nie zdążyli wyhamować, więc oprócz blacharki naprawiał sobie inne, niezwiązane z bagażnikiem części (Wymiana kabli wysokiego napięcia, lusterka typu M3...) Tak więc kierowcy, uważajcie.

Droga w lesie

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 477 (505)
zarchiwizowany

#20657

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
W poprzedniej historii wspomniałem, że moja siostra przez nieobecność miała piekło w szkole. Tak więc po kolei.

Siostra wraz z klasą pojechała na kolonie, opiekunami było kilku nauczycieli (w tym informatyk, prywatnie mąż polonistki uczącej w tej samej szkole). Jak to na koloniach bywa, gdy podopieczni śpią, opiekunowie oddają się innym rozrywkom, jak np opróżnianie butelek z napojem procentowym. Po powrocie ktoś o owym opróżnianiu się wygadał. A że w to miejsce z tymi nauczycielami jechała tylko klasa mojej siostry, winnego zaczęto szukać tam. Pech chciał, że siostra była nieobecna podczas poszukiwań, toteż klasa zrzuciła winę na nią (nieobecna nie mogła się wybronić. I wtedy ciało pedagogiczne zaczęło ją niszczyć psychicznie, każdy z nauczycieli na niej "siedział". Dostawała różnego rodzaju uwagi za:

- Brak rękawów przy mundurku (co z tego, że jest w-f i ma prawo dziewczyna sobie je odpiąć, coby się nieco schłodzić)
- Zbyt nisko zapięty mundurek (czyli do miejsca, gdzie obręcz barkowa łączy się z mostkiem) i "świeci" dekoltem (Nauczycielek ten zakaz nie obejmuje)
- Zbyt wysoko zapięty mundurek ("skoro zakrywa szyję, to pewnie coś na niej ma")
- Lakier na paznokciach
- Nawet ledwo zauważalny makijaż (miała wtedy 15 lat, makijaż normalna rzecz moim zdaniem)
- Inna fryzura (siostra włosy prostuje, raz nie miała czasu i jej pofalowały)
- Sposób chodzenia (do dziś nie wiem, o co chodziło)
- Jakakolwiek biżuteria
- Pofarbowaną grzywkę

Rodzice wzywani do szkoły byli średnio 3 razy w tygodniu. Z byle powodu. A mama moja jeździła, tłumaczyła, przepraszała i w ogóle. Jednego dnia mama musiała wstać wcześniej, zrobić mleko dla najmłodszej z rodzeństwa, która się obudziła. Gdy mama przygotowywała mleko, siostra (ta gimnazjalistka) akurat do szkoły wychodziła, więc mama wiedziała, w jakim była stanie. Po godzinie telefon. Ze szkoły. Że z wyglądem siostry jest coś nie tak. Ok, to mama w auto, ja przy najmłodszej i pojechała. Co się okazało? Siostra przyszła do szkoły z pełnym, mocnym makijażem (w tym miejscu zapaliła się czerwona lampka, bo nie kojarzyła, żeby siostra była jakoś wyraźnie wymalowana). Zaraz po tym, mama poprosiła, żeby siostra była przy tej rozmowie, co będzie miała szansę się wytłumaczyć. Ok, nauczycielka po nią poszła (trwały lekcje, ważne) i po wprowadzeniu do dyrektorki mama oniemiała. Makijażu brak. Nawet rzęsy nie były wymalowane, czy nos przypudrowany. To mama od razu zaczęła wrzeszczeć na dyrektorkę, że po co ja wzywa do szkoły, skoro nic się nie dzieje, siostra nic złego nie robi ani nic. Tłumaczenia ciała pedagogicznego, że "najwyraźniej go zmyła" były co najmniej żenujące. I tu punkt kulminacyjny - gdy mama wychodziła, jedna z nauczycielek (dziwnym trafem polonistka) odprowadzała mamę do drzwi. I nagle "drrrrrrryń" - dzwonek na przerwę, wszyscy wychodzą na korytarz i mama wręcz chamsko pokazuje palcem "Ta nie ma mundurka", "Ta jest na szpilkach", "Ta ma pofarbowane włosy", "Ta ma kolczyki", "Ta ma praktycznie dekolt na wierzchu". Wyliczanka trwała do 15 osoby w ciągu minuty, za każdym razem wymieniając inne uchybienie, za które u siostry był telefon do rodziców. Nauczycielka tylko się zmieszała i przytakiwała.

Niestety, miejscowość nasza duża nie jest, toteż nie było gdzie siostry przenieść. Musiała się z tym gimnazjum użerać przez rok, bo na szczęście była już w ostatniej klasie.

Gimnazjum

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 228 (256)