Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fahren

Zamieszcza historie od: 19 listopada 2011 - 0:00
Ostatnio: 7 grudnia 2024 - 1:59
O sobie:

"Mniej więcej", to są dwa palce w d**. Jeden mniej, drugi więcej.

  • Historii na głównej: 64 z 129
  • Punktów za historie: 29753
  • Komentarzy: 2551
  • Punktów za komentarze: 17790
 
zarchiwizowany

#28270

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia mojego kuzyna (mąż kuzynki, nie wiem, jak się na niego mówi). Kilka lat temu podwiózł brata. Brat, mając jakieś sprawy do załatwienia wysiadł nieco wcześniej. Kuzyn przyjechał do domu (niecały kilometr dalej) dowiedział się, że jego brat nie żyje. Dlaczego? Jacyś ludzie w miejscu, gdzie wysiadł gonili go z siekierą. Podobno głowa zmasakrowana (nie widziałem, wolałem zapamiętać go żywego). Policja zbadała wszelkie poszlaki itp. Raport? "Zginął gdyż ciężarówka zahaczyła go rogiem naczepy na skrzyżowaniu". Z tego, co wiem, sprawcy nadal są na wolności.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (203)

#26769

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Choruję na stawy. Każdy jeden jest w jakimś stopniu ograniczony. Najbardziej nadgarstki i to właśnie o nich będzie.

Szpital, w którym się leczyłem miał dwa budynki, zwane Szpitalem i Sanatorium. Ogólnie ludzie ze Szpitala nie znali się z ludźmi z Sanatorium (i vice versa), toteż nie wiedzieli, kto na co choruje. Zasada była taka, że jeśli było mało osób zapisanych na jakieś ćwiczenia, to łączyli grupę wraz z drugim budynkiem. Niepisaną zasadą było też to, że jeśli prowadząca ćwiczenia była potrzebna gdzieś indziej, to jej rolę (do powrotu) przejmował ktoś, kto już te ćwiczenia zna.

No i mieliśmy tzw "rączki" - czyli ćwiczenia rąk. Akurat to konkretne polegało na położeniu dłoni na krawędzi stołu, przytrzymaniem jej drugą łapką i machaniem łokciem w górę i w dół. O ile w dół mogłem łokieć opuścić, tyle do góry nieco ponad poziom już nie. Prowadzącą wywiało do sali obok, naprzeciw mnie siedział jakiś gościu z Sanatorium, który widząc, że zbyt wysoko łokcia nie podnoszę sądził, że się obijam. Postanowił coś z tym zrobić. Mianowicie - wstał, przytrzymał mi dłoń (tą na stole), złapał za łokieć i pociągnął. Ból porównywalny do zgięcia kolana w nie tą stronę, co zwykle. Nadgarstek "wyjęty z użycia" przez 3 tygodnie.

Może opis nie jest tak piekielny, jak wizualizacja tego zajścia ale uwierzcie - do dzisiaj mam ten widok przed oczami. A minęło z 10 lat.

Szpital i Sanatorium w Sopocie

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 479 (527)
zarchiwizowany

#27298

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakoś latem 2009 wracając od koleżanki dość późną godziną (było już ciemno) natknąłem się na pewną staruszkę. Nieprzytomną. Pierwsza myśl - ocucić ją. Udało mi się to po pięciu minutach. W tym czasie zatrzymał się przejeżdżający samochód (prawdopodobnie widząc, że ktoś klęczy na chodniku). Szybka informacja o tym, co wiem na temat zajścia. Kierowca jednak bardziej opanowany ode mnie wezwał karetkę, widząc krew na włosach do niedawna nieprzytomnej pani. Gdzie piekielność?

1- Staruszka leżała pod komisariatem, w oświetlonym miejscu. Policjant wyszedł po ok 10 minutach od rozpoczęcia "akcji"

2- Karetka przyjechała na sygnale po 20 minutach od wezwania. Mimo, że do szpitala piechotą można się wyrobić w 10 minut.

Gratuluję w/w instytucjom za szybkie i sprawne działanie.

Policja & Pogotowie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 166 (202)

#26389

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Złapała mnie policja. Za jazdę na przeciwmgielnych (przednich). We mgle.

policja

Skomentuj (81) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 971 (1161)

#26291

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kiedyś kumpel wziął mnie jako kierowcę (Na jakieś urodziny jechał). Wszystko idzie jak należy, czas wracać. Godzina ok. 1 w nocy - droga nieoświetlona, dość wąska (samochody się miną, ale samochody + pieszy już nie) i mało uczęszczana. Jako że światła długie miały tendencję do samoistnego wyłączenia się, jechałem na krótkich. Jakieś 60 km/h. I na 5m przed sobą mignęły mi blond włosy. Pierwsze co - odbijam kierownicą, coby szarpnąć autem, ale nie uderzyć pieszego. Kumpel zorientował się, że ktoś idzie dopiero, gdy pieszy był na wysokości jego drzwi... Jakoś poszło, nic nikomu się nie stało.

Okazały się dwa fakty - pieszy ubrany na czarno, żadnych odblasków, nic. Żeby nie blond kolor - zorientowałbym się, że ktoś szedł w momencie wpadania człowieka przez szybę. Fakt nr 2, który wyszedł na jaw po 10 minutach - pieszym była moja siostra. Żeby było jeszcze lepiej - po tygodniu od tego zdarzenia przefarbowała się na kruczą czerń...

Somocity

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 634 (710)

#24371

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bardzo dziękuję złodziejowi, który dziś rano wyrwał mi siatkę ze śmieciami.
Sam chciałem wyrzucić, a tu taka niespodzianka, że mnie wyręczyłeś :)

osiedle

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1232 (1314)
zarchiwizowany

#24256

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Sprzed chwili:

Mam na obiekcie tzw. Promenadę, tj odgrodzony kawałek chodnika z kilkoma placami zabaw. Jak można się domyślić - jest tam zakaz wyprowadzania psów. Jednakże jeden z lokatorów idąc na fajeczkę złamał ten zakaz, co piesek wykorzystał załatwiając "cięższą sprawę". Podszedłem do tego pana, zwróciłem mu uwagę na zakaz i wyczyn psa i poprosiłem, żeby po czworonogu posprzątał i zabrał go do domu. "Panie, a co to komu przeszkadza, przecież się załatwił przy płocie". Uświadomiłem panu, dla kogo są przeznaczone place zabaw i co też tak młodocianym może przyjść do głowy. Pan się nie przejął. Więc... zapytałem, czy ma dzieci.
-"Ano mam, a co?"
-"Więc proszę (wręczam mu siatkę foliową) zebrać to, co pies zostawił, zanieść do domu i dać dzieciom do zabawy, bo jestem pewny, że jak przyjdą na plac - znajdą i i tak zaczną się tym bawić"

Pana lekko ścięło, ale posłusznie zebrał ślady bytności psa i wrzucił do śmietnika.

Na razie tyle, zobaczymy, czy coś jeszcze dzisiaj się trafi :)

Wspólnota

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 252 (280)
zarchiwizowany

#24173

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Z rodziną tylko na zdjęciu...

Szwagier mój jest z zamiłowania mechanikiem. Więc tata zostawił mu samochód do naprawy. Kupił na ten czas inny, bo "bez auta jak bez ręki". Samochód jest naprawiany ponad rok (!) i ogólnie jest w coraz gorszym stanie. Wczoraj dzwonił do taty brat (mój, nie jego). Z taką sprawą, że ktoś ukradł tablice rejestracyjne z naprawianego auta. I na tych tablicach podjechał na stację i wlał paliwo bez płacenia. Niby nie aż tak piekielne, gdyby nie dwa fakty:

1) - Samochód ciągle stoi w garażu, pilnowany przez psa i kłódkę.

2) - Pracownik stacji twierdzi, że te tablice były na Vw Passacie. Opis auta pasuje do tego, jakim jeździ brat szwagra.

Wniosek nasuwa się sam

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 179 (209)
zarchiwizowany

#22273

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia usłyszana od Szefa Kompanii (emerytowanego już)

Kilkanaście lat wstecz, przechodził obok swojej jednostki, po cywilu. I zauważył, że ktoś wspina się po płocie od wewnętrznej strony. Poczekał i rozpoznał swojego żołnierza, który bez przepustki próbował "wyrwać się" do dziewczyny. Gdy żołnierz był już na chodniku, SK zatrzymał go i wypytuje, gdzie się wybiera itp. Żołnierz zmieszany (w końcu niemałe konsekwencje go czekały) odpowiadał i przepraszał. Na to SK kazał mu przejść przez ten płot dodatkowe 50 razy (do jednostki i na chodnik, łącznie 100 wspinaczek). Gdy żołnierz skończył, SK zapytał go, czy ma jeszcze siły. Po odpowiedzi że tak - SK pozwolił mu iść, gdzie chciał wypisując przepustkę. Po powrocie żołnierza znalazł na swoim biurku 0,5 w ramach podziękowań :)

Dawne czasy w wojsku

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 303 (323)

#21424

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pewnego razu moi ówcześni sąsiedzi (lat ok 14) przyszli do mnie celem podzielenia się dość dziwną informacją - w lesie nieopodal znaleźli uwiązanego psa.

Poleciałem z tym od razu do taty, coby psa jakoś ratować, więc wziął sąsiada i poszli po niego. Pies był sporych rozmiarów, cholernie agresywny, toteż sąsiad zakleił mu pysk taśmą samoprzylepną i dość mocno obwiązał (Kagańca nie szło założyć, a dobrowolne pogryzienie nie wchodziło w rachubę). I konsternacja, gdzie by psa wziąć - u sąsiada jeden pies podobnych rozmiarów już był (stąd kaganiec) i nie miał miejsca na drugiego, więc tata wziął go do nas.

Przyzwyczajał go do siebie, karmił go, poił i po paru dniach (może 4) już tak agresywny w stosunku do nas nie był. Przybrał nieco na wadze (będąc przywiązanym można było na żebrach grać marsz Mandelsona), ogólnie odzyskał wiarę w człowieka. Gdzie piekielność?

Po kilku dniach (ok. tygodnia od przygarnięcia) pojawił się inny sąsiad twierdząc, że to jego pies i chce, by mu go zwrócono. Tata się temu sprzeciwiał, wszak była to znajda, zresztą "przeznaczona" na zagłodzenie. Ale jak się okazało, sąsiad miał dokumenty potwierdzające, iż Spike jest jego, toteż tata wiele zdziałać nie mógł i oddał. Po 2-3 tygodniach pies padł od przetrącenia kręgosłupa łańcuchem (Nieprzypadkowo i łańcuch ten nie służył wówczas za "ogranicznik terenu"). Sąsiad nadal jest bezkarny, a minęło już parę lat.

Osiedle

Skomentuj (39) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 744 (820)